Rodrigo wstał skoro świt. Chciał potrenować swoje umiejętności, w końcu przydałoby się, żeby strażnik potrafił obronić tereny. Długo myślał, w jaki sposób może poprawić tę zdolność. Chciał ćwiczyć w samotności, zawsze łatwiej mu się wtedy skupić, jednak żeby skutecznie nauczyć się obrony, potrzebował pomocy. Nie znał bardzo dobrze członków watahy, a jego siostra musiała zająć się własnymi sprawami, na szczęście pozostała jeszcze jedna opcja. Poprosił Raquel, żeby „pożyczyła” mu swojego towarzysza - małego smoka Halcóna. Malec mieszkał z nim i Raquel w jaskini, więc był już przyzwyczajony do jego obecności. Z początku smok bał się dużego basiora, ale Raquel przekonała go, że jej brat nic złego mu nie zrobi.
- Halcón! - zawołał stworzonko Rodrigo.
Smoczek dziarskim krokiem przytuptał do samca. Był w dobrym humorze.
- Chodź, idziemy… - tu Rod się zaciął.
Gdzie mogli pójść? Przypomniał sobie, że Raquel wspominała mu o spokojnej polanie, na której sama zaczynała trenować. Udał się więc z towarzyszem siostry na Clairière Verte. Tam poprosił istotkę, żeby atakowała go na razie bez użycia magicznych mocy.
Rodrigo myślał, że odpieranie ataku tak małego smoka przyjdzie mu łatwiej. Halcón był mimo wszystko silny i niezwykle szybki. Zaskakiwał Roda z różnych stron, kilka razy basior „przegrał” walkę, czyli dał się obalić, mały smok oczywiście nie wyrządzał mu krzywdy.
Po dwóch godzinach treningu Rodrigo odpierał już wszystkie ataki. Zarówno on jak i Halcón byli zmęczeni ćwiczeniami i w końcu udali się do wodopoju. Tak skończył się pierwszy trening obrony Rodrigo.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz