Gdyby nie sytuacja, w której się znajdowała, Raquel pewnie zachwycałaby się pięknem jaskini. Jej wnętrze było wypełnione kolorowymi kryształami, które się świeciły. Sama grota była większa, niż waderze się wcześniej zdawało: wilki stały w dość dużym pomieszczeniu, od którego odchodziły trzy ścieżki. Raquel jęknęła.
- Super. Co robimy? Możemy pójść którąś z dróg, ale może to potrwać wieki, zanim znajdziemy jakieś wyjście... Jeśli ono w ogóle istnieje. - powiedziała.
- Wolisz czekać, aż smok sobie pójdzie? Ostro go wkurzyłem, może to nie być dobrym pomysłem. - odpowiedział Kuroi.
- Eh... No tak. Ale... Czym go właściwie tak zdenerwowałeś?
Hone nie zdążył odpowiedzieć. Do uszu wilków wdarł się dźwięk przypominający piszczenie ptaka.
- Halcón... - Raquel się rozchmurzyła. - Najwidoczniej też się tu schował! Razem z... Gutou.
Basiorowi zaświeciły się oczy.
- Możliwe, że masz rację. - odparł.
- No to chodź! - wadera zwróciła się w stronę tunelu, z którego usłyszała dźwięk. Chciała chwycić Kuroi, żeby go ponaglić i wtedy jej wzrok skupił się na jego łapach. Wadera aż znieruchomiała.
- Coś nie tak? - zapytał zdziwiony samiec.
Raquel aż zakręciło się w głowie. Prawa tylna łapa Kuroi była... Odsłoniętą kością. Wyglądało to tak, jakby basiorowi ktoś odgryzł kończynę, zostawiając jedynie kość. Wilczyca ciągle wpatrywała się w jego nogę. Hone w końcu też na nią spojrzał.
- Cholera! - zakrzyknął i skierował niepewny wzrok na Raquel.
- To... W porządku. Nikomu nie powiem... - wydukała.
"O ile przeżyję..." - dodała w myślach. Nie wiedziała, czy powinna zacząć się bać basiora. Ale czy naprawdę byłby zdolny wyrządzić jej krzywdę?
Samiec nerwowo odchrząknął i wykonał gest głową, który miał oznaczać "chodźmy już". Tunel był dość długi i wąski. Kilka minut, które zajęło przebycie go, wilki spędziły w kompletnym milczeniu. W końcu przed nimi ukazała się kolejna komnata. Była pusta i odchodziły z niej następne tunele.
- Co teraz? - zapytała Raquel przyjaznym tonem, jakby próbując ukryć rozmowę sprzed kilku minut.
Kuroi wyglądał na zrezygnowanego. Miał skwaszoną minę. Może martwił się o towarzysza, o to, że nie odnajdą wyjścia, a może przez to, że Raquel poznała jego pochodzenie? Samica postanowiła rozluźnić jakoś atmosferę.
- Więc twoim żywiołem jest śmierć... - zaczęła. Kuroi spojrzał na nią spode łba. - No tak, to oczywiste. - kontynuowała. - Jesteśmy w takim razie kompletnym przeciwieństwem. - odrzekła.
- Co masz na myśli? - czarny basior wreszcie się odezwał.
Raquel rozejrzała się. Pomiędzy kryształkami dostrzegła małą roślinkę. Drobne "doładowanie" nie pozbawi ją aż tak dużej ilości energii, więc czemu nie? Wadera zamknęła oczy i ułożyła przednie łapy nad roślinką. Skupiła się na przesłaniu mocy i po kilku sekundach otworzyła oczy. Drobna łodyżka zamieniła się teraz w piękny, granatowy kwiat. Raquel oddychała głęboko jak po wyczerpującym sprincie.
- Moim... Żywiołem jest... Życie. - mówiła, łapiąc oddech.
<Kuroi? :3 >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz