Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

niedziela, 6 grudnia 2020

Od Tuisku - Quest 5

 Tuisku wolnym krokiem przemierzał graniczne tereny watahy. Mimo, że nie do końca do jego zadań należały patrole, jednak czuł się zobowiązany aby co jakiś czas upewniać się, że żadne nieproszone stworzenie nie biega po okolicy. Noc była ciepła jak na tę porę roku, a przynajmniej jemu, przyzwyczajonemu do niskich temperatur tak się zdawało. Było cicho, tak naprawdę jedynym odgłosem jaki słyszał był szelest liści oraz gałęzi pod jego łapami. Taka cisza nie była normalna. Basior zatrzymał się i podniósł głowę węsząc, jednak nie udało mu się ustalić żadnego niepokojącego zapachu. Lekko zmrużył oczy i nastawił uszy czekając dalej w bezruchu, może i nie był w stanie wywęszyć tu nikogo, ale definitywnie czuł czyjąś obecność i nie było to tylko puste przeczucie. 


Samiec położył po sobie uszy słysząc cichy szelest z krzaków parę metrów od niego i gdy już miał zamiar zabrać się za atak do jego nosa dotarł zapach wilka. Jakim cudem wcześniej go nie poczuł? 

Tui podszedł odrobinę bliżej, a zza krzewów wyłoniła się postać wilka. Była to widocznie starsza wadera, o szaro rudym futrze z wieloma znaczeniami oraz nienaturalnie długich uszach zakończonych pędzlami jak u rysi. Jej pysk był w dużym stopniu pokryty ranami tak, że na pierwszy rzut oka można było uznać, że została ona oślepiony, a jasne, zamglone oczy tylko to potwierdzały. 

Stara wilczyca zrobił krok w kierunku białego basiora i podniósł głowę węsząc. 


— Ktoś tu jest? — zapytała co chwilę zmieniając ułożenie uszu jakby sprawdzając skąd mógłby dojść dźwięk. Przypominała przez to Tuisku trochę nietoperza. 

— Witaj, znalazłeś się na terenach watahy Ranaissance. — zaczął obojętnym tonem z przyzwyczajenia mówić basior już wyuczonej przez niejedno spotkanie z wilkami z zewnątrz regułki. 

— Ah, witaj...witaj… Nie chcę żadnych problemów z wchodzeniem na tereny innych watah. Poszukuję pewnego miejsca, ale przez panującą tu ciszę całkowicie straciłam orientację w terenie… — zaczęła mówić starsza wadera po czym zrobiła na chwilę pauzę. 

— Zwę się Ilmestys. — dodała lekko skłaniając głowę. Mimo, że sama wadera tego nie mogła zobaczyć Tui wykonał ten sam gest. Biały wilk skądś kojarzył imię jakim przedstawiła się wadera, wydawało mu się w jakiś sposób znajome. 

— Ja nazywam się Tuisku — powiedział, a na dźwięk jego imienia Ilmestys wyraźnie zareagowała. 

— Nie jesteś stąd, prawda młodziku? Te imię… wyraźnie słychać, że nie jesteś stąd… Z której to z północnych watah pochodzisz mój drogi? — powiedziała przekręcając głowę i siadając na ziemi. 

— Z nad Naonneis. — powiedział widocznie o wiele bardziej zainteresowany rozmową, oraz nowo poznaną wilczycą. Jednak gdy ta usiadła zobaczył na jej szyi oraz brzuchu długie oraz wyglądające na poważne rany. Mimo to nie wyglądały one ani na zagojone, ani na otwarte. 

— Jesteś ranna, potrzebujesz może pomocy medyka? — zapytał od razu jednak starsza wilczyca zaśmiała się tylko. 

— Żaden medyk już tu nie pomoże… jednak przydałaby mi się pomoc w znalezieniu pewnego miejsca...nie powinno być daleko stąd… — powiedziała po czym ponownie się podniosła. Tui sam nie wiedział co ma myśleć, w pewnym sensie była dziwna i niepokojącą, ale z drugiej strony to tylko stara wilczyca, a starsze wilki nie raz miały swoje dziwactwa, możliwe, że te rany, które widział tylko mu się przy widziały, ostatnio zdecydowanie za mało spał… 

— Naonneis — powiedziała Ilmestys wyrywając Tuisku z przemyśleń. 

— Doskonale pamiętam tamto miejsce… Kraina tak zimna, że wydawałoby się, że nic dobrego nie można tam spotkać, a mimo to nie pamiętam czy gdziekolwiek indziej spotkałam wilki o tak ciepłych sercach… — westchnęła, a Tuisku uśmiechnął się lekko na wspomnienie o domu. 

— Nie spodziewam się, żeby któryś z tamtejszych wilków chciał po, prostu stamtąd odejść… Mam nadzieję, że nie jesteś tu dlatego, że coś się stało z twoją poprzednią watahą? — powiedziała zmartwionym tonem stara wataha co odrobinę białe my basiorowi przypominało jego babcie, przez co cicho się zaśmiał. 

Jednak nie miał serca powiedzieć staruszce, że wataha, która tak dobrze wspomina już nie istnieje. 

— Nie, nie nic się nie stało, po prostu… Lubię odkrywać nowe miejsca. Mówiłaś, że szukasz pewnego miejsca, jeśli pozwolisz, chętnie ci w tym pomogę. — powiedział, a szara wadera uśmiechnęła się w odpowiedzi. 

— Oh dziękuję, bardzo miły z ciebie młodzieniec! Szukam wodospadu, jednak nie jest to zwykły wodospad,według starej legendy ma on - 

— Spełniać życzenia — biały basior przerwał Ilmestysie w środku zdania sam je kończąc. 

— Słyszałem już tą legendę parę razy, doskonale wiem gdzie to jest, proszę za mną — powiedział po czym ruszył wolnym krokiem w kierunku wodospadu co chwilę upewniając się, że na tyle mocno szeleści liśćmi, aby wadera mogła bez problemu za nim podążać. 


Nawet nie zwrócił uwagi, że niedługo zacznie świtać. Kolejna nieprzespana noc odhaczona. Większość drogi minęła w ciszy. Do tej pory przyjaźnie nastawiona Ilmestys, która wydawała mu się być miłą babcią zrobiła się pochmurniejsza, jakby wiedziała, że ma się stać coś złego. Dotarcie na miejsce nie trwało długo, jednak gdy już tam byli powoli niebo zaczynało robić się coraz jaśniejsze. 

— Jesteśmy. — powiedział, a wilczyca podeszła do niego i zostawiła przed nim parę dziwnie wyglądających kamieni, które zdawały się odbijać światło podobnie jak i jego futro. 

— Dziękuję. — Ilmestys skłoniła głowę po czym odwróciła się do Tuisku i ruszyła w kierunku niezbyt dużego kamienia, o nienaturalnie kanciaste kształcie leżącego w wodzie niedaleko brzegu jeziora. Stanęła przed nim i pochylając się dotknęła go nosem mówiąc coś niezrozumiale, w prawdopodobnie innym języku. Na chwilę coś oślepiło białego basiora, mimo, że pierwsze promienie słońca dotykały ledwie korony drzew, nagle musiał on zamknąć oczy, przez światło, które w nie uderzyło. Gdy je znowu otworzył wadery nie było już przy kamieniu, a jedynym śladem po tym, że naprawdę istniała, było pięć niewielkich kamieni, które Tui zabrał mimo wszystko ze sobą, nawet nie próbując zrozumieć co się właśnie stało. 

— Voi vittu… — zaklął cicho ruszaj w kierunku domu licząc, że jak w końcu się wyśpi to wszystko nabierze większego sensu. I było dokładnie tak jak sądził. Dopiero następnego dnia zrozumiał, że nie spotkał prawdziwej wadery, a z pewnością nie żywej, słowo Ilmestys nie było mu znajome dlatego, że znał kogoś o takim imieniu. Nie, znał je ponieważ w jego ojczystym języku oznaczało "zjawę"... 


1000+

Quest zaliczony!


Brak komentarzy

Prześlij komentarz