tag:blogger.com,1999:blog-67655044407492021162024-03-14T04:22:55.159-07:00Wataha RenaissanceBlack Wolfhttp://www.blogger.com/profile/11524442074352275967noreply@blogger.comBlogger884125tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-87402626184705856542023-01-31T13:13:00.001-08:002023-01-31T13:13:08.846-08:00Zawieszenie <div style="text-align: left;"><div style="text-align: justify;"> Kochani, </div><div style="text-align: justify;">Liczyłam na to, że ten moment nie nadejdzie... </div><div style="text-align: justify;">Z dniem dzisiejszym blog zostaje oficjalnie zawieszony. Chciałam wszystko pogodzić ze sobą, ale nie dałam rady. Studia całkiem mnie ograniczyły, dodatkowo sytuacja w domu jest dość skomplikowana. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Chciałabym Wam wszystkim podziękować. Za wspaniałe wspólne chwile. Zostaną na długo w mojej pamięci. Wspólnie przegadane wieczory, czy to na kanale głosowym, czy to po prostu spędzone na pisaniu. Niejednokrotnie dzięki Wam uśmiech gościł na mojej twarzy i nowe siły dodawały mi motywacji. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Mam nadzieję, że nie żegnamy się na zawsze. Po prostu nie chcę całkiem zamykać tego rozdziału. Dlatego też postanowiłam zawiesić bloga, a nie całkiem go zamknąć. Trudno mi określić na jak długo zostaje zawieszony w swoim działaniu. Z pewnością dopóki nie pogodzę wszystkiego. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Postanowienie o zawieszeniu już od jakiegoś czasu mi towarzyszyło. Moje wielokrotne znikanie spowodowało odczucie, że postępuję nie w porządku względem wszystkich członków. Jeśli alfa znika tak sobie, to co to za alfa? </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Miałam swoją pomoc. Mooniś, dziękuję Ci z całego serca. Tak naprawdę tego bloga nie byłoby, gdyby nie Twoja osoba. Wielokrotne spieszyłaś z pomocą, to Ty robiłaś tu praktycznie wszystko. Zawsze czułam, że zbyt wiele bierzesz na swoje barki, ale zamiast ci pomóc, postępowałam nie w porządku i znikałam. Jest mi naprawdę przykro, że zostawiłam Cię z tym całkiem samą. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Lunko, Tobie także jestem naprawdę wdzięcza. Podnosiłaś mnie na duchu w najtrudniejszych momentach. Czułam, że mogę wypłakać się w twoje ramię, a ty będziesz obok. Potrafiłaś dać niesamowitego kopniaka w ramach motywacji, który zawsze był skuteczny. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Chciałabym podziękować każdemu z osobna i Wam wszystkim razem. Byliście, jesteście i zawsze będziecie dla mnie jak rodzina. Zawsze mogłam na Was polegać. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Szkoda, że ja nie mogłam być wsparciem dla Was...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Jeśli ktokolwiek chciałby się ze mną skontaktować, może napisać do mnie na Gmail lub na konta gier (Howrse / DoggiGame), ale na grach jestem naprawdę rzadko. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Dziękuję Wam za ten wspaniały czas podczas pisania historii tego bloga. Każdy z Was jest jej częścią. </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Trzymajcie się ciepło, </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">~ Kochająca Renesmee</div></div>Black Wolfhttp://www.blogger.com/profile/11524442074352275967noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-51084213418139491322022-12-31T06:09:00.001-08:002022-12-31T06:09:35.153-08:00Od Yneryth’a c.d. Belief/Noiter ~ "Misja ratunkowa"Biały basior do tej pory raczej nie zdążył się rozerwać. Walka z jaszczurami, nie usatysfakcjonowała go tak, jak sobie to wyobrażał. Niemal każdy wilk wchodził mu w drogę, próbując, jak oni to nazywali "pomagać”. W głowie samiec wyobrażał sobie, jak przez przypadek przebija swoich pobratymców w ferworze walki. Wizje te ograniczyły go do wywierania nacisku w sposób ściśle fizyczny.<br />Po całym zamieszaniu, z rozczarowaniem rozejrzał się po okolicy, widząc pobojowisko spływające krwią i kawałkami wyszarpanego miejsca. Yneryth jednak bardziej przejął się śladami pozostawionymi na biernie żyjącym otoczeniu. Walka nie przytoczyła mu tyle nie zadowolenia, co całe te "emocjonalne” głupoty. Lekko mówiąc, nie mógł się powstrzymać, by przerwać im tą jakże słodką pogawędkę. Zdawało się, że pobratymcy zrozumieli, o co mu chodziło i niemalże od razu udali się kontynuując dalszą część swojego planu.<br />Żółtooki wysłuchał całego tego jakże teatralnego występu, lecz gdy zdawało mu się, że to już koniec, Osear się lekko zdenerwował. Mówił coś tam o jakiś wyborach i innych głupotach, może gdyby basior bardziej się na tym skupił, to wiedziałby, o co mu chodziło. Niestety, lecz to nie był jeszcze koniec. Osear zdematerializował się, wilk dosłownie sam otoczył całą brygadę. W tamtym momencie Yneryth poczuł, że będzie jeszcze okazja, by się wykazać. Samcowi pojawiła się gęsia skórka i znaczne podekscytowanie. Zaczął napinać się, by być gotowym na następną rudne. Nim zdążył się rozluźnić, chmura się zmaterializowała, a Osear uderzył go od boku. Yneryth, jak zdmuchnięty przez wiatr odleciał z miejsca, zatrzymując się dopiero na ścianie jaskini. Uderzając o kamień, wilkowi lekko zakręciło się w głowie, przynajmniej tak mu się zdawało. Czarna mglista chmura wypełniała jaskinie, wręcz wyciekając z niej na zewnątrz. Żółte oczy ledwo dostrzegały w niej pozostałych pobratymców. Z konturów jedynie wyróżniali się dwaj skrzydlaci i wadera. Yneryth zatrzymał się pod ścianą z lekkim bólem głowy, próbując przeanalizować na nowo sytuację. Z tego miejsca nie był w stanie dostrzec Osear, jedynym pewnikiem jego obecności były warczenia i wykrzyknienia, nie zapominając o odgłosach uderzeń oraz zderzeń pazurów. Ten zły dosłownie pojawiał się z mgły i zaraz zmów znikał niespostrzeżony. Nie było jak z nim walczyć. Haos rozprzestrzeniający się do uszu Yneryth’a znacznie odcinał go od możliwości skupienia się. Odchodząc od ściany w głąb walki, znów oberwał, teraz przesuwając się jedynie po ziemi. Taka walka, nie miała dla niego żadnego sensu. Za każdym otrzymanym ciosem słabł, zresztą tak jak jego sojusznicy. Rozjuszony tchórzliwością, a zarazem sprytem czarnego, wykrzyknął.<br />- Nie tylko ty umiesz się chować! – Biały zaciskając łapy na podłożu, zaczął robić to, co szło mu najlepiej. Skała, na której stali zaczęła pękać, rozchodząc się do bocznych ścian. Z pęknięć zaczęły wyłaniać się kamyczki, które podnosząc się nad szczelinę, rozpadały się w skalny pył. Piach owinął całą szóstkę. W tym momencie jaskinia zdawała się dosłownie pusta. Wypełniona jedynie ciemną zawiesiną. – Ciekawe jak zaatakujesz z ukrycie coś, czego nie widzisz. Belief, Noiter, Aries, Manu, Farim, nie ruszajcie się!<br />Dało się słyszeć jedynie kaszlnięcie Belief, której piach wpadł w nozdrza i podrażnił nieco gardło. Nie wszyscy znali Yneryth’a, ale musieli mu w tym momencie zaufać. Pozostali w bezruchu, mimo wahań, tylko Bel mocno wierzyła, że biały samiec doskonale wie, co robi. Osear zaśmiał się ochrypłym głosem, po czym zawył. Drżące wycie dobiegło do uszu bohaterów, nie polepszając ich morali. Głos ten, dosłownie wprawił powietrze w drżenie. Ciemna powietrzna masa zaczęła się mieszać, aż w pewnym momencie, niczym fala przelała się przez wilki, wylewając na zewnątrz jaskini. Yneryth podniósł wzrok, widząc już to, co powinien. Nie zdając sobie sprawy, że sam znów jest widoczny, ruszył ku niemu. Będąc tuż przy nim, rozszerzył swoją szczękę i złapał go za kark, gwałtownie zaciskając, na nim swoje zęby. Obrócił się i przerzucił bokiem postać. Osear z trzaskiem uderzył o jeden ze zwisających z sufitu stalaktytów. Po uderzeniu wystrzeliła z niego niczym z rozdeptywanej purchawki, mgła. Upadając na ziemie, Osear zmienił swoją formę. Czarne kolory zaczęły znikać z jego futra, a łapy blakły. Wszyscy zdziwili się, gdy zobaczyli leżącego i krwawiącego Farima.<br />- Myślałeś, że tak łatwo wam pójdzie? – Zapytał wychodzący z tłumu Farim. Wychodząc z grupy, jego futro też zaczęło zmieniać kolor. Zdawać by się mogło, że jego futro pali się i blaknie, a ciemny dym unosi znad jego ciała. – Skoro jednego już mamy z głowy, chyba mogę zacząć się starać.<br />Czas nagle zaczął przyspieszać, a wydarzenia dookoła traciły sens. Yneryth błyskawicznie poczuł przeszywający jego grzbiet chłód. Nie zdążył zareagować ani nic powiedzieć, pazury jednego z nieznanych mu lepiej wilków przejechały po nim, drąc skórę, niczym zęby bobra młode drzewo. Zaraz po przeszywającym bólu wyminął go rudy basior, od razu kierując się w stronę Osear. Tamten nawet się nie ruszył. W odpowiednim momencie wykonał zwód i przewinął się nad rudym, lądując gładko na swoich nogach. Machnął głową i skierował wzrok przeciwko reszcie. Oczy wypełniły się ciemnym kolorem, a on sam stanął w miejscu. Powietrze w jaskini zaczęło jakby gęstnieć, stawiając opór. Noiter wraz z Ariesem od razu zaczęli próbować się poruszyć, było to jednak na daremne. Grawitacja zaczęła dociążać ich ciała, dociskając ich do podłoża. Jako pierwsi na ziemie opadł Manu i Yneryth. Zanim upadał Belief i dwójka skrzydlatych. Ciało jeszcze żyjącego Farima zaczęło rozlewać się po podłodze. Krew wypływała jak woda z górskiego źródła. Czas uciekał, a bohaterowie zaczęli zdawać sobie sprawę, że jeżeli nic się nie wydarzy, to również skończą jak, z trudem wstrzymujący się od piszczenia Farim. Belief przesuwała powoli łapami po skalnym podłożu, próbując doczołgać się do jedynego stojącego i szczęśliwego tu wilka. Yneryth będąc na przedzie, nie był w stanie dostrzec walczących z rzeczywistością znajomych. Widział jedynie Manu, który spoglądał albo na niego, albo na Oseara, oczami wypełnionymi nienawiścią. Biały rzucił okiem na ledwo żywego Farima, który umierał właśnie jakby nie patrzeć przez niego. Pysk żółtookiego rozwarł się, ukazując zębiska, obie łapy zaczęły się napinać, a pazury trzeć o wilgotną od krwi podłogę. Oczy basiora rozlśniły, a on sam podniósł się do pół siadu.<br />- To koniec. – Powiedział oziębłym tonem. – Błyskawicznie lodowy kolec wyrósł od lewego boku Oseara, przebijając go na wylot, wychodząc szyją.<br />Od razu po tym, ciśnienie w jaskini wróciło do normalności. Noiter i Aries wręcz wystrzelili z podłoża. Belief wraz Manu wstali, Manu od razu skierował się do reszty. Yneryth gładko wstając, zaczął iść prosto ku Osearowi. Łapy zaczęły zamarzać, wyżej niż dotychczas. Praktycznie cała prawa łapa pokryła się ciemnym lodem. Basior, kończąc, cały ten jakże problematyczny dzień, uderzył pełną łapą w głowę, czarnego. Trzask pękającego lodu, od razu doszedł do pozostałych, przerywany jedynie krzykiem.<br />- Nie, nie możesz! Nie masz prawa!<br />Ciało Oseara bezwładnie prześliznęło się po zakrwawionej podłodze, zatrzymując się dopiero na ciele Farima. Yneryth dalej przepełniony złością powiedział krótko.<br />- Mamy go z głowy. Powinniście zająć się przyjacielem, choć nie wiem, czy to cokolwiek da. – Rozgląda się po jaskini, patrząc na strugę płynącej i powoli zastygającej krwi.<br />Belief wraz Ariesem od razu rzucili się ku Farimowi w celu pomocy. Manu wystrzelił ku Yneryth’owi naładowany nie do końca przyjacielskimi zamiarami. Noiter zareagował intuicyjnie.<br />- To nie jego wina, zostaw go.<br />Biały rzucił spojrzenie biegnącemu ku niemu Manowi.<br />- Chyba na mnie pora. – Oczy przestały lśnić, wracając do normalnego koloru, po czym basior rozpłynął się w powietrzu.<br />Manu znów przeleciał przez swój cel, ponownie zatrzymując się bez powodzenia. Biały zniknął, lecz było widać odciskające się w krwi łapy, oraz pozostawiane krwawe ślady na suchym podłożu, kierujące się ku wyjściu.<br /><br />END (Kontynuacja nastąpi w jednym z opowiadań)<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 1208<br />Ilość zdobytych PD: 604 + 10% (60 PD)<br />Obecny stan: 815Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-90648068157464774892022-12-31T06:05:00.001-08:002022-12-31T06:05:20.590-08:00Od Nasari c.d Shani ~ Zimny prysznicNasari stała zdenerwowana na brzegu przypatrując się szarej nieznajomej. I pomyśleć, że dosłownie na chwilę opuściła swoją jaskinię i już spotykają ją takie przygody. Nie była z tego powodu zadowolona, gdyż bardzo nie lubiła niespodzianek. Tak samo nie lubiła, gdy ktoś, nie ważne, czy znajomy, czy nie, obserwuje ją z ukrycia, ale... ta konkretna nieznajoma prawdopodobnie uratowała ją przed atakiem węża. Niemiło byłoby więc w tej sytuacji pouczać ją niczym matka swojego niesfornego szczeniaka. Naraziła dla niej swoje zdrowie, a wręcz życie. Czuła, że w tej sytuacji po prostu nie ma prawa być na nią zła.<br />- Wszystko w porządku? - Nasari w końcu zebrała myśli do kupy i wydusiła z siebie to jedno pytanie.<br />- Cóż, nie jestem fanką morsowania, ale poza tym chyba wszystko w porządku. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Shani. A ty?<br />- J-Ja... Jestem Nasari... I od kilku dni jestem członkinią watahy Renaissance. - Różowooka była wyraźnie zakłopotana. Co powinna teraz zrobić? - Uhm, czekaj, pomogę ci.<br />Wadera wyciągnęła swoją białą łapę ku Shani, a ta skorzystała z pomocy, oplatając swoją łapę wokół jej i podnosząc się z wody. Powoli i ostrożnie wyszła na brzeg, po czym otrzepała swoje futro z nadmiaru wody. Wtedy Nasari miała okazję lepiej przyjrzeć się nowo poznanej wilczycy. Jej wzrok od razu przykuły jej oczy- dwukolorowe tęczówki bardzo wyróżniały się na tle jej szarego futra. Poza tym jednak nic nie zwróciło szczególnie uwagi czarnofutrej, lecz zdała sobie sprawę z tego, że Shani jest od niej wyższa i nieco masywniejsza. Wprawiło ją to w typowy dla niej niepokój, swój długi ogon owinęła wokół łap, jej postura uległa lekkiemu zgarbieniu, a uszy opuściła nieco na kark. Wiedziała, że właściwie nie ma powodu, aby obawiać się Shani, zwłaszcza po tym, gdy ta uratowała ją przed żmiją. Mimo to rozum nakazał jej zachować gotowość na ucieczkę, tak na wszelki wypadek.<br />Nie chciała jednak ignorować faktu, iż Shani obserwowała ją z ukrycia, a kto wie? Może nawet śledziła ją od dłuższego czasu?<br />- Wybacz, że o to spytam. - chciała jakoś delikatnie zacząć temat. - ale właściwie, dlaczego mnie śledziłaś?<br />- Nie śledziłam cię, chociaż rozumiem, że mogło to tak wyglądać. - Shani wypowiedziała te słowa z wyczuwalnym zakłopotaniem, odwracając na chwilę wzrok. - Przyszłam tu tylko poszukać pewnych owoców i przypadkiem natrafiłam na ciebie. Wiesz, obcy wilk na terytorium watahy potrafi przysporzyć problemów. Mam nadzieję, że rozumiesz...<br />Nasari kiwnęła głową na znak zrozumienia. Nie pierwszy raz przynależała do jakiejś grupy wilków i wiedziała, że nie każdy przybysz ma dobre zamiary. Shani jedynie chciała przekonać się, czy Nasa nie zagraża jej pobratymcom, co dla skrzydlatej było zrozumiałe, nawet jeśli była odrobinę zszokowana tymi podejrzeniami. Szara wadera uśmiechnęła się przyjaźnie, lecz od tego momentu zapanowała głucha cisza. Wilczyce patrzyły na siebie w milczeniu, odwracając co jakiś czas wzrok.<br />- Wspominałaś coś o jakichś owocach, prawda? - cicho wypaliła Nasari.<br />- O-oh, tak. - to pytanie jakby obudziło nieco Shani. - Szukałam belladonny do mojego... uhm lekarstwa. Aczkolwiek patrząc na okolice, wątpię, aby coś się jeszcze ostało.<br />- Czyli jesteś medyczką? - Nasia z zainteresowaniem przekrzywiła nieco łeb. Shani kiwnęła głową twierdząco. - Mhm... Ale faktycznie z tymi owocami się trochę spóźniłaś. Chodzę tutaj już dłuższy czas i zauważyłam, że wszystkie już leżą na ziemi, a ich kolor i zapach nie świadczą dobrze o ich stanie.<br />Shani rozejrzała się, po czym ciężko westchnęła. Wyglądała na zrezygnowaną, a Nasari zrobiło się jej szkoda. Bardzo chciała jej pomóc, choć w pierwszej chwili nie wiedziała, jak ma to zrobić. Przecież nie zwróci owocom ich dawnego stanu i właściwości, a nowych jej nie wyczaruje. No ale chwila, przecież jest alchemiczką, a w swojej jaskini wszelkich ziół, kamieni szlachetnych i innych surowców ma bez liku. W końcu alchemia nawet ta opierająca się na magii dzieli pewne cechy z medycyną. Powinna mieć w swoich zapasach odpowiednio przechowane kilka sztuk belladonny.<br />-Wiesz, jestem alchemiczką, więc w swojej jaskini mam pewne zapasy różnych ziół czy owoców. Możemy się przejść i rzucić na nie okiem. Powinnam mieć jeszcze dobre parę sztuk belladonny. - wypaliła Nasa niemal jednym tchem.<br />Równocześnie po rzuceniu tej propozycji w jej głowie pojawiła się myśl:<br />- Cholera, Nasari, coś ty odwaliła… Właśnie zaprosiłaś do swojej jaskini praktycznie obcą ci osobę.<br />Czarnofutra spięła całe swoje ciało i z niepewnością co do podjętych przez siebie decyzji czekała na reakcję Shani.<br /><br />Shani? Wybacz, że tak długo to trwało, ale wena poszła na spacer ^^'<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 696<br />Ilość zdobytych PD: 348<br />Obecny stan: 348Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-51085627934876597732022-12-04T16:34:00.003-08:002022-12-04T16:34:30.629-08:00Od Shani do Nasari ~ Zimny prysznicBrunatny płyn zabulgotał w drewnianym naczyniu, uwalniając do atmosfery zapach zgniłych jaj. Shani zmarszczyła nos, nie przerywając jednak pracy. Wiedziała, że to obowiązkowy punkt na drodze do uzyskania odpowiedniego wywaru. Cóż, tak przynajmniej mówiły księgi. Wilczyca nigdy wcześniej nie przygotowała tej konkretnej mieszanki, nie widziała bowiem zastosowania dla specyfiku. Pasta z kruszonych ziół, poddanych wspólnej fermentacji, nie miała prawa osiągać lepszego efektu w leczeniu infekcji układu moczowego niż prosty sok z żurawiny. Dziś jednak coś tchnęło medyczkę. Medykament, z wyjątkiem właściwości antyseptycznych, zawierał w sobie również zioła pobudzające produkcję moczu, przeciwbólowe i zmniejszające obrzęki. Shani nie mogła zrozumieć, jakim cudem autor receptury sam nie wpadł na pomysł, który wilczyca zamierzała zrealizować. Przecież dodanie niewielkich ilości belladonny – owocu o właściwościach przeciwskurczowych – uczyniłoby ze specyfiku idealny lek na kolki nerkowe, ułatwiający wydalenie bolesnych kamieni. Wystarczyło tylko…<br />Wzrok Shani napotkał pustkę. Nie może być! Wśród części roślin (a nawet kilku fragmentów ciał drobnych zwierząt) podwieszonych pod sklepieniem jej norki, w jednym z miejsc panowała ciemność. Nicość. Shani przygryzła język, wypowiedziawszy pod nosem krótkie przekleństwo. Wstyd jej było przed samą sobą. Zawsze tak pieczołowicie dbała o zapasy, a tu proszę! W jej zbiorach brakowało tak podstawowego składnika, jak belladonna.<br />Wilczyca odstawiła miseczkę ze specyfikiem z powrotem w ciepłe miejsce w rogu swojej jaskini, w specjalnie przygotowanym zagłębieniu omijanym przez wpadający do pomieszczenia wiatr. Nakryła naczynie skórą z królika i przesypała liśćmi, licząc, że pomoże to zachować odpowiednią temperaturę.<br />Wyszła na dwór. Dreszcz przeszył jej ciało, gdy zimny wiatr spenetrował futro, docierając do skóry. Pogoda nie była ostatnio łaskawa. Ochłodzenie przyszło nagle, nie dając stworzeniom czasu na wytworzenie gęstszej okrywy. Takie warunki atmosferyczne nie zwiastowały sukcesu w kwestii poszukiwania owoców, które najpewniej już dawno opadły. Wadera nie pozwoliła więc sobie na optymizm, co jednak nie przeszkodziło w podjęciu próby. W końcu wiedziała, gdzie szukać tych roślin i nie było to tak daleko.<br />Gdy dostrzegła cel swej wędrówki na horyzoncie, opuszki jej łap były już zimne i boleśnie zwiastowały, iż niedługo pokryją je drobne pęknięcia. Że też nie posmarowała ich przed wyjściem jelenim łojem… No cóż, przynajmniej będzie miała nauczkę na przyszłość.<br />Shani pewnym krokiem wkroczyła do małego, wierzbowego zagajnika. Kiedy więc dostrzegła niespodziewany ruch – w jej polu widzenia mignęło coś… różowego? – niezdarnie wskoczyła w krzaki, robiąc przy tym nieco hałasu.<br />Zwierzę znieruchomiało na chwilę. Ogromny, puchaty ogon, zwieńczony różowym akcentem, zatoczył w powietrzu krąg, odsłaniając jego właścicielkę. Shani przywarła do ziemi, chcąc lepiej się ukryć. Miała przed sobą wilka… chyba. Wiatr jej nie sprzyjał, zanosząc woń medyczki prosto do nozdrzy nieznajomego (tudzież nieznajomej), nie udzielając jednocześnie żadnych wskazówek szarej. Shani widziała kruczoczarne futro pokrywające drobne, zgrabne ciało. Dostrzegła białe i różowe znaczenia oraz… troje oczu, które wpatrywały się prosto w nią. Nie, dwoje oczu i coś pomiędzy, czego medyczka nie była w stanie określić z tej odległości. Shani nigdy nie widziała tak osobliwie wyglądającej wilczycy, nie mogła jednak odmówić jej urody.<br />- Ekhm. To nieuprzejme tak podglądać – odezwała się nieznajoma.<br />Futro na jej ciele zmierzwiło się, a na pyszczku wymalowana była podejrzliwość. Jej napuszony ogon zdawał się teraz jeszcze większy, jednak to nie on przykuł uwagę Shani.<br />- Żmija! – Krzyknęła medyczka, szykując ciało do skoku.<br />- Wypraszam sob…<br />Shani już była w powietrzu, by następnie wylądować ze szczękami zaciśniętymi na szyi gada. Jednocześnie poczuła rozdzierający ból w swej lewej łapie, który wytrącił ją z równowagi. Shani, wciąż trzymając żmiję w pysku, przekoziołkowała kilka metrów przed siebie, wpadając do lodowatej wody z głośnym chlupnięciem. Po początkowym szoku podniosła się, otrzepała futro i wyszła na brzeg, gdzie czekała przejęta nieznajoma.<br />- Wszystko w porządku? – Zapytała, przekrzywiając głowę.<br />Shani polizała łapę jak kotek, który się myje. Była podejrzanie ucieplona. Medyczka jednak nie chciała się do tego przyznać, unikała więc obciążania kończyny, gdy była obserwowana. Do jej nozdrzy dotarł teraz zapach nieznajomej – wyczuła w nim wilki z watahy. Prawdopodobnie wilczyca była tu nowa.<br />Shani zdała sobie sprawę, że jej szczęki wciąż mechanicznie trzymają martwego gada. Wypluła go na bok, by uwolnić pysk. Czemu wąż nie hibernował teraz, w środku zimy? Wilczyca nie miała czasu szukać w głowie odpowiedzi na to pytanie.<br />- Cóż, nie jestem fanką morsowania, ale poza tym chyba wszystko w porządku. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Shani. A ty?<br /><br />Nasari? ^^<br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 688<br />Ilość zdobytych PD: 344<br />Obecny stan: 344Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-10502365510243166372022-12-04T03:40:00.000-08:002022-12-04T03:40:04.653-08:00Od Yneryth’a c.d. Naharysa ~ PokłosieBiały, jak każdego dnia korzystał z uroków znanego mu otoczenia. Chodził i analizował dogłębnie okolice, których jeszcze nie miał wyrytych na pamięć. Czynność ta oddalała jego myśli od zdarzeń z ostatniego czasu. Stąpając po liściach, rychło zwiastujących nadejście lodowatego powietrza, otrząsnął się. Śnieg nie kojarzył się mu już tak dobrze, jak wcześniej. Teraz z chęcią wypaliłby sobie te wspomnienia ze swojej głowy. Może stracenie świadomości miało mu tylko pomóc. Zagmatwany swoimi teoriami, nie zauważył, że już był przy wejściu na swoją polanę. Podniósł wzrok ku wzniesieniu. Oczy nabrały gwałtownie całkiem normalnego spojrzenia. Charakterystyczne bez emocjonalne spojrzenie zauważyło kogoś, kogo wcale nie chciało zobaczyć.<br />- Wybornie, tylko tego mi brakowało. – Powiedział sam do siebie, chwilę przystając w miejscu. Po chwili znów ruszył, wyrywając zza siebie drobiny piasku i drobnych kamieni.<br />Wilk pod kurtyną doszedł do drzewa, licząc na to, że Naharys może sam zrezygnuje i wróci do siebie. A on sam będzie mógł cieszyć się błogą samotnością. Stojąc chwile w jego pobliżu, zorientował się, że nie ma na co liczyć. Naharys nie należał do tych, co sobie odpuszczają. Wychodząc z kamuflażu, zapytał. <br />– Co tu robisz?<br />- Wiesz... - podjął Naharys, zerkając ciekawsko na jabłoń, jak gdyby rodziła diamenty, zamiast jabłek. - Cieszę się powietrzem, podziwiam widoczki i winszuję uzdrowienia jabłoni.<br />- Brzmi jak, gdyby ci się nudziło. – Lekko przechylił głowę.<br />- Nie, na prawdę, gratuluję Ci uzdrowienia jabłoni. To bardzo... miłe z twojej strony. Miłe dla natury. - Nic nie mówiąc, dalej patrzył się w jego kierunku. Naharys wykręcił głowę w bok, wlepiając wzrok gdzieś w dal.<br />- Masz coś jeszcze do omówienia? - Obracając się w kierunku, z którego przyszedł.<br />- A czy trzeba coś omawiać, aby się spotkać? Chciałem tylko zobaczyć, jak Ci idzie opieka nad jabłonią. - Odparł spokojnie biały wilk.<br />- Jak widzisz dostatecznie dobrze. Ciężko nazwać przypadkiem, że akurat tu się spotkaliśmy. - Złośliwie się uśmiechnął. Po czym odszedł tam, skąd przyszedł.<br /><br />END<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 303<br />Ilość zdobytych PD: 151<br />Obecny stan: 151Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-3093312771092598242022-11-30T10:25:00.004-08:002022-11-30T10:25:58.231-08:00Od Sininen c.d Naharysa ~ "Zapomniana melodia"Wspominanie i opowiadanie tamtego wydarzenia nigdy nie mogła nazwać przyjemnością i na wieki pozostanie jej kajaniem się — pokuta po wieki. To była tylko jej wina za to, że matki nie było z nimi, nawet jeśli znacznie po czasie zorientowała się, w kogo kreatura tak w zasadzie celowała. W tamtej chwili umysł musiał być otumaniony od adrenaliny i strachu, dalej trudno było jej to jasno i precyzyjnie określić. A jednak znowu znajdowała się w objęciach ojca, który w milczeniu ją pocieszał i starał się pomóc w łataniu rozwalonej po raz kolejny psychiki biednego dziewczęcia, Chmureczka podobnie. A ona? Przecież nie zasługiwała na to wsparcie, nie po tym, jak dowiedzieli się kluczowego szczegółu z porwania. Jakim cudem i dlaczego u licha traktowali ją jak ofiarę? Przecież to była tylko jej wina!<br />- Myślę, że oni coś kombinują! - Dopiero te słowa niejako sprowadziły ją na ziemię, gdyż znowu myślami błądziła we własnym umyśle. Ach, musieli rozmawiać o przybyszach i ich intencjach. Nic dziwnego, że rozmowa przekształciła się w niejaką naradę rodziny.<br />- A ty, Chmureczko? - Kolejne pytanie ojciec skierował w stronę najstarszej z trójki dzieci.<br />- Sama nie wiem. Może powinniśmy się przynajmniej dowiedzieć, o co chodzi z porwaniem Sini, dlaczego zamiast tego, mama została porwana?<br />- A ty, Sini? Co o tym myślisz?<br />Najmłodsza dobrą chwilę nie odzywała się, przez co Shori nieco nachyliła się w celu zobaczenia czy druga z sióstr przypadkiem nie usnęła w ramionach ojca od nadmiaru emocji, co ostatnimi czasami zdarzało się jej w postaci nagłego odpłynięcia.<br />- Część faktów się zgadza, część nie została wyjaśniona. - Mruknęła cicho bez ponoszenia głowy. - Jak dla mnie mówią prawdę i są na tyle zdesperowani, że podzielą się innymi ważnymi szczegółami całkiem szybko.<br />- Skąd ta pewność? - Zapytała się Shori. Być może nieco niepewnie, chociaż Nen w swoich osądach nigdy się nie myliła.<br />- Samo charakterystyczne umaszczenie jest dobrym dowodem. Znają też sporo szczegółów — odparła bez zmieniania tonacji głosu. Nabrała więcej powietrza w płuca, nim ponownie zabrała głos. Tym razem skierowała je do głowy rodziny. - Wygląda to mocno podejrzanie, wiem. To wygląda na zbyt chory przypadek losu i czasu.<br />- Czyli wszyscy jesteśmy zgodni, by dowiedzieć się więcej. Wolę nie zgłębiać się w ich plan nagłego przybycia i wyciągnięcia nas w ich tereny. Zwłaszcza was — dodał, spoglądając na siostry.<br />- Ale o co im chodziło z nami? - Zapytała się Shori, aż było słychać, jak nieco unosi brwi podczas zadawania pytania.<br />- Spoglądali głównie na skrzydła — odpowiedziała Nen w trakcie odsuwania się od ojca. Dopiero wtedy podniosła wzrok znad ziemi w kierunku starszej siostry. - Ma to jakiś związek, skoro tak bardzo potrzebują obecności którejś z nas, możliwie nawet obu.<br />- Prawie że tylko was — potwierdził Naharys. Zaraz zmarszczył brwi. - Ani na jotę mi się to nie podoba. Jako ojciec, wolałbym zamknąć ten temat i pogonić intruzów. Niestety, jako kapitan nie mogę tego tak zostawić.<br />- Konfrontacja? - Shori i Ereden zapytali się chórem. Największy wzrostem i rangą potwierdził to ruchem głowy.<br />- Pójdę z tobą — odezwała się nagle Sininen, co było rzadkością, żeby dobrowolnie przejmowała stery.<br />- Co? Nie! Tato, Sini zostaje — powiedziała nieco zdenerwowana Shori. Młodsza pokręciła głową.<br />- To najsensowniejsze rozwiązanie — odpowiedziała jej młodsza. - Ich najmłodszy kompan nie odważy się zaatakować ponownie, raz. Cała trójka wyraźnie jest zainteresowana w nas i skrzydłami, to dwa. A trzy, wygląda na to, że nie zamierzają nas w ogóle zranić. Poznali nas najszybciej i przekonali się, że nie warto z nami zadzierać. Powinniście zostać w jaskini, będziesz miała zapewnioną ochronę siostro. Wybacz, ale z wojennego punktu widzenia jesteś najsłabsza z naszego grona — głos Nen był, prawie że chłodny w kalkulacjach i niestety trzeba było przyznać jej rację. Ach te wyraźne sygnały bycia jedynym strategiem w watasze.<br />Shori wyraźnie próbowała się wykłócać, ale nie mogła przebić żelaznej logiki najmłodszej z rodziny, przez co zaraz westchnęła pokonana.<br />- Nie wątpię, że nie umiesz się bronić kochanie. - Odezwał się ciepło ojciec. - Ale Sini ma rację, Ereden zapewni ci bezpieczeństwo w razie kryzysu.<br />- Dlaczego się ot tak zgodziłeś na to, żebyście poszli sami do nich? - Teraz wtrącił się jedyny syn. Biały spojrzał na niego.<br />- Sprawa w znaczącej mierze dotyczy Sininen, która wykorzystując swój umysł, jasno wskazała kierunek celu przybyłych. Poza tym widziałem ją w akcji i nie w sposób nie uznać ją za wojownika. Dodatkowo nie wiem, czy zauważyłeś, ale to głównie ona ich interesowała od początku. Jak bardzo bym chciał temu zaprzeczyć, Sini jest solidną kartą przetargową w działaniu.<br />- Mówiąc kolokwialnie, do wykorzystania?<br />- Wolałbym tego tak nie nazywać — westchnął ciężko ojciec. Zaraz zwrócił się ku błękitnej. - Ruszamy moja droga?<br />- Chodźmy — kiwnęła głową. Obaj mieli rację: Sini zdawała się być świetnym materiałem do wyciągnięcia ważnych informacji przed podjęciem ogólnej decyzji w domostwie.<br /><br />- Nie jesteś zła za to określenie? - Zapytał ojciec znaczny kawałek od opuszczenia jaskini. Pokręciła głową, gdyż miał tam rację. A nawet jeśli, zabranie ze sobą Nen było najrozsądniejszym wyborem pośród jego dzieci: była najspokojniejsza, z chłodnym opanowaniem badała sytuacje i potrafiła z nich wyjść prawie bez szkód, do tego faktycznie była świetna w walce, a także niemal bez słów rozumiała się z ojcem, także na linii zawodowej. Nagle westchnął. - Nawet nie wiesz, jak mi jest przykro, że tak potoczyło się twoje wolne.<br />- Nie przejmuj się ojcze. Sprawy watahy i rodzinne są ważniejsze — odparła, w myślach za to dodała "niż prywatnie odpoczynek". Najwyraźniej ojciec to wychwycił, gdyż zestrzygł uszami mimo braku zmiany wiatru i odgłosach dobiegających zewsząd. Oj, zdecydowanie wiele jeszcze minie nim uda się przemówić do rozsądku Sininen o odpowiednim odpoczynku, a nie dalszym popadaniu w skrajny pracoholizm.<br />Po bliżej nieokreślonym czasie do wyostrzonych uszu wadery dotarły odgłosy rozmowy trzech wilków. Zaraz podążyła głową w tamtym kierunku.<br />- Tam są — wskazała ruchem skrzydła w konkretną stronę. Faktycznie, zamierzali nocować na granicy w taki sposób, że miało to nie wzbudzać żadnego niepokoju w innych członkach watahy, którzy chyba nawet nie wiedzieli o ich nagłym przybyciu i obecności.<br />- Załatwmy to sprawnie — rzekł ku niej ojciec, po czym oboje ruszyli tamtym na ponowne spotkanie, tym razem w celu zdobycia informacji.<br />- Nie myślałem, że wyjdziecie nam na spotkanie, nawet jeśli w duchu na to liczyłem — odezwał się brązowy wilk. Adgur odezwał się po zauważeniu nadciągającej dwójki zza głazu. Mimo spokojnej figury ciała i spojrzenia, Sini niejako czuła pewnego rodzaju błysk w jego aurze. Letho i Saariel spojrzeli w ich kierunku, by zaraz zmienić zajmowane pozycje na siedzące. Definitywnie wyglądało na to, że wszelkie sprawy przybycia były załatwianie przez młodszego z braci, zdawał się odgrywać tę samą rolę, co ona sama.<br />- Przejdźmy do konkretów — odparł chłodno Naharys po zatrzymaniu się w komfortowej odległości między nimi, która wynosiła cztery metry. Adgur nie skomentował tego, najpewniej również badał grunt, na jakim się znalazł z przybyłymi. - Podajcie mi sensowne powody, by wierzyć, że jesteście spokrewnieni z Piną.<br />- Masz jej po swojej prawicy — odpowiedział mu Adgur, spoglądając na Sininen. - Identyczne rozłożenie umaszczenia jak u niej. Iskrzące się oczy jak u innych wader z naszej rodziny.<br />- Nie wierzę, że nie powiedziała chociaż raz, że twoja córka jest uderzająco podobna do naszej przodkini — dodał od siebie Letho po zbliżeniu się do brata. Obaj cały czas patrzyli na jedyną samicę w towarzystwie i najwyraźniej ich siostrzenicę. Nagle byli jeszcze metr bliżej. - Kropka w kropkę. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo fizycznie przypomina matkę.<br />- Pina nie miała skrzydeł — zauważył sensownie ojciec wadery. Tamci pokręcili głowami.<br />- Prawda, ale zakładamy, że pojawiają się co drugie pokolenie u wader, jak w przypadku reszty rodzin w naszych stronach, ewentualnie skala mocy miesza w tym swoje palce. Nigdy nie ukrywała, że nie ma imponującego zasobu magicznego.<br />Chociaż ojciec nie wydawał się wzruszony, stojąca przy nim córka wychwyciła drobną zmianę w jego aurze. Kojarzyła, że słyszała żartowanie mamy odnośnie do jej mocy, gdzie Sini już za szczeniaka miała znacznie większe niż ona. Kolejne rzeczy, które przechylały szalę sprawy na korzyść przybyłej trójki.<br />- Załóżmy, że zaczynam wierzyć, że jesteście jej braćmi — odezwał się po chwili Naharys. Wbił wzrok w tamtych, prawie bezlitośnie ich lustrował. - Powiedzcie, o co chodzi z waszym przybyciem i koniecznością zabrania mojej rodziny do was?<br />- Tato, nie ma sensu zwlekać — żachnął się Saariel w trakcie dźwigania się do nich. - Chcą konkretów, aż za nadto to widać.<br />Mimo słów opisujących i skierowanych pod adresem tutejszego kapitana, cały czas obserwował Sininen. Trzy pary oczu na niej nie wzbudzały szczególnej zachęty do bratania się, absolutnie nic z tych rzeczy.<br />- Skoro tak — powiedział Adgur dobitnie, gdyż najmłodszy z nich najwyraźniej zburzył jego zbudowany sens sytuacyjny. Młodszy nieco się wzdrygnął. - Potrzebujemy waszej pomocy, zwłaszcza córek. Jesteśmy na skraju wojny z inną watahą, a potrzebujemy, by wadera czystej krwi wiatru wykonała rytuał uświęcający. Moja córka nie może temu podołać z uwagi na brak mocy oraz brzemienność.<br />- Skąd wiedzieliście o nas? - Nen w końcu zabrała głos od momentu przybycia.<br />- Twoja matka wysłała szept wiatrem, że założyła własną rodzinę — odparł jej Letho. - Ilość i płeć szczeniąt również.<br />- Czegoś nie rozumiem. - Wtrącił Naharys. - Nie możecie wrobić w to zadanie kogoś od was?<br />- Niestety nie. Naszą nadzieją była Pina i jej córki.<br />- Dlaczego? - Naciskał biały basior.<br />- Ponieważ Pina była naszą uświęconą kapłanką żywiołu, któremu wataha jest poświęcona. Wiatru — odparł Adgur.<br /><br />Cdn.<br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 1479<br />Ilość zdobytych PD: 739 + 200% (1478)<br />Obecny stan: 4098Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-48160799440423237772022-11-30T08:05:00.005-08:002022-11-30T08:05:58.458-08:00Od Belief c.d. Yneryth/Noiter’a ~ „Misja ratunkowa” (+16)<div style="text-align: center;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=Ii6XayXsVn4&ab_channel=Amoebacrew" target="_blank">Drums of the North</a></div>W tym samym czasie Belief z Ynerythem znaleźli dogodny punkt oczekiwań na postępy Noitera. Było to wzgórze, nieopodal terenów stada czarnego wilka, z którego było widać las i część odsłoniętych polan, które były otoczone z każdej strony wielkimi bagnami. Było to terytorium Oseara oraz Ariesa, który był tam uwięziony. Samica stała długo na wzniesieniu i spoglądała w dół, widząc w oddali jakieś wilki. Bardzo mocno im współczuła, ale jeszcze bardziej cieszyła się, że ich koszmar wkrótce się zakończy. Zerknęła kątem oka na swojego przyjaciela, który intensywnie usiłował w tym czasie znaleźć im jakąś bezpieczną kryjówkę. Uśmiechnęła się do siebie, po czym usiadła i wróciła do obserwacji terenów watahy. Delikatny nocny wietrzyk, smagał jej poplątane błotem futro. Samica westchnęła, bowiem martwiła się całym sercem o Noitera. Znała go zaledwie od dziś, ale jednak jej instynkt i wrodzona troskliwość nakazywała jej martwić się o swoich współtowarzyszy. Nie tylko o Noitera się troskała. Martwił ją również Yneryth. Sprowadziła tu ich oboje do pomocy w walce ze złem. Ale czy słusznie postąpiła? Czy nie powinna wziąć więcej wilków? Czy dadzą sobie radę w trójkę? Belief pogrążyła się w niepewnościach, które zaprzątnęły jej głowę. Nie było już odwrotu. Przybyli taki kawał drogi, że nierozsądnie byłoby teraz się wycofać. Bała się, lecz stłumiła strach w sercu, przełykając ślinę. Przecież jest po naszej stronie jeszcze wataha, która o niczym innym nie pragnie jak o wyzwoleniu. "Damy radę... na pewno" pomyślała, jednak w tym samym momencie ktoś wytrącił ją z zamyślenia.<br />- Belief? Belief! - Dopiero dwukrotne wypowiedzenie jej imienia, spowodowało, że samica zwróciła się w stronę samca. Jednak jego widać nie było. Biała otrzeźwiała i zaczęła zastanawiać się, czy aby wilk znów nie użył jednej ze swych sztuczek z iluzją.<br />- Yn, potrzebujemy prawdziwego schronienia. - rzekła nieco smutno jak na nią.<br />- No przecież takowe znalazłem. Schyl się, tutaj jestem.<br />Posłusznie wykonała polecenie i faktycznie pod jedną z bujnych iglastych drzewek zobaczyła parę oczu należących do białego samca.<br />- Oh, wybacz, już idę. - rzekła, wstała, po czym obeszła drzewko na około i położyła się, po czym wczołgała się pod jego bujną suknię. Oparła się o pień drzewa bokiem i spojrzała na samca. Nie było tam zbyt wiele miejsca, więc oboje położyli łby na łapach i oddali się leniwemu oczekiwaniu.<br /><br /><div style="text-align: center;">* </div>W tym samym czasie Aries, który odprowadzał Timbada, czuł się okropnie. Mimo iż nowy samiec wyglądał na wrednego typa, coś mu jednak w tym wszystkim nie pasowało.<br />- Kolejny nieszczęśnik.. Och Ariesie, bardzo ubolewam. Tak bardzo chciałem mu powiedzieć, aby uważał na naszego alphę... tak bardzo chciałem. - jęczał biały samiec.<br />- Wiem Timbadzie. Ja również mam ochotę powiedzieć o tym każdemu nowemu, ale kara, która nas za to spotyka, jest gorsza niż cokolwiek na tym świecie.<br />Biały samiec zatrzymał się i spojrzał z dołu Ariesowi prosto w oczy.<br />- Czy Ty wierzysz w to, że Twoja siostra przybędzie nas uratować?<br />Samiec przez moment wydawał się, jakby dostał w pysk czymś ciężkim i twardym. Wypuścił powietrze ze świstem. "Właściwie to dawno jej nie widziałem, może się zmieniła... może nie dopełni obietnicy" Pomyślał, po czym naprędce odparł białemu.<br />- Ależ oczywiście. Wiara Timbadzie to ostatnie co nam pozostało, więc należy trzymać się każdej, najdrobniejszej nadziei. - zaśmiał się na koniec i dodał myśl, która przyszła mu do głowy. - Być może teraz właśnie nas ratuje. - zażartował, jednak widząc minę przyjaciela, odpuścił i westchnął. - Wybacz. - spojrzał mu w oczy głęboko i szczerze. - Jestem przekonany, że Belief przybędzie. Jej imię zobowiązuje do dotrzymania obietnicy, w którą my tak mocno wierzymy.<br />Biały chwilę pomyślał, po czym przytulił po przyjacielsku Ariesa.<br />- Dziękuję Ci skrzydlaty wilku za tak pokrzepiające słowa. Bez Ciebie my już dawno byśmy się poddali. Jesteś naszą iskierką w tym wielkim mroku.<br />- Nie ma sprawy. A teraz idź Timbadzie do swoich synów i dodaj im otuchy, bo tego z pewnością najbardziej potrzebują.<br />Biały kiwnął głową i ruszył prędko w stronę swojego domu. Wydawałby się teraz zupełnie innym samcem. Pełnym odwagi i hartu, a nie tym samym, który przed chwilą trząsł się cały podczas łatania ran Retiona w jaskini Oseara.<br />Aries odprowadził go wzrokiem i gdy zniknął mu z oczu w cieniu swej groty, szary odwrócił się. Stwierdził bowiem że to dobry moment, aby wrócić w pobliże groty Oseara i sprawdzić co się dzieje. Czuł w kościach, że coś się szykuje. Że być może będzie komuś potrzebna jego pomoc. Jak pomyślał, tak też zrobił.<br />Kiedy zbliżał się do groty, poczuł dziwny i niepokojący zapach. Jakby coś się paliło albo gotowało. Lecz tutaj na bagnach to naprawdę dziwna sytuacja. Samiec przyspieszył odruchowo, szybko kierując swoje łapy w kierunku głównej jaskini. Gdy dotarł na miejsce, nie mógł uwierzyć, w to, co widzi. Z groty Oseara wydobywał się błękitny dym. Ostatnim razem coś takiego widział, kiedy był młodym szczeniakiem i pokazywano mu magiczne sztuczki. Wciągnął woń w nozdrza. Pachniało bagniście, ale i nieco inaczej jakby ziołowo. Zerwał jakiś liść i zatkał sobie nim nos, po czym odważył się, by wejść do środka groty. Na głównej hali, dokładnie tam, gdzie jeszcze niedawno, Timbad opatrywał rany strudzonemu wędrowcowi, leżeli oni. Retion i Osear. Aries nie mógł uwierzyć, w to, co właśnie zobaczył. Machnął skrzydłem, by odgonić kłębki dymu sprzed oczu, co pozwoliło mu zobaczyć dziwny krąg z ogniskiem pośrodku. Czyżby jakiś rytuał? Czyżby marzenia Oseara się spełniły? Być może, ale to, co Ariesowi najbardziej zadziałało teraz w głowie to alarm. Przecież Osear leżał, nieważne z jakiego powodu, ale spał jak mops i to była ta chwila, w której powinni zaatakować jaszczury, który w tej chwili nie były kontrolowane. Aries otwarł szeroko oczy i natychmiast odwrócił się i wybiegł z groty, po czym rozwinął skrzydła i poleciał w stronę centrum watahy. Gdy stał już na ziemi, zawył donośnie, co sprawiło, że pozostałe wilki wyszły ze swoich domostw.<br />- Co się Stało? Nie wolno nam wyć! - krzyknął Timbad, który zasłonił łapą swoją córkę, która ciekawsko również wyjrzała z jego groty.<br />- To nasza szansa, musimy zaatakować jaszczury. Teraz! Szybko! - krzyczał Aries, jakby kompletnie postradał zmysły.<br />- Na pewno? - spytała jedna z samic, która była wojowniczką.<br />- Na pewno Isir. Osear zasnął z tym nowym, chyba jakiś rytuał... szybko, bo nie wiadomo ile mamy czasu.<br />Wilki zawyły radośnie i rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Szczenięta oddano pod opiekę partnerce Timbada, białego medyka. Ona jako jedyna pozostałaby chronić ich dzieci. Aries biegł przodem wraz z Timbadem oraz szarym. - Farimem i rudym. - Manu, z którymi najczęściej przyszło mu pracować. Wbiegli na bagna i atakowali wszystko, co choć trochę przypominało jaszczury. Cała wataha Oseara rzuciła się niczym jedno ciało na wielką wojnę przeciwko bestiom swojego władcy.<br /><br /><div style="text-align: center;">**</div><br /><div style="text-align: center;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=_wGOigKCq28&ab_channel=2WEI" target="_blank">Rise Up</a></div>Do nozdrzy białej dobiegła dziwna woń. Jakby zioła, kwiaty i chwasty... zaraz, zaraz... kwiaty!<br />Podniosła gwałtownie łeb do góry, co spowodowało szum, gdyż włożyła głowę w igliwie. - Noiter! - szepnęła bardzo głośno i poderwała się do przodu, zostawiając za sobą zamglonego znudzeniem w oczekiwaniu i nieco zaskoczonego samca. Biała, wydostawszy się z zarośli podeszła na szczyt wzniesienia, z którego było widać zalesione terytorium Oseara. Samica odwróciła się do Ynerytha.<br />- Czujesz? Tak pachniały kwiaty Noitera. Jestem przekonana, że daje nam sygnał. - Po chwili ujrzeli wydobywający się z lasu gęsty błękitno niebieski dym.<br />- Albo na obiad będziemy jeść Noiter'a. - lekko się uśmiechnął<br />Spojrzała na samca i skarciła go wzrokiem.<br />- To nie czas, na żarty Yn. Chodź, musimy iść. - Poczekała aż samiec, wygrzebie się, spod choinki. - Biegnij za mną, dam znać stadu, a potem wspólnie ruszymy na jaszczury.<br />- Już idę. - Biały wygrzebał się powoli spod choinki, po czym otrzepał się z igieł i ruszył w ślad, za białą towarzyszką.<br />Zbiegali z górki bardzo szybko, biała biegła, jakby miała zaraz potracić łapy. Nawet na treningu u Naharysa nie biegła aż tak szybko i intensywnie. Teraz walczyła przecież nie tylko o uwolnienie wilków z watahy, ale przede wszystkim walczyła o Noitera, nowego przyjaciela. Zacisnęła zęby i przeskoczyła z gracją zwalony pień, który pojawił się na jej drodze. Słyszała tętent łap za sobą, co świadczyło o tym, że jej towarzysz dotrzymuje jej kroku. Teraz kierowali się w stronę centrum watahy. Wadera, wbiegając już w ten teren, zdała sobie sprawę, że jest zbyt cicho i zbyt pusto. Zbyt pusto. W końcu zatrzymała się, obserwując uważnie pobliskie groty i nory. Yneryth uważnie obserwował wyraźne ślady po jeszcze niedawno obcujących w tej okolicy wilkach. Zniżył łeb i zaczął wąchać.<br />- Gdzie są wszyscy? - spytał po chwili.<br />- Nie mam pojęcia. - Samica bezradnie wypatrywała oczu, które zazwyczaj obserwowały każdy jej krok, gdy była w pobliżu. Jednakże bezskutecznie. Nagle jej uwagę przykuło chrząknięcie Ynerytha. Spojrzała na niego, a gdy ten dał jej znak, by spojrzała przed niego, ujrzała starszą od siebie waderę, a wokoło jej łap pokaźne stado młodych szczeniąt.<br />- Belief? Czy to naprawdę Ty? - Spytała obca samcowi samica, spoglądając na niego raz po raz nieufnie.<br />- Tak! To ja, co tu się stało? Gdzie się wszyscy podziali?<br />- Czyli... Ty nie wiesz? -spytała i cofnęła się krok w głąb groty, schylając głowę ze smutkiem.<br />- Co się stało? Opowiedz mi, proszę!<br />- Aries.... Aries nam obiecywał, że przybędziesz, ale chyba już za późno.<br />Wadera była przekonana, że Osear wpędził wilki w pułapkę specjalnie, wyczuwając obecność Belief.<br />- Nie rozumiem, dlaczego za późno? Wszystko szło zgodnie z planem. - Odezwał się Yneryth zirytowanym tonem.<br />- Gdzie jest Aries? - Ponowiła pytanie Belief, tym razem jednak była o wiele bardziej przekonująca i stanowcza.<br />- Aries przybiegł tu przed chwilą i oznajmił, że Osear zasnął razem z jakimś nowym przybyszem. I że to szansa jedyna na pokonanie jaszczurów. - Na twarzach pary wilków pojawiły się uśmiechy. " Czyli Noiter wykonał misję" - Nie rozumiem. Co was bawi? To na pewno pułapka, jesteśmy zgubieni.<br />Belief spojrzała na Ynerytha, po czym posłała samicy pokrzepiający uśmiech.<br />- O nic się nie martw Pani. Jeszcze tego poranka wasze stado będzie uwolnione.<br />- Nie wiesz o czym, mówisz. młoda damo.<br />- Wiem aż za dobrze.<br />- To była część naszego planu. - dodał Yneryth.<br />- Uśpienie czujności Oseara, by móc zabić jaszczury a później stoczyć z nim walkę... równą walkę.<br />- Ale... - zaczęła stara wadera, jednak Belief nie dała jej dokończyć.<br />- Musimy biec, pomóc waszemu stadu w walce z tymi paskudami. Zostań tu i pełnij straż nad waszymi dziećmi. Niech w Twojej myśli będą wasi najwspanialsi wojownicy.<br />Yneryth wymienił się z Belief porozumiewawczym spojrzeniem, po czym nie dając już wilczycy prawa głosu, odwrócili się i pobiegli w kierunku bagien.<br />- Oh... powodzenia kochani. - Wadera zniżyła łeb do szczeniąt i weszła do groty, by położyć się i ogrzać swoim ciałem szczeniaki, które tłumnie ją otoczyły, szukając ciepła w tę zimną noc.<br />Bel i Yn znów biegli. Nie było czasu do stracenia, toteż starali się nie robić już żadnych przerw. Do ich uszu zaczęły dobiegać odgłosy walki. Zaraz po tym wbiegli na niewielką polanę, gdzie rozgrywały się sceny niczym z prawdziwej wojny. Wilki różnych umaszczeń rozszarpywały ciała potężnych, lecz nieco niegramotnych jaszczurów na strzępy. Zdecydowanie wilki prowadziły do zwycięstwa.<br />- Popatrz, jakie są otumanione.<br />- Huh? - spojrzał na nią, ledwie powstrzymując się od rzucenia się do walki.<br />- Bez Oseara, są jakieś takie... jakby nie wiedziały, co się dzieje.<br />- To chyba lepiej dla nas. - posłał jej uśmiech, po czym spojrzał na jaszczura, który nadbiegał w stronę Belief i rzucił się na niego, nim on zdążył zrobić cokolwiek. Belief natychmiast odskoczyła, warcząc i pomogła samcowi powalić przeciwnika. Jednak zza drzew przybiegały kolejne i kolejne zwabione zapachem krwi i dźwiękami walk. Nie były trudnymi przeciwnikami, toteż szło całkiem sprawnie. Belief rzuciła się na dwa kolejne, zręcznie unikając ich ciosów ogonami, zaś Yneryth pognał na większe stadko. Użył swojej zdolności z odłamkami lodu, którymi obrzucił kilka z nich. Pokaleczone, stały się jeszcze łatwiejszymi przeciwnikami. Walka trwała. Wiele wilków żyjących na bagnach angażowało się z całych sił, podczas gdy Osear i Noiter leżeli w wielkiej grocie otoczeni szczelnie błękitnym dymem, pachnącym kwiatami z bagien. Osear co jakiś czas podrygiwał łapami, zupełnie tak jak pies, gdy śni o czymś bardzo intensywnie. Zapewne za sprawą Noitera, który potrafił bardzo dobrze to kontrolować.<br />Kiedy wilki wybiły wszystkie jaszczury na polanie, rozdzielono się, by sprawdzić każdy zakamarek terenów. Dobijano każdą bestię, jaką tylko znaleziono w sporym promilu od terenów ich stada, by żaden na tych bagnach nie przetrwał. Gdy już ukończono akcję, wilki powróciły do centrum watahy. Na samym końcu przybyła Belief z Ynerythem. Aries wyszedł z tłumu im naprzeciw.<br />- Oh siostrzyczko. - Przytulił ją, nie zważając na to, że wszyscy byli brudni od krwi bestii, jak i swoich. - Przez chwilę wątpiłem, że faktycznie się zjawisz.<br />- Nie mogłam pozwolić cierpieć tylu wspaniałym istotom. No i Tobie braciszku.<br />- Kim jest Twój przyjaciel?<br />- To jest Yneryth. Ufam mu, ponieważ przeżyliśmy już wspólnie jedną przygodę. Jest z nami jeszcze wilk, który leży z Osearem.<br />- Retion? Nie wyglądał na przyjaznego. - zmartwił się skrzydlaty samiec.<br />Bel zaśmiała się cicho i spojrzała na Ynerytha, który stał niewzruszony jak miał w zwyczaju.<br />- Będziesz miał jeszcze okazję go poznać, może zmienisz o nim zdanie.<br />- Wybaczcie, ale nie czas i nie pora na pogaduszki. Nasz słodki przyjaciel czeka. - przerwał im Yneryth.<br />- Słodki? - przekrzywił głowę Aries.<br />Yneryth, jedynie wyszczerzył kły w uśmiechu i ruszył wraz z Belief w stronę jaskini Oseara. Aries wezwał do siebie Manu i Farima. Najdostojniejszych wojowników, po czym ruszyli za swymi wybawcami. Teraz czekała ich już tylko walka z głównym bosem. - Osearem. Szli w milczeniu przez dłuższy czas. Dopiero gdy dotarli na miejsce i stali przed grotą, odezwał się większy szary wilk, Farim:<br />- To, musimy zaczekać, aż się obudzą?<br />- Czy zabijamy go we śnie? - dodał rudy.<br />- Manu!... To, że on z nami pogrywał, nie znaczy, że my tego chcemy. Po tylu latach, przemocy wobec całej naszej watahy, pragnę jedynie zemsty. Pragnę zatopić kły w jego gardzieli i poczuć jak jego duch odchodzi.<br />- Racja.<br />- Zabicie go we śnie oznaczałoby wielki ból dla naszego przyjaciela. - Wtrącił się Yneryth. - Musimy stanąć do otwartej walki.<br />Samica kiwnęła głową.<br />- A więc chodźmy.<br />Weszli do środka i stanęli w kole, pośrodku mając dogasające ognisko oraz leżących samców. Wszyscy w napięciu oczekiwali wielkiej pobudki.<br />W końcu nadszedł ten moment. Najpierw obudził się Noiter. Spojrzał zamglonym wzrokiem po grocie, widząc kilkoro wilków, bardziej i mniej sobie znanych, po czym wymamrotał powoli.<br />- Ugh... Zrobiliście swoje? Udało się?<br />- Udało się, Noiter wspaniale się spisałeś. - oznajmiła dumnie Belief.<br />- Dobrze... - wymamrotał i potrząsnął głową, dochodząc powoli do siebie, przypominając sobie wydarzenia. - Bądzcie gotowi, może być ciężko! - krzyknął, krzywo stając na łapy, widząc, że zaraz po jego obudzeniu, drgnął również Osear. Otworzył najpierw jedno później drugie oko, po czym podniósł łeb.<br />- O cholera! Śniło mi się, że... - przerwał bowiem, zdał sobie sprawę, z tego, że nie ma w nim mocy. Mocy która, dawała mu potęgę. Potęgę nad jego dziećmi, nad jaszczurami. - Co się stało? - zaczął nerwowo spoglądać na siebie, jakby szukał jakiejś cząstki samego siebie, która mu nagle uciekła.<br />Wszyscy przyglądali mu się w milczeniu. Nawet Noiter znieruchomiał, znajdując się naprzeciw niego.<br />- Już wiem, to Twoja wina, to ten zasrany rytuał, który chyba Ci się nie udał Retion!<br />- Oj, nie pamiętasz chyba końcówki swojego pięknego snu. - powiedział skrzydlaty, zadowolony, że jego przyjaciele nie poznają całej prawdy. Uśmiechnął się. - Rytuał, był zmyślony. A te kwiatki? Jak pewnie wiesz, działają dobrze na sen, ale nic poza tym. No, chyba że dla kogoś, kto potrafi, powiedzmy, wejść w twoje sny... Przyznaje się do winy. Choć ja tylko wcisnąłem odpowiednie guziczki, a resztę zrobiłeś za mnie sam. Choć twój przyjaciel był męczący... - Noiter znów się rozgadał, jednak wrócił do rzeczywistości, widząc karcący wzrok Yna. - W dużym skrócie, ty przegrałeś, my wygraliśmy, oddaje głos innym.<br />Czarny zaczął warczeć gardłowo i nieprzyjemnie. Dopiero teraz dostrzegł, że nie są sami z Retionem. Spostrzegł znajome pyski oraz jednego nieznanego białego samca.<br />- Dalej Farim, czego tak stoicie? Aries? Manu? Brać ich! Są dla nas zagrożeniem.<br />- Nie zagrożeniem, lecz wybawieniem Panie. - rzekł ze stoickim spokojem Farim, najstarszy i największy z samców.<br />- To koniec, nadszedł dzień wyzwolenia! - zagaił Manu, stojący obok Farima.<br />- Myślałeś, że wiecznie będziesz władał tymi bagnami, a wilki poprzez cierpienie będą Ci posłuszne? - Odezwała się Belief, która stała za plecami Oseara. Ten odwrócił się do niej, a jego oczy zaświeciły się jaskrawofioletowym blaskiem. Wciąż drzemała w nim moc i siła, jaka posiada wilk, cień. Choć brakowało w nim ducha, który dawał mu największą potęgę i władzę nad bestiami z bagien.<br />- Belief, śliczna Belief. Ty też przeciwko mnie?<br />Biała spojrzała na Ynerytha, później na swojego brata, na koniec prosto w oczy Oseara.<br />- Nie mów tak do mnie. - warknęła cicho, lecz stanowczo, jeżąc przy tym sierść na grzbiecie.<br />- Widzę, że tak stawiacie sprawę. No cóż... nie pozostawiacie mi wyboru. - Osear nagle po prostu zniknął, dematerializując się w cień i kopcący się dym. Oplótł się pomiędzy wilkami, po czym pojawił się ponownie, tym razem wgryzając kły w jednego ze stojących tam samców. Osear rozpoczął atak i tym samym ostateczną walkę.<br /><br />Yneryth? Jak potoczy się walka? Który wilk rozpocznie Twój odpis z zębami Oseara w tyłku? (xD)<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 2719<br />Ilość zdobytych PD: 1359 + 200% (2718 PD)<br />Obecny stan: 4077Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-756092873716347512022-11-29T08:39:00.000-08:002022-11-29T08:39:12.749-08:00Od Sininen c.d Shori ~ "Oszroniony ogień"Rok przeleciał niczym w mgnieniu oka, stanowczo za szybko dla co niektórych, którzy nie byli w stanie się z tym faktem pogodzić. Było bardziej niż pewne, że ojciec pewnej gromady w liczbie sztuk trzech musiał przyswoić fakt, że jego dzieci nie są już malutkimi puchatymi pełnej słodyczy (oraz ciętego języka po mamusi), a pełnoprawnymi dorosłymi wilkami, które zamiast słodkich stały się dojrzałe i piękne w tym swoim osiągniętym cyklu życia (do tego momentami także pyskate, również po mamusi). Chociaż mieszkali w dalszym ciągu we wspólnej rodzinnej jaskini, byli pogrążeni we własnych sprawach, każdy żył swoim życiem.<br />Nie w sposób było wyobrazić sobie zaskoczenie bezskrzydłej wadery na usłyszenie tęsknoty w głosie starszej siostry za czasami dzieciństwa, które najwyraźniej bardzo jej ich brakowało. Kiedy wszystko było prostsze, co?<br />- Wiesz… wiem, że Cię to raczej nie bawi, ale czy mogłybyśmy pozbierać razem muszelki i bursztyny? Może znajdziemy coś ciekawego. Plaża jest dość rozległa i chyba nigdy jeszcze nie przeszłyśmy jej całej wzdłuż i wszerz.<br />Czy Chmureczka czuła się zaniedbana więzią, które obie dzieliły między sobą? Jakże do tego mogło dojść? Przecież stojąca tu ów Chmureczka zasługiwała na wszystko, co najlepsze! Sininen od zawsze powtarzała sobie w duchu, że świat może się walić, wilki srać, ale jej siostra będzie po wieki wieków amen szczęśliwa.<br />Mniejsza spojrzała w stronę bezkresnego horyzontu, przypominając sobie wiele chwil, które podzielały harmonicznie ich młode serca. Wspomnienia grały własną piękną melodię, które jedynie one były w stanie usłyszeć i pojąć cały ich sens. Pozwoliła sobie przymknąć na krótką chwilę oczy, doskonale słysząc, chociażby radosny śmiech starszej siostry na łące pełnej kwiatów podczas plecenia wianków i założenia sobie nawzajem kolorowych koron, których zapach wzbogacał powietrze tamtej pory roku. W końcu odwróciła głowę ku białej samicy z łagodnym, acz bystrym spojrzeniem.<br />- Myślę, że... to świetny pomysł. Jak zawsze, siostro.<br />- Naprawdę? Nie masz nic przeciwko? Nie musisz iść w sprawach zawodowych? Masz "czas wolny"? - Zaskoczenie w głosie Shori było więcej niż namacalne. Nic dziwnego: całą rodzina była naocznymi świadkami, jak najmłodsza pracuje bez przerwy, jak jakaś chora maszyna. Nawet nie musiałaby się zakładać jaki "pieszczotliwy" pseudonim do niej przywarł od pracoholizmu. Nen tymczasem w dalszym ciągu nie uważała się za dostatecznie dość dobrą, dlatego pozostawała dla siebie w pełni surowa w tematach kształcenia się dla stawania się przykładnym i przydatnym członkiem watahy.<br />- Oczywiście, że nic nie mam przeciwko. - Odparła spokojnie ta młodsza z wader. - Uszczęśliwi cię to, prawda?<br />- Tak — potwierdziła biała, skinąwszy głową bez zrywania kontaktu wzrokowego.<br />- Zatem tym bardziej się zgadzam.<br />- Nigdy nie zrozumiem twojego toku rozumowania. - Shori odezwała się teatralnie, wzdychając po chwili ciszy. Zaraz jednak zaśmiała się tak czysto perliście, że Nen sama lekko się uśmiechnęła na usłyszenie tego raju dla uszu. - No to co, Sini? Chodźmy!<br />- Mamy trochę do przejścia — zgodziła się z nią cicho młodsza.<br />Na plaży nie było nikogo, a nawet jeśli, nikt nie byłby w stanie naruszyć ten bliski moment obu sióstr między sobą, zupełnie jakby odcięły się od rzeczywistości i znalazły się we własnym świecie. Nic innego nie liczyło się dla nich jak oglądanie radosnego wyrazu na pyszczku u drugiej, ciesząc się słodką chwilą. W takich chwilach jak ta, siostry nie widziały świata poza sobą, co tylko dodawało wyjątkowości ich zamiłowania do siebie, nawet jeśli nie był jednej krwi. Sini zawsze powtarza, że Shori jest jej prawdziwą siostrą i nie zawaha się niczego w celu obrony jej oraz godności. Shori nawet raz zażartowała po treningu z nią i usłyszeniu tych słów, że mniejsza stanowi jednoosobową brygadę rozwalającą i współczuje każdemu, kto będzie ją miał za wroga — już pal licho sześć, że ojciec jednego razu po usłyszeniu raz jej pyskatości stwierdził po prostu, że bardzo wdała się w matkę (podobno aż mu się łezka zakręciła).<br />Chociaż myśli błądziły po umyśle młodej, nie zadręczała się nimi w tamtym momencie. Widok rozweselonej Shori, która dosłownie wyglądała, jak rozciągnięta wersja siebie za szczeniaka było jedynym jej obrazem. Kto by pomyślał, że mimo ładnego dorośnięcia już, skubana będzie miała swój moment powrotu do dzieciństwa. Początkowo szła, jak na dojrzałą waderę przystało, by już po kilku minutach biec przed siebie z donośnym śmiechem i skakać nad wodą.<br />- Co ja z tobą czasami mam — powiedziała cichym żartobliwym tonem podczas słuchania pisków starszej podczas skakania nad falami.<br />- Oj, nie bądź taka Sini! Nie możesz być wiecznie sztywna!<br />- Że ja jestem co?<br />- Sztywna! Też musisz trochę się zabawić! - Mówiąc to, Shori wycelowała w nią swoim skrzydłem. - Nawet nie wiesz, jak mnie świerzbi czasem, żeby cię prawie wytargać na spotkanie czy drobną imprezę. Jesteś młoda, piękna i piekielnie zdolna, tylko nie dostrzegasz tego! Osobiście dopilnuje tego, żebyś też miała trochę radochy w życiu.<br />- To zabrzmiało trochę jak groźba, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - Sini zapytała bez pardonu.<br />- Bo tak jest — odparła równie bezpośrednio druga.<br />- Och?... Siostro, co ty... Siostro, proszę! Nie!<br />Nie spodziewając się, że starsza ją prędko dopadnie, zaraz była ciągnięta w stronę wody. Shori naturalnie ignorowała jej dźwięczne protesty, dziarsko ciągnąc młodszą z suchego lądu, by na końcu ją dosłownie rzucić w morską pianę, skutecznie przy tym ją mocząc do cna.<br />- Zatem wszystkie chwyty dozwolone, co? - Kiedy wynurzyła się, z ociekając zewsząd z niej wodą i tym spojrzeniem, Shori odebrała to jako jedyny sygnał do brania łapy za pas, gdyż mogła tylko się domyślać, co młodsza jej zrobi w zamian za ten jakże uroczy gest.<br />- Przapraszaaaaam! Nie rób mi krzywdyyyyy! - Piszczała starsza podczas ucieczki od Sini. Oczywiście obie wiedziały, że nigdy sobie krzywdy nie zrobią, jednak dopadła je taka euforia, że było słychać tylko piski tej białej.<br />Było chyba jasne, że w biegu czy byle prędkości, Shori nie miała szans z Sini, która wówczas jej to dobitnie przypomniała — ona również dosłownie rzuciła siostrę w większą nadchodzącą falę.<br />- Zboczyła nieco z zamierzonego kursu — niższa powiedziała cicho do siebie, oglądając jak ostatnie z piór w skrzydłach siostry, znika w wodzie. Odliczyła równo trzy sekundy i idealnie o czasie Shori wynurzyła się. Zaraz podjęły dalszą zabawę.<br />W końcu ogłosiły remis, czy raczej zawieszenie broni, żeby móc legnąć sobie na piasku w celu podsuszenia się. Naturalnie umilały sobie czas rozmową, choć raczej to Shori mówiła, a Sini przysłuchiwała się jej, ale nie miał nic przeciwko temu staremu rozłożeniu. Kiedy w końcu futra w pewnej części podeschły, ponowiły przechadzkę po plaży, tym razem bardziej po piachu. Linia brzegowa miała bardzo ładne rzeczy do zaoferowania, przez to obie po dobrym kwadransie miał w małych kieszonkach trochę kolorowych muszelek różnej wielkości oraz kilka bursztynów.<br />- Już widzę nas w naszyjnikach z tymi cudeńkami — odezwała się uroczo, bo dziecięco, Shori.<br />- Do twarzy ci w nich będzie — potwierdziła cichym głosem Sini.<br />- To jak, siadamy do tego?<br />- Ja odpadam. Dobrze wiesz siostro, że moje zdolności manualne w tych kwestiach są okropne. Pamiętasz tamto plecenie wianków?<br />- Oj Sini, na pewno się poprawiłaś!<br />- To moja słabość przez życie. Nic się nie zmieniło, próbowałam — dodała, cicho parskając.<br />- Nie daj się prosić, no chodź. Na pewno nie będzie tak źle, a poza tym, liczą się chęci.<br />Już kilkanaście minut później obie podniosły głowy znad prób zrobienia naszyjników ze znalezionych morskich skarbów.<br />- Wow... Okej, nie kłamałaś. - Powiedziała Shori, spoglądając na wszystkie próbne muszelki, obecnie porozwalane całkiem.<br />- Mówiłam — Nen wzruszyła ramionami. Całe szczęście nie użyła tych ładnych sztuk. Spojrzała za to na naszyjnik starszej siostry. - Całe szczęście ty masz artystyczne łapy za nas dwie.<br />- Ach tak?<br />- Oczywiście — kiwnęła głową. - Każda twoja ręczna robótka jest piękna.<br />- Sini! - Shori pisnęła i jak za starych dobrych czasów, rzuciła się na szyję młodszej siostry, która nie miała nic przeciwko temu zachowaniu, gdyż znała postępowanie białej oraz była do niego przyzwyczajona. Kiedy wyższa nieco się cofnęła, obie zachichotały cicho.<br />- To jak, idziemy dalej przed siebie? - Zapytała Nen najdroższą krewną.<br /><br /><Shori?><br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 1255<br />Ilość zdobytych PD: 627 + 200% (1254 PD)<br />Obecny stan: 1881Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-63492962743519056822022-11-27T19:18:00.001-08:002022-11-27T19:18:04.380-08:00Od Noitera c.d. Belief/Yneryth’a ~ „Misja ratunkowa” [+16]Noiter uśmiechnął się, po tym, jak Yn przeszedł swoim krokiem władczy i poczucia wyższości. Poczekał, aż się oddali od nich tak, żeby ich nie słyszał. Po czym zwrócił się do swojej nowej przyjaciółki:<br />- Widzisz, plan działa! Już podejrzewa nas o jakieś niecne działania. Choć muszę przyznać, że nie bez powodu zaproponowałem bagno… - powiedział, brzmiąc, jakby z lekką skruchą przyznając się do niewinnej manipulacji sytuacją, rozglądając się przy tym po ziemi w okolicach kamienia, na którym stał – Chciałem upiec dwie wiewiórki na jednym ogniu, wiesz, o co mi chodzi prawda, Belief? Tylko teraz muszę je znaleźć…<br />Samica przekrzywiła lekko łeb, wpadając w niemałą zadumę. Troszkę to wszystko, choć łatwe z pozoru, wydawało jej się teraz nieco skomplikowane. W końcu poznała ona Noitera zaledwie tego samego dnia i jeszcze nie wiedziała, czego się powinna po nim spodziewać. Zwłaszcza że Yneryth przedstawił go jako groźnego osobnika, na którego wcale nie wyglądał. Belief milczała dłuższą chwilę i dopiero usłyszawszy swoje imię, oprzytomniała:<br />- Ach tak, znaczy... domyślam się, o co chodzi, ale nie wiem, czy Yneryth również nie wytnie nam psikusa. - zrobiła pauzę. - on chyba nawet to lubi.<br />- Naaah, nie wierzę w to! - powiedział, przeskakując na inny kamień. - Znam go już trochę czasu, Yn nie robi psikusów! Yn się tylko mści w mniej lub bardziej brutalny sposób, hahaha... - zaśmiał się szczerze, co jednak dla Bel mogło brzmieć jak niezbyt stabilny śmiech.<br />- Psikus czy mszczenie się? - dodała zamyślona, jednak z delikatnym uśmiechem. - Jednako wygląda to w jego wykonaniu. - również zaśmiała się pod nosem cicho. Nie dane jej było rozmyślać głębiej, gdyż skrzydlaty krzyknął radośnie:<br />- AHA! Znalazłem! - powiedział, sięgając łapą pod pień i wyciągając parę smętnie wyglądających kwiatów. Zaczął wyjaśniać. - Rosną tylko na bagnach, a są niezwykle przydatne... Do różnych celów.<br />W relacji na jego krzyk, Bel zastrzygła uchem w jego stronę i zmusiła się do spojrzenia wprost na niego i się zatrzymała. – Na przykład, do jakich celów? - spytała, obserwując z zaciekawieniem roślinkę.<br />- A takie różne ciekawe. - odparł wymijająco, chowając kwiatek pod swoje skrzydła ułożone na plecach, mrugając do Bel psikuśnie. - Niczego nie widziałaś, jakby ktoś pytał. A teraz w drogę, musimy dogonić naszą śnieżynkę! - zakrzyknął, przeskakując na kolejny głaz.<br />Ta kiwnęła głową, nie mając innego wyjścia, westchnęła cichutko i ruszyła dalej przed siebie, starając się nieco przyspieszyć kroku, mimo otaczających mokrych utrudnień. Po przejściu przez bagno, czy tam jego przeskoczeniu, jeśli chodzi tu o Noitera, zastali wylegującego się Ynerytha, oczekujących ich z bezmiernym znudzeniem. Po jego głosie słychać było, że był podejrzliwy i zezłoszczony spotkaniem z błotem.<br />- Błoto? Prawie go tam nie było, jeśli nie twój krzyk, to mógłbym przejść suchą łapą! Wystarczyło chcieć – powiedział zadowolony z siebie rogacz – Świetna zabawa swoją drogą. Poza tym zobacz jakie widoki! Cudow… – stwierdził, rozgarniając bujne zarośla łapą, odsłaniając… więcej błota. Stał tam zbaraniały, nim Belief mu wskazała na drugą stronę dyskretnie. Przeszedł, jakby nic się nie stało, na drugą stronę i odsłonił zarośla ukazujące dolinę zalaną światłem zachodzącego słońca. Na samym jej końcu ukrytą w cieniu naturalnych formacji znajdował się cel ich podróży.<br />- Kiedy ty byłeś zajęty, my z Bel doszliśmy do wniosku, że to nie pora na wielkie wejście, skoro ma to być niespodzianka! Podobno mają tu problem z jaszczurkami, którymi trzeba się zająć przed rozmową z tym Osaerem? Oseame? Nie ważne, miał dziwne imię, ale liczy się to, co mam zrobić ja! Jak Bel powiedziała, wykonam najlepszego psikusa i zadbam o to, żeby dobrze się wyspał hihi! - wytłumaczył Noiter.<br />- Spróbuj nie uśpić i nas, przy okazji. - Odpowiedział tamten, odwracając się w kierunku Belief.<br />Ta zaśmiała się, wyraźnie rozbawiona i dodała — No i żebyś Ty nam nie zasnął Noiterku, bo bez Ciebie sobie nie poradzimy! - posłała mu szczere i nieco rozbawione spojrzenie.<br />Chciał wyprowadzić ją z błędu, ale gdzieś w głębi głowy, ten cichy głos, który milczał już od tak dawna, zagłuszony przez falę zmian, wrócił, podszeptując mu okropną myśl. „Dowie się o tobie i co dalej? Co, jeśli też znała kogoś, kto umarł na śpiącą zarazę? Tak, przecież to wydarzyło się daleko stąd, ale co jeśli jednak? Nie ważne jak dobrze udajesz przed sobą, wiesz przecież, że na początku się ciebie bała. Tak jak inni. Może miała powód? Może nie być tak szczęśliwie, jak to było z Ynerythem”. Otrząsnął się.<br />- Oczywiście, że nie zasnę, dopóki nie zrobię swojego wielkiego psikusa. A resztę zrobimy zgodnie z planem. Powinniśmy się rozstać teraz prawda? Z całej zabawy nici, jeśli poczuje twój zapach na mnie, prawda Bel? – stwierdził radośnie rogacz.<br />- Oczywiście — mówiąc to, samica zatrzymała się jednocześnie, pozwalając Noiterowi oddalić się nieco. Rozejrzała się w poszukiwaniu Ynerytha, gdyż musieli się gdzieś schować i poczekać aż Noiter "załatwi” sprawę, by mogli działać.<br />- Okej, ale jest jeszcze jedna sprawa, coś, co musimy zrobić, żeby plan mógł się udać – podszedł do Ynerytha – Potrzebuje, żebyś mnie uderzy-<br />- Jeju, czekaj, ja się w to nie mieszam. Nie chcę być narażony na Copycat. – odezwał się biały basior, cały czas stojący obok wadery, na czyjego słowa ta podskoczyła w strachu, spodziewając się, że ten już tam stał. Szybko jednak się otrząsnęła, gdy usłyszała część o uderzeniu — Jak to uderzyć? Nie ciągnęłam was taki kawał, żebyście tutaj teraz ze sobą walczyli!<br />- Nie z całą siłą oczywiście. Wiesz, tylko tak, żeby było widać ślady walki. Mam wyglądać jak ktoś, kto potrzebuje pomocy, ale nie jak ktoś, kto jest zbyt słaby, by marnować na niego czasu. Prawda? Więc zrób coś, wykaż się kreatywnością!<br />- Myślę, że nie potrzebujesz mojej pomocy. Biegaj w kółko i zadziała.<br />- Haha, bardzo zabawne, serio, ale staram się wczuć w rolę. Mogę ich przekonać, że jestem groźny, ale ranny, okej? Aktorem jestem świetnym, nie zapominaj — powiedział, brzmiąc odrobinę jak nie Noiter. Zbyt... Sucho. Zaraz jednak wrócił do siebie — Ale spokojna twoja rozczochrana, to tylko jeden wielki akt, jeden z najlepszych psikusów! Jednak żeby zadziałał, potrzebuje twojej pomocy. - widząc, że ten się wacha, znów zmienił lekko ton, tym razem na drwiący — No, chyba że jesteś cykor, który nie umie dobrego ciosu zadać, wtedy to co innego. Udowodnij choć raz, że umiesz zrobić coś dobrze i wal!<br />Biały wilk jakby sprzeciwiając się prowokacji, odpuszcza. - Bel możesz go uciszyć, głowa mnie zaczyna boleć.<br />Noiter zdążył tylko otworzyć usta, chcąc kontynuować prowokację, jednak biały tylko czekał, aż rogacz zacznie mówić, uderzając go błyskawicznie w pysk, tak mocno, że aż zatoczył się pod uderzeniem i splunął na ziemię, lekko zdziwiony. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Podszedł do Ynerytha:<br />- Dzięki za pomoc, ale — Przywalił mu z czaszki — Jednak to wygląda, jakbym oberwał po kłótni z ukochaną, a nie w prawdziwej walce. Postaraj się lepiej!<br />Nie przyjął tego dobrze. Natychmiastowo przygwoździł czarnego do ziemi za pomocą kamieni. Po czym zaczyna ciąć jego ciało własnymi pazurami.<br />- Mam nadzieję, że drugi raz nie powtórzysz swojego zachowania.<br />- Spokojnie, nie planuje tego, ale osiągnąłem cel, nieprawdaż? – powiedział, wyciągając ociekający krwią cień z boku przyjaciela, po czym wytarł go w swoje futro, przed puszczeniem wolno – Teraz wygląda, jakbym miał prawdziwą walkę, więc możesz już przestać, twoje pazury są zbyt głęboko-<br />- Hmmm. – Yneryth jeszcze go nie puścił. Wyciągnął swoje pazury i przeciągnął nimi po lewym skrzydle rogacza, tak by było to widoczne, lecz bez większej szkody dla jego sprawności — Od razu lepiej, w końcu skrzydła to bardzo łatwy cel.<br />- Racja, przecież normalnie trzymałbym je luźno — przyznał, lekko się szamocząc, nerwowy, że Yn dotyka jego skrzydeł — Możesz już mnie wypuścić? Im szybciej ruszę, tym lepiej.<br />- Musisz jeszcze poczekać. Musimy się jeszcze oddalić. Choć Bel musimy się zmyć. – Samiec odchodzi, zostawiając spętanego Noiter'a przygwożdżonego do ziemi. Ta tylko kiwnęła głową. Widok walczących na niby samców nie był dla niej miłym doświadczeniem, więc rzuciła tylko krótkie „Powodzenia Noiter”, po czym ruszyła w ślad, za białym basiorem. Chwilę po zniknięciu przyjaciół z jego widoku, kamienie się poluzowały. Gdy ten upewnił się, że jego grupa odeszła, usiadł na moment, by przetrwać ból. Nie było to dla niego żadna nowość, musiał tylko wrócić pamięcią do starych czasów, założyć na chwilę maskę nicości, tą, którą dostał od Niego. Nosił ją z trudem, bał się wręcz jej, gdyż wiązały się z tym wspomnienia, lecz wciąż jednak ona go wołała. Chciałby powiedzieć, że nienawidzi tej maski kameleona, ale skłamałby. Dawała mu ona poczucie bezpieczeństwa i kontroli, w takich właśnie sytuacjach. Nie zakładał ją od dłuższej chwili, nie od czasu, gdy mógł być Noiterem, tym samym, którego kochała ona. Czy jednak był to prawdziwy on? To nie jednak nie było teraz ważne, jedyne co się liczyło w tej sytuacji to zrobienie psikusa, który pomoże jego przyjaciołom. Nie robił tego dla siebie, lecz dla nich. Jednak… kto powiedział, że zabawa i obowiązek się nie mogą mieszać? Ten jeden ostatni raz, wyjątkowo, dopuści tę część do głosu, chociaż w części. Uśmiechnął się powoli, rozciągając skrzydła, ukazując leżącą pod nimi torbę z kwiatami na wierzchu. Torba zostaje założona z uśmiechem na pysku. Jakiego rodzaju jest to uśmiech? Kogoś, kto ma do zorganizowania cudowny występ, z całą masą nowych kukiełek.<br />Po dojściu, na tereny watahy Oseara, tuż po zajściu ostatnich promieni słońca, realnie zmęczony Noiter, z trudem stawiał kroki, poprzez gęste zarośla, których gałęzie okropnie smagały jego rany, jednak on nie zwracał na nie uwagi. Z tego, co słyszał od Belief, jego cel cenił sobie siłę i żerował na słabości. W dodatku rogacz musi sprzedać swój akt, a nie ma nic ważniejszego niż udany ‘psikus’. Czuł już obce wonie bardzo mocno, więc wiedział, że jest na miejscu. Czuł też ten dziwny zapach, który krył swoją prawdziwą naturę przed zwyczajnym podróżnikiem. Pachniało jak… nie sen. Nie umiałby tego lepiej wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie miał zetknięcia ze snem w takim stopniu jak on. Rozpoznałby ten zapach wszędzie, ale to nie był on. Jednak nic innego nie pachnie w ten sposób, więc cała ta sytuacja była podejrzana, lecz powinna być bezpieczna dla niego, jeśli zachowa ostrożność. Gdy tak rozmyślał, poczuł, że zapach się zbliża — przywiał mu go wiatr. Pora na wstęp. Wleciał na drzewo i usadowił się na grubej gałęzi starego dębu. Nie minęło dużo czasu, nim do jego uszu dotarło głośne tłuczenie łap po ziemi, przedzierający się przez gęste zalesienie. Poprawił się na gałęzi, upewniając się, że ładunek jest bezpieczny. Wkrótce dostrzegł swojego przeciwnika w słabym świetle księżyca. Wyglądało jak jaszczurka, ale znacznie większą i brzydsza. Do tego czuł bijącą od niej dziwną energię i z bliska zrozumiał po części, czym był ten dziwny zapach. Ta siła więziła ją w stanie załamanej prawdziwości, wpływała na ich zmysły, pokazując, to co było potrzebne, zmieniając uczucia na obce. Zrobiło mu się żal tego stworzenia, ale jednocześnie uświadomił sobie, że jest przez to wielokrotnie groźniejsze. Nie dał jednak temu się wybić z rytmu, wiedząc, że może być obserwowany i zachował się tak, jak charakter tego wymagał:<br />- Zostaw mnie w spokoju, stworze! Ostrzegam, skończy się to dla ciebie źle. – warknął groźnie.<br />Zwierzę kontynuowało swój atak na drzewo, bezmyślenie. W pewnej chwili jednak, jakby za natchnieniem, przypomniało sobie, że potrafi się wspinać. Powoli darło się w górę. Skrzydlaty jednak tylko czekał, aż stworzenie będzie wystarczająco wysoko, gdy wykonał swój plan, używając cieni, by odepchnąć stwora od pnia drzewa w momencie, gdy ten przechodził między gałęziami i miał słabą równowagę. Tylko patrzył, jak stwór opada w dół, dobre 30 metrów, głową skierowaną w dół, jednak odwrócił wzrok na moment przed uderzeniem. Gdy usłyszał tylko głośny trzask, otworzył ponownie oczy, widząc ciało jaszczura na ziemi. Nie miał pewności czy jaszczur żyje, nie znał tego gatunku. Wiedział, że za chwilę nadejdzie ich więcej, ale zwykły podróżnik by o tym nie wiedział. Zszedł więc z drzewa i ruszył dalej przed siebie. Wkrótce nadbiegły kolejne jaszczury. Próbował utrzymać maskę jeszcze trochę, jednak przerażenie wzięło uwagę i ta powoli zaczęła spadać. Panika pojawiła się w jego głowie, przez co popełnił błąd i nie zauważył jaszczura wyłaniającego się zza zakrętu. Został staranowany przez rozpędzonego gada, ale zdążył się przekręcić tak, by upadek nie zrobił mu większej krzywdy. Spostrzegł norę, pod leżącym wrakiem drzewa i skorzystał z okazji, rzucając się w dół, wciskając w ciasną przestrzeń. Odetchnął na moment, jednak panika szybko wróciła, gdy zorientował się, iż gady zaczęły rozkopywać ziemię. Próbował się cofnąć, jednak odkrył, iż skrzydłami dotyka ściany, jedynie odruchowo zakrył skrzydłami pysk. Nim zdążył coś wymyślić, usłyszał piski, odgłosy pazurów przerywających mięso oraz tupot uciekających stóp. Uspokoił się, wiedząc, co to znaczy. Nadszedł czas by się popisać. Usłyszał niski, chropowaty głos, który przywodził mu na myśl grzechot rozłupywanych kości:<br />- Możesz wyjść przybyszu, przegnałem te przeklęte stwory.<br />Rysy rogacza natychmiast się utwardziły, sprawiając wrażenie, jakby miał doświadczenie wypisane na pysku. Wyszedł z nory, mocnymi, lecz zgrabnymi ruchami, pewnymi siebie w każdym calu, odgarniając korzenie. Obrzucił swojego wybawcę najgroźniejszym spojrzeniem w swoim arsenale, przez dłuższy czas utrzymując kontakt wzrokowy, nim po chwili ukłonił się z gracją i wyniosłością.<br />- Dziękuję Ci twą pomoc nieznajomy, zostałem wzięty z zaskoczenia. Twe imię?<br />- Możesz mi mówić Osear. - przedstawił się łaskawie cienisty wilk z białymi łatkami na łapach. Skrzywił się na chwilę, oceniając rany skrzydlatego — Wyglądasz, jakbyś potrzebował pomocy. Zaprowadzę cię do naszej watahy, załatamy cię… twoje imię?.<br />- Retion. – odparł wyniośle, powstrzymując ochotę nazwania go Panem -Jesteś pewien? Już raz przyszedłeś mi w potrzebie, a ja jestem tylko prostym podróżnikiem.<br />- Nonsens, ten rejon i tak jest zbyt niebezpieczny. Jak pójdziesz teraz samotnie, to umrzesz pewnie straszną śmiercią. Odpoczniesz trochę, a może akurat ci się u nas spodoba<br />- Skoro tak powiadasz, powinienem zaufać więc mojemu wybawcy. Jeszcze raz wyrażam swą wdzięczność, choć muszę przyznać, jestem ciekaw, jak przegoniłeś zagrożenie?<br />- Nie lubię się chwalić, ale nie bez powodu dowodzę watahą mój drogi. - wybuchnął śmiechem, w którym dało się wyczuć nutkę czegoś niepokojącego. - Ale nie bądź taki skromny. Widziałem, jak urządziłeś jednego z tych gadów. Jesteś może wojownikiem?<br />- Oh nie mój wybawco, żaden ze mnie wojownik – powiedział skromnie, jednocześnie brzmiąc jakby, nie była to cała prawda – Jestem podróżnikiem, który zna kilka sztuczek. Jestem zwykłym bajarzem, strzegącym historii i… zapomnianej wiedzy.<br />- Twoje rany – powiedział, prowadząc czarnego w stronę swoich terenów mieszkalnych – Nie wyglądają mi one na robotę jaszczurów. Mam też całkiem sprawny nos i czuję ten słaby zapach innego wilka. Zmieszany ze starszą krwią. Wyjaśnisz mi to?<br />- Nie ma czego wyjaśniać. Zatrzymałem się w miejscu, w którym nie doceniają takich jak ja. Mrok przeraża wielu – odparł poważnie.<br />- Ale mnie nie – odparł natychmiastowo i szczerze Osear – Mrok to droga do celu, lecz niewielu go zna. Ty i ja wcale się nie różnimy tak bardzo, wiem dokładnie, co czujesz. Nie chciałbyś o tym opowiedzieć komuś, kto to rozumie?<br />Noiter w środku poczuł, jakby coś starało się przygasić się światło w jego głowie. Myśląc szybko, postanowił zrobić coś ryzykownego. Zgasić wszelki blask, zostawiając jedynie mały promyk świecy, zamykając się szczelnie w środku.<br />- Tak… Nawet nie wiesz Osearze, jak ciężko być takim jak my. Ja po prostu widzę, że czasami tylko mroczna droga, prowadzi do światła na końcu tunelu, jeśli wiesz, o co mi chodzi. — powiedział Retion głosem, w którym słychać było nutkę szaleństwa — Ciemność jednak żąda ofiar, a kim jestem ja, by jej ich odmówić?<br />- Hm, a więc taki z ciebie typ – mruknął pod nosem Osear. Chciał spytać o coś jeszcze, gdyż byli już niedaleko miejsca docelowego, jednak nagle ktoś im przeszkodził, wyłaniając się z krzaków.<br />- Ah, Aries, jakie wspaniałe wyczucie – stwierdził Osear, starając się ukryć irytację – Odprowadzam tutaj tego właśnie młodego podróżnika do mojej jaskini, w celu lepszego zapoznania. Uwierzysz, że samodzielnie pozbył się, bez najmniejszego zadrapania, jaszczura? Ah, gdzie moje maniery, poznajcie się. Aries – Retion, Retion – Aries. – przedstawił ich sobie.<br />Aries bez wahania wyczuł, że coś tu nie gra. Samiec wyglądał dość nietypowo i do tego w jego zapachu można było wyczuć znajomy pierwiastek. „Czyżby to obiecana odsiecz?” pomyślał naprędce, po czym złożył skrzydła i zachowując się całkowicie naturalnie, ukłonił się w stronę zbliżającego się Oseara i jego nowego towarzysza. - Witaj Retionie w naszych szeregach. - posłał mu nieco współczujący uśmiech, jak to miał w zwyczaju. Choć czuł podekscytowanie, to zachowywał się całkowicie normalnie. Nie mógł sobie teraz pozwolić na żaden błąd. - Faktycznie interesujące, tutejsze bestie są bardzo sprytne. - W istocie takie nie były, ale Aries wiedział, że nie może ich krytykować w obecności Oseara.<br />Retion tylko zimno spojrzał na niego, przeszywając go wzrokiem, w którym było coś nienaturalnego, bardzo nieprzyjemnego, obcego wręcz. Osear zwrócił się do Ariesa:<br />- Potrzebuje, żebyś znalazł kogoś, kto może Retiona połatać, przyprowadź medyka do mojej jaskini.<br />Basior pomyślał chwilę i skarcił się za poprzednią myśl i nadzieję ratunku, najwidoczniej był w błędzie kolejny raz. Przecież jego siostra nie sprowadziłaby na ratunek kogoś w takim stanie. Spojrzał na Retiona i widząc dopiero teraz jego rany, skinął głową w stronę gościa. - Oczywiście. Zaraz go przyprowadzę. - Aries odwrócił się naprędce, po czym zniknął im szybko z oczu.<br />Cienisty basior ruszył dalej, dając znać rogatemu, że to już niedaleko. Zaczął ponownie rozmowę, podchwytliwym pytaniem:<br />- A więc poznałeś Ariesa… Polubiłeś go?<br />- Z całym szacunkiem Osearze, ale wymieniliśmy tylko jedno zdanie. – powiedział grzecznie Retion – Jednak… Jeśli mam się podzielić swoimi odczuciami, to nie wydaje mi się, żebym go polubił.<br />Ten obdarzył go oceniającym wzrokiem, po czym przyznał:<br />- Jeśli ja mam być szczery, to sam go nie lubię. Trzymam go tylko dlatego, że potrzebuje siły roboczej. Dobrze podtrzymuje morale innych. Wiesz, przynajmniej na coś się przyda, a jak nie, to zawsze można go zastąpić.<br />- Czy gdybym dołączył do stada, to też bym był zastępowalny? – spytał poważnie rogacz. Jego rozmówca przez chwilę milczał.<br />- To zależy od tego, czy jesteś przydatny… Na razie dużo mi o sobie nie powiedziałeś Retionie. Muszę więcej wiedzieć o wilkach, jeśli mam zdecydować ich wartość, a ty wyglądasz mi na obiecującego kandydata, lecz jeśli będziesz milczał…<br />- Co byś chciał wiedzieć?<br />- Co ci się dokładniej przytrafiło? Czym się zajmujesz i co zrobiłeś, że cię tak potraktowali? – powiedział, przychylając się do młodzika z czarującym uśmiechem, mówiącym ‘’Zaufaj mi”.<br />- Cóż… Nie powiedziałbym tego komukolwiek innemu, ale czuję, jakbym mógł się tobie zwierzyć, gdyż myślę, że jesteś kimś, kto zrozumie – odparł Retion, „przełamując się” – Dołączyłem do watahy niejakiej ‘Rene’. Żadna z typowych posad do mnie nie pasowała, więc wybrałem coś prostego. Zawsze uwielbiałem dzielić się swoją wiedzą o mistycznym i tajemnym świecie, którzy inni tylko widzieli jako legendy i mity. Jednak taka wiedza wymaga swojej ceny… Jeden pewien bardzo irytujący młodzik próbował mnie otruć, po odkryciu mojego prawdziwego ja. Przetrwałem, jednak niewiernych spotyka smutny los, któremu tylko odrobinkę pomogłem. Nikt niczego nawet nie podejrzewał, gdyby nie jego wścibska siostra. Próbowałem im wytłumaczyć, lecz oni nie rozumieli. Zaatakował mnie ktoś, kto wydawał się to rozumieć, lecz oszukiwać samego siebie. Nie miałem z nim szans, gdyż moim sposobem walki nie jest bezpośredniość. Zgubiłem jednak pogoń na bagnach, na których zostałem przez jakiś czas.<br />- Widzę więc… Jestem bardzo ciekawy co do twojej wiedzy, o której wcześniej wspomniałeś. – zatrzymał się, wskazując łapą na pokaźną jaskinię, lekko zalaną mrokiem. – Wejdź do środka i czuj się jak u siebie, będziemy mogli sobie na spokojnie porozmawiać na wszystkie ciekawe tematy.<br />Retion posłuchał, rozglądając się na boki. Główna komnata jaskini, która wyglądała na przytulną, lecz także dawała wrażenie… sztucznej? Nie było w niej jednak nic, co by mogło wywołać zwątpienie w jej przyjemne zimno. Jednak ze skrytej odnogi, Retion wyczuwał coś dziwnego, nieznajomego, lecz jednocześnie wołającego go po cichu. Udawał jednak, że nic nie czuje, układając się pod ścianą przy wejściu. Tuż za nim wszedł pewnie Osear, spoczywając naprzeciwko. Nim jednak zdążył coś powiedzieć, od strony wejścia dało się usłyszeć czyjeś kroki.<br />U wejścia groty pojawił się skrzydlaty samiec, w towarzystwie białego, nieco wystraszonego wilka. Był to tutejszy medyk, który wyraźnie lękał się wejścia do groty, jednak Aries wydawał się uspokajać, nieco mniejszego białego towarzysza. Po chwili weszli oboje, Aries zrobił jednak miejsce, by medyk mógł wyjść nieco naprzód. - Oto i nasz medyk, Timbad. - rzucił z lekkim uśmiechem Aries, po czym usiadł obok wyjścia. Natomiast biały ukłonił się do Oseara i spytał nieco drżącym głosem: - W czym mogę pomóc? - Jego sierść była umazana nieco zaschniętą krwią, której nie zdążył jeszcze najwidoczniej obmyć.<br />Osear przybrał swój najbardziej obłudny uśmiech, witając przybysza:<br />- Ach, Timbadzie jak dobrze, że jesteś! Jak widzisz, mamy gościa, który wymaga pilnej opieki medycznej. Wypadałoby, żebyś mu pomógł, prawda?<br />Biały przełknął ślinę, lekko zestresowany, zerkając na wielkiego ciemnego rogacza, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie.<br />- J-już się robi — wydukał cicho, podchodząc do rannego. Zaczął oglądać jego obrażenia, starając się go nie dotykać zbytnio. - Potrzebowałbym go opatrzyć i *ymm* zastosować zioła. Mam wszystko... Chyba?<br />- A więc to zrób — rozkazał Osear, starając się ukryć irytację.<br />- Oczywiście, już, tak — biedny biały wilk, przygotował swoje materiały, starając się opanować emocje. Wszystko szło dobrze, do momentu, w którym medyk postanowił zdjąć torbę z pacjenta, chcąc zobaczyć czy nie ma pod nim ran. Retion zerwał się, agresywnie odtrącając Timbada, który potknął się, zataczając do tyłu.<br />Aries rozłożył odruchowo skrzydła na ułamek sekund, po czym pomógł biednemu medykowi się podnieść. Nie czekali długo na komentarz.<br />- Co robisz ofermo!? Miałeś go leczyć, a nie zgrywać ofiarę. - warknął nieco niecierpliwie Osear, a medyk podszedł ponownie do rannego wilka, tym razem już nie dotykając jego torby. Retion westchnął, spoczywając ponownie, by móc dać się opatrzyć. Wyjął zioła i w miejsca które tego najbardziej wymagały, zaczął je bez słowa przykładać i po prostu robić swoje. Aries wówczas uważnie przyglądał się sytuacji. Lubił białego wilka i martwił się o niego, ponieważ doskonale wiedział, przez jakie okrucieństwa z łap Oseara przebrnął. Widać było, że Timbad jest zestresowany i robi wszystko w pośpiechu, jakby od tego miało zależeć jego życie. Widoczne było, że pod wpływem nerwów jego precyzja mocno spadła, tracąc delikatność całkowicie. Retion pozostawał jednak niewzruszony jak głaz, pełen chłodu i czegoś dziwnego. Dwa skrzydlate basiory nawiązały ze sobą kontakt wzrokowy i Aries poczuł się, jakby zaglądał w mroźną głębię oceanu. Na chwilę coś mu mignęło, jakby zobaczył tam jakiś błysk współczucia, jednak natychmiastowo on zgasł, zostawiając wilka, niepewnego czy tego sobie tylko nie uwidział. Wkrótce Timbad skończył łatanie, odchodząc jak najszybciej od rannego.<br />- Możecie odejść — oznajmił Osear, odprawiając ich łapą. Ci posłuchali z pokorą, odchodząc prędko. Na odchodnym Retion tylko dostrzegł kątem oka, jak skrzydlaty wspiera swojego białego przyjaciela, który wyglądał jakby za chwilę, miał się przewrócić ze stresu. To było tak-<br />- A więc Retionie, teraz gdy jesteśmy sami, powiedz mi towarzyszu niedoli – powiedział Osear z iskrą w oku – Mówiłeś coś o zakazanej, tajemnej wiedzy… O co dokładnie ci chodziło?<br />Po chwili milczenia odparł cicho:<br />- O wiedzę, którą przekazali nam przodkowie, a my obróciliśmy ją w oszustwo. Każdy z nas zna legendy, mity, opowieści… lecz większość sądzi, że to kłamstwa, zwykłe bajki wymyślone dla dzieci lub historyjki mające przekazać morał. Jednak magia jest wokół nas, czeka na kogoś, kto potrafi słuchać i odkryć prawdę chowającą się za opowieścią. Tym kimś jestem ja.<br />- Czyli mówisz, że – wymsknęło się z nadzieją w głosie Osearowi, którą jednak szybko zataił – Załóżmy, że poszukuje czegoś specyficznego z mocą zdolną zaburzyć naturalny bieg rzeczy. Czy wiesz coś o takich przypadkach?<br />- Oczywiście, że tak, musisz być dokładniejszy, jeśli chodzi ci o coś specyficznego.<br />- Otóż ja i moja wataha poszukujemy czegoś specjalnego. Czegoś, co może przywrócić kogoś, kto już nie jest z nami.<br />- Ach, wskrzeszanie zmarłych, dawno nie słyszałem tego tematu. Oczywiście, że znam sposoby, ale… jesteś pewien, że ten, kogo chcesz przywrócić, tego chce?<br />- Jak to czy jestem pewien, oczywiście, że tak! – oburzył się Osear.<br />- Wierzę ci, spokojnie, ale – uspokoił go Retion, po czym wyjaśnił – Istnieje pewien artefakt, lecz żeby go użyć, należy być czystym. A ty, Osearze, takowy nie jesteś, pętają cię więzy słabości. Jednak nim się zezłościsz – uprzedził go rogacz – Mam dla ciebie też dobre wieści. Istnieje rytuał, który może cię oczyścić. Mam nawet rzadkie rośliny w mojej torbie, potrzebne do jego przeprowadzenia. Jednak moim zdaniem musisz jeszcze poczekać, zazwyczaj do rytuału, potrzebny jest ogrom treningu swojego umysłu oraz swej duszy.<br />- Czyli mógłbyś przeprowadzić go teraz? – spytał ostro Osear, podchodząc do Retiona.<br />- Oczywiście, ale rzekłem jasno, musisz czek-<br />- NIKT NIE BĘDZIE KAZAŁ MI CZEKAĆ! – ryknął mroczny alfa, odrzucając swoją grę w miłego gospodarza na bok. Rzucił się na rannego rogacza i przyszpilił go do ziemi, nim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Przycisnął swoją łapę do rany na skrzydle swojej ofiary, cedząc powoli – Zapomniałeś. Swojego. Miejsca. Wiem lepiej, na co jestem gotów. Teraz przygotujesz rytuał. Natychmiast. Zrozumiano?!<br />Retion tylko przytaknął cicho, bez jakichkolwiek dźwięków. Został wypuszczony z bolesnego uścisku. Natychmiast wyciągnął kwiaty ze swojej torby, swoją najładniejszą miseczkę, którą zdołał przemycić, brunatną farbę oraz kilka kolorowych kryształów. Rozłożył je w kręgu, rysując między nimi linie i symbole, które wyglądały na losowe. Następnie rozpalił małe ognisko, na środku kręgu. Właśnie miał przystąpić do miażdżenia kwiatów, gdy Osear go zatrzymał.<br />- Tak, Osearze?<br />- Pokaż mi te kwiaty.<br />- Nie ufasz mi… Dobrze – rzekł z uśmiechem Retion, podając mu kwiaty do inspekcji.<br />Osear nie był mistrzem z zielarstwa, jednak nawet on wiedział, że te kwiaty są bezużyteczne. Poprawiają jedynie jakoś snów, sprawiając, że sny są bardziej swobodne. Nic groźnego, jednak co jeśli mają jakąś ukrytą truciznę?<br />- Ty też zjesz jednego – oznajmił Osear, podając mu kwiaty z powrotem. Rogacz tylko się zaśmiał.<br />- Mój drogi, one nie są do jedzenia – powiedział dziwnym tonem Retion, wsypując je do ognia. – One są do wdychania. A teraz wygodnie się ułóż, to będzie prawdziwa podróż.<br />- Jaka podróż? O czym… Ty mówisz? – groźny wilk ugiął się pod ciężarem swoich łap, lądując na ziemi. – Kwiaty…<br />- Oh, o podróży w głąb ciebie, przyjacielu! – powiedział radośnie skrzydlaty wilk. – I nie obwiniaj kwiatów, to nie one cię uśpiły. To byłem ja. A teraz słodkich snów, mój gniewny koleżko. Miłego seansu!<br />Osear bezsilnie odpłynął w krainę snów, zastygając z grymasem na twarzy.<br />- Ufff, to było trudne, ale się namęczyłem. Nie sądziłem, że może być aż tak trudny, moja wina. – zaśmiał się Noiter, wychodząc przed jaskinie, by zebrać drewno. Musiał się pospieszyć, gdyż za chwilę potrzebował dołączyć do Oseara, gdyż inaczej ten by się obudził. Szybko zgarnął chrust i inne palne rośliny, układając je w bezkształtną kupę. Wrócił się w pędzie do jaskini, wracając z ogniem. Użył go, by podpalić stos. Następnie sięgnął do torby i rzucił jakiś proszek w ognisko. Natychmiast zaczął się wydalać silny, błękitny dym.<br />- To powinno być odpowiednim znakiem – wydyszał zmęczony, po czym popędził z powrotem do swojej ofiary. Rzucając ostatnim wzrokiem na wyjscię, westchnął, po czym zagłębił się w bezdenne otchłanie nieprzytomności Oseara w celu stoczenia kolejnej walki. Zrobił, co mógł. Był tylko ciekaw, jak jego przyjaciele sobie radzą…<br /><br />Belief? Niemożliwe wiem!<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 4301<br />Ilość zdobytych PD: 2150 + 200% (4300 PD)<br />Obecny stan: 6450Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-4857760032435847932022-11-13T10:41:00.006-08:002022-11-13T19:26:22.864-08:00Od Itami do Ðarögon ~ Czerń i Kły<p>Jesień to czas chorób, selekcji naturalnej - z dnia na dzień, w lecznicy przybywało coraz to więcej chorych. Liczba chorych na grypę zwiększała się, aż można by zaryzykować stwierdzeniem, że wybuchła jakaś tajemnicza epidemia. To tylko jesienne objawy, nic innego. </p><p>Koło południa przygarnęła do siebie pewnego wysokiego, dość silnie zbudowanego basiora o oczach tak błękitnych, jak morska toń. Po przebytym treningu został kontuzjowany, ale Naharys nie chciał zdradzić, jak to się stało - odwrócił tylko pysk, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć młodej medyczce. <br />Przedstawił się jako Drago - Itami musiała przyznać, że imię choć krótkie, było trudne do wymówienia. Mimo tego, starała się pozostawić bez komentarza tę nagłą enigmatyczność ze strony białego basiora, po czym przystąpiła do podstawowych badań. <br />Basior miał zwichniętą łapę - bardzo mocno zbudowaną łapę, sama nie wiedziała, jakiej siły trzeba użyć, aby zwichnąć taką kończynę, grubością przypominającą dorodny pień dębu. Kiedy chwyciła delikatnie obolałą kończynę, Drago zmarszczył z bólu wargi, błysnął kłami. <br />- Nie będę kłamać, będzie boleć, jak cholera, ale jeśli nic nie zrobię, uraz będzie pogłębiać zniszczenia w obrębie stawu. Jesteś gotowy na nastawienie? <br />Basior skierował na waderę swój wzrok - dało się z nich wyczytać obojętność i dystans, a z drugiej strony zaś, skrywało się za nimi ciepło. <br />- Rób, co musisz, medyczko - odpowiedział o dziwo tonem dość spokojnym, jak na tę sytuację. Itami bez zbędnych słów, chwyciła za kończynę, pociągnęła i szarpnęła w stronę odpowiednią miejscu stawu, posłyszała charakterystyczne chrupnięcie i syk bólu Drago.<br />- No i widzisz? Gładko poszło. A teraz usztywnię ci kończynę i podam leki przeciwbólowe. Chyba nie masz nic przeciwko? <br />- Nie - odparł lakonicznie Drago. <br />- Okej... - odparła krótko, bowiem wyczuła, że basior nie należał do osób zbyt rozmownych. Słyszała, że to płatny morderca. Tacy... cóż... <br />Potrafią być skryci, tak samo, jak skrycie zabijają. A niektórym wychodzi to równie dobrze, co oddychanie. Zbliżywszy się do wysokiej wnęki w ścianie jaskini, próbowała dostać się do ziół, przynoszących ukojenie w bólu, uspokajające szalejące myśli... <br />- Pomóc? - usłyszała czyiś głos obok. Odwróciwszy się, na pierwszy rzut oka spostrzegła mocno zbudowaną klatkę piersiową, pokrytą kruczoczarną sierścią, aczkolwiek wyczuwała pod nimi pracę mięśni oddechowych. Uniosła głowę wyżej, aby spojrzeć na surowe błękitne oczy basiora. Nawet nie posłyszała, jak ów osobnik się do niej zbliża. Wewnętrznie skuliła się ze wstydu, lecz wyprostowała się znacznie, starając się wytrącić z równowagi. <br />- Ale... <br />Zanim zdołała dokończyć zdanie, basior wzniósł się na dwóch tylnych łapach, zdrową łapą wsparł się o wnękę poniżej, a pyskiem sięgnął po zalegające na najwyższej wnęce zioła, dla pewności zgarnął wszystkie w zęby. <br />-... dziękuję - dokończyła zszokowana wyczynem Dragon'a. Kiedy stanął dęba, wydawał się jej wielce ogromny... na tyle, że jej cień mógłby zakryć ją całą. Na własne oczy widziała, jak mięśnie ud czarnowłosego pracują intensywnie, biła z nich niewyobrażalna siła. Przyjęła roślina z jego pyska do swojego, czując przy tym jego tajemniczy, aczkolwiek interesujący zapach. Drago wrócił na swoje miejsce, czekał w milczeniu na dalszą część leczenia. <br />Aczkolwiek nie umknęło jej uwadze fakt, że od czasu do czasu, dziwnie się jej przyglądał. Obserwował każdy jej ruch, musiała przyznać, iż niezręczność wytrącała ją z rytmu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła, lecz błękitne oczy basiora miały w sobie coś...piorunującego. Energia drżała w nim, aż po szczyt jego wysokiej, bujnej czarnej grzywy. <br />- Proszę, to powinno pomóc - oznajmiła, owijając zwichniętą kończynę bandażem, którego wprzód nasączyła ziołowym wywarem, potem okryła go warstwą delikatnego, bawełnianego opatrunku. <br />- Powinno być dobrze. Mam nadzieję, że lubisz zapach lawendy?<br />- Powinno być dobrze - powtórzył basior. <br />Kiedy zakończyła bandażować dodatkową warstwę bandażu, umyła łapy w zimnej wodzie, skierowała wzrok w stronę basiora. <br />- Dobrze się czujesz w watasze? - zapytała wadera, odbiegając na bardziej neutralny temat. <br />-Aktualnie trudno mi powiedzieć jak się czuje jestem tu od niedawna - odparł, odrywając oczy od wadery, aby potem je wlepić w punkt przed sobą. Jego mina wydawała się niewzruszona, obojętna. <br />- Poza zwichniętą kończyną, widzę, że nie narzekasz na nudę. Jak ci minął trening?<br />-Jak zwykle robię postępy, uczę się nowych rzeczy i je doskonale. - odparł tonem dość spokojnym, opanowanym. <br />- To się powinno chwalić - odparła ciepło Itami. Wstrząsnęła łapami, rozchlapując kropelki wody na wszystkie możliwe strony. <br />- A ty ćwiczysz coś? - to pytanie lekko zaskoczyło waderę, odebrało mowę. A cóż ona mogłaby trenować, poza wzbogacaniem swego umysłu o nową wiedzę medyczną, która może pomóc jej w wykonywaniu swych obowiązków. Żeby jednak nie wypaść na ignorantkę w jego oczach, rzuciła szybko. <br />- Lubię biegać! <br />- Długie biegi są bardzo dobrze, szczególnie do polowań - odparł tonem dość obojętnym. <br />- W polowaniach... cóż... nie jestem zbyt dobra. Nie mam do tego talentu. - rzekła szczerze medyczka.<br />- Zatem do czego masz talent? <br />Usta medyczki wykrzywiły się tajemniczy uśmiech, chwyciła za naczynie, wypełnione wywarem z kurkumy i koziołkiem lekarskim, poleciła basiorowi, aby upił kilka łyków. <br />- Do tego, co każda medyczka. W ratowaniu życia. <br />- A jeśli ktoś odmówiłby ci pomocy, bądź prosił abyś go otruła ? - Oczy basiora błysnęły żywo, zmrużył je lekko. To pytanie, przyznam wam, wybiło z pantałyku Itami, a nad odpowiedzią zastanawiała długo. Za długo, aby odpowiedzieć. <br />- Rozumiem... - mruknął basior - trudne pytania wymagają odpowiedzi dość przemyślanych. <br />- Nie o to chodzi, po prostu... moja natura jest skierowana na pomaganie, bez względu na to, czy ktoś życzy mi źle, czy też... wręcz odwrotnie.<br />- A jeżeli by zależało od tego życie kogoś innego ? - spytał basior, Itami uniosła lekko lewe ucho na brzmienie niepewności w tonie basiora. Westchnęła tylko, znów zastanawiając się nad odpowiedzią. Musiała wręcz przyznać, że trafił się jej dość osobliwy pacjent. <br />- Nawet medyk musi wybierać, czyje życie jest ważniejsze - odpowiedziała, aczkolwiek niezbyt pewnie się czuła. Dla niej, jako medyczki, co prawda z niewielkim stażem, każde życie powinno być rzeczą priorytetową, bez względu na wyjątki. <br />- Rozumiem - odparł cicho basior, wracając oczami we wcześniej obserwowany punkt przed sobą. <br />- Wielu próbowało nauczyć mnie polowania - przyznała po chwili - każdy mistrz załamywał łapy przez moje beztalencie. Czy może... chciałbyś...<br />Basior znowu obdarzył ją wzrokiem... tym razem dość osobliwym. Mierzył w nią błękitem swych oczu, wydawać się mogło, że tylko czekał na te słowa - wiedziała bowiem, że każdy marzył, aby opuścić trzewia tej jaskini. <br />- ... mnie nieco nauczyć polowania? - dokończyła w końcu. <br /><br /><Ðarögon?><br /><br />PODSUMOWANIE: <br />Ilośc napisanych słów: 983 <br />Ilość zdobytych PD: 491 + 200% (982 PD)<br />Obecny stan: 1473 PD </p>WolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-74927533114895437392022-11-13T06:00:00.002-08:002022-11-13T19:24:53.687-08:00 Od Ereden'a c.d Sininen ~ "Tam, gdzie opadnie bitewny pył"<p> Ereden w końcu wstał, przeciągnął się leniwie, aż mu w kręgosłupie trzasnęło, lecz Sininen nawet nie drgnęła. Samiec znał swoją siostrę i wiedział, że mimo, iż głowę zaprzątała sobie w tym momencie nauką, jej czujność trwała nadal. Dzisiaj postanowiła nigdzie nie wychodzić - rozpoznał to po jej przemianie. Nie musiał nawet nikogo pytać o zależność jej przemian ze skrzydlatej postaci na tę drugą... obserwacje same wysunęły mu odpowiedź przed nos. Zwinął wszystkie, cenne dla niego zwoje, wsunął je w głąb zakurzonej półki stojaka, tam gdzie ich miejsce, po czym skierował się do odnogi, która prowadziła do części jadalnianej jaskini. Napił się trochę, ukradkiem zaś spojrzał na kamienne naczynie, stojące nieopodal. <br />- Przynieść ci coś do picia? - miał ochotę zapytać, lecz wiedział, że Sini nie odpowie. Od czasu porwania ich matki, Sininen nie odezwała się do niego ani słowem. Ba! Gdyby nie rozmowy z ojcem, których był świadkiem, w ogóle zapomniałby, jak brzmi jej głos. Zaspokoiwszy pragnienie, wyszedł z jaskini, mijając swoją siostrę - chyba zorientowała się, że wychodzi, bowiem całe jej ciało rozluźniło się nagle, dostrzegł to dość wyraźnie. <br />Spotkał ojca w towarzystwie Belief - Ereden słyszał, że wadera była jego nowym nabytkiem do treningu. Ereden ukłonił się uprzejmie i przywitał waderę ciepłymi słowami - basior nie tylko mógł pochwalić się północną urodą, lecz także bezbłędnymi manierami, o które zadbała Pawona. Odkąd jego spotkania z piaskową fenką rozszerzyły się od jego ostatniego incydentu z nią, jego dawne prostackie zwyczaje poczęły zanikać. <br />- Ty jeszcze nie u Nabi? Wspominała coś, że dzisiaj potrzebuje cię u siebie - powiedział ojciec, nie patrząc na niego. Skupiony był na mknących w rzecznej toni rybach, próbował chwycić jedną w pysk. <br />- Pójdę do niej za chwilę - odparł bez przekonania Ereden. - Chciałbym z tobą pobyć chwilkę... <br />Naharys uniósł lekko brew, kiwnął przyzwalająco po czym poklepał miejsce obok siebie. Wadera oznajmiła, że nie będzie im przeszkadzać, po czym podniosła się z miejsca i potruchtała w stronę poligonu, gdzie zazwyczaj ojciec trenował rekrutów. Ereden usiadł, nie będąc pewien, jak zacząć rozmowę... w sumie, nawet nie zastanawiał się, jak ją zacząć. Wyczekał na odpowiedni moment i zanurzył pysk w rzeczną toń, z sukcesem chwytając mocno w zęby wyrywającą się rybę. Machała szaleńczo płetwą, rozwierała i zamykała na przemian pysk, jakby się dusiła. <br />- Nieźle, synu - pochwalił go Naharys. - Czy przyszedłeś tylko po to, aby zdeptać moją dumę? <br />Ojciec zaśmiał się, tuląc Ereden'a do siebie. Przyjął od niego rybę, oznajmiając, że będzie z niej wyśmienity obiad. Po schwytaniu trzech bądź czterech ryb, Ereden w końcu wypalił. <br />- Tato, jak długo Sini będzie mnie od siebie odtrącać? <br />- Ah, ty nadal o tym? - Naharys mruknął cicho, rysując na ustach grymas zmartwienia. - Pamiętasz moją radę? <br />- Tak! - rzekł basior, rezygnacyjnie obracając oczami. - Mam dać jej czas, ale... ile? Nie mam zamiaru przez całe życie czuć się winnym za swoje szczenięce wybryki. Chciałbym podejść do niej, powiedzieć te głupie "przepraszam", ale ona mnie odtrąca! <br />- Dla ciebie może być to głupie słowo - odparł ojciec. - Dla niej może oznaczać coś więcej. Możesz przepraszać ją, ile chcesz, ale jeśli nie powiesz tego szczerze. Synu, powiem Ci coś... czasami szczere słowa znaczą więcej, o wiele więcej, niż sobie możesz wyobrazić, niż jedno, wypowiedziane dla świętego spokoju. Prawda, szczera prawda, bywa czasem jak cierń w tyłku, a też czasem, niczym iskierka. Prawda boli, prawda ociepla... ale lepsza prawda, niż zwyczajne kłamstwo. <br />- Ale... ja chcę jej powiedzieć szczerze, że żałuję! <br />- Musisz z tym poczekać. Ostrzegałem cię. Staram się ją poskładać do całości. Każdy kiedyś potrzebuje czasu dla siebie, aby przemyśleć... <br />- Więc ile mam czekać, aż ona przemyśli? Aż okulawiejemy ze starości? <br />- Cierpliwości, synu - odparł Naharys ciepłym tonem. - Cierpliwości, ale i też dobrych chęci. Niech Sini zauważy, że się starasz. <br />Ereden wciągnął nerwowo powietrze w płuca do granic możliwości, po czym wypuścił je z głośnym, gardłowym warknięciem, spojrzał we własne odbicie w nurcie płynącej rzeki. <br />- Tak będzie, tato... <br />Naharys uśmiechnął się, przy tym zachichotał pod nosem, obejmując syna wokół szyi, przygarnął go do siebie. Ojciec lubił okazywać ciepło wobec swych dzieci. <br />- Brakuje mi mamy - zwierzył się Ereden, odchodząc od tematu. - Nadal zastanawiam się, czy ona...<br />- ... ja też. - odparł Naharys. Ereden usłyszał, jak na wzmiankę o swej matce, a o jego ukochanej waderze, serce podskoczyło nagle. Jakby ono także tęskniło. Ereden odsunął policzek od piersi ojca, nic już więcej nie powiedział. <br /></p><div style="text-align: center;"><b>***</b></div><div style="text-align: left;">Jesień była w tym roku dość spokojna. Ereden dorobił się dodatkowej, grubej warstwy futra w okolicy szyi, tworząc w ten sposób puchaty, biały kołnierz. To samo na klatce piersiowej, grzbiecie i ogonie. <br /> Wiatr, ciągnący od zachodu, poganiał puchate chmury na błękitnym niebie, słońce raziło nieubłaganie, liście mknęły w powietrznym tańcu. Ereden zaklął cicho, bo babie lato zaplątało mu się między uszy. <br />Sininen siedziała w swej bezskrzydłej formie, zatopiona w lekcjach strategii do tego stopnia, że zdawała się być odizolowana od otaczającego ją świata. Stała się dojrzałą waderą, piękną, zabójczo skuteczną. A jej ciągłe treningi kształciły w niej więcej, niż można sobie wyobrazić. Można by rzec, że Sini sięgała prawie niemal miana "żołnierza doskonałego". <br />Obserwował ją nadal, oddalony na pewną odległość, aby nie mogła go dostrzec, ani tym bardziej wyczuć - wiatr pędził w przeciwną stronę. Myśli miał te same, a rezultat niezmienny. Jak podejść do Sini, powiedzieć choćby samo "przepraszam". Serce podskoczyło mu na samą myśl. Wahał się... to posunięcie wręcz graniczyło z panicznym strachem... Nie krył strachu. <br /><span style="color: #cc0000;"><i>- Bądź basiorem!</i></span> - warknął sam na siebie w myślach. Jego wewnętrzny ton wręcz zabrzmiał pogardliwie wobec siebie samego. <i style="color: #990000;">Nadal będziesz skrywał się w krzakach, jak tchórz, czy może coś łaskawie zrobisz, do cholery jasnej</i>!<br />Nawet to nie pomogło. Miał rację. Jestem tchórzem, pomyślał gorzko. <br />Wyszedł z krzaków, lecz nie uczynił tego w celu podjęcia próby zagadania do siostry, lecz skierował się w przeciwną stronę, ze spuszczonymi uszami. Ogon smętnie obijał się, to na lewo, to na prawo, a w głowie Ereden'a zaczęła rodzić się wściekłość. Szaleńcza wściekłość, której nie w sposób mógł kontrolować - jego mięśnie napinały się mocno. Boleśnie wręcz... pasożyt uaktywnił się w jego głowie. Jego wzrok zaczął dostrzegać więcej szczegółów, słuch wyostrzył się kilkukrotnie, a siłą w łapach mógł dorównywać niedźwiedziowi... i gniew, który domagał się wyładowania. <br />Pazury cięły raz po raz korę starego dębu... cios za ciosem sprawiał coraz to większą satysfakcję. Gniew marszczył policzki, ukazując długie, śmiertelne kły, błyskały w świetle słońca. Ereden, jak niedźwiedź, stanął dębem na dwóch tylnych łapach i najsilniej, jak potrafił, uderzył w pień, aż większa jej część drewna oderwała się, ukazując wnętrze drzewa. Nie poczuł nawet bólu skręconej kończyny, ale wiedział, że złym pomysłem będzie ponowne uderzenie. Pozostało mu więc dyszeć ciężko... znosić ciążący proces furii, jaki wzmógł u niego pasożyt za sprawą adrenaliny - wręcz buzowała w jego żyłach. <br />Uniósł głowę, zerknął na postać, która pojawiła się nagle. Jego oczy, napełnione czernią, wypełnione szaleństwem, które aż wylewało się na porysowane szramami powieki, zarejestrowały obecność Sininen. Cholera! Odwrócił się od niej, próbując powstrzymać dalszy wybuch furii. Nie chciał, aby widziała go w takim stanie. Nie potrafił. <br /><br /><Sininen?><br /><br /> PODSUMOWANIE</div><div>Ilość napisanych słów: 1130</div><div>Ilość zdobytych PD: 565 + 200% (1130 PD) </div><div>Obecny stan: 1695 PD<br /></div><p></p>WolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-90898689427003122412022-11-13T04:47:00.007-08:002022-11-13T06:02:12.753-08:00Od Shani do Ðarögona ~ Zderzenie z rzeczywistością„Dwie miarki suszonej pokrzywy, jedna miarka liści dziurawca, zagotować, ostudzić, podawać po śniadaniu. Sok z żurawiny po każdym posiłku”. Słowa te wybrzmiewały w umyśle Shani jak mantra. Jesień była w pełni, co oznaczać mogło tylko jedno: sezon na drobne infekcje, a w konsekwencji — pełne łapy roboty. Wilczyca nie mogła przestać myśleć o pracy nawet teraz, gdy planowała wykorzystać wolne popołudnie na leniwy spacer po okolicy. Coś jej nie pasowało w tych zaleceniach, tylko co? Myśli tak bardzo pochłonęły naszą medyczkę, że dopiero w momencie, gdy jej ciało boleśnie zetknęło się z czymś ciepłym i twardym, wróciła do rzeczywistości.<br />„Niedźwiedź!” - Krzyknęła ta najbardziej pierwotna część jej umysłu, szybsza w swoich osądach niż racjonalne, krytyczne myślenie. Wilczyca odruchowo odskoczyła do tyłu, jeżąc jednocześnie futro na karku i wystawiając na światło dzienne swe śnieżnobiałe, ostre kły.<br />Czarna masa futra poruszyła się leniwie, jakby zderzenie z ciałem Shani było dla niej jedynie drobną niedogodnością. Kształt zaczął rozwijać się, ukazując w końcu niebieskie uszy i nos. Wadera zorientowała się, że jest to wilk. Napięcie w jej mięśniach trochę zelżało, ale nie zniknęło kompletnie. Wciąż był to nieznajomy, w dodatku wyjątkowo postawny. Shani przełknęła głośno ślinę. Bała się go czy nie, musiała wypełnić swój obowiązek.<br />- Znajdujesz się na terenach watahy Renaissance. W jakim celu tu przybywasz?<br />Wilk, nieco jeszcze zaspany, spojrzał na Shani spod powiek, które walczyły, by nie skleić się znowu… Patrzył nie prosto na jej pysk, jak by się spodziewała. Ustawił własną kufę bokiem, tak, że widziała tylko jedną stronę jego twarzy. Wilczyca nie miała pewności, jak zinterpretować ten gest. Czy było to lekceważenie z jego strony? Nieśmiałość? A może chciał patrzeć jednocześnie na nią i coś innego, groźnego? Szara przestąpiła nerwowo z łapy na łapę.<br />- Watahy? – Głos nieznajomego był melodyjny i przyjemny dla ucha. – Cóż, to chyba nic tu po mnie, przepraszam za kłopot.<br />Czarny wilk zaczął się podnosić. Jego głowa cały czas pozostawała we wcześniejszej pozycji względem medyczki. Dopiero gdy basior wstał, Shani dostrzegła całość jego sylwetki. Z tak wysokim osobnikiem nie miała jeszcze do czynienia.<br />- Zaczekaj! Jeśli chcesz, możesz odejść. Nie trzymamy nikogo na siłę. Ale u nas dla każdego znajdzie się miejsce.<br />Przez twarz (a raczej tę połowę, którą Shani widziała) basiora na sekundę przemknęło coś… jakieś nieuchwytne uczucie, jakby jedna niechciana myśl na ten ułamek sekundy przejęła władzę nad jego ekspresją. Równie szybko jednak pysk wrócił do swego normalnego stanu.<br />- Nie wiem, czy to dobry pomysł – oznajmił basior, spuszczając nieco głowę.<br />- Mogę zaprowadzić cię do alfy. Porozmawiasz z nią i zdecydujesz. Bez zobowiązań. Co ty na to? – Wilczyca próbowała sprzedać swą „ofertę” szerokim uśmiechem.<br />- Mogę spróbować – odparł nieznajomy po chwili jakby bez przekonania.<br />- Świetnie. To w tę stronę. Jestem Shani, medyczka. A ciebie jak zwą?<br />- Drago Ergon.<br />Wilk ruszył za Shani niespiesznie. Nie umknęło jej uwadze, iż tak ustawił swoje ciało względem niej, by podczas wędrówki cały czas widziała tę samą stronę jego pyska, co wcześniej. Zaciekawiło to wilczycę. Co mogła skrywać druga połowa jego oblicza? Czy było to coś niebezpiecznego? A może szpetnego i wstydliwego? Shani nie mogła się powstrzymać przed obmyślaniem sposobów na dojrzenie tajemniczego elementu. Wierzyła, że ma w sobie na tyle przyzwoitości, by nie wcielić ich w życie, choć wiedziała też, że bardzo łatwo byłoby jej przekroczyć tę linię.<br />- A więc, Drago, skąd przybywasz?<br /><br />Drago?<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 539<br />Ilość zdobytych PD: 269 + 200% (538 PD)<br />Obecny stan: 4962Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-17301048996896172382022-11-11T15:37:00.014-08:002022-11-11T15:41:28.920-08:00<center>
<div id="tloPv27">
<div id="puste">
</div>
<div id="nazwisko">Ðarögon</div><div id="info">Drago Ergon<br /><b><span style="color: #a27756;">Płeć:</span></b> Basior | <b><span style="color: #a27756;">Wiek: </span></b>5 lat | <b><span style="color: #a27756;">Rasa:</span></b> Wilk | <br /><span style="color: #a27756;"><b style="color: black;"><span style="color: #a27756;">Ranga:</span></b><span style="color: black;"> </span></span><span style="font-family: Lato;">Delta | <b><span style="color: #a27756;">Poziom:</span></b> 1 (800/3000 PD)</span>| <b><span style="color: #a27756;">Stanowisko:</span></b> Płatny morderca<br /><b><span style="color: #a27756;">Właściciel: </span></b> Ross [Howrse] Hooty#2968 [DC] shiru.wilczek@gmail.com [gmail]<br /><div><span style="color: #a27756; font-family: Lato; text-align: left;"><b>Autor</b></span><span style="text-align: left;">:</span><span><span style="text-align: left;"> <a href="https://www.deviantart.com/auccultist" target="_blank">Lineart</a> | Pokolorowany przez właściciela wilka<br /><br /></span></span></div></div>
</div>
</center>
<style type="text/css">
#tloPv27 {
height:700px; /*wysokość zdjęcia*/
width:700px; /*szerokość zdjęcia*/
border: 10px solid #9CB3C7;
background: url("https://i.imgur.com/i2Ph6Qb.png");
}
#puste{
height:440px; /*odległość między górą zdjęcia a tekstem*/
}
#nazwisko {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:100%; /*długość pola tekstowego*/
height:100px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Vladimir Script'; /*rodzaj czcionki*/
font-size: 110px; /*rozmiar czcionki*/
color: #A17655; /*kolor czcionki*/
text-shadow: 2px 0px 2px white; /*cienie pod tekstem*/
text-shadow: 1px 0px 2px black; /*cienie pod tekstem*/
}
#info {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:96%; /*długość pola tekstowego*/
height:140px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Lato' !important; /*rodzaj czcionki*/
letter-spacing: 5px; /*odległość między literami*/
padding: 5px; /*odległość między ramką a tekstem*/
border-radius: 0px 0px 0px 0px; /*zaokrąglenie ramki*/
border: 1px solid #9CB3C7; /*ramka dla tekstu*/
background:rgba(0, 0, 0, 0.7); /*kolor tła tekstu*/
color: #9CB3C7; /*kolor czcionki*/
text-shadow: -2px 0px 5px black, 2px 0px 5px black; /*cienie pod tekstem*/
}
</style>
<br />
<a name='more'></a><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< CHARAKTERYSTYKA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;"><span>Osobowość</span><span>:</span></span></b></span></span></span> Odkąd słyszy głos, posiada dwie strony twarzy, tak samo, jak są dwie strony medalu. Ta główna strona, której używa, zazwyczaj jest miła i sympatyczna. Niestety Drago nie lubi towarzystwa, dlatego nawiązywanie kontaktów z innym wilkiem jest dla niego trudne. Bywa oschły i egoistyczny, ale to nie dlatego, że jest zły. Po prostu boi się kogokolwiek skrzywdzić. Małomówny wilk o wielkim sercu lubi pomagać innym w wypadku, gdy słowa nie są potrzebne. Bardzo inteligentny i sprytny z niego basior. Gdy się lepiej go pozna, bywa opiekuńczy i ciepły. Ðarögon jest lojalny tylko sobie, nikomu innemu nie. Potrafi bardzo dobrze kłamać. Jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały, lecz da się go sprowokować do furii. Po byciu w furii zmienia się o 180 stopni. Staje się agresywny i oschły jeszcze bardziej. Bywa również arogancki i chamski. Nie kontroluje swojego drugiego oblicza. Dla wszystkich jest brutalny i egoistyczny. Uwielbia wtedy drażnić i podjudzać do kłótni i bójek. Drago w trakcie tego wszystkiego jest dżentelmenem i szalony, zdolny do wszystkiego, w jego głowie tylko wtedy jedno. Mord. Kłamanie mu wtedy wychodzi cały czas z ust. Psychopatyczny sadysta uwielbia się znęcać nad innymi, szczególnie słabymi i waderami. W jego oczach wtedy można zobaczyć chęć mordu i szaleństwo;<br /><span style="color: #836c5a; font-family: Lato;"><b>Aparycja:</b></span><span style="font-family: Lato;"> </span>Ðarögon jest bardzo wysokim (3.5 wzrostu) i dobrze zbudowanym basiorem. Posiada wielkie łapy dzięki, którym widać jego siłę. Ciemnoszare futro, które jest bardzo szorstkie, lecz chroni przed mrozem i ciepłem. Futro w uszach jest koloru niebieskiego, tak samo nos, pazury i opuszki łap. Na lewym ramieniu posiada znak również w kolorach niebieskiego, również posiada runy na przednich łapach. Jego oczy są również takiego samego koloru. Ma duży puszysty ogon. Klatka piersiowa Drago jest bardzo szeroka, dzięki czemu umie unosić ciężkie rzeczy. Waży zaledwie 85kg. Na głowie posiada grzywkę w kolorze futra. Ðarögon również ma blizny trochę nad nosem, przechodząca przez oko bliznę oraz na tylnej nodze lewej;<div><span><b style="color: #a27756; font-family: Lato;">Znaki szczególne: <br /></b></span>• Blizny na ciele (nos, oko i tylna lewa noga)<br />• Runy na przednich łapach, oraz znak na lewej łopatce przedniej łapy.<br /><span style="color: #836c5a;"><b>Ciekawostki: </b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiTea2fAwdx8B5_97LBgwwS3itd6JVtpsoj7mCK2mSGrL_lVpFNXB7NlfyETY_EnGFH-h-EWt2Mk6OM_3hp6OkG8ZkM4PWxv3Ld9m7-vgqXMpkZzc4EeFdApXpsJMH4sfgGq9Xw9ZYDfj5/"><br /></a></span>• Uwielbia wschody oraz zachody słońca. Również gwieździste niebo.<br />• Bardzo religijny i wierzący. Wierzy, że śmierć jest najbardziej łaskawa.<br />• Nie ujawnia swoich mocy nigdy, udaje zwykłego wilka bez magii.<br />• Pochodzi z nieznanej nordyckiej watahy Kirkjubøur. Dalej opłakuje to, co tam zrobił i modli się za ich dusze. Uważano w jego wiosce, że matka współżyła z Fenrir, z tego czynu narodził się Ðarögon. Podobno przy narodzinach w ich stadzie było wiele nagłych śmierci i podpaleń. Został przeklęty przez stado, w którym się urodził i przepędzony.<br />• Jego głos: <a href="https://www.youtube.com/watch?v=t8hURaX54GA&ab_channel=FightTheFadeVEVO" target="_blank">Link</a>.<br />• Przedstawia się zawsze jako Drago Ergon. Ergon wziął od swojego wuja, matka zawsze mu o nim opowiadała, jaki on był mężny i odważny, pomocny i uczciwy.<br />• Cały czas słyszy głos z tyłu głowy, który często rozkazuje mu niemoralne zachowania, typu zranienie kogoś, torturowanie lub zabicie. Trudno mu panować nad zachowaniem jak głos mówi.<br />• Nazywa siebie potworem i nie widzi przyszłości dla siebie innej niż bycie płatnym mordercą.<br />• Potrafi być w stanie furii przez długi okres, wtedy właśnie może używać niebieskiego ognia. Podczas używania niebieskiego ognia jego oczy się świecą na niebiesko.<br />• Cytat: Everybody wants to be my enemy. Spare the sympathy;<br />• Nie lubi miejsc, gdzie przebywa więcej niż trzy wilki.</div></div><div class="tytul"><br /><div class="tytul"><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< POWIĄZANIA ></span></div></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;">Partner/ka: </span></b>Wątpi by ktoś pokochał mordercę, a dodatkowo potwora;</span></span></span><span style="font-family: Lato;"><span><span><span><b><span><br /><span style="color: #836c5a;">Potomstwo:</span></span></b> Brak</span></span></span></span><span style="font-family: Lato;"><span><span><br /><span><span style="color: #a27756;"><b><span>Rodzina:</span></b> <br /></span></span></span></span></span>•<b><span style="color: #ffe599;"> Kolbjørn</span></b> — Przybrany Ojciec, nigdy nie wybaczył żonie zdrady, dlatego też nie cierpiał bękarta, jakim był Ðarögon. Nie wie, czy żyje, mógł spłonąć jak brat. Posiadał żywioł Ziemi oraz Wiatru. Był tyranem, któremu zależało na rodzinie (prawdziwej), został wychowany tak, że potomkowie mieli mieć szacunek do rodziców i zgadzać się z nimi. Dyscyplinował bardzo swojego syna.<br />• <b><span style="color: #ffe599;">Lea</span></b> — Matka umarła, wataha dokonała jej egzekucji za bronienie syna przed straceniem go. Posiadała żywioł Elektryczności oraz Powietrza. Ostatnie słowa matki: " Żyj tak, jak chcesz, nikt nie może pokierować twym życiem niż ty sam".<br />• <b><span style="color: #ffe599;">Njål </span></b>— Brat, został przez niego spalony na popiół. Nie wybaczył sobie tego. Posiadał żywioł Ziemi i Elektryczności. Mimo iż nie mógł sprzeciwić się słowom ojca, kochał brata jak swojego. <br />• <b><span style="color: #ffe599;">Fenrir</span></b> — Prawdopodobnie ojciec, lecz ni jak nie można się tego dowiedzieć. Modli się do niego o znak, że jednak nie jest jego synem, by mógł żyć w spokoju z tą okrutną myślą. Posiada żywioł Umysł, Strach i Ogień. Psychopatyczny sadysta kocha znęcać się nad innymi i ich torturować. Zwykle swoim ofiarą daje szanse albo popełnią samobójstwo, albo będzie im pokazywał do końca życia swoje morderstw (swoimi oczami), by zniszczyć ich psychikę. Jeżeli jednak jakimś cudem geniusz pozbawi siebie oczu, ten osobiście się zjawi i go spali żywcem. Lubi eksperymenty na wilkach, ma swoich „bractwo”, w którym wszystkim steruje. To on doprowadził do stracenia maki Drago, zaplanował wszystko, co do niego, nawet przed poczęciem go. Ma co do niego plan, dlatego żywy musi pozostać, nie na rękę by mu było, gdyby się zabił, lub ktoś jego. Więc po części broni go, lecz dla swoich celów;<br /><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #836c5a;">Historia:</span> <br /></b></span>Od początku swoich narodzin Ðarögon był prześladowany przez innych, wyzywany od bękartów. Znosił to tylko dlatego, że chciał żyć dla Matki, która za niego oddała swe życie. Mimo iż od zawsze słyszał głos w swojej głowie, nie zwracał na niego zbyt dużej uwagi. Gdy był już nastolatkiem, nikt ani ojciec, ani, żaden inny wilk, nie chcieli go nauczyć panować nad mocą. Bali się, że źle to wykorzysta. On sam musiał stawić temu czoła i zaczął trenować. Wtedy głos zaoferował mu pomoc w opanowaniu mocy. Wilk dorastał, ucząc się dzięki głosowi, pokazał u najmocniejsze ciosy i jak walczyć oraz dawał mu rady. Młody Ðarögon myślał, że to jakiś dobry duch nim kieruje, wiec mu zaufał. Przyszedł pewien moment, gdy miał już trzy lata. Pewny wilk, który przyjaźnił się z jego bratem, bardzo go nie lubił, gardził Ðarögon'em. Zawsze próbował jakoś wywyższyć się nad nim, był synem Alfy dlatego, uważał się za lepszego. Ðarögon był od niego silniejszy i mądrzejszy, nie dawał się prowokować, lecz pewnego razu chodź, nazwał go bękartem i zaczął go bić, on się tylko bronił. Widział, że jego brat nie reaguje na to. Był mocno poraniony, na pysku, oku i lewym udzie. Gdy odepchnął go mocno od siebie, zranił się o złamana gałęzi, która wbiła mu się w oko. Pobiegł do swego ojca, a ten wezwał Drago na rynek, wszyscy się zgromadzili, nawet przybrany ojciec i brat. Alfa oskarżył Ðarögon'a o zaatakowanie jego syna. Choć rany dalej były otwarte, nic nie robił sobie z tego jego oskarżeń. Zasądził, że wyśle Drago do kopalni, gdzie miał dla wilków pracować, a jednocześnie nie zbliżać się do Watahy. Mimo iż powiedział, że brat był przy tym i widział, że się tylko bronił, nie poparł go. Głos, który zawsze słyszał, odparł mu: „Nie zmienisz ich zdania, nieważne ile byś dobrego dla nich zrobił, dalej będą Cię traktować tak samo. Jako bękarta. Jeśli chcą potwora bękarta, daj im go". Wtedy jego oczy się zaświeciły, a ten zaczął krzyczeć w niebiosa. Od Ðarögon powiał podmuch niebieskiego ognia, który szybko ruszył na wilki. Ogień była tak duży i silny, że kilka wilków, nie uratowało się z tego, żywi lub też bez ran. Ðarögon osłabł z sił i gdy przestał krzyczeć, spojrzał na palące się drzewa, krzaki oraz ciała wilków. Ugasił ogień, lecz był załamany, tym co zrobił, nie chciał nikogo zabijać. Gdy z ukrycia wyszedł wódź, spojrzał na niego i zmarszczył brwi, wygnał go na zawsze z watahy. Drago, pogodził się z tym, odszedł z niej natychmiast, gdy szukał miejsca w innych, nie znalazł miejsca, każdy z innych watah został poinformowany ptakami o jego wyczynach i by potwora nie przyjmować do watahy, bo zabije wszystkich. Dlatego wszyscy się bali go przyjąć. Postanowił przestać używać swojego imienia nadanego przez matkę i zmienić je na inne Drago Ergon oraz przestać używać mocy.;<br /><div class="tytul"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: Lato;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< MAGIA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #a27756;">Uzdolnienia magiczne:</span></b> Tak;<br /><b><span style="color: #836c5a;">Żywioł:</span></b> </span>Ogień | Elektryczność; <br /><b><span style="color: #a17655;"><span style="font-family: Lato;">Zdolności: </span></span></b>Nie używa swoich zdolności w ogóle.<b><span style="color: #a17655;"><br /></span></b>• Potrafi wytworzyć ogień z temperatury swojego ciała i ciskać nim, również potrafi samozapłon, jego ogień go nie rani, lecz da się zgasić piaskiem, wodą. Umie podpalać różne rzeczy nim, jak i robić ścianę ognia, oczywiście na wysokość wilka i można ją ugasić.. <br />• Niebieski ogień, potrafi zmieniać kolor ognia, tylko wtedy kiedy traci kontrole nad sobą i emocjami. Ogień o tym kolorze jest zabójczy dla roślin i zwierząt. Potrafi zmienić wszystko w węgiel. Z ciał zwierząt np. królika, zostaje czarny zwęglony szkielet. Ciężko go ugasić, lecz nie jest to nieosiągalne. Ognia nie może używać długo, gdyż po około pięciu minutach zaczyna mu lecieć krew z nosa, a dłuższe jeszcze używanie doprowadza do wymiotów krwią. Podczas używania niebieskiego ognia jego oczy się świecą na niebiesko.. <br />• Umie przywołać niebieskie błyskawice, które może nie rażą mocno prądem, lecz potrafią oszołomić i spalić lekko futro. Pod wpływem furii błyskawice, które przywołuje, są silniejsze i już mogą zrobić krzywdę, lecz by zabić kogoś, musiałby cały czas ciskać piorunami i błyskawicami w daną osobę, by ją raził prąd, wtedy przeciąży się jej serce lub mózg. Nie potrafi jednak przez tak długi czas ciskać piorunami.;</div><div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< UMIEJĘTNOŚCI ></span></div><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><blockquote><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Inteligencja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (80/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Siła [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Obrona [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (80/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Zwinność [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Kondycja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Spryt [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (70/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Magia [Poziom 0/1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (70/300pkt)</span></div></span></blockquote><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><div class="tytul"></div></div></div></div>Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-53200677413118370442022-11-11T15:03:00.001-08:002022-11-11T15:03:01.665-08:00Od Nasari c.d Amber ~ Przybycie z przytupemNasari była zdumiona nietypowym towarzyszem Amber oraz zdziwiona jej gościnnością. W końcu dopiero co się poznały, a ona już proponuje jej nocleg u siebie. Oczywiście to było bardzo miłe z jej strony, lecz zarazem dość naiwne. Nasa rzecz jasna nie miała złych zamiarów wobec nowo poznanej koleżanki, jednak... Co, gdyby na miejscu czarnofutrej był osobnik o nieczystych intencjach? Mógłby chcieć ją skrzywdzić, a niebieskooka pewnie nawet nie zorientowałaby się, że ten stanowi dla niej zagrożenie. Wizja, iż gość, którego przyjęło się szlachetnie pod swój dach, mógłby stać się oprawcą tej osoby, wydała się Nasie makabryczna. A może to właśnie Nasari powinna się martwić? Może to Amber nie ma szczerych, dobrych intencji względem Nasari?<br />Wilczyca spojrzała na koleżankę zamyślona. Nie sprawiała wrażenia, jakby coś planowała, ale przecież nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Z drugiej jednak strony na zewnątrz lało, wiało i szalała burza, a wizja ponownego spotkania niedźwiedzia bardzo nie uśmiechała się różowookiej. I co tu robić? Nasari ostatecznie podjęła decyzję.<br />- Uhm, jeśli nie będzie to problem... Mogłabym zostać na noc...<br />- Żaden problem. - Amber radośnie zamerdała ogonem i doskoczyła do sterty siana, którą zaczęła rozdzielać.<br />- Jesteś... Jesteś samotniczką? - spytała Nasia, kończąc jeść rybę.<br />- A skądże! To tereny watahy Renaissance, do której należę od niedawna. - Amber mówiąc to, nie odrywała wzroku od siana. - Taka ilość starczy na wygodne legowisko?- spytała, pokazując Nasari oddzieloną górkę siana.<br />- Wataha? - różowooka natychmiast się ożywiła, ignorując późniejsze pytanie znajomej, a jej ogon zadrżał radośnie. Bardzo chciała mieć stałe miejsce zamieszkania i znajomych, gdyż to dawało jej poczucie bezpieczeństwa, a po upadku watahy, do której należała wcześniej, poczuła się zagrożona. Nie widziała siebie w roli samotniczki.<br />W momencie, gdy Nasari chciała wyrazić chęć dołączenia do grupy wilków i dopytać o parę interesujących ją szczegółów z zewnątrz dało się słyszeć dziwne dźwięki. Teraz prócz burzy, deszczu i wiatru dało się słyszeć czyjeś ryki i krzyki. Obie wadery od razu spojrzały wpierw na wyjście z jaskini, a później na siebie nawzajem. Amber gwałtownie ruszyła z miejsca, zabierając ze sobą Boba i kładąc go na swojej głowie, i wypadła z jaskini, aby zobaczyć, co się dzieje.<br />- Amber! - zawołała Nasari, a po chwili zawahania także wybiegła na zewnątrz.<br />Zaczęła szukać swojej koleżanki, co, nawet mimo jej specyficznego koloru futra, było ciężkie przez warunki panujące na dworze. Lęk przed ciemnością także nie ułatwiał jej zadania. Wypatrzyła ją jednak jakoś na niewielkiej polance pozbawionej drzew, jednak nie była całkowicie pusta. W ulewie i mroku dostrzegła... niedźwiedzia. Dokładnie tego samego, który wcześniej gonił ją przez las. Tym razem jednak rozjuszona bestia była zajęta walką z dwoma, obcymi jej wilkami.<br />- Naharys! Yeneryth! Już biegnę! - Krzyknęła Amber i od razu ruszyła w stronę niedźwiedzia.<br />- Poczekaj! Amber! Zrobisz sobie krzywdę! - zawołał basior o ciemnym futrze, robiąc jednocześnie unik przed atakiem niedźwiedzia.<br />Nasari była zdezorientowana, jednak odruchowo, mimo strachu, także rzuciła się w kierunku rozwścieczonego stwora. Było to głupie posunięcie z bardzo wielu powodów, jednak najboleśniej skrzydlata wilczyca przekonała się o tym w momencie, gdy misiek, chcąc zaatakować jednego z wilków przygrzmocił jej w głowę. Nasari padła na ziemię nieprzytomna, słysząc niewyraźnie swoje imię wykrzyczane przez Amber.<br />Leżała tak przez pewien czas, choć nie była pewna jak długo, ale w pewnym momencie zaczęła coś czuć. Coś mokrego na jej czole, a konkretniej krysztale. Otworzyła powoli różowe oczy, sycząc z bólu. Wpierw obraz był zbyt rozmazany, aby nazwać jakikolwiek przedmiot, czy osobę, lecz po chwili ujrzała coś jasnoróżowego i mokrego, co przylepiło jej się do czoła. Odskoczyła z krzykiem, jednak przez zawroty głowy znów padła na ziemię. Ujrzała przed sobą Boba, który akurat chował swój język do buzi.<br />- B-bob! Czemu polizałeś mój klejnot?! - zawołała zdumiona.<br />- Cóż, to nie jedyny klejnot, jaki zdołał polizać... - mruknął ciemny wilk o złotych tęczówkach.<br />Nasari spojrzała wpierw na nieznajomego, później na jego białego kolegę i na Amber. Zdezorientowana rozejrzała się po okolicy i po chwili dostrzegła martwego niedźwiedzia leżącego w trawie z licznymi ranami na ciele. Wtedy dopiero przypomniała sobie o wcześniejszych wydarzeniach z tego wieczoru. Powoli podniosła się na równe łapy, ale po chwili zdecydowała się usiąść, gdyż zawroty głowy utrudniały jej utrzymanie równowagi. Otuliła ogon wokół swojego ciała i podniosła na chwilę głowę.<br />- C-co tu się stało?- Spytała zdezorientowana, patrząc na Amber, a następnie spojrzała na dwa wilki obok. - I... kim jesteście?<br /><br /><Amber?><br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 703<br />Ilość zdobytych PD: 351<br />Obecny stan: 631Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-69435068104393600042022-11-08T15:07:00.004-08:002022-11-08T15:07:52.480-08:00Od Amber c.d Nasari ~ Przybycie z przytupemMiał być dziś piękny dzień, a zbierało się na burzę. Nazbierałam dużo pnącza i korzeni do swojej jaskini. Później razem z Bobem szukaliśmy gliny. Chciałam mu zrobić glinianą miskę do kąpieli błotnej, wiedziałam, że je kocha. Niestety by takowa powstała musiałam upleść z korzeni i pnączy coś na jej kształt, później obsmarować wszystko gliną i pozostawić do wyschnięcia.<br />- Karmel jak myślisz, czy miska wyschnie przed deszczem - zapytałam, zbierając glinę do wielkiego liścia.<br />- Wątpię, lecz możesz skorzystać z ciepła ogniska — odparła.<br />- O ! Dobry pomysł dziękuję — spojrzałam na żabkę na grzbiecie.<br />Może inni by powiedzieli, że jest pusta i głupiutka, ale na samą myśl dziś o kąpieli błotnej widziałam w jego oczach błysk. Po uzbieraniu limitu gliny na liściu zawiązałam go i wzięłam zawiązana część do pyska. Zaniosłam do jaskini, myślałam, czego jeszcze brakuje mojemu żabiemu towarzyszowi. Odstawiłam go na miejsce.<br />- Generale Bob z pół tłustej komisji wyborczej ma pan zadanie — schyliłam się do niego — Pilnować pnączy i glinki. Ja pójdę po gałęzie na ogień i skocze po coś dobrego dla Ciebie i dla mnie — odparłam i zasalutowałam mu.<br />Ruszyłam na poszukiwanie przedmiotów, które wymieniłam. Sterta patyków była już usadowiona w jaskini, czas było połapać robaczki, zawsze jak zaczynało padać, wychodziły, i nie myliłam się każdego, każdego łapałam i umieszczałam w liściu (oczywiście martwego już). Deszcz zaczął padać niemiłosiernie, więc postanowiłam szybkim truchtem wrócić z robaczkami do jaskini.<br />- Wróciłam - odparłam, kładąc w kąt robaki.<br />- Nie zapomniałaś o czymś? - odparła Karmel.<br />- Nie, a co? - zapytałam.<br />- Co będziesz jeść? - powiedziała zaniepokojonym głosem.<br />- Mam jeszcze gdzieś schowane jagody i rybę, dam radę — uśmiechnęłam się do siostry.<br />Zrobiłam ze sterty patyków stos na ognisko, wokoło poukładałam kamienie, które zawsze miałam w jaskini, czemu? No właśnie nie wiem, codziennie pojawiał się o jeden więcej z niewiadomego powodu. Przygotowałam już wszystko by zacząć robić miskę. Nagle poczułam, że ktoś na mnie wpadł, odwróciłam się i ujrzałam czarno białą wilczycę o różowych oczach, oraz nosku. Na czole miała kryształ, który też był tego samego co oczy i nos. Była bardzo szczupła, co wskazywało na to, że jest Waderą, była strasznie urocza. Krzyknęła i wycofała się w głąb jaskini. Czy ja ją przestraszyłam? Nie wiedziałam czemu się mnie boi. Po chwili potknęła się o Boba, który jak zwykle pilnował miejsca swojego. Wadera znów krzyknęła i uciekła pod ścianę. Ja z przerażaniem i smutkiem podbiegłam do Boba.<br />- Generale Bob nic ci nie jesteś — wzięłam go na ręce — Musisz go przeprosić — odparłam i zrobiłam gniewną minę. Choć w moim przypadku, wygalało to bardziej na focha małego dziecka.<br />- J-ja...- Odparła wadera, była wyraźnie zlękniona- J-ja przepraszam! Nie wiedziałam, że ktoś tu jest! Myślałam, że jaskinia jest pusta i... i nagle zobaczyłam cię, wystraszyłam się, a-a potem... PRZEPRASZAM- powiedziała bardzo szybko niemal na jednym oddechu.<br />Spojrzałam na Boba, a ten jednym okiem patrzył na mnie, a drugim na Waderę.<br />- Jestem Amber, a to jest Bob — odparłam i uśmiechnęłam się, położyłam żabę na głowie.<br />Czarno futra wyraźnie się zmieszała, jednak grzecznie odpowiedziała:<br />- Uhm, N-Nasari... Miło mi was... poznać...<br />- Jesteś głodna ?- zapytałam, rozpalając ognisko.<br />- No... może trochę- Wadera nieco się rozluźniła.<br />- Dobrze usiądź i się osusz, ja poszukam czegoś, mam nadzieje, że lubisz ryby- poszłam na poszukiwanie w sianie ryby i jagód. Gdy je znalazłam, przyniosłam je do ogniska. Posadziłam obok siebie Boba i poszłam po jego jedzonko, podałam mu otwartego liścia z robakami.<br />- Ja wezmę jagody, ty częstuj się rybką — powiedziałam z uśmiechem.<br />- Oh... dziękuję- Nasari uśmiechnęła się uprzejmie i podeszła bliżej ogniska. Kątem oka spojrzała też na Boba, którego zachowanie, jak i ogólna obecność wywoływała u niej zdziwienie na pysku- Ummm... Nie chcę, aby to zabrzmiało niemiło, ale... Czy wszystko w porządku z oczami Boba?- Spytała z troską.<br />- Ah oczywiście, zawsze był taki. Inny od reszty swoich, ale mi to nie przeszkadza, jest najukochańszy na świecie — doparłam i zaczęłam jeść jagody — A Ciebie co sprowadza na te piękne tereny?<br />- Ja... po prostu podróżowałam przez ostatnie kilka dni i tak jakoś trafiłam tutaj- spuściła nieco pysk i odwróciła wzrok, powoli przeżuwając rybę.<br />Widziałam, że nie chciała o tym mówić, nie chciałam naciskać. Nim się zorientowałam, Bob zjadł już swoje jedzonko.<br />- Bob łakomczuszku — odparłam — Jeżeli chcesz, możesz tutaj zostać na noc, mam dużo siana więc starczy na dwa legowiska.<br /><br />Nasari ?<br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 697<br />Ilość zdobytych PD: 348<br />Obecny stan: 678Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-55801448946121635972022-11-07T15:17:00.004-08:002022-11-07T15:17:48.606-08:00Od Nasari do Amber ~ Przybycie z przytupemChłodny, acz duszny, dzień pomału chylił się ku końcowi. Słońce, choć jeszcze obecne na niebie, już dawno ukryło się za ciemnymi chmurami, zwiastującymi nadejście burzy. Jednak nawet gdyby nie chmury, promienie słoneczne i tak miałyby problem, aby przedrzeć się przez gałęzie drzew w lesie, w którym przebywała Nasari. Wszechobecny półmrok najprawdopodobniej wywołałby u wilczycy niepokój, lecz tym razem było inaczej.<br /><br />Nasa szła z nisko opuszczonym pyskiem, uszami położonymi na karku i wzrokiem wbitym w ziemię. Była zbyt przygnębiona, aby myśleć o swoich fobiach. Kilka dni wcześniej opuściła ją jej kochana, przybrana córka, która zdecydowała się nie szukać nowego miejsca zamieszkania, a przygód. Nasa nie do końca wiedziała jak poradzić sobie z tą nową sytuacją i bardzo martwiła się o swoje dziecko. Czy poradzi sobie w tym okrutnym świecie? Czy jej naiwność i natura lekkoducha stanie się kiedyś przyczyną jej zguby? Znała ją doskonale i bała się, że trafi na nieodpowiednie stado, które ją skrzywdzi, lub sama Leilani wykaże się nieostrożnością i przyczyni się do uszczerbku na własnym zdrowiu.<br /><br />Wkrótce jednak jej przemyślenia zostały ukrócone, gdy zdała sobie sprawę z tego, że rozpoczęła się burza. Nagle lunął deszcz, a widoczność została bardzo ograniczona. Nasari była zdezorientowana i wystraszona. Co prawda nie obawiała się deszczu, ani nawet samej burzy, jednak takie warunki z całą pewnością nie są pożądane w podróży, zwłaszcza na nieznanym terenie i zwłaszcza nocą. No właśnie, słońce zachodziło, a Nasią aż trzęsło na samą myśl o włóczeniu się w kompletnej ciemności. Zaczęła biegać i rozglądać się, szukając w okolicy jaskini lub jakiegokolwiek bezpiecznego miejsca, w którym mogłaby spokojnie przespać tę burzliwą noc. Skręcała raz w jedną i potem w drugą stronę. Zatrzymała się na chwilkę, aby móc lepiej przypatrzyć się nowemu otoczeniu, jednak deszcz i narastający mrok wspólnie grali na jej niekorzyść.<br /><br />Nagle usłyszała tuż za sobą złowrogie pomruki, lecz niestety nie była to burza. Gdy Nasari odwróciła się zamarła, widząc kilka metrów od siebie wielkiego niedźwiedzia, który wcale nie wyglądał, jakby zamierzał sobie stamtąd pójść. Wilczyca wydała z siebie głośny, wystraszony pisk i zaczęła uciekać wszędzie, gdzie tylko poniosły ją łapy. Kątem oka zauważyła, że misiek ruszył za nią w pogoń. Nie wiedziała, czy chciał ją jedynie przegonić, czy może pożreć, ale czuła, że nie powinna się zatrzymywać, ani nawet oglądać za siebie. Cały czas biegła, potykając się o wystające z ziemi korzenie drzew, błagając bogów o ratunek. Coraz mniej rozumiała, co dzieje się dookoła. Obraz stale się rozmazywał, a po chwili zyskiwał poprzednią ostrość, w której jednak wszystko tonęło przez padający deszcz. Serce biło coraz szybciej, łapy robiły się obolałe, a z oczu sączyły się niewielkie strużki srebrzystej substancji, będące jej łzami. Była coraz bardziej wyczerpana, jednak gdy na chwilę odwróciła głowę, zauważyła, że niedźwiedź zniknął z zasięgu jej wzroku, choć dalej zdawała się słyszeć jego ciche ryki.<br /><br />Przebiegła jeszcze kawałek i ku swojej radości okazało się, że znalazła wydrążoną w skale jaskinię. Przemoczona i zmęczona wbiegła do środka, długo się nie namyślając. Tam jednak niemal od razu wpadła na coś, co przypominało... wilka? I to różowego? Krzyknęła przestraszona i wycofała się bardziej w głąb jaskini, gdzie jednak nagle potknęła się o coś leżącego na ziemi. Krzyknęła ponownie i uciekła pod ścianę, zdając sobie sprawę z tego, że jej drugie potknięcie wywołała... żaba. Patrzyła na czarnofutrą zobojętniałym wzrokiem, a później odwróciła go, jak gdyby nigdy nic. Nasari spojrzała więc na różową wilczycę wyraźnie zmartwioną swoim żabim towarzyszem.<br /><br /><Amber?> Sory za wjazd na rewir ^^' <br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 560<br />Ilość zdobytych PD: 280<br />Obecny stan: 280 PDMooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-46656313445860960252022-11-05T06:50:00.006-07:002022-12-04T16:52:59.739-08:00<center>
<div id="tloPv26">
<div id="puste">
</div>
<div id="nazwisko">Nasari</div><div id="info"><br />Może być też Nasa, Nas, Nasia, Nasuś<br /><b><span style="color: #a27756;">Płeć:</span></b> Wadera | <b><span style="color: #a27756;">Wiek: </span></b>4 lata | <b><span style="color: #a27756;">Rasa:</span></b> Wilk | <br /><span style="color: #a27756;"><b style="color: black;"><span style="color: #a27756;">Ranga:</span></b><span style="color: black;"> </span></span><span style="font-family: Lato;">Delta </span>| <b><span style="color: #a27756;">Poziom</span></b>: 1 (631/3000 PD) | <b><span style="color: #a27756;">Stanowisko:</span></b> Kapłanka | Alchemiczka<br /><b><span style="color: #a27756;">Właściciel: </span></b> [gmail] nasari.roza.pl@gmail.com | [Discord] Nasari Nasa#8588<br /><div><span style="color: #a27756; font-family: Lato; text-align: left;"><b>Autor</b></span><span style="text-align: left;">:</span><span><span style="text-align: left;"> Art należy do właściciela wilka<br /><br /></span></span></div></div>
</div>
</center>
<style type="text/css">
#tloPv26 {
height:700px; /*wysokość zdjęcia*/
width:700px; /*szerokość zdjęcia*/
border: 10px solid #9CB3C7;
background: url("https://i.imgur.com/tYmLsrM.png");
}
#puste{
height:440px; /*odległość między górą zdjęcia a tekstem*/
}
#nazwisko {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:100%; /*długość pola tekstowego*/
height:100px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Vladimir Script'; /*rodzaj czcionki*/
font-size: 110px; /*rozmiar czcionki*/
color: #A17655; /*kolor czcionki*/
text-shadow: 2px 0px 2px white; /*cienie pod tekstem*/
text-shadow: 1px 0px 2px black; /*cienie pod tekstem*/
}
#info {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:96%; /*długość pola tekstowego*/
height:140px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Lato'; /*rodzaj czcionki*/
letter-spacing: 5px; /*odległość między literami*/
padding: 5px; /*odległość między ramką a tekstem*/
border-radius: 0px 0px 0px 0px; /*zaokrąglenie ramki*/
border: 1px solid #9CB3C7; /*ramka dla tekstu*/
background:rgba(0, 0, 0, 0.7); /*kolor tła tekstu*/
color: #9CB3C7; /*kolor czcionki*/
text-shadow: -2px 0px 5px black, 2px 0px 5px black; /*cienie pod tekstem*/
}
</style>
<br />
<a name='more'></a><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< CHARAKTERYSTYKA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;"><span>Osobowość</span><span>:</span></span></b></span></span></span> Gdy spotkasz Nasari po raz pierwszy, ujrzysz przed sobą nieco wycofaną, lecz uprzejmą i zaciekawioną wilczycę. Jest ostrożna w kwestii nawiązywania nowych znajomości, a w obcym jej towarzystwie jest lekko spięta i niepewna. Ciężko jej wyjść ze swojej strefy komfortu, ale jest w stanie to zrobić, gdy druga osoba też ma problemy z nawiązywaniem znajomości i czuje, że ktoś musi zacząć rozmowę. Bardzo łatwo wzbudzić u niej niepokój i ją zdominować, wystarczy tylko być od niej większym/masywniejszym (o co wcale nie tak trudno), czy po prostu mieć surowy wyraz pyska, bądź ostry głos. Zawsze próbuje ukryć swój strach, z różnym jednak skutkiem.<br />Gdy Nasa już przyzwyczai się do danego towarzystwa, jest nieco bardziej otwarta i wygadana, choć dalej w tym wszystkim stara się zachować umiar. W dużym stopniu jej zachowanie zależy od charakteru osoby, z jaką przyjdzie jej rozmawiać bądź spędzać czas. W towarzystwie introwertyka lub indywidualisty będzie się zachowywać spokojnie, lecz dalej z nutą pozytywnej energii oraz ciepłym uśmiechem na pysku, lecz gdy trafi na osoby bardziej ekstrawertyczne, pozwala sobie w kwestii wyrażania swoich emocji na więcej swobody. Bardzo jednak pilnuje swojego języka, gdyż nie chce nikogo przypadkowo urazić. Chce mieć ze wszystkimi jak nie przyjacielskie, to chociaż neutralne relacje. Nie lubi konfliktów, toteż stara się ich unikać, jednocześnie próbując łagodzić te, które już powstały między innymi wilkami. Niestety, przez ten strach o powiedzenie kilku słów za dużo miewa problemy z wyrażeniem własnego zdania, szczególnie jeśli chodzi o tematy, na których się nie zna. Wówczas nieco wycofuje się z rozmowy, jednocześnie czując, że nie jest to grzeczne zachowanie, a z drugiej nie chcąc się ośmieszyć.<br />I tu właśnie leży główny problem w całej charakterystyce Nasi, albowiem, mimo całego tego szczęścia, często czuje ona nieuzasadniony niepokój przed... właściwie wszystkim. W dużej mierze jest to wina jej mocy, przez które widzi to, czego inni nie dostrzegają, a co ją samą nieraz przeraża. Jej myśli krążą głównie wokół przyszłości, której tak bardzo się obawia, a o której jednocześnie nie chce rozmawiać z innymi. Bardzo chce ukryć swoje lęki przed wszystkimi, otwierając się dopiero na najbliższych, co i tak przychodzi jej z trudem. W tym wszystkim jest też na swój sposób marzycielką, często układa różne plany i snuje marzenia, jednak przez strach przed porażką te rzadko kiedy rzeczywiście wprowadza w swoje życie. Boi się zmian oraz ich konsekwencji, choć wie, że są one ważną częścią życia. Tak na sam koniec- jest niezwykle troskliwa, wręcz momentami nadopiekuńcza wobec innych, zwłaszcza bliskich. Ma to związek głównie z faktem, iż straciła matkę oraz brata, nie chce przeżywać ponownie rozłąki z kimś, na kim jej zależy. Za przyjaciółmi skoczy w ogień, jeśli będzie taka potrzeba, jednocześnie po cichu licząc na to, że ci zawsze będą przy niej, gdy będzie potrzebowała wsparcia.;<br /><span style="color: #836c5a; font-family: Lato;"><b>Aparycja:</b></span><span style="font-family: Lato;"> </span><span>Nasari otrzymała to szczęście, bądź nieszczęście, i zyskała wygląd bardzo charakterystyczny i specyficzny. Jego najbardziej nietypową cechą jest różowy kolor zdobiący niektóre elementy jej ciała, a konkretnie oczy, kryształ w kształcie podłużnego rombu wbity w głowę, nos, koniec ogona, futerko w uszach, wzorki na skrzydłach oraz dwie, świecące runy- po jednej na każdą, przednią łapę. Z niezbyt pospolitych kolorów to w sumie tyle, gdyż większość futra wilczycy obejmuje ciemna, niemal czarna barwa, podszyta białymi znaczeniami w postaci skarpetek na łapach oraz prędze ciągnącej się od brody przez szyję i klatkę piersiową, aż po brzuch. Warto jednak zaznaczyć, że sama sierść jest gładka i raczej krótka, za to gruba i mięciutka w dotyku. Jedynie na klatce piersiowej i ogonie jest nieco bardziej zmierzchwione. <br /></span>Umaszczenie umaszczeniem, lecz nie da się także nie zauważyć jej ogona. Jest długi. BARDZO długi. Dłuższy nawet od jej ciała i ciągnie się za nią po ziemi, a futro na nim robi się dłuższe i bardziej puszyste, co najlepiej zauważalne jest na samym jego końcu. Dodatkowo jest on niezwykle giętki, a jego ruchy przywodzą na myśl bardziej koci ogon niż wilczy, choć jest w stanie nim merdać. Do tego jeszcze skrzydła. Niby małe (lub, jak to sama zainteresowana nazywa, "karłowate"), lecz niech was nie zmylą pozory. Są chyba najlepiej umięśnioną częścią ciała Nasy, czyniącą z niej mistrzynię lotnictwa. Pokryte są miękkim, ciemnym pierzem, którego raz na jakiś czas trochę gubi, lecz jest to absolutnie naturalne. <br />Sama wadera jest niższa od przeciętnej wilczycy, jednak z daleka nie jest to aż tak widoczne za sprawą jej długich, chudych łap oraz postawionych na sztorc uszu. Generalnie Nasię określić można mianem wilczycy drobnej, o chudziutkiej, za to gibkiej sylwetce z mocnym wcięciem w talii. Od razu widać, iż nie lubuje się w walce i że nie została obdarzona siłą fizyczną. Los jednak postanowił jej to zrekompensować, dając w zamian zwinność, widoczną zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Doskonale wychodzą jej uniki oraz powietrzne akrobacje czy ostre skręty.; <br />INNE ZDJĘCIA:<br /><div style="text-align: center;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYdNoSQLY2mot4z1TffOHPuh7TarAUS6cHHduSyx-4WCPpaXoZc1KtZRNh2KHmLy_3FeVUFGTPjymNeF9OS2QkCF2p8-t8CSMYx52CKnWyzhO6xrg35I3Y9SkAR3XBabfJ1d8imykPSVgP_HcCLH8wwXMMF-UN0qXd6OvAttUx1GSyhV2jGNgyFx-k6w/s320/Du%C5%BCo%20R%C3%B3%C5%BCu.png" /></div><div><span><span><br /></span><b style="color: #a27756; font-family: Lato;">Znaki szczególne: <br /></b></span>• Rzadko spotykane u wilków różowe elementy w postaci oczu, końcówki ogona, drobnego nosa, futerka w uszach, kryształu na czole oraz run na przednich łapach. Jakby tego było mało, te ostatnie świecą w ciemności. Niezłe kombo, nie?<br />• Niezwykle długi, puszysty i giętki ogon, działający praktycznie tak jak u kota. Nasari może nim nawet chwytać i przenosić pewne drobne przedmioty.<br />• Małe, ale jednocześnie niezwykle silne skrzydła, umożliwiający swobodny lot, z ciekawym różowym wzorkiem w postaci zygzaków i kropek na końcach piór.;<br /><span style="color: #836c5a;"><b>Ciekawostki: </b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiTea2fAwdx8B5_97LBgwwS3itd6JVtpsoj7mCK2mSGrL_lVpFNXB7NlfyETY_EnGFH-h-EWt2Mk6OM_3hp6OkG8ZkM4PWxv3Ld9m7-vgqXMpkZzc4EeFdApXpsJMH4sfgGq9Xw9ZYDfj5/"><br /></a></span>• Wilczyca posiada niepospolity, przynajmniej wśród wilków, talent do tańca. Ma bardzo lekki i taneczny krok, co nie zawsze jest widoczne ze względu na jej nieśmiały charakter. Ma też dobrze opanowaną równowagę swojego ciała, co ułatwia jej robienie tego, co kocha.<br />• Jest mistrzynią lotnictwa, o ile na lądzie jej szybkość jest tylko lekko powyżej średniej, tak w przestworzach nikt nie ma z nią szans. Do perfekcji opanowała też różne sztuczki i gwałtowne manewry.<br />• Jako alchemiczka bardziej specjalizuje się w tworach o charakterze magicznym niż tych typowo medycznych. Doskonale zna się na magicznych eliksirach, czy innych podobnych tworach, głównie za sprawą swojej matki, jednak robi co może, aby doedukować się u innych alchemików lub medyków<br />• Nasari zmaga się z nyktofobią, czyli lękiem przed ciemnością. Jednocześnie jednak uwielbia nocne spacery (istny paradoks, czyż nie?) i podziwianie gwiazd, toteż zwykle na takowy wybiera się w towarzystwie w miarę zaufanej osoby.<br />• W porównaniu do innych jej zapotrzebowanie na sen jest dość niewielkie, śpi niewiele i dobrze się z tym czuje, jednak bardzo lubi po przebudzeniu zostać jeszcze dłuższy czas w legowisku, aby po prostu poleżeć.<br />• Nie jest typem wadery, która rzuca przekleństwami na prawo i lewo, jednak w silnych emocjach lub w chwili zapomnienia zdarzy jej się użyć słowa "cholera".<br />• Co kilka dni, tygodni lub nawet miesięcy kompletnie bez powodu z oczu Nasi leją się łzy. Ona sama nie ma nad tym kontroli oraz nie potrafi przewidzieć, kiedy to nastąpi. Dodatkowo jej łzy mają srebrzystą barwę oraz połysk typowy dla tego metalu. Nikt jednak nie zna przyczyn żadnej z tych anomalii.<br />• Często zdarza jej się uwiesić na gałęzi przy użyciu swojego ogona, a czasem nawet śpi w taki sposób. Nie zdziw się więc gdy idąc przez las, zobaczysz nagle zwisającą z drzewa skrzydlatą wilczycę.<br />• Uważa swoją drugą i trzecią moc za takie samo błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Tahve ma ogromny, niekoniecznie dobry, wpływ na jej psychikę, ale jednocześnie ją broni. Nie jest też do końca pewna, czy jest on niematerialną istotą o zdolności samodzielnego myślenia, czy jedynie jej wytworem wyobraźni, który czasem ukazuje się innym i może mieć na nich delikatny wpływ.<br />• Talizman, jaki nosi na szyi Nasa, ma za zadanie chronić ją przed opętaniami, na które jest bardzo podatna, a poza tym jest dla niej ważną pamiątką. Wilczyca nigdy nie rozstaje się z różowym medalionem i bardzo o niego dba.;</div></div><div class="tytul"><br /><div class="tytul"><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< POWIĄZANIA ></span></div></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;">Partner/ka: </span></b>Brak, Nasari nigdy wcześniej nie miała drugiej połówki, choć córka zawsze mówiła, że dobrze by jej zrobiło posiadanie osoby, której mogłaby powiedzieć wszystko i która mogłaby ją chronić. Wilczyca więc cierpliwie czeka, aż się zakocha. Warto wspomnieć, że nie ogranicza się jedynie do płci przeciwnej, dla niej zarówno basiory, jak i wadery są piękne.;</span></span></span><span style="font-family: Lato;"><span><span><span><b><span><br /><span style="color: #836c5a;">Potomstwo:</span></span></b> <br /></span></span></span></span><span style="font-family: Lato;">• <b><span style="color: #f9cb9c;">Leilani </span></b>(córka przybrana) ~ waderka adoptowana przez Nasari, w rzeczywistości będąca córką siostry Laroty (przybranej matki bohaterki owego formularza). Czarnofutra zawsze bardzo ją kochała, nawet jeśli ta pakowała się w kłopoty, czy była nieposłuszna, i wiedziała, że Leila odwzajemnia to uczucie. Wilczyce mają ze sobą silną więź, mimo braków więzów krwi, a Nasa do tej pory tęskni za Leilani, która wraz z wejściem w dorosły wiek postanowiła rozpocząć życie na własną łapę. Nie ma jednak biologicznego potomstwa i ma wątpliwości, czy w ogóle chce je mieć. Lubi szczeniaki i byłaby dla nich dobrą matką, jednak na ten moment nawet nie ma przy sobie nikogo, z kim mogłaby je spłodzić.;<span><span><br /><span><span style="color: #a27756;"><b><span>Rodzina:</span></b> <br /></span></span></span></span></span>• <b><span style="color: #f9cb9c;">Larota</span></b> [*] (matka przybrana) ~ ukochana rodzicielka i największy autorytet w życiu Nasari. Była jedną z lepszych szamanek w watasze Żelaznego Pazura, a swoją miłością do magii zaraziła różowooką waderkę. Oprócz tego była po prostu fantastyczną matką, na której zarówno Nasia, jak i jej brat zawsze mogli polegać. Śmierć Laroty w dalszym ciągu pozostaje trudnym tematem dla Nasari i często tęskni za swoją rodzicielką. Zdaje sobie jednocześnie sprawę z tego, że wraz z jej śmiercią odeszła jedyna osoba, która wie więcej o jej przeszłości i biologicznej rodzinie, co frustruje ją jeszcze bardziej. <br />• <b><span style="color: #f9cb9c;">Damanhur</span></b> ~ Ciężko określić kim dokładnie jest on dla rodziny Nasari. Był po prostu bliskim przyjacielem rodziny, toteż nazywała go wujkiem. Basior będący nauczycielem walki i chwilowym mentorem jej brata bardzo pomagał wilczej rodzinie. Był też zakochany w Larocie i bardzo lubił jej przybrane potomstwo, jednak z tego, co wiadomo, nigdy nie wszedł w związek z wilczycą. Nie miała z nim szczególnie silnej więzi, ale zawsze bardzo ceniła jego pomoc i rady. <br />•<span style="color: #f9cb9c;"> <b>Connor</b></span> ~ starszy brat (przybrany) ~ mieszaniec wilka i kota, najważniejszy basior w jej życiu. Zawsze miała z nim świetny kontakt, a po śmierci ich matki ten stał się jeszcze bliższy. Connor bardzo troszczył się o swoją siostrę i jako jeden z niewielu zdaje sobie sprawę z problemów, z jakimi ta się boryka. Nasari jest mu niezwykle wdzięczna za jego wsparcie i sama zawsze starała się być przy nim, gdyż wiedziała, że i jemu, jako wojownikowi, nie było lekko. <br />• Biologiczni rodzice oraz ich losy pozostają nieznane, Nasari wie tylko, że matka oddała ją do Laroty, a sama zniknęła i nigdy więcej się nie pokazała.;<br /><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #836c5a;">Historia:</span> <br /></b></span>Nasari została oddana w łapy Laroty krótko po swoich narodzinach. Wychowała się w watasze Żelaznego Pazura razem z Connorem, przybranym bratem, gdzie magiczne wilki nie były typowym widokiem, a ona i jej rodzina byli jedynymi istotami w watasze z wrodzonymi mocami. Byli więc bardzo szanowani przez resztę tej niezbyt licznej społeczności, jednak Nasari nigdy nie miała zbyt wielu znajomych. Czynnikiem, który też przyczynił się do tej sytuacji, był fakt, iż wilczyca już za szczeniaka zakochana była w magii i wolała spędzać czas na nauce z Larotą oraz na zabawach z Connorem, niż nawiązywać nowe znajomości. W normalnym życiu ograniczały ją też jej moce, Nasari od zawsze widziała i słyszała rzeczy, których nie dostrzegali inni, co nie wpływało dobrze na jej psychikę, jednak na szczęście miała wsparcie w swojej rodzinie. I tak minęło jej dzieciństwo oraz wczesna dorosłość. <br />Jej życie diametralnie odmieniły dwa wydarzenia- śmierć Laroty oraz nadchodząca wojna z wrogą watahą. To pierwsze było chyba największym ciosem w jej życiu. Starsza szamanka nie zmarła z przyczyn naturalnych, a z powodu dziwnej, nieznanej nikomu choroby. Nasari załamała się oraz miała do siebie żal, gdyż z pewnych przyczyn nie była przy Larocie, gdy ta umierała. Nie miała jednak czasu na spokojną żałobę, gdyż wojna zbliżała się wielkimi krokami. Planowała zostać w watasze głównie ze względu na Connora, jednak on sam nie chciał się na to zgodzić. Uważał, w sumie słusznie, że jego wrażliwa siostra nie zniesie okrucieństw wojny, o której ten zdążył się już nasłuchać od starszych wojowników, i nakazał jej ucieczkę na inne tereny. Nasari z początku nie miała zamiaru posłuchać brata, jednak ostatecznie uległa i ze łzami w oczach pożegnała go, dając mu wykonany przez siebie bursztynowy amulet ochronny. Wędrowała kilka dni, aż w końcu trafiła na tereny pewnej watahy, gdzie ostatecznie zdecydowała się zostać na stałe i wyczekiwać wieści od Connora. Doczekała się jego przyjścia, jednak tylko chwilowo, gdyż ten pojawił się tam z dwumiesięczną Leilani, która okazała się, być ich przybraną kuzynką. Basior zostawił małą pod opieką siostry i wrócił na front. Gdy wataha, w której mieszkała Nasari, rozpadła się, musiała ona wraz z córką poszukać nowego miejsca do życia. Szybko jednak okazało się, że Leilani ciągnie do przygód w przeciwieństwie do jej matki, toteż wilczyce z bólem rozdzieliły się, a Nasari kontynuowała szukanie nowego miejsca do życia. Tak też natrafiła na watahę Renaissance.;<div class="tytul"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: Lato;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< MAGIA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #a27756;">Uzdolnienia magiczne:</span></b> Tak;<br /><b><span style="color: #836c5a;">Żywioł:</span></b> </span>Ciemność | Kryształ; <br /><b style="font-family: Lato;"><span style="color: #a17655;">Zdolności: <br /></span></b>• <b><span style="color: #f9cb9c;">Moc kryształu</span></b> ~ Nasari jest w stanie tworzyć kryształy zarówno na swoim ciele (w formie zbroi lub kryształowych kolców), jak i na ziemi/w powietrzu (w postaci kopuły, bądź kolców). Jest to moc typowo do obrony, ewentualnie ataku, lecz w przypadku tego drugiego z pewnością nie będzie to atak precyzyjny. Kryształy wytworzone przez waderę mają różową barwę, taką samą, jak ten na jej czole. Są dość wytrzymałe, jednak niestety nie — niezniszczalne. <br />• <b><span style="color: #f9cb9c;">Koszmarny płomień</span></b> ~ W pewnym sensie towarzyszy on jej zawsze, lecz w ukryciu, przez co nikt tego nie dostrzega, widoczny jest, dopiero gdy chce tego Nasari. Momentami zdaje się, być wręcz żywą istotą rozumną, występującą w różnych kształtach o wyglądzie trójwymiarowego cienia. Pojawia się zwykle, gdy Nasia jest w niebezpieczeństwie, wówczas przybiera cienistą postać wilka o białych oczach, które wywołują lęk u niejednego twardziela. Nie jest w stanie nikogo skrzywdzić fizycznie, służy głównie do straszenia. Zjawia się też w przypływie emocji wilczycy, jednak tylko w postaci cienistego, nieszkodliwego ognia. Nasa nazywa ten dziwny byt „Tahve” i czasem próbuje z nim rozmawiać, co dla wilka z boku najczęściej wygląda, jakby wilczyca rozmawiała z powietrzem. <br />• <b><span style="color: #f9cb9c;">Mediumizm</span></b> ~ Nasari może widzieć i słyszeć duchy zmarłych, jednak rzadko kiedy jest w stanie robić obie te rzeczy naraz. Ponadto nie do końca panuje nad tą mocą, która raz działa wbrew jej woli, a gdy jest potrzebna, może odmawiać posłuszeństwa. Do zapanowania nad tą umiejętnością potrzebuje bezwzględnego spokoju, ciszy i czasem paru magicznych przedmiotów. Ta moc ma też swoje konsekwencje- przez taką „bliskość” z duszami Nasia jest znacznie bardziej narażona na opętanie przez ducha/duchy (choć póki ma przy sobie swój talizman jest raczej bezpieczna), co tylko potęguje strach wilczycy przed tą mocą.;</div><div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< UMIEJĘTNOŚCI ></span></div><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><blockquote><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Inteligencja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (40/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Siła [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Obrona [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (40/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Zwinność [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (140/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Kondycja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Spryt [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Magia [Poziom 0/1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (100/300pkt)</span></div></span></blockquote><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><div class="tytul"></div></div></div></div>Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-72234057773312363562022-11-01T13:37:00.004-07:002022-11-01T13:39:08.246-07:00<center>
<div id="tloPv25">
<div id="puste">
</div>
<div id="nazwisko">Engill</div>
<div id="info">Dla większości Ania<br /><b><span style="color: #a27756;">Płeć:</span></b> Wadera | <b><span style="color: #a27756;">Wiek: </span></b>2 lata | <b><span style="color: #a27756;">Rasa:</span></b> Wilk | <br /><span style="color: #a27756;"><b style="color: black;"><span style="color: #a27756;">Ranga:</span></b><span style="color: black;"> </span></span><span style="font-family: Lato;">Delta </span>| <b><span style="color: #a27756;">Stanowisko:</span></b> Tropiciel<br /><br /><b><span style="color: #a27756;">Właściciel: </span></b> angelikanadr@wp.pl [gmail]<br /><div><span style="color: #a27756; font-family: Lato; text-align: left;"><b>Autor</b></span><span style="text-align: left;">:</span><span><span style="text-align: left;"> Plasticss (lineart) Właścicielka wilka (kolory)<br /><br /></span></span></div></div>
</div>
</center>
<style type="text/css">
#tloPv25 {
height:700px; /*wysokość zdjęcia*/
width:700px; /*szerokość zdjęcia*/
border: 10px solid #9CB3C7;
background: url("https://i.imgur.com/HBINoxx.png");
}
#puste{
height:440px; /*odległość między górą zdjęcia a tekstem*/
}
#nazwisko {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:100%; /*długość pola tekstowego*/
height:100px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Vladimir Script'; /*rodzaj czcionki*/
font-size: 110px; /*rozmiar czcionki*/
color: #A17655; /*kolor czcionki*/
text-shadow: 2px 0px 2px white; /*cienie pod tekstem*/
text-shadow: 1px 0px 2px black; /*cienie pod tekstem*/
}
#info {
text-align: center; /*wyśrodkowanie tekstu*/
width:96%; /*długość pola tekstowego*/
height:140px; /*szerokość pola tekstowego*/
font-family: 'Lato'; /*rodzaj czcionki*/
font-size: 14px; /*rozmiar czcionki*/
letter-spacing: 5px; /*odległość między literami*/
padding: 5px; /*odległość między ramką a tekstem*/
border-radius: 0px 0px 0px 0px; /*zaokrąglenie ramki*/
border: 1px solid #9CB3C7; /*ramka dla tekstu*/
background:rgba(0, 0, 0, 0.7); /*kolor tła tekstu*/
color: #9CB3C7; /*kolor czcionki*/
text-shadow: -2px 0px 5px black, 2px 0px 5px black; /*cienie pod tekstem*/
}
</style>
<br />
<a name='more'></a><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< CHARAKTERYSTYKA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;"><span>Osobowość</span><span>:</span></span></b></span></span></span> Engill to cicha wilczyca. Nie lubi robienia wokół siebie szczególnego hałasu, a raczej nie lubi sama go robić, bo w głębi duszy nie ma nic do wilków, które lubią taki tryb życia. Czasem wybiera ich towarzystwo, właśnie dlatego, że czuje się swobodniej wśród zabawowych i energicznych wilków, wśród których może być tą cichą i spokojną Engill i raczej słuchać niż mówić. Ta wadera woli, gdy inni dzielą się z nią swoimi przeżyciami, by wspomóc ich lub im doradzić. Jest też bardzo skryta i woli płakać w tajemnicy przed wszystkimi, żeby nikt nie widział, że nie zawsze jest taka silna, na jaką wygląda. Engill cały czas powtarza sobie, że nie może pokazywać innym, co naprawdę czuje, ponieważ bardzo boi się odrzucenia przez pozostałe wilki. Właśnie dlatego stara się zawsze pokazać z jak najlepszej strony nawet przed tymi, których nie lubi, nawet jeśli takie wilki zdarzają się rzadko. Często się boi, ale gdy już postanowi sobie, że się nie podda, to można być pewnym, że tego nie zrobi i będzie walczyć do końca. Lubi pomagać innym, gdyż czynienie dobra daje jej osobistą satysfakcję. Z tego powodu interesuje się zielarstwem i zawsze chętnie doradza chorym przyjaciołom, jakie leki wybrać;<br /><div><span><span style="color: #836c5a; font-family: Lato;"><b>Aparycja:</b></span><span style="font-family: Lato;"> </span><span>Ma bardzo ciekawe i piękne pasiaste tęczówki, pół na pół niebiesko-brązowe. Ma małe, białe plamki na sierści i większe oraz dłuższe na plecach, ogonie, łapie i pysku. Ma też białe wnętrze uszu, chociaż cała jest brązowa. Jej ogon jest puszysty i długi, przez to jest z niego bardziej dumna niż z każdej innej części swojego ciała;</span></span><br /></div></div><div class="tytul"><span style="font-family: Lato;"><span></span><span><span><span style="color: #a27756;"><b><span>Znaki szczególne: <br /></span></b></span></span></span></span>~ Chyba brak takich cech, ewentualnie niezwykły kolor oczu;<br /><span style="font-family: Lato;"><span><span><span><b><span style="color: #836c5a;">Ciekawostki:</span></b> </span></span></span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiTea2fAwdx8B5_97LBgwwS3itd6JVtpsoj7mCK2mSGrL_lVpFNXB7NlfyETY_EnGFH-h-EWt2Mk6OM_3hp6OkG8ZkM4PWxv3Ld9m7-vgqXMpkZzc4EeFdApXpsJMH4sfgGq9Xw9ZYDfj5/"><br /></a></span>~ Engill ma z tyłu jeden złoty ząb, który zrobiła jej szamanka z poprzedniej watahy, po wypadku, do którego doszło, gdy Engill była jeszcze szczeniakiem;<br /><br /><div class="tytul"><div class="tytul"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< POWIĄZANIA ></span></div></div><span style="font-family: Lato;"><span><span><b><span style="color: #a27756;">Partner/ka: </span></b>Wolna;</span></span></span><span style="font-family: Lato;"><span><span><span><b><span><br /><span style="color: #836c5a;">Potomstwo:</span></span></b> </span></span></span></span><span style="font-family: Lato;">Nie posiada;<span><span><br /><span><span style="color: #a27756;"><b><span>Rodzina:</span></b> </span></span></span></span></span><br />~ Miała babcię Basię, która została w jej dawnej watasze. Poza nią nie miała nikogo;<br /><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #836c5a;">Historia:</span> <br /></b></span>Engill urodziła się w wielkim lesie, w którym mieszkała ona i jej babcia. Niestety babcia umarła, gdy Engill była jeszcze szczeniakiem, dlatego mała waderka postanowiła poszukać nowego miejsca dla siebie. Przez dwa lata szukała nowego domu, aż w końcu trafiła do WR i ma nadzieję, że zostanie tu miło przyjęta;<br /><div class="tytul"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: Lato;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< MAGIA ></span></div><span style="font-family: Lato;"><b><span style="color: #a27756;">Uzdolnienia magiczne:</span></b> Tak;<br /><b><span style="color: #836c5a;">Żywioł:</span></b> </span>Woda | Jasność;</div><div><span><b style="font-family: Lato;"><span style="color: #a17655;">Zdolności: <br /></span></b></span>~ Iluzacja — Engill umie tworzyć iluzję, jeśli ma w zasięgu ręki wodę. Potrafi wtedy przez rozlewanie małych kropelek wokół siebie pokazać innym wilkom coś, co naprawdę nie istnieje, na przykład ogień;<br /><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">< UMIEJĘTNOŚCI ></span></div><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><blockquote><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Inteligencja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (130/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Siła [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Obrona [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Zwinność [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Kondycja [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (30/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #a27756;">Spryt [Poziom 1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #a27756;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span><span style="background-color: #88817c; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"><span style="color: #9cb3c7;">Magia [Poziom 0/1]: </span><span style="color: #cdd1e2;">★</span><span style="color: #9cb3c7;">☆☆☆☆ (60/300pkt)</span></div></span></blockquote><span style="background-color: #88817c; color: #9cb3c7; font-family: Lato; font-size: 14px; text-indent: 12px;"><div style="text-align: center;"></div></span><div class="tytul"></div></div></div></div>Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-13623337665861976142022-11-01T07:43:00.001-07:002022-11-01T07:43:07.876-07:00Od Shani - Quest II | III | XII ~ W Pułapce | Zaraza | Spojrzenie"Wdech i wydech. Nie spieprz tego" – powtarzała sobie wadera raz za razem. Miała świetną okazję, by bezszelestnie podkraść się do pasącej się nieopodal łani. Kępy wysokiej, maskującej trawy, ciągnęły się na całym dystansie od drapieżnika do ofiary. Wiatr również przybrał kierunek korzystny dla wilczycy. O ile nie postąpi zbyt gwałtownie, zapowiadał się łatwy obiad. Wystarczyło tylko skierować pierwszy cios na tylną łapę, by przeciąć ścięgna i uniemożliwić skuteczną ucieczkę. Wilczyca robiła to już setki razy, więc co mogło pójść nie tak? Oj, Shani nie przypuszczała nawet, do czego doprowadzi to, wydawać by się mogło, rutynowe polowanie.<br />W zasadzie powinna była domyślić się już wcześniej – kiedy sarna, zaalarmowana jakimś niespodziewanym dźwiękiem, rozejrzała się nerwowo po otoczeniu, a jej oczy błysnęły czerwienią. Wadera stwierdziła jednak, że musiało jej się przewidzieć. Przeczytała o jeden zwój o niewyjaśnionych zdarzeniach za dużo i umysł musiał płatać jej figle.<br />Również fakt, iż łania pasła się podejrzanie blisko terenów, gdzie wilki z watahy lubiły spędzać czas (a w konsekwencji przepełniać okolicę swoim zapachem) nie wzbudził u Shani podejrzeń.<br />Tak właśnie myśliwy stał się ofiarą. I to w ułamku sekundy! Wadera już naprężała mięśnie w łapach, szykując się do skoku, gdy łania odwróciła się w jej stronę i rozpoczęła szarżę.<br />Wilczyca wykonała szybki unik, po czym wskoczyła na najbliższy pieniek. W tym ułamku sekundy, który miała na ocenę przeciwnika, zdążyła dostrzec czerwień oczu, która okazała się nie być złudzeniem. Z pyska zwierzęcia toczyła się piana, a w jego gardle brzmiał niezwykły jak dla gatunku zwierzęcia warkot.<br />Łania przeorała kopytem ziemię i ruszyła gwałtownie w kierunku wilczycy, która zaczęła pędzić ile sił w łapach. Świat zawęził się do ledwie kilku bodźców – rytmu jej własnych łap oraz stukotu kopyt, które wcale nie zdawały się niknąć w oddali. Wręcz przeciwnie – każdy kolejny stukot zdawał się wybrzmiewać coraz bliżej. Serce Shani biło jak oszalałe, lecz męczyło się już; podobnie zresztą płuca, w których płonął żywy ogień. Panika narastała w jej ciele w miarę, jak mięśnie zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Wiedziała, że napastnika dzieliło od niej ledwie kilka kroków. Już prawie czuła ciepłotę ciała zwierzęcia, gdy nagle… Głośny brzdęk położył kres galopowi łani. Zwierzę wydało z siebie ryk przepełniony bólem.<br />Shani ostrożnie odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, by zobaczyć łanię wierzgającą się we wszystkie strony. Jej noga utkwiła w potrzasku, który wyglądał jak zaciśnięte szczęki niedźwiedzia i był zrobiony z metalu. Wadera uznała, że musi czuwać nad nią jakaś opatrzność – w zasadzie tutejsze wierzenia mocno różniły się od jej rodzimych, co wprowadzało medyczkę w lekki zamęt, ale to temat na inną okazję. Teraz przerażenie ustąpiło miejsca ciekawości. Niepokój jednak nie ustąpił całkowicie i wilczyca stanęła tyłem do pokaźnego drzewa, by zminimalizować ryzyko, że ktoś – lub coś – zajdzie ją od tyłu. W czasie, gdy rytm jej serca wracał do normalności, przyglądała się zwierzęciu z oddali. Jego zachowanie nie przypominało wystraszonej łani znajdującej się w śmiertelnej pułapce, o nie. Zwierz wił się wściekle jak bestia na uwięzi, czekająca, aż będzie mogła rozszarpać wszystko wokół.<br />Shani rozważyła w głowie, jak powinna postąpić. Nie mogła przecież zostawić tej anomalii bez nadzoru i wrócić do porządku dziennego. W końcu doszła do wniosku, że powinna zneutralizować zagrożenie i odkryć jego genezę. Należało też poinformować Renessmee o tym dziwnym zdarzeniu.<br />Tylko jak miała zabić zwierzę? Bała się użyć do tego zębów. Czytała o chorobach, które prowadzą do agresywnych zachowań – wedle jej wiedzy, wszystkie te choroby były nieuleczalne, śmiertelne i przenosiły się przez kontakt z krwią bądź innymi płynami ustrojowymi. Cóż, nie warto ryzykować.<br />Chwyciła sporą gałąź, którą niedawna burza musiała strącić z drzewa. Koniec zdawał się w miarę ostry, ale wadera dla pewności oskubała go z wszelkich zbędnych elementów. Prowizoryczna włócznia nie była może idealna, ale w tych warunkach, bez odpowiednich narzędzi, nie mogła liczyć na nic lepszego. Wilczyca wzięła spory zamach i wycelowała broń w klatkę piersiową zwierzęcia. Ostrze wbiło się z nieprzyjemnym, mokrym dźwiękiem. Shani była przekonana, że przebiła płuco. Zmęczona łania walczyła już coraz słabiej, a każdy kolejny jej oddech był płytszy od poprzedniego. Pomimo agresywnego nastawienia zwierzęcia, waderze ciężko było znieść widok jej cierpienia. Nie widziała jednak rozwiązania, jak bezpiecznie mu ulżyć. Dlatego też, choć nie była z tego dumna – odwróciła wzrok.<br />Wśród leśnego poszycia zauważyła wtedy błysk. Z braku lepszego zajęcia w oczekiwaniu na śmierć sarny, podeszła do jego źródła. W nietypowym przedmiocie rozpoznała to samo narzędzie, które wcześniej schwytało sarnę. Na jego środku, z niewiadomego powodu, rozsypane były ziarna. Medyczka ostrożnie wsadziła patyk między dwa zębate półkola i… brzdęk! Pułapka zamknęła się tak szybko, że Shani, choć wiedziała, co się stanie, odruchowo odskoczyła w tył.<br />Obrzuciła okolicę uważnym spojrzeniem. Dostrzegła, iż okolica usiana jest drobnymi błyskami zdradzającymi lokalizację licznych, groźnych mechanizmów.<br />Cóż, dwie zagadki na raz, to trochę za dużo, nawet jak na Shani – choć wilczyca nie mogła się pozbyć przeczucia, że te sprawy są w jakiś sposób ze sobą powiązane. Musiała jednak działać metodycznie i skupić się na jednym zadaniu na raz.<br />Minęło jeszcze kilka chwil, nim zwierzę skonało – wadera wykorzystała ten czas na przygotowanie prowizorycznej liny z rozmaitych podłużnych kawałków roślin. Gdy przestało oddychać, wilczyca, dla pewności, rzuciła w jego stronę kilka kamieni, a potem przebiegła truchtem przed jego nosem – po jego wcześniejszym zachowaniu spodziewała się, że może to być jakaś sztuczka, a – zdaniem Shani – ostrożności nigdy za wiele. Gdy nabrała pewności, że łania nie żyje, owinęła ostrożnie linę wokół jej szyi i zaczęła taszczyć ciało w kierunku jaskini medyków. Słyszała nieprzyjemny trzask, gdy tkanki uwięzione w pułapce rozrywały się, aż w końcu uwolniły nogę ofiary.<br />Jasne, może wnoszenie potencjalnie zakaźnej zwierzyny w obszar, gdzie przebywało więcej wilków, nie było bezpiecznym rozwiązaniem, ale to wciąż lepsze, niż pozostawienie jej bez nadzoru. W końcu ktoś mógł zjeść świeżą padlinę… W każdym razie ostatecznie Shani udało się donieść ładunek na miejsce.<br />Stojąc przed jaskinią medyków, czuła lekki niepokój i ekscytację. Te uczucia pojawiały się u niej już od jakiegoś czasu za każdym razem, gdy stawiała się w pracy. Nie chodziło tu o sam fach – wilczyca nie wątpiła w swoje umiejętności. Musiało tu chodzić o coś innego, czego Shani sama nie była w stanie określić.<br />Ostrożnym krokiem weszła do środka. Zobaczyła Itami, która przygotowała jakąś ziołową mieszankę; sądząc po zapachu, było to coś przeciwbólowego.<br />- Itami? Cześć, masz chwilę? Mam tu chyba nagły przypadek. To znaczy nie taki nagły, bo martwy, ale trzeba to zbadać!<br />- Jasne. Co się dzieje? – Zapytała lisiczka, wyraźnie zdziwiona, że Shani pojawia się w pracy w wolnym dniu.<br />- To zabrzmi głupio, ale zaatakowała mnie dzisiaj łania. Myślę, że musiała być chora. Zabiłam ją, a ciało przyniosłam tutaj. Chciałabym zrobić jej sekcję.<br />- Łania? – Do rozmowy dołączył inny, melodyjny głos, a chwilę później w wejściu do jaskini pojawiła się kolejna wilczyca. – To by sporo wyjaśniało. Jeden z pacjentów twierdził, że pogryzła go zwierzyna, ale byłam pewna, że to majaczenie gorączkowe! Rana wygląda naprawdę paskudnie. Biedak, zakażenie rozprzestrzenia się na cały organizm…<br />Shani poczuła lekkie uczucie smutku, gdy zorientowała się, że również Lonya jest dziś w pracy. To nie tak, że nie przepadała za biało-różową wilczycą. Wręcz przeciwnie. Współpraca z nią była czystą przyjemnością. Po prostu… Szara pracowała tu najkrócej z całej trójki i zdarzało jej się czuć jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Być może z czasem, wraz z długimi wspólnymi zmianami i dziesiątkami uratowanych żyć, uda jej się tu całkowicie wpasować? Ale czy to wystarczy, by uczucie zazdrości zniknęło całkowicie? Zaraz, jakiej zazdrości? Przecież tu nie ma o co być zazdrosnym. Shani odpędziła od siebie tę myśl jak natrętną muchę.<br />- W takim razie tym bardziej musimy dowiedzieć się, co tu jest grane. Łanię spotkałam na granicy Foret de Vie. Zachowywała się jak wściekły niedźwiedź, a z jej pyska toczyła się piana. Goniła mnie aż do Golden Grove, a tam… też wydarzyło się coś dziwnego. Złapała się w pułapkę! I tych pułapek było tam więcej. Zobaczcie, co zrobiła z jej nogą – opowiadała Shani, prowadząc współpracownice do ciała.<br />- Ała – skwitowała jedna z nich.<br />- Dokładnie, ała. Muszę jeszcze poinformować o tym Renessmee. Czy mogę liczyć na waszą pomoc? Myślę, że łanię trzeba poddać sekcji i przeszukać dostępną literaturę.<br />- Poradzimy sobie z tym – zapewniła Itami, a Lonya zawtórowała jej kiwnięciem głowy.<br />- Dziękuję. Wrócę do was, jak tylko porozmawiam z alfą!<br /><br /><br /><div style="text-align: center;">*</div>Rozmowa z Renessmee poszła sprawnie. Przywódczyni zachowała zimną krew i zwołała zebranie, na którym miała zachęcić wilki do ostrożności podczas polowań oraz do zgłaszania wszelkich niecodziennych obserwacji. Jedynie medycy byli zwolnieni z apelu – ich zadaniem było jak najszybsze poznanie przyczyny zjawiska.<br />Gdy Shani wróciła do jaskini medyków, zastała niecodzienny widok. Lonya stała nad rozkrojonymi zwłokami łani, a Itami siedziała na podłodze, otoczona zwojami posegregowanymi wedle znanego tylko jej systemu.<br />- I jak, macie coś?<br />- Lepiej sama zobacz – odpowiedziała Lonya.<br />I rzeczywiście, było na co patrzeć. Trzewia wyglądem nie odbiegały od normy, natomiast w czaszce pulsowała dziwaczna, mięsista, struktura, przypominająca wyglądem kraba. Pokrywała mózg niczym peleryna, a jej czerwone wypustki sięgały do oczu (zapewne to one nadały im rubinową barwę), kanałów słuchowych i rdzenia kręgowego.<br />- Na bogów, co to takiego?!<br />- Niestety jeszcze nie wiemy – odparła Itami znad kolejnego zwoju. Stosik skryptów, które nie zostały jeszcze przejrzane przez lisiczkę, był już niepokojąco mały.<br />Z pomocą Shani (Lonya bowiem zajęta była doprowadzaniem siebie i otoczenia do porządku po przeprowadzonej sekcji) szybko zmalał do zera.<br />Odpowiedzi nigdzie nie było. Tym większy niepokój ogarnął medyczki, gdy w wejściu do jaskini stanęła Belief wraz z wysokim, ale szczupłym wilkiem idącym niepewnie kilka kroków za nią. Od wszelkich „formalności” typowych dla przychodzących do jaskini medyków po pomoc, szybko przeszła do konkretów:<br />- Ten tu twierdzi, że upolował rano jelonka, który walczył o swoje życie jak wściekła wiewiórka. Jego oczy były czerwone, a z pyska toczyła się piana – zaraportowała wilczyca.<br />Chuderlawy, młody basior o brązowym futrze, stał tymczasem kilka kroków za nią. Nerwowe przebieranie przednimi łapami, oblizywanie nosa i unikanie wzroku – ten osobnik całym sobą dawał wyraz zakłopotaniu, jakie odczuwał.<br />- T-to prawda – wydukał w końcu. – A teraz boli mnie brzuch.<br />- Chodź za mną, zbadam cię. Belief, zostań proszę jeszcze chwilę. Możesz być nam potrzebna, gdy poznamy wynik badania – zaordynowała Shani, ruszając w stronę wolnego posłania. Z trudem przyszło jej odpuszczenie wykładu dla nieostrożnego młodzieńca. – Połóż się, proszę. Czy boli, kiedy tu dotykam? A teraz?<br />Obraz kliniczny pacjenta nie jawił się kolorowo. Jego brzuch był twardy i bolesny. Błony śluzowe – blade. Skóra – ucieplona i mało elastyczna, wskazująca na gorączkę i odwodnienie. Przyspieszone bicie serca i wzmożony wysiłek oddechowy nawet w spoczynku stanowiły ostrzeżenie, że pacjent w każdej chwili może się pogorszyć.<br />Shani nie musiała raportować przypadku koleżankom z pracy - wilczyce z pełnym zaciekawieniem uczestniczyły w badaniu. Na koniec pozostało im tylko wymienić spojrzenia pełne determinacji, ale nie pozbawione strachu. Jasne, to mógł być zwykły zbieg okoliczności. Pogryzienie chorego jelonka połączone ze spożyciem innego, nieświeżego posiłku w innym czasie. To tłumaczenie brzmiało jednak dość naiwnie nawet w myślach. Wszystko wskazywało na to, że choroba mogła atakować również wilki. Łagodnie mówiąc, oznaczało to, iż wszyscy mieli przesrane. Jak leczyć chorobę, o której nie wie się zupełnie nic?<br />- Belief – zwróciła się Shani do białej, zerkając jednocześnie na twarze koleżanek z pracy. – Powiadom proszę Renessmee, że mamy chyba pierwszy przypadek. Sytuacja jest poważna. Nie wiemy jeszcze, co to za choroba, ale nie mów o tym nikomu oprócz alfy. Niech ona zdecyduje, co zrobić. Przyda nam się każda pomoc.<br />Wilczyca skinęła głową, po czym wyrecytowała wiadomość (zapewne, by lepiej utrwalić ją w pamięci), po czym opuściła jaskinię. Teraz Shani, Itami i Lonya zostały same z problemem.<br />Brak jakichkolwiek informacji w literaturze sprawiał, że krążyły jak dzieci we mgle. W zasadzie reszta dnia upłynęła im na dyskutowaniu o tym, co powinny bądź nie powinny zrobić z problematycznym pacjentem. Stanęło na tym, że został odizolowany od innych i dostawał napary z ziółek, których efekt, poza tym nawadniającym, mieścił się w granicach placebo. Wraz z narastaniem dolegliwości bólowych, otrzymywał również preparaty analgetyczne, podawane jednak w rozsądnych dawkach.<br />Ratunek przyszedł w niepozornym przebraniu drobnej, piaskowej wadery, która niosła w pysku opasły zwój. Z oczywistych względów nie mogła mówić, dlatego jej przybyciu towarzyszyła pełna momentu cisza – do czasu, aż przedmiot spoczął na stole.<br />- Jestem Pawona Shanar – przedstawiła się, chyba tylko wobec Shani; pozostałe wilczyce już raczej ją znały. – I chyba mam rozwiązanie waszego problemu.<br />Mówiąc to, rozwinęła zwój tak, by ukazał się odpowiedni fragment. Jedna ze znajdujących się obok tekstu rycin wyglądała znajomo. Shani poczuła, jak w jej wnętrzu coś rośnie – mieszanina ekscytacji i… nawet nie wiedziała, jak to możliwe, lecz odczuwała strach i ulgę zarazem. Podniecenie ostygło jednak, gdy spostrzegła, iż tekst napisany jest nieznanym jej językiem. Tu znów pomogła Pawona, która przeczytała całość na głos, tłumacząc na bieżąco:<br />„Clonorhis eplythicus – przywra, pasożyt wewnętrzny. Jej żywicielem ostatecznym są wilki grzywiaste oraz duże kotowate, których odchody stanowią źródło zakażenia dla żywicieli pośrednich – zwierząt roślinożernych, takich jak kapibary, inne gryzonie, tapiry, nieloty. Pasożyt atakuje układ nerwowy za pomocą wyspecjalizowanych tworów z tkanki łącznej (ryc. 1), zmieniając jego funkcję. Zainfekowana zwierzyna staje się niezdolna do odczuwania stresu, a tym samym nie ucieka przed drapieżnikiem i staje się łatwym łupem. Równocześnie w jej mięśniach wytwarzają się cysty (ryc. 2), których zjedzenie przez drapieżnika skutkuje zakażeniem. Zakażony drapieżnik, w początkowym okresie choroby, doznaje dolegliwości ze strony układu pokarmowego (wymioty, biegunka), co ma na celu zwiększenie rozsiewania jaj przywry. Rozmnażanie pasożyta jest jednak pozbawione mechanizmów samoregulacyjnych – namnaża się on w organizmie nosiciela, zużywając wszelkie zapasy energii i prowadząc ostatecznie do śmierci z wycieńczenia, bądź, w skrajnych przypadkach, niewydolności wielonarządowej spowodowanej zastąpieniem żywej tkanki przez masy pasożytów.<br />Odnotowano pojedyncze przypadki, w których nosicielem stawał się kręgowiec spoza typowego cyklu życiowego Clonorhis eplythicus. Skutki takiej infekcji potrafią być nieprzewidywalne. W przypadku zakażenia u wilków, należy użyć wysokich dawek leków przeciwpasożytniczych – istnieją pojedyncze doniesienia o sukcesie terapeutycznym po stosowaniu 500 ml naparu z piołunu (1 porcja suszu na 2 porcje rozpuszczalnika) 3 razy dziennie przez okres minimum dwóch tygodni. Należy pamiętać o tym, jak obciążająca jest to terapia i zastosować leczenie wspomagające dostosowane do pacjenta, ze szczególnym uwzględnieniem preparatów osłaniających wątrobę oraz ziół przeciwpsychotycznych”.<br />- Ile piołunu?! – Wymsknęło się Lonyi, która złapała się łapami za głowę. – Na tego jednego pacjenta zużyjemy całe zapasy.<br />- Chyba jestem w stanie pomóc – zaoferowała Shani. – Mogę… leczyć rośliny. To nic spektakularnego, ale gdyby tak znaleźć żywe okazy, mogę je leczyć po zbiorach. Nie zagwarantuję sukcesu, bo wykorzystuję do tego energię, którą roślina ma zgromadzoną w swoich tkankach, ale… lepsze chyba to, niż nic.<br />Shani nie udało się ukryć zakłopotania. Spojrzała na łapy, które jakby żyły swoim życiem, przenosząc ciężar z jednej na drugą. Na pyszczkach koleżanek pojawiło się zdziwienie. Czemu wcześniej nie powiedziała im o swojej zdolności? No cóż, szara nie była z niej dumna i nie czuła, by miała czym się chwalić.<br />Koniec końców zdolność okazała się jednak rzeczywiście przydatna. W najbliższych dniach nowe przypadki choroby wyrastały jak grzyby po deszczu, ale stosowane leczenie przynosiło odpowiednie skutki. Co najważniejsze, nie doszło do ani jednego zgonu z powodu zarazy. Po kilku tygodniach zrobiło się nawet spokojniej – wilki nauczyły się z daleka rozpoznawać chorą zwierzynę. Tej jednak nie ubywało, co rodziło niepokój – czy groziła im klęska głodu? Nie dość, że zdrowych osobników było zwyczajnie mniej, to konieczność sprawdzenia każdego delikwenta pod kątem objawów choroby często wymuszała zmianę taktyki polowania na… cóż, zauważalnie mniej skuteczną.<br />Shani, tak jak pozostali medycy, dobrze wywiązywała się ze swoich obowiązków. Mimo wszystko wciąż czuła, jakby robiła zbyt mało. Doszło nawet do tego, że odczuwała wyrzuty sumienia, gdy poświęcała czas na (i tak skrócony) sen. Ponadto, jedna myśl nie dawała jej spokoju. Dzisiaj stała się ona tak nieznośna, że nie pozwalała jej zmrużyć oka przez całą noc. Chodziło, oczywiście, o metalowe pułapki, jakie znalazła w Golden Grove. Cały czas sądziła, że mogą być powiązane ze sprawą. Kiedy już kolejny raz przewróciła się w leżu z jednego boku na drugi, frustracja wzięła górę. Wilczyca przeciągnęła się, przy czym zachrupało jej w kościach aż miło. Wyszła ze swojej norki dość ostrożnym krokiem. Nie, żeby robiła coś złego czy niebezpiecznego, nie miała po prostu ochoty, by tłumaczyć się ze swoich działań przypadkowemu przychodniowi.<br />Gdy doszła do Golden Grove, pułapki leżały dokładnie tam, gdzie je zastała. Zatrzasnęła jedną z nich, wsuwając patyk w zębatą „paszczę”. „Szczęki” kłapnęły głośno, płosząc jakieś małe zwierzę, które zaszeleściło w krzakach. Shani ostrożnie pochyliła się nad metalowym sprzętem, będąc gotowa w każdej chwili odskoczyć. Nie wyczuła żadnego charakterystycznego zapachu, czego się zresztą spodziewała. Złapała nowy patyk i zaczęła rozgrzebywać nim ziemię wokół pułapki. Konstrukcja była częściowo zagrzebana, ponadto do gruntu mocował ją kołek na łańcuchu. Ktoś musiał zadać sobie sporo trudu, by umieścić tak dużą ilość pułapek w jednym miejscu. Ktoś…<br />Shani usłyszała trzask łamanej gałązki. Napięła wszystkie mięśnie i ostrożnie, powoli, by nie rzucać się w oczy, rozejrzała się po okolicy. Strach ustąpił miejsca ekscytacji, gdy zobaczyła całkiem zdrową sarnę. Tak, miała pewność, że ona jest zdrowa. Nie zdradzała żadnych objawów choroby – czerwonych oczu, piany z pyska ani charakterystycznego, pewniejszego chodu. Wiedziała, że niezainfekowanej zwierzyny ostatnimi czasy jest mało. Nie mogła przepuścić takiej okazji, zwłaszcza, że czuła bolesne ssanie w żołądku.<br />Wilczyca, początkowo bardzo ostrożnie, zmniejszała dystans do zdobyczy. Musiała uważać nie tylko na to, by pozostać niezauważoną, ale też wypatrywać porozstawianych na ziemi pułapek. W końcu udało jej się znaleźć w miejscu na tyle bliskim, a jednocześnie wystarczająco bezpiecznym, by rzucić się na ofiarę. Ta niestety w ostatniej chwili zorientowała się w swoim położeniu. Wierzgnęła tylnymi nogami. Czarne, twarde kopyto minęło nos Shani o milimetry; wilczyca poczuła na skórze smagnięcie powietrza. Sarna zaczęła uciekać, a medyczka pobiegła za nią.<br />Na chwilę świat zwęził się dla niej do dwóch punktów – jej samej i zdobyczy. Biegła, ile sił w nogach, zostawiając w tyle dziesiątki drzew. W końcu jednak nastąpił moment, od którego już każdy kolejny krok i każdy kolejny oddech stawały się coraz to większym wyzwaniem. Shani wiedziała, że może z siebie wykrzesać jeszcze trochę energii, przebiec ostatnie kilkaset metrów… Wiedziała też, że nie ma to już najmniejszego sensu. Sarnie udało się zwiększyć dystans, a w końcu jej biały zad zniknął gdzieś między drzewami.<br />Shani zatrzymała się na chwilę, by złapać oddech. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak ciężkie jest powietrze. Tak jakby ciemność wokół zgęstniała i wdzierała się do płuc. Wilczyca poczuła, jak niepokój narasta jej w piersi. Rozejrzała się i nie potrafiła zlokalizować żadnego charakterystycznego punktu. Spojrzała w górę, lecz księżyc został przesłonięty przez ciemne, ciężkie od deszczu chmury. Cała ta mroczna atmosfera sprawiła, że Shani bała się nawet bardziej, niż podpowiadał rozsądek.<br />Próbowała wrócić po swoich śladach, jednak podążanie własnym zapachem zawsze było dla niej trudne. W końcu jak miała oddzielić to, co czuje na ziemi, od aromatu otaczającego jej ciało? Niepokój, który odczuwała, nie pomagał w skupieniu. Shani nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś ją obserwuje… Patrzy na każdy jej ruch z drwiącym uśmieszkiem przyczepionym do pyska. Wilczyca na chwilę zatrzymała się i otrzepała futro, jak gdyby mogła w ten sposób pozbyć się nieprzyjemnego odczucia. Przyłożyła z powrotem nos do ziemi i… nie mogła już wyczuć zapachu! W zasadzie to nic nie czuła. Świat wokół zasnuł się mgłą, a dźwięki zbiły w ledwie słyszalny szum.<br />Usłyszała kroki, a chwilę później zobaczyła dwa punkciki we mgle; parę oczu wpatrzoną prosto w nią. Nie zdążyła się nawet ruszyć, zanim świat wokół na powrót zniknął, po czym eksplodował tysiącem barw w odpowiedzi na… ból. Straszliwy ból, jakiego wilczyca dawno nie czuła. Rozlał się po jej czaszce, a w miarę, jak schodził coraz to niżej, wyłączał z użytku kolejne elementy jej ciała. Shani jeszcze chciała walczyć, zareagować w jakikolwiek sposób, ale… nie mogła. Zanim wykonała jakikolwiek ruch, jej świadomość odpłynęła w najgłębsze zakamarki umysłu.<br /><br /><div style="text-align: center;">*</div>Ból. Pierwszym, co poczuła po przebudzeniu, był ból. Z wielką determinacją próbował odebrać wilczycy wolę walki, ale Shani nie zamierzała się poddać. Otworzyła jedno z oczu – powieka drugiego zaprotestowała bolesnym ukłuciem, gdy próbowała ją podnieść. Delikatnie zbadała narząd łapą – był opuchnięty, ale nie wyczuwała nic szczególnie niepokojącego, choć na ten moment ciężko stwierdzić cokolwiek więcej. Mimo wszystko nie widziała niemalże nic. Musiała polegać na innych zmysłach, by zorientować się w swojej sytuacji.<br />Na pierwszy plan wysuwał się zapach. Fetor choroby, fekaliów i strachu tworzył zabójczą wręcz mieszankę. Wilczycy zbierało się na wymioty, ale ilekroć zawartość żołądka podchodziła jej do gardła, wsuwała nos we własne futro, które nie przestało jeszcze pachnieć domem; przynosiło wspomnienia o przytulnej norce i czasie spędzanym wśród ziół. Węch przyniósł jednak choć jedną pokrzepiającą informację – nie była tu sama. Choć, z drugiej strony, może wcale nie był to powód do szczęścia?<br />Grunt pod łapami był zimny, twardy i wilgotny. Krople wody spadały na ziemię w towarzystwie charakterystycznego pogłosu. Jaskinia? Być może.<br />Shani postąpiła ostrożnie krok do przodu. Potem kolejny. Następny krok zakończył się już jednak spotkaniem z czymś równie twardym i zimnym jak podłoże, a do tego pionowym. Wadera obmacała strukturę łapami, kilkanaście centymetrów dalej znalazła kolejną. Kraty. Była w klatce?<br />Zmysły zaczęły powoli przyzwyczajać się do panujących w tym miejscu warunków. Nos nie reagował już tak czule na fetor, za to oczy… zaczęły dostrzegać kształty. Potwierdziły się jej przypuszczenia. Znajdowała się w klatce i nie była jedyna.<br />Ogarnęło ją przerażenie. Czy to jakieś więzienie? Albo gorzej? Shani ciężko było wyobrazić sobie, co mogłoby być gorsze od więzienia. Czuła, jak szybko bije jej serce. Widziała, jak pręty klatki otaczają ją coraz ciaśniej, odbierając przestrzeń z sekundy na sekundę. W uszach rozległ się ni to szum, ni to pisk. Jej oddech przyspieszył do tego stopnia, że zaczęła widzieć białe punkciki przed oczami. Oddychaj, Shani, mówiła do siebie. Wdech i wydech. Wdeech i wyyydech. Tak, tak dobrze. Coraz wolniej. Ściany jej więzienia zaczęły powoli wracać na swoje miejsce, a wilczyca w szybkim tempie odzyskiwała jasność myślenia.<br />- A cóż to, nasz nowy nabytek się boi?<br />Słowa okraszone były śmiechem. Dobiegały z tej samej strony, co… światło! Nadchodzący wilk trzymał w pysku latarenkę zasilaną olejem. Blask niemal oślepił przyzwyczajone do ciemności oczy, pozwolił jednak dostrzec, że ma sąsiada. Nie tylko w tym upatrzyła swoją szansę. Z sufitu zwisał smętny korzeń. Gdyby tak tylko…<br />- Masz. Nie licz na nic lepszego – kawałek mięsa z mokrym „plask!” spadł na ziemię u łap Shani.<br />Takie samo mokre plaśnięcie słyszała jeszcze dobrych kilkanaście razy. Powietrze przesycił zapach nieświeżej padliny.<br />Kiedy „karmiciel” sobie poszedł, usłyszała głos po swojej lewej.<br />- Dobrze słyszałem? Mamy nową?<br />Shani postanowiła zignorować zaczepki.<br />- No masz, już myślałem, że będzie z kim pogadać, a tu niemowa się trafiła!<br />- Jak tak dalej pójdzie, to ty zostaniesz niemową! – Był to oczywisty blef. Shani czuła, jak pulsuje jej żyłka na czole. Definitywnie nie była w nastroju na żarty.<br />- Stanowczo odradzam! Oj, uwierz.. kiedy posiedzisz tu tyle co ja, będziesz chciała mieć towarzysza do rozmów. Jestem Fuks.<br />Cóż, Fuks chyba nie miał zbytniego… fuksa, że tu trafił, pomyślała wilczyca. Widziała jego drobną sylwetkę i duże uszy rysujące się w ciemności. To nie był wilk, ale, skoro mogła się z nim porozumieć – z całą pewnością miała do czynienia z psowatym.<br />- Jak długo tu jesteś? – Próbowała pociągnąć temat.<br />- Ciężko liczyć dni, gdy nie widać słońca! Ale dość długo, by doświadczyć na własnej skórze okrucieństwa tego miejsca.<br />- O czym ty mówisz? – Wilczyca podeszła bliżej kraty, by lepiej słyszeć, co uszaty do niej mówi.<br />- Tego nie da się opisać! Pierwszy raz jest przerażający, ale z każdym kolejnym jest coraz lepiej. W końcu jakaś rozrywka.<br />Shani zmroziły te słowa. Nie odezwała się już więcej do Fuksa, nie chcąc pogłębiać swojego strachu. Położyła się na ziemi i oparła głowę na łapach. Jedyną rozrywką było dla niej obserwowanie spowitego mrokiem otoczenia.<br />Wilczyca wlepiła spojrzenie w miejsce, gdzie majaczył zarys korzenia. Otaczająca ją cisza i ciemność pomagały utrzymać skupienie. Widziała w tej małej roślince swą jedyną nadzieję na ratunek, przyćmiewaną jednak przez brak wiary we własne umiejętności. Mimo wszystko próbowała. Wyobraziła sobie, jak jej świadomość opuszcza granice jej umysłu i sięga do tego wątłego korzenia, w którym wciąż jednak tliło się życie. Wyczuła niewielkie nagromadzenie sił witalnych w koniuszku odgałęzienia. Ruszyła je, z początku niepewnie, pobudzając do działania. Czuła, jak zasoby energii rośliny kurczą się, rozpraszają na coraz to dłuższym odcinku. Shani, zmęczona jak po lekturze wybitnie trudnego tekstu naukowego, dostrzegła sukces. Korzeń wydłużył się o dobre kilkadziesiąt centymetrów. Zachęcona rezultatami, sięgała umysłem do sąsiednich wiązek korzeni, przekierowując ich energię tak, jak chciała, powtarzając ten proces wiele razy. W końcu poczuła, jak tkanki rośliny wrastają w kłódkę, która stanowiła jej barierę do wolności. Napierała dalej, nadbudowując coraz to większą objętość drewna w małym otworze na klucz. Usłyszała delikatny trzask, a zaraz po nim odgłos metalu uderzającego o kamień.<br />Momentalnie straciła skupienie. Nie widziała już otaczającej jaskinię sieci roślinnej energii; rzeczywisty świat ponownie docierał do jej zmysłów. Nie spodziewała się, że jej plan ma szansę zadziałać – a jednak! Pchnęła kufą drzwiczki – była wolna! Rozejrzała się po klatkach sąsiadujących z jej własnym więzieniem. Sumienie nie pozwalało jej tak po prostu stąd wyjść.<br />Chwyciła kłódkę w zęby, by na powrót zawiesić ją w pierwotnym miejscu. Wśliznęła się z powrotem do klatki i zamknęła drzwiczki pyskiem. Ponownie rozszerzyła swoją świadomość, kierując korzeń do kłódek na celach współwięźniów. Jedna po drugiej spadały z głośnym, metalicznym dźwiękiem na ziemię.<br />Shani czuła się wyczerpana jak nigdy w życiu. Choć jej oddech i serce pozostawały spokojne, wilczyca ledwo stała na łapach. Nie sądziła, że używanie mocy może ją tak wykończyć! Ba, wszystkie wcześniejsze eksperymenty z tą formą magii kończyły się co najwyżej zmęczeniem umysłowym, podobnym do tego, jakie towarzyszyło długiej nauce z ksiąg.<br />Odgłosy poruszenia wywołanego nagłym uwolnieniem współwięźniów ledwie docierały do jej uszu. Podobnie sygnały, które próbowała wysłać do łap, napotykały jakby jakiś opór, popychając kończyny po trajektorii właściwej raczej dla mocnego stanu upojenia alkoholowego. Również kiedy umięśnione ciało strażnika przygniotło ją do ziemi, Shani poczuła jedynie tępy ból, który wydawał się nie być nawet jej własnym… Jak zza ściany słyszała warknięcia i obelgi odbijające się echem w wilgotnej jaskini. Dopiero zastrzyk adrenaliny, wywołany nagłym bólem w okolicy kostki, pozwolił jej odzyskać zmysły.<br />Wilczyca odwróciła głowę w stronę bolącej łapy. Zobaczyła malutkiego fenka, który próbował ją ciągnąć w stronę, która zdawała się prowadzić do wyjścia. Szara szybko podniosła się na nogi i pobiegła za pozostałymi uciekinierami, czując wzrok strażników na karku. W końcu udało jej się wydostać na zewnątrz. Zmrużyła oczy, odwykłe już od światła i wzięła w głęboki oddech, który napełnił jej płuca świeżym powietrzem i zapachem lasu. Nie mogła jednak pozwolić, by ta chwila zachwytu trwała dłużej. Musiała pozbyć się ogona. Przeliczyła na szybko tych, którym udało się uciec. Wyglądało na to, byli w komplecie.<br />Jeszcze w jaskini czuła, że formacja trzyma się wyłącznie dzięki korzeniom. Mogła poczuć, z jaką siłą ziemia napiera na każde odgałęzienie, jak tkanki rośliny walczą z tym ciężarem. Wciąż, nie mogła zmusić korzeni, by wycofały się z gleby. Jej moc pozwalała tylko kierować energią w roślinie tak, by rosła w określony sposób… Bingo! W głowie wilczycy zrodził się pomysł, który nawet miał szansę zadziałać. Wysłała silny impuls do zewnętrznych części drzewa, nakazując im rosnąć. Siły witalne opuszczały korzeń, momentalnie czyniąc go bardziej podatnym na złamania. I tak Shani czuła, jak korzenie, jeden po drugim, pękają. Każdy taki uraz bolał ją, jakby sama go doświadczała. Pomysł okazał się jednak skuteczny. Jaskinia zawaliła się, więżąc, a może i nawet zabijając, jej oprawców.<br />Shani powinna czuć w tym momencie satysfakcję, jednak na jej miejscu znalazł się żal. Stare drzewo, opadając razem z murami jaskini, złamało się w pół, krzycząc bezgłośnie w swoich ostatnich chwilach. Życie prawdopodobnie stracili również jej oprawcy. Żołądek podszedł wilczycy do gardła. Nigdy wcześniej nie zabiła. Ta przerażająca świadomość, wraz z wyczerpaniem, spadły na waderę niczym czarna chmura, posyłając jej świadomość w niebyt.<br /><br /><div style="text-align: center;">*</div>- No, w końcu – melodyjny, znajomy głos dobiegł do uszu wilczycy, zanim jeszcze jej oczy przyzwyczaiły się na nowo do, skądinąd skąpego, światła. – Pozostali już dawno wrócili do formy. Martwiłyśmy się.<br />- Że już na stałe przybędzie wam obowiązków? Spokojnie, nie wybieram się jeszcze na tamten świat – Shani uśmiechnęła się, by złagodzić ton swojej wypowiedzi.<br />W oczach Itami pojawiła się… troska? Lisiczka bywała dla Shani zagadką, a więc i teraz nie była pewna, co też kryje się za tym spojrzeniem.<br />- Mieliście sporo szczęścia. Jeden z naszych strażników natknął się na zbłąkanego kojota, co od razu wzbudziło jego ciekawość. W końcu nieczęsto spotyka się je w tych stronach. Ten zaprowadził go do pozostałych i tak wszyscy trafili tutaj. Chyba przy okazji odkryliśmy źródło naszej epidemii… Kilkoro z was było zakażonych. Och, Shani, co ty tam przeżyłaś?<br />- W zasadzie to… niewiele. Szybko udało mi się uciec. Nie wiem nawet, co tam się działo.<br />- Może… może to i lepiej – Itami odwróciła wzrok.<br />- Co tam się działo? – Shani podniosła się na leżance i wbiła w lisiczkę stanowcze, świdrujące spojrzenie.<br />- W zasadzie to nie do końca to rozumiemy. Renessmee, wysłuchawszy historii twoich towarzyszy niedoli, wysłała patrol w miejsce jaskini. Znaleziono kilka ciał, ale nie mamy pewności, czy wszyscy odpowiedzialni za waszą krzywdę zaznali sprawiedliwości. Próbowaliśmy ustalić ich motywacje, ale cała ta sprawa wygląda dziwnie. Na miejscu było pełno narzędzi, słojów z dziwną zawartością i zaplamiony, kamienny stół. Chyba… chyba prowadzono tam jakieś eksperymenty medyczne. Jakby zarażali was celowo pasożytami czy coś. To znaczy… Ty jesteś czysta, ale nie wszyscy mieli to szczęście. Zbierali różne gatunki psowatych, pewnie chcąc w jakiś sposób porównać działanie stosowanych przez nich „zabiegów”. Tylko po co ktokolwiek miałby to robić?<br />- Itami, chodź! Potrzebuję dodatkowych łap! – Głos Lonyi dobiegł jakby zza ściany.<br />Lisiczka rzuciła do Shani szybkie „zaraz wracam” i z gracją oddaliła się z pola widzenia szarej.<br /><br /><div style="text-align: center;">*</div>Shani wyszła z medycznej jaskini i wciągnęła świeże, jesienne powietrze głęboko w płuca. Napawała się zapachem opadłych liści i ziemi świeżo zmiękczonej długim deszczem. Nie przeszkadzało jej nawet, że błoto oblepia jej łapy. Dziś w końcu pierwszy raz pozwolono jej, by wyszła na dłużej. Dziś był też dzień, w którym jej współwięźniowie mieli opuścić tereny watahy Renaissance. Shani w ostatnim czasie zdążyła się z nimi zaprzyjaźnić, w końcu długie dni spędzone w medycznej jaskini nie pozwalały na rozrywki inne niż rozmowy. Dlatego też postanowiła towarzyszyć im do samej granicy.<br />Na miejscu spojrzała jeszcze ten jeden raz na Fuksa, małego otocjona, który stał się niepisanym przewodnikiem tej nietypowej grupki.<br />- Na pewno nie chcesz z nami zostać? Wataha Renaissance zawsze chętnie przyjmie nowych członków.<br />- Nie, nie. Wiesz przecież, że mam dokąd wracać. Ale nie martw się. Jesteśmy wdzięczni za pomoc. Wiedz, że każdy członek watahy Renaissance może liczyć na schronienie i opiekę w rodzinnych stronach każdego z nas. Żegnaj, Shani. Może nasze ścieżki jeszcze kiedyś się skrzyżują.<br />Shani usiadła na wydeptanej ścieżce, trochę nie wiedząc, co ze sobą począć. Kiedy już ostatni wilczy ogon zniknął jej z pola widzenia, westchnęła głośno. Chciała – naprawdę chciała! – wrócić prosto do domu. Jej łapy postanowiły jednak za nią i zaprowadziły ją do miejsca, gdzie jeszcze niedawno była więziona. Widok ten automatycznie obudził w niej strach, który jednak odszedł, gdy dostrzegła wiewiórki buszujące po ruinach jaskini. Rude kity spłoszyły się na jej widok. To dobry znak – nie było tu nikogo, kto mógł wystraszyć je wcześniej.<br />Spojrzała ze smutkiem na dąb, któremu odebrała życie, by ratować własne. Sięgnęła do niego swoją mocą, nie dostrzegła jednak choćby cienia tlącej się energii. Zresztą, nawet gdyby w drzewie pozostała jeszcze choćby odrobinka sił witalnych, Shani wiedziała, że nie będzie w stanie jej ruszyć. Już niejeden raz próbowała powtórzyć swoje ostatnie wyczyny, ale napotykała olbrzymi opór. Nawet to, co wcześniej było dla wilczycy drugiej naturą, stało się dla niej niemożliwe. Próba poruszenia energią najdrobniejszego źdźbła trawy była dla niej jak próba przesunięcia olbrzymiej góry siłą własnych mięśni.<br />Wadera, obserwując miejsce w zadumie, dostrzegła leżące wśród opadłych liści żołędzie. Chwyciła jeden z nich w pysk, delikatnie i z namaszczeniem. Czy wierzyła, że posadzenie tego małego nasionka w pobliżu jej jaskini w jakiś sposób wynagrodzi krzywdę, którą wyrządziła temu pięknemu drzewu? Nie, Shani dobrze o tym wiedziała. Cóż innego jej jednak pozostało?<br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 5208<br />Ilość zdobytych PD: 2604 + 25% (651 PD) za długość powyżej 5000 słów.<br />Nagroda za Quest: 900 PD | +3 pkt zwinność | +11 pkt inteligencja | +2 siła | +5 pkt kondycja<br />Obecny stan: 4155Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-52895480073185973332022-11-01T05:39:00.001-07:002022-11-01T05:39:02.264-07:00Od Amber do Atrehu ~ "Niespodziewane Spotkanie"Spacerowałam normalnym skocznym chodem po terenach watahy. Kochałam lato, dużo słońca i kwiatów. Moja siostra Karmel szła koło mnie, rozmawialiśmy o moich przygodach w innych watahach i o tym, czego się tam nauczyłam.<br />- Pamiętasz Watahę Wschodzącego Słońca ?- zapytała Karmel.<br />- Tak pamiętam, to tam Jelia nauczyła mnie łowić ryby. - zachichotałam lekko.<br />Bob jak zwykle siedział na moim grzbiecie.<br />- Pamiętam, jak nie umiałaś złapać pyskiem ryby. - zaśmiała się.<br />Jej śmiech zawsze był niczym chichot anielski.<br />- tak pamiętam. - pomasowałam policzka. - wile razy uderzona przez ryby to nie było miłe ! - odparłam oburzona, udając focha.<br />- Oj nie fochaj się, stajesz się silniejsza, jestem z Ciebie dumna. - odparła.<br />- Dziękuje Karmel, nie wiem, co bym zrobiła bez Ciebie. Najprawdopodobniej nie wyruszyłabym z naszego stada. - uśmiechnęłam się słodko, wystawiając języczek. Usiedliśmy w lesie, niedaleko były krzaki, za którymi był spadek jak z górki. Tam była właśnie polana z rzeką i jeziorkiem.<br /><br /><div style="text-align: center;">~~~</div><blockquote>Bob sturlał się na ziemię. Powoli niczym ślimak zamknął najpierw jedno oko i nim je ponownie otworzył, zamknął to drugie. Samemu nie chciało mu się ruszać, lecz Amber szturchnęła go dupcią i zaczął się turlać z górki.<br />Zanim skończył się turlać, znalazł się przy jakimś rudym wilku, który spokojnie wylegiwał się na plecach. Bob znajdował się na poziomie jego głowy. Patrzył swymi oczami i nie wiadomo, co siedziało mu w głowie. Jaki czarny scenariusz przygotował dla nowo poznanego wilka? Bob wydawał się zaintrygowany. Po chwili zobaczył, jak wilk rusza uchem. Skupił się na ruchliwej rzeczy, chyba był głodny. Mógł pomyśleć, że to mucha lub inny latający owad. Z nim nigdy nie wiadomo. Otworzył powoli pyszczek i wysuwając swój długi jęzor, wślizgnął się nim. Celował zapewne w końcówkę ucha, gdyż ona najbardziej drgała, lecz przez zeza trafił w sam środek.<br />- Co do...!? - Wilk wstał szybko i pomasował łapą wnętrze ucha. Wzdrygnął się, wyczuwając coś dziwnego. Otworzył se rubinowe oczy i zobaczywszy Boba, żabkę z zezem nie wiedział co powiedzieć, ani co począć. Zdębiał. Przekręcił głowę, jakby zastanawiał się, co dokładnie ma przed sobą. Z konsternacją i nieukrywanym zainteresowaniem obwąchał go i zaczął krążyć wokoło niego, uważnie mu się przyglądając. Bob nic z tego sobie nie robił.</blockquote><div style="text-align: center;">~~~</div>Amber dalej rozmawiała z siostrą, strasznie się rozgadała i wspominała tamtą watahę.<br />- Amber. - odparła Karmel. - O czymś chyba zapomniałaś, tak się rozgadałaś.<br />- Zapomniałam? JA!? Nieee... nie mogłam. - powiedziałam.<br />- Gdzie jest twój kochany Bob? - zachichotała.<br />- CO?! - szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać. - Nie! Bob... nie. - moje oczy napełniły się łzami.<br />- Spokojnie Amber. - odparła i przetarła ręką mój policzek, jakby chciała wytrzeć moje łzy.<br />- Ale on zaginał, tak się zajęłam wspominaniem, że nie przypilnowałam go. - odparłam smutna.<br />- Widziałam, jak się sturlał, jak usiadłaś na ziemi. Rozejrzyj się. Wiesz dobrze, że umie się turlać. Lepiej mu to wychodzi niż komukolwiek. - odparła Karmel.<br />- Dobrze. - odparłam i mój nos i oczy powędrowały w ziemię, szukałam jego zapachu, jak i śladów. Jeden wskazywał, że sturlał się na polanę. Tam postanowiłam iść, lecz nie wiedziałam, co mnie tam czeka. Na polanie było dużo trawy, dlatego postanowiłam czołgać się, by wypatrzyć uważniej ślady Boba, w szczególności śluz. Usłyszałam nagle głos jakiegoś wilka.<br />- Co do...!? - odparł głos.<br />Szybko się wyprostowałam i rozejrzałam. W oddali stał rudy wilk, a może to był Lis? Nie byłam pewna. Przypominał lisa, lecz był od niego znacznie większy. Masywniejszy. Podeszłam z nadzieją, że będzie tam Bob.<br />- Em... Przepraszam, nie widziałeś może żaby? - zapytałam.<br />- Ż... żaby?<br />- Taka mała, zielona, z zezowatymi oczami.<br />- Ah, mówisz o nim? - nim zdążyłam odpowiedzieć, basior podniósł swoje prawe łapy, ukazując schowanego pod jego ciałem Boba. Ucieszyłam się na widok mojego zielonego koleżki. - To na pewno żaba? - spojrzałam na samca, który z delikatnym uśmiechem, przyglądał się nam obojgu. A może patrzył tylko na Boba? Tak czy siak, w jego oczach nie dostrzegłam złości, a figlarne ogniki.<br />- Tak, przynajmniej mi się tak zdaje. Jest zielony jak żaba, śluz ma jak żaba, więc wszystko wskazuje na żabę. - wzięłam w łapki Boba i posadziłam go na mojej głowie. Ten od razu położył się na brzuchu, a jego oczy były wpatrzone w ... no właśnie trudno było określić.<br /><br />Atrehu ?<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 660<br />Ilość zdobytych PD: 330<br />Obecny stan: 330Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-35351944176884307822022-10-27T16:34:00.002-07:002022-10-28T09:08:20.881-07:00Od Belief c.d Naharys'a [cz.11] ~ Pozbawieni snu<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/2I65k-hVRJ8" width="320" youtube-src-id="2I65k-hVRJ8"></iframe></div><br />https://www.youtube.com/watch?v=2I65k-hVRJ8 <p></p><p> </p><p>Kiedy Naharys wydał rozkaz odwrotu, Bel przez chwilę odniosła wrażenie, jako iż jej misja była zupełnie bezsensowna. I po chwili usłyszała Itachiego, który najwidoczniej też to stwierdził, pytając dowódcę, czemu tu przybyli. Przez chwilę, zrobiło jej się smutno i wycofała się na moment z dyskusji. Jej wzrok przykuło coś poruszającego się w oddali, coś, co połyskiwało wśród traw. Wyciągnęła powoli głowę w górę i zobaczyła to, co Naharys miał okazję zobaczyć z bliska. Widok całej hordy dziwacznych stworów, kotłujących się niczym robactwo wokoło bardzo dziwnej postaci, która unosiła się jakby nad ziemią. Od razu miała w głowie kilka możliwych opcji, obstawiając w myślach, co to może być za paskudztwo, jednak nie miała na to zbyt dużo czasu.<br />- Ruchy!<br />Usłyszała jedynie ostatnie słowa Naharysa, nieco podniesionym głosem, ale na tyle cichym, by nie zostać usłyszanym przez stworzenia. Biała zastrzygła czarnymi uszami i przyglądnęła się jeszcze przez chwilę dziwnej scenie, analizując dokładnie każdy szczegół. Chciała jak najwięcej zapamiętać. Kiedy była gotowa, odwróciła się i pobiegła wślad za samcami. Początkowo przyspieszyła nieco i bez problemu dogoniła wojowników. Kłóciła się w myślach sama ze sobą, czy na pewno powinna zostać posłańcem. Może Naharys wykonał jedynie złośliwy żart, aby ją zniechęcić? Może... a może nie, może to przypadek i on naprawdę nie spodziewał się zastać tutaj tej armii. Spojrzała w górę ponad korony drzew. Na razie biegali bez sensu w te i z powrotem, westchnęła.<br />-Świetnie się spisałaś.<br />Nagle usłyszała pokrzepiający, ciepły głos Naharysa, który niemalże natychmiast sprowadził jej myśli na ziemię. Spojrzała na niego, a później odwróciła głowę, kryjąc delikatny rumieniec.<br />- Dziękuję. - odparła cicho i pomyślała, że chyba jednak to nie było takie bez sensu. Spojrzała na niego jeszcze raz, badając jego ciało zielonym spojrzeniem. Pomyślała teraz, że nie mógłby przecież zrobić jej takiego okrutnego żartu tylko po to, by ją zniechęcić, bo przecież przypomniała sobie, że zniechęcał ja od samego początku, gdy deklarowała mu swoją chęć pracy w tej dziedzinie. Przecież to dowódca, więc z pewnością wie, co robi.</p><p>- Uwaga! - Wrzasnął Lawrence, skręcając nagle w lewo. Naharys niemalże od razu popchnął samicę w prawą stronę. Belief mało łap nie potraciła, nagłym uderzeniem, ale udało jej się złapać równowagę. Czwórka wilków rozbiegła się na boki, kryjąc się wzdłuż leśnej ścieżki za konarami i w krzewach. Belef z Naharysem po prawej stronie, natomiast Lawrence i Itachi znaleźli się po przeciwnej stronie, łapiąc ze sobą wzajemny kontakt wzrokowy. Nie do końca wiedzieli, co się dzieje, tylko Lawrence wymieniał z dowódcą jakieś spojrzenia. Belief zamarła, gdy w oddali na ścieżce pojawiło się coś szpetnego. Wyglądało trochę jak wilk, trochę jak niedźwiedź i trochę jak jakiś przerośnięty jaszczur. Szło powoli, niespiesznie, jednak w linii prostej. Zdawało się, jakby nie zauważyło czwórki wilków, ukrytych w gąszczu, ani nie wyczuwało ich zapachu. Zbliżało się powoli i dostojnie. Charczało wręcz okropnym odgłosem wydobywającym się z gardzieli. Kiedy przechodziło, pomiędzy wilkami, Belief w swoich emocjach i strachu, nawet nie czuła, kiedy wepchnęła swój bok niemalże na Naharysa, aż w końcu skuliła ciało ku ziemi, obserwując jedynie sytuację przez szparę, spod wystającego korzenia. Była nieco sparaliżowana, jak zresztą wszyscy wokoło, którzy mieli świadomość, bo istota, która właśnie pomiędzy nimi przechodziła, najwyraźniej szła niczym ćma do światła, prowadzona jakąś tajemną mocą. Kiedy przeszła przez ścieżkę i poszła dalej, wilki mogły odetchnąć z ulgą. Itachi był na tyle odważny, że jako pierwszy wskoczył an ścieżkę i spojrzał za odchodzącą i znikającą w mrok istotą.<br />- Co to do cholery było?!<br />Lawrence wychylił się, zza konara i pokiwał przecząco głową. Jedynie Naharys nie mógł się ruszyć, ponieważ Bel nieco się rozepchała,<br />- khem.. Bel, już jest bezpiecznie.<br />Drgnęła jak poparzona, natychmiast odsuwając się i kuląc się w bezpiecznej odległości, uświadamiając sobie nagle, że trochę przesadziła.<br />- Oh, wybacz! - położyła uszy po sobie z przepraszającym spojrzeniem. - To stworzenie było, przerażające. W życiu nie widziałam czegoś równie okropnego i ten charkot z jego gardzieli. - potrząsnęła głową, próbując wyrzucić go z pamięci. - Ciężko było jej przyznać, że nieco sparaliżował ją strach i tylko dlatego naruszyła przestrzeń osobistą samca. Nie chciała wyjść na nachalną, ale to jak odebrał to samiec, już nie zależało od niej. Pozostało jej jedynie zachowywać się naturalnie. Samiec posłał jej uśmiech i wyszedł również na ścieżkę.<br />- Musimy się pospieszyć moi mili, sprawa wygląda gorzej, niż zakładałem do tej pory. - rzekł Naharys nieco spokojnym, jak na sytuację tonem.<br />- A może dogonimy go i zaatakujemy? Jest nas czwórka. - zaproponował Itachi.<br />Jednak Naharys zaprzeczył:<br />- Nie wiadomo, czy w pobliżu nie czai się ich więcej, lepiej na razie obstawić lasy i obserwować ich zachowania.<br />Kiwnęli więc zgodnie głową i ruszyli w dalszy bieg, w stronę Rene. Cała czwórka biegła w milczeniu i skupieniu. Belief jedynie zerkała od czasu do czasu w stronę Naharysa, nieco speszona swoim poprzednim zachowaniem, a raczej chwilowym brakiem odczuwania tego, co robi.<br />Było minęło, miała tylko nadzieję, że nie pomyśli sobie o niej czegoś złego. Westchnęła i odrzuciła od siebie te myśli, ponieważ dobiegali już do celu, czyli w pobliże jaskini Alphy. Powitała ich, oczekując na zewnątrz. Belief zatrzymała się na końcu, gdzieś za samcami, jednak szybko została wywołana z tłumu przez dowódcę. Wyszła powoli naprzeciw alphy i ukłoniła się delikatnie. Czekała cierpliwie aż Naharys rozmówi się z alphą.<br />- Ile ich było? - spytała, gdy już usłyszała raport.<br />- Ciężko zliczyć, całe mrowie. - rzekła Bel.<br />- Cała horda. - skwitował Naharys.<br />- Czy widzieliście coś jeszcze? - skierowała pytanie do białej.<br />Belief spojrzała na samca, ale szybko zrozumiała, że to ona ma odpowiedzieć.<br />- Tak, był potwór, jego oczy zionęły pustką, szedł w linii prostej i nie widział nas ani nie wyczuwał. Był prowadzony przez jakąś moc. Nigdy nie widziałam czegoś równie szkaradnego i owianego mrokiem. - zerknęła kątem oka na samca, by złapać otuchy i kontynuowała. - Jego charkot był bardzo donośny, z pyska lała się ślina. Był umięśniony niczym niedźwiedź, o posturze wilka i człapał niczym ociężały jaszczur.<br />Rene wyraźnie zmartwiła się opisem stworzenia.<br />- Do tego był na naszym terenie! Szedł z przeciwnego kierunku, jakby z naszych terenów. - dodał Naharys. - Gdyby nie spostrzegawczość Lawnrence, być może musielibyśmy z nim walczyć.<br />- Będzie trzeba wzmocnić straż i zwiadowców w tamtych rejonach naszego terytorium. Musimy być gotowi na wszystko. - rzekła alpha po chwili namysłu, po czym spojrzała na Belief. - Naharysie, dopilnuj, by Belief jak najwięcej się teraz nauczyła. To jej szansa na zdobycie niezbędnego doświadczenia, które później może okazać się nam zbawienne. - Spojrzała znów na Belief. - Moja droga, Twoja szansa nadeszła szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał, ale skoro obrałaś tę ścieżkę, to podążaj nią z dumą w sercu i nie zawiedź nas.<br />Te słowa od samej alphy, przeszyły serce wadery na wskroś. To była zarazem wielka pochwała, jak i wielka rada i to od samej przywódczyni stada. Biała niemalże zesztywniała z emocji. Była zarazem szczęśliwa, jak i mega poważna. Ukłoniła się z gracją, na jaką było ją stać mimo ogromnego pozytywnego stresu, jaki odczuwała, po czym ustawiła się posłusznie gdzieś z tyłu za Naharysem.<br />Przez jakiś czas na polanie panował chaos, każdy podawał jakieś pomysły, jedynie Belief siedziała oparta o drzewo i w głębokim zamyśleniu przeżywała swój mały szok.</p><p> Naharys?</p><p>Ilość napisanych słów: 1149<br />Ilość zdobytych PD: 574 PD + 10% ( 51PD) za długość powyżej 1000 słów<br />Obecny stan: 3192 PD</p>WolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-64801104575132851422022-10-17T08:38:00.006-07:002022-10-20T09:07:01.307-07:00Od Naharys'a c.d Amber ~ Zezowate szczęście<p>- Wszystko w porządku? - zapytała wadera po tym, jak basior został od tyłu zaatakowany... czyimś jęzorem. Naharys odwrócił się momentalnie, był tak zaskoczony całą sytuacją z żabą, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że przed nim siedzi całkiem obca mu wadera. Drobna samica o długiej różowej sierści, która zdawała się falować nawet przy najdrobniejszym wiaterku. Z nerwów, nie wiedziała nawet, gdzie oczy podziać, bo miotały się one, jak oszalałe. <br />- Wybacz... On nie chciał naprawdę, chciałam się przywitać, a on wszystko zepsuł, eh! - Wadera podrapała się nerwowo za uchem, wbijając w końcu wzrok gdzieś w boczny punkt, obok jej ogona. <br />- On? - zapytał zaskoczony basior, rozglądając się przelotnie - Nikogo tu nie ma, prócz nas. <br />- No... nie do końca. - Z tymi słowy, różowowłosa wyciągnęła zza swych pleców małą, pulchną żabkę, która wyglądała, jakby ją ktoś w potylicę pstryknął, efektem czego był jej komicznie wyglądający zez. <br />- Naucz lepiej swojego... - Naharys dosłownie nie mógł oderwać od powywracanych źrenic płaza, któremu kończyny zwisały ospale, bezwiednie -... towarzysza dobrych manier. I wszelkich zasad dotyczących czyjejś intymności. Cholera, co jest nie tak z tą żabą?<br />- Nie tak? Przecież wszystko jest z nią w porządku - Po tym, jak obdarowała basiora miłym, urzekającym wręcz, uśmiechu, posadziła swoją żabkę na swojej głowie. Płaz dosłownie opadł na brzuch, rozjeżdżając się na swych drobnych łapkach. <br />Naharys nie wiedział sam, co ma o tym wszystkim myśleć, wiedząc, że został dotknięty... jęzorem tego płaza w miejsce, gdzie nawet tutaj, na blogu, nie wypada o nim mówić - bowiem, jak sami wiecie, ta część ciała należy do naszej intymnej strefy i nie bardzo lubimy o niej mówić... ale, możecie sobie wyobrazić Naharys'a, zakłopotanego tą całą sytuacją? Oczy błądziły mu bez przerwy, nie wiedząc, gdzie je podziać.<br />- Jestem Amber. - Różowowłosa wadera o imieniu Amber podała swą drobną łapę w jego stronę. Ten chwycił ją, jak na dżentelmena przystało, w delikatny uścisk. <br />- Naharys. - przedstawił się biały wilk. <br />- Miło mi Ciebie poznać, Naharys. - wadera uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Kim jesteś w watasze? <br />Basior zerknąwszy na Amber, po tym, jak luźno zaproponowała zmianę tematu, na jego skromną osobę, dostrzegł w waderze dopiero teraz - drobne podobieństwo z kimś, kogo kiedyś znał i kochał. Turkusowe sarnie oczy przyglądały się mu z wyraźną ciekawością, różowe futerko - bujne i długie na szyi i ogonie - wydawało się być jedwabne i przyjemne w dotyku - biały wilk jednak nie zamierzał tego sprawdzać, nie chciał naruszać czyjejś strefy osobistej. A owa wadera przypominała mu... Pinę. <br /> Ten sam wyraz oczu - łagodny i ciepły. Podobny styl chodu. Pewny i zmysłowy. Trudno podrobić jakąkolwiek cechę, jaką miała jego ukochana, ale Amber najwidoczniej miała wręcz wpojone niektóre z nich... Momentalnie w jego pamięci pojawiła się twarz Piny, jej uśmiech w dniu przed tym, jak widział ją po raz ostatni... to wspomnienie wzbudziło w nim pewną tęsknotę i smutek, który wolał nie uwidaczniać przed Amber. <br />- Halo, prze pana, nie śpimy. Bob ma pomóc się obudzić? - zapytała i zachichotała. <br />Naharys pokręcił lekko głową, głos Amber wyłonił go z otchłani własnych myśli, jak wędka tłustą rybę.<br />- Huh, co? - wypalił nagle Naharys. Żabka imieniem Bob wyglądała, jakby ją samą przydałoby się obudzić, bowiem leżała jedynie, rozpłaszczona na głowie Amber. Jedynie, jaką czynność wykonywała, od czasu do czasu, wywalała swój lepki jęzor, gdy w pobliżu pojawiał się jakiś owad. <br />- Hah! Tak, pytałam, czym się pan zajmuje, panie Naharys? - powtórzyła z jeszcze bardziej rozszerzonym uśmiechem. <br />- Jaki pan?! - zawołał basior, spektakularnie udając wściekłość, a żeby to udowodnić, wykrzywił usta w ciepły uśmiech. - Mów mi po prostu Naharys. Jestem Kapitanem watahy. Szkolę wojowników, a w razie czego, dowódcą wojsk, do usług. <br />Usłyszawszy owe słowa, wadera ożywiła się nagłym entuzjazmem i radością, bowiem spojrzała na niego z blaskiem. <br />- W takim razie mam prośbę - wypaliła Amber. - Czy mógłbyś mnie i Boba nauczyć samoobrony? Takich podstawowych chwytów i innych. - Amber, kiedy mówiła, z jej ust wręcz wylewało się podniecenie. Jednakże, zanim Naharys zdecyduje się ją uczyć, będzie musiał poddać ocenie jej... budowę anatomiczną. Rzetelnie i skrupulatnie przyglądał się jej umięśnieniu - prawdę powiedziawszy, nie imponowała swą budową, ale basior wierzył, że uda mu się wzbudzić w waderze tyle sił, na ile będzie ją stać. Rzucił okiem na klatkę piersiową wadery, szyję i mięśnie ud. <br />- Czemu nie? Pasowałoby nieco popracować nad twoimi... ummmm... mięśniami i nad ich siłą. A potem zobaczymy.<br />- Super! - z tymi słowy, wadera złapała swojego towarzysza w łapy, uniosła go na wysokości oczu i wręcz wrzasnęła mu w pysk - Słyszysz Bob! Będziemy wojownikami. Pewnie nie tak dobrymi, jak on, ale w mniejszej mierze wojownikami!<br />- Powiedz tylko, kiedy co i jak ! - spytała nagle Amber. <br />- Najpierw sprawdzę, na co cię stać, abym wiedział, z kim mam do czynienia, to po pierwsze. Po drugie, nie szkolę towarzyszy - zmierzył wzrokiem gapiącego się leniwie płaza, który sprawiał wrażenie, że nie docierają do niego żadne słowa. - Po trzecie, wymagam chęci i zaangażowania do treningu, a reszta pójdzie, jak z płatka. <br />- Szkoda, że nie będziesz trenować Boba walki - przyznała ze smutkiem Amber. <br />- Podejrzewam, że walka twojemu towarzyszowi jest zbędna - skomentował z uśmiechem basior - wydaje mi się, że nie chce mu się nawet mrugać oczami... poza tym, płazy nie mają powiek! Jak to jest, że on mruga? <br />- Cóż, mój Bob jest nadzwyczajny i za to go kocham! - Amber entuzjastycznie uniosła lekko głowę, efektem czego, leniwa żabka podskoczyła nieco, zaliczając przy tym delikatny upadek na swój puchaty brzuszek. Bob mrugnął leniwie. <br />- Czy chciałabyś rozpocząć trening teraz? - zapytał biały wilk - Czy może chciałabyś się wpierw rozejrzeć, poobserwować? <br />Odpowiedź była jednak z góry przewidziana, bowiem Amber była tak nabuzowana ekscytacją, że bez namysłu i wahania odpowiedziała; <br />- Chciałabym rozpocząć teraz! <br />- Dobrze, w takim razie pokażesz mi, co potrafisz. <br />- W sensie? <br />- Jak szybko umiesz biegać? <br />- A co to ma do samoobrony? - zapytała lekko zdziwiona Amber. <br />- Bardzo dużo - odparł tonem przekonującym, unoszący przy tym pysk, przez co wyglądał bardziej dumnie i przekonująco - ucieczka to też w pewnym sensie samoobrona. Nie jest to wstyd uciekać przed czymś, albo kimś, z kim nie możesz sobie poradzić. Samoobrona to nie tylko walka, ale też rozsądek. Jeśli rzucisz się z motyką na słońce, równie dobrze możesz kopać swój grób, gdy nie potrafisz ocenić, czy przeżyjesz starcie, czy też nie. Rozumiesz? <br />Amber pokiwała krótko głową, a basior podejrzewał, że owe słowa nie uszczęśliwią waderę - cóż, taki jest rzeczywisty fakt i z pewnością nie zamierzał go przed nikim ukrywać.<br />Kiedyś znał pewnego wojownika ze swojej watahy, który miał ciekawy styl walki, polegający na gryzieniu i odskakiwaniu, przy niewielkim wykorzystywaniu mocy. Z kocią wręcz gracją potrafił unikać czyichś ciosów, ale zgubiła go pewna wada - zbyt przecenił swoje umiejętności - która doprowadziła do tego, że niedźwiedzia łapa rozpruła mu brzuch. Osobiście nie widział jego śmierci, lecz z opowieści starszych wyobraził go sobie leżącego na dnie leśnego wykrotu, z rozlewającymi się z ziejącej rany wnętrznościami. A to wszystko przez to, że nieszczęśnik nie potrafił ocenić swoich szans na zwycięstwo... czy też na porażkę. <br />Wadera pokiwała po chwili głową, uśmiech nie znikał jej ze smukłego pyszczka, a w oczach nadal tryskała energia, która wydawała się rozpierać ją od środka. Widać, że ta mała nie mogła doczekać się akcji. </p><div> Wadera pokazała mu, jak biega - śmigała, jak wypuszczona gołębica. Jej łapy wydawały się lekko stykać z ziemią podczas pędu, w trakcie, gdy Naharys siedział jej na ogonie. Odskakiwała przed przeszkodami, chyliła głowę nad zawalonymi pniami, wpadała w poślizgi, gdy samo to nie wystarczało. Chwytała się każdej możliwej metody, byleby umknąć białemu basiorowi. <br />Trenowali do samego wieczora - Naharys już przechodził powoli transformację koloru swej sierści, lecz Amber na razie tego nie zauważała, gdyż skupiona była na ćwiczeniach. <br /> Teraz starała się wychodzić na przeciwko mknącemu nurtowi rzeki, aby usprawnić jej mięśnie łap i piersi. Zdawał sobie sprawę, że poruszanie się, niezgodnie z prądem rzeki jest trudne i męczące, lecz Amber, zanurzona w wodzie po szyję, dawała sobie radę, pomimo wymalowanego zmęczenia na twarzy. <br />- Jak mi poszło? - zapytała, dysząc głośno. <br />- Sześć minut, nieźle - pochwalił ją Naharys. - zobaczysz, jeszcze popracuję nad twoją budową. A potem przejdziemy do ćwiczeń i podstawowych chwytów, które niechybnie mogą w przyszłości uratować Ci życie. <br />- Dlaczego nie przejdziemy od razu do rzeczy? - zapytała Amber, zerkając ciekawsko w stronę basiora, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej granatowy. <br />- Niektóre chwyty będą wymagać od ciebie wykorzystania całej twojej siły ciała, rozumiesz? <br />- Tak. Naharys, dlaczego robisz się granatowy? <br />Naharys instynktownie zerknął na swoje łapy, ogon i grzbiet, po czym uśmiechnął się ciepło. <br />- Nie przejmuj się mną. To u mnie normalne. To jak? Widzimy się jutro na kolejnym treningu, czy wolisz zrobić sobie przerwę? Ostrzegam, jutro mogą dosięgnąć cię zakwasy. <br /><br /><Amber?><br /><br />PODSUMOWANIE: <br />Ilość napisanych słów: 1390 <br />Ilość PD: 695 + 10% ( 69 PD) za długość powyżej 1000 słów <br />Obecny stan: 5735 PD</div>WolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-22525402862306467602022-10-13T15:02:00.004-07:002022-10-13T15:02:28.286-07:00Od Amber do Niko ~ "Nowa Przygoda"Gdy opuściłam moje rodzinne stado, nie zatrzymywałam się na dłużej niż na tydzień, w nowym miejscu. Nie mogłam zostać w moim rodzinnym miejscu, chciałam zwiedzić więcej świata! Poznać nowe rośliny, zwierzęta i wilki. Zatrzymywałam się na krótki okres w watahach, by jak najwięcej ich zwiedzić i poznać obyczaje, oraz poznawać wilki. Niektórzy byli mili, a inni bardzo niemili. Oczywiście próbowałam tych naburmuszonych wilków, sprowadzić na życie z uśmiechem na pysku i niebyciem takimi egoistycznymi dupkami. Niestety mało kiedy się udawało. Byłam mało przekonująca? Nie wiem. Starałam się, ile mogłam, by wszystkim pomagać i uszczęśliwiać, a przede wszystkim siebie i Boba. W moich przygodach, prócz Boba, towarzyszyła mi moja siostra Karmel, bardzo kochałam ją, kocham i dalej kocham. Mimo że już nie jest na tym świecie w materialnej postaci, to dalej ja mocno kocham. Doradza mi często i chociaż mogę komuś się żalić i zwierzać. Bob jest dobrym przyjacielem, ale nic nie mówi, wiec od niego rady bym nie uzyskała. Nie zliczyłam ile już nocy i dni minęło, odkąd odeszłam. Jeśli miałabym liczyć, ile lat już minęło, to może udałoby się doliczyć roku. Mimo iż przyjaciele z innych watach zapraszali mnie, bym została i osiedliła się u nich na zawsze, ja nie chciałam. Musiałam zwiedzić cały świat i poznać wszystko.<br /><br /><div style="text-align: center;">~</div>Poczułam, że wchodzę na czyjś teren, było wyraźni to czuć. Moje nozdrza wypełniły się zapachami wielu wilków. Nie wiedziałam, na razie czy są mile nastawieni, czy nie, lecz i tak skocznym chodem z Bobem na plecach, po tuptałam przed siebie. Miałam uśmiech od ucha do ucha, chciała poznać nowych przyjaciół. Po drodze zebrałam trochę kwiatów, dla Alf. Taki mały prezencik może nie dużo zrobi, ale jak zobaczę uśmiech na pysku, to świat staje się piękniejszy. Nagle przede mną wylądowała szara wilczyca o płomiennych skrzydłach, położyłam bukiet na ziemi i spojrzałam na nią z uśmiechem.<br />- Witaj, jestem Amber - odparłam miło i przyjaźnie<br />Wadera wyglądała, jakby badała mnie wzrokiem. Rozumiałam wszystkie te procedury, w każdej watasze było tak samo. Badali czy wilk nie jest niebezpieczeństwem dla reszty, jeśli nie był, wpuszczali go.<br />- Renesmee - odparła miłym głosem - Czego tu szukasz? - zapytała.<br />- Szukam przygód, odwiedzam każdą napotkaną watahę, by skosztować cudów jej natury oraz obyczajów- odparłam.<br />- Jestem Alfą tej watahy, chodź za mną - odparła.<br />Wzięłam bukiet i ruszyłam za wilczycą. Bob jak zwykle sobie podskakiwał na plecach. Zaprowadziła mnie do swojej jaskini, która była duża i przestrzenna. Usiadła i pokazała łapą, bym usiadła, naprzeciwko niej. Ja najpierw położyłam bukiet kwiatów przed nią, a później usiadłam.<br />- To dla mnie ? - zapytała.<br />- Jasne, że tak, zawsze trzeba przyjść z darem do nowego gospodarza - uśmiechnęłam się<br />Spojrzałam w lewo, siedziała tam moja siostra jako duch, bałam się, że zacznie do mnie gadać, a wtedy mój pysk sam się otworzy. Nikt przecież nie chce w swoich szeregach wariatki nie ? Tak mnie, wcześniej nazywano, gdy widziano jak, gadam sama do siebie. Nagle wadera zawołała kogoś, niestety nie usłyszałam imienia, spojrzałam w prawo i zza ściany wyszedł brązowy wysoki basior. Był bardzo dobrze zbudowany i miał wielkie skrzydła. Ciekawe jak to jest latać...<br /><br />NIko?<br /><br />PODSUMOWANIE<br />Ilość napisanych słów: 501<br />Ilość zdobytych PD: 250<br />Obecny stan: 895Mooniśhttp://www.blogger.com/profile/13382141220799433373noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-88998704411122691902022-10-11T15:05:00.001-07:002022-10-11T15:26:01.900-07:00Od Naharys'a c.d Yneryth ~ "Pokłosie"<p> Naharys zbudził się po chwili, a owym powodem był znajomy chichot i nieustanne szturchanie czyjejś łapy. Dyskretnie rozwarł lekko powiekę i poprzez mgłę zaspanego oka dostrzegł złośliwą minę Yneryth'a, który trącając go w ramię, powtarzał ciągle jedno zdanie. <br />- Ej, Naharys, zbudź się! - powiedział przez śmiech Yneryth - Zrzygałeś się. <br />- Zaraz ty się zrzygasz, jeśli szturchniesz mnie jeszcze raz! - burknął ponuro Naharys, podnosząc się z miejsca. <br />- O, ty już nie śpisz?! - odparł Yn, udając zaskoczenie, niezbyt wprawnie chciałoby się dodać. Naharys niezbyt chętnie rozejrzał się po jaskini, łożu na którym leżał i wnękach wyżłobionych w skalistej ścianie, w których spoczywały kamienne i gliniane naczynia z lekami. Lecznica. Tak, mógł się tego spodziewać po nieznośnym zapachu leków i choroby, roztaczającej się w wilgotniejącym powietrzu. Kiedy chciał usiąść, ból w potylicy odezwał się nagle, tępo, ale na tyle znośnie, że Naharys powstrzymał się od skrzywienia. <br />- Co ty tu w ogóle robisz, Yneryth? - zapytał bardziej z ciekawości - Nie powinieneś być na treningu? <br />- Chciałem się pochwalić, że przez czas twojej nieprzytomności, jabłoń wyzdrowiała. To wszystko dzięki temu... gęstemu sokowi... <br />Naharys pomasował sobie obolałe skronie, ziewnął głośno, drapiąc się leniwie po boku, ale ze zdziwieniem poczuł, że jego futro było czymś przemoczone. Uniósł łapę, powąchał dziwną wydzielinę, która okazała się być tym uzdrowiskowym sokiem ze starodawnego drzewa, który zdobył dla Yneryth'a. Jego konsystencja była tłusta i lepka, dlatego nie zdołała wyschnąć przez tak długi okres czasu, ale pytaniem było... jak się tym zdołał pobrudzić. Potem podejrzliwie zerknął na głupio uśmiechniętego basiora. <br />- Długo byłem bez przytomności? - zapytał cicho Naharys, po prostu z czystej niechęci, oszczędził sobie głosu. <br />- Noo, przeszło trzy dni. To dość długo. <br />- Wspaniale - odparł, wstrząsając łapą, pozbyć się tego lepkiego świństwa, które na nieszczęście Yneryth'a pobrudziło jego futro na szyi. Oczywiście Naharys nie zauważył rzednącej powoli miny towarzysza, bowiem kiedy wstał, od razu ruszył ku odnodze lecznicy na przeciwko, gdzie przesiadywała Lonya, gdy dokonywała segregacji ziół pod względem jakościowym. Zerknąwszy zza rogu waderę, odchrząknął cicho, sygnalizując swoją obecność. Siostra uniosła głowę lekko zaskoczona. <br />- Naharys, nie powinieneś leżeć? Twój organizm jest osłabiony. <br />- Nic mnie tak nie osłabia, jak leżenie w tym miejscu - przyznał z uśmiechem basior - gdyby nie ty, moja łapa by tutaj nie powstała. <br />- Nie wiem, czy mam to uznać za komplement - odparła złośliwie szczerząc zęby - ale chyba z tobą wszystko dobrze, skoro wróciły twoje szczeniackie żarty. A teraz słuchaj, mógłbyś coś dla mnie zrobić? <br />- No wiesz, dla ciebie wszystko. <br />- Zaniósłbyś te zioła do Nabi? Te lepsze, a te gorsze spal. Żaden z nich pożytek, tylko robią zamęt w magazynie. <br />Naharys bez dalszych słów chwycił za wiklinowy koszyk wypełniony po same jego brzegi roślinami - po jednej stronie plątała się świeża lawenda, przemieszana z nagiętkiem i czarnym bzem, a po drugiej smętnie leżały wysuszone, stare i bezużyteczne rośliny, których Naharys nie był w stanie rozpoznać. <br />Kiedy jego biała masywna sylwetka wyłoniła się z mroku przedsionka, Yneryth'a już nie było w lecznicy - pewnie pobiegł pod tę swoją jabłoń, aby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Naharys westchnął tylko pod nosem, ruszył w drogę przez młody lasek, którego ścieżka doprowadziła go do jaskini watahowej botaniczki. Nabi, jak zwykle krzątała się tu i tam, z nosem uniesionym wysoko, jakby próbowała dotknąć nim snującego się w powietrzu balona, napompowanego helem. <br /> Później swą podróż zakończył przy wejściu na poligon - pustym trzeba by dodać, bowiem tam biały wilk nie napotkał ani jednej żywej duszy. W sumie, czemu się miał dziwić - pomyślał, kiedy zadarł głowę do góry. Słońce snuło się już ku zachodowi, oznajmiając że już nadeszło późne popołudnie. Cóż, trening na rozruszanie mięśni o tej porze jeszcze nikomu nie zaszkodził. <br /><br /></p><div style="text-align: center;"><b>***<br /><i>(</i></b><i>Czasy obecne<b>)</b></i></div><div style="text-align: left;">Drzewa już nabierały ciepłych kolorytów, odkąd nastała pora jesieni - Cynmseis, jak się mawia w jego stronach, a oznaczało to porą płomiennych drzew. Oczywiście, Naharys'owi nic do tego, jak miewała się jabłoń Yneryth'a, ale z wrodzonej ciekawości, biały wilk odwiedził go pewnego jesiennego poranka. Niebo zasnuły bure chmury - podejrzewać można, że niebawem spadnie sporadyczny deszcz. Drzewo, aż miło popatrzeć, wydało na świat soczyste owoce, ale Yneryth'a nie było w pobliżu niego, więc pomyślał sobie, że poczeka na niego... W końcu, na chwilę obecną nie miał nic ciekawego do roboty. <br /><Yneryth?><br /><br />PODSUMOWANIE: <br />Ilość napisanych słów: 685<br />Ilość PD: 342 PD <br />Obecny stan: 4971 PD</div><p></p>WolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6765504440749202116.post-23493596237148203142022-10-11T13:02:00.007-07:002022-10-11T15:07:54.588-07:00Od Belief c.d Eowiny ~ Kiepsko to wygląda [cz5]- Wolałabym pójść do Twojej jaskini, jeśli nie masz nic przeciwko. Coś czuję, że u medyków stadnych mi się oberwie. - położyła uszy po sobie i westchnęła. - wiesz, nie chcę podpaść na początku. Zapewne coś niecoś o tym już wiesz. - posłała jej uśmiech, po czym wypiła miksturę, która miała uśmierzyć jej ból. Kiedy wypiła, syknęła jeszcze kilka razy z bólu, zmieniając nieco pozycję. Ziewnęła przeciągle. Mimo że już żołądek był pełen, to wciąż jeszcze nie odzyskała sił.<br />- Sama nie wiem, jakim prawem jeszcze żyję. - zaśmiała się nieco ironicznie. - to, co przeżyłam tamtej nocy, było takie.... niewyobrażalne.<br />- Co takiego się wydarzyło? - Eowina usiadła zaciekawiona życiem białej.<br />- Poznałam wilka z watahy, późnym wieczorem w lesie, bo zastał mnie na drzemce, usłyszeliśmy hałas, a potem jakby wycie łosia. Poszliśmy to sprawdzić. Długo szukaliśmy, aż w końcu znaleźliśmy ciało łosia rozszarpane bez najmniejszego problemu i ślady wleczenia przez spory odcinek. To był Bies, to bydle jest naprawdę niebezpieczne. - spojrzała na swoją ranę. - Drasnął mnie dość mocno, nie sądziłam, że aż tak długo będę z tego się wygrzebywać. - położyła uszy po sobie i zerknęła na szarą. - Zabiliśmy go i chyba to jest najważniejsze.<br />Eo wysłuchała uważnie wypowiedzi Belief, na temat przyczyny jej obecnego stanu, kiwając co jakiś czas łbem na znak, że rozumie co biała do niej mówi. Wyglądała na zainteresowaną tematem, choć znaki zainteresowania nie były wymowne.<br />- Dla mnie nie było to dość mądre walczyć z taką istotą we dwójkę. - Wypowiedziała to tak spokojnie, jakby mówiła o pogodzie.<br />Nie pozwoliła jednak wypowiedzieć się białej i mówiła dalej. - Jednak cieszy mnie, że nic wam nie jest. - Choć wilczyca starała się ukryć, że brak swobody przy wypowiedzianych słowach, to i tak zdradził ją zachwiany głos. - A jeszcze głupsze było odwlekanie pójście do medyka. - Pouczyła ją jak niesforne szczenię, na co Belief skarciła ją w myślach. To było ostatnie, o czym chciała słyszeć w tej chwili, zwłaszcza że zwróciła się do niej, by nie usłyszeć tego od innego medyka. Eowina spytała po chwili.<br />- A twój kolega, gdzieś tutaj jest? Potrzebuje pomocy? - Zaczęła się rozglądać za ewentualnym, kolejnym pacjentem mając nadzieję, że nie jest w gorszym stanie niż Belief.<br />- Nie. Tylko ja oberwałam. On walczył dzielnie i poza kilkoma zadrapaniami, wyszedł z tego o niebo lepiej niż ja. Ma się dobrze. - posłała jej delikatny uśmiech, przypominając sobie jednocześnie o basiorze. Zastanawiała sie, co też teraz on porabia, jednak szybko ta myśl rozpierzchła się, gdyż poczuła niesamowitą ulgę w pieczącym bólu, jaki nie dawał jej od jakiegoś czasu spokoju. Z zadowoleniem odwróciła się od rozmówczyni, by spojrzeć i nachylić się nad raną. Eowina uważnie ją obserwowała, kiedy biała napięła mięśnie, by zbliżyć pysk do bolącego miejsca. Obwąchała starannie, po czym spojrzała na szarą z delikatnym uśmiechem.<br />- Chyba możemy już ruszać. - po tych słowach czarnoucha wadera napięła ponownie mięśnie i podpierając się na przednich łapach, zaczęła mozolnie się podnosić. Wcześniej robiła tak samo, tylko o wiele wolniej. Teraz robiła to podobnie z tą różnicą, że nie bolało, ale mimo to nie chciała niczego naciągnąć. Kiedy już stała na czterech łapach, odwróciła się jeszcze za siebie, by spojrzeć na swoją grotę, niewidoczną dla nikogo, kto w niej wcześniej nie był, po czym spojrzała na Eowinę. - Prowadź.<br />Ta tylko kiwnęła łbem i spojrzała z konsternacją, obmyślając plan jakby teraz przetransportować Belief do groty medyków. Po chwili wpadła na pewien pomysł. Najpierw oblała wodą ranę wilczycy i lekko ją przymroziła, powodując lekkie odrętwienie nogi.<br />- Na drogę powinno wystarczyć. - Powiedziała bardziej do siebie niż do Belief. - Nie będziesz przez drogę czuła bólu, ale coś za coś i nogi też nie. - po czym podeszła do niej i pomagając jej utrzymać równowagę, ruszyła w drogę. Szła tak wolno, by Belief mogła nadążyć i by w razie czego, gdy się zachwieje ją przytrzymać. Eowina nie da rady jej ponieść sama. Co jakiś czas robiły przerwy, by biała mogła odpocząć. Podczas jednej z takich przerw, Bel zebrało się na ciepłe słowa i zaczęła niepewnie.<br />- Wiesz Eowino? Nie znam Cię aż tak dobrze, nie wiem co nas łączy, a co nas dzieli tak naprawdę, ale chcę, abyś wiedziała, że jakimś trafem, czuję do Ciebie zaufanie. - Przekręciła łbem, jakby sama nie wierzyła, w to, co mówi, ale tak właśnie powiedziała i nie żałowała swoich słów. - Nie mam pojęcia skąd to uczucie, ale wydaje mi się, że jeszcze nie jedna przygoda przed nami. - zaśmiała się cicho i jednocześnie pokrzepiająco, gdyż na pysku Eo malowało się zakłopotanie. Zapewne szara chciała jak najszybciej zakończyć leczenie i mieć "z głowy" Bel, a ta jeszcze gada do niej takie rzeczy, prosto z mosto i bez ogłady. Te miłą chwilę jednak przerwał im szmer nieopodal. Biała natychmiast uchwyciła ten szelest i spojrzała w owym kierunku. Drygnęła lekko i schyliła głowę, szepcząc do szarej.<br />- Chyba któryś z członków watahy przechadza się nieopodal. Chodźmy szybciej. - wyszeptała, tak cicho, jak tylko mogła, niemal wprost w ucho szarej, po czym ruszyły bez wahania na przód. Szły już do końca w całkowitym milczeniu, co jakiś czas tylko wzdychając cicho, gdy Bel czuła lekki ból.<br />Kiedy w końcu dotarły do jaskini Eowiny i weszły do środka, Belief natychmiast znalazła sobie miejsce, które jej zdaniem zostało przygotowane dla potencjalnych pacjentów, po czym obwąchała go, sprawdzając, czy ktoś przed nią grzał to miejsce. Zaraz po tym, starannie umościła się w nim i położyła się na boku, tak by ranna noga była całkowicie dostępna dla medyczki. W następnej kolejności powiodła wzrokiem po grocie, zwracając uwagę na gdzieniegdzie porozrzucane zioła, które Belief doskonale znała, ale były też takie, których nie wiedziałaby jak użyć. W końcu Belief była zaledwie sanitariuszką i posługiwała się jedynie podstawami medycyny, a przecież leczenie to o wiele bardziej zawiła sprawa.<br />- Muszę przyznać, że całkiem ładnie się urządziłaś. - zagaiła z uśmiechem, mając ciągle w głowie obraz swojej norki. - Musisz kiedyś wpaść do mnie. Mam może trochę ciasno, ale ciągle pracuję i kopię, by ją nieco poszerzyć. Goście są ostatnio w moim życiu w cenie. Szara wilczyca odpowiedziała jej uśmiechem.<br />- No więc czas, bym zajęła się Tobą na poważnie. - Odwróciła się jeszcze od białej, by pogrzebać w stercie swoich ziół, mamrocząc coś cicho pod nosem. Belief grzecznie czekała, delikatnie poruszając końcówką czarnego ogona. Prawdopodobnie był to efekt lekkiego poddenerwowania. Ufała szarej, ale czy na pewno powinna? Taka myśl jej teraz krążyła po głowie. Położyła niedbale łeb na łapach, czekając na to, co Eowina dla niej szykowała.<br /><br />Eowina?<br /><br />PODSUMOWANIE <br />Ilość napisanych słów: 1040<br />Ilość zdobytych PD: 520 PD + 10% (52 PD) za długość powyżej 1000 słów<br />Obecny stan: 2561 PDWolfExanhttp://www.blogger.com/profile/00121667032337086427noreply@blogger.com0