Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 30 lipca 2022

Od Sininen: Quest IV ~ Starzec

Wielu jest zdania, że panująca pogoda w ciągu dnia i mogąca się nagle zmienić jest w stanie reagować wspólnie na dziejące się sytuacje i wynikające z nich kumulacje. Jako taki przykład mogłaby być życzliwa relacja między dwojgiem, wtedy słońce rozkosznie grzeje na niebie pozbawionym byle chmur, tak by momentalnie zmienić się na sprawnie nadciągającą burzę jako wynik narastającej awantury między wspomnianą parą istot. Niby takie małe rzeczy, a tak pięknie oddawałyby symboliczne znaczenie.
Tego dnia było już całkiem ciepło od samego rana, niemal ogarniała zwodnicza duchota, na tyle, że podświadomie się wyciągało byle część ciała w stronę nieba z modleniem się o nadejście zbawiennej ochłody i wilgotności za pomocą deszczu. Pewna ciemna wadera była tego samego zdania, ta duchota zaczynała działać jej na nerwy zwłaszcza w momencie, kiedy po raz kolejny w przeciągu dziesięciu minut otarła sobie czoło z drażliwym pragnieniem przynajmniej umoczenia warg w chłodnej wodzie.
- Nosz ile można — mruknęła pod nosem podczas dojścia do wniosku, że wyjątkowo ciężko jest jej się skupić. - Zabiję za ochłodzenie.
Doskonale zdając sobie sprawę, że w stanie rozdrażnienia będzie się jej pracowało i myślało bardzo opornie, wyszła w stronę byle jakiego zbiornika wodnego, który uratowałby ją zbawienną niższą temperaturą. Im szybciej napije się i zanurzy się w pożądanej wodzie chociaż przez kilka minut, to będzie szukany oraz osiągnięty rewelacyjny wynik. Jeśli dałoby się w tamtej chwili i momencie zażartować, woda w oczach Sininen była niczym śpiewająca syrena, a ona sama zwykłym marynarzem. Może nie sprzedałaby duszę demonowi, wizja chłodnej wody to poddawała ten temat do żarliwej dyskusji. To właśnie było powodem, dla którego szła nieco szybszym krokiem, taka trochę narastająca desperacja. Potrzebowała się w miarę szybko schłodzić i w całości zanurzyć, bo nerwicy dostanie. I to jak najprędzej.
Kiedy dotarła do szukanego celu, jakim okazał się Lac doré, akurat opustoszały. Nawet nie starała się zachować godności — wskoczyła do wody po wykonaniu całkiem imponującego wyskoku, prawie wydając z siebie jęk na uczucie letniej wody, która moczyła jej sierść. Nie ma mowy, żeby wyszła po samym zmoczeniu, oj nie. Sininen w zasadzie siedziała w wodzie aż pod nos dobre kilkanaście minut z dbaniem o aktywne chłodzenie całego swego ciała.
- Na wszystkich bogów, czemu dziś jest taka duchota — wymamrotała pod nosem z powodu nie znoszenia wyższych temperatur. Jakby nie wystarczyło fatalne radzenie sobie w znacznych hałasach, to najpewniej od tego ciśnienia dostawała migreny. Po prostu pięknie. Dlatego to zamknęła w oczy i starała się wyciszyć wszelki myśli.
Ledwo opuściła zbawienny zbiornik wodny i już poczuła, jak na nowo atakuje ją parne powietrze, przez co od razu zwróciła głowę w kierunku tafli z utęsknieniem w duszy. Teraz duchota nabrała na sile.
W momencie chęci ponownego wkroczenia w jezioro zarejestrowała kątem oka kręcącą się w miejscu postać, tak po skosie od niej. Z całą pewnością mogłaby powiedzieć, że nie jest to jeden z tutejszych wilków w watasze. Powołując się na zakres obowiązków jako strateg, powietrzny zwiad oraz zwykły członek, natychmiastowo skierowała swoje kroki w stronę nieznajomego jej wilka. Kij wiedział, kogo tym razem tu przywiało.
Z każdym pomniejszaną odległością między nimi, zauważała więcej szczegółów. Był to dosyć stary wilk, gdyż siwość w znacznej części opanowała jego sierść, która w czasach swojej świetności musiała być barwy miedzianej. Już z dziesięć metrów przed nim dało się dostrzec mętne, niemal nieobecne spojrzenie oczu i niespokojne drżenie całego ciała.
Kiedy w końcu zbliżyła się na komfortową dla niej odległość między nimi, skierował ku niej swoją głowę z trudnością czy też wahaniem. Na jego oko był ślepe.
- Woda... Spadająca woda... - Mówił niezbyt głośno niczym modlitwę.
- Słucham? - Zapytała się go ciemna wadera. Mogła zauważyć, jak jego spojrzenie staje się bardziej wyraźne.
- Zabierz mnie do spadającej wody. Proszę... Mogę je zaoferować w podzięce za pomoc.
To powiedziawszy, upuścił kilka kolorowych kamyczków. Jego oczy z powrotem wydawały się zasłaniać mgłą pewnego rodzaju otępienia.
Prawdę mówiąc, zamierzała mu odmówić na tą prośbę. Nie wyjawił swojego imienia, nie zdradził, skąd pochodzi ani jakie ma zamiary podczas przebywania na terenach jej rodzinnej watahy. Zamiast tego stał przed nią raczej na pewno jakoś obłąkany starzec, z którym już było z góry wiadome o dosyć wyraźnie utrudnionym kontakcie, który nie umiał poprawnie wskazać jej dokładnego celu, do którego próbował się dostać.
"Żyj i daj żyć innym" chciałaby rzec. Już była skora zgrabnie, acz prosto z mostu powiedzieć mu, że mu nie pomoże i żeby opuścił terytorium watahy, kiedy odezwała się w niej cząstka empatii, która bywała najzwyczajniej w świecie całkiem upierdliwa. Podobno każdy dobry gest przybliża nam dobrą karmę, tak? Chociaż może raczej, ten głosik bardziej przypominał w odbiorze słodziutkie brzmienie, które trzyma ci pod twoim gardłem ostrze, grożąc nim. Tak, słodko i niebezpiecznie. Psia jego mać.
Niech zatem szlag trafi miękką stronę, która była również wpajana od młodego. Być może dlatego nie wdawała się obecnie w byle walki i tylko w ostateczności potrafiła solidnie skopać komuś tyłek. Ojciec byłby dumny.
- Czego dokładnie szukasz? - Zapytała się po wewnętrznym ciężkim westchnieniu.
- Spadająca woda... Spadająca woda... - Znowu zaczął powtarzać w kółko te dwa słowa.
- Chodzi ci o wodospad? - Mimo pytania, staruszek w żaden sposób nie odpowiedział, jedynie mówił jakby zacięty przed dalszą wiadomością. Nie mogąc doprosić się od niego o byle wiadomość zwrotną, tym razem westchnęła na głos. Odwróciła się do niego bokiem i wykonała ruch głową. - Chodź, poszukamy twojego celu.
Starzec zaczął za nią podążać z dziwnie wywijającym się ogonem na wszystkie strony, jakby chciał wytyczyć nowy kierunek świata. Czy trzeba było mówić, że z całą pewnością będzie na nim swoje pokłady cierpliwości?
- Jak masz na imię? - Zapytała po przejściu kilku metrów. Wilk w podeszłym wieku w dalszym ciągu majaczył. Samica westchnęła na to. Postanowiła zatem zwracać się do niego we własnych myślach per "staruszek". Dziadzio brzmiał niepokojąco.
Najbliższym punktem z wodospadem w ich obecnym położeniu był Cascade de rêve, bez słowa czy myśli niepewności skierowała się tam z bezimiennym towarzyszem. Co chwila musiała zaglądać przez ramię czy idzie w jej ślady, gdyż miała wrażenie, że w chwilach, gdy na niego nie patrzy to on albo stoi w miejscu, ewentualnie się zgubi. To dopiero byłoby ciężkie do wytłumaczenia.
Nie szli długo, może góra kwadrans z uwagi na częste postoje, nim dotarli na skraj miejsca z całkiem urokliwym wodospadem. Zrobiła krok w bok, tym samym dając lepszy widok podeszłemu wilkowi. Ten ruszał głową, jakby rozglądając się, ale jego oczy nie wyglądały obserwować. Nagle chwycił się za głowę i zaczął w sposób prędki się kołysać do przodu i do tyłu. Czyżby jakiś atak manii?
- Spadająca woda... Spadająca woda... - Mamrotał pod nosem.
- Jesteśmy przy niej. O to ci chodziło, prawda? - Zwróciła się do niego. Momentalnie wydał z siebie charczący zduszony krzyk, którego końcówka brzmiała już raczej jako pisk. Teraz jego ogon energicznie bił o glebę. Wadera w duchu czuła lekko pulsującą żyłkę na czole. Natomiast na głos to jedynie krótko skwitowała reakcję specyficznego staruszka. - Czyli nie tu. Sprawdźmy drugie miejsce.
To, czego była pewna, było to, że po odwiedzeniu jeszcze jednej lokacji, zaprowadzi go do lecznicy, gdyż starzec może mieć uszkodzoną głowę. Czy coś. Wydawał się na skraju załamania, manii, czy też zwykłego szaleństwa. Fantastyczne towarzystwo, czyż nie?
Skwar i duchota nabierały na sile.
Musiała go prowadzić, ale z powodu, iż co chwilę stawał w miejscu, sama się zatrzymywała. Gdyby nie fakt, że miała problem z obcym dotykiem (strach to raczej za dużo powiedziane, ale silny dyskomfort i brak bezpieczeństwa już tak), nie było mowy, by go chwyciła i w ten sposób poprowadziła w kierunku terenu znanym jako Douce Cascade, gdyż tylko ona jeszcze jej się kojarzył z jakimkolwiek wodospadem w watasze. Niestety duchota nie pozwalała na poprawne funkcjonowanie, dlatego zbliżyła się do większego drzewa w celu skrycia się w cieniu jego potężnych i bogatych w liście gałęzi po zbawienne jakieś odgrodzenie od zdradliwych promieni słonecznych. W geście ulżenia sobie przymknęła oczy, tylko na chwilę. Trwało to być może z minutę, więcej na pewno nie, kiedy przestała słyszeć nieco niemrawe tempo wiercenia się starego basiora, przez co otworzyła oczy. Faktycznie, znikł jej z pola widzenia.
Jakim cudem stary i być może obłąkany wilk nagle rozpłynął się w powietrzu w niecałą minutę? I to w dodatku przy Sininen o wyczulonym słuchu? NO JAKIM PRAWEM?
- Dziadku? Gdzie jesteś? - Zapytała się swoim nieco podniesionym głosem, który formalnie u innych wilków był normalną głośnością porozumiewania się. Samica wstała z pozycji siedzącej i rozejrzała się wokół. - Staruszku? Hej, dokąd poszedłeś? Wyjdź, przecież chciałeś naszą drugą spadającą wodę. Halo?... Nosz purwa — po czym ciemna wadera pięknie, acz soczyście, zaklęła.
I tym sposobem, samica zaczęła swój chód i ciche nawoływanie podeszłego wiekiem towarzysza. Musiała się sprężyć, żeby nie daj bogowie, ktoś z wilków ją spotkał albo tego staruszka. Nie będzie mogła spojrzeć we własne odbicie, jeśli to się wyda. Jaki kurde wstyd.
Swoje kroki skierowała w stronę Douce Cascade, łudząc się przy tym, że być może czystym przypadkiem tam go odnajdzie. Albo w drodze. A tam, pieprzyć szczegóły! Musiała jak najszybciej znaleźć wilka przed watahą, która i tak umierała na swój sposób od tego upału. Przynajmniej tak tłumaczyła sobie wyjątkowo panującą ciszę wszędzie w ciągu tego dnia.
Nie była pewna, czy jakieś bóstwo ją wysłuchało, czy co. Fakt faktem, ten bardziej siwy basior niż miedziany, kręcił się w kółko wokół najbardziej wysuniętych kamieni nad poziomem wody.
- Ach, więc tu się podziałeś — powiedziała swoim standardową głośnością po zatrzymaniu się na pięć metrów od staruszka. Ten stanął sam, jedynie ogon mu latał na wszystkie strony, podczas wpatrywania się w niewielki wodospad. Nagle wydał z siebie dźwięk śmiechu, który zdawał się go odmładzać przy tym.
Odwrócił głowę ku niej z całkiem przejrzystym spojrzeniem i uśmiechem.
- Dziękuję — powiedział, by następnie podrzucić w jej stronę te kilka kolorowych kamyczków.
- Tu nasze drogi się rozchodzą, co? - Spytała, sięgając po kamienie. Ten spojrzał na nią z zagadkowym wyrazem pyska przy przekrzywieniu głowy na swoje prawo.
- A czy kiedykolwiek się spotkały?
Zamknęła oczy.
- Naprawdę? Teraz mi to mówisz?

*
- Sini! Ile jeszcze będziesz siedzieć w tej wodzie? - Ciemna wadera otworzyła oczy na usłyszenie wołania starszej siostry, która stała na brzegu. - No dalej, wychodź, bo się zaziębisz!
Zamrugała oczami i się rozejrzała. Słońce było dalej wysoko na niebie, tylko szczęśliwie duchota nieco popuściła i dało się oddychać.
Czyżby miała właśnie sen, czy raczej halucynacje z tych temperatur?
W dalszym ciągu nienawidziła takiego ciepła.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1681
Ilość zdobytych PD: 840 + 10% (84 PD)
Nagroda za Quest: 400 PD +5 pkt inteligencja, +3 pkt zwinność, +4 pkt kondycja 
Obecny stan: 4 898

Od Belief c.d Naharysa [cz 9] ~ Pozbawieni snu

Czarnoucha robiła, co mogła, lawirowała zręcznie między drzewami, niczym kocica. A wszystko to, żeby pozbyć się ogona. Nie traciła czas na odwracanie się za siebie, zamiast tego wytężała uszy i słuchała, czy słychać go bliżej lub dalej. W końcu przestała słyszeć szelesty łap basiora, więc zatrzymała się na moment, by mieć pewność. Wyprostowała sylwetkę, unosząc jedną z przednich łap ku górze, będąc w ciągłej gotowości do dalszego biegu. Kiedy tak nasłuchiwała, z tyłu za nią była tylko cisza, jednak przed nią coś zaniepokoiło ją. Jej czujne uszy natychmiast skierowały się w tym kierunku, a samica nieco zniżyła łeb i idąc na ugiętych łapach, zanurkowała w wysokiej trawie. Oparła łeb o niewielką gałąź wrośniętą w trawę i przycupnęła zadem do ziemi. Wystawały jej ponad trawę jedynie uszy. Na moment zapomniała o treningu, ponieważ dochodziły do jej uszu jakieś niepokojące szmery i szelesty lasu w oddali. Jakby ktoś tam był, ale to nie były wilki ze stada. Uznała, że dobrze by było obserwować tę sytuację, jednak długo nie było jej to dane, ponieważ nagle poczuła, jak coś rzuca się na nią, przewraca i uciska gardło. Zaczęła się szamotać, momentalnie zapominając o dziwnych dźwiękach i przypominając sobie o Naharysie.
- Mam cię! - Wykrzyczał samiec agresywnie i stanowczo.
- Naharys, co ty robisz?! - wymamrotała niewyraźnie, widocznie zaskoczona nagłą zmianą samca. Biały wilk zabrał łapę z jej szyi.
- Dlaczego się tak łatwo zdekoncentrowałaś? Obserwuj okolicę, skup się i wypatruj znaków! Kiedy myślisz, że masz chwilę swobody, niebezpieczeństwo może nadejść znienacka, jasne?
Bel chciała mu powiedzieć, ale nie miała pojęcia nawet, co właściwie słyszała, więc nie wiedziała, od czego zacząć i czy w ogóle powinna zmieniać temat podczas treningu. Doskonale pamiętała, jak gadanie o innych rzeczach podczas treningu wilków z jej stada się kończyło, a w jej stronach takie sprawy załatwiało się dość nie przyjemnie, aby zachować dyscyplinę ponad wszystko. Westchnęła więc cicho i rzekła cicho.
- Przepraszam. To było głupie.
Samiec uniósł wysoko głowę, po czym uśmiechnął się i zszedł z Bel, pomagając jej jednocześnie wstać na równe łapy.
- Ale tam... w wysokiej trawie, zadałaś mi zaskakująco dobry nokaut. Co też... dla wilka takich gabarytów, jak ja, był zadziwiająco powalający, wiesz?
Wadera była nieco zmieszana i nie kryła tego. Samiec raz był miły i biło z niego nadnaturalne pokłady ciepła, a chwilami zamieniał się w srogiego agresora. Nie mogła nieco za nim nadążyć, więc zaczęła:
- Teraz nie byłeś taki...
- Ciepły i łagodny? - przerwał jej basior w pół zdania i wyjaśnił jej jaki świat jest zły i pełen zwyrodnialców, bezlitosnych maszyn do zabijania. Zapewniał, bo sam niejedno przeżył. Zapytana o "Szkarłatny incydent", pokiwała przecząco głową, jakby do siebie myśląc intensywnie. Nic jej to nie mówiło, ale gdzieś w głębi ten zwrot wydawał się jakby znajomy, jednak nie mogła nic sobie przypomnieć. Być może słyszała to hasło za szczeniaka, ale tylko tyle, nic poza tym nie wiedziała.
- Nie musisz mi mówić o okrucieństwie, bo sama je doświadczyłam, kiedy moja rodzinna wataha była mordowana przez inną. Mogę cię zapewnić, że również znam definicję okrucieństwa i mogę Ci wskazać niektóre jej przykłady, na podstawie moich doświadczeń, których nie w sposób wymazać z pamięci, ani ze snów.
Samiec wydawał się również posmutnieć:
- Dlatego rozumiesz, co mam na myśli. - Uniósł niepewnie łapę i powoli otulił nią szyję wadery. Belief aż otworzyła szerzej oczy, ze zdumienia. Nie wiedziała, co się dzieje, dlatego też zesztywniała kompletnie i zastygła w bezruchu czekając na to, co się wydarzy. Poza bratem i rodzicami nikt nigdy jej nie przytulał, więc czuła się bardzo nieswojo i dziwnie. Nie, żeby tego nie lubiła, ale po prostu nie znała zamiarów samca, a przecież zna go zaledwie od świtu tego dnia i nie wiedziała, w jaki sposób powinna to zinterpretować. Basior sam był niemniej zdumiony, kiedy ocknął się i zorientował się, co robi. Odsunął się natychmiast i usiadł w bezpiecznej odległości, spuszczając wzrok i wlepiając spojrzenie w jeden z jagodowych krzewów.
- Chciałem tylko powiedzieć, że... Bardzo mi przykro.
Samica, słysząc jego słowa, potrząsnęła głową w dość zabawny sposób, jakby chciała pozbyć się natrętnej muchy, jednak zrobiła to ze względu na to, że wydawało jej się, jakby jej się myśli pomieszały i chciała w ten sposób, aby powróciły na swoje miejsca. Zawsze tak robiła, gdy słyszała o czymś, co ją zadziwiało, to była jej pewnego rodzaju cecha. Zaśmiała się cichuteńko, jakby zupełnie sama do siebie i swoich myśli co było ledwie słyszalne dla samca i z uśmiechem odpowiedziała:
- Z powodu moich doświadczeń, czy też dlatego, że mnie przytuliłeś? - Przekrzywiła lekko łeb na bok komicznie niczym młody pies, który słyszy lub widzi coś nowego.
Samiec stwierdził, że mimo przeżytych złych doświadczeń, samica ma w sobie odwagę, by żyć dalej i nieść ciepło dla innych. Odetchnął z ulgą.
Rozmowa jakoś potoczyła się dalej. Bel chciała wiedzieć coś więcej o szkarłatnym incydencie, ale Naharys obiecał, że opowie jej tę historię innym razem. Cóż, może był już zmęczony. Jednak zaraz okazało się, że po prostu nie chciał sobie psuć nastroju podczas treningu. Wszystko wskazywało na to, że wilki powrócą na poligon i będą dalej trenować nowe rzeczy, jednak coś im przerwało. Belief znów usłyszała szelesty dobiegające z lasu, tym razem o wiele głośniej niż wcześniej. ~ Znowu? Coś chyba jest nie tak, to zbyt blisko granicy. ~ Pomyślała, a Naharys zaczął coś mówić, ale spostrzegł niepokój samicy i spojrzał w tym samym kierunku. Ujrzeli ciemne i rozmyte postacie przemykające między krzewami lasu.
Naharys dał waderze sygnał, aby padła na ziemię, zajął pozycję obok niej. Oboje przyglądali się podejrzanym ruchom zza zasłony kolorowo rosnących wrzosów.
- Co to takiego? - zapytała cicho wadera.
- Nie wiem... podejrzewam, że to te stwory, które ostatnio zdobyły śmiałość na opuszczanie Vallée Sombre. Belief... - zwrócił się do towarzyszki, tym razem oficjalnym i poważnym tonem. -... chyba czas, abyś teraz sprawdziła swych umiejętności, jako posłanka. Biegnij pędem do Alfy z takim komunikatem; Od północnej granicy watahy, zauważono obecność postaci nieznanego pochodzenia, w licznie nieznanej, nieopodal Haute Forêt. Kapitan prosi o posiłki, aby zbadać sprawę i ewentualnie spacyfikować możliwe zagrożenie. Zapamiętałaś? Dobrze, a teraz biegnij do Rene!

* * *

Biegła, jakby od tego zależało jej życie, jej i Naharysa. Biegła jakby zaraz miała pogubić własne łapy i potknąć się o nie kilkakrotnie, jednak za każdym razem, gdy zdawało jej się, że zaraz upadnie, w porę odzyskiwała z powrotem równowagę. Zatrzymała się na chwilę instynktownie i zawahała się na moment. Odwróciła głowę za siebie i szepnęła.
- Naharys, trzymaj się, bez głupstw. - po czym ruszyła dalej. Doskonale wiedziała, że jest to kapitan wojska i że na pewno nie zaatakuje niczego w pojedynkę, ale jej wrodzone poczucie troski podpowiadało jej w takich sytuacjach słowa, które często brzmiały nieco zabawnie. Taka już była Bel, nic nie poradzimy. Biegła dalej, pędząc w stronę centrum terenów, w stronę groty alphy, którą bardzo sobie ceniła za to, że przyjęła ją do stada. W głowie powtarzała sobie słowa, usłyszane od Naharysa. Problemów z pamięcią to ona akurat nie miała, więc nie był to dla niej problem, jednak wolała mieć pewność absolutną, by niczego nie pomylić.
Wpadła na polanę jak strzała. Zatrzymała się, by wybadać sprawę, wsadziła nos w trawę i zaczęła węszyć za zapachem alphy, na nic innego nie zwracając uwagi.
- Co robisz? - przerwał jej głos młodego samca. Podniosła nerwowo głowę i ujrzała brązowego, skrzydlatego samca. Jeszcze go nie spotkała, ale słyszała o nim wiele. Ukłoniła się delikatnie i przywitała.
- Wybacz mi moje zachowanie. Jestem Belief, jeszcze się nie spotkaliśmy. - posłała mu uśmiech, jednak nerwy nie pozwalały jej teraz na zbyt wiele uprzejmości. - Szukam Renesmee, czy wiesz, gdzie się ona znajduje?
- Jasne, ale dlaczego jesteś taka zestresowana? - samiec przekrzywił ciekawski głowę.
~Oh... nie, nie ma czasu! ~ pomyślała w duchu, jednak jemu odpowiedziała inaczej. - wybacz przyszły alpho, ale wykonuję teraz bardzo ważne zadanie, które sprawdza moje umiejętności jako nowego posłańca w tym stadzie. Czy mógłbyś zaprowadzić mnie do matki? - uśmiechnęła się najładniej, jak umiała, mając w oczach proszące spojrzenie.
- No dobra Belief, chodź ze mną.
Szli przez chwilę w stronę centrum watahy. Gdy byli już blisko Douce Cascade, ujrzeli alphę, rozmawiającą z kilkoma innymi wilkami. Między innymi Bel zwróciła uwagę na białego wilka w niebieskie znaczki. Nie widziała go tu wcześniej, dlatego zdziwiła ją jego obecność.
- Mamo! - krzyknął Niko, wskazując skrzydłem na Belief, gdy ta zwróciła na niego swą uwagę.
- Tak?
Belief poczuła, że to jest ten moment, więc zaczęła niepewnie:
- Witaj alpho. - skinęła głową. - jeśli pozwolisz, mam wiadomość do przekazania dla Ciebie, od Naharysa.
- od Naharysa... - powtórzyła, wydawała się nieco zamyślona, jak gdyby zastanawiała się co też ów wilk, miałby jej do powiedzenia, że sam się nie pofatygował. - dobrze więc, o co chodzi.
- Jako nowa posłańczyni, cytuję jego słowa. - alpha nie kryła zdumienia, ale i zadowolenia, że młoda samica ćwiczy swój fach. Uśmiechnęła się jeszcze zanim Bel zaczęła mówić. Bel kontynuowała - " Od północnej granicy watahy, zauważono obecność postaci nieznanego pochodzenia, w liczbie nieznanej, nieopodal Haute Forêt. Kapitan prosi o posiłki, aby zbadać sprawę i ewentualnie spacyfikować możliwe zagrożenie." - z każdym słowem Belief, Renesmee coraz szerzej otwierała oczy. Zdało się, że stopniowo pochłaniał ją strach. Gdy wadera skończyła, alpha przez dłuższą chwilę milczała, trawiąc te wszystkie informacje. Co jak co, ale tego się usłyszeć nie spodziewała. Spojrzała najpierw na białego samca, z którym wcześniej rozmawiała i rzekła w końcu:
- Hinata! Weź dwójkę zdolnych do walki i idź wraz z Belief do Naharysa.
Biały posłusznie kiwnął głową i natychmiast rozejrzał się w poszukiwaniu towarzyszy. Alpha zaś kontynuowała do Belief. - Hinata jest dobrym wojownikiem, wróć do Naharysa ze wsparciem ode mnie i przybądź znów, jeśli będzie to konieczne. Biegnijcie.. - Wadera była wyraźnie zmartwiona i poszła z Niko, by pomyśleć co dalej, natomiast do Belief podszedł samiec wraz z dwoma wilkami i przedstawił ich krótko:
- Oto Lavrence, wojownik oraz Itachi, płatny morderca. A ja jestem Hinata, zaufany sługa alphy i wojownik.
- Belief, miło mi was poznać, a teraz biegnijmy, bo Naharys jest tam zupełnie sam.
Samce kiwnęły głową niczym jedno ciało i ruszyli biegiem w ślad białej samicy.


Biegli długo, nieprzerwanie i niezłomnie. Bel coraz bardziej dawał się trening we znaki i zaczynała czuć lekkie zmęczenie, jednak nie tak mocne, by opaść z sił. Miała jeszcze ich dużo w zanadrzu, ale dawno już nie miała tak intensywnego dnia od samego poranka, no może poza dwudniową przygodą, kiedy poznała wilka o imieniu Yneryth. Wspomniała go z uśmiechem, ale musiała biec dalej. Żałowała cicho, że to nie on teraz z nią biegnie, ale cóż trzeba poznać każdego wilka w stadzie, aby później nie było zaskoczenia, tak jak Bel wcześniej nie spotkała się z Hinatą. Rozmyślania sprawiły, że podróż minęła wilkom szybko i bez większych problemów. Samce nie odzywały się za bardzo, były skupione na misji i na tym, co być może będzie ich czekać u celu podróży. Kiedy dotarli na miejsce, Bel zwolniła wyraźnie i przystanęła po chwili. Wiedziała, że nie mogą się odezwać, bo zwrócą na siebie zbyt dużo uwagi istot o nieznanych zamiarach. Zaczęła się skradać w wysokiej trawie, przedzierając się przez wrzosy i krzewy z jagodami. Itachi obwąchał grzbiet Bel i łapiąc z łatwością zapach Naharysa, począł tropić jego osobę. Na szczęście nawet do głowy mu nie przyszło, skąd zapach ten wziął się na samicy, ale skoro miała z nim wcześniej styczność, to musiała, choć odrobinę przesiąknąć jego zapachem. Lavrence zaś pilnował tyłów, odwracając się cały czas za siebie, uważnie obserwując otoczenie, by w razie czego ostrzec pozostałych. Belief była pośrodku razem z Hinatą, który starał się ją chronić.
- Posłaniec to trudne zadanie jak na waderę. - rzekł szeptem w jej stronę.
- Wiem, ale nie boję się o siebie. Chcę być pomocą w takich sytuacjach jak ta tutaj.
- Rozumiem. Będę Cię ochraniał zatem. Szkoda by było tracić jedynego posłańca w watasze. - posłał jej ciepły uśmiech i szturchnął nieco dla dodania otuchy, a zaraz potem przyspieszył, ponieważ prawdopodobnie Itachi zwęszył jakiś trop. Grupka wilków przyspieszyła, przedzieranie się przez trawy i krzewy, aż w końcu Itachi zatrzymał się, a wszyscy inni również. Bel wychyliła się zza niego i zobaczyła, że wysoka trawa kończy się, a świeży trop prowadzi na otwartą polanę.
~Naharys, miałeś nie robić głupstw ~ pomyślała Belief z lekkim przerażeniem. Któż, jeśli nie on, potwierdzi teraz jej udane zadanie? Nie to jednak było najważniejsze. Bel po prostu zdążyła go troszkę polubić, mimo iż chwilami nie wiedziała czego się po nim spodziewać i jak to miała w zwyczaju, zwyczajnie się martwiła. Sama była w lepszej sytuacji, w towarzystwie trzech doświadczonych basiorów wiedziała, że nic jej nie grozi, ale on? Kapitan był zupełnie sam, co jeśli te stworzenia go uprowadziły w jakiś sposób. Z tych myśli jednak szybko wyrwało ją mruknięcie Lavrence. Wilki spojrzały w jego stronę a w oddali za nim przy granicy lasu i polany czmychnął jeden z rozmytych postaci. Kiedy znów spojrzeli na siebie, Belief z przerażeniem odkryła, że Hinata zniknął jej z oczu.
- Hinata? - szepnęła dość głośno.
- Tu jestem Bel, bądź cicho, widzę Naharysa.
Jednocześnie jakby dostała w pysk za gadanie podczas super extra cichej misji oraz odetchnęła z ulgą na wieść, że Kapitan się odnalazł. Jednak nadal nie widziała Hinaty. Itachi zawarczał cicho i krótko, więc Bel zbliżyła się znów do niego i wyglądając na polanę. Również dostrzegła Naharysa. Leżał on przyklejony niemal do kłody drzewa, skrytej w niewielkiej kępce trawy, bardzo dobrze ukryty. Hinata już szedł w jego stronę, skradając się i niepostrzeżenie przeskakując to za kamień, to za krzew, by nie został ujrzany przez żadną z niepowołanych istot. Kiedy dopadł do jego kępy, stwierdził, że Naharys bardzo ciężko oddycha, niemalże jakby biegł bez ustanku cały dzień i noc. Basior uśmiechnął się, cieszył się bardzo, że pomoc przyszła tak szybko. Nie był ranny, jedynie potwornie zmęczony.
- Na litość wszystkich wilków na świecie, Naharysie! - szepnął znacząco Hinata. - Co się tutaj stało? Gdyby nie Belief, nie chcę wiedzieć. jak byś tutaj skończył. - pokręcił głową samiec, oczekując odpowiedzi. Naharys podniósł się i kiedy już unormował oddech, wskazał samcowi, że chce opuścić tę kępę i udać się do reszty. Tak też zrobili. Powoli przeskakiwali w kolejne kryjówki i powrócili oboje w wysoką trawę, gdzie czekała Belief.
-Dobrze, że jesteś cały. - szepnęła wadera z wyraźną ulgą. Nie potrafiła ukryć tego, że troszkę się martwiła. - Pędziłam ile sił w łapach, a teraz powiedz, proszę, co się działo w tym czasie? No i co teraz będziemy robić?
Wilki nachyliły się do Naharysa, by lepiej słyszeć opowieść snutą szeptem, a Naharys dał jej początek.


Naharys? Co się tam działo? :>
 
PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 2343
Ilość zdobytych PD: 1171 + 10% (117 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 2211 PD

czwartek, 28 lipca 2022

Od Sininen c.d Niko ~ "Piórka"

~ Akcja rozgrywa się za szczenięcych lat~
Już jakiś czas temu pojęcie czasu stało się dla niej abstrakcyjne, dlatego nie zdawała sobie sprawy o ilości przeminiętych dni od pierwszego spotkania z młodym alfą. Musiało jednak minąć parę dni, co dla dorastającej waderki było dziwne w toku rozumowania, ponieważ pewnego popołudnia po powrocie z zajęć została zaskoczona przez ojca. Głowa rodziny sam wrócił z treningu wojaków.
- Jak się macie moje drogie? - Zapytał obie córki. Syn przebywał wówczas u ciotki. Chmureczka natychmiast zaczęła opowiadać o postępach, jakie zauważył jej opiekun. Kolejnym kamieniem milowym było pochwalenie się ówcześnie wyglądającą sytuacją z jej lataniem. Szczerze, Sininen uwielbiała słuchać siostry, nieważne na jaki temat. Widok jej radosnego pyszczka był wart wszystkich skarbów.
- Doskonała robota kochanie — powiedział dorosły wilk przy jednoczesnym głaskaniu najstarszej z jego własnej gromadki po głowie. - Z każdym dniem radzisz sobie lepiej. Tylko nie zapominaj o odpoczynku, on też jest bardzo ważny.
- To nie do mnie z tym — zażartowała Chmureczka i spojrzała znacząco na swoją młodszą siostrę. Tak, ona również zdawała sobie sprawę z chorego nakładania sobie obowiązków i każdej możliwej pracy do wykonywania. Naharys zaśmiał się krótko pod nosem.
- A tobie jak minęły zajęcia z Deusem? - Zapytał się ciemnej waderki.
- Z nauczycielem ćwiczymy przestrzennie. Mówi, że skupimy się w międzyczasie też na doskonaleniu słuchu — odparła cicho. Obserwowała, jak tata kiwa głową na znak przyjęcia do wiadomości. Zaraz jednak uśmiechnął się i przytulił ją delikatnie do siebie.
- Tak jak mówiłem przed chwilą, staraj się pamiętać o odpowiednim odpoczynku. To się tyczy każdego z osobna.
- Wycieńczony wilk nie jest odpowiednio pomocny — skwitowała to krótko młodsza. Miała na tyle specyficzne poczucie humoru, BARDZO specyficzne, ale i tak jej uwagi potrafiły bawić, jeżeli się przebywało na dłuższą metę z Sini albo znało się ją. Było to zatem powodem kolejnego cichego parsknięcia przez ojca.
- Miło jest mi słyszeć, że dopisuje ci nastawienie. Właśnie! Nie uwierzysz, z kim dziś rozmawiałem o tobie.
- Z kim? - Zapytały obie siostry jednocześnie.
- Z Niko.
- Młody przyszły alfa? - Sini zapytała się najpewniej dla upewnienia się co do słuszności swoich podejrzeń. Od ojca otrzymała potwierdzenie. Shori spojrzała na nią zaskoczona.
- Kto to? Skąd się znacie? - Zapytała zaciekawiona. Najwyraźniej starsza nie miała okazji go spotkać, o poznaniu nawet nie wspominając.
- Niedawno z nauczycielem trafiliśmy na niego podczas zajęć w terenie — odpowiedziała jej szybko. Tamta zdawała się szukać w pamięci, o który dzień chodziło. Biedna, sama pewnie miała urwanie głowy. Z ten czas zwróciła się do taty. - O co chodziło?
- Niko chciał mnie prosić o zgodę na wspólną zabawę z tobą. Całkiem sporo odwagi włożył w to pytanie o możliwość. Widać, że to nieśmiały chłopiec.
- Ale to urocze! - Zapiszczała radośnie Shori. W głębi ducha Sini zawsze rozczulało to wyraźne ukazywanie emocji przez starszą siostrę, kij z tym że była znacznie starsza od niej samej.
- Co mu powiedziałeś? - Ponownie zadał pytanie ku rodzicowi.
- Odparłem, że nie powinno być z tym problemu. Dostał moją zgodę, ale ostateczna decyzja o spędzaniu razem czasu należy do ciebie kochanie.
- O-och... - W środku poczuła lekkie mrowienie na usłyszenie, że może zdecydować czy chciałaby się kolegować z tamtym basiorkiem i wspólnie się bawić. Zresztą, mało kiedy słyszała, że jakaś decyzja końcowo jest zależna od niej.
- Możesz jutro się z nim pobawić. Po zajęciach Noiter będzie miał na was oko — dodał biały wilk.
- Trening czy ważne spotkanie? - Zapytała się ciekawa Shori.
Tata tylko się uśmiechnął. Czyli oba warianty.
Oh boi.

*
Następnego dnia, w jej odczuciu zajęcia trwały całkiem sprawnie i zakończyły się jeszcze szybciej. W głowie jednak miała totalny mętlik myśli, których za nic nie była w stanie uspokoić i posegregować. Z jednej strony cieszyła się na wiadomość, że ktoś inny niż z grona rodziny i opiekuna oraz nauczyciela chce z nią spędzać razem czas, ale z drugiej bała się czy nie będzie to ktoś w stylu "Ereden wersja 2.0". Nie dawała po sobie poznać posiadanych obaw. Nie w sposób było ich się pozbyć, mimo usilnego próbowania patrzenia na to z nadzieją na pozytywny finał.
Po zakończeniu zajęć skierowała się od razu w stronę Clairière Verte, gdzie miała się spotkać ze starszą siostrą oraz opiekunem. Spodziewała się, że Chmureczka już tam będzie, gdyż podobno jej mentor miał z nią lekcje w pobliżu miejsca docelowego. Co do opiekuna, tata wspomniał, że będzie na miejscu, podobno w celu socjalizacji z częścią watahy, zatem najpewniej tyczyło się to młodszej z sióstr.
Ledwo co wyszła zza roślinnej bariery oddzielającą Clairière Verte od innej części terenów watahy, a już została zauważona przez wyczekujące spojrzenie Chmureczki.
- Sini! Tutaj! - Bez cienia wstydu wydarła się i pomachała łapką, tym samym ściągając uwagę kilku wilków, które wydawały się, chociaż w niewielkim stopniu rozbawione siostrzaną więzią. Ciemna posłusznie potruchtała w kierunku starszej, która natychmiast zamknęła ją w uścisku.
- Ale zrobiła się z ciebie dziś przylepa — wymamrotała uwagę, na co Chmureczka zaśmiała się wesoło.
- Wybacz, tak mnie od rana nosi... Co porobimy?
- Umm...
- Wiem! Widziałam tu wcześniej taki fajny mięciutki mech. Zwiążemy go w kulkę i będziemy rzucać nią do siebie, co ty na to Sini?
- Brzmi ciekawie — odparła cicho młodsza, tym samym od razu dając się pociągnąć ku Noiterowi, który spoglądał z zaciekawieniem na nie.
- Witaj Sini. - Przywitał się z młodszą od razu z miłym uśmiechem. - To jak? Co wymyśliłyście za zabawę na dziś?
Chmureczka od razu przedstawiła swój pomysł i zapytała się o możliwą pomoc ze strony Noitera przy związaniu mchu, po który miała zaraz iść. W takich momentach nie miała możliwości w kwestii nadążeniu za siostrą, w którą wstępował niby diabeł. Czy to przeszkadzało Sini? Otóż nie! Jej serce cieszyło takie obrazki. Tym sposobem, już po kilku minutach oglądała trzymaną piłkę z mchu w łapach Chmureczki. Musiała być przyjemnie miękka i lekka, ale nie na tyle, żeby wiatr ją zdmuchnął z łatwością. Tak obie zaczęły nie tylko rzucać do siebie nową zabawką, turlanie również wchodziło w grę. Ciemna może i się nie odzywała, jednak na jej pyszczku malował się zarys delikatnego uśmiechu na spędzaniu czasu z ukochaną siostrą.
To była taka fajna zabawa, że ciemna niejako się wyłączyła z otaczającego ją świata na tyle, że podskoczyła zaskoczona słysząc swoje imię.
- Witaj Sininen. - Przywitał się cichym głosem Niko. Sini będąc zaskoczona natychmiast obróciła głowę ku niemu z szerszymi oczyma, spoglądając na stojącego obok skrzydlatego samczyka, którego skrzydła aktualnie częściowo opadały na ziemię, sam stał w pozie skrępowania z nieśmiałości.
- Sini, uważaj! - W tle krzyknęła Shori, która znajdowała się może dziesięć metrów dalej (zwiększały odległość między sobą z każdym rzutem), gdyż piłka od niej już słaniała się ku młodszej. Nawet nie wyciągnęła łapek, piłka zwyczajnie uderzyła ją miękko między uszami, by ostatecznie spocząć na trawie przed nią. To nawet nie bolało, było zdecydowanie bardziej zaskakujące. Shori już leciała ku niej. - Nic ci nie jest?!
- Przepraszam, to moja wina — powiedział Niko to tak cicho, że nawet bezskrzydła ledwo zarejestrowała jego głos pośród otaczających ich szumów. Teraz była pod ostrzałem spojrzeń z obojga stron.
- Nic się nie stało przecież. - Powiedziała cicho ku Chmureczce. Zaraz zwróciła do nowoprzybyłego. - I to nie była twoja wina.
- Możesz mnie uderzyć za to — powiedziała odważnie starsza z sióstr, wypinając klatkę ku niej i zaciskając oczy. Sini trzymała w łapkach winny przedmiot, spoglądała na piłkę, to na siostrę.
W końcu, po chwili zastanowienia, po prostu rzuciła lekko nią, przez co mech lekko pacnął futerko Shori na jej klatce. Otworzyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na młodszą, która wzruszyła ramionami.
- Jest mięciutka przecież. Nie zrobiłaby nikomu krzywdy.
- No ale... Dobra, nieważne. - Zaraz westchnęła. Po tym spojrzała na przybyłego. - Kim jesteś? Skąd znasz Sini?
- Jestem Niko. Sininen to moja przyjaciółka — odpowiedział jej niepewnie basiorek.
Nie byłoby błędem powiedzieć, że oczy Shori dosłownie zaświeciły na tyle, że oczy Sini przy jej wydawały się całkowicie mętne. Od razu się uradowała.
- Przyjaźnicie się? Sini, czemu nic mi nie mówiłaś?!
- No bo... - nawet wydukać nie była w stanie, w starszą z sióstr dosłownie wstąpił jakiś demon radości. Zaraz pobiegła w podskokach do opiekuna w celu podzielenia się radosną nowiną. Kiedy odeszła na kilkanaście metrów, Niko ponownie zwrócił się do ciemnej.
- Sininen?
- Tak?
- Mogę nazywać cię moją przyjaciółką?
Zapytał, z pewnością siląc się na odwagę wypowiedzenia tego pytania. Ona niepewnie spojrzała na oddalającą się siostrę, to na niego. Dopiero po chwili, w duchu zastanawiając się, czy dobrze wybrała, kiwnęła głową, co poskutkowało szczerym uśmiechem basiorka.
- Chcesz się z nami bawić? - Zapytała nagle Shori, która właśnie przybiegła z powrotem. Niko, jakby spanikował.
- Czy... Chcecie?
- Czemu nie? -Zapytała starsza, podczas gdy Sini tylko zerkała na niego bez zabrania głosu.
- No bo... Nie jestem... Wiecie, prawdziwym synem... I może nie chcecie się bawić z kimś takim... Jak ja...
- Żartujesz sobie?! To bez znaczenia, że ktoś jest adoptowany, czy nie. - Zaśmiała się, po czym poważnie dodała — Sama jestem "przybłędą". Nikomu nie powinno to robić różnicy. - Odpowiedziała, akcentując słowo przybłęda.
- Nie mów tak. Jesteś moją prawdziwą siostrą. - Dopiero wtedy Sini się odezwała, co zadziwiające, mówiła te słowa bez najmniejszego zawahania. Shori spojrzała na nią z wrażliwym uśmiechem. Nieme podziękowanie aż poczuła na sercu. Zaraz zwróciła się do jedynego samczyka. - Starsza siostra ma rację. Co w tym złego?
Nie była pewna, czy był poruszony ich słowami. Fakt faktem, coś się zmieniło w jego aurze.
- Waśnie! Ja się jeszcze nie przedstawiłam. Jestem Shori, starsza siostra Sininen — nadrobiła niezbędnym ujawnieniem swojego imienia. Zaraz uśmiechnęła się do niego. - To jak, zagrasz z nami?

*
Blisko dwie godziny bawili się piłką z mchu, zanim ciepły głos samicy alfa nie przywołał do siebie na chwilę Niko, wyrywając go tym samym z zabawy. Kiedy rozmawiali niezbyt głośno i to na uboczu, Shori szepnęła wesoło do ucha młodszej.
- Jest naprawdę uroczy.
- Myślisz? - Zapytała się ciszej. - Jak na to patrzysz?
- Ogólnie — zachichotała. Chmureczka przywykła do postrzegania świata przez ciemną, pewnie jej to wyjaśni z własnego rozumowania. - Twój przyjaciel to też mój przyjaciel.
- Dzień dobry dziewczynki. Wybaczcie moje drogie, ale muszę porwać waszego towarzysza — powiedziała podchodząca Renesmee z Niko częściowo za nią. Wydawał się skrępowany i zasmucony tą wiadomością.
- Możemy się pobawić później — powiedziała do niego cicho Sininen, na co podniósł uszy oraz wzrok na nią.
- To obietnica? - Zapytał z nadzieją w głosie i oczach. Było to za dużo jak dla niej, dlatego uciekła wzrokiem na bok i pokiwała głową w milczeniu na znak zgody.

Niko?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1670
Ilość zdobytych PD: 835 + 10% (83 PD)
Obecny stan: 3 574

środa, 27 lipca 2022

Visala z Rodu Lukerrid
Bracia nazywali ją po prostu Vis

Płeć: Wadera | Wiek: 4 lata | Rasa: Wilk | 
Ranga: Delta | Poziom: 1 (1836/3000) | Stanowisko: Wojownik

Właściciel: [How] Zucek  
Autor: Jademerien


Od Sininen do Naharys'a ~ "Zapomniana melodia"

Słońce zbliżało się do osiągnięcia najwyższego punktu na niebie w ciągu dnia, podczas gdy Sininen kończyła segregację niezbędnych dokumentów, które na bieżąco aktualizowała w oparciu o własne informacje i zdobywane od innych. Ponieważ od rana ojciec miał na nią oko, czyli zrobił jej przymusowe wolne, waderze pozostawała tylko papierkowa robota, że coś w ogóle móc działać. Naharys zresztą przynajmniej raz w miesiącu pilnował ją przez dzień, żeby miała odpocząć, ostrzegał ją o tym od początku tylko bez podawania konkretnej daty wdrożenia tegoż planu. Tak teraz rysowała po piasku wysuniętym pazurem przedniej łapy drobne punkty terenów watahy i mając na uwadze rozmieszczenie różnych punktów, w milczeniu analizowała losowe warianty i najlepsze rozwiązania, później pewnie zabawi się w układanie kamieni albo też drobnych patyków.
Oczywiście, nie radowało to jej ojca, który właśnie ciężko westchnął.
- Nie miałabyś ochoty na spacer, moja droga? - Zapytał się w końcu po kilkunastu minutach obserwacji najmłodszej. - Wybacz mi, ale nie mogę patrzeć na twój wariant odpoczynku.
Ścisnęło ją w żołądku. Czy nawet odpoczywać nie umiała poprawnie?
- Gdzie byś chciał? - Zapytała się podczas podnoszenia do pozycji siedzącej, jednocześnie bardziej składając skrzydła. Poprzedniego wieczora bowiem rozmawiała z Kuki, którą też zaskoczyła kwestia tych silnych bólów przy przymusowej transformacji wyglądu i obie doszły do trudnego wniosku, jakim było na razie utrzymywanie się w prawdziwej formie.
Starszy posłał jej uśmiech na jej reakcję związaną ze zmianą pozycji ciała.
- Nasza tradycyjna trasa?
Musisz czytelniku wiedzieć pewną kwestię: Naharys już dawno zauważył, że jego młodsza z córek nie zapuszcza się na jedną polanę i nigdy z własnej woli tam nie postawiła łapy, niby blokada nie do zdarcia. Pewnie się zastanawiasz czemu i o jakie miejsce chodzi, prawda? Spieszę z wyjaśnieniem — to była dokładnie ta polana, gdzie doszło do uprowadzenia Piny oraz Tsumi. Wilki, które wiedziały o tym zachowaniu Sininen, zakładały, że to musi być sprawa ciężkiej traumy, gdyż udało się ją ściągnąć jedynie na granicę zieleniny tam i jedynie w ramionach ojca na silnych środkach uspokajających. Sama z siebie nigdy tam nie wróciła, prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie.
Nie przeszkadzało to ojcu przy wybieraniu się na spacery z córką po odosobnionych częściach watahy, którą zawsze skrycie cieszyło wspólne spędzanie czasu z rodzicem. Nawet jeśli nie rozmawiali za dużo podczas chodzenia, zwyczajnie cenili swoje towarzystwo, mogli poruszać różne tematy również. W dużej mierze było to prawdopodobnie spowodowane, że Nen było daleko do słodkiej i niewinnej wadery, którą trzeba bronić na każdym kroku. Wiele czynników wskazywało na to, że raczej faktycznie była zimna, a jej serce pozostało skute grubym lodem, czyniąc ją wojenną chłopczycą.
W chwili wspominania imienia starszej siostry, którą raczej spotkają podczas spacerowania z uwagi na dzisiejszą wartę, z rozmowy wyrwał ich niespodziewany hałas dobiegający zza krzaków po częściowo skrywanym zboczu terenu, by w kolejnej chwili wypadł z niego obcy wilk wprost na Naharysa. Zaskoczenie było całkiem duże, ponieważ ojciec z córką dali radę jedynie się obrócić ku źródłowi, Sini jeszcze zrobić krok w bok, a i tak biały został częściowo zepchnięty do podłoża. Obcy po gwałtownym zetknięciu się z innym wilkiem, zaraz przyjął pozę oznajmiającą gotowość do starcia. Nie było mu dane jednak zaatakować Naharysa, gdyż momentalnie został w sposób brutalny zepchnięty z niego przez Sininen, która sama tym ruchem dała jasny sygnał o trzymaniu się z daleka.
To byłoby stanowczo zbyt piękne, żeby się skończyło. Jak to zatem wyglądało? W sposób całkiem prosty: obcy i Sininen natychmiast wpadli w żarliwy i szalony wir walki przeciwko sobie. Miała tylko jeden cel, niedopuszczenie do zranienia ojca. To było powodem, dla którego szybko i bez żadnej litości atakowała nieznajomego. Zwyczajnie nie miał szans przeciwko jej prędkości.
- SAARIEL! W TEJ CHWILI PRZESTAŃ! - Ryknęły chórem dwa głosy, znowu obce. Miało to miejsce w momencie, gdy wadera porządnym ruchem pozbawiła tamtego oddechu.
- Przychodzimy w pokoju! - Dodał gorączkowym tonem jeden z dwóch głosów, którzy właśnie wypadli zza gęstwiny. - Nie chcemy wojny, młody popełnił właśnie błąd! Saariel, w tej chwili się wycofaj! Mówię to jako twój przełożony!
Sininen wówczas zastanawiała się nad kwestią zlikwidowania agresora, który w tamtej chwili był bardziej zszokowany i walczył sztywniejszymi ruchami, ale się nie poddawał. Przez myśl przemknęło jej podobieństwo do starszej siostry i ich wspólnych treningów. Zamiast tego, wykorzystała siłę skrzydła i powaliła go na łopatki, nie dając mu szansy na dalszą walkę, gdyż przygniatała go nim.
- Sininen, przestań walczyć — wydał polecenie Naharys takim tonem, że brzmiało jak rozkaz niż prośba ojca.
Wadera posłusznie znieruchomiała i zaprzestała wykonywania kolejnych ciosów, jednak nie zwolniła nacisku skrzydła. Wpatrywała się lodowato i ostrzegawczo w przygwożdżonego samca, jak się okazało.
- Co tu robicie? Kim jesteście?- Zapytał spokojnie ze zmieszanym echo chłodu i złości pozostałej dwójki. Ten ciemny wydawał się co najmniej nie być zachwycony sposobem ich wejścia, za to brązowy nie pokazywał żadnych emocji na pysku.
- Szukamy pomocy i naszej młodszej siostry. Czy możesz przekonać swojego towarzysza, by zwolnił naszego? Zapewniamy czysto pokojowe zamiary — odezwał się ten brązowy o całkowicie spokojnym głosie. Nen jednak zorientowała się o aurze ku temu, któremu przyszpilała, że raczej będzie miał od niego kłopoty. Ona jednak czekała na kolejne polecenie kapitana wojska. Już nawet nie myślała, że oto kolejne jednostki pomyliły jej płeć, tym razem na pewno było to spowodowane przyjmowaną pozycją jej ciała, która nie pokazywała jej żeńskich atutów.
- Sininen — powiedział tylko, ale w takiej tonacji, że zrozumiała przekaz. Bez słowa cofnęła skrzydło i złożyła oba, po czym wycofała się do stania po prawicy białego. Wilk o imieniu Saariel ciężko dźwignął się do pozycji siedzącej.
- Ach, towarzyszki. Wybaczcie, mój błąd — zaraz poprawił się jaśniejszy obcy wilk po zorientowaniu się o właściwej płci skrzydlatego wilka.
- Ale masz zamach — wysapał i spojrzał na nią z błyskiem w oku. Zaraz oberwał w głowę od najwyższego z trójki wilków. - Ej! Za co to?!
Zaraz jednak uspokoił się, widząc spojrzenie brązowego samca, o tym samym sposobie umaszczenia. Musieli jak nic być spokrewnieni. Z widoczną niechęcią zebrał się do pozycji starszych, będąc dalej pod ostrzałem zimnego spojrzenia jedynej wadery z całego ów zgromadzenia.
- Tak jak wspominałem, szukamy pomocy i naszej krewnej z tego powodu. - Ponownie to brązowy zabrał głos, jakby był mózgiem pośród tej trójki. Podobnie jak najwyższy, cały czas nie spuszczał wzroku z niej. - Czy pozwolisz, by to spotkanie nie zostało odebrane i zapamiętane jako wypowiedzenie wojny?
- Niech będzie. - Odparł po chwili biały samiec. Spojrzała na ojca szybkim zerknięciem kąta oka i wróciła do obserwacji nieznajomych. - Zatem przedstawcie się. Kogo konkretnie szukacie?
Kiedy zerknął na nią pytająco na córkę, ta niezauważalnie pokręciła głową. Wyczuła w tym nieme pytanie, czy jest gdzieś dalej ukryte towarzystwo, ponieważ wadera miała znacznie bardziej wyostrzony słuch niż on i od razu by wychwyciła inne wilki. Widząc jej przekazaną informacje, biały wydawał się być spokojniejszy co do ich pozycji. Z kolei dwa starsze wilki po drugiej stronie na krótko wymienili się spojrzeniami i kiedy już mieli się odezwać, usłyszeli z góry znajomy głos.
- Co tu się dzieje? - Zapytała czujne Shori obcych w trakcie lądowania po drugiej stronie ojca.
- Jesteśmy w trakcie ustalania — odparł jej ojciec, na co teraz obie córki wpatrywały się w przybyłych.
Tylko jeszcze jego tu brakuje, pomyślała Sininen. Normalnie cyrk na kółkach. Co jeszcze, kogo tu jeszcze przywieje? Nawet jeśli to byłaby zwykła ciekawość, obcy mogą to odebrać jako alarmujące znaki o możliwym niebezpieczeństwie. Nawet jeśli sami nie zrobią czegoś durnego jak ten najmłodszy przed chwilą. No, ale w każdym razie...
Najstarszy czarny odchrząknął.
- Jestem Letho. To mój brat Adgur i jego syn Saariel.
- Jeszcze raz przepraszamy za jego wybryk — dodał brązowy bezemocjonalnym tonem głosu.
Ponownie wyczuła zmianę u ojca. Nie była pewna, ale czy przypadkiem nie wydawał się nieco poruszony? Dlaczego?
- ... Szukacie siostry, tak? Jak ma na imię? - Zapytał się uważnie.
- Pina. - Odparł Letho.
Momentalnie wszystkich jakby piorun trafił. To byłby zbyt duży zbieg okoliczności, żeby byłoby żartem. Zresztą, Nen kojarzyła od matki, że wychowywali ją dwójka starszych braci, gdyż kiedyś raz napomknęła w rozmowie. Nigdy jednak nie usłyszała ich imion, więc jedynie głowa rodziny mógłby potwierdzić bądź zaprzeczyć. Sądząc po jego reakcji, raczej skłaniało by się ku pierwszemu wariantowi.

*
- Dobrze rozumiem? Jesteście rodziną matki? - Zapytał się Ereden trojga przybyłych, zaraz po ich przedstawieniu się i ujawnieniu imion czwórki domowników jaskini, w której wszyscy obecnie przebywali. Samica alfa po usłyszeniu tego, co zaszło, zostawiła ich rodzinie, wierząc, że oni będą wiedzieć co zrobić.
Jedyny brązowy basior pokiwał głową.
- Sądząc po waszej reakcji, nie mówiła wam za dużo — stwierdził fakt. Młode pokolenie potwierdziło jego przypuszczenie. Świadczyło to o tym, że nigdy nie mieli okazji usłyszeć imion wujków.
- Kilka razy tylko wspomniała was w rozmowach — przytaknął Naharys. Tamci tylko westchnęli.
- Cała Pina...
- Naprawdę, jeszcze raz przepraszam za to wejście. - Bąknął Saariel. Zaraz zwrócił się do najniższej z uśmiechem. - Masz świetny prawy sierpowy, zwala z łap.
- Co się stało? - Zapytał się nagle Ereden, nie rozumiejąc sytuacji. Nic dziwnego, przebywał w jaskini i studiował zioła, zatem jako jedyny nie był w stanie zobaczyć więcej, niż samo przybycie gości.
- Pewien kretyn, - podkreślił Letho podczas spoglądania na najmłodszego towarzysza, - spadł ze stromego zejścia na twojego ojca i ze szczęścia go zaatakował. Twoja wojownicza siostra skopała mu tyłek w sposób pierwszorzędny.
- Wojownicza? - Zapytał Ereden.
- Że Sini? - Dodała aż nieco ogłupiona Shori. Wszyscy spojrzeli na nią, na co od razu uciekła wzrokiem, mocno niechętna do bycia w centrum uwagi.
- Świetny materiał na wojownika — dodał Adgur.
- Ale to strateg — powiedzieli chórem Naharys, Ereden i Shori. Tamci zdębieli.
- ... Ile macie lat? Przynajmniej trzy, prawda? - Zapytał słabo Saariel.
- Ereden i Sininen mają 2 lata, Shori jest starsza o pół roku — odpowiedział mu Naharys.
Kuzyn jęknął i zakrył pysk łapą, gdzie w tym samym momencie Letho wybuchnął głośnym śmiechem. Ponieważ nie uspokajał się, Adgur cierpliwie wyjaśnił, że jego syn to urodzony wojownik i takie stanowisko obrał w ich watasze, do tego ma trzy lata. To wystarczyło, żeby zrozumieć, jak właśnie jego najmłodsza kuzynka skutecznie zdeptała mu męskie ego.
Dopiero po uspokojeniu się, czyli po opływie kilku minut, Adgur ponownie zabrał głos.
- Zatem, gdzie możemy spotkać naszą młodszą siostrę? Wskażecie nam drogę? To pilna sprawa niecierpiąca zwłoki.
Na chwilę po drugiej stronie zapadła cisza. Dopiero ojciec ją przełamał.
- Obawiam się... To nie będzie możliwe -odezwał się nieco drętwym tonem głosu. Letho postawił uszy na widok, że żadne z jego siostrzeńców nie nawiązuje kontaktu wzrokowego.
- Dlaczego? - Zapytał się starszy z braci.
- Matka została porwana, dawno temu — mruknął Ereden. Letho wraz z Saarielem zrobili wielkie oczy po usłyszeniu tej wiadomości, gdzie Adgur tylko nieco otworzył szerzej oczy, ale nie dawał po sobie poznać głębszych emocji, które zapewne zawirowały w nim.
- Kto ją porwał? W jakim celu? - Zapytał się napięty Letho, nieco się pochylając do przodu przy tym w stronę tamtych.
- Nie wiemy — odparła cicho Shori. - To było nagłe i niespodziewane.
- Macie jakichś świadków tego wydarzenia? - Zapytał chłodnym tonem brązowy.
- Tylko jednego — odparł Naharys, po czym wraz z dwójką starszych dzieci spojrzał w kierunku najmłodszej, która wpatrywała się w swoje łapy.
Tamten incydent tak mocno wrył się w jej psychikę i odbił się dotkliwie na waderze, że aż ciężko było dobrać odpowiednie słowa, które ją opisywały. Wszystko pamiętała z przerażającą dokładnością, nawet o typ polnego kwiatu, na jakim osiadł się wówczas motyl, który przeleciał przed ówczesnym szczenięcym noskiem. Była zmuszona po raz kolejny szczegółowo opisać sceny, które prześladowały ją w koszmarach sennych oraz wizjach, kiedy nie mogła znaleźć sobie żadnego zajęcia do wykonywania. W momencie kończenia przerażającej historii, która była skuteczną traumą od dzieciństwa, poczuła, jak starsza siostra kładzie łapę na jej barku i patrzy na nią ze smutkiem, zapewne w geście pocieszenia. Jednak kiedy spojrzała na wujków, oni z kolei patrzyli na siebie z nutą strachu w oczach.
- Myślisz... - Zapytał Letho.
- Bez dwóch zdań. Jedno z dwóch. - Odparł mu młodszy brat. Po chwili spojrzeli na Sininen i brązowy wilk ponownie zabrał głos. - Zatem... Potwór od początku obrał za cel ciebie, ale to twoja matka została ostatecznie przypadkiem schwytana i zabrana, prawda?
- Tak — odparła cicho bez chwili zawahania się. To był szczegół, którego nawet ojcowi nie wspominała. W oczach błękitnej najważniejszą informacją było to, że to Pina została uprowadzona.
- Czyli nie ma mowy o pomyłce — westchnął ciężko Adgur. Po chwili zwrócił się do całej rodziny po drugiej stronie. - Obawiam się, że musimy was prosić, byście się udali z nami do naszej watahy, na miejscu wyjaśnilibyśmy wszystko o tym porwaniu. Skoro nie mamy Piny, jesteście naszą jedyną nadzieją. Szczególnie wasza dwójka — dodał, spoglądając na siostry. Zaraz wstał, w jego ślady poszedł starszy oraz syn. - Zostawimy was przez noc, musimy wyruszyć z samego rana. Odpocznijcie.
- Skąd ta pewność, że pójdę z moimi dziećmi z wami? - Zapytał się siedzący prosto Naharys. Letho lekko podniósł kącik ust.
- Dokonacie odpowiedniego wyboru. Pina byłaby tego samego zdania.
- Będziemy na granicy, gdzie się spotkaliśmy — dodał Saariel. To powiedziawszy, wyszli przy wcześniej poinformowaniu jednej z czujek nocnych.
Sininen przycisnęła do siebie mocniej swoje skrzydła, nie podnosząc wzroku z łap, teraz jedynie oparła się grzbietem o ścianę jaskini. Shori wcześniej pytała o powód tej formy, gdyż mało kiedy mogła ją widzieć, na co młodsza wyłgała się potrzebą przerwy od użytkowania tej konkretnej mocy.
- To, co zrobimy? - Zapytała się Chmureczka, która nie spuszczała łapy z barku siostry.
- Jaki plan? - Także i Ereden dodał swoje pytanie.
Najmłodsza milczała, nie chcąc się odezwać. Domyślała się, że ojciec zdawał sobie sprawę z położeniem sytuacyjnym. Była całkiem spora szansa, że wataha mocno odczuje nieobecność aż czworga wilków, ale z drugiej strony bracia rodzicielki musieli znać prawdę o tym incydencie i co do ciężkiego licha odebrało im matkę, jednak coś chcieli w zamian. Nawet jeśli cała trójka była dorosła, zostali dla wysłuchania opinii ojca na ten temat.

Naharys?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2218
Ilość zdobytych PD: 1109 + 20% (221 PD)
Obecny stan: 2656
Saariel (NPC)
Dla przyjaciół Ari.

Płeć: Basior | Wiek: 3 lata | Rasa: Wilk | 
Ranga: Brak Stanowisko: Wojownik

Właściciel: Luna34#4667   

Adgur (NPC)
Dla przyjaciół Góra.

Płeć: Basior | Wiek: 7 lat | Rasa: Wilk | 
Ranga: Gamma Stanowisko: Strateg

Właściciel: Luna34#4667   

Letho (NPC)
Dla przyjaciół Toto.

Płeć: Basior | Wiek: 7 lat | Rasa: Wilk | 
Ranga: Beta Stanowisko: Zastępca dowódcy wojsk

Właściciel: Luna34#4667   

wtorek, 26 lipca 2022

Od Belief c.d. Yneryth’a [Cz. 16] ~ Biel rozjaśniająca ciemność


- PODKŁAD

Samica miała wrażenie, jakby szczęka zdrętwiała jej z emocji. Była w potrzasku, zupełnie bezradna. Kiedy samiec szedł w stronę Biesa, krzyczała, ale jej krzyk był stłumiony przez tajemniczą roślinność na tyle, iż basior nie mógł jej słyszeć, a jedyne co dobywało się do jego uszu, było jakby cicha muzyka utkana jej barwą głosu. Jednak Basior miał teraz ważniejsze problemy. Biała rzucała całym swoim ciałem o ściany nory, ale nic to nie dawało. Musiała czekać, choć trzęsła się cała i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że nie może mu pomóc. Patrzyła uważnie na walkę, jednym okiem przez niewielką szparkę. Szczeknęła z emocji, gdy ujrzała, jak martwe ciało bestii spada wprost na Ynerytha. Podniosła się znów i przebierając niecierpliwie łapami, odkryła, że korzenie zaczęły się poruszać. ~ W końcu!~ Pomyślała i natychmiast, prześlizgnęła się pomiędzy nimi. Doskoczywszy do bestii, natychmiast łapała ją za różne fragmenty ciała, próbując za wszelką cenę wydobyć przyjaciela. Tak, Belief uważała go w tym momencie już nie za zwykłego kolegę, ale za przyjaciela, bo mógł przecież zostawić ją i odejść, prawda?
Chciała teraz ona go uratować, bo ciało było zdecydowanie zbyt ciężkie. Szarpiąc jedną z kończyn biesa, usłyszała cichy szept, a zaraz potem chichot. Podniosła głowę i rozejrzała się, jednak chichot przerodził się znów w ciszę. Wokoło latały tylko świetliki, które oświetlały wnętrze jaskini. Dopiero teraz biała dostrzegła, w jak pięknym miejscu się znajduje. Nie miała jednak teraz czasu na podziwianie uroków, więc krzyknęła.
- Kimkolwiek jesteś, chodź i pomóż mi! - krzyknęła, lecz nie uzyskała odpowiedzi. - Pomóż mi, proszę.... - szepnęła, niemalże jakby zaraz miała się rozpłakać. W głębokiej ciszy jaskini usłyszała jedynie cichuteńki szelest ptasich skrzydeł. Kiedy poczuła, jak pierwsza łza pociekła jej po policzku, spojrzała w górę i zobaczyła ptasi wzrok skierowany w jej stronę. Otarła łapą łzę, którą uroniła w swojej beznadziejnej sytuacji, sytuacji, w której nie potrafiła mu pomóc, choć z całego serca tego pragnęła.
- Potrafisz! - usłyszała głos, jakby gdzieś w głębi siebie, ale zarazem miała wrażenie, jakby przemówił do niej ptak. Przyjrzała mu się badawczo. Był to wielki czarny kruk, na oko samiec o wieloletnim stażu.
- Potrafię co? - szepnęła, nie będąc do końca pewna czy gada z ptakiem, czy sama ze sobą. Jednocześnie przypomniała sobie, jak pilnowała Ynerytha, po walce z Biesem.
~ On też gadał ze sobą, może ja też już oszalałam? ~ Pomyślała.
- Nie, nie oszalałaś.
Wyprostowała się. Nawet jeśli z kimś gadała, to w jaki sposób ten ktoś słyszał, o czym ona myśli! Tego było zbyt wiele.
- Kim jesteś? Czego chcesz?
- Pomóc Ci.
- To dlaczego nie pomagasz?
- Ależ pomagam złotko!
Wilczyca spojrzała na ciało biesa, które ani drgnęło. Usiadła.
- Ale tam jest mój przyjaciel! - krzyknęła do kruka z wyrzutami. - dlaczego nie pomożesz mi go podnieść? - kruk w odpowiedzi przekrzywił głowę na bok, a z jego dzioba wydobyło się jedynie wstrętne "KRAAA" Po tym zaraz wzbił się w powietrze, okrążył ciało stwora kilkakrotnie, po czym wylądował na grzbiecie Biesa i zakrakał znów paskudnie.
Wilczyca warknęła i wyskoczyła w stronę kruka, a on bawił się nią do woli, bowiem chciał z niej coś wykrzesać. W końcu, gdy białą zmęczyło uganianie się za krukiem, westchnęła i usiadła tyłem do Biesa. Miała dość tego miejsca. Spojrzała na miejsce skąd przyszli z samcem. Miała ochotę stąd wyjść, ale zaraz, co ona powie alphie? Jak spojrzy w oczy Naharysowi i innym członkom watahy. Zmroziło ją i sparaliżowało, przecież nie zrobi tego i nie wyjdzie sobie stąd tak po prostu! Nawet gdyby wyszła, pewnie po chwili by wróciła. Może on jeszcze żyje! Zastrzygła uchem, bowiem usłyszała coś, odwróciła się z uśmiechem.
-Yn?! - Odpowiedzi nie dostała, ale nabrała nowej nadziei i porządnego kopniaka z zakresu pewności siebie. Okrążyła bestię kilkakrotnie, badając uważnie każdy szczegół, po czym znów zaczęła szarpać się z jego kończynami oraz krukiem. W końcu wskoczyła na kamień nieopodal i z góry przyjrzała się wszystkiemu jeszcze raz. Rozejrzała się po jaskini i zaczęła intensywnie myśleć i wyobrażać sobie w głowie, rzeczy niemożliwe. To było jak jakiś rodzaj matematyki, każdy milimetr przesunięcia się jej oczu symbolizował kolejne działania matematyczne. Teraz naprawdę o niczym innym nie pragnęła tak mocno, jak o tym, by uwolnić samca, który miała nadzieję, że przeżył.
I nagle stało się, świetliki zawirowały w kole nad biesem. Ziemia delikatnie zadrżała, kamienie zaczęły zsuwać się i spadać, uderzając o kamienną podłogę, a z ziemi zaczęły wydobywać się korzenie, te same, które więziły wcześniej Biesa, te same, które uwięziły Belief, co nieco ją przestraszyło, jednak parła i patrzyła nadal z zapartym tchem. Korzenie zaczęły oplatać się o kończyny biesa, finalnie podnosząc go do góry, a gdy już potwór całkowicie unosił się nad ziemią, świetliki znów latały wokoło niego, tworząc jakby barierę. Kruk odezwał się raz jeszcze, swoim zadziornym "KRAA". Siedział ciągle wczepiony w grzbiet Biesa. I nagle, zupełnie niespodziewanie, dziobnął go i dokładnie w tej sekundzie rozbłysło się niesamowite światło, oświetlające całą grotę na biało. BIEL ROZJAŚNIAJĄCA CIEMNOŚĆ, po czym znów ciemność jaskini powróciła.
- Yneryth! - Biała jak tylko mogła, od razu zeskoczyła w dół i spojrzała w miejsce, gdzie leżał bies, okazało się, że pod ciałem był niewielki dołek skalny, w którym przez cały czas leżał samiec. Oddychał, ale nie był przytomny ze względu na czas, w którym to znajdował się bez powietrza, w więzieniu swojej ofiary.
- Brawo ! - usłyszała znów ten sam dziwny głos w głowie, a zaraz po tym czarny kruk zleciał na dół i wylądował na grzbiecie Ynerytha. Warknęła.
- Powstrzymaj ząbki złotko. Jestem duchem lasu, winnaś mnie szanować.

Skuliła się nieco, patrzyła wprost na zwykłego ptaka, który śmiał twierdzić, iż jest Panem lasów i kniei. Wierzyła w ducha lasu, ale jak go już spotkała, miała wrażenie, jakby ktoś robił sobie z niej żarty. Duch dostrzegł jej zwątpienie, po czym rozpostarł skrzydła, uniósł się magicznie bez ich użycia w powietrze i przematerializował się w postać właściwą. Teraz wyglądał dokładnie tak, jak uczono ją za młodu, dokładnie tak jak we wszystkich starych legendach. Przybrał bowiem kształt białego jelenia, z długą bródką i bardzo dostojną postawą.
- Belief, zdałaś dzisiaj egzamin.
Samica przekrzywiła badawczo głowę, nie rozumiejąc nic a nic, z tego, co mówił duch.
- Stałaś się Panią Natury, córką lasu, która czuje i rozumie las, jego potrzeby, a także jego pradawną siłę.
- Ale ja nic nie zrobiłam. - szepnęła ponownie, czując duży stres.
- Uwolniłaś przyjaciela, ja jedynie pomogłem Ci, wpaść na ten pomysł.
- Ja? Ale... nie rozumiem.
- Zrozumiesz wkrótce moja miła, zrozumiesz wszystko. - jego głos zdałby się zanikać, a postać jego jakby oddalała się. - Teraz musisz zaopiekować się swym towarzyszem, ponieważ bardzo dużo zrobił dla lasu, jest bohaterem, który pomógł pozbyć się złego ducha, zagrażającego tutejszej harmonii. I nagle zniknął, a Belief poczuła, że zrobiło jej się niedobrze i słabo. Upadła.

Jakby przez sen ze zmrużonymi oczami widziała jak potężny potwór, bierze ją i Ynerytha w łapska i niesie przez las. Kroki jego były tak płynne, że kołysały ją wręcz do snu, którego tak bardzo potrzebowała.
Obudziła się, zerwała na równe nogi, był świt, który delikatnie zaglądał do jej norki. Wyszła z zadowoleniem i spojrzała na lecznicze jezioro rozpościerające się nieopodal. Rozprostowała kości i pobiegła napić się wody, przyniosła do nory miskę z połowy kokosu, wypełnioną ziołami i gdy wchodziła, zamarła. Nie była sama. Rozejrzała się powoli, położyła miskę i zatopiła się w myślach. Długo spała i wydawało jej się, że o tym wszystkim śniła, tymczasem to wcale nie był sen. Yneryth leżał na posłaniu, jakie wcześniej miała przygotowane dla potencjalnych pacjentów. Była wyspana i pełna energii, dlatego od razu zabrała się do pracy, pobiegła po zioła i nieco materiałów na gąbkę. Wróciła z koszem wypełnionym po brzegi i od razu zabrała się za swoje sanitariuszkowe zadania. Obmyła rany z krwi, piachu i błota, a potem opatrzyła je i nałożyła kilka ziół. Wilk spał w najlepsze, więc miała pełne pole do popisu. Później, gdy skończyła, opatrzyła własną ranę, która piekła niemiłosiernie. Usztywniła sobie łapę i udo, po czym spojrzała na samca, nie bardzo wiedząc, co dalej powinna robić. Położyła się więc i czekała aż Yn obudzi się. Nie czekała zbyt długo, ocknął się jeszcze tego samego dnia. Nie bardzo wiedział gdzie, jest ani co się stało, jedyne co wiedział to fakt, że był spragniony, toteż bez zastanowienia sięgnął językiem do miseczki z wodą. Gdy ugasił pragnienie, zaczęli rozmawiać.
- Co tu robię? - samiec wstał, zatrzymał się przy wyjściu, obok Bel i wyjrzał na zewnątrz.
- Nie uwierzysz Yn, ale pokonałeś Biesa, a potem Duch lasu pomógł nam się wydostać, niósł nas przez las ogromny leśny stwór, wyglądał, jakby był żywym dębem, albo innym drzewem. - samica mówiła to z takim przekonaniem, że zdawało się, że może i faktycznie tak było, tylko że wilkowi wydawało się to jednak wciąż irracjonalne.

- I przyniósł mnie tutaj? - z lekkim powątpiewaniem spytał Yneryth, patrząc teraz na wilczycę.
- Dokładnie tak. - speszyła się nieco samica. - Jeśli Ci to przeszkadza, to ja Cię nie trzymam, ja tylko... - zawiesiła się na moment, nie wiedziała, co właściwie chciałaby, żeby usłyszał. Bała się, że palnie coś głupiego i wilk nie będzie już chciał z nią rozmawiać, a i tak ta cała historia brzmiała już wystarczająco dziwacznie. - ja tylko opatrzyłam Ci rany i pilnowałam, byś doszedł do siebie, to wszystko. - zdawało się, że samica posmutniała na moment. Z jednej strony cieszyła się z pierwszego pacjenta, z drugiej wciąż była podekscytowana wydarzeniami, jakie ich spotkały, z trzeciej strony, nadal była w szoku, że duch lasu powiedział, że zdała jakiś niezrozumiały egzamin, a z czwartej nie chciała wyjść na namolną idiotkę, przy którego samcu naprawdę i szczerze polubiła.
- Dziękuję. - skwitował basior, na co samica bezzwłocznie odpowiedziała.
- To ja dziękuję. Mogłeś mnie tam zostawić, wtedy w tej grocie, a jednak zrobiłeś to, zabiłeś biesa po raz drugi. - Kiedy wypowiedziała słowo "Bies" świecidełka w jaskini, które podtrzymywały jasność, lekko przymrużały. Wilki spojrzały po sobie ciekawsko, ale szybko zignorowały ten fakt, a przynajmniej Belief, po czym kontynuowała. - za co jestem Ci wdzięczna. Duch lasu również jest Ci wdzięczny, nazwał Cię nawet bohaterem lasu.
- Rozmawiałaś z nim? Widziałaś go?
- Tak, wyglądał zupełnie tak jak w legendach.
Samiec miał mieszane uczucia, z jednej strony chciał w to wszystko uwierzyć, ale z drugiej strony niedane było mu to zobaczyć, więc miał pewną trudność. Rozumiał jednak, że może Belief odkrywa właśnie swoje moce i być może w jej mocy jest widzenie takich istot jak duch lasu, zresztą, może dlatego duch przemówił do samca, właśnie poprzez jej ciało. Spojrzał jeszcze raz na wylot jej nory. Wyszedł, ona wyszła za nim, ciekawa, co też zrobi. Basior patrzył na rozciągające się przed nim w pewnej odległości duże jezioro Lac de Cristal i góry rozciągające się zaraz za nim. Wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, analizując krok po kroku w głowie wydarzenie ostatnich dwóch dni, które niemalże całe przypadkiem spędził z czarnouchą.

Yneryth? Co zrobisz dalej?

PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 1758
Ilość zdobytych PD: 879 PD (44 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 923

od Sininen cd Eredena~ "Tam, gdzie opadnie bitewny pył"

Jedną z umiejętności, które w stopniu niemal dominującym opanowała ze szczenięcych lat, była ta, że wadera miała nadzwyczaj wyczulony słuch, jeśli nie nad wyraz rozwinięty. Dawało to jej dodatkowe punkty przewagi w codziennym funkcjonowaniu i na pewno byłoby to jeszcze lepsze na polu walki. A jednak nie dawała po sobie tego poznać, więc bardzo łatwo można zostać ogłupionym. Pozwalało jej to utrzymywać przewagę i nie dać się zaskoczyć. Nie zmieniało to faktu, ze wewnętrznie była spięta w trakcie picia wody i jednocześnie czując na sobie jego wzrok. Zdawała sobie sprawę, że obserwuje ją od jakiegoś czasu od poranka i już ileś tam dni, jednak nigdy nie dawała mu do zrozumienia, że wie o tym. Nie było to jednak nic w stylu ukazania jej wyższości nad nim, jeśli tak czytelniku możesz odebrać. To był bardziej lęk przed tym, co mógłby zrobić. Tak, twoje podejrzenia są poprawne — Nen nigdy nie przyjęła do wiadomości całą tę przemianę basiora związanego więzami krwi, to mogły być nawet niejako urojenia na zasadzie uśpienia czujności i ponownego zaatakowania. Najwyraźniej miała tak spaczoną przez niego psychikę, że nie szło tego obrócić. Wydawała się nie dawać wiary w zmianę na lepsze, jakby jedno wydarzenie nie mogłoby w takiej sile odbić się na kimś. Cóż za hipokryzja z jej strony.Ciągłe utrzymywanie zajętej głowy pozwalało jej nie myśleć o pewnych kwestiach, które tak zażarcie usiłowała odepchnąć z aktualnie poruszanych od małego, przez co zwyczajnie popadała w pracoholizm i głowa rodziny dawała jej znać, subtelnie proponując zwolnienie tempa lub zrobienie sobie przerwy w działaniu. Z kolei starsza siostra dobitnie dopominała się o zrównoważone tempo pełnionej byle pracy czy treningu przez najmłodszą, ponieważ „zapracuje się na śmierć i co z tego będzie”, jak to nie raz potrafiła powiedzieć. Wadera o elektryzujących oczach potrzebowała czuć się po prostu przydatna i potrzebna, nie wahając się podjęcia kroków, które w imieniu dobra ogółu mogłyby osłabić daną jednostkę.
I co z tego miała? Jej rozpaczliwe chęci poczucia się niezbędną w watasze i w domu skutkowały tym, że w zasadzie wszyscy uważali ją za niezmiernie oziębłą i bezduszną wilczycę, pozbawioną wszelkich ciepłych uczuć czy też mimiki. Nie była głupia czy ślepa — doskonale zdawała sobie sprawę, jak mogła raczej na pewno być odbierana w oczach reszty członków i, co gorsze, niejako w domu rodzinnym również. Mimo głównych starań starszej siostry gasła nadzieja na ocieplenie wizerunku młodszej, nawet w postaci wspólnych babskich wypadów z innymi waderami. A właśnie Sininen tego chciała, tej akceptacji z uznawaniem jej za waderę, a nie chodzącą bryłę lodu. Niestety, najwyraźniej nikt nie był w stanie dostrzec tego, że ta widoczna lodowata twierdza była tak naprawdę sejfem, który zaciekle bronił prawdziwego oblicza Sininen jako tą bardzo wrażliwą, dokładną kontynuacją jej za szczeniaka. Jednak z biegiem czasu tak mocno usiłowała sprawiać wrażenie twardej, że zgubiła klucz do własnego serca i nie potrafiła go w pojedynkę otworzyć, tym samym pozbawiając się do własnej prawdy. Chociaż próbowała i potrzebowała pomocy, każdorazową odrzucała ze strachu na odkrycie, że nie jest taka, na jaką próbuje udawać na każdym zakręcie w funkcjonowaniu. Ot, taki paradoks.

Jednak wróćmy do jego sprawy. W zasadzie już dawno usłyszała od starszej siostry podczas którejś nocy z cichych rozmów między nimi, że w jedynym basiorze pośród całej ich trójki zaszły zmiany przez chorobę i próbuje zaskarbić sobie na uzyskanie przebaczenia za wszelkie swoje przewinienia. Sininen na spokojnie założyła, że nawet sama Chmureczka nie dawała temu wiary na samym początku, ich opiekun za szczenięcych lat pewnie także. Mimo to najstarsza z rodzeństwa czasem wspominała o tym najmłodszej, jak gdyby chciała wpłynąć na jej opinię o nim. Tymczasem nie mówiła jej, że sam nie odważył się z pierwszym krokiem ku niej.
„Powinnaś dać mu szansę” - taki był milczący przekaz Shori, który zawsze wisiał w powietrzu podczas rozmów, gdzie pojawiała się jego persona. Za każdym razem Sininen milczała w oczekiwaniu na zmianę tematu, co również zauważała starsza. Zawsze wtedy wzdychała cicho i faktycznie zaczynała mówić o czymś innym. Ojciec rzadziej niby przypadkiem też wtrącał jakieś informacje o swoim synu podczas samotnych spacerów z córką lub podczas treningów. Zupełnie jakby nie byli świadom tego, co się działo w jego wykonaniu. Postawa Shori zresztą wydawała się najbardziej być nie na miejscu — sama tak wiele razy oberwała psychicznie od niego w obronie młodszej, a teraz próbowała delikatnie zachęcić ją do samego przemyślenia nad wybaczeniem mu? Zresztą, to nie była sprawa Sininen czy starsza w ogóle mu wybaczy, czy też nie, zamierzała uszanować każdą jej decyzję pod tym względem. Tymczasem ona? To akurat śmieszna sprawa: dopóki nie odważy się sam osobiście poruszyć tego tematu, w ogóle nie zamierzała myśleć nad tym. Ten wredny głosik z tyłu jej głowy uwielbiał drwić z jedynego męskiego potomka ich ojca nad jego tchórzostwem, gdyż tylko do niej jeszcze nie poczynił żadnego kroku. Lubował się w tym jego zachowaniu, smakował brak odwagi, napawając się faktem, że nie był absolutnie w stanie zebrać się i przezwyciężyć te emocje. Dobry, sadystyczny byt.

*

- Dosyć na dziś. Zapamiętajcie dzisiejszą sesję treningową i wyciągnijcie z niej wnioski do samodoskonalenia się — ogłosił Naharys po skończonym treningu jak największej liczby członków z części militarnej watahy, którzy okazali się być dostępni. Ereden wraz z kilkoma wilkami nie dało rady się zjawić z powodu innych zajęć pełnionych obowiązków. Tymczasem z obecnymi prowadził mieszane walki z wyłączeniem użytkowania zdolności magicznych. Mówiąc kolokwialnie, było widać w jego oczach dumę z córki, która zwyczajnie dała radę pokonać każdego poza nim samym.
Nen otarła kropelki śliny z kącików ust podczas normowania oddechu, kosmiczny ogon delikatnie podrygiwał w związku z tymi emocjami. Nawet nie zwróciła uwagi na, to kiedy stała się silniejsza w bezskrzydłej formie, czego dowodem było spranie niemal wszystkich obecnych. Swoją drogą, była ciekawa na obecnie osiągnięty poziom w przypadku walki w prawdziwej formie, być może kiedyś się odważy pojawić tak na grupowych zajęciach. Tymczasem niemal słyszała myśli części wilków odnośnie do jej, że niby jest strategiem i należy do powietrznego zwiadu "a tu taki koks". Ich zaskoczenie musiało być ogromne z uwagi na to, iż pierwszy raz mogli zobaczyć ją w akcji i to grupowej.
- Świetna robota — pochwalił ją ojciec, kiedy zostali sami po odejściu reszty. - Nawet nie wiesz, z jaką radością oglądałem twój pogrom.
- Ciebie nie pokonałam — powiedziała swoim cichym głosem.
- Nie, ale byłaś na dobrej drodze. Zauważyłaś, jak długo tym razem walczyliśmy? Gdybyśmy dzierżyli te same gabaryty albo mocno zbliżone, czułbym się zagrożony i całkiem prawdopodobnie bym przegrał. Ale wiesz co? Z uwagi na twoje rozmiary i obecne umiejętności, jesteś już trudnym przeciwnikiem. - Uważnie przedstawił jej swoje spostrzeżenia.
- Urosnąć, już nie urosnę — podsumowała. - Jeszcze nie jestem dość silna.
- Nie jesteś dość silna? Córuś, zdajesz sobie sprawę, co tu zrobiłaś? W zasadzie zniszczyłaś wszystkich obecnych zmilitaryzowanych członków watahy. Mogę się założyć, że z nieobecnymi postąpiłabyś tak samo. Stałaś się potworem w walkach — dodał z czułością.
- Mówisz to jako komplement, ale w ustach starszej siostry zawsze brzmi to, jak strach — zauważyła, po czym delikatnie się uśmiechnęła na usłyszenie śmiechu ojca.
- Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak zawsze bała się ćwiczyć z tobą starcia i to się nie zmieni. Nie zmienia to faktu, że jestem z ciebie bardzo dumny z dzisiaj. Jesteś strategiem, ale okazałaś się być znacznie lepsza niż wojownicy czy paladyni. Boję się myśleć, jakby to wyglądało, gdybyś jednak poszła w karierę wojaka — dodał żartobliwie i delikatnie położył łapę na jej barku. Udało mu się usłyszeć od niej ciche parsknięcie.
- Wciąż mi daleko — powiedziała po chwili.
- Jestem dumny z twojego myślenia o cały czas szkoleniu się, ale pamiętaj Sini, już jesteś świetna. Musisz też odpoczywać. Chodź, wróćmy na kolację.
- Kiedy ja nie cierpię leniuchować. Zawsze muszę coś robić — odparła cicho już podczas wspólnego kierowania się do domu.
- To się nazywa pracoholizm — zażartował ojciec, którego sierść zaczynała przybierać ciemniejsze barwy w związku ze znikaniem słońca z linii horyzontu. - W końcu znajdę ci jakieś zajęcie, które cię odpręży, a mnie uspokoi.
- Powodzenia — sama zażartowała kilka metrów przed wejściem do jaskini rodziny.
Shori przywitała ich z radością i od razu zapytała o przebieg zajęć. Ereden też był w środku, jednak on tkwił po uszy w materiałach od ich ciotki i w zasadzie nie było możliwości kontaktowania się z nim, ojciec trafił na żelazną ścianę oporu. Najwyraźniej w genach jego dzieci leżała kwestia, że nie było mowy o nawiązaniu z nimi kontaktu podczas głębokiego pogrążenia się w myślach bądź nauce.
- Naprawdę? Wszystkich, poza tobą tato? - Najstarsza wręcz nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce na terenie ćwiczebnym i co w dodatku przegapiła. Ojciec pokiwał głową podczas przeżuwania swojego kawałka.
"Nie jestem dość dobra. Nic nie straciłaś" - chciałaby rzec, ale powstrzymała się, gdyż mogłoby to zostać odebrane jako żebranie o atencję, czego nienawidziła. Dlatego pozostawała cicha, skupiając się na jedzeniu i jedynie myślała nad chłodnymi okładami na swoje zdobyte siniaki czy drobne rany.
- I tak sobie pomyślałem, by cała wasza trójka spróbowała się zmierzyć ze sobą bez użycia magii — dodał Naharys.
Shori zadławiła się kawałkiem mięsa na usłyszenie tego. Po otrzymaniu pomocy w postaci energicznego poklepywania przez Sininen rzuciła ojcu spojrzenie pełnego czystego terroru.
- Mowy nie ma! Nie, nigdy, zapomnij!- Zaraz zaczęła wymachiwać łapami. - Co ty mi tak podle życzysz?
Udała płacz, ale zaraz się roześmiała.
- Tato, kocham cię, ale nie ma bata, żebym się z nimi zmierzyła, a co dopiero z tobą. Jak już Sini łoiła mi tyłek już na samym początku, teraz chcesz mnie pozbawić resztek nadziei o własne zdolności samoobrony? Po tym, jak dziś zmiotła wszystkich poza tobą?
- Nie mów tak, jakbym była, jakimś nie wiadomo jakim trudnym przeciwnikiem — wtrąciła cicho ciemna młodsza wadera, nie chcąc przy tym zaniżać samooceny siostry. - Sama masz spory potencjał, jedynie za każdym razem walczysz mechanicznymi sztywnymi ruchami, jak utartym schematem. Siostro, jestem pewna, że jak nauczysz się wyswobodzenia z tego, sama będziesz ciężkim orzechem do zgryzienia.
- Twoja siostra ma rację — wtrącił Naharys. - To twój największy problem, ale spodziewam się, że dasz radę się przełamać przez niego. Potrzebujesz czasu i odpowiednich kroków do osiągnięcia tego celu. Dlatego walczenie przeciwko różnym wilkom, a nie przeciw tylko jednego cały czas, jest tak ważne. Z tego powodu uważam, że jeśli będziesz miała wolny dzień, zorganizowałbym ponownie dzisiejsze mieszane starcia, to daje większe pole widzenia manewru sposobu radzenia sobie w różnych sytuacjach przez inne wilki i zbieranie doświadczenia.
- Zresztą, jedynymi zasadami było zakaz używania magii i jedynie dążenie do znokautowania przeciwnika, bez niebezpiecznego ranienia — dodała cicho najmłodsza z rodziny.
- Naprawdę? Tylko to? - Zapytała się bez przekonania starsza z sióstr.
- Gdyby było inaczej, Sininen miałaby poważne rany na ciele niż spore siniaki i otarcia — potwierdził Naharys.
- Zawsze możesz na razie tylko obserwować, jeżeli na razie nie chcesz brać udziału — dodała bezskrzydła wadera.
- Zastanowię się. - Powiedziała z wahaniem, by zaraz dodać z całą pewnością w kierunku Sininen. - Ale z tobą nie chcę walczyć. Daj mi zachować resztki godności.
- Ale przecież może akurat uda ci się mnie trafić — powiedziała, chcąc ją pocieszyć, co spotkało się z jękiem Chmureczki.
- Niedługo wrócę — powiedziała, wstając ciemna po skończonym posiłku. W oczach ojca zabłysnęło pytanie, czy chodziło jej o schłodzenie tych większych siniaków, co potwierdziła kiwnięciem głowy. W chwili wychodzenia z pieczary usłyszała, że pewien ktoś w końcu wygrzebał się z notatek i dotarło do niego powrót ojca, jednak nie usłyszała tego. Nen już truchtała do swojego sprawdzonego kąta, gdzie od razu weszła w średniej głębokości rzekę o wyjątkowo spokojniejszym nurcie, który jednak dalej był żwawy. Chłodna woda obmyła jej nieco obolałe ciało, które dopiero zaczynało doskwierać, gdy momentalnie poczuła ból przeszywający jej wnętrze. Momentalnie wyrzuciło ją do oryginalnej formy i poczęła gwałtownie wymiotować krwią wprost do rzeki, skrzydła ciężko jej opadły w koryto, pysk również pogrążył się w cieczy. Dopiero po zakończeniu wyrzucania z siebie płynów, udało się jej wygrzebać na brzeg i tam opaść, żeby z trudem oddychać, po tym, co właśnie miało miejsce. Poczuła się tak momentalnie wypompowana, że wiedziała o jutrzejszym nie zmienianiu wyglądu na nabyty, akurat mogła spędzić ten czas we własnych zwojach.
Nawet nie wiedziała, że to dopiero początek zachodzących w niej procesów.

*

Nie była nawet pewna, kiedy ani jak dotarła do jaskini, gdyż świadomość zawitała do niej dopiero następnego dnia, bezpośrednio przed śniadaniem. Podniosła głowę i przetarła sobie ślepia, co wykorzystał Naharys na podejście do córki.
- Miło widzieć na twój głęboki sen — powiedział z uśmiechem. Miał rację, to nie wydarzało się często, raczej ekstremalnie sporadycznie, na tyle, że mogła policzyć na jednej łapie ile razy spała tak mocno. - Dziś praca w domu?
- Tak — wstała w celu przeciągnięcia się. Ojciec zauważył zależność powrotu do normalnego wyglądu ze skrzydłami u córki, która w takie dni nie zamierzała wychodzić do innych wilków. Zupełnie jakby dalej się wstydziła, jaka naprawdę była i wolała się ukrywać z tą prawdą przed resztą.
- To do wieczora! - Nim się zorientowała, Shori już opuściła ich jaskinię w celu objęcia swojej warty. Nen była aż pod wrażeniem prędkości siostry, którą potrafiła osiągnąć przy wybieraniu się do swoich obowiązków. Że też nie widzi, że to byłaby świetna karta przetargowa w przypadku wdrożenia tej szybkości przy ćwiczeniach walki, ponieważ mało kiedy używała tej zdolności, przynajmniej w przypadku ćwiczenia z Sininen.
Nim się zorientowała, ojciec również wyszedł z jaskini, tym samym pozostawiając dwójkę rodzonego rodzeństwa w środku. Nie zamierzała poddać się niespokojnym myślom na ten temat, dlatego jednym skrzydłem przysunęła swoje niezbędniki do samodoskonalenia, a drugim wygładziła część z piaskiem, na której robiła prowizoryczne rysunki, żeby od razu pogrążyć się w nauce przy zachowaniu skrytej czujności przed Eredenem po drugiej stronie jaskini, który sam wydawał się pogrążony we własnym studiowaniu informacji.

Ereden?

PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 2213 
Ilość zdobytych PD: 1105 + 20% (221 PD) za długość powyżej 2000 słów 
Obecny stan: 1326 PD

Od Yneryth’a c.d. Eowiny ~ Zagubienie

- Witaj, czemu się tak przyglądasz?
- Witaj, niedawno tu dołączyłam. – Po chwili zastanowienia kontynuowała. – Poznaje społeczeństwo, do którego dołączyłam.
- Po szybkich przemyśleniach kontynuowała swoje, punktowo zadawane pytania. – Ciekawe, że poznajesz społeczeństwo z ukrycia i z odległości. Jesteś czujką, czy raczej preferujesz skrytobójstwo? – Odruchowo już przechylając głowę, w jeden z boków.
- Spojrzała na samca ze spokojem. - Zanim zaatakujesz, poznaj najsłabsze strony przeciwnika. - Jej wzrok nabrał wymowności. Jednak nie wiele ją interesowało, jak zostanie to zinterpretowane. - Zanim zacznę się integrować, wolałam najpierw przekonać z kim mam do czynienia. - Zamiotła leniwie ogonem ściółkę.
- Nieugięcie. – Zauważyłaś coś ciekawego? – Patrząc pusto w oczy wadery.
- Nic, co by wychodziło poza normy uznane przez większość społeczności. - Wzruszyła barkami. - Przynajmniej na razie. - Dodała, po czym przeniosła wzrok z powrotem na watahę.
- Zależy, o jakiej społeczności mówimy. Tak czy siak, chciałabyś podzielić się swoim imieniem? – Wstał i zasłonił resztę wędrującego stada.
- Eowina. - Krótko, zwięźle i na temat. - A co ty możesz o niej powiedzieć? - Wywnioskowała z rozmowy, że wilk jest jednym z członków watahy.
- Hmm, że za bardzo skupiłaś się na grupie, przegapiłaś kilka ciekawych rzeczy, chyba że norma oznacza dla ciebie coś innego. – Lekko wątpi we własne zdanie, z powodu braku relacji z innymi wilkami, lecz nie okazuje tego na swoim pysku. – Muszę przyznać, że masz ciekawe imię.
- Co masz na myśli? Jak możesz sprecyzować. - Spojrzała się znowu na wilka, podnosząc jedną brew. - Dziękuję. A jak brzmi twoje? - Teraz to na jej pysku zaczęły przejawiać się oznaki zainteresowania.
- Mam na myśli, że z takiej odległości nie zdołasz zauważyć wszystkich szczegółów. Na pewno mniej ciekawie niżeli twoje, moje imię to Yneryth. – Przedstawiając się, zniknął pod piaskową iluzją, by móc przenieść się, w mniej obserwowane miejsce. Chwilę, później pojawia się znów obok wadery.
- Ale również można zdobyć pewne informacje. - Powiedziała pewna swoich racji. - A tam, imię jak imię. - Powiedziała nonszalancko. - Miło poznać. - Kiwnęła w jego stronę łbem.
Widząc, iż wadera nie reaguje w ten sam, dość nudny dla samca sposób, zaciekawił się. Ta interakcja była dla niego, bardziej jak jakiegoś chorego typu zabawa. Yneryth ostatecznie widząc brak większego zaciekawienia, wobec jego osoby, lekko był zadziwiony. Nie spodziewał się takiej reakcji, a tym bardziej nie był na to gotowy. Wiedząc, że to on musiałby ciągnąć rozmowę, zaczął lekko się denerwować. Ostatecznie biały musiał postawić na swoim w jakikolwiek sposób. Wstał i ruszył równolegle z watahą. Nie chciał dać szansy, aby dać się znaleźć, lecz tego wymagała dana sytuacja. Nie do końca chciał znów ją spotkać, z drugiej strony ciekawość ciągnęła go do niej, jak ćmę do światła. Żółtooki wyjątkowo nie wiedział nic, co go interesowało. Pustka informacyjna była dla niego lekko niepokojąca. Decyzje dotyczącej nowej zostawi tak, jak zwykle temu, na co zawsze może liczyć. Los na razie jeszcze go nie zawiódł. Odchodząc, nic nie odpowiedział.

Eowina?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 454
Ilość zdobytych PD: 227
Obecny stan: 1449

niedziela, 24 lipca 2022

Od Mystic do Naharys'a ~ Sen

- Co będziemy robić? – zapytałem mały ja moją mamę. Prowadziła mnie ona do lasu. Pamiętam ten dzień.
- Zobaczysz kochanie – odpowiedziała mi wtedy. Wiem gdzie i po co szliśmy. Tylko nie mam bladego pojęcia, dlaczego ten dzień mi się śni? Zupełnie jakbym oglądał film. Wszystko się odtwarza.
Wreszcie dotarliśmy na rozległą polanę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, po co mama mnie tu przyprowadziła.
– Rozejrzyj się. Widzisz coś? – Spytała.
Zerknąłem na polanę. Coś ruszyło się w krzakach. Skupiłem wzrok i zobaczyłem małego króliczka. Uśmiechnąłem się.
- Małego puszystego królika. - rzekłem.
- Tak. Brawo. – Pochwaliła mnie mama – No dobrze. Wiesz, co będziemy dzisiaj robić? – „Tak” chciałem powiedzieć, ale z mojego gardła nic się nie wydobyło, więc pokręciłem głową.
- Będziemy pracować nad twoją moc. – uśmiechnęła się.
- Nareszcie! – Wykrzyknąłem i pobiegłem do króliczka. – Cześć mały. Co tam? – Spytałem, ale mi nie odpowiedział. - może nie lubisz, jak się Ciebie nazywa mały? No dobrze, wielkoludzie – mrugnąłem do niego, ale królik nadal nic nie mówił. Przestąpiłem z łapy na łapę. – Powiedz choćby słówko. – poprosiłem. Zero reakcji. Podeszła mama.
- Kochanie, co ty robisz? – Spytała. – Przecież z kolacją się nie rozmawia! Twoja moc nie umożliwia Ci rozmawiania ze zwierzętami. Będziemy pracować z roślinami.
Wtedy sen zmienił się w koszmar. Królik przemienił się w wilka, który zamordował mamę. Mama zaczęła skomleć. Nagle cała scena akcji się zmieniła. To Wszystko przypomniało mi, że straciłem rodziców. I wtedy mama przemieniła się w innego wilka i rzuciła na mnie. Błysnęły zęby. Szczeknąłem.

***
Obudziłem się cały spocony. Zdałem sobie sprawę, że przez sen przebierałem łapami, Bo teraz mnie mocno bolały. Postanowiłem przewietrzyć łeb. Wybiegłem z jaskini w stronę lasu. Dziś była pełnia. Pewnie jeszcze miesiąc temu bym się cieszył, lecz teraz przypomina mi się bolesna prawda. Nie mam już nikogo. Dawniej, moja wataha miała taki zwyczaj. Kiedy była pełnia, wszyscy wyli do księżyca w pełni, a potem okrążaliśmy nasz teren. Co prawda, trochę czasu to zajmowało, bo nasz teren był spory, ale taka była tradycja Wilków Księżyca. Więc teraz także zawyłem. W moim wyciu można było wyczuć pretensje do świata, niewytłumaczalny gniew, dlaczego los spowodował, że straciłem całą rodzinę?! Potem puściłem się truchtem.
Obiegłem dużą część lasu. Potem znów się położyłem, ale tym razem leżałem pod gołym niebem. Co prawda było zimno, ale gwiazdy w pewien sposób goiły moje rany.
Leżałem może pół godziny, a później usłyszałem szelest.
Zastygłem w bezruchu. Zastrzygłem uszami. Skorzystałem ze swojej mocy. Wsłuchałem się i skupiłem swoje zmysły. Niedaleko mnie coś większego, ktoś albo coś się zbliżało. I to z dużą prędkością. Za 3... 2... 1... Duża postać wilka wyłoniła się zza połaci drzew. Był czarna jak noc i kształtem przypominał... Nie, to nie może być on. ON był biały, a jednak...
- Naharys? – Spytałem niepewnie.
- Mystic! – Zawołał Naharys – Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w jaskini?
- No więc...Eee, ja? – Plątały mi się słowa. Nie podobało mi się to. Zupełnie jakbym zrobił coś złego. A nie zrobiłem!
- Jasne, że ty. A kto inny? – rzekł.
- No tak... ja tu robię, eh. ~ Powiedzieć mu? Weź się w garść!
- Kiedy jeszcze żyła moja wataha zawsze, gdy pojawiał się księżyc, wyliśmy do niego, a później szliśmy na spacer. – palnąłem zmieszany
- Ah, nie wiedziałem. - Powiedział łagodnie Naharys. – Dobrze, rozumiem.
- Mogę się Ciebie coś spytać? – rzekłem.
- Jasne, śmiało – Uśmiechnął się.
- Dlaczego jesteś czarny? – zapytałem, a Naharys'owi uśmiech zszedł z pyska. - I co tu robisz? – dociekałem - Powiedz...
Naharys?

PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 550
Ilość zdobytych PD: 275 PD
Obecny stan: 275 PD

piątek, 22 lipca 2022

Od Yneryth’a c.d. Hattie ~ Wschód Słońca

- Nie zastanawiał się. – Hmm z tego, co wiem, o ile nie masz żadnych złowieszczych planów, powinno się udać. Z reguły raczej większość zostaję tu na dłużej, ale nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz. – Samiec, wychodząc z jeziora, otrzepał się z wody. – Skoro chcesz tu zostać, powinniśmy się udać do alfy.
Yneryth stanął na brzegu grzbietem skierowanym ku wodzie. Stojąc w bez ruchu, czekał, aż wadera również opuści wodę. Chwilę się zamyślił, niestety, ale nie pozbędzie się problemu związanego z odwiedzeniem centrum watahy. W głowie powoli układał sobie dalszy plan postępowania. Na szczęście większość, którą powinien przedstawić, już wypowiedział. Myśli białego, niczym bumerang odbiły się od granicy świadomości. Lekko się obrócił i zobaczył koło siebie, gotową już do drogi waderę.
- To, jak ruszamy? – Zapytała z podekscytowaniem Hattie.
Pomimo ładnie wybarwionych spojówek basior nieugięcie był sobą. Bez słowa odpowiedzi, ruszył do przodu, w kierunku jaskini Renesmee. Po chwili odpowiedział.
- Niestety nie mamy innego wyjścia, musimy się udać właśnie tam. – Lekko przymknął oczy.
Oboje szli przez znajome dla basiora tereny. Samiec znał okolice jak własną sierść, nie było tu dla niego zagadek. Hattie szła jednak równo za nim, wciąż się rozglądając i obserwując pobliskie otoczenie.

*
Wilki były już prawie w centrum. Kłopotów jednak nie było końca. Basior skrycie liczył, że uda się im przemknąć niezauważonymi. Zadanie to było jednak nie wykonywalne, bez dodatkowej pomocy. Gdyby nie to, że nowa szła tuż za nim. Yneryth pewnie schowałby się pod iluzją i wędrował niespostrzeżony. Myśl o tym, by od razu otwierać swoje karty, przed nowo poznaną wilczycą, zniechęciła go do wzniecenia piasku. Tak jak przewidział, po drodze napotkali kilka członków, z aktywnym trybem porankowym. Żółtookiego i Hattie nie ominęło spotkanie z Noiter’em, jak i Naharysem. Ten pierwszy był żywo zaciekawiony, nowo przybyłą waderą. Chwilę szedł razem z nimi, zadając różne pytania. Rogaczowi udało się wydobyć imię nieznajomej i na tym musiał skończyć, gdyż przypomniał sobie, o czymś, co powinien zrobić. Yneryth’owi od razu ulżyło, gdy zobaczył ściany tej jaskini. Przysiadł na dwóch łapach, naprzeciw wejścia, spoglądając w głąb ciemnej dziury.
- Tam znajdziesz, odpowiedzi na swoje pytania.
Widząc, iż Hattie weszła do jaskini, od razu schował się pod swoją iluzją. Przez chwilę, przez głowę przeszedł mu pomysł, by również wejść do jaskini. Z jego przypuszczeń, pod iluzją byłby nie zauważony, szczególnie z tą ilością światła, która tam występuje. Powstrzymał się jednak, do końca nie będąc pewien, co potrafi alfa. Obszedł się smakiem i czkał na odpowiedni moment. Wiedział, że głupio byłoby zostawić ją na pastwę stada. Nawet jemu samemu, nie do końca by się to nie spodobało. Położył się na trawie, czekając na rozwinięcie sprawy. Może decyzja Renesmee go dziś zaskoczy i będzie musiał dopilnować, aby Hattie już nigdy tu nie trafiła z powrotem. Zmarszczył jednak pysk, wiedząc, że na 99% to się nie wydarzy. A gdybania i marzenia czas pozostawić na inne, jego zdaniem lepsze czasy.

Hattie?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 473
Ilość zdobytych PD: 236
Obecny stan: 1222