Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

piątek, 16 września 2022

Od Yneryth’a c.d Noitera/Belief [Cz.5] ~ „Misja ratunkowa”

Obecność dwóch wilków, nie do końca wiązało się z marzeniami basiora. Mimo wszystko powinien pomóc swojej „przyjaciółce”. Nie miał pojęcia, co miało to oznaczać. Lekko zmieszały go te wszystkie zbędne słowa. W głowie plotły mu się pomysły, o co dokładnie chodziło waderze. W głębi liczył, że nie miała na celu go obrazić. Znów musiał komuś zaufać, a to zupełnie mu nie pasowało. Zniecierpiał, kiedy musiał oddać swój los i personę w cudze łapy. Gdy wilki wstałyby ruszyć w drogę, ucieszył się, że cała ta akcja nabrała odpowiedniego tempa. Wstając, słyszał, jak Noiter zaczął rozmawiać z Belief. Uprzedzając pytania padające ku jego osobie, owinął się pisakiem i ukrył w otaczającym ich tle. Tak jak się spodziewał, nie minęło wiele czasu, a oboje zaczęli rozmawiać.
- Noiter zauważając, że jego przyjaciel zniknął, widocznie ich unikając, podszedł do Bel i wyszeptał tak by tylko ona uslyszała: - Pst, Yn będzie nas podsłuchiwał, zamiast jak normalny wilk gadać z nami. Nie chcę dostawac palpitacji serca za każdym razem, gdy znikąd nagle się odzywa jego głos, więc co ty na to, by dać mu nauczkę? Wiesz, przyjacielski psikus edukacyjny, hihihi.
- Słysząc szept i czując, że samiec zbliżył się nieco, postawiła uszy na sztorc i jedno skierowała w jego stronę, by lepiej słyszeć, co mówi. Zaśmiała się w myślach i uśmiechnęła się zadziornie, odpowiadając: - a jaki to psikus... edukacyjny masz na myśli? - łypnęła na niego rozbawionym spojrzeniem.
- Zaśmiał się cicho. - - Myślę, że musimy go po prostu nauczyć, że przyjaciół się nie podsłuchuje, wiesz wkręcić go w usłyszenie czegoś, czego nie powinien. - Uśmiechnął się na samą myśl o tym. - Wiesz, będzie coś w stylu, o Yn poszedł, zaczniemy sobie gadać i nagle temat zajdzie na nasze sekrety, które oczywiście nie będą prawdziwe, lecz on o tym wiedzieć nie będzie hihi.
- Plan dobry, tylko co takiego musiałby usłyszeć, aby było to dla niego nauczką? – Spytała, gdyż nie miała w tym momencie żadnego pomysłu.
- Hm, w sumie to nie wiem jakie sekrety go ruszą. Yn jest bardzo... Stabilny. Choć w sumie jest też podejrzliwy... - powiedział i aż można było usłyszeć, jak trybiki w jego głowie przeskakują. - Hej, co jeśli będziemy na głos dyskutować jakiś mega skomplikowany psikus... , ale tak naprawdę nigdy go nie zrobimy? Wiesz, wykorzystamy jego podejrzliwość i on sam będzie się męczył! My nie będziemy musieli robić nic! Co ty na to?
- Stabilny i skomplikowany zarazem. - Skwitowała samica, nie szczędząc sobie tego, gdyż nigdy nie wiedziała tak naprawdę, czego się można po białym spodziewać. -Spróbujmy więc- Mrugnęła porozumiewawczo do skrzydlatego okiem, po czym gwałtownie podniosła łeb i zaczęła się teatralnie rozglądać, że aż w końcu się zatrzymała. Wodząc wzrokiem dookoła, jakby czegoś szukała. -CHWILA... - Podniosła ton. - Gdzie jest Yneryth? - Zagrała zdziwienie, najlepiej jak potrafiła.
- Słysząc pytanie, odpowiada. - Tu jestem, nie widzisz mnie? - Zapytał ironicznym tonem.
- Oh byłeś tu cały czas? Czyli nie słyszałeś o fa. - Przerwał, zerkając przepraszająco na Bel. - O naszym fantastycznym planie podróży! Dokładnie, tak było, wcale nie planujemy niczego brudne, znaczy złego. Tak?
- To, gdzie zaplanowaliście się udać?
- No jak to gdzie? Przecież tyle to wałkowaliśmy. - Zaśmiała się, nie będąc pewna, czy na pewno mówi do Yneryth’a, czy może coś już jej się w główce poprzestawiało- idziemy odbić mojego brata! - rzekła teatralnie z dużą dozą ekscytacji.
- Tylko planowaliśmy, którędy przejść by było... Czysto! Dokładnie tak! Więc prowadź Bel, idę tuż za tobą! - powiedział bardzo entuzjastycznie.
- Dokładnie tak było. - w uśmiechu pokazała wszystkie swoje zęby, choć nie miała bladego pojęcia, z której strony jest teraz Yneryth. Przekręciła więc pyskiem we wszystkich kierunkach, co samo w sobie musiało wyglądać dość komicznie. - Podążajcie za mną!
Żółtooki niechętni zwolnił, już teraz nie lubił iść za kimś. Poczekał, aż nieświadomie Noiter wraz z Belief go wyprzedzą i zaczną prowadzić w znanym jedynie przez waderę kierunku. Basior przez całą drogę szedł w narzuconym przez nich tempie. Czasem musiał się zatrzymać, bo czarny rozkojarzony otoczeniem odbiegł raz w lewo, a raz w prawo, rozglądając się za ciekawymi dla niego widokami. Dokładając oliwy do ognia, przez całą podróż oboje rozmawiali między sobą. Samcowi brakowało dogodnej dla niego ciszy. Pomimo wielkich starań i ciężkiej walki ze sobą wytrzymał bez komentowania zbędnych rzeczy. Białego dziwiło to, że miał chęć odezwania się, co prawda może nie taką czystą, a interesowną, ale ją posiadał. Słowa „daleko jeszcze?” wypływały mu między zaciśniętymi zębami.
Po trzech godzinach spaceru doszli do początku bagnistego terenu. Ziemia była wilgotna i miękka, a drzewa pochylały się od własnego ciężaru. Basior, widząc przeprawę, wyłonił się z pisaków.
- Naprawdę chcecie tędy iść? – Zapytał.
- Bel mówiła, że to najszybsza droga, a chyba się śpieszymy, tak mnie, poganiałeś przecież. - Powiedział, balansując na kłodzie, o dziwo nie używając skrzydeł, by go lepiej złapać. Zeskoczył krzywo z niej. - Poza tym zobacz, jaka tu przyjemna atmosfera, jest tak wilgotno i przytulnie! I jaki ciekawy widok.
- Zgadzam się, jest tu wyjątkowo urokliwie. Dajcie mi chwile, zaraz do was dołączę, muszę rozciągnąć kości po tym spacerze. – Uśmiechając się, zaczyna się rozciągać, czekając, aż oboje powędrują po mokrej glebie.
- Oki, tylko nie oddalaj się za daleko. - Mówi Noiter, wskakując na kamień, a następnie oddalając się, skacze na kolejną kłodę, bawiąc się świetnie.
- Spojrzała najpierw na Yneryth’a, później na poczynania Noitera i westchnęła cicho, po czym jak gdyby nigdy nic, bezceremonialnie ruszyła naprzód, brodząc łapami po wilgotnej i niekiedy wręcz gąbczasto nasiąkniętym podłożu, mocząc je.
- Yneryth widząc poczynania obojga, był zadowolony. Przed wejściem musiał się tylko upewnić, że Noiter się wypaprze. Wykrzyczał z całych sił, by odgłos jego wycia poniósł się jak najdalej. – Uważaj Noiter za tobą. – Lekko przestraszonemu czarnemu pominęła noga. Zsunęła się z kamienia i wylądowała w błocie. Nie był to zadowalający efekt, lecz musiało mu to wystarczyć. – Wybaczcie, ale ja nie będę się męczył tak jak wy. – Powiedział, po czym zaczął działać.
Yneryth spokojnie wypuścił zebrane w sobie powietrze. Wydawało się, że zionął lodowatym powietrzem. Zimna mgła osadzała się pod jego nogami, do momentu, aż basior nie zamknął paszczy. Gdy już zakończył, zaczął iść przed siebie, jak gdyby nigdy nic. Błoto zamarzało pod jego nogami, tworząc swego rodzaju most, pośrodku bagnistego osadu. Basior nie musiał się starać, by bez problemowo dogonić Bel, męczyła się w zasysającym ją podłożu. Widząc zdziwienie swoich kompanów, uśmiechnął się. Cieszył się, że nie musi się przejmować jakimś głupim bagnem.

*
Biały leżał już po drugiej stronie bagna, w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę. Gdy zobaczył Belief wraz z Noiter’em, ucieszył się szczerze. Cieszył go fakt, że nie będzie musiał dalej leżeć i się nudzić.
- W końcu jesteście. Zdążyłem się nawet za wami stęsknić. – Uśmiechnął się. – Błoto było mokre? Następnym razem jak będziecie próbować coś kombinować, pomyślcie dwa razy. - Podsumował. - Znam teren pobliskiej watahy i wiem, jak odbiliśmy w bok. Chyba że się mylę?

Noiter?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1097
Ilość zdobytych PD: 548 + 10% (55 PD)
Obecny stan: 1031

niedziela, 11 września 2022

Od Belief c.d. Yneryth/Noitera [Cz.4] ~ „Misja ratunkowa” [+16]

Belief wyłoniła się zza kamienia, żeby zobaczyć, co się stało i nieruchomieje na dłuższą chwilę, robiąc komiczną minę, poruszając jedynie oczami na lewo i prawa z samca na samca, powoli dochodząc do siebie po tym, co właśnie zobaczyła.
Noiter, kiedy się potknął i upadł, wyglądał mniej więcej tak:

Natomiast reakcja Belief, przypominała ten obrazek:

Tymczasem Yneryth wychodzi z piaskowej iluzji i mówi.
- Widzisz, mówiłem, że trzeba uważać. - po czym posyła samicy perfidny uśmiech, na który ona nawet nie zwraca uwagi, gdyż nadal jest w ciężkim szoku. Rogacz zauważył białego i krzyknął:
-Yn! Wieki cię nie widziałem! Przyprowadziłeś ze sobą przyjaciółkę? A może coś więcej? - uśmiecha się wymownie.
Biały, udając, że nie słyszał pytania, szturchnął ogonem Bel i szepnął.
- Jesteś tam, Bel?
Noiter nie daje jednak za wygraną i zbliża się do przyjaciela, również szepcząc mu na ucho:
- Czy z twoją przyjaciółką wszystko okej? Wiesz, nie ma problemu, jeśli ktoś nie ma wszystkich klapek, wciąż może być coś z tego.
- Noiter!
- Ja tylko mówię, że ja tam lubię wszystkich bez wyjątku, nie wiem, co ci przeszkadza.
- Żyję... znaczy... chyba. - wymamrotała w końcu powoli, nadal wodząc oczami z Ynerytha na Noitera. - Znaczy... Dzień Dobry, miło mi Cię poznać. - przełknęła ślinę, nadal nie będąc pewna czy aby to nie kolejny z jej dziwnych snów.
Noiter zadowolony uśmiechnął się do wadery:
- A więc umiesz mówić! Miło słyszeć, przyjemny masz głos, przypomina mi głos mojej ciotki Plumy, niezbyt miła osoba, ale głos miała cudny. Oh, nie przedstawiłem się jeszcze, ale głupio z mojej strony. Zaskoczyło mnie po prostu twoje milczenie, ha. - ukłonił się, używając do tego skrzydeł. - Jestem Noiter, tutejszy opiekun szczeniąt oraz artysta z powołania. Jeśli szukasz artystycznych materiałów, nie znajdziesz lepszego miejsca w watasze, gdzie ceny są zawsze przystępne! No, skoro mamy to już za sobą... Powiedz mi coś o sobie! Najlepiej z wieloma szczegółami, chce znać wszystkie! Możemy zacząć od tego, jak masz na imię, a później jakoś się rozkręcisz. A więc?
Belief posłała Ynerythowi dość znaczące spojrzenie, jakby szukała na jego pysku odpowiedzi na parę dość nietypowych pytań, które w tym momencie zaprzątnęły całą jej głowę. - Nazywam się Belief. - spojrzała ponownie na rozmówcę. - Opiekun szczeniąt, chyba o Tobie słyszałam. Ja jestem posłańcem i sanitariuszem w podróży, ale to teraz nie istotne, będzie dość czasu, by się poznać. - posłała mu delikatny uśmiech, wciąż niepewnie zerkając na białego samca, stojącego nieopodal w milczeniu. - Yneryth mówił, że możesz nam pomóc.
- Oh, Yn mnie polecił? - spytał pozytywnie zdziwiony. - To niezwykle mile jak na niego. Dobrze, a więc z czym potrzebujesz pomocy? Trzeba ci uszyć kocyk? Zrobić zabawki? Potrzebujesz, by Ci coś namalować? Może potrzebujesz rozrywki i chcesz posłuchać jakiejś historii! No, chyba że potrzebujesz... Specjalnego towaru. - powiedział, zniżając głos. - Wiesz, mam na stanie świeże materiały, idealne do wycięcia kawału jakiemuś wilkowi. Tylko lepiej unikaj Naharysa. Powiedział, że jak jeszcze raz zobaczy moje psikusy, to mi piórka powyrywa i wsadzi, wiadomo gdzie, ale tak to mam całkiem szeroki wybór. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Kawału? Jaki to kawał można wyciąć innemu wilkowi tym sposobem? - spytała zaciekawiona.
- Mam dużo sposobów na kawały! Jednak to są tajne informacje, rozumiesz, jak wszyscy się dowiedzą o tym, czego się spodziewać, to już nie będzie zaskoczenia. A więc interesują cię psikusy, tak?
Bel kiwnęła głową, jednak na chwilę odwróciła się w kierunku pierwszego z towarzyszy i rzekła:
- Yneryth! - zmierzyła go zirytowanym spojrzeniem. - Masz coś do powiedzenia?
- Mhyy zdaje mi się, że nie. - dalej słucha, jak gdyby nigdy nic.
-Yn! Miałeś mi pomóc, a jak na razie tylko stoisz. - szepnęła, podchodząc bliżej niego. - i nic nie mówisz, podobno znasz go lepiej, więc... pomóż mi i wytłumacz mu to jakoś.
- Ahh. Sprawa jest skomplikowana. Belief potrzebuje naszej pomocy. Musimy pomóc jej dostać się do sąsiedniego stada, by mogła odzyskać brata. - Mówił, omijając ważne szczegóły.
- Oh, a co się stało, że tam utknął? Złamał nogę i nie może się ruszyć? Uuu, a może nie może sam odbyć tej podróży? W sumie nie wiem, na ile mogę się przydać, ale to zawsze jakaś przygoda. Muszę tylko załatwić parę spraw i mogę się z wami wybrać. Zgaduje, że idziemy pieszo? - powiedział, patrząc na grzbiety wilków. - Pytam, by wiedzieć, co spakować.
- Idziemy pieszo. Bez bagażu. - Powiedział stanowczo Yneryth.
- Chwila jak to bez bagażu. Gdzie wsadzę bandaże, przekąski, napoje i resztę potrzebnych przedmiotów? To są same podstawy, bez których ani rusz.
- Bez bagażu! - wywarczał przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie Yn, nie tak ostro. - zagaiła niepewnie Bel.
- Hmph, jak sobie życzysz. - powiedział urażony, mając jednak plan. - Okej, to skoro to mamy z głowy, to... Proszę, pomożecie mi?
Biała skuliła uszy i spojrzała na Ynerytha wymownie. Już zaczęło jej się w głowie mieszać. Przed czym niby wilk tak ją ostrzegał? Spojrzała znów na skrzydlatego. - Pomoc za pomoc. Co mamy zrobić?
- Pomóc mi się pozbyć tego? - powiedział, wyciągając łapę i wskazując na przyklejony przedmiot do jego pleców. - Nie mogę w tym stanie nigdzie iść, haha!
Wadera wychyliła się na bok, aby lepiej zobaczyć grzbiet samca. Faktycznie wilk nadal był przyozdobiony w bardzo niepokojąco dziwne przedmioty. Bel słyszała z opowieści, że mamy w watasze sympatycznego opiekuna szczeniąt, ale Yneryth twierdził, że jest on wyjątkowo niebezpieczny. Patrzyła na białego, raz po raz szukając odpowiedzi i szczerze powiedziawszy, miała ochotę pogadać z nim na osobności, ale teraz nie było to możliwe. Uśmiechnęła się więc koślawo, nie bardzo wiedząc, co powinna mówić, a czego lepiej unikać i wydusiła w końcu. - Hmm czy chodzi o... o ten... tą jakby kaczkę?
- Najlepiej wszystko, jeśli się da. - westchnął, przypominając sobie, jak trudne jest czyszczenie w tych miejscach. - Niestety, mimo że skrzydła są bardzo użyteczne, to potrafią być problemem i tak jest w tej sytuacji. Więc pomożecie mi, proszę? - spytał, robiąc słodkie oczka szczeniaczka.
Samica przyglądnęła się dokładnie sytuacji na jego grzbiecie i kiwnęła głową.
- No dobra, zdejmę z Ciebie te skóry na początek, Yneryth... Zajmiesz się kaczką? - posłała białemu złośliwy uśmiech, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wolałby pewnie się nie ubrudzić, po czym podeszła niepewnie od tyłu do Noitera i patrząc jeszcze chwilę niepewnie, zastanawiała się, czy oby na pewno takiej pomocy potrzebowała, do uratowania brata. Westchnęła po chwili i schyliła łeb, by złapać delikatnie w zęby różową skórę i tym samym poczuła okropnie dziwny smak, jakby ziół owoców i nie wiadomo czego jeszcze.
~ Mam nadzieję, że to nie jest pułapka i skóra maczana w truciznach Pomyślała, po czym zrobiło jej się niedobrze.
Basior wziął głęboki oddech i podszedł do rogatego. Zaczął odcinać sierść razem z kaczką, za pomocą lodowych pazurów. - Może zaboleć, więc się nie wierć i szybki będziemy mieć to za sobą. - Powiedział prawie spokojnym głosem.
Czując, co się dzieje, na jego tyle, odskakuje natychmiastowo, nim jego sierść zdążyła bardzo na tym ucierpieć, przez działania jego "przyjaciela". Jedynie mały kłębek sierści opadł na ziemię.
Odskoczyła również ze skórą w pysku, uwalniając zestresowanego samca. Wypluła ją nieopodal jego groty i uśmiechnęła się rozbawiona poczynaniami samców.
- Yn, co ty przepraszam, robisz?! - zapytał zdenerwowany. - Prosiłem was o pomoc ze zdjęciem tego, a nie z obstrzyżeniem mnie na łyso!
- Spokojnie nietoperzu, jeśli wolisz, to mogę ci to oderwać.
- To w końcu świeży klej, powinno zejść, jeśli pociągniesz, nie zdążył się związać! Więc nie rozumiem, czemu próbujesz mnie uciąć na łyso.
- Jak wolisz. - Wsuwa pazury pod kawałek drewna i podważa.
Noiter czuję, że po chwili ciężar opada z jego pleców.
-Widzisz? Dało się! Teraz zostało uwolnić łapę.
Kiedy pozbyli się kaczki, czas był na miskę. - Na to chyba nie mam pomysłu. - Zachichotała cichutko.
- No nic, będziemy musieli ją amputować. - Otworzył pysk, ujawniając zębiska.
- Eh?! - wydał dźwięk zdziwienia. - Nie da się inaczej? Przepłukać czymś? Proszę?
- Agh no niech ci będzie. - Podnosi nogę Noiter'a i próbuje wytrzepać miskę. Zamyka pysk ze znudzeniem.
Noiter, mimo że pozytywny nie wierzył, że to się uda, gdyż już wielokrotnie trzepał łapą, wychodząc z jaskini. Jednakże Yn udowodnił mu ponownie, że się myli. Nie wiedział co to za magia, ale był zadowolony z wyzwolenia łapy.
- Jeju dziękuje wam bardzo. Obiecuje, że pomogę wam, jak tylko umiem! Po szybkiej kąpieli oczywiście. - powiedział, kierując się do swojej jaskini.
Samica kiwnęła głową i usiadła, oplatając ogonem przednie łapy. Kiedy upewniła się, że skrzydlaty samiec oddalił się, skierowała spojrzenie na białego, strzygący uważnie uszami. - Yneryth, nadal chcesz mi wmówić, że on jest niebezpieczny? - rzekła ani głośno, ani cicho, tak by tylko biały ją usłyszał.
- Nie muszę. Po prostu nie zawsze można wierzyć w to, co się słyszy. - Odwrócił głowę w kierunku Belief i się uśmiechnął.
- Co myślisz na jego temat? - zapytał z zainteresowaniem.
Przekrzywiła głowę. - Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś mi taki żarcik? - zrobiła groźną minę. - Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, stroisz sobie ze mnie żarty? -fuknęła pod nosem i dorzuciła szeptem. - Uważaj, żebyś kiedyś nie dostał żarciku ode mnie. - samica pogroziła mu półżartem, bo nie chciała się teraz kłócić, kiedy potrzebuje od niego pomocy w czymś o wiele ważniejszym. Westchnęła. - Jest przesympatyczny, aż za bardzo, ale... Dlaczego akurat jego wybrałeś na tak niebezpieczną wyprawę? Trochę się o niego martwię.... jednak to nie będzie spacer po łące i wąchanie kwiatów tylko dość poważna sprawa. - Mówiąc to, spoglądała na drewnianą kaczkę, leżącą nieopodal, która wcześniej tkwiła na plecach szarego samca.
- Nie nazwałbym tego żartem, ale skoro chcesz się na mnie za to obrazić, to rozumiem. - Samiec spuścił wzrok na kawałek skały. - Wolę podróżować z kimś takim jak on, niż z kimś, kto będzie mi dawał lekcję, jak powinienem się zachowywać. - Przymyka oczy, wspominając inne poznane wilki.
- Nie, to nie tak, wybacz Yn, po prostu... nie spodziewałam się, że możesz mnie wkręcać. - również spuściła łeb i wbiła wzrok w ziemię. To nie był czas ani miejsce na takie wyznania, ale sytuacja do tego zmusiła. - Po prostu jesteś moim przyjacielem. - wymamrotała w końcu i podniosła wzrok, by spojrzeć mu prosto w oczy. - Być może gdzieś się pomyliłam w ocenie tej relacji. - skuliła uszy, wyraźnie zakłopotana. Nie chciała, by rozmowa poszła w tym kierunku, a już na pewno nie chciała prowadzić do rozczarować ich obojga. - Przepraszam Yn.
- Basior skierował swoje żółte oczy na waderę. Pustym wzrokiem spoglądał jej teraz w oczy. – Też cię polubiłem, ale nie mam pojęcia, co nazywacie przyjaźnią. Nie masz za co przepraszać. – Na koniec dodał. - Chyba powinienem się cieszyć.
Skuliła uszy po sobie i wlepiła chłodne spojrzenie znów w drewnianą kaczkę. - Przyjaźń to szczerość, zaufanie i wzajemny szacunek. - rzekła cicho, zrobiła pauzę, po czym kontynuowała. - Jest to ktoś, z kim dobrze się rozumiemy i pomagamy sobie w trudnych chwilach. - wyjaśniwszy, znów zrobiła pauzę i podniosła wzrok na kilka sekund, by upewnić się, że samiec nadal jest i jej słucha. - Nie odmówiłeś mi pomocy w trudnych momentach ani wcześniej, ani dziś. Pamiętasz tamtą tajemniczą jaskinię? Mogłeś mnie tam zostawić, a jednak.... uratowałeś mnie. Teraz znów idziesz ze mną na wyprawę. Więc nie zważywszy na to, czy czujesz do mnie przyjaźń, czy nie, jestem Twoją dłużniczką Yn. - spojrzała znów na samca nieco smutnym wzrokiem, po czym powędrowała nim w stronę jaskini Noitera. Zastanawiała się, ile jeszcze przyjdzie im czekać, więc nie czekając długo, położyła się.
- Nie musisz się smucić. - Powiedział z dozą empatii, na co Bel postanowiła już nie odpowiadać. Nie chciała psuć atmosfery, choć i tak już zrobiła się dość dziwna. W tym momencie jednak uratował ją Noiter, który właśnie pojawił się ponownie u wejścia do swojej groty.
- Witajcie, towarzysze drogi! Jestem w zupełności gotowy na tę wyprawę, oczywiście mentalnie, gdyż fizycznie miałem nic nie zabierać. - zaśmiał się Noiter, wychodząc z przytupem z jaskini. - Oh, przeszkadzam w czymś?
- Nie czemu tak uważasz? - spytał biały.
- Tak jakoś, było czuć coś w powietrzu. Hm może to klej jeszcze czuć. - stwierdził, przechodząc obok nich, dziwnie zestresowany. - A więc, komu w drogę temu czas?
Podniosła się do siadu, wzięła parę głębszych oddechów i rzekła. - po prostu rozmawialiśmy. Możemy już iść, tylko chciałam spytać, czy macie jakieś pomysły? Od czego zaczniemy, gdy już tam dotrzemy? - spojrzała na Noitera, który nie miał pojęcia jeszcze, na co się pisze. - Musimy zwieść pewnego wilka, musimy mu zrobić dowcip, albo zająć go czymkolwiek, byleby nie domyślił się, po co tak naprawdę przybyliśmy. Jakieś pomysły?
- Powinniśmy zacząć od rozpoznania terenu, żeby głupio nie władować się w jakiś problem. - rzuca wzrokiem na czarnego.
- Jakby, musimy go zająć tak? Mogę udawać podróżnego bajarza i zająć go ciekawymi historiami! Kiedy będzie zajęty, wy uprowadzicie brata! Znaczy... Odzyskacie. Idealny plan, jeśli mam być szczery. - powiedział podekscytowany, zapominając o swoich nerwach.
- Albo mogę mu spróbować sprzedać kaczkę. - powiedział, wskazując na wciąż leżącą na ziemi kwaczkę.
- Wytropienie 3 wilków i jednego mu znanego to jak kaszka z mlekiem. Nie ma sensu go porywać, bo i tak nas znajdzie.
- No nic, droga daleka. - przerwała, nie dając Noiterowi nawet czasu na reakcję. - ruszajmy, omówimy wszystko w drodze. - Wstała, rozprostowała kończyny i rozejrzała się, po czym obrała odpowiedni kierunek, jakim był zachód i ruszyła, jednak po chwili odwróciła się, by spojrzeć czy wilki również zbierają się do drogi.
- Tak jest, mój przyjacielu wilczasty, najlepszy na świecie! - powiedział Noiter bardzo entuzjastycznie, gotowy do drogi.
Kiwnęła głową. - Zatem w drogę, ku przygodzie. - zaśmiała się cicho, dla dodania im otuchy.
Wilki ruszyły w długą drogę. Nie spieszyły się. Szły rozważnie, a ich krokom towarzyszyła od czasu do czasu rozmowa. Musieli bowiem wytłumaczyć Noiterowi wszystkie szczegóły, no może poza jednym.

Yneryth?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2165
Ilość zdobytych PD: 1082 + 10% (108 PD)
Obecny stan: 1190

piątek, 9 września 2022

Od Ynerytha c.d. Hattie ~ "Wschód słońca"

Podsłuchiwałeś nas? - zaśmiała się przyjaźnie.
- Nie. Hmm, a usłyszałbym coś ciekawego? – Zbytnio nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, kontynuował. – Jaką będziesz pełniła rolę w stadzie? – Zapytał, nie ukrywając zaciekawienia.
- Renesmee powiedziała, że mogę zostać sanitariuszką, a więc się zgodziłam.
- Ciekawie, zamierzasz zacząć się do tego przygotowywać czy raczej płynnie zacząć? Pytam, bo znam kilka miejsc z ciekawą i zarazem przydatną roślinnością.
- Nie jestem pewna, ale myślę, że możesz mi je pokazać.
Biały chwile zastopowany zaczął próbować przypomnieć sobie, gdzie położone było to miejsce. Oczy rozlśniły mu się, na znak odpowiednich wspomnień.
- Już wiem. – Powiedział z dozą zadowolenia. – Chodź za mną.
Oboje ruszyli w kierunku lasu na szczycie tutejszego wodospadu. W zasadzie to ruszył Yneryth, gdyż nie wyjawił miejsca, do którego się kierowali. Samiec, prowadząc nową członkinię, nie zapomniał ominąć dość ważnego dla niego terenu. Nie chciał pokazywać innym, że istnieje takie miejsce jak jego polana.
Gdy już dochodzili do lasu, basior zaczął rozglądać się w poszukiwaniu znanego przez niego zioła. Jego wiedza medyczna mijała się z trendami i owocnymi metodami. Mimo wszystko uważał, że jeżeli coś działa, to czemu z tego nie korzystać. Jedyną rzeczą, na którą teraz liczył była dobroć Hattie i to, że nie pozbawi go całej tutejszej użytecznej zieleni. Zmusiłoby go to do udania się znów do jakiejś medyczki, a tego już by nie zdzierżył. Już jeden raz mu wystarczył i prędko nie zamierza tego powtarzać.
- To tutaj. Rośnie tutaj charakterystyczna roślinka. Nie będę kłamał, bo nie mam pojęcia, co to jest. Ktoś pokazał mi jak jej używać, ale nie wspomniał już, jak się zwie.

Hattie?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 257
Ilość zdobytych PD: 128
Obecny stan: 428

Od Noitera c.d. Belief/Yneryth’a [Cz.3] ~ „Misja ratunkowa” [+16]

Dwójka odważnych wilków stała przed ciemnym wejściem do groty, czekając na reakcje, tego, kto był w środku. Zaraz po uderzeniu przez białego wilka w ścianę, usłyszeli okropny łoskot, po którym rozległ się okropny ryk. Jasny samiec, wyraźni lekko się zdziwił tym, co usłyszał. Przechylił lekko głowę, tak aby lepiej słyszeć dochodzące ze środka dźwięki, jego towarzyszka zaś słysząc trzask, ledwo utrzymała swoje serce w piersi. Skuliła się i cofnęła kilka kroków, jednocześnie chowając się nieco za białym samcem, szepnęła:
- Yn, Czy to na pewno dobry pomysł?
- Nie po to tu przyszliśmy, by teraz wracać.
Wadera wyprostowała się i wypuściła powietrze ze świstem, stabilizując oddech.
- Wybacz, po prostu nie spodziewałam się tego dźwięku. - przyznała niechętnie, zwykle była bardziej odważna, ale Yneryth naopowiadał jej takich rzeczy, że czuła się, jakby mieli się spotkać z samym diabłem.
Po chwili usłyszeli rumor i nierówny stukot, niepasujący do kroków. Wydawało się, jakby coś wlokło swoją nogę, szurając o podłogę czymś twardym. Dźwięk bardzo przypominał szuranie… pazurów? Cała ta sytuacja była dziwna. Dźwięk ustał, nim dotarł do nich. Nastała chwila ciszy.
- Yn? Co się – zaczęła pytać towarzysza.
W tym momencie ze środka rozlał się fioletowy blask, który ukazał sylwetkę tego, kto znajdował się w środku. Na ścianie jaskini można było rozpoznać wielkie kręcone rogi, ostre wielkie zęby rozwarte w uśmiechu, pokaźne skrzydła oraz dziwne nienaturalne kształty, których nie dało się przypisać niczemu naturalnemu.
- Yn! Schowajmy się! - rzuciła przestraszona wadera do samca i skryła się za pobliską skałą, przekonana, że bies z ich nocnego koszmaru powrócił, by się zemścić.
Tymczasem jej towarzysz spogląda tylko na nią z uśmiechem na samice, po czym rozmywa się w powietrzu, zostawiając ją tylko ze słowami na pożegnanie:
- Strach jest pierwszym krokiem do porażki.
Stuk. Szur. Stuk. Szur. Stuk. Za każdym razem coraz bliżej. Samotna ofiara, pozostawiona przez swojego partnera na łasce losu, przygotowuje się do walki. Jej całe ciało jest zgięte w gotowości. Stuk. Stuk. Stuk. Może już usłyszeć oddech tego stwora. Wtem…
Noiter wypadł ze swojej jaskini, po tym, jak się potknął i ledwie złapał równowagę.
- A niech to wiewiórka – wymamrotał pod nosem, zbierając się z ziemi. Miał na sobie kawałek farbowanych różowych skór, przerzucony przez pas. Z jego głowy ściekała niebieska farba, do pleców miał przylepioną wystruganą drewnianą kaczkę, a jego łapa utknęła mu w misce. Zobaczył, że jego gość stoi przed nim i nawet nie zwrócił uwagę na obronną pozycję wadery, gdy się odezwał:
- O rany, ale mnie wystraszyłaś! Pracowałem nad nowym modelem zabawki, gdy usłyszałem łomot, przez co spadł na mnie przypadkiem mój regał z materiałami i uderzył w rogi, niestety bardzo wrażliwe. Chyba się jeszcze nie znamy, jak się nazywasz?
Dopiero czekając na odpowiedź, zwrócił uwagę na bojową postawę nowej znajomej:
- Chwila coś się stało? Jest tu jakiś potwór czy coś? Jejku, może wejdziesz do środka? U mnie jest bezpiecznie, dopóki trzymasz się z daleka od mebli, haha – roześmiał się.

Belief? 🙃

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 474
Ilość zdobytych PD: 237
Obecny stan: 237

środa, 7 września 2022

Od Yneryth’a c.d. Noiter’a/Belief [Cz.2] ~ „Misja ratunkowa” [+16]

- Naprawdę? - samica wyraźnie się ożywiła i zamachała ogonem. - Kogo?
- Basior uśmiechnął się w swój jakże ikoniczny sposób. Nie udzielając głębszej odpowiedzi, wymruczał. – Jest taki jeden, ale musimy na niego uważać. – Ciężko było mu zachować powagę, wypowiadając te słowa. Dał jednak radę, lecz nie było mu łatwo.
Yneryth zawinął się sam wokół siebie, ruszając tam, gdzie spodziewał się znaleźć Noiter’a. Pomimo tego, że wiedział, że ta misja spłynie im z głów, niczym kropla po pniu drzewa, zachowywał śmiertelną powagę. Próbował nawet zwalniać, aby dało się wyczuć, iż nie śpieszy mu się do tego celu. W głębi liczył, że uda mu się nastraszyć waderę i lekko pograć na jej emocjach. W ostatnim czasie brakowało mu takiego typu rozrywki, także nie mógł pozwolić, aby soczysty kąsek umknął mu sprzed pyska. Wilki powoli kierowały się do jaskini rogacza. Samiec, wędrując, szukał kolejnych słów, aby wyprowadzić myśli Belief w pole. Niezbyt wiedział, jak mógłby lepiej pograć tak wykreowaną sytuacją, lecz wpadł jeszcze na jeden nieoczywisty pomysł.
- Jesteśmy już blisko. Musimy zrobić jeszcze jedną rzecz. – Powiedział dość stanowczo. – Musimy zdobyć coś, za co będziemy mogli się wkupić w jego łaski. – Biały spojrzał w pobliski gąszcz, próbując dojrzeć jakikolwiek ruch.
- Chodzi ci o to, żeby przynieść mu coś do jedzenia? – Zapytała niepewna czy dobrze zrozumiała.
- Tak, dokładnie o to. Co ty na to, by zrobić sobie małe zawody? Kto pierwszy coś upoluje i tu przyniesie, ten wygrywa. Stoi?
- Pewnie! – Odpowiedziała już bardziej entuzjastycznie.
- No to star! – Wykrzyczał, już biegnąc w las.
Białe wilki wbiegły prędko pomiędzy drzewa, zupełnie nie myśląc o płoszeniu leśnych stworzeń. Basiorowi zalśniły oczy. Ciężko było stwierdzić, czy jest to związane z aktywacją przepływu magii przez jego ciało, czy zwyczajnie przez odbicie promieni świetlnych. Oboje zniknęli w zacienionym lesie w poszukiwaniu zwierzyny.
Yneryth liczył na szybkie rozstrzygnięcie wyścigu, na jego korzyść. Żółtooki wspiął się na jedno z bardziej rozgałęzionych i starych drzew. We wspinaczce pomogły mu kamienne ostrza, tworzące kamienne schody wokół drzewa. Basior, znajdując się w liściastej koronie, zaczął delikatnie stąpać i rozważnie stawiać kolejne kroki. Skradał się wręcz przytulony do gałęzi drzewa. Ogon obijał się o rozgałęzienia, strzepując odpadłe już liście. Wilk zatrzymał się na samym końcu. Na sąsiednim drzewie spostrzegł czarną wiewiórkę, spokojnie pałaszującą orzeszki. Lekko uśmiechnął się, widząc jakże szczęśliwy zbieg okoliczności. Spokojnie zamknął swoje powieki i nastroszył uszy. Dźwięki dochodziły do niego z całego otoczenia. Szelest krzaków w oddali niemal zagłuszał małego ssaka. Zajęło mu chwile, zrozumienie całego pobliskiego otoczenia, ale gdy już miał pewność co do dokładnej lokalizacji wiewióra. Łapy zacisnęły się mu samoczynnie na gałęzi, a pobliskie drzewo wręcz upadło. Yneryth zeskoczył z gracją na kamień pod nim tak, aby rozkoszować się widokiem swojego dzieła. Co prawda drzewo ucierpiało w dość dużym stopniu, jak na ofiarę takiego pokroju, ale biały był spokojny o to, iż nie będzie musiał gonić i męczyć za takim futrzakiem. Zszedł z kamienia i wymijając połamane gałęzie, skalne okruchy, dostał się do sterty krzyżujących się skał. Dźwięki i ruchy dochodzące spod kamieni, nie pocieszyły samca. Z zamkniętymi oczami Yneryth nastąpił na kamiennie, czekając, aż nastąpi błoga cisza. Gdy już usłyszał to, czego pragnął, a raczej nie usłyszał, rozsunął łapami kamienie i wyciągnął spod nich martwą już wiewiórkę.
Biały zadowolony z siebie, lecz z lekkim zmieszaniem, dotyczącym tego, czego dokonał. Wyszedł z lasu, tam skąd przybył. Nie ukrywając ani fragmentu swojego pyska, zdziwił się na widok samicy stojącej już z przysmakiem. Posmutniał, zdając sobie sprawę, że to nie on dziś został numerem jeden.

*
Znajdowali się już pod grotą Noiter’a. Biały przypomniał jej, aby zważała na słowa i czyny, gdyż ten zawodnik jest dość nieprzewidywalny. Po czym uderzył łapą mocno o ścianę jaskini.

Noiter?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 600
Ilość zdobytych PD: 300
Obecny stan: 300

niedziela, 4 września 2022

Od Shani c.d. Ynerytha ~ Pogrzebać Przeszłość

- Mam plan. Byłoby bezpieczniej, gdybyś na chwilę odeszła z okolicy tego drzewa – oznajmił Yneryth.
- Zaraz, jaki plan? Nie chcesz chyba robić wszystkiego sam? Halo? Ja też się mogę przydać! – Wadera mówiła szeptem, nie chcąc spłoszyć ptaka. Jej głos był jednak stanowczy i dało się w nim wyczuć poirytowanie.
Jak grochem o ścianę. Basior zdawał się wyłączyć wszystkie zmysły, choć, znając życie, doskonale słyszał, co Shani próbuje mu przekazać i postanowił mistrzowsko ją ignorować. Stał się tak obojętny, że wilczyca aż czuła bijący od niego chłód… Nie, zaraz! Temperatura powietrza naprawdę malała z każdą chwilą, podczas gdy futro basiora pokrywało się cieniutką warstewką szronu.
Shani, nieco przestraszona, cofnęła się o kilka kroków, aż jej zadek natrafił na coś twardego – najpewniej pień jednego z drzew. Potem… potem sama nie rozumiała, co widzi! Żywioły naginały się do woli Ynerytha, który zaklinał je niczym tancerz podczas występu. Basior wspinał się z gracją na drzewo, na bieżąco wyczarowując wspomagającą go w tym konstrukcję. Serce Shani stanęło, gdy przeskakiwał z jednego drzewa na drugie. Później sprawy potoczyły się zdecydowanie za szybko. Niewiele widziała z poziomu ziemi, jednak odgłosy szarpaniny nie napawały jej entuzjazmem. Krążyła nerwowo wokół pnia, czując się zupełnie bezsilna. W którymś momencie poczuła, że spadają na nią pierwsze krople deszczu… nie, to była krew! Zrosiła jej pysk makabrycznymi piegami. Nie umiała po zapachu rozpoznać, czy to posoka wilka, czy też jego przeciwnika – ich woń zlała się teraz w jedną całość.
W końcu zapadła cisza. Na kilka niesamowicie długich sekund nawet ptaki przestały śpiewać. Całe napięcie zeszło jednak z Shani, gdy zobaczyła Ynerytha stojącego na skraju gniazda. Wypuścił z pyska woreczek z prochami i zaczął schodzić na ziemię.
Wilczyca posmutniała jednak, widząc nieruchome skrzydło smętnie zwisające z krawędzi. Tylko pojedyncze pióra kołyszące się na wietrze tworzyły iluzję tlącego się życia, zbyt słabą jednak, by przekonać obserwatora. Czy ta śmierć była potrzebna? Szara wiedziała, że odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Mimo tego nie mogła nie czuć smutku. Było to nie tyle współczucie, co żal po stracie czegoś niezwykłego. Shani nigdy wcześniej nie natknęła się na podobne stworzenie w żadnym z tekstów naukowych ani nawet w ustnych przekazach. Kiedyś jeszcze na pewno tu wróci i zbada gniazdo, jednak na opisanie zwyczajów zwierzęcia nie miała już szans.
- Zabrałem ci jedno ze świecidełek, o ile chcesz – głos Ynerytha momentalnie wyrwał ją z rozmyślań.
Jej oczy odruchowo skierowały się na przedmiot, który basior trzymał w pysku. Wypolerowany na gładko kamień, w którym tańczyły kolory. Wyglądał na jedyny w swoim rodzaju. Potem dwukolorowe spojrzenie wilczycy przeniosło się na pysk Ynerytha naznaczony nowymi zadrapaniami. Odezwał się w niej jakiś instynkt; przypływ ciepłych uczuć, który chciał nakłonić ją, by oczyściła jego rany. Szara jednak domyślała się, że basior nie będzie chciał przyjąć pomocy.
- Dziękuję – w jej głosie dało się słyszeć zakłopotanie. – Jest piękny. Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć.
- Nie trzeba.
- Nalegam.
- Pomyślisz o tym później – uciął Yneryth. – Mamy zadanie do wykonania.
Szara uznała, że nie ma szans wygrać w tej dyskusji. Wsunęła podarunek do torby na leki, gdzie ledwo się zmieścił.

*
Szybko udało im się wrócić na właściwy szlak – wulkan nadal stanowił dla nich drogowskaz na horyzoncie. Dalszy etap drogi upłynął w dużej mierze w milczeniu, przerywanym jedynie krótkimi wymianami zdań. Nie była to niezręczna cisza, a raczej taka, która zostawia bezpieczną przestrzeń na własne przemyślenia. Shani wracała wciąż do wspomnień z ostatnich dni. Starzec z jego dziwnymi wizjami, niespodziewana śmierć i jej konsekwencje, a teraz jeszcze nieznane nauce stworzenia. Natężenie niezwykłych zdarzeń było wręcz zastanawiające. W końcu jednak nawet ta długa wędrówka dobiegła końca.
- Stać, co tu robicie?!
Shani spodziewała się takiego obrotu spraw. Już od dobrych kilkunastu minut, zagłębiając się coraz bardziej w obce tereny, miała wrażenie, że czuje na sobie czyjeś spojrzenie. Taki scenariusz powtarzał się wiele razy, gdy jeszcze błąkała się przed znalezieniem Watahy Renaissance.
Spojrzała nieznajomemu w oczy – bez niepotrzebnego pośpiechu czy emocji. Wiedziała, że nie ma się czego bać. Ani ona, ani Yneryth, nie zachowywali się w ostatnich minutach podejrzanie. Jej spokój wyraźnie kontrastował z napiętą sylwetką basiora, który jeżył futro na całym ciele. Na jego umięśnionym, pokrytym brązowym futrem ciele, pojawiały się już pierwsze siwe włosy.
- Przynosimy wiadomość – złote oczy czujki nadal świdrowały wilczycę, jakby chciały zajrzeć głębiej, przedrzeć się przez jej tkanki i dotrzeć prosto do zamkniętych w głowie myśli. – Szukamy rodziny pewnego starca.
- Starca? – Wyraz pyska brązowego na ułamek sekundy zmienił się, jednak równie szybko zastygł ponownie w gniewnym zmarszczeniu. – Powiedzcie więcej.
- Nie wiemy, jak miał na imię, ale chyba był zakochany w wilczycy o imieniu Donna.
- Zaraz, tak? I co z nim, gdzie on teraz jest? – Strażnik nie umiał już dłużej utrzymać emocji na wodzy i zaczął nerwowo przestępować z łapy na łapę. – Albo zaraz, nie, nie tutaj. Chodźcie za mną.
Shani spojrzała pytająco na Ynerytha. Skinął delikatnie, niemal niezauważalnie głową. Ruszyli za brązowym wilkiem, który co chwilę oglądał się za siebie, najpewniej po to, by upewnić się, że nie robią nic podejrzanego. Okazało się, że celem ich podróży była niewielka norka ulokowana w pustym pniu powalonego, niegdyś z pewnością robiącego wrażenie drzewa, a dokładniej – skrawek ziemi przed ową norką.
Strażnik rozchylił pnącza, które stanowiły zasłonę odgradzającą wnętrze lokum od ciekawskich spojrzeń.
- Etna? Etna, jesteś. Ci tutaj… twierdzą, że wiedzą coś o Pirycie.
Z pomiędzy zielonych liści wyłoniła się wadera o niespotykanym umaszczeniu. Jej ciało zdobiły liczne plamki w rozmaitych odcieniach brązu. Shani przyrównała ją w myślach do sowy, jednak kolory nie układały się na sierści Etny we wzór. Wyglądały raczej jak efekt przypadkowego rozlewania farbek na płótnie.
- Jeśli tak, to gdzie on jest? – Zielone oczy wilczycy skakały pomiędzy sylwetką Shani a Ynerytha.
- Właściwie, to… nie mamy dobrych wieści – odezwał się basior. – Zabraliśmy go ze sobą, ale nie w stanie, w jakim chcielibyście go widzieć, jak sądzę.
Z namaszczeniem - pewnie choć trochę udawanym, pomyślała Shani – położył sakiewkę z prochami w połowie odległości między miejscem, gdzie stał wcześniej, a łapami Etny. Rozchylił nosem materiał, by dało się dostrzec zawartość.
W tym momencie sprawy potoczyły się zbyt szybko, by Shani zdążyła chociażby zarejestrować całą sytuację. „Sowia” wilczyca rzuciła się na Ynertha, który zdążył uskoczyć do tyłu. Shani odruchowo ruszyła na pomoc kompanowi, jednak stanęła w pół kroku. Brązowy strażnik najeżył sierść i zaczął warczeć, lecz sam chyba nie umiał zdecydować, na kogo kierować swoją złość. Przez kilka sekund, które ciągnęły się niczym minuty, tkwili w pełnym napięcia bezruchu. Tę scenkę rodzajową uzupełniał warkot wydobywający się z wielu gardeł, tak że nie dało się nawet przypisać dźwięków do ich właścicieli.
Shani zauważyła jednak, że w całym tym bezruchu jest jedna zmienna. Delikatne błyski światła odbijały się od… łez, spływających po policzku Etny. Szara wiedziała już, że w sprawę zamieszane są silne emocje. Musiała teraz ważyć każde słowo, by nie zburzyć tej kruchej równowagi.
- Był szczęśliwy, kiedy odchodził. Spotkał się ostatni raz z Donną.
- Łżesz! – Samica postąpiła krok do przodu. – Donna nie żyje od wielu lat.
- Mówię prawdę – Shani spojrzała łaciatej w oczy, wkładając spory wysiłek w utrzymanie spokojnego wyrazu pyska. Nie mogła sobie pozwolić, by wilczyca zauważyła jej zdenerwowanie. Mówiła jak do przestraszonego szczeniaka, który w każdej chwili mógł się spłoszyć. – Myślisz, że szlibyśmy taki kawał, gdybyśmy to my przyczynili się do jego śmierci?
W miarę, jak Etna zbliżała się do medyczki, ta zaczynała mówić coraz szybciej, by zmieścić jak najwięcej słów w tym kurczącym się czasie.
- Zgubił się i znalazłam go samego, błąkającego się w lesie. Chciałam pomóc mu wrócić do domu, ale upierał się, że chce iść nad wodospad i zobaczyć się z Donną. Zabrałam go tam i… rzeczywiście się z nią spotkał. W jakiejś wizji czy cholera wie czym. Spędzili razem wieczór i zasnęli. Potem Piryt już się nie obudził. Yneryth pomógł mi z… transportem. Jestem medyczką. Gdyby cokolwiek dało się wtedy zrobić, pomogłabym mu, ale… nie mogłam.
Etna zatrzymała się i przekrzywiła z zaciekawieniem głowę, jednak gniewny grymas nie opuszczał jej pyska. Futro wokół oczu było sklejone przez wyschnięte łzy.
- Kochanie, ona może mieć rację – brązowy basior wtrącił się w rozmowę. Podszedł do wadery i delikatnie otarł się o nią policzkiem w geście wsparcia. - Piryt był stary i chory. Wiesz o tym. I umiał rozmawiać w myślach. Może kiedy był na granicy życia i śmierci, udało mu się porozumieć z Donną?
- Może, może… - wilczyca usiadła. – Ale w takim razie jak tu trafiliście?
- Kamienie. Piryt mi je dał – tłumaczyła Shani, wysypując z woreczka czarne, porowate koraliki. – U nas takich nie ma.
- Ah – odparła wilczyca.
Opuściła głowę i zamilkła na chwilę. Najpewniej musiała to wszystko przetrawić. Ciszę przerwał brązowy strażnik.
- Widzę, że jesteście zmęczeni po podróży. To… skromna propozycja, ale zostało nam pół sarny z porannego polowania. Mogę też porozmawiać z alfą, żeby znalazł dla was nocleg, jeśli chcecie.
Shani spojrzała na Ynerytha. Choć próbował zachować kamienny wyraz pyska, wilczyca spędziła z nim wystarczająco dużo czasu, by dostrzec wkradające się na jego oblicze zakłopotanie. Uznała więc, że pójdzie na swego rodzaju kompromis. Sama również nie uważała, by potrzebowała teraz posiłku, ale rzeczywiście czekała ich długa droga powrotna, a poza tym niegrzecznie byłoby odmawiać.
- Dziękujemy. Myślę, że posiłek to coś, czego teraz potrzebujemy.

*

- To jak to było? – Zapytała Shani, przeżuwając twarde ścięgno. – Z Pirytem i Donną.
Siedzący nieco na uboczu Yneryth raczej nie wtrącał do rozmowy, ale przysłuchiwał się z zainteresowaniem wymienianym historiom. Medyczka co jakiś czas spoglądała na niego, próbując odczytać emocje na jego pysku. Wilk był dla niej zagadką, ale mimo wszystko przez te kilka dni zdążyła go polubić. Miała nadzieję, że ta znajomość nie zakończy się wraz z ich przygodą.
- Donna to moja matka – odezwała się Etna, gdy tylko przełknęła kęs. – Piryt… był w niej zakochany na zabój. To była zakazana miłość – wilczyca uśmiechnęła się. – Ona była samotniczką mieszkającą poza terenami naszej watahy. Tam, gdzie teraz mieszkacie wy. Naszym wilkom nigdy nie było wolno się tam zapuszczać z uwagi na bliskość Lasu Zbłąkanych Dusz, jak go nazywamy. Piryt był jednak uparty. Wymykał się, by się z nią widywać. Potem z tego związku pojawiły się szczeniaki, to znaczy ja i moje rodzeństwo. Niestety Donna zmarła dość młodo. Słabo pamiętam matkę, w pamięci został tylko zapach… To chyba była jakaś choroba… Ojciec nigdy nie chciał poruszać tego tematu. Po jej śmierci przyniósł nas tutaj no i wiadomo, zestarzał się… Pod koniec już mu się chyba trochę pomieszało w głowie, zresztą wiecie, jak było…


Koniec.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1691
Ilość zdobytych PD: 845
Obecny stan: 845