Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Początek przygody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Początek przygody. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 października 2021

Od Atrehu c.d Tsumi ~ Początek przygody / Czas poznać teściów [+16]


Z całą pewnością wadera się ze mną droczyła. Co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Świadczyły o tym jej zalotne spojrzenia i niewątpliwie kuszące ruchy bioder. Bardzo niegrzeczne z mojej strony, że tak namolnie się na nią gapię. Nie mogłem jednak przestać jej obserwować. Nie czułem też z tego powodu wstydu i nie miałem żadnych skrupułów. Przypatrywałem się jej więc bez przerwy szczenięcymi oczyma, gdy gładkimi i zamaszystymi machnięciami ogona, pozbywała się niewidocznego kurzu. Mogłem również zrobić wszystko sam, tylko po co? Zdawałem sobie doskonale sprawę, że tu nie chodzi wcale o posprzątanie mojej groty, a o małą zemstę za pocałunek na plaży. ~ Mmm... tak nieziemsko smakowała. - na samo wspomnienie jej słodkich, miękkich ust poczułem, jak wzburza się we mnie płomień. Mój zapach z pewnością się zmienił. Byłem podniecony, zresztą ciężko przy niej zachować kontrolę. Zamruczałem w myślach, przypominając sobie jej smak, który mimo upływu czasu, wziąć pozostał na języku. Oblizałem swój pysk, wodząc za nią spojrzeniem. Nie przeszkadzało mi, że go nie oddała i nie pozwoliła się całować dalej. Rozumiałem, że to dla niej za szybko. Uszanowałem zatem jej decyzję, co nie znaczy, że nie zamierzam ponawiać próby. Była jak narkotyk, od którego się uzależniłem. ~ Nie tak łatwo się mnie też pozbyć. - pomyślałem, analizując dokładnie swoje położenie. Żeby jednak cokolwiek zdziałać, potrzebowałem do tego odpowiedniej atmosfery. Gorącej, naładowanej erotyzmem. Mogłem ją wywołać, przyśpieszyć. Być może już teraz całowałbym ją bez opamiętania, a nasze splątane języki, walczyłyby o dominację. Westchnąłem, starając się uspokoić te natarczywe wizje. Nie mogłem, nie teraz. Dopiero co dała mi kosza na plaży, nie chciałbym drugi raz tego przeżyć. Poza tym była zajęta. Nie zamierzałem w żaden sposób przerywać jej czynności. Niech już to robi. Miałem dzięki temu naprawdę anielskie widoki. Jej ciało poruszało się lekko niczym wolno spadające z drzewa liście, wirujące pod naporem delikatnego wiatru. Zwinnie i elegancko. Na dokładkę rozbroiła mnie całkowicie, gdy potańcując wesoło, zaczęła nucić jakąś melodię. Jej kojący, słodki głos roznosił się echem po wnętrzu jaskini. Wyglądała przy tym niczym leśna nimfa. Nawoływała i uwodziła, zostawiając swój cudowny zapach na wszystkim, czego się dotknęła. Mógłbym patrzeć na nią godzinami, gdyby nasze spojrzenia się nie spotkały. Uśmiechnęła się rozbawiona i dość sugestywne wskazała na sarninę. Ah, miałem zacząć jeść? Przytaknąłem łbem, zbliżając się do równie pysznie wyglądającego truchła. Przyjemny zapach ciepłego mięsa dotarł do mych nozdrzy, a na sam widok mój brzuch wydał z siebie burczący odgłos. Oblizałem się i spojrzawszy kątem oka na Tsumi, wgryzłem się w soczyste mięsko. Z mojego gardła wydobył się pomruk zadowolenia. Zamknąłem na chwilę oczy, delektując się tą chwilą. Gdy ponownie je otworzyłem, natrafiłem na wpatrzone we mnie oczy Tsumi.
- Coś się stało?
- Nie, tylko... Zabawie jesz. - odrzekła moja towarzyszka, przysiadając naprzeciwko mnie. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie bardzo rozumiejąc, co miała na myśli. ~ Że ja dziwnie jem, ale... w jakim sensie? Oczywiście, nie raczyła wyjaśnić swoich słów, więc postanowiłem zagrać nieco inaczej. Udając oburzenie, prychnąłem, odwracając przy tym teatralnie głową. Co zrobiła ona? Zaśmiała się ot co! Jej śmiech był zaraźliwy. Nie wytrzymałem i zerknąłem na nią z szerokim uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami. W tym samym czasie zaczęliśmy się śmiać i tarzać po ziemi jakby uderzyła w nas głupawka.
- Z czego my się śmiejemy? - zapytałem, trzymając się za bolący brzuch.
- A bo ja wiem? - gdyby ktoś nas teraz zobaczył, z pewnością pomyślałby sobie, że coś braliśmy albo cierpimy na niedorozwinięcie umysłowe. Na tę myśl uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Cała ta sytuacja była dziwna, my byliśmy dziwni. Nie rozumiałem, co się właśnie stało. Skąd ten napad śmiechu? Przecież w tym nie ma nic takiego śmiesznego. Z jakiegoś jednak powodu się śmialiśmy. Przez dłuższą chwilę nie mogliśmy się ogarnąć Położyłem się na grzbiet, wystawiając język, by chociaż trochę się uspokoić. Oddychałem głęboko. Wadera zrobiła to samo, kładąc się obok. Znów poczułem to drażniące uczucie. Samica tym swoim cudownym zapachem, wyglądem i... Podniecała mnie. Sprawiała, że nie mogę przestać myśleć o tym, by ją posiąść. Chce mi się jak diabli. Od tak dawna z nikim nie byłem. To aż boli! Co mnie zatem powstrzymuje? Może to, że moja była, o której Tsumi nie wie, narobiła mi niezłych kłopotów. Zniszczyła moje ego, sprawiła, że czułem się jak rzecz. Potrzebny tylko po to, aby coś osiągnąć. Oczywiście, nie mogę porównywać tej taniej dzi**i do tak cudownej osoby, jaką jest Tsumi. Nie mniej jednak moja była narzeczona, którą myślałem, że kocham nad życia, dla której uchyliłbym nieba, porzuciła mnie jak śmiecia. Teraz już wiem, że nic do mnie nie czuła. Zależało jej tylko na pozycji. Była ze mną z litości, bo Lupus się nią nie interesował. Ignorował dopóty, dopóki ja nie zwróciłem na nią uwagę. Dopiero wtedy, chcąc mnie upokorzyć, utrzeć mi nosa, zaczął się do niej przystawiać. Zamiast być mi wierną, robiła wszystko, by stać się alfą. Mówiąc krótko — kręciła się obok Lupusa, zalotnie owijając swój ogon o jego pysk. Raz byłem świadkiem, gdy dosłownie pochyliła się, eksponując mu swój tyłek, a raczej to, co miała między łapami. Puściła się z moim własnym bratem, byleby wznieść się wyżej. Od zawsze taka była, a ja głupi to tolerowałem. Już wtedy powinienem był to przerwać. Jakby się nad tym zastanowić, nie rozumiałem, co ja w niej takiego widziałem. Była pusta i głupia. Ratowała się urodą i to był jej jedyny atut. Uroda i fakt, że dawała każdemu, bez wyboru. Tymczasem... ~ Ught, mniejsza... to już przeszłość. Teraz sprawy są bardziej skomplikowane... Tsumi nie była nią. To zupełnie inna osoba. Nie wierzę, żeby się tylko mną bawiła. Widać jak na łapie, że szuka czegoś stałego... tylko, czy ja chcę coś stałego... W tej chwili nie myślałem logicznie. Pragnąłem jej ciała i duszy. Chciałem, by oddała mi się do reszty, nawet jeśli miałbym wyjść na Kasanowę. Gówno mnie obchodzą zasady i inne hamulce. Hormony w moich żyłach chcą za wszelką cenę ujarzmić waderę. Ja też tego chcę i to jak bardzo... - Samica jest w końcu niezwykle piękna, do tego inteligentna, zabawna i z całą pewnością dzika. ~ Ohhhsss! - zamruczałem do siebie, zastanawiając się, jak to będzie wyglądać, gdy znajdę się nad nią...
- Atrehu... - usłyszałem jej cichy głosik, który mógłby być jej jękiem. Spojrzałem na nią wilkiem. Musiała dostrzec to w moich oczach. To, co się ze mną działo. Ciężko nie stwierdzić, co mi jest, zwłaszcza widząc mnie takiego. Wadera wstała i z zapraszającym uśmiechem, kiwnęła głową. Wykonałem jej polecenie, czekając na pozwolenie.
- Hmm... no dobrze... gdzie planujesz mieć swoje miejsce do spania? - jej pytanie zbiło mnie z tropu. Do tego stopnia, że chwilę zajęło mi, nim odpowiedziałem.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. - wzrokiem omiotłem wnętrze jaskini. Było przestronne i jeśli się nad tym dłużej zastanowić, było kilka miejsc, które mogłem wybrać na swoje legowisko.
- W porządku, w takim razie sprawdźmy, gdzie będzie ci najlepiej. - powiedziawszy to, ruszyła przed siebie, zerkając na mnie zza ramienia. Jej ciało poruszało się z gracją, a ogon idealnie wtórował kręcącym się biodrom. Nie wiedziałem, czy robiła to celowo. Te tortury były nie do zniesienia, ale jeśli to test, to zamierzam zdać go na medal. Nie ważne, że moja męskość w pełni wystaje na zewnątrz, a pulsujące żyłki trzymają go wysoko, tuż przy podbrzuszu. Nie miało to najmniejszego znaczenia, jeśli nagroda będzie słodka. Na samą myśl przeszły mnie przyjemne ciarki. Tsumi zatrzymała się nagle i odwróciła w moją stronę. Spojrzawszy mi głęboko w oczy, oblizała swój pysk. ~ Na wszystkich Bogów i Boginie! - zdążyłem tylko pomyśleć, nim wadera się pochyliła, a mój członek zniknął w jej pyszczku. ~ Ahhh....
< Nic z tego zboczuszki, nie będzie +18 xD >

< Time speed ~ Kilka godzin później. >
Wieczór okazał się niesamowicie przyjemny, tak samo, jak poranek. Obudziłem się, wtulony w malutkie, ciepłe i miękkie ciało wadery, która wciąż smacznie spała. Na jej pyszczku gościł uroczy, finezyjny uśmiech, który rozczulił mnie całkowicie. Przyglądałem się pogrążonej we śnie Tsumi, a robiłem to tak, jakbym widział ją pierwszy raz w życiu. Dostrzegałem w niej każdy najmniejszy szczegół, adorując ją i obdarzając czułym uśmiechem. Wspomnienia minionej nocy przelatywały mi przed oczyma. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Wadera zaskoczyła mnie swoim zachowanie, a jeszcze bardziej doświadczeniem. Nie pomyślałbym, że miała już kogoś, a nawet jeśli nie, robiła to dokładnie i tak nieziemsko... Westchnąłem ciężko, czując narastające podniecenie. Jak tak dalej pójdzie, powtórzymy te igraszki już za chwilę. Mając to na uwadze, polizałem ją czule po pyszczku. Nie mogłem pozwolić, aby samica mogła spać spokojnie zbyt długo, podczas gdy ja już byłem rozbudzony. Zacząłem delikatnie skubać zębami jej wrażliwe ucho, kiedy zaczęła cicho mruczeć ze swego rodzaju niezadowoleniem. Rozchyliła powieki, ukazując mi przy tym swoje cudowne ślepia. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Dzień dobry, moja piękna. Mamy cudowny, jesienny dzień i wielka szkoda byłoby go marnować na gnicie w posłaniu do południa. – Zaśmiałem się, wstając i otrzepując się z sennego pyłu, jaki zastygł w mojej sierści. Ta czynność miała na celu pozbycie się owego gorąca, które mimo zaspokojenia, wciąż mnie dopadało. – Co powiesz na szybkie śniadanie? Upoluje dla nas coś pysznego.
- Ja nie widzę przeszkód. – Wadera również się podniosła, prezentując mi się w całej swojej słodkiej okazałości. Ziewnęła szeroko, tak jak wczoraj wieczorem, a na to wspomnienie zachichotałem cicho. Zaraz potem przypomniał mi się, magiczny wręcz nastrój, który panował wówczas między naszą dwójką. To, co między nami zaszło, to drugi krok ku nowemu. Rozchyliłem lekko pyszczek, kiedy Tsumiś zaczęła mówić coś więcej, jednak jej słowa niemal do mnie nie docierały. Myślałem o moich uczuciach względem wadery. Z pewnością nie była mi obojętna, ale owego uczucia nie mogłem nazwać miłością. Czułam się przy niej bezpiecznie, dawała mi to niesamowite ciepło, jakiego dostarczyć może tylko obecność kogoś niezwykle bliskiego. Do tego wzbudzała we mnie chęć ochrony. Była taka malutka. Bałem się, że znajdzie się ktoś, kto będzie jej chciał zrobić krzywdę. Uczucia, które do niej żywiłem, od początku wybiegały poza sferę przyjaźni. Wszak nasze pierwsze spotkanie dało pierwszy sygnał. Nie mogłem powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. To normalne, że relacje się rozwijają. Zostaliśmy dość szybko znajomymi, teraz z pewnością przyjaciółmi, towarzyszami niedoli oraz kompanami na dobre i na złe. Nie kłóciliśmy się, rozumieliśmy się bez słów. A do tego nawzajem ceniliśmy życie drugiego ponad wszystko.
- Ziemia do Atrehu, zgłoś się! - potrząsnąłem głową, wracając do rzeczywistości.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - uśmiechnąłem się przepraszająco, po czym dla zwiększenia efektu polizałem ją po pyszczku. Miała naprawdę miękkie futerko, do którego zaraz się przytuliłem. Tsumi przysiadła na ziemi i również przyłączyła się do tulasów. Uwielbiam to! Nic jednak nie może wiecznie trwać.
- Atrehu, jesteś w domu!? - jak na komendę odwróciliśmy się w stronę wejścia. Natychmiast rozpoznałem ten głos. To z pewnością był Naharys. Westchnąwszy, spojrzałem zbolałym wzrokiem na Tsumi.
- A miało być tak pięknie... - szepnąłem jej do ucha, przygryzając jej płatek. Zaraz jednak skupiłem się na naszym gościu. - Tak, już do Ciebie idę! - krzyknąłem dość głośno, by mieć pewność, że usłyszał.
- Może później też będzie okazja... - Tsumi przeszła pod moją głową, owijając swój ogon o mój pysk. To było takie przyjemne. I jeszcze jej zapach! Zamruczałem przeciągle, ruszając z nią ku wyjściu.
Ze zdziwieniem stwierdziłem, że Naharys nie przybył sam. Towarzyszyła mu Pina i jeszcze jedna wadera o lisich genach. Jej futro było w kolorze kwiatu wiśni, czyli biało-różowe. Wadera miała krótki pyszczek, ale za to długie, futrzaste uszka i do tego aż cztery puchate ogonki! Naharys dostrzegł, jak z uwagą przypatruje się nowo poznanej i z cichym śmiechem nas sobie przedstawił.
- Atrehu poznaj, proszę Lonye, moją siostrzyczkę. - Sio...zaraz co? Spojrzałem na niego oniemiały. Oni byli rodzeństwem? W żadnym stopniu niepodobni... Musiałem wyglądać komicznie z otwartym pyskiem i niedowierzaniem w oczach. - Wiem, co ci chodzi po głowie. Nie rób takiej miny. Lonya jest moją przybraną siostrą, nierodzoną. - uśmiechnął się szeroko, zerkając na ową lisiczkę. Musiałem przyznać, że zbili mnie tym z tropu. Szybko się jednak pozbierałem i jak należycie się przywitałem. Samica okazała się bardzo dojrzała, z całą pewnością znaleźlibyśmy kilka wspólnych tematów. - Swoją drogą, nie spodziewałem się zastać Cię tak wczesną porą w towarzystwie Tsumi — Basior zerkał to na mnie, to na Tsumi z figlarnym uśmiechem. Zaciągnął się zapachem, a jego oczy na chwilę błysły. Jego wzrok zmienił się na bardziej pewny siebie. - Ah, już rozumiem... - chrząknąłem głośno, starając się ukryć chrypkę. Nie uszło mojej uwadze, że i jego zapach był inny. Jakby wymieszany z wonią...PINY! ~ No proszę, czyli nie tylko ja spędziłem tę noc z kimś. Uśmiechnąłem się zawadiacko, ukazując szereg białych kłów, a moja brewka była ciut prześmiewcza. Samiec od razu załapał, o co chodzi, bo nie kryjąc się, wyszczerzył się tak samo. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, ja wiem, co się działo u ciebie w nocy. Ty wiesz, co myśmy robili, więc...Co was do nas sprowadza?

< Naharys, Tsumi, Pina, Lonya? > 

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2072
Ilość zdobytych PD: 1036 + 10% (104 PD) za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 1140

czwartek, 30 września 2021

Od Tsumi c.d Atrehu ~ Początek przygody

Chociaż nowo poznany kolega był cały umorusany w różnych brudach i błocie, przedstawiał się w sposób bardzo ciekawy dla oka, nie można było przejść obojętnie obok niego. Ot, taka prostota toku myślenia płci pięknej w temacie obserwacji samców. Cóż poradzić... Nie było zatem niczym dziwnym, że ochoczo zgodziła się na oprowadzenie Atrehu po terenach nowej watahy.
Bardzo łatwo nawiązali nić porozumienia na samym początku, prawdopodobnie dlatego, że oboje oddziaływali na podobnych falach. Albo jak taki magnez. W duchu uśmiechała się za każdym razem, gdy czuła na sobie jego spojrzenie: nie w sposób zaprzeczyć, że czuła się wybornie podczas tego, za każdym razem, kiedy jakiś basior oglądał się za nią. Powalająca większość wilków traciła głowę dla niej, doskonale to wiedziała i widziała na własne oczy. Czy była do tego przyzwyczajona? Tak. Czy umiała to wykorzystać? Oj tak. Aczkolwiek, ten umorusany wilk był pierwszy, z którym miała tak... dosłownie bliskie pierwsze spotkanie. Uroku to jednak mu nie odejmowało. Zresztą, było również strasznie wysoki jak na wilcze standardy! A co Tsumi uwielbia nade wszystko? Zgadliście, wielkie wilki! To był kolejny powód, dla którego z ochotą oprowadzała go po terenach nowego domu.
Wydawał się twardym orzechem do zgryzienia, ale bardzo chciała się z nim zaprzyjaźnić. Nie, nie chodziło o jakieś korzyści, nawet te dalekoprzyszłościowe: wadera zwyczajnie polubiła go, tyle. Zawsze lubiła towarzystwo porządnych istot, bez wahania mogła zaliczyć Atrehu do tej grupy. Kto wie, może naprawdę on okaże się jeszcze cenniejszym nabytkiem, niż już jest?
Może i myślała na wiele frontów, ale na razie obserwowała, jak ten wielki onieśmielający wilk właśnie skacze w morskich falach, śmiejąc się głośno jak najprawdziwszy szczeniak. Cóż poradzić, samo patrzenie na jego świetną zabawę ocieplało serce i poszerzał uśmiech. Oko z czasem zaczął porządnie cieszyć fakt, jak woda go obmyła, tym samym odsłaniając jego prawdziwy wygląd. Zaprawdę powiadam wam, Tsumi momentalnie miała problemy z oderwaniem od niego wzroku, był bardzo przystojny, jak jasny gwint. A kiedy jeszcze widząc, że idzie ku niej, bo została na piasku, mentalnie czuła śpiewane niebiańskie ballady.
Nie stawiała oporów, gdy wytrzepywał się z nadmiaru wody, przez co teraz ona ociekała słoną cieczą. Skoro nastał nastrój na zabawy to, czemu nie skorzystać z tego? W mig wskoczyła na niego z zamiarem złapania go za ucho i pociągnięcie na większe skupisko piasku, ale było zbyt ślisko i wylądowała na piasku, dość groźnie dla oka. Nim zdążyła otworzyć oczy i byle wykonać ruch, Atrehu zaraz nosem sprawdzał, czy w ogóle żyje.
- Tsumi, słońce ty moje, nic ci nie jest? - Zaczął niespokojnie nadawać jak nakręcona katarynka.- Powiedz coś!
- Czy ty...
- Tak?
- Czy ty... nazwałeś mnie swoim słońcem?- Spojrzałam na niego całkiem zaskoczona.
- Ja... To znaczy...
Nie mogła dłużej wytrzymać, widząc jego zawstydzenie wybuchła szczerym śmiechem. To było godne zapamiętania: ten onieśmielający wilk z tą miną zawstydzenia... O bogowie, rarytas! Kiedy ucichła, dotarła do niej całkiem zmniejszona odległość między nimi, a zaraz potem jak ją całował. Może krótkotrwale, ale miało smak zaproszenia po więcej. Po odsunięciu się patrzyła na niego słodko z ciepłym uśmiechem. Musiał odczytać to jako kontynuację, ponieważ zaraz znowu się zniżył, gdy położyła swoją łapkę mu na ustach.
- A-a-a-a-a panie czarujący, za krótko się znamy. - wyszeptała mu do ucha i w następnej chwili już oswobodziła się z jego łap. Zaraz stała i otrzepywała się z wody oraz piasku, celowo wkładając więcej energii w ruchy bioder i ogona. Ponownie spoglądając na niego, spokojnie mogła powiedzieć, że nie spuszczał z niej wzroku. Obróciła się do niego tyłem i puściła oczko z psotnym uśmieszkiem.
- To jak, ruszamy do twojej jaskini? Powitalna sarna pewnie czeka. - zachichotała. Ruszył od razu, pewnie dlatego, że chciał w końcu zobaczyć część mieszkalną. Opowiadała mu o pozostałych grotach, co jakiś czas lekko zaczepiając go dotykiem swojego ogona, to w łapę czy w bok...
Pod wejście dotarli z chwilą pierwszych zanikających promieni słonecznych za horyzontem. Dumnym krokiem weszła i pokazała okazałą sarnę na środku wnęki.
- No więc Atrehu, osobiście chce ci pogratulować dołączenia do watahy. Masz swoją drogą bardzo ładne mieszkanko... Ojojoj, nie wiedziałam nic o tym kurzu. - powiedziała, oglądając skalne formacje. - daj mi chwilę, zamiotę to.
Po czym uniosła ogon i wesoło merdając nim, zaraz gładkimi ruchami usuwała drobne śmieci, przy okazji zostawiając kilka pojedynczych włosów z jej ogona i całkiem możliwie jej zapach również. Nie zwracała uwagi, jedynie sobie cicho nuciła przyjemną melodię, podczas gdy rzuciła mu, aby zaczął spokojnie jeść posiłek na powitanie.

Atrehu? :3

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 724
Ilość zdobytych PD: 362
Obecny stan: 195 + 362 = 557

poniedziałek, 13 września 2021

Od Atrehu c.d Tsumi ~ Początek przygody


Krzyk wadery o mało nie uszkodził mi słuchu. Zabolało. Na domiar złego oberwałem po pysku. Jasny gwint. Zdecydowanie totalnie po całości nie było dobrze, zwięźle to ujmując. Cofnąłem się oszołomiony. Pocierając swój podbródek, spojrzałem na wystraszoną postać przede mną. Widząc jej stan, to, w jaki sposób kuli pod sobą puchaty ogon — natychmiast otrzeźwiałem i zrozumiałem. Oczy miałem pewnie jak spodki. Wielkie, niedowierzające. ~ Cholera! Naprawdę to zrobiłem — polizałem obcą waderę. W jednej chwili, przez dosłownie sekundę czułem niezrozumiałą błogość na języku. ~ Smakowała tak wybornie, pysznie. Samica świeżo po rui — aż jęknąłem w duchu. W następnej przyszedł wstyd i zażenowanie. ~ Co ja na wszystkich Bogów wyprawiam! - O mój...
- Co się stało?! - nie dokończyłem zdania, gdy znikąd pojawiła się inna wadera. Spojrzawszy na mnie groźnie, przyjęła pozycję obronną i najeżając sierść, obnażyła śnieżnobiałe kły. - Kim jesteś i co zrobiłeś Tsumi?! - spojrzałem na nią beznamiętnie. Jej zachowanie nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. Byłem wszak ciut większy i masywniejszy. Bez trudu bym ją pokonał, ale po co używać siły? - pomyślałem, przyjrzawszy się jej bardziej. Z całą pewnością nie należała do młodzików. Miała coś około ośmiu-dziewięciu lat. Świadczyło o tym jej potargane futro. Wystarczyło przejechać po nim łapą, by z łatwością wyciągnąć martwe włoski. Jej futro było szare, ale sprawiało wrażenie miłego w dotyku. To, co rzuciło mi się w oczy, to jej czerwono-złote skrzydła i bujna grzywka. Niezwykle dziwnie dobrane kolory. Takie inne od szarego ciała, lecz przyciągające wzrok. Zaciekawiło mnie, jakaż to historia musi się za tym kryć. Nie myśląc wiele, podniosłem się z brudnej ziemi. Nie spodobało się to skrzydlatej samicy. Zrobiła krok w przód, warcząc przeciągle. Nie wyglądała specjalnie na przyjaźnie nastawioną. Zresztą, kto normalny byłby w takiej sytuacji? Spojrzałem w jej zielone oczy. Miałem tylko kilka sekund na odpowiedź, nim nastąpi atak. Byłem zmęczony, brudny, głodny i z pewnością nie pachniałem za ładnie. Nie chciałem konfrontacji. Westchnąłem ciężko, przymykając na chwilę oczy.
- To był wypadek! Potknąłem się i wylądowałem na niej...
- To prawda. - oboje spojrzeliśmy na małą. Nie była już wystraszona. Nie kuliła się. Siedziała dumnie wyprostowana i patrzyła to na mnie, to na zielonooką. Tsumi, jak zapamiętałem — tak miała na imię ta samica. To bardzo... urocze imię, idealnie pasujące do tak drobnej i słodkiej istotki. Chciałem przyjrzeć jej się bliżej. Nie zdołałem. Skrzydlata spojrzeniem kazała jej odejść. Tsumi czmychnęła natychmiast w las, pozostawiając za sobą jedynie kurz. Byliśmy sami. W powietrzu pulsowała dziwna energia. A może to tylko takie wrażenie? Wadera pokiwała powoli głową. Pysk miała zwrócony w moją stronę. Zaczęła nerwowo podążać w kółko, jakby zastanawiając się nad rozwiązaniem. Usiadła po chwili, dając mi do zrozumienia, że mam zrobić to samo. Chętnie wykonałem polecenie. Od pogoni za królikiem, łapy miałem jak z waty. Ledwo na nich stałem.
- No dobrze. Zacznijmy od początku. - badawczo spojrzałem na samicę, która oddychała równo i spokojnie, lecz w jej oczach dostrzegłem niebezpieczny błysk. - Po pierwsze, nie wiem, kim jesteś i co tu robisz, ale lepiej dla ciebie, żeby taka sytuacja się więcej nie wydarzyła! - w pierwszym odruchu miałem ochotę odwarknąć. Kto daje jej prawo, by mnie pouczać?! Niedoczekanie! Zaraz jednak uświadomiłem sobie, jak głupi to pomysł — po pierwsze, nie jestem na swoim terenie. Po drugie, nie mam pojęcia, jak wysoko w hierarchii stoi. Po jej zapachu ciężko to stwierdzić. Głosu Alfy jako tako nie posiada. No i nie uśmiechało mi się zbyt zamęczanie innych istot, nawet bez względu na to, jak irytujące by nie były. Z trudem pohamowałem swój głos. Cholera by to! Przełknąłem dumę i postanowiłem. Nie powiem nic niewłaściwego, przeproszę prędko, jak należy i dowiem się, w którą stronę mam iść, by bezpiecznie opuścić ten teren. Jeśli to nie pomoże, jeśli wywiążę się walka, zabije bez wahania. - Po drugie... jestem Renesmee, alfa Watahy Odrodzenia i właścicielka tych ziem. - ~Ah, czyli jednak. - pomyślałem z przekąsem. Intuicja nigdy mnie nie zawiodła. - Teraz ty się przedstaw.
- Po pierwsze, gdyby to ode mnie zależało, taka sytuacja by nie zaistniała. To nie było celowe działanie. Nie mniej jednak chciałbym przeprosić za swoje zachowanie. Po drugie, nazywam się Atrehu. Zgubiłem się w tym cholernym lesie i błąkając się bez celu, trafiłem tu. Jestem...wygnańcem. - ostatnie słowa wypowiedziałem niemal szeptem, lecz z pewnością je usłyszała.
- Rozumiem. - nasze spojrzenia się spotkały. Nie było w nich wrogości. - Może...
- Tak?
- Może...chciałbyś tu zostać? - zatkało mnie. Tego się nie spodziewałem. Zostać tutaj, mimo bycia wygnańcem? Mimo całej tej sytuacji?
- N..nie przeszkadza Ci, że jestem odmieńcem? - posłała mi długie spojrzenie, jakby mnie oceniając. Nie wiem, do jakich wniosków doszła. Uśmiechnęła się jednak. Czyli... to chyba dobrze?
- Nie. Nie przeszkadza.
- Ale dlaczego? - zapytałem. Odpowiedziała mi uśmiechem. Niczym innym.
- Witaj w nowym domu, Atrehu. - szepnęła i już jej nie było. Błyskawicznie i ze szczerym śmiechem wzbiła się w powietrze, zostawiając mnie z tumanem niezadanych pytań i rozdziawionym pyskiem. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co zrobiła. Źle ją oceniłem. Cwana z niej osóbka, będzie trzeba ją poznać. Koniecznie. ~To się porobiło.

< Time speed ~ Jakiś czas później >
Zostałem przyjęty do watahy. W końcu nie muszę się włóczyć. Mam dom, tzn. miałbym, gdybym wiedział, gdzie jestem, ale... nie mam pojęcia. Renesmee zostawiła mnie ot, tak na pastwę losu. W środku lasu, bez wskazówek, informacji. Czułem się dziwnie zdezorientowany. W jaką stronę się udać, by nie wrócić na bagna? Z westchnieniem przycupnąłem przy drzewie. Nie chciałem nadużywać swoich mocy. Teleportacja to dobra opcja. Mogę się przenieść gdzieś blisko jaskiń. ~ Więc dlaczego nadal tu jestem? - zapytałem samego siebie. Nie dostałem odpowiedzi. Meh. Rozglądając się na boki, dostrzegłem nagle piękny kwiat. Przyjrzałem mu się. Samotny jak ja rósł niedaleko. Kolor jego płatków przypominał mi oczy Tsumi. Piękne, migoczące złotem tęczówki. Uśmiechnąłem się delikatnie i zamknąłem oczy. ~ Co ona ze mną zrobiła? Rozkoszowałem się cudownym uczuciem. Chłodny wiatr przyjemnie muskał moje ciało. W powietrzu czuć było zapach jesieni. Wszak lato miało się ku końcowi. Cóż, jeśli mam być szczery, to uwielbiam każdą porę roku. Na samą myśl o zielonej wiośnie, gdy wszystko budzi się do życia, a kwiaty nieśmiało rozkwitają na łąkach, tworząc barwny, pachnący kobierzec, miałem ochotę skoczyć na równe łapy i wykonać taniec radości. Do tej pory czułem też przyjemne ciepło lata, choć nieraz myślałem, że po tych falach upałów będzie ze mnie rudo-czerwona kałuża. Tęskniłem za tą złotą tarczą, która przez tyle godzin niestrudzenie rozświetlała niebo, i za gwieździstymi, bezchmurnymi nocami, które spędzałem na wpatrywaniu się w niebo. Z błogiego stanu wyrwał mnie szelest liści. Zaalarmowany odwróciłem głowę. Tsumi. Dostrzegłem ją z daleka. Wolno kroczyła ku mnie. Taka mała, słodka, cudownie pachnąca. Z pewnym rozczuleniem spojrzałem na nową poznaną waderę. Nawet jeśli znaliśmy się raptem niecałe kilka minut, szczerze ujęła mnie swoim charakterem. Znaczy, nie poznałem jej jeszcze tak dokładnie. Miałem nadzieję, że wybaczy mi moje zachowanie i pozwoli się bliżej poznać. Z tymi myślami wyrwałem szybko ów piękny kwiat i pognałem w jej stronę. Otaczała ją delikatna aura, dzięki której zdawała się wręcz promieniować wdziękiem.
- Przepraszam za tamto. - mruknąłem cicho i wkładając jej za ucho trzymanego kwiatka, uśmiechnąłem się promiennie. - Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
- Nic się nie stało. Jestem Tsumi, a ty?
- Atrehu. - przestawiłem się, dumnie wypinając pierś. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na różnicę we wzroście. Wygląda przy mnie jak krasnal. Tylko taki piękny, słodki. ~Losie, powtarzam się. Już któryś raz myślę o niej w ten sposób.
- No więc Atrehu, jeśli dalej się gryziesz mimo moich słów, to możesz zabrać mnie na wspólny posiłek i będziemy kwita.
- Kolacja wchodzi w grę?
- Jak najbardziej. - uśmiechnęła się słodko. Moje serce zabiło mocniej. Atrehu, do k*rwy, ogarnij zad!
A, tak. Kolacja. Muszę coś upolować. Tylko, nie znam terenu. Płonna nadzieja, że akurat napatoczy się jakaś zwierzyna. Zbadałam uważnie nosem powietrze, szukając oznak zbliżających się zwierząt. Jak na złość, nie wyczułem kompletnie niczego. Mój węch był do bani. Być może z tego powodu nieco martwiłem się o miejsce, które na swój dom wybrałem. Nie mogłem odmówić mu co prawda uroku.
- Atrehu, słuchasz mnie? - zwróciłem z powrotem całą swoją uwagę na Tsumi. Tym bardziej że wadera najwyraźniej coś do mnie mówiła. Drgnąłem leciutko, gdy ze wstydem uświadomiłem sobie, że znowu odpłynąłem. Ech, tak, Atrehu, może i lat ci przybyło, ale nie sprowadziły cię one bardziej na ziemię...
- Huh, wybacz... - mruknąłem z zakłopotanym uśmiechem. - Mogłabyś może powtórzyć? Zamyśliłem się..
- Widzę po Twojej reakcji, że teren sfory jest ci nieznany. Zapraszam zatem na spacer. Oprowadzę cię, a potem pójdziemy do mnie. - słysząc słowa wadery, nie zdołałem powstrzymać nagłego wybuchu wesołości. Roześmiałem się zatem na cały głos, dając upust wszelkim emocją.
- W-wybacz... - zacząłem wreszcie, gdy jako tako zapanowałem nad sobą. - To było właśnie to, czego potrzebowałem od kilku miesięcy. Pomysł jest przecudny i... no cóż, będę zaszczycony. - powiedziałem cicho, kłaniając się nisko, po czym żwawym krokiem ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy, rozmawiając o lesie, w jakim się właśnie znajdowaliśmy. Haute Forêt, którego charakterystyczną cechą są ogromne drzewa. Nic więc dziwnego, że się w nim zgubiłem. Z moich wyliczeń i zgromadzonej wiedzy wynika, iż przybyłem od strony Vallée Sombre, potem chodząc w kółko w Forêt Ombragée, aż w końcu goniąc za królikiem, trafiłem tu. Ciarki przeszły mi po plecach na wspomienie ogromnego węża. Pokręciłem głową, skupiając się na drodze. Podczas spaceru nie bałem się o nic pytać. Powoli zaczynałem wyzbywać się niepewności spowodowanej znalezieniem się nagle w zupełnie nowej, obcej sytuacji. Na dodatek sam na sam z waderą, na którą od dłuższego czasu mam ochotę. ~Tzn, co? O czym ja myślę?! - zerknąłem na nią niepewnie. Była taka malutka, ale przy tym tak kusząca. Szła tuż obok mnie, zmysłowo kręcąc biodrami. Zamknąłem oczy. Wdech i wydech. Tsumi nagle skręciła w bok, ku wyjściu z lasu. Z początku nie wiedziałem, dokąd idziemy. Teren nagle zaczął się gwałtownie obniżać, ziemia stawała się pokryta piaskiem, drzewa przestały rosnąć tak gęsto, a w powietrzu latały hałaśliwe, białe ptaki. Wyczuwałem zaskakująco zwiększoną wilgotność powietrza, które także jakoś inaczej pachniało. Dopiero później stanęliśmy na gładkiej powierzchni i zobaczyłem... Wodę. Ogromną, gigantyczną połać wody, ciągnącą się aż za horyzont. Poruszała się gładzona wiatrem, z zaskakującą siłą uderzała w piasek, a jej szum wydawał się najpiękniejszą melodią. Oniemiałem, a na mój pyszczek wpłynął ogromny uśmiech. Zaraz, jak to było... Morze? Tak. Plaża i morze. Dotychczas znałem coś takiego tylko z opowieści, moja wataha zamieszkiwała tylko lasy, a teraz...? Zacząłem krzyczeć w euforii, rzucając się biegiem przez piaszczystą plażę. - Chodź, Tsumi! - Nie wiedziałem, że potrafię w ogóle gnać tak szybko. Nie zatrzymałem się, gdy moje łapy zanurzyły się w wodzie, choć opór silnych fal sprawił, że bieg stał się praktycznie niemożliwy. Chwilę później straciłem przez to równowagę, fala przewróciła mnie i zabrała pod powierzchnię. Czułem w pysku smak słonej wody i miałem ochotę się śmiać. Pozwoliłem, by woda zabrała mnie do tyłu, a potem się wynurzyłem. Obejrzałem się wokół. Dopiero po dłuższym czasie uspokoiłem się na tyle, by przypomnieć sobie o waderze, którą zostawiłem na brzegu. Wypatrzyłem ją wśród wydm obrośniętych niekiedy zieloną roślinnością. Stała bez ruchu i uśmiechała się do mnie. Wpadłem na szatański pomysł. W mig zmaterializowałem się obok niej. Ze śmiechem zacząłem poruszać futrem, pozbywając się nagromadzonej wody. Wody, które bryzgała na wszelkie strony. Również na Tsumi, która zamknęła oczy, robiąc przy tym skwaszoną, acz uśmiechniętą minę. Kilka minut później była już całkiem przemoczona. Spojrzała na mnie tymi złotymi oczyma, po czym rzuciła się na mnie. Błyskawicznie skoczyła mi na plecy. Musiałem przyznać, jak na tak małą istotkę ma wysoki skok. Starałem się nie ruszać, ale przez mokre futro i tak straciła równowagę. Runęła na piach. Wystraszony zawisłem nad nią, obwąchując, trąc nosem o jej nos i poliki.
- Tsumi, słońce ty moje, nic ci nie jest? - potok słów wypływał ze mnie niekontrolowanie. - Powiedz coś!
- Czy ty...
- Tak?
- Czy ty... nazwałeś mnie swoim słońcem? - jak słup stałem nad nią, wpatrując się w jej oczy. Że jak ją nazwałem? Nie zrozumiałem od razu. Dopiero za którymś razem, dotarł do mnie sens jej pytania.
- Ja.. to znaczy. - jąkałem się, szukając jakiegoś wyjścia. Słodki śmiech wadery wypełnił moje ciało. Śmiała się, rozbawiona, ale śmiała. Czyli wszystko w porządku? Szukając potwierdzenia, zbliżyłem się jeszcze bardziej. Przestała się śmiać, czas nagle zwolnił. Nie wiem, kiedy ani z czyjej inicjatywy to wyszło, lecz... pocałowałem ją. Krótko, delikatnie, ale jakby z obietnicą, po czym odsunąłem się, czekając na jej reakcję. Nie powiem, że nie byłem w potrzebie, bo byłem. I to cholernej potrzebie!
<Tsumi?> P.s zgadzam się na odmowę i droczenie. Zwódź go xD
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2021
Ilość zdobytych PD: 1010 + 10% (101 PD)  za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 682 + 1111 = 1793

niedziela, 12 września 2021

Od Tsumi c.d Atrehu ~ Początek przygody

Drzemała sobie w znalezionym zacisznym kącie w swojej ulubionej pozie dla odbicia sobie dziennej drzemki. Mała wadera rozkosznie się przeciągała, z przyjemnością napawając się ciepłym dniem i błogim spokojem a przy tym ciesząc się z faktu, że dane było jej dołączyć do watahy. To był już jej trzeci dzień? Chyba tak, ale samica niekoniecznie lubiła przywiązywać wagę do upływającego czasu, nawet mimo swoich celów, które chciała realizować. Mimo drzemania doskonale zdawała sobie sprawę z tego narastającego hałasu, ale liczyła, że ją to ominie. O jakże mogła się mylić. Zaraz poczuła silny nacisk na swój brzuch, przez który otworzyła oczy. Uniosła głowę i w niejakim osłupieniu spoglądała na wilka, który wylądował na niej, ale sam przy tym również był w szoku. Biedny, na dłoni było widać, że nie kontaktuje z rzeczywistością, ale próbuje do niej wrócić. To prawdopodobnie dlatego nie pisnęła słowem, gdy badał dotykiem swoje podłoże, czyli w tym wypadku jej brzuch. Zdanie zmieniła jednak tuż zaraz, kiedy to wysunął język i polizał ją. Dopiero wtedy wrzasnęła i całkowicie odruchowo kopnęła go w podbródek.
- Boże, za co... - wymamrotał obcy, cofając się i pocierając bolesne miejsce. Tsumi w tym czasie wycofała się na dobre dwa metry do tyłu. Basior zaraz otworzył oczy i widząc samicę oraz jej reakcję, w mig pojął, co się właśnie stało. - O mój...
- Co się stało?!- Alfa zaraz przybiegła, najpewniej na usłyszany krzyk mniejszej samicy. Widząc obcego, zasłoniła sobą Tsumi. - Kim jesteś i co zrobiłeś Tsumi?
- To był wypadek! Potknąłem się i wylądowałem na niej...
- To prawda. - przekazała cicho niska. Po kilku minutach wyjaśnień z obu stron i osiągnięciu spokoju alfa pewnie zaproponowała mu dołączenie, ale tego Tsumi nie była już pewna, gdyż awaryjnie musiała zniknąć na dłuższą chwilę. Kiedy wróciła, on stał tam dalej, a skrzydlata zniknęła.
- Przepraszam za tamto - mruknął nagle, podchodząc bliżej z opuszczonymi uszami i wkładając jej za ucho trzymanego kwiatka. Dopiero wtedy mogła mu się przyjrzeć: zdecydowanie był jednym z najwyższych wilków, jakie dane było jej poznać, gdyż musiała zadrzeć głowę do góry. - Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
- Nic się nie stało - pokręciła głową z lekkim rumieńcem. Zaraz uśmiechnęła się do niego słodko. - Jestem Tsumi, a ty?
- Atrehu.
- No więc Atrehu, jeśli dalej się gryziesz mimo moich słów, to możesz zabrać mnie na wspólny posiłek i będziemy kwita.
- Kolacja wchodzi w grę? - Postawił uszy na jej propozycję.
- Jak najbardziej - ponownie się uśmiechnęła.

Atreeeehu? XD

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 390
Ilość zdobytych PD: 195 

Od Atrehu do Tsumi ~ Początek przygody

< Środek zimy >
Drzewa straciły liście, a grube konary pokrył puszysty, biały szron. Pod delikatnymi promieniami zimowego słońca, błyskał najróżniejszymi kolorami. Wpatrywałem się w ten cud natury, nie mogąc się nadziwić, że coś takiego jest możliwe. I im dłużej tak siedziałem na mokrej, gołej ziemi, tym coraz to więcej pytań sobie zadawałem. Jedne były proste, nienadające niczemu sensu. Inne zaś, trudne i filozoficzne, zaprzątały moje myśli i powodowały niemały chaos. Były też i takie, nad którymi można by myśleć dniami i nocami, lecz odpowiedzi zawsze była błędne. Niestety tak został stworzony ten świat i nic tego zmieni. Nie mamy wpływu na zdarzenia, które nas dotykają i nie zmienimy przeznaczenia, a jedynie możemy naginać rzeczywistość. Starać się wybierać te drogi, które doprowadzą nas do celu. Nie zawsze jednak to, co łatwe, jest właściwe. Chodzenie drogą na skróty, unikanie trudności, częściej bywa zbyteczne, niż myślimy. Przed tym nie ma ucieczki. Czy tego chcemy, czy nie, problemy życiowe i tak nas kiedyś dopadną. Nieważne, jaką wtedy drogę wybierzemy. Rezultat będzie ten sam.
~ Tak jest przynajmniej w moim przypadku, a to czy moje rozmyślenia są słuszne... kij go wie — pomyślałem, wstając i rozprostowując obolałe kości. Noc dobiegła końca, ale nie powiem, by spanie pod drzewem, bez dachu nad głową, było czymś przyjemnym. To przeraźliwe, obezwładniające twoje ciało zimno i głucha cisza, jaka panuje naokoło, jest okropna. Nic dziwnego, że po czymś takim wszystko boli. Każdy centymetr ciała i każda kosteczka. I aby polepszyć swoje samopoczucie, ruszyłem wolno przed siebie ku ciemnemu, mrocznemu lasowi, który dla mnie byłby domem, gdybym tam został.
~ Ale czy zostanę? - zapytałem siebie, wydymając śmiesznie pyszczek i cicho westchnąłem, podnosząc oczy ku niebu. Nad moją głową latały, nie wiadomo skąd, przebrzydłe sępy. Czyhające na śmierć śmiertelnika, który wszedł na ich terytorium. Uśmiechnąłem się delikatnie, przyśpieszając do truchtu.- Nie dam się zabić, o nie. Jak chcą, niech idą żerować gdzie indziej. Nie stanę się ich śniadaniem. Nie zginę, dopóki dopóty nie wbiję swych kłów w gardło tego przebrzydłego Lupusa! - fuknąłem, wchodząc coraz głębiej w las. A im dalej byłem, tym coraz inaczej się czułem. Nie koniecznie za sprawą zapachów, chociaż skrzekliwy odór śmierci, drażnił moje nozdrza, powodując palące uczucie bólu. Starałem się nie wdychać tych śmierdzących oparów, które były nasączone w powietrzu. Kroczyłem wolnym chodem, rozglądając się na wszystkie boki i nasłuchując odgłosów. Nic, tylko cisza i mój nierówny oddech.
- Gdzie ja jestem? - pomyślałem z kwaśną miną.
- No, pięknie Atrehu. Wspaniała orientacja w terenie, po prostu bosko. Właśnie się zgubiłeś — powiedziałem z kpiną sam do siebie, przysiadając pośrodku jakiejś niekończącej się drogi. Rozglądnąłem się lekko zdezorientowany, zdając sobie sprawę, że wszystko wygląda tak samo! Z każdej strony las i drzewa, które niczym się od siebie nie różniły. Prychnąłem na swoją niedolę i głupotę, która zaprowadziła mnie w samo bagno. Bycie wygnanym jest do bani.

< Time speed — Końcówka lata >
Upłynęło kilka miesięcy, a ja wciąż jestem w bagnie! Z tą różnicą, że ziemia jest trwalsza, nie ma błota. Nie mniej jednak to wciąż jest bagno, gdzie ogromne drzewa zasłaniały słońce. Wszystkie strony wydawały się identyczne. Gdzie nie spojrzałem — drzewa, uformowane w identyczny sposób. Straciłem orientacje w terenie. ~ Od kilku dni nic nie jadłem! Mamy już wiosnę, a może lato? Nie wiem. Cholerny labirynt, przeklęte drzewa! Powietrze przeszył głośny ryk, zagłuszając moje myśli. Mimowolnie zakryłem łapami uszy, w których od tego zrywu, zaczęły bić mi dzwony. Mądrzejszy wilk odwróciłby się pewnie i uciekł, ale ja nie byłem ani wilkiem, ani tym bardziej lisem, choć tego drugiego właśnie przypominałem. Byłem za to cholernym mieszańcem, tak niepodobnym do żadnego gatunku. Przez moją odmienność, nigdzie nie mogłem zagrzać miejsca. Wilki unikały mnie bądź obnażając kły, wyganiały ze swoich terytoriów, bo wyglądem przypominałem lisa. Lisy zaś uciekały przede mną, syczały, nie akceptowały mojej obecności, bo mam w sobie gen wilka. Byłem większy od nich, silniejszy, z rodowodowej Alfiej rodziny. Świat nie jest sprawiedliwy. Nie prosiłem się o to. Rodziny się nie wybiera! - chcąc zagłuszyć bolesne wspomnienia, ruszyłem w stronę, z której dobiegał ów ryk. Im bliżej byłem, tym odgłosy zdawały się przybierać na sile. Nastawiłem uszy, gdy obok mnie zatrząsało się drzewo. Z niepokojem spojrzałem na spadający prosto na mnie, wielki konar. Odskoczyłem gwałtownie w bok, cudem unikając zmiażdżenia. Z drugiej strony mogłem przecież użyć elementu przestrzeni, by teleportować się w bezpieczne miejsce. ~ Widać, muszę jeszcze poćwiczyć — pomyślałem, spoglądając na roztrzaskane drewno.
Takie szkody nie wyrządziłoby małe stworzenie. Myślałem, że gorzej już być nie może, gdy wielki cień przesłonił moją osobę. Niepewnie, przełykając gulę w gardle, spojrzałem w groźne ślepia, żółtookiej bestii. Stwór obnażył ostre kły. Z jego pyska co rusz wychodził długi, zakończony jakby strzałką język. Ryknął, przeszywając powietrze swoim matowym, ciężkim brzmieniem i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. ~ Wąż, który wcale nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego — przeszło mi przez myśl, przyjmując pozycję obronną. Ni stąd, ni zowąd, nad moją głową przeleciała jakaś niewielka sylwetka. Rzuciła się z pazurami w stronę potwora, próbując go powalić. Ten jednak prawdopodobnie znając jej zamiary, złapał ją w powietrzu i cisnął w drzewo. Głuche uderzenie i pisk dudniło mi w uszach. Wykorzystałem swoją szansę. Nagle błysnęło światło, bestia zamknęła oczy. Nie zastanawiając się, aktywowałem błyskawicę, kierując ją w to pełzające stworzenie. Energia precyzyjnie trafiła w serce. Wąż jeszcze chwile się rzucał, lecz w końcu runął jak długi. Stałem w miejscu przez kilka minut, lecz nic się nie wydarzyło. Westchnąwszy, rzuciłem okiem na nieznaną postać. Przypominało, zdaje się jakiegoś wyrośniętego kota. Ojciec opowiadał kiedyś o mitycznych potworach, zamieszkujących magiczne krainy. W tamtych czasach nie dawałem jednak wiary w ów istnienie takich istot. Teraz z czystym sumieniem mogłem rzec, że nic mnie już nie zaskoczy. Z duszą na ramieniu, ominąłem oba truchła. Robiąc następny krok, usłyszałem szelest krzewów.
- Co znowu!? - jęknąłem, przygotowując się na ponowną konfrontację. Czekałem, czekałem, lecz... wszystko jakby ucichło. <Świst!> - ryknąłem, obnażając ostre kły. Przede mną wyskoczył... królik! Brązowy, średniej wielkości, z długimi uszami. Taki słodki i z pewnością smakowity. Zatrzymał się tuż przede mną. Dostrzegł mnie. Nie zdążyłem zareagować, gdy wystraszony czmychnął mi z oczu. Jak idiota stałem i gapiłem się w miejsce, w którym przed chwilą stał. Głód dał o sobie znać. Wybałuszyłem oczy i z pewnością zmienił się ich kolor, ślina napłynęła mi do pyska. Rzuciłem się za uciekającym obiadem. A może kolacją? To nie było teraz ważne. Liczyło się to soczyste mięsko, pod grubą warstwą futra i ciepła, cieknąca i soczysta krew! Biegłem na oślep, nie zwracając na nic uwagi. Mijałem drzewa i krzewy, przedzierałem się przez dziwaczne pnącza. Nie zwróciłem nawet uwagi, gdy las się przerzedził. Słońce przedzierało się przez grube konary. Słychać było śpiew ptaków. To wszystko było jednak gdzieś wokół mnie jakby ciut z tyłu. Nie patrząc pod łapy, nie dostrzegłem wyrastającego korzenia. Czas jakby zwolnił, w tle coś gruchnęło. Nie zdołałem wyrównać lotu, poleciałem w przód jak długi.
Przez chwilę zobaczyłem swoją przeszłość. Słodki uśmiech mamy, pewny i dumny wzrok ojca, całą moją rodzinę, jakby na obrazku. Na obrazku, który po chwili zajął się żywym ogniem. Ogniem, który pochłonął wszystkich mi bliskich. Zamknąłem oczy, czując przeszywający ból. ~ Ich już nie ma, przecież pogodziłem się z ich stratą. Dlaczego demony atakują właśnie teraz? - teraźniejszość uderzyła we mnie nagle, spędzając wszystko inne na boczne tory. Albowiem łbem przywaliłem w twardą ziemię, chyba przekoziołkowałem kilka metrów. Przygotowałem się na twarde lądowanie, o ile do czegoś takiego dałoby się przygotować. Zacisnąłem mocniej kły. Strzyknęło mi w kościach, na chwilę pozbawiając tchu. I... poczułem, jak o coś się obijam! O dziwo, wylądowałem na czymś miękkim. W głowie mi szumiało jak po karuzeli. Niezdarnie próbowałem się cofnąć, łapami badając to, na czym leżałem. Było miękkie i puszyste. I cudownie pachniało. Powoli wracały mi zmysły. Cofnąłem się jeszcze bardziej, gdy do moich nozdrzy dotarł słodki zapach. Miałem go tuż przed nosem. Pół-tomny, zbliżyłem się do niego. Zaciągnąłem się nim, jak narkotykiem. Mój język nie wiadomo kiedy się wysunął. W jednej chwili przejechałem po tym językiem, drugim...
- AAAAAAAA! Złaź ze mnie!

Tsumi? Może nie tego się spodziewałaś, ale uniżona prośba ode mnie. Nie wykastruj mnie, ja wcale nie chciałem źle. 
P.S - cudnie pachniesz♥

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1302
Zdobyta liczba PD: 650 + 5% (32 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 682