Nasari stała zdenerwowana na brzegu przypatrując się szarej nieznajomej. I pomyśleć, że dosłownie na chwilę opuściła swoją jaskinię i już spotykają ją takie przygody. Nie była z tego powodu zadowolona, gdyż bardzo nie lubiła niespodzianek. Tak samo nie lubiła, gdy ktoś, nie ważne, czy znajomy, czy nie, obserwuje ją z ukrycia, ale... ta konkretna nieznajoma prawdopodobnie uratowała ją przed atakiem węża. Niemiło byłoby więc w tej sytuacji pouczać ją niczym matka swojego niesfornego szczeniaka. Naraziła dla niej swoje zdrowie, a wręcz życie. Czuła, że w tej sytuacji po prostu nie ma prawa być na nią zła.
- Wszystko w porządku? - Nasari w końcu zebrała myśli do kupy i wydusiła z siebie to jedno pytanie.
- Cóż, nie jestem fanką morsowania, ale poza tym chyba wszystko w porządku. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Shani. A ty?
- J-Ja... Jestem Nasari... I od kilku dni jestem członkinią watahy Renaissance. - Różowooka była wyraźnie zakłopotana. Co powinna teraz zrobić? - Uhm, czekaj, pomogę ci.
Wadera wyciągnęła swoją białą łapę ku Shani, a ta skorzystała z pomocy, oplatając swoją łapę wokół jej i podnosząc się z wody. Powoli i ostrożnie wyszła na brzeg, po czym otrzepała swoje futro z nadmiaru wody. Wtedy Nasari miała okazję lepiej przyjrzeć się nowo poznanej wilczycy. Jej wzrok od razu przykuły jej oczy- dwukolorowe tęczówki bardzo wyróżniały się na tle jej szarego futra. Poza tym jednak nic nie zwróciło szczególnie uwagi czarnofutrej, lecz zdała sobie sprawę z tego, że Shani jest od niej wyższa i nieco masywniejsza. Wprawiło ją to w typowy dla niej niepokój, swój długi ogon owinęła wokół łap, jej postura uległa lekkiemu zgarbieniu, a uszy opuściła nieco na kark. Wiedziała, że właściwie nie ma powodu, aby obawiać się Shani, zwłaszcza po tym, gdy ta uratowała ją przed żmiją. Mimo to rozum nakazał jej zachować gotowość na ucieczkę, tak na wszelki wypadek.
Nie chciała jednak ignorować faktu, iż Shani obserwowała ją z ukrycia, a kto wie? Może nawet śledziła ją od dłuższego czasu?
- Wybacz, że o to spytam. - chciała jakoś delikatnie zacząć temat. - ale właściwie, dlaczego mnie śledziłaś?
- Nie śledziłam cię, chociaż rozumiem, że mogło to tak wyglądać. - Shani wypowiedziała te słowa z wyczuwalnym zakłopotaniem, odwracając na chwilę wzrok. - Przyszłam tu tylko poszukać pewnych owoców i przypadkiem natrafiłam na ciebie. Wiesz, obcy wilk na terytorium watahy potrafi przysporzyć problemów. Mam nadzieję, że rozumiesz...
Nasari kiwnęła głową na znak zrozumienia. Nie pierwszy raz przynależała do jakiejś grupy wilków i wiedziała, że nie każdy przybysz ma dobre zamiary. Shani jedynie chciała przekonać się, czy Nasa nie zagraża jej pobratymcom, co dla skrzydlatej było zrozumiałe, nawet jeśli była odrobinę zszokowana tymi podejrzeniami. Szara wadera uśmiechnęła się przyjaźnie, lecz od tego momentu zapanowała głucha cisza. Wilczyce patrzyły na siebie w milczeniu, odwracając co jakiś czas wzrok.
- Wspominałaś coś o jakichś owocach, prawda? - cicho wypaliła Nasari.
- O-oh, tak. - to pytanie jakby obudziło nieco Shani. - Szukałam belladonny do mojego... uhm lekarstwa. Aczkolwiek patrząc na okolice, wątpię, aby coś się jeszcze ostało.
- Czyli jesteś medyczką? - Nasia z zainteresowaniem przekrzywiła nieco łeb. Shani kiwnęła głową twierdząco. - Mhm... Ale faktycznie z tymi owocami się trochę spóźniłaś. Chodzę tutaj już dłuższy czas i zauważyłam, że wszystkie już leżą na ziemi, a ich kolor i zapach nie świadczą dobrze o ich stanie.
Shani rozejrzała się, po czym ciężko westchnęła. Wyglądała na zrezygnowaną, a Nasari zrobiło się jej szkoda. Bardzo chciała jej pomóc, choć w pierwszej chwili nie wiedziała, jak ma to zrobić. Przecież nie zwróci owocom ich dawnego stanu i właściwości, a nowych jej nie wyczaruje. No ale chwila, przecież jest alchemiczką, a w swojej jaskini wszelkich ziół, kamieni szlachetnych i innych surowców ma bez liku. W końcu alchemia nawet ta opierająca się na magii dzieli pewne cechy z medycyną. Powinna mieć w swoich zapasach odpowiednio przechowane kilka sztuk belladonny.
-Wiesz, jestem alchemiczką, więc w swojej jaskini mam pewne zapasy różnych ziół czy owoców. Możemy się przejść i rzucić na nie okiem. Powinnam mieć jeszcze dobre parę sztuk belladonny. - wypaliła Nasa niemal jednym tchem.
Równocześnie po rzuceniu tej propozycji w jej głowie pojawiła się myśl:
- Cholera, Nasari, coś ty odwaliła… Właśnie zaprosiłaś do swojej jaskini praktycznie obcą ci osobę.
Czarnofutra spięła całe swoje ciało i z niepewnością co do podjętych przez siebie decyzji czekała na reakcję Shani.
Shani? Wybacz, że tak długo to trwało, ale wena poszła na spacer ^^'
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 696
Ilość zdobytych PD: 348
Obecny stan: 348
Brak komentarzy
Prześlij komentarz