Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

środa, 30 grudnia 2020

Od Raquel Cd. Kuroi Hone

Raquel ocknęła się nagle. Była słaba jak jeszcze nigdy dotąd, nie miała nawet siły podnieść łba. Skierowała jedynie wzrok na basiora, który niósł ją na swoim grzbiecie. Gdyby alchemiczka była choć trochę bardziej na siłach, na pewno conajmniej by się wzdrygnęła, może nawet wydałaby z siebie okrzyk. Kuroi był właściwie samymi kośćmi, jedynie mały fragment jego grzbietu pozostał normalny, co właściwie chyba dodawało zjawisku jeszcze bardziej niepokojącej aury. Raquel wiedziała, dlaczego tak się stało, mimo wszystko żywy trup wydał jej się nienaturalny i lekko przerażający. W tamtym momencie jednak mogła być jedynie wdzięczna, że płatny morderca nie zostawił jej po drugiej stronie wybudowanego przez nią mostu.

Wilki znajdowały się już właściwie przy jego końcu, Hone cały czas starał się poruszać jak najszybciej, zwolnił jedynie na moment, żeby spojrzeć na waderę, kiedy poczuł, że się obudziła. Nic nie powiedział i ruszył dalej przed siebie, najwyraźniej rozumiejąc, że wilczyca nie dałaby rady iść na własnych nogach.

- Jeszcze... Trochę... - wycisnął z zaciśniętymi zębami, nadal brnąc przed siebie.

Drewniany most zachwiał się. Dziwne stworzenia z ogromną ich wersją na czele zżerały lichą konstrukcję. Było jasne, że za moment przejście to nie wytrzyma i przebywające na nim wilki spadną w przepaść pełną czarnych łusek. Liczył się czas, który uciekał nieubłaganie. Raquel chciała powiedzieć basiorowi, żeby zostawił ją i ratował siebie, nie potrafiła jednak odezwać się nawet jednym słowem. Czuła się, jakby zaraz miała ponownie odpłynąć.

Mostem znowu szarpnęło, tym razem złamał się w pół, przez co część, na której znajdowali się Raquel i Kuroi, została wygięta lekko w dół. Samiec szybko złapał się gałęzi, próbując się utrzymać. Było to trudne i nieco mogło przypominać surfing z o wiele mniejszą dawką zabawy. Kawałek drewna pod jedną z łap Hone został nagle odgryziony przez skaczącą istotę. Noga basiora straciła podłoże, przez co gwałtownie przechylił się i upadł. Wadera, która znajdowała się na jego grzbiecie, zsunęła się teraz obok niego.

- Cholera! - zakrzyknął Kuroi Hone.

Raquel zebrała resztki swoich sił i podniosła się powoli do siadu. Mogła z tej pozycji zaobserwować, że do nogi kościstego wilka "przykleiło się" zębami jedno ze stworzeń. Alchemiczka zadrżała i chwyciła za łapy basiora, próbując pociągnąć go w swoją stronę. Wciąż była jednak zbyt słaba i ten niewielki wysiłek okazał się dla niej bolesny. Krzyknęła, aby dodać sobie mocy, próbując pomóc Hone jeszcze raz. Bezskutecznie. Sytuacja wydawała się beznadziejna.

Do momentu, kiedy kątem oka Raquel nie dostrzegła kilku małych i kolorowych stworzonek, lecących w ich stronę. Na ich czele lecieli Halcón i Gutou.

<Kuroi Hone? :3 >

niedziela, 27 grudnia 2020

Od Kuroi Hone Cd.Raquel



 Widząc umiejętności Raquel czarny basior, był pod niemałym wrażeniem. Musi mieć niesamowite moce. Jednak Kuroi słysząc, że alchemiczka najwyraźniej upadła na ziemię widząc waderę leżącą na ziemi, szybko do niej podszedł.

-Cholera Raquel... Wszystko w porządku?- Zapytał, patrząc na alchemiczkę.

 Jednak Kuroi nie doczekał się odpowiedzi, sprawdził jeszcze, czy wadera nie jest ranna, jednak niczego nie znalazł. Płatny morderca pochylił się i zabrał waderę na swój grzbiet.

 Spokojnym ruchem odwrócił się w stronę przepaści, nad którą był obecnie most stworzony z drewna. Nie był pewien czy to stworzenie nie do skoczą do mostu i nie będą chciały go zeżreć... kto wie czym się to, żywi. Kuroi spojrzał w dół, ruchy stworzeń były zwolnione, ale zaczynały poruszać coraz szybciej, a nie które natomiast zaczynały poruszać się coraz wolniej. Basior zmarszczył brwi i zaczął iść po moście.

 Po tym, gdy stawił kilka pierwszych kroków, zauważył, że na czubkach gałęzi drzewa wisiały już te przedziwne stworzenia i zjadały roślinę. 'Trzeba się pośpieszyć.'- Pomyślał i zaczął iść szybciej, ale nie na tyle by upuścił Raquel. Był pewien, że te robale nie mają kości, więc jedna z jego kluczowych umiejętności na nic się tu nie zda. Nie długo po tym na prowizoryczny post opadły części skóry wilka, części te zsunęły się i wpadły, wgłąb dziury, stając się pokarmem na łuskowatych stworzeń. Basior stał się teraz kośćmi wilka, oprócz jego grzbietu, na którym była wadera.

 Postanowił tak po części oszczędzić sobie trochę bólu, gdyby małe potworki z dołu do niego doskoczyły.
 Odległość była dużo większa, niż mogło się wydawać. Płatny morderca, marszcząc brwi, spoglądał w dół, było w nim ciemno, jednak coś zwróciło jego uwagę, podłoże pod dziwnymi robalami nie było szare i kamienne... ale przypominające czarne łuski u tych stworzeń. 'Miejmy nadzieję, że to nie to o czym myślę...'- Pomyślał.

 Był już bardzo blisko końca, gdy usłyszał za sobą dźwięk łamiącego się powoli drewna...
Kuroi odwrócił się... stanął i z przerażeniem w oczach. Część drzewa była pożerana przez stworzenie... takie jak te w dole... jednak wielkie, o wiele większe niż pozostałe w dole.
 Płatny morderca znacznie przyśpieszył swoje ruchy. Kiedy był już na końcu, most przygotował się, by przerzucić nieprzytomną waderę, gdy miał już to zrobić, ta się ocknęła.

Raquel? ^^ Sorka, że tyle musiałaś czekać

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Leonardo dorasta!

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

OGÓLNE INFORMACJE

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━
IMIĘ: Leonardo

PRZEZWISKO: Leo

WIEK: 3 lata

DATA URODZIN: 7 marzec

PŁEĆ: Basior

STANOWISKO: Szpieg

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

WYGLĄD ZEWNĘTRZNY

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━


AUTOR: Właścicielka wilka

APARYCJA: Leo jest wysokim basiorem, choć nie wyróżnia się pod tym względem jakoś specjalnie. Jego budowa ciała jest raczej przeciętna. Sierść Leonarda jest krótka i szorstka. Jego czerwono-białe futro kolorystycznie z pewnością jest dość widoczne w tłumie. Ogon samca jest długi, zimny i pokryty ciemnoczerwonymi łuskami. Na jego końcu znajduje się pędzel z czarnego futra. Równie ciemny włos znajduje się na głowie wilka w postaci zachodzącej nieco na oczy grzywki. Oczy wilka są chłodne, w kolorze rubinu. Na szyi samca znajduje się brązowa obroża, z metalową plakietką, na której widnieje numer 037.

ZNAKI SZCZEGÓLNE: Wilk z pewnością wyróżnia się swoim długi, pokrytym łuskami ogonem. Gdy jednak podejdzie się bliżej, zauważyć można także długi, wystające poza dolną szczękę kły.

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

CHARAKTERYSTYKA

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

OSOBOWOŚĆ: Leo jest zazwyczaj dość milczący. Bardzo wiele myśli jednak niewiele z tych myśli zostaje przez niego zwerbalizowane. Uważa, że czyny znaczą znacznie więcej niż słowa. Przez tą nieco zdystansowaną postawę może się niektórym wydawać nieco szorstki. Prawda jest jednak taka, że bardzo dba o innych, zawsze stanie w obronie swoich bliskich, a także słabszych. Posiada jednak nieco przesadną chęć pomocy. Nie zawsze potrafi zrozumieć, że ktoś chce spróbować zrobić coś samemu, przez co może być odbierany jako zbyt narzucający się czy też wręcz uciążliwy. Zwykle jednak Leonardo nie robi tego w złej wierze i nie zdaje sobie sprawy, że jego chęć pomocy może być dla kogoś męcząca. Ze swoich obowiązków stara się wywiązywać najlepiej, jak tylko potrafi i podchodzi do nich bardzo poważnie. Samiec lubi gdy się go chwali, lubi się popisywać, choć nie zawsze wychodzi mu to na dobre. Bardzo zależy mu na opinii innych. Przeraża go myśl, że inni mogliby źle o nim mówić lub się z niego śmiać. Leo ma problem z przepraszaniem oraz przyznawaniem się do pomyłek czy błędów, za bardzo zależy mu na jego dumie i dobrym wizerunku w oczach innych. Basior jest odważny, ale nie głupi. Wie kiedy się wycofać i nie narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Zdarza mu się sądzić, że wie lepiej od innych, co jest dla nich lepsze. Choć sam nie do końca wie, co jest dobre dla niego. W sytuacjach stresowych można zauważyć, że bywa zagubiony i czasem potrzebuje kogoś, kto przywróci go na właściwe tory.

RODZINA: Nie ma pojęcia, kim byli, czy też jak nazywali się jego biologiczni rodzice. Przebywając w zamknięciu, poznał jednak starą waderę, która stała się dla niego niczym matka. Samica nosiła imię Lisa.

HISTORIA: Same narodziny Leonarda są owiane dosyć gęstą mgłą tajemnicy. Nawet wilczyca, która opiekowała się szczeniakiem przez pierwsze miesiące jego życia, nie wiedziała, skąd pochodzi szczeniak. Tym, co jednak wiedzą wszyscy jest to, że Leo już od pierwszych tygodni życia znajdował się w laboratorium. Był tam poddawany wielu eksperymentom, wśród których niejednokrotnie znajdowały się także te bolesne. Lisa, wadera opiekująca się malcem nie potrafiła patrzyć na jego cierpienie i wraz z kilkoma innymi wilkami postanowiła wydostać szczeniaka ze stalowego więzienia. Wszystko odbyło się pod osłoną nocy, a sam Leonardo, będąc wciąż pod wpływem leków nasennych, nie miał o niczym pojęcia. Orzeł zamieszkujący tereny nieopodal laboratorium, a jednocześnie przyjaciel Lisy zdecydował się pomóc w uwolnieniu szczeniaka. Zawinięty więc w stary koc szczeniak został, zgodnie z poleceniem wadery, zabrany na wschód. Nagłe znalezienie się w nieznanej sytuacji wywarło na Leo większy szok, niż można by się tego spodziewać. Zrządzenie losu sprawiło, że Leonardo odbył trochę niebezpieczne lądowanie na terenach Watahy Renaissance. Po tym jego historia toczyła się tutaj.

PARTNER: Chętnie pozna bliżej jakąś miłą waderę.

POTOMSTWO: Nie posiada, ale nie wyklucza takowych w przyszłości.

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

MAGIA

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

ŻYWIOŁ: Nie posiada

MOCE: Brak

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

STATUS I STAN

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

POZIOM: 1

UMIEJĘTNOŚCI:
Inteligencja: 20
Siła: 25
Szybkość: 30
Obrona: 25
Moce: 0
Razem: 100

PUNKTY ZDROWIA: 100/100

STAN PSYCHICZNY:
◉◉◉◉◉◉◉◉◉◉

GŁÓD: 5/5

CHOROBA: Brak

DOŚWIADCZENIE: 15 pkt

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

INNE

━⋅•⋅•⋅⊰⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅∙∘☽༓☾∘∙⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⋅•⋅⊰⋅•⋅•⋅━

CIEKAWOSTKI:
• Jego imię powstało od numeru na obroży.
• W jego obroży wciąż znajduje się wbudowany przełącznik elektryczny.
• Cierpi na klaustrofobię.
• Lubi wcześnie wstawać.

WŁAŚCICIEL: Hw/DG - anako, gmail - ania.anako@gmail.com

sobota, 19 grudnia 2020

Od Rodrigo Cd. Vaayu

Rodrigo doskonale pamiętał, jak to jest żyć w samotności. Pamiętał uczucia towarzyszące wilkowi, kiedy w końcu znajduje miejsce, w którym czuje się bezpiecznie i do którego należy. W końcu nie tak dawno sam został zaprowadzony przed oblicze Renesmee jako kandydat na nowego członka Watahy Renaissance. Nie widział powodu, dla którego miałby odmówić śnieżnobiałej waderze. Może ona też czuła się tak samotna i tak porzucona jak on...?

Z rozmyślań podczas wędrówki z powrotem do centrum watahy wyrwało go pytanie Vaayu.

- No a ty... Jak masz na imię?

Strażnik poczuł się jak wyrwany z transu. "Skup się Rod, jesteś w pracy!" - skarcił samego siebie w myślach. Wydał z siebie "Hy?" i dopiero po chwili uporządkował myśli na tyle, żeby zrozumieć sens pytania.

- A... Moje imię. No tak, powinienem się przedstawić. Jestem Rodrigo, strażnik terenów. - powiedział surowo.

Samica pokiwała głową.

- Pewnie przyjmowanie nowych nie należy do twojego obowiązku, ale... Może wiesz, jakie stanowiska mogłabym zająć? Chętnie pomogę w jakiś sposób. - powiedziała nieśmiało.

- Stanowisk jest do wyboru, do koloru. Masz rację, nie leży to obok moich zadań, ale orientuję się, że nie mamy nikogo, kto zajmuje stanowiska łowieckie. Jeśli czujesz się dobra w polowaniu, możesz się nad tym zastanowić. - odrzekł Rodrigo.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, żołądek basiora zaburczał jakby na wspomnienie o polowaniu. Strażnik speszył się i spojrzał kątem oka na Vaayu, która chyba próbowała ukryć rozbawienie.

- Em... Vaayu - zaczął poważnie. - Masz ochotę na polowanie? Może lepiej stawać przed przyszłą Alfą z pełnym brzuchem...

<Vaayu?>

Od Tristany Cd. Hinaty


Ciepłe uczucie wypełniło śnieżnobiałą waderę w okolicach klatki piersiowej i brzucha. Tristana uśmiechnęła się miło, czując sporą radość na słowa basiora.
- Cieszę się. W końcu to jest najważniejsze, by w watasze widzieć swój dom. - odparła cicho łagodnym tonem. Hinata posłał jej szeroki uśmiech. Po chwili wilki zakradały się pod zdobycz, okrążając ją z obu stron. Szybkimi susami skoczyły na leśnego byka i szybko go powaliły. Polowanie przebiegło sprawnie dzięki dobremu zgraniu wilków i po niewielkiej chwili, oba napawały się świeżym, ciepłym posiłkiem.
Kończąc posiłek, Tristana zastanawiała się w którą stronę teraz należy się udać, by Hinata poznał jak najwięcej terytorium w jak najkrótszym czasie. Postanowiła pokazać mu swoje ulubione miejsca w pierwszej kolejności.
- Posiłek był pyszny. - stwierdził basior oblizując się. Uśmiechnął się i wstał. - To co? Dokąd teraz?
- Niespodzianka. - odparła radośnie wadera. Podniosła się szybkim ruchem na łapy, po czym lekko się rozciągnęła. Wilki wymieniły spojrzenia. - Nie mamy daleko.
Towarzysze przemierzali teren między trawami, wysuszonymi po gorących letnich dniach i do dziś nie odżywionymi. Wysokie źdźbła szumiały gdy puszyste, zimowe futra wilków dzielnie je pokonywały. Po niedługiej chwili do uszu wędrowców dobiegł spokojny szum i lekko kłujący zapach słonej wody.
- Morze. - odparł z delikatną ekscytacją Hinata, spoglądając na Tristanę.
- Bingo - uśmiechnęła się. Oba wilki pomknęły biegiem w kierunku plaży i gdy już zatrzymały się, majaczyło przed nimi nieskończone morze, a chłodna bryza mierzwiła im futra. Tristana poczuła się, jak gdyby śniła.

Hinata? c:

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 231
Ilość zdobytych PD: 115
Obecny stan: 1875 + 115 = 1990

piątek, 18 grudnia 2020

Wydalenie z watahy

 Witajcie kochani członkowie, 

Post miał zostać opublikowany wczoraj, lecz niestety nie udało mi się tego zrobić za co was przepraszam. 

Wraz z administracją chcemy poinformować, że Kzen oraz Heshenivv zostają wydaleni z naszej blogowej watahy. 

Powodem ich wydalenia jest niezastosowanie się właściciela do postanowienia administracji. 

O co dokładniej chodzi? Więc, po sprawdzeniu adresu IP udało się ustalić, że właściciel obu postaci, jest tak naprawdę właścicielem Kenevena, który został oskarżony o plagiat, naruszenie regulaminu bloga i oszustwo. 

Tak więc z dniem dzisiejszym obie postaci zostają wydalone. 

Dodatkowo nowa postać, którą chciał dodać pod innym adresem nie zostanie dodana, gdyż tamten adres również został sprawdzony. 

Liczymy, że tym razem właściciel zrozumie, że nie ma możliwości powrotu. Taka została postanowiona kara i prosimy o dostosowanie się do niej. 





~~ Administracja bloga 

środa, 16 grudnia 2020

Od Leonarda Cd. Kzen'a

Młody wilk stał, jeszcze przez chwilę przyglądając się szybko oddalającemu się od niego szaremu basiorowi. Leo miał swój własny cel. W watasze nie było jednak nikogo, kto mógłby mu pomóc w jego osiągnięciu, młodzik musiał więc radzić sobie sam. Do nastania poranka wciąż było trochę czasu, a Leo nie miał jeszcze okazji zmrużyć oka tej nocy. Samiec znalazł więc sobie w pobliżu jakąś norę, w której mógłby spędzić resztę nocy. Młodzieniec nie spał jednak zbyt długo, obudził się dość niedługo po wschodzie słońca. Leonardo zaczął kręcić się po okolicy w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, jednocześnie uważając aby nie spotkać przy tym opiekunki. Był już niemal dorosły więc nie potrzebował aby biała wadera przy nim czuwała. Basiorowi nie udało się znaleźć żadnych resztek, wyglądało na to, że nikt z watahy nie pozostawił niczego poprzedniego dnia. Leo postanowił więc powrócić do swoich ćwiczeń. Rozglądając się za jakimś wilkiem, spostrzegł szaro-czarnego basiora. Nie miał wątpliwości, że jest to Kzen, nawet jeśli wilk nie miał już przy sobie latarni. Młodzieniec zniżył głowę i zaczął podążać za starszym członkiem. Przez jakiś czas udawało mu się śledzić wilka pozostając niewykrytym, a przynajmniej tak mu się wydawało. Kzen zatrzymał się i spojrzał w stronę, gdzie znajdował się Leo.
- Długo zamierzasz jeszcze za mną łazić?
Leonardo wzdrygnął się i wychylił głowę zza krzaków.
- Skąd wiedziałeś, że za tobą idę? - Zapytał czerwony samiec.
- Jesteś strasznie głośno. - Odparł mu wilk. - Czemu właściwie mnie śledzisz?
- To moja sprawa. - Powiedział czerwony wilk, odwracając się od swojego rozmówcy.
Uznał, że nic więcej tu po nim. Musiał poszukać kogoś innego. Nie czekając więc na kolejne słowa szarego wilka, młodzieniec odbiegł w swoją stronę. Niedługo później udało mu się dostrzec jedną z wilczyc. Kremowa kapłanka zdawała się właśnie na coś polować. Leo postanowił się jej przez chwilę poprzyglądać. Nie szło jej najlepiej, ale ostatecznie udało jej się złapać jedną Lisurkę. Co jednak ważniejsze przez ten czas nie zauważyła, że młody samiec kręci się niedaleko. Choć fakt, że zaczęła coś mówić wprowadził go w pewne wątpliwości, ostatecznie jednak mówiła ona do siebie. Leonardo oddalił się niedługo po skończonym przez wilczycę polowaniu. Następnym celem Leonarda stała się alchemiczka. Czerwony wilk został jednak przepłoszony nim jeszcze zdążył się do niej zbliżyć. Z daleka zauważył jedynie jak Raquel mówi coś do swojego towarzysza, który chwilę potem zaczął biec w jego stronę. Leo uciekł nim ten zdążył do niego dotrzeć. Młody wilk ponownie zaczął krążyć po lesie w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Powoli uczył się polować, ale dalej w dużej mierze polegał na resztkach pozostawionych przez inne wilki. Tym razem udało mu się trafić na trop świeżego mięsa. Podążając za zapachem stanął naprzeciw szarego wilka. Kzen zatrzymał się, patrząc na Leo z kilkoma Kolfrenkami w pysku. Młodzik oblizał się odruchowo na widok jedzenia po czym bez słowa odwrócił on starszego basiora. Był zbyt dumny, aby prosić go o podzielenie się jedzeniem, nawet jeśli oznaczałoby to przymus nie jedzenia przez cały dzień.


Kzen?

Od Vaayu Cd. Rodrigo

Kiedy Vaayu poczuła zapach nieznajomego wilka, uznała, że aby uniknąć ataku, najrozsądniej będzie nie zmieniać kierunku marszu. Już po chwili udało jej się dostrzec ciemne futro obcego.
- Kim jesteś i co tu robisz? - spytał donośnie nieznajomy.
Vee nie do końca wiedziała co zrobić. Wiedziała, że jest intruzem na terenie jakiejś watahy, ale nie miała pojęcia jak się zachować, aby uniknąć ataku. Wadera zastanawiała się nad odpowiedzią zdecydowanie zbyt długo, bo obcy wilk skoczył w jej kierunku. Bez problemu powalił Vaayu na ziemię i przetoczył się z nią kawałek, na końcu lądując na górze, co uniemożliwiło jej wstanie. Po chwili jednak odsunął się. Vee nie miała pojęcia dlaczego, bo na jego pysku nie było widać żadnych emocji, ale skorzystała z okazji i podniosła się z ziemi.
Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się nieznajomemu. Był to potężny basior, o gęstym szaro-czarnym futrze. Jego dwukolorowe oczy wpatrywały się w waderę.
- Kim jesteś i co tu robisz? Znajdujesz się na terenach Watahy Renaissance - powiedział poważnym, niezdradzającym emocji głosem.
Tym razem Vee nie mogła uniknąć odpowiedzi.
- Jestem Vaayu - zaczęła. - Już jakiś czas temu opuściłam moją dawną watahę, a teraz wędruję i szukam miejsca, żeby się osiedlić - nie do końca wiedziała co odpowiedzieć. - I... Czy byłaby szansa, żebym dołączyła do twojej watahy? - spytała niepewnie.
Nie liczyła na zbyt wiele, bo w przeszłości cały czas jej odmawiano, ale uznała, że warto spróbować. Pomimo tego, że nauczyła się żyć w samotności, to i tak nie czuła się z tym najlepiej.
Basior zlustrował ją wzrokiem.
- To już pytanie do alfy - odparł.
- Mógłbyś mnie do niego zaprowadzić? - w oczach Vee pojawiły się iskierki nadziei.
W odpowiedzi wilk skinął tylko głową. Wadera uśmiechnęła się delikatnie, ale w środku skakała z radości. Nie chciała ulec ekscytacji, ale perspektywa zaprzestania ciągłej wędrówki wydawała jej się zbyt piękna.
- No a ty... Jak masz na imię? - Vaayu zwróciła się niepewnie do basiora.

Rodrigo?


Od Heshenivv'a CD. Samyi

Ivvi zdziwił się i odpowiedział szybko:
- No... Nie wiem. Mogę... Nie mam nic innego do robienia - w jego głosie brzmiała oznaka zmieszania
- To chodźmy - wadera skierowała się w stronę celu, a Hesh za nią. Szedł daleko od Samyi. Jego mina była jakaś dziwna. Taka jakby smutna. Patrzył się na swoje łapy. Co chwilę spoglądał przed siebie, by sprawdzić, czy zaraz w coś nie wejdzie. Droga wydawała mu się bardzo długa. W końcu ukazały im się góry Sommets interdits. Nie było widać szczytu Pic Céleste, ponieważ mgła była dość nisko. W końcu dotarli do wyczekiwanego miejsca. Samya powoli zanurzyła się po brzuch. Iv zaś wskoczył cały na raz i zniknął na chwilę w otchłani wody. Wilczyca została ochlapana, dlatego też cofnęła się trochę, ale po kilku minutach i tak wróciła na poprzednią pozycję. Heshenivv wyleciał z wody, a jego futro już było czyste. Wylądował na trawie i zaczął się w nią wcierać.
- Cóż ty robisz? - samica lekko się uśmiechnęła
- Jak to co? Suszę się - padła odpowiedź
- Shen? Tam jest błoto - Samya zaśmiała się głośniej. Basior wstał i spojrzał na siebie. Faktycznie - znów był cały błocie.
- Ja to zawsze mam pecha - mruknął i znowu wskoczył do wody.

Samya??

wtorek, 15 grudnia 2020

Od Raquel Cd. Kuroi Hone



W stronę Raquel leciało dziwne stworzenie. Nie było duże, tylko trochę przewyższałoby roczne szczenię. Miało czarne łuski, głowa była bezpośrednio przyłączona do tułowia, z którego wyrastały 4 długie odnóża. Istota pewnie z nich wybijała się w powietrze. To coś nie miało oczu, głowa składała się właściwie jedynie z okrągłego otworu gębowego, z którego wystawały rzędy zębów, teraz skierowanych w stronę wadery.

Alchemiczka nie miała nawet czasu na reakcję. Kuroi zauważył napastnika przed nią, szybko rzucił się w jego stronę i mocno odbił stworzenie, które poleciało z powrotem w głąb przepaści. Przez nagły ruch basior potrącił Raquel, na którą następnie upadł. Samica chwilę patrzyła w jego oczy zszokowana. Hone szybko się podniósł i pomógł wstać towarzyszce. Ta chciała podziękować, lecz w ich stronę skoczył już następny czarny stwór.

- Uważaj! - krzyknęła do płatnego mordercy, który znowu wykazał się swoimi zdolnościami, tym razem zabijając atakującego.

Wadera miała mętlik w głowie. Trzeba było działać bardzo szybko. Nie było sensu zawracać. Nie polecą jak dwa smoki, przecież nie mają skrzydeł. Spacer ścieżką też był niebezpieczny. Chyba, że znajdowałaby się wyżej... Alchemiczka rozejrzała się i zauważyła po drugiej stronie mostu małe drzewko. Skoro tam rosło, musiało mieć dostęp do światła. Oczywiście w nocy nie mogła potwierdzić tej hipotezy. Za zakrętem mogło się jednak kryć wyjście.

- Kuroi, proszę kryj mnie. Halcón pewnie pomoże i spowolni ruchy tych istot... - w głowie Raquel pojawił się już plan.

Hone kiwnął głową. Nie pytał, co zamierzała samica, nawet nie było czasu na dyskusje, czy postępuje mądrze. Raquel skupiła całą swoją moc i wysłała ją w stronę drzewka. Roślina zaczęła rosnąć, jej gałęzie kierowały się w stronę wilków.

Ciemnoszara alchemiczka nigdy nie doświadczyła takiego wysiłku, używając mocy. Musiała użyć jej sporo, żeby gałęzie w końcu dosięgnęły przeciwnego brzegu. Jeśli miał być to nowy most, musiał być stabilniejszy. Raquel skupiła się, żeby wzmocnić konstrukcję. Czuła, że opada z sił, mięśnie jej drżały. W końcu krzyknęła, żeby dodać sobie mocy na sam koniec. Nawet nie miała szansy spojrzeć na swoje dzieło, ponieważ po chwili leżała już wyczerpana na ziemi.

<Kuroi?>

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Od Kuroi Hone- 7 trening szybkości

 Zaczął się siódmy dzień treningu. Płatny morderca ten dzień postanowił zacząć od dosyć krótkiej rozgrzewki. Przez rozgrzewkę Kuroi ma na myśli bieg do Golden Grove i z powrotem. Może nie był to jakiś wybitny pomysł, ale to było pierwsze co przyszło mu do głowy.

Po powrocie do okolic centra watahy basior przez jakiś czas błąkał się bez żadnego calu. Zastanawiał się co byłoby dobre do zrobienia na ten ostatni dzień, ale tak naprawdę nie miał jakiegokolwiek pomysłu. Śnieg, który był pokryty cienkim lodem kruszył się pod jego łapami. Hone zatrzymał się przy jeziorze Lac doré i wpadł na pewien pomysł.

Płaty morderca postanowił udać się do Lac de Cristal, nie ma to jak odwiedzić Sommets interdits dwa razy w przeciągu kilku dni, prawda?

**

Hone przebiegał już ostatnią prostą, która dzieliła go od jeziora, które obecnie było pokryte lodem. Musiał przyznać, że ten bieg pobudził go i czół się jakby tryskała z niego energia. Po mimo, że słyszał ryki gryfów tym razem go nie pogoniły.

Wilk zwolnił aż w końcu się zatrzymał się. Słońce oświetlało śnieg oraz lód pokrywający jezioro Lac de Cristal. Na brzegu stał czarny basior, którego futro było porywane przez wiatr. Kuroi odsłonił kości swojego pyska, a także tylnej łapy.

Trening szybkości Kuroiego zakończył się.

KONIEC

Trening zaliczony!

Od Samyi Cd. Heshenivv'a



Deszcz może i przestał padać, ziemia jednak dalej była wilgotna i trochę śliska. Samya postanowiła podążyć za basiorem niedługo po jego odejściu. Odnalezienie zapachu samca w deszczu nie było zbyt proste. Rozmywane przez deszcz ślady również nie stanowiły zbyt dobrego punktu zaczepienia. Kremowa wilczyca widziała jednak, w którą stronę podążył Hesh. Deszcz przestał padać, a spośród chmur wyjrzało słońce. Niedługo potem do uszu wilczycy dobiegł hałas. Sam skierowała się w tamtą stronę z nadzieją, że to szary basior. Nie myliła się, gdy tylko jednak Shen ją zobaczył, odwrócił się i odszedł, ponownie znikając wśród traw. Narzucone przez skrzydlatego samca szybkie tempo sprawiło, że ten znikł jej z oczu. Wadera zaczęła się rozglądać, nigdzie jednak nie widziała szarego wilka. Jak się okazało nie na długo. Zaledwie kilka chwil później została przez niego przygnieciona do ziemi.
*Co do diaska?* Przeszło waderze przez myśl.
Samiec bardzo szybko z niej zeskoczył, pozwalając jej tym samym wstać. Kremowa wilczyca byłą w tej chwili w połowie ziemista. Wciąż nieco wilgotna ziemia właściwie natychmiast przywarła do jej futra.
- Przeprasza, nie chciałem. - Wymamrotał basior.
Samya cofnęła uszy, nie będąc pewna co na to odpowiedzieć. Szary samiec wyglądał wilczycy na nieco przybitego. Widok ten sprawił, że dobra natura Sam wzięła górę ponad wszystko inne.
- W porządku, nie mam żalu.
Heshenivv spojrzał na wilczycę kontem oka, a ta odpowiedziała mu lekkim uśmiechem. Nie zanotowała z jego strony żadnej reakcji, ale w sumie to nawet jakoś na nią nie liczyła. Wilk nie wydawał się jej kimś, kto chętnie się uśmiecha. Nie chcąc drążyć dalej tematu, wadera skierowała swoją uwagę na pokryte błotem futro. Jeśli ziemia wyschnie, pokruszy się i sama odpadnie. To jednak pozostawiłoby na sierści wilczycy osad, który zmatowiłby jej futro. Chcąc nie chcąc postanowiła więc wrócić nad jezioro i zażyć, być może nieco zbyt zimnej kąpieli. Samica zrobiła więc kilka kroków w swoją stronę, po czym ponownie się zatrzymała. Jej wzrok podążył w stronę Shena. Jego szara sierść również nosiła na sobie ślady ziemi, prawdopodobnie pozostałej po wcześniejszym upadku.
- Muszę się umyć. - Stwierdziła wilczyca, spuszczając wzrok.
Nie była pewna czy dobrze robi. Hesh był dla niej zagadką, kimś zupełnie nieprzewidywalnym i Sam nie była pewna czy trzymanie kogoś takiego wokół jest dla niej bezpieczne. Mimo to postanowiła zaryzykować.
- Masz ochotę iść ze mną? - Zapytała kremowa wadera.

Heshenivv?

Od Kzen'a do Leonarda

Noc, noc i jeszcze raz noc. Chyba każdy już wie, że to najlepsza pora dla Kzen'a. Chodził on wkoło Lac doré. Jezioro było duże, więc na jedno okrążenie trochę schodziło czasu. Samiec myślał o ranku. Gdy nastanie, dopiero wtedy wróci do Forêt de Vie. Nie wiedział czemu. Basior nie przejmował się szuraniem w trawie. Niezbyt go to obchodziło. Zwrócił na to uwagę dopiero wtedy, gdy dało się słyszeć dziwny... ryk? Bardziej to już przypominało jęknięcie niż ryk, ale niech będzie. Alchemik podszedł cicho do źródła hałasu. Zachował jednak bezpieczny dystans. W dość wysokiej trawie dojrzał szkarłatnoczerwoną sierść. Prychnął:- Leonardo! Wiem, że to ty się chowasz - po jego słowach usłyszał wzdychnięcie, a z krzaków wyszedł Leo
- Jakim cudem mnie zobaczyłeś? - spytał się
- Normalnie. Poza tym wiatr wieje w moją stronę i cudem byłoby nie poczuć twego zapachu
- Nie zauważyłem - młody wilk szepnął bardziej do siebie niż do starszego samca. Kzen stał i wpatrywał się w Leo, ale gdy wiatr zaczął wiać mocniej, natychmiast odszedł. Po drodze zastanawiał się czemu ten kadet siedział w krzakach jak dzikus i nie wiadomo po co.
- Czekaj! - usłyszał krzyk za sobą
- Co rzesz znowu?
- A przestraszyłeś się mnie?
- Niby czemu? - alchemik przyśpieszył, pozostawiając szczeniaka w oddali. Według niego zachowywał się dziwnie. Pewnie dlatego, że nigdy z nim nie rozmawiał. Nastał ranek. Kzen odpuścił sobie noszenia latarni do końca trasy. Nie chciał już więcej spotkać Leonarda. Pewnie mu się to unikanie nie uda, ale jak sam twierdzi: warto... spróbować?

Leonardo??

Od Kzen'a ~ Legenda alchemika cz.1

Na prawie całych ternach panował spokój lecz jedynie Golden Grove było "głośno". Na środku malutkiej polanki w złotym lesie wir wydawał okropny hałas. Wiatr wiał jak przy wichurze.
Moje łapy ledwo trzymały mnie przed tym wirem. Nie zdążyłem dokończyć jakiegoś eliksiru, a właśnie mi się rozbił. Podobno, gdy nie zostanie dokończony,
po rozlaniu otworzy portal. I ten portal był dość mały, ale wystarczająco duży, by wciągnąć wilka. Nie wiadomo dokąd prowadził. No może tylko to, że na pewno do jakiejś... mrocznej krainy?
Tak mrocznej krainy. Chyba... Raczej tak. Wir stawał się coraz silniejszy. Moje łapy nie mogły już wytrzymać, więc się puściłem. Portal mnie wciągnął do mrocznego lasu. Był on podobny do Vallée Sombre.
Różnił się tylko tym, że niektóre drzewa przeobrażone były w kolce wystające z ziemi. Ten las wyglądał przerażająco. Nie chciałem tam być. Moim marzeniem było wrócić do Golden Grove i na tereny watahy.
Niestety nie było jak. Nigdzie nie było śladów tego teleportu. W krainie było bardzo zimno. Jednak nic nie było zamarznięte. Widocznie zawsze musiała być tam taka temperatura, a wszystko się
do niej przyzwyczaiło. Nie widziałem tam żywego ducha. Zapomniałem powiedzieć, że jedynie na drzewach przysiadały ptaki, które miały na wierzchu kości. Dziwny widok.
Ciekawiło mnie czy poza nimi coś tam jeszcze żyło. Wszedłem pomiędzy drzewa. Wydawały się większe niż patrząc z daleka. Ich liście były szare i suche. Tak samo z pniami. Kora już odpadała.
Kolce zaś, również szare, tępe i grube. Różnej długości. Moim zamiarem nie było zapuszczanie się w głąb mrocznej gęstwiny. Oddaliłem się od niej z nadzieją na spotkanie kogoś.
Szedłem długo, a pogoda robiła się coraz gorsza. Deszcz zaczął lekko kropić. Szara mgła się namnożyła i była już wszędzie. Widoczność spadła do zera. Musiałem zatrzymać się, bo przecież
nie dałbym rady iść w tym szarym kłębie. Jednak miałem też szczęście. Mianowicie deszcz się nie nasilił, a ta okropna mgła rozlazła się. Znów odsłoniły się drzewa i tępe kolce.
Ptaki poodlatywały, a ja ruszyłem na dalsze poszukiwania. Szedłem tak z godzinę i dalej nic. Jedynie mała polanka ukazała mi się przed oczami. Również szara z powiędłymi kwiatkami i z zszarzałą trawą.
Dziwiło mnie też to, czemu przy tych drzewach i kolcach nie było trawy. I jak te kolce wyrosły. Możliwe, że ktoś je tam ustawił i powyrywał tą trawę. Wtedy pewnie zapanowała szarość. Niestety
tego nie wiedziałem. Było tyle pytań, a na żadne z nich ani część odpowiedzi. Przysiadłem na polance, by trochę odpocząć. Zasnąłem, a obudziłem się chyba w nocy. Było o wiele zimniej niż gdy tu dotarłem.
Musiałem znaleźć miejsce, w którym będzie cieplej. Myślałem, że zamarznę. Im bliżej ranka, tym zimniej. W końcu znalazłem jaskinię. Nikogo nie było w środku. Tam było o wiele cieplej. Wyczułem też zapach.
Dosyć świeży. Możliwe, że ktoś tu był przede mną. I tak zasnąłem. Byłem zbyt zmęczony. Spałem aż do południa. Przynajmniej wtedy stawało się cieplej niż w ciągu nocy. Zanim zdążyłem wyjść z jaskini,
usłyszałem głos"
"- Co tu robisz?"
"- A co ty tu robisz?" - po tych moich słowach z cienia wyszedł wilk. Był czarny i tylko jego zielone oczy świeciły
"- Ja tutaj mieszkam i nazywam się Viss"
"- Mieszkasz tu?"
"- Tak. Od narodzenia"
"- Ja jestem Kzen i wciągnął mnie tu portal"
"- Portal?"
"- Tak. Należę do Watahy Renaissance"
"- Aaaa. Wiem jak stąd się wydostać"
"- Jak?"
"- Istnieje portal. Tylko w drugą stronę. Jest on w takim zamku. Niestety niełatwo się tam dostać. Pilnują go Wilki Lazurowej Doliny"
"- Wilki Lazurowej Doliny?"
"- Można uznać to za watahę. Mnie stamtąd wygnali. Nie pytaj się dlaczego"
"- Zabierzesz mnie tam?"
"- Dobra! Ale niczego nie obiecuję" - Viss sięgnął pyskiem w róg groty i wyciągną jednego z tych ptaków przysiadujących na drzewach, tylko martwego. Zjadłem go i był nawet dobry. Po najedzeniu się ruszyliśmy w drogę.
Zapomniałem powiedzieć, że ten wilk, którego spotkałem wyglądał jak szczeniak, ale mniejsza z tym. Zamek był bardzo daleko, a droga dość trudna. Wątpiłem, że dojdziemy tam żywi. Natomiast mój towarzysz twierdził,
iż szedł tędy wiele razy i jakoś dalej nic mu się nie stało. Trochę mnie to pocieszyło. Jednak mina mi zrzedła, gdy zobaczyłem ranę na brzuchu samca. Spytałem się skąd jest, a on odrzekł, że spadł ze skarpy.
Niezbyt mu dowierzałem, ale rana naprawdę wyglądała jakby się uderzył o głaz. Narzuciło mi się jeszcze jedno pytanie: czemu w tej krainie panuje mrok. Viss opowiedział, iż podobno bóg mroku zabił boga natury i zieleni.
Mówił też, że to tylko plotka, ale kto wie. Tylko jak bogowie mogą zabijać się nawzajem? Nieważne, podarowałem sobie to pytanie. Pierwszym naszym przystankiem było Wzgórze Królów. Tam zginął bóg natury
i zieleni. Pewnie dlatego wkoło szczytu rosło kilka zielonych kwiatków. Towarzysz wytłumaczył, że to przez jego szczątki. Zbytnio tego nie zrozumiałem. Wtedy właśnie szliśmy szeroką doliną. Dni były dość krótkie, ponieważ
znów zapadł zmrok. Musieliśmy gdzieś się schronić przed chłodem. Odnaleźliśmy norę. Mój przyjaciel wyciągnął stamtąd lisa i weszliśmy do środka. Przynajmniej mieliśmy kolację. Zwierzę było wychudłe, ale i tak pojedliśmy.
Wtuliliśmy się w siebie, by zachować ciepło i zasnęliśmy. Śnił mi się bóg natury i zieleni, chodzący między drzewami i przechadzający się po kwiecistych polanach. Nagle stanął przed nim bóg mroku. Szybko go zabił.
Na szczęście wybudziłem się z tego koszmaru. Dziwiło mnie tylko to, że zabity bóg nie zginął na Wzgórzu Królów. Przecież to tylko sen, prawda? Viss jeszcze spał. Próbowałem go obudzić, lecz spał za twardo.
Poszedłem więc po śniadanie. Upolowałem królika. Gdy wróciłem, samiec już nie spał. Patrzył się na mnie z uśmiechem na pysku. Jadł szybko. Widocznie bardzo zgłodniał podczas snu. Ja zaś nie byłem głodny, więc
dałem zwierzynę Vissowi. Miałem nadzieję, że tym razem pojadł. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Dolina ciągnęła się dalej lecz coraz bardziej się zwężała. W końcu stanęła przed nami góra, kończąca dolinkę.
Wspięliśmy się na nią. Była dość stroma i śliska od wody. Moim zdaniem zejście było o wiele trudniejsze od wejścia. Co chwilę któryś z nas się ślizgał. Na szczęście zeszliśmy bezpiecznie. Przed nami
stanęła jeszcze wyższa góra, której ominięcie zajęłoby 2 dni. No nic, zaczęliśmy wspinaczkę. Ten szczyt nie był taki stromy, lecz lodu było więcej. Viss co chwilę się ślizgał. Natomiast ja trochę mniej.
Dużo zabawy i śmiechu było podczas wchodzenia na wzgórze. Nieźle się uśmialiśmy, a gdy wyszliśmy na sam szczyt prawie nie spadliśmy na sam dół. Przed nami rozpościerała się pustynia.
Zamiast piasku był popiół. Nie było widać jej końca. To jeszcze nic, ale prawie umarłem ze strachu, gdy Viss wskazał na coś za wydmą.

1000+
C.D.N

Od Heshenivv'a CD. Raquel

hen sapnął ciężko. Wstał po raz kolejny i odsłonił kły.
- Mogłabyś chociaż pilnować lepiej tego zgreda! - warknął
- Shen... Mógłbyś nie obrażać mojego towarzysza? - Raquel wiedziała, że basior nie zwróci uwagi na tą prośbę.
- Pod jednym warunkiem! Gdy ten... Gdy Halcón nauczy się odróżniać wilka od innego zwierzęcia - samica nic nie powiedziała, ale za to Ivvi strzepnął ogonem i rzucając groźne spojrzenie smokowi, odszedł. Kierował się do Forêt Ombragée, by sprawdzić swoje skupisko kości. Miał nadzieję, że znajdzie też jakieś do kolekcji. Nie poszczęściło mu się. Nic nowego nie odnalazł. Usiadł nad skupiskiem kości i wzdychnął ciężko. Zastanawiał się czemu jest miły do Raquel. Jego instynkt podpowiadał mu, żeby taki był. Nie miał pojęcia dlaczego. Chciał tylko odpocząć, bo towarzysz alchemiczki przerwał mu sen. Zeskoczył prosto w kości i skulił się. Śnieg znów zaczął sypać. Natychmiast przykrył futro samca. Ten podniósł głowę i rozglądnął się. Zobaczył tylko szczątki zwierząt zasypane tym białym puchem. Wstał niechętnie, ale zanim przeniósł cały ciężar na "skostniałą" łapę, kości osunęły się, a Heshenivv stoczył się z górki. Wylądował na zaspie śniegu. Przynajmniej miękkie lądowanie. Zaraz po tym zerwał się, bo usłyszał kroki. Szybko
przygotował się na atak. Zza korzeni wyszedł wilk. Zanim samiec zdołał dojrzeć kto to, wywołał moc śmierci i rzucił nią w stronę stworzenia. Zostało ono trafione. Podszedł do miejsca uderzenia i dopiero wtedy zorientował się kto to jest. Wydarł się:
- Cholera!! - przed nim leżała Raquel - Ej, ej. Ja jej wcale nie zabiłem! Uff... - odsapnął. Okazało się, że to był tylko zaklęcie podobne do zaklęcia śmierci. Wilczyca wstała lekko oszołomiona
- Co się stało? - spytała się
- Uderzyłem cię przez przypadek zaklęciem... Pomyliłem się o jedno słowo. Inaczej bym cię zabił...
- Nie musisz przepraszać. Mam nadzieję, że nie wyglądam na zagubioną duszę
- Nie, nie wyglądasz tak. Sorki za to. Wiem, że nie mam w zwyczaju przepraszać, ale nie chciałbym cię zabić
- Dobrze, że nikomu się nic nie stało. Słyszałeś?
- Co?
- Ten oddech... - alchemiczka się nie pomyliła. Heshenivv też to słyszał. Nie brzmiało to zbyt przyjaźnie. Wilki zebrały się i wybiegły z mrocznego lasu. Niestety pobiegły w złą stronę. Znalazły się w Vallée Sombre. Nie były z tego powodu zadowolone. Tu też dały się słyszeć dziwne ryki. Nagle przed nimi pojawił się smok. Był młody, ale nie oznacza to, iż był niegroźny. Zbliżył się do wilków i już chciał ich zaatakować. Na szczęście Hesh miał pole do popisu. Teraz dopiero rzucił zaklęcie śmierci na smoka, który padł nieżywy.
- Wiesz, Raquel, tak naprawdę w tym lesie wiedziałem, że to ty...
- Chciałeś mnie zabić?! - oburzyło ją to
- Nie! Nie rozumiesz?
- Oczywiście, że nie rozumiem. Jak mogłeś?!
- Nie dosłownie ciebie
- To jak?
- Nigdy w życiu bym cię nie zabił. Trochę potem skłamałem... Chodzi o to, że za tobą coś było. Miałem zamiar to uśmiercić. Dziwnie wyglądało. Rzuciłem więc zaklęcie śmierci, ale jeśli zauważyłem, że weszłaś w drogę szybko zmieniłem słowa i tak poszło jakieś lekko ogłuszające zaklęcie
- Nie mogłeś zlikwidować tego?... No wiesz o co chodzi
- Nie da się tak
- Czyli nie chciałeś mnie zabić?
- Nie ciebie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Już wiesz o co chodzi. - basior sam się dziwił czemu jest taki miły do samicy. Ach ten jego instynkt...

Raquel? 

Od Rodrigo - Quest 5

Strażnik akurat patrolował tereny watahy. Znajdował się w lesie Forêt de Vie tuż przy zachodniej granicy. Basior rozkoszował się promieniami słońca, które sprawiały, że początek zimy stawał się przyjemniejszy. Cieszył się z przyjemnej pogody, jednak zachował typową dla siebie poważną twarz. Stąpał twardo po leśnej ściółce, depcząc pozostałe po jesieni brązowe już liście. Co jakiś czas przystawał, żeby monitorować nietypowe zachowania istot wokół. Przyszedł czas na kolejną taką przerwę od marszu. Rodrigo ukrył się między drzewami i znieruchomiał. Wpatrywał się w jeden punkt przed nim. Była to technika zwiadowcza, której nauczył go jeszcze ojciec. Wpajał synowi, że obserwując jeden punkt, dostrzeże każdy ruch wokół siebie. Był to zdecydowanie lepszy sposób niż błądzenie wzrokiem. Rod stał nieruchomo, żeby z kolei inni nie zauważyli go tym samym sposobem, chodziło w końcu, żeby wyczuć poruszanie się obcych.

Stał kilka minut. Kiedy już chciał pójść dalej, gdyż stwierdził, że nic się nie dzieje, zauważył kątem oka coś po swojej prawej. Delikatnie obrócił się w tamtą stronę, żeby przyjrzeć się zjawisku. Kilka metrów od niego szedł powoli stary wilk. Rozglądał się niepewnie, jednak nie zauważył czarnego samca, który już szedł w jego stronę.

- Przepraszam, znajduje się pan na terenach Watahy Re... - zaczął Rodrigo.

- Ojojoj, nie szukam żadnego re, młodzieńcze... Szukam Groty. - starcowi drżał głos, jednak wilk był bardzo spokojny i uśmiechnął się do strażnika.

- Em... Nie wiem, o jaką grotę chodzi, ale znajduje się pan na terenach innych wilków. - "młodzieniec" próbował inaczej wytłumaczyć sytuację przybyszowi.

- To nie jest jakaś grota, to Grota. - poważnie oznajmił starzec.

Rodrigo spojrzał na niego jak na wariata. Czuł się dziwnie, zastanawiał się, czy to nie jest jakiś żart i zza krzaków zaraz nie wyskoczy Diegore, który oznajmi mu, że został wkręcony.

- Proszę pana... - odezwał się po kilku głębszych wdechach.

- Nie musisz się zwracać tak oficjalnie, młodzieńcze... Jestem Bizarre.

- Dobrze... Bizarre. Pomóc panu... Znaczy ci... W jakiś sposób? - zająknął się Rod.

- Już mówiłem. Szukam Groty. - wyszczerzył się do strażnika.

Rodrigo westchnął i nakrył oczy łapami. W końcu zebrał myśli i spojrzał na Bizarre'a.

- Dobrze. Grota. Jak ją znajdziemy? - zapytał.

- Jak ją znajdziemy, dam ci nagrodę. - starzec pokazał cztery niewielkie kamienie w kolorze zieleni. Były nienaturalnie gładkie, Rodrigo nie miał pojęcia, czym są. Jednak nie na taką odpowiedź liczył i musiał walczyć ze sobą, żeby pozostać opanowanym.

- Bizarre. - wbił wzrok w oczy przybysza. - Jak mamy dotrzeć do twojej Groty?

- To proste. Wystarczy poszukać.

Rodrigo uśmiechnął się nerwowo. W myślach powtarzał sobie "Pamiętaj, że jest stary i słaby. Pamiętaj, że jest stary i słaby".

- Dobrze, to proszę prowadzić. - oznajmił.

Starzec ochoczo zwrócił się w stronę terenów watahy i zaczął dziarsko maszerować. Rodrigo zmarszczył czoło, jednak pomyślał sobie, że intruz pod jego nadzorem nie wyrządzi żadnych szkód. Szli kilka minut, aż zbliżyli się do jaskiń członków watahy. Starzec zatrzymał się przed jaskinią Tarou, Hinaty i Bai Langa.

- To ona. - oczy aż mu się zaświeciły.

- Proszę pa... Znaczy Bizarre. - poprawił się Rod. - To nieporozumienie. To prywatne mieszkanie trzech basiorów, z pewnością nie jakaś Grota.

Starzec tylko się uśmiechnął i wszedł do jaskini.

- Hej! Proszę opuścić tę jaskinię. Wyprowadzam pana z terenów watahy. - rzucił ostro i zatrzymał starca.

W środku "Groty" nie było jej lokatorów. Nie było tam też nic takiego, co mogłoby sprowadzić tam obcego wilka. Starzec wziął głęboki wdech i głośno odetchnął.

- Jak przyjemnie... - rozmarzył się, jakby samo powietrze dawało mu jakieś korzyści.

Rodrigo kompletnie nie wiedział już, co się dzieje. Może wilk był chory psychicznie?

- Pora wracać. - objął Bizarre'a i wyprowadził go z jaskini, używając siły.

Strażnik prowadził starca aż do zachodniej granicy, przy której go spotkał.

- Dalej możesz iść sam. - Rodrigo w końcu go puścił. - I proszę, nie nawiedzaj już naszych jaskiń...

- Nie muszę. Taka wizyta w Grocie mi wystarczy. - Bizarre wyglądał na zadowolonego. - Proszę, oto twoja zapłata.

Podał Rodrigo cztery zielone kamyczki i odszedł na zachód. Strażnik chwilę stał w miejscu, próbując zrozumieć to, co się wydarzyło. W końcu udał się do laboratorium Raquel. Może jego siostra zidentyfikowałaby te kamyczki.

Gdy basior już tam dotarł, opowiedział alchemiczce o całej sytuacji. Ta w tym czasie badała jego "zapłatę".

- Rod... - odezwała się w końcu. - To są kawałki szkła wyjęte z morza - roześmiała się tak, że z oka poleciała jej aż łza.

Quest zaliczony!

niedziela, 13 grudnia 2020

Od Raquel Cd. Renesmee



Raquel powoli otworzyła oczy. Cicho stęknęła, czuła się słabo. Nie miała siły się podnieść, jednak nad sobą widziała zmartwioną twarz Tarou. Basior ożywił się, gdy zobaczył, że jest przytomna.

- Raquel! - alchemiczka usłyszała Renesmee.

W następnej chwili zauważyła również Bai Langa.

- Co... Co się stało? Co ja tu robię? - ciemnoszara wadera była wyraźnie zdezorientowana.

- Hipokamp pomógł mi wyciągnąć cię z wody... Straciłaś przytomność - głos Alfy lekko drżał.

- Dziękuję... Pamiętam, że byłam pod wodą, ale to było bardziej jak zły sen... - wymamrotała Raquel.

Wadera spróbowała wstać, jednak zatrzymał ją Tarou.

- Nie tak szybko. Powinnaś odpocząć, zajmiemy się tobą. - powiedział medyk.

Samica skrzywiła się.

- Doceniam to, ale ostatnio dość często tu bywam, a pewnie macie inne rzeczy do roboty... - spojrzała na zielarza.

- Spokojnie, zdrowie członków watahy jest dla nas najważniejsze. - uspokoił ją Bai.

- Dokładnie. Odpocznij i niczym się nie przejmuj. - Renesmee uśmiechnęła się delikatnie.

Raquel pokiwała głową. Tarou i Lang oddalili się na moment, a przy rannej pozostała jedynie skrzydlata wilczyca.

- Res... Z tym stworzeniem... - zaczęła Raquel. Alfa odpowiedziała jej skwaszoną miną. - Z tym stworzeniem coś było nie tak. Nigdy takiego nie widziałam, ale wyraźnie ta... Ośmiornica była ranna.

- Co masz na myśli? - próbowała zrozumieć towarzyszka.

- Istocie brakowało dwóch ramion. Były jakby odcięte... Na tym, co z nich zostało, był jakiś ciemnozielony śluz... Wyglądało to jak jakaś...

- Infekcja? - dokończyła Alfa i przymrużyła oczy.

- Dokładnie. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście tak było i czy to komuś zagraża, ale... Może warto to zbadać...?

Renesmee chwilę się zastanawiała.

- Na razie nic nie wiemy. Ale możesz mieć rację...

Alchemiczka zaczęła się zastanawiać. Niestety jej wiedza o chorobach nie była tak duża jak ta to eliksirach. Kiedy w zasięgu wzroku znowu pojawili się Tarou i Bai Lang, powtórzyła basiorom to, co widziała.

- Brzmi niepokojąco. - przyznał medyk.

- Powinniśmy coś zrobić? - zapytała kuzyna Rene.

Czarny skrzydlaty basior spojrzał na pacjentkę.

- Raquel, czy to coś miało z tobą duży kontakt? - zapytał.

Zapytana zmarszczyła brwi.

- To coś trzymało mnie mackami, a tak to... W pewnym momencie straciłam przytomność i nie pamiętam dalszych wydarzeń, ale raczej nie...

Bai Lang również zbadał wzrokiem wilczycę. W końcu zadał pytanie:

- Raq... Gdzie twój opatrunek?

- Zsunął się w wodzie, to jeszcze pamiętam... - alchemiczka wymówiła te słowa i moment później zrozumiała, do czego zmierzał zielarz.

Jeśli była to infekcja, coś mogło wedrzeć się do organizmu Raquel przez otwartą ranę.

<Renesmee?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 381
Ilość zdobytych PD: 190

Od Kuroi Hone- 6 trening szybkości

 Nastał szósty, przedostatni dzień treningu Kuroiego. Pierwszym co zrobił tego dnia był krótki bieg od jego jaskini do Golden Grove. Specjalnie postanowił się tam udać by przy okazji na coś zapolować. Akurat na ten dzień nie ma jakiegoś specjalnego planu, nawet nie myślał, że do niego dotrwa zamiast pójścia położyć się spać w jego jaskini. Wilk biegnąc w stronę Golden Grove nie przejmował się białą pokrywą śnieżną przez którą czół na łapach nieprzyjemne zimno. Niespodziewanie na swojej drodze zobaczył wilka. Widział go kilka razy i z tego co słyszał dzieli z nim stanowisko. Był to Heshenivv.
Kuroi zatrzymał się i spokojnym krokiem podszedł do basiora.

-Witaj, nie znamy się.- Odparł Kuroi.- Jestem Kuroi Hone, płatny morderca, ponoć jesteś także płatnym mordercą.- Dodał spokojnym głosem.

-Heshenivv, także płatny morderca.- Odparł wilk.

-Co powiesz na wyścig?- Zapytał po chwili ciszy czarny wilk.

-Zgoda.- Odpowiedział po chwili zastanowienia Hesh.

Cóż wyścig dwóch basiorów zakończył się przegraną Kuroiego choć nie wiele brakło by to on wygrał. Po mimo wszystkiego pogratulował młodszemu basiorowi, a następnie odszedł w swoją stronę i tylko mu znanym kierunku.

Od Raquel Cd. Heshenivv'a



Po odejściu basiora Raquel nadal trenowała z towarzyszem. Zajęło im to dość długo, w końcu trenowali od rana, a słońce wskazywało na to, że było już południe.

- No maluchu, chyba pora na mały obiad - oznajmiła wilczyca.

Czuła już głód, ponieważ ćwiczenia z Halcónem wymagały od niej dużo ruchu i energii. Była trochę zmęczona i potrzebowała odpoczynku. Mały smok ochoczo mruknął.

- No to chodźmy - zaśmiała się alchemiczka.

Szła na południe, jej towarzysz co jakiś czas wzbijał się w powietrze na jej wysokość. Wadera była zadowolona, że tak dobrze szło mu latanie. Co prawda do perfekcji było mu daleko, jednak jak na młodego smoka, który nie wychowuje się wśród osobników swojego gatunku, opiekunka była z niego naprawdę dumna.

Raquel zatrzymała się, kiedy wyczuła blisko ciepło jakiejś istoty. Była dość spora i leżała, mógł to być jakiś jeleń. Rzadko spotykała samotne wilki leżące w połowie dnia na środku lasu, dlatego bardziej spodziewała się zwierzyny łownej.

- Halcón... - szepnęła. - Tam jest zwierzę. Wiesz, co robić - mrugnęła do niego.

Stwierdziła, że przy okazji potrenuje zdolności łowieckie małego smoka. Wcześniej przynosił jej wiele królików i lisiurek, teraz przyszła pora na coś większego. Halcón ochoczo podleciał do przyszłej ofiary. Raquel nie miała pojęcia, jak sobie poradzi. Stwierdziła jednak, że dzięki mocy spowalniania ruchów innych sobie poradzi. Jelonek nie będzie mógł mu uciec. Malec zniknął za drzewami, alchemiczka czuła mocą, że jest przy tajemniczym zwierzęciu. Nagle usłyszała krzyk... Wilka?

Szybko przemknęła między krzewami do towarzysza i jej oczom ukazał się... Heshenivv. Zastygł w połowie ruchu, jakby chciał wstać. Halcón rzeczywiście spowolnił jego ruchy. Smoczy towarzysz stał na jego grzbiecie, jednak nie atakował. Wyglądał na zdezorientowanego.

- Dobrze, że nie zaatakowałeś, Halcón... - zaczęła Raquel. - Możesz go puścić.

Smok zleciał z pleców basiora i stanął przy alchemiczce. Po chwili Heshenivv mógł znowu ruszać się w swoim tempie, jednak przez dziwną pozę, w której został, przechylił się i opadł z powrotem na ziemię.

<Heshenivv?>

sobota, 12 grudnia 2020

Od Kuroi Hone- 5 trening szybkości

 Piątego dnia czarny basior był w nawet dobrym jak na niego nastroju. Postanowił się udać do Sommets interdits. Oczywiście nie pomyślał o tym by brać jakiegoś wilka ze sobą, Gutou powinien wystarczyć, prawda? Po mimo swojego wiek Kuroi nadal jest nieodpowiedzialny.
Płatny morderca truchtem chodził po górach Sommets interdits. Ten dzień treningu zapowiadał się przyjemniej. Zapowiadał... wszystko zmieniło się gdy było słychać ryk gryfa i jego machnięcia skrzydłami. Najwyraźniej Hone wstąpił na teren jej albo jego gniazda, nie za bardzo obchodziła go płeć tego stworzenia.
 Gryf zaczął lecieć w jego stronę i przy nim pojawili się dodatkowo jego kumple, a on postanowił jak najszybciej się stąd ulotnić. Jeszcze nie chce zostać rozszarpany. Biegnąc w dół raz prawie spadłby, ale jakoś się odratował, w ucieczce pomagał mu także jego towarzysz.
 Dzień piąty zakończył się na tym, że płatny morderca musiał uciekać tak szybko jak mógł przed paroma gryfami Cóż, nie było to przyjemne spotkanie, ale przetestował swoje umiejętności zbiegania z góry, prawda?

Od Kuroi Hone Cd.Raquel



 Kuroi spojrzał kontem oka na alchemiczkę.

-Chyba nie mamy innego wyboru.- Odparł.

-Więc chodźmy.- Odparła niepewnie Raquel.

-Miejmy nadzieję, że to nic groźnego i zwieje jak tylko się tam znajdziemy.- Powiedział Kuroi i zaczął iść w stronę końca korytarza.

Alchemiczka szybko znalazła się kilka kroków za nim. Powinni się pośpieszyć, ponieważ Halcón i Gutou w każdej chwili mogą zniknąć z pomieszczenia. 'Ale jednak po co cały czas mieliby nam uciekać? Raczej nie uciekają, a chcą pokazać nam drogę do wyjścia'- pomyślał Kuroi.
Gdy stawiali kroki na kamiennej podłodze, która od czasu do czasu była stworzona z kryształów. Jedynym co nie pokazywało, że jest tu całkowicie cicho były dźwięki ich kroków. Już byli blisko wyjścia z korytarza, jednak Kuroi zmarszczył brwi. 'Kuroi! Nie wchodźcie tam. Tam jest niebezpiecznie. Z moim nowym przyjacielem znajdujemy się w powietrzu nad dosyć dużym spadem, a w jego środku jest dużo dziwnych stworzeń. Od czasu do czasu skaczą bardzo wysoko. Skaczą aż do wąskiej ścieżki dzięki, której można iść dalej'- powiedział głos w głowie czarnego wilka.

-Powiedział, że mamy nie wchodzić.- Oznajmił płatny morderca zatrzymując się tuż przed wyjściem z korytarza.

-Dlaczego? Skąd wiesz?

-Gutou mi powiedział, jest tam siedlisko jakiś niebezpiecznych stworzeń i duży spad. Choć to drugie nie jest aż takie niebezpieczne jak pierwsze. Te stworzenia skaczą aż do wąskiej ścieżki, którą moglibyśmy przejść.- Odparł lekko nieobecnie.

-Możesz kontaktować się z swoim towarzyszem telepatycznie?

-Tak, choć nadal próbuję go nauczyć mowy wilków.- Raquel na słowa basiora kiwnęła głową.

'Kuroi, powiadomię cię gdy tylko się z nimi rozprawię.'- powiedział ponownie Gutou. Kuroi jedynie kiwnął głową. Odwrócił się w stronę Raquel, ale w tym momencie niespodziewanie pojawiło się dziwaczne stworzenia, które leciało w stronę wadery. Miało otwartą paszczę, a w niej dziesiątki kłów, który były naszykowane na to by zaatakować alchemiczkę.

Raquel? :3

piątek, 11 grudnia 2020

Od Kuroi Hone- 4 trening szybkości

 W czwarty dzień treningu podczas biegu, dosyć spokojne w Forêt de Vie, Hone złapał okropny deszcz połączony z dużym śniegiem. Po mimo bólu łap po wczorajszym treningu i dziś postanowił pobiegać, jakoś to znosił choć i tak chętniej by przeleżał ten dzień niż znów biegać. To takie małe przygotowanie na jego jutrzejszy trening. Basior spojrzał w górę, a płatek śniegu spadł na jego nos. 'Kuroi, niedaleko jest wilk, wyraźnie ranny.'- usłyszał głos Gutou, kiwnął głową i pobiegł w wskazanym przez małego smoka kierunku. Po drodze Kuroi Hone musiał przeskoczyć przez przewalony duży pień, normalnie pewnie by go ominął, ale przez niego droga była szybsza. Ale był jeden mały szczegół, wilk zauważył go w praktycznie ostatnim momencie i ledwo przez niego przeskoczył.

**

Kiedy dobiegł na miejsce zobaczył wilka próbującego wstać, ale bez skutków ponieważ gdy tylko próbował wstać upadał ponownie na ziemię. Płatny morderca zaoferował swoją pomoc i pomógł mu pójść do jaskini medycznej.
Jak się później okazało nieszczęśnik złamał sobie łapę.

I tak minął czwarty dzień treningu Kuroiego.

Od Bai Langa Cd. Tarou ~ Los naszym panem


Gdy Tarou odskoczył wprost na Langa kremowy wilk nie dość, że został zdezorientowany, a także chwile potem zawstydził się, ale nie tylko on, ale i starszy zawstydził się, przy czym jego twarz oblała się rumieńcem.
-J-ja...- Zaczął zakłopotany kremowy wilk.- N-nic się nie stało.- Powiedział spokojniej, wstając, pomimo tego, że mówił do Tarou, patrząc się na niego, jednak unikał jego wzroku.
-Jeszcze raz cię przepraszam...- Powiedział ze skruchą.
-N-naprawdę nic się nie stało...- Odparł z delikatnym uśmiechem Bai.- Nie zamartwiaj się...
Tarou odwzajemnił uśmiech i tak jak postanowili, poszli dalej. Bai chciał się jeszcze zapytać, ile dni drogi jeszcze im zostało, ale gdy tylko ponownie szli, zaczęli rozmawiać, na różne tematy. Część z nich dotyczyła ziół.
**
Od paru minut Bai i Tarou szli w ciszy, jednak nie jakiejś niezręcznej, a takiej zwyczajnej. Najzwyczajniej w świecie zakończyli wcześniejszą rozmowę, przecież nie zawsze trzeba coś mówić, prawda?
-Tarou?- Zaczął Bai i tym samym kończąc ciszę.
-Tak?
-Jaka jest twoja ciocia, Hanako?- Zapytał zielarz.
-Cóż, Hanako to dosyć szalona wadera. Choć na swój sposób wyjątkowa. Zawsze szczera i pomocna. Nigdy się na niej nie zawiedziesz. Często podnosi dobro innych ponad swoje. Dla rodziny gotowa zrobić wszystko, ale ma też swoje ... Małe dziwactwa
-Jak tak o niej mówisz to, muszę przyznać, że jest dobrym wilkiem.
-Hah, cieszę się, że tak sądzisz. Hanako na pewno cię polubi.- Odparł wesoło medyk.
**
Od wcześniejszych wydarzeń minęło już kilka godzin, możliwe, że nawet od ponad ośmiu w tym czasie dwa basiory miały już parę przerw. Noc już powoli się rozpoczynała, a do ich celu podróży zostało mniej niż trzy godziny, ale jednak teraz także postanowili się zatrzymać. Miejsce, które wybrali, było przy dużym drzewie, a w nim była swego rodzaju dziupla, do której wilk mógłby bezproblemowo wejść. Usiedli niedaleko tej dziupli.
Zaczęli rozmawiać, jednak słysząc głośny szelest Tarou i Bai wstali momentalnie by to sprawdzić. Po odczekaniu kilku chwil z zarośli wyłoniła się wadera, wysoka i chuda wilczyca, o białym futrze i o niebieskich, bardzo intensywnych oczach.
-Tarou! Witaj!- Powiedziała wesoło wadera.
-W-witaj Hanako.- Przywitał się z nią medyk.
-Oh, a to kto?- Zaczęła wesoło, widząc Baia.
-Dzień dobry...- Powiedział nieśmiałe zielarz.
-To Bai Lang, mój...- Miał już powiedzieć, jednak wadera mu przerwała.

Tao? :3

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 369
Ilość zdobytych PD: 184
Obecny stan: 4617 + 184 = 4801

Od Kuroi Hone Cd. Tarou



 Kuroi postanowił bez słowa wykonać polecenie medyka. Nie widział potrzeby by marnować jego czas, najlepiej będzie jeżeli poczeka na najlepszy czas by móc bezproblemowo odejść. Nie znał mocy medyków, czy jest szansa, że posiadają takie, które wykrywa przyczynę i winowajcę rany? Nie, to trochę zbyt abstrakcyjne.

-Co się stało, że masz taką okropną ranę?- Zapytał medyk, jego ton brzmiał tak jakby pytał sam siebie nie czekając na odpowiedź, ale z drugiej strony także było słuchać, że chciałby poznać odpowiedzieć.

-Walczyłem.- Odparł zachrypniętym głosem basior.

-Walczyłeś...? Na pewno to nie wilk spowodował taką ranę... Z czym walczyłeś? Czy to jakiś trujący gatunek?- Dopytywał się.

-Najzwyklejsza puma...

-Puma?- Powiedział cicho.

Po jakimś czasie powieki Kuroiego powoli zamykały się aż w końcu zasnął. Możliwe, że jego zmęczenie wynikało z utraty dużej ilości krwi, ale kto wie czy nie z czegoś innego.

**

Gdy czarny basior obudził się spoza jaskini medycznej usłyszał głos wadery, jednak nie był pewien co mówiła. W drugiej kolejności zobaczył przy jednej z półek drobno zbudowanego kremowego basiora, ten po jakimś czasie odwrócił wzrok w jego stronę.

-Już się obudziłeś? To dobrze.- Powiedział, a Kuroi zmarszczył brwi.- Oh, przepraszam, nie znasz mnie prawda? Nazywam się Bai Lang, jestem zielarzem watahy. Ty jesteś Kuroi Hone, tak?

Hone w odpowiedzi kiwnął głową, nie chętnie, ale przynajmniej to zrobił.

-Poczekaj, zaraz zawołam Tarou i Renmiera.- Odparł i miał już iść jednak Kuroi go zatrzyamł.

-Jestem już tu za długo, muszę iść dalej.- Czarny basior wstał i miał już stawiać pierwsze kroki, ale w tym momencie do jaskini wszedł Tarou.

-Mówiłem byś nie wstawał, ledwo chodzisz, a chcesz już iść dalej?- Powiedział.

Hone w odpowiedzi jedynie przewrócił oczami.

Tarou? C:

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 273
Ilość zdobytych PD: 136

czwartek, 10 grudnia 2020

Od Hinaty Cd. Tristany

 

Hinata spojrzał na Tristanę. 

- Pewnie. - odparł z wesołym uśmiechem. Zrobił kilka susów przed siebie, lecz po chwili gwałtownie się zatrzymał, przypominając sobie, że obok stała wadera. Gdy spojrzał na nią zobaczył, jak z jej futra kapie woda. 

- Wybacz. - powiedział nieco zakłopotany. Tristana zaśmiała się cicho. 

- Nie szkodzi. - odparła. Gdy Hinata spoglądał na nią, ta nagle skoczyła obok niego ochlapując tym samym jego futro. Basior zaśmiał się. Podobnie uczyniła Tristana. Po chwili wilki wyszły z wody i otrzepały z niej swoje futerka. 

- No to możemy ruszać na polowanie. - oznajmił wesoło biały basior. Tristana przytaknęła mi z uśmiechem. 

- Na naszych terenach znajduje się jedno takie miejsce, gdzie na pewno coś znajdziemy. 

- Cóż, w takim razie damy przodem. - odparł z delikatnym uśmiechem. Tristana pokręciła głową z rozbawieniem i ruszyła przed siebie. Za nią ruszył Hinata. Gdy przemierzali tereny, rozglądał się z zaciekawieniem na boki. Zapamiętywał poszczególne elementy krajobrazu, które mogły pomóc mu zapamiętać gdzie się obecnie znajduje. Z czasem weszli do wyróżniającego się lasu. Tristana oznajmiła, że znajdują się obecnie w Golden Grove. Nazwa wydała się Hinacie niezwykle ciekawa. Tristana powiedziała mu nieco o tym miejscu, lecz przerwała, gdy poczuli zapach zwierzyny. 

- Leśne byki. - odparła cicho. Basior zerknął na nią. 

- Czyli? - spytał zaciekawiony.

- Nasz przyszły obiad. - odparła nieco rozbawiona. Po chwili zakradli się do jednego z ich przedstawicieli. Widać, że nie należał on do najmłodszych, ale wciąż miał się dobrze. Tristana zerknęła na Hinatę, który z podziwem obserwował kopytne zwierzę. 

- Niesamowite. - zaczął. - Im dłużej to jestem, tym bardziej widzę swój dom. - wsunął z uśmiechem. 

Tristana ? 

Od Renesmee Cd. Capitána

 
Wadera uśmiechnęła się wdzięczna. 

- Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować. - zaczęła, lecz Capitán przerwał jej. 

- Nie masz za co dziękować. - odparł. Renesmee zaśmiała się krótko i pokręciła głową na boki. Porozmawiała jeszcze chwilę z basiorem, a następnie ten udał się na polowanie. Samica w tym czasie zajęła się Vaim. Stworzonko w pewnym momencie zaczęło biegać po całej jaskini. Renesmee bezskutecznie starała się ją dogonić, lecz na darmo. W końcu się zmęczyła na tyle, że musiała przysiąść. 

- Oj Vaim, jesteś niezwykle żywiołowa. - powiedziała nieco rozbawiona. Po chwili do ich jaskini wszedł Capitán. Vaim niczym torpeda pobiegła ku niemu. Wskoczyła na jego grzbiet i zaczęła tulić się. Renesmee nieco zaskoczyła się jej zachowaniem. Mimo to wydało jej się to uroczym. 

- Miłe przywitanie. - zaśmiał się beta. Rene wstała i wolnym krokiem zbliżyła się ku niemu. Vaim przeskoczyła z jego grzbietu na samicy. Również poczęła pocierać się o sierść wadery. 

- Udało mi się upolować kilka szaraków. - odparł dumnie Capitán. Renesmee uśmiechnęła się. 

- Cieszy mnie to. - odparła. Basior wyszedł i po chwili wrócił z dwoma zającami w pysku. Położył je przed alfą. Renesmee spojrzała na nie, a następnie jej wzrok ponownie spoczął na becie. Vaim czując zapach mięsa, zbiegła z alfy i podkradła jednego z szaraków. Zaczęła nim się wesoło zajadać. 

- Musiała być głodna. - zauważył rozbawiony basior. 

- Masz rację. - przyznała Renesmee. Vaim nie zwracała uwagi na to, że stała się obiektem rozmowy dwóch wilków. Zamiast tego ciągle zajadała się zdobyczyczą Capitána. 

- Bogowie mi cię chyba zesłali z nieba. - powiedziała z uśmiechem alfa. Capitán wydał jej się nieco zaskoczony słowami, ale po chwili na jego pyszczku zagościł ciepły uśmiech. 

- Miło, se tak sądzisz, lecz obawiam się, że to nie do końca tak. - odparł wesoło. Po jeszcze chwili rozmów, basior oznajmił, że powinien wracać do siebie. Renesmee przytaknęła skinieniem głowy na znak, że rozumie to i życzyła mu miłej reszty dnia, a także i nocy. 

~~~

Dni mijały, a mała Vaim szybko uczyła się nowych rzeczy. Renesmee była z niej niezwykle dumna. Szybko okazało się, że zwierzątko jest niezwykle samodzielne. Tak na oko miała już kilka miesięcy, a nie raz alfa mogła być świadkiem polowania małej Vaim na Lisurki. Cóż, Alfie nie przeszkadzało to, a wręcz przeciwnie. Dzięki temu było znacznie mniej tych szkodników.  
Tego dnia Vaim została w jaskini słodko sobie drzemiąc. Alfa korzystając z tego, postanowiła się przejść po terenach watahy. Jednak po chwili stwierdziła, że miło byłoby odwiedzić Capitána i zerknąć, co u niego i Opal. Renesmee wolnym krokiem zaczęła podążać w kierunku jego jaskini. Gdy znalazła się już dosyć blisko wejścia zatrzymała się i nieco pochyliła głowę do przodu. 

- Capitánie? Jesteś tam? - zaczęła nieco niepewnie. 

- Rene? - spytał wyłaniając się ze środka. - Witaj, miło cię widzieć. - dodał z uśmiechem. Alfa odwzajemniła uśmiech. 

- Ciebie również miło widzieć. - odparła. 

- Co cię tutaj sprowadza? - spytał. Alfa machnęła wesoło ogonem. 

- Przyszłam się przywitać i zobaczyć jak się masz. - odparła przyjaźnie. 

Capitán? UwU

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 472
Ilość zdobytych PD: 236

Od Renesmee Cd. Raquel



Alfa poczuła przerażenie, gdy jej towarzyszka została wciągnięta w głąb jeziora. Podbiegła gwałtownie, do miejsca, z którego przed chwilą znikła Raquel i zanurzyła się w wodzie. Obraz był znacznie ograniczony, lecz mogła dostrzec, że alchemiczkę w głąb ciągnęło dziwnie wyglądające stworzenie, z pewnością nie należało do przyjaznych, na co wskazywało samo jego zachowanie. Renesmee bała się, lecz nie mogła zostawić tak wadery. O nie! Zaczęła płynąć w kierunku potwora. Nie obchodził ją fakt, że była w tej chwili dosyć bezradna. Żadna z jej mocy nie zadziała pod wodą, lecz pozostały kły oraz pazury. Skrzydłami pomogła sobie w szybszym płynięciu. Nagle zauważyła, jak coś śmigło jej obok. Na szczęście i to ogromne był to Hipokamp. Morski koń zrobił kilka kółek wokół alfy, a następnie ruszył na wrogie stworzenie. Renesmee ruszyła za nim i podpłynęła do wroga. Hipokamp zaczął pływać wokół niego, co zdezorientowało dziwnego osobnika, podobnego do ośmiornicy. Alfa w tym czasie starała się jakoś zaatakować dziwne ramię, które więziło Raquel. Po chwili potwór wypuścił waderę, a Renesmee w trybie natychmiastowym zaczęła płynąć z nią ku powierzchni. Hipokamp zajął się odwracaniem uwagi przeciwnika. W tym czasie wadery znalazły się na brzegu. Renesmee zaczęła kaszleć, lecz ignorując to podbiegła do nieprzytomnej wadery. Zauważyła, że Raquel nie ma bandażu na boku. Starała się jakoś sprawić, by wadera odzyskała przytomność, jednak jej starania nie przynosiły żadnych skurjow. Rozejrzała się i po chwili wzięła towarzyszkę na swój grzbiet i mimo zmęczenia i lekkiego oszołomienia zabrała ją do jaskini medycznej. Lądując mało co nie spotkała się z ziemią z bliska. Tarou wraz z Bai Langiem wybiegli ze środka słysząc niepokojący dźwięk. Renesmee czując brak sił, delikatnie odstawiła Raquel na ziemię i zmęczona opadła z sił. 

- Raq! Rene! - zawołał Tarou podbiegając do obu samic. 

- Mną się nie przejmuj. Zobacz co z Raquel. Straciła przytomność, ponieważ została wciągnięta do jeziora przez jakieś monstrum. - odparła słabym tonem. Tarou skinął głową na alfę i podbiegł do drugiej wadery. Bai Lang ruszył medykowi na pomoc. Renesmee wiedziała, że za chwilę odzyska siły, nie martwiła się o siebie. Martwiła się o Raquel. Gdy tylko ponownie spotka tego cholernego potwora to nie wróży mu szczęśliwego zakończenia tego spotkania. Leżąc ciężko oddychała, lecz z czasem odzyskała nieco sił. Na tyle by wejście do jaskini medycznej z niewielką pomocą Bai Langa. W tym czasie Tarou krążył przy szarej waderze. 

- Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. - szepnął Bai Lang. 

- Z pewnością. Jest naprawdę silna. - odparła alfa. Bai uśmiechnął się lekko, a Rene przysiadła z boku, tak aby móc patrzeć na waderę i jednocześnie nie przeszkadzać medykowi. W jej głosie pojawiła się myśl, że po wszystkim powinna odnaleźć pomocne stworzonko i mu podziękować. Gdyby nie ono... Bogowie... To mogłoby się źle skończyć, a Renesmee do końca swojego życia nie mogłaby sobie wybaczyć. Życie Raquel było dla nie ważne. Oby nic jej się nie stało i oby szybko wróciła do zdrowia. 

Raquel? ^^ Wybacz, że tak długo... 

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 473
Ilość zdobytych PD: 236

Od Kuroi Hone- 3 tening szybkości

 Trzeci dzień treningu szybkości zaczął się obudzeniem się Kuroiego, a gdy wilk poszedł do wyjścia ze swojej jaskini zobaczył biały puch. Planem płatnego mordercy na dzisiejszy trening był taki, że zrobi sobie kilku godzinny trening w postaci biegu. Chciał przynajmniej biegać trzy godziny, a i tak planował robić to dłużej. Basior postanowił sprawdzić jak duży jest poziom śnieg, lepiej to zobaczyć bo być może musiałby zmienić plan na trening. Gdy basior wyszedł Hone zauważył, że śniegu jest dosyć niewiele, dużo mniej niż myślał.

Najpierw przez jakiś czas szedł szybkim truchtem, a dokładniej od jego jaskini do miejsca niedaleko centrum watahy, dopiero gdy tam doszedł rozpoczął bieg. Najpierw chciał dobiec do morza, a następnie do Haute Forêt, a następnie wrócić do watahy.

By dobiec do morza od centrum watahy potrzebował trochę czasu, gdy był młodszy ten sam dystans przebiegłby może nawet kilka razy szybciej, ale co poradzi. Kuroi zrobił sobie krótką przerwę i ponownie zaczął biec.

Gdy wrócił do swojej jaskini jedynym co chciał zrobić było położenie się.

Od Heshenivv'a Cd. Raquel



Hesh wzdychnął ciężko i w myślach zaczął się zastanawiać. W końcu odpowiedział:
- Każdy się czymś różni. Może i mieliśmy podobny charakter, ale on i tak był łagodniejszy ode mnie. Różnił się kolorem futra i nie miał skrzydeł... Wadery mu nie przeszkadzały... - mówiąc to Ivvi wyglądał na smutnego. Raquel wciąż się dziwiła, że ją w ogóle przeprosił. Nie mogła tego zrozumieć. - Istnieją plotki o tym, że kogoś zabił... Ale to głupie plotki!
- Zabił kogoś?
- Jak już mówiłem, to plotki. Wilki wymyślają różne rzeczy.
- Tak samo o tobie.
- Plotki o mnie? - widocznie nie był zadowolony, że plotkuje się na jego temat...
- Tak... O tym, że źle traktujesz samice też słyszałam - alchemiczka spoważniała. Shen podniósł uszy do góry i warknął:
- A słyszałaś taką plotkę o tym, że podobno w nocy zabijam wilczyce?!
- Nie
- Przez to niektórzy... Nie mam co do ciebie o tym mówić! - samiec odszedł smętnie. Zastanawiał się czemu okazał słabość wilczycy. Tak naprawdę to chyba przesadził z tymi plotkami i z żalem. Chyba pierwszy raz w życiu poczuł, iż nie panuje nad emocjami. Nie chciał, by Raquel dowiedziała się, że on jest w stanie płakać. Usiadł na ziemi i spuścił głowę. Zaczął zastanawiać się, co robić. Może zapolować? Opadł na ziemię i dość szybko zasnął.

Raquel? 

środa, 9 grudnia 2020

Od Raquel Cd. Kuroi Hone



Tego samica się bała. Że Kuroi pociągnie temat i będzie próbował dowiedzieć się jak najwięcej. Czy mógł coś jej zrobić za samą wiedzę o Żywych Kościach? Czy mógł coś zrobić innym członkom watahy, gdyby dowiedział się prawdy? Raquel nie miała pojęcia, czy Kuroi Hone i Bai Lang wiedzą coś o sobie nawzajem, jednak czarny basior wydawał się zaskoczony, że alchemiczka posiada wiedzę na temat jego watahy. Postanowiła, że nie powie mu całej prawdy, aby ochronić innych. Nerwowo odchrząknęła.

- Cóż... Pochodzę z dalekiego południa, więc nigdy nie widziałam kogoś takie... - urwała i spojrzała na Kuroi. - To znaczy jednego z was. Ale jestem dość oczytana i mam dobrą pamięć. Napotkałam się kiedyś na legendę o Dzikich Kościach...

Kuroi przymrużył oczy. Wilczyca chciałaby w tamtym momencie wiedzieć, czy basior jej uwierzył. W końcu go nie okłamała, zataiła jedynie najistotniejszy fakt. Zanim cokolwiek odpowiedział, Raquel nagle przystanęła i uniosła łapę do góry, zatrzymując Kuroi.

- Zaczekaj. Coś czuję... Dużo małych stworzeń... Nie rozumiem. - wydukała.

- Gdzie? - zainteresował się Hone.

- Na końcu tego korytarza. Nie wiem, czy stoimy przed kryjówką jakiegoś gatunku, czy znajduje się tam wyjście, ale... Nie wiem, czy którakolwiek z tych opcji jest teraz optymistyczna. Nie mam pojęcia, co to za istoty.

Kuroi milczał ze swoją poważną miną.

- Gutou tam jest. - w końcu oznajmił.

Raquel przekrzywiła łeb. Czyżby komunikował się ze swoim towarzyszem w myślach?

- To... Chcesz tam pójść? - zapytała alchemiczka niepewnie. Poczuła, że dreszcz przeszywa ją do szpiku kości.

<Kuroi?>

Od Rodrigo - 7 trening obrony

Było popołudnie, Rodrigo pomagał Raquel w laboratorium w ramach podziękowania za jej wcześniejszą pomoc. Jego siostra pracowała nad jakąś miksturą, której nazwy basior nawet nie potrafił wymówić i służył jej jako pomocnik latający za ziółkami znajdującymi się na półkach jaskini. Po czasie oboje poczuli się głodni.

- Chyba pora na obiad... - powiedziała Raquel.

- Racja - odpowiedział Rodrigo. Chwilę się nad czymś zastanawiał. - Masz ochotę na gryfa?

Alchemiczka posłała mu nierozumiejące spojrzenie.

- Pogięło cię, Rod? Gryfa? Chyba chcesz stracić kończyny... - pokręciła łbem.

- Przemyślałem to. Dzisiaj mój ostatni dzień treningu, chcę się sprawdzić w czymś... Trudniejszym.

- Nie zjem gryfa. - stanowczo powiedziała Raquel. - Popatrz na Halcóna.

Rodrigo spojrzał na smoczego towarzysza siostry. Wydawało się, że w połowie jest gryfem.

- Ehh... Rozumiem, do czego zmierzasz. Ale chcę wybrać się w góry i zawalczyć. Idziesz ze mną? - zapytał.

- Mogę się przejść, ale zapolujemy na coś bardziej... Roślinożernego. - postawiła warunek.

***

Rodzeństwo znajdowało się już w górach, szło spokojnie górską ścieżką. Nie wchodzili zbyt wysoko. W pewnym momencie Raquel odezwała się szeptem:

- Dla twojej informacji: blisko jest stworzenie, które może być gryfem.

Rodrigo zrozumiał przekaz. Wadera wskazała mu, w którą stronę powinien iść. Za skałą rzeczywiście znajdował się młody gryf.

- Według mnie to głupie. - powiedziała cicho wilczyca.

Gryf dosłyszał jej słowa i obrócił się w ich kierunku. Rodrigo szybko schował się za skałą. Stworzenie widziało teraz tylko Raquel. W mgnieniu oka rzuciło się w jej stronę. Starszy brat zablokował ten atak, momentalnie stając przed alchemiczką, tworząc żywą tarczę. Następnie rzucił się na gryfa i rozpoczęła się walka.

- Proszę, nie zabijaj go... - Raquel obserwowała wszystko z pewnej odległości, była przejęta.

Rodrigo zręcznie unikał ciosów przeciwnika. Wszystkie sztuczki związane z obroną udawały mu się. Posłuchał siostry i starał się nie krzywdzić gryfa. W końcu tylko zranił go lekko w bok, stworzenie odleciało, krzycząc.

Dumny strażnik zwrócił się w stronę Raquel.

- Na co ci to było? - zapytała zrezygnowana.

- Przynajmniej teraz wiem, że umiem obronić siebie i innych. - powiedział poważnie.

KONIEC

Trening zaliczony!

Od Hinaty do Ice Queen

 Czasem dobrze jest urwać się od wszystkiego i po prostu się przejść. Tak też uczynił Hinata. Gdy tylko zrobiło się nieco cieplej, choć temperatura i tak była niska, wyszedł z jaskini i udał się na spacer. Przemierzając tereny watahy, starał się nie myśleć o niczym. Po prostu z czystym umysłem przemierzał jej ziemie. Jednak gdy usłyszał ćwierkanie ptaków, zaczął się zastanawiać, czemu nie wszystkie odlatują. W końcu zbliża się zima. Ja niedługo śnieg przykryje tereny watahy. Basior z zaciekawieniem przyglądał się otaczającemu go krajobrazowi. Nie dziwił się kuzynce, że ta wybrała właśnie te tereny, choć od ostatniej rozmowy dowiedział się, że to nie ona wybrała je, a bogini ich bóstwa. Hinata czuł się nieco zakłopotany. Tak nagle musiał zmienić wiarę, choć była niezwykle podobna do jego poprzedniej. A kto wie, może go ci sami bogowie, lecz noszą inne imiona i postaci ? Hinata pokręcił głową. Nie czas na tego typu rozmyślenia. Rozejrzał się w koło. Westchnął cicho i uśmiechnął się. 

- Oj Hin, ty to masz problemy z nudą. - powiedział sam do siebie. Po dłuższej chwili spaceru, postanowił już powoli wracać. Gdy przemierzał tereny watahy, jego oczom ukazała się wadera o białym futrze. Cóż... Mógłby nieco poznać innych członków, jeśli planuje zostać w watasze na dłużej. Skocznym korkiem zbliżył się do wadery. 

- Hej. - zaczął wesoło, chcąc badać rozmowie wesołej atmosfery od samego początku. 

- Hejka. - odparła samica odwracając się w jego stronę. Hinata szybko przyjrzał się jej nieco dokładniej, by zapamiętać jej wygląd. Musiał przyznać, że wyglądała niezwykle sympatycznie. 

- Cóż, nie było nam jeszcze dane poznać się bliżej. Jestem Hinata. - powiedział z uśmiechem, machając ogonem na boki. 

- Ice Queen. - odparła przyjaźnie wadera. 

- Cieszę się, że mogę cię poznać Ice Queen. Zawsze miłej poznać kogoś osobiście i wiedzieć jaki jest. - przyznał. 

- Masz rację. Jesteś kuzynem Renesmee, prawda? 

- Tak, gdy dowiedziałem się, że założyła tą watahę postanowiłem dołączyć. Co prawda z początku niemałe wątpliwości były, ale ostatecznie pokonałem je i jestem teraz tutaj jako jeden z członków. Powiem, że się nie zdziwię, jak dojdzie tu jeszcze moja siostra, Jeanne. Choć może woli zostać przy matce. Są niezwykle blisko. A tak z ciekawości jakie stanowisko objęłaś? Ja byłem dosyć mało kreatywny i wybrałem wojownika. Cóż, przynajmniej mój pobyt tu będzie miał nieco lepszy sens i może się na coś przydam. 

Ice Queen?