Wtem! Z zamyślenia wyrwał ją nagły dźwięk. W pierwszej chwili był to tylko szelest dochodzący gdzieś zza krzaków rosnących przy wydeptanej ścieżce. Wkrótce dołączył do niego jednak przestraszony, szczenięcy głosik.
- Wrr! Idź sobie! Sio! Nie zjesz mnie!
Shani, nie czekając ani sekundy, przeskoczyła krzaki, by stać się świadkiem niecodziennej sceny. Mały lisek, przyparty do szerokiego pnia drzewa, z napuszoną sierścią mierzył się wzrokiem z napastnikiem, jakim był… borsuk! Zwierzęta te raczej nie atakują psowatych, chyba że mały rudzielec zbliżył się zanadto do jego młodych… No cóż, cokolwiek się nie zadziało, Shani musiała działać!
Wykorzystując element zaskoczenia, zaszarżowała wręcz w stronę czarno-białego agresora, warcząc jednocześnie tak groźnie, jak tylko umiała. Borsuk w pierwszej chwili odpowiedział nastroszeniem sierści i wysokim, oburzonym piśnięciem. Gdy jednak zdał sobie sprawę z rozmiarów wilczycy, stracił nieco ze swojego wigoru. W zasadzie powinien był już uciec, ale… Tak jak Shani przypuszczała, zaraz obok znajdowała się mała norka, z której wystawało kilka czarno-białych, ciekawskich łepków.
Wilczyca wiedziała, że borsuk nie odpuści, dopóki jego młode nie będą bezpieczne. Zrobiła więc to, co wydało jej się w tej sytuacji jedynym słusznym rozwiązaniem. W dwóch susach doskoczyła do małego liska i złapała go za skórę na karku. Malec wiercił się, krzyczał i próbował sięgnąć skóry Shani, gdy ta biegła z nim co sił w łapach. Nie odbiegła daleko – oddychanie z takim balastem w pysku okazało się trudniejsze, niż przypuszczała. Odstawiła więc liska na ziemię, gdy tylko znalazła się w bezpiecznej odległości od borsuczej norki.
Malec natychmiastowo po odstawieniu na ziemię przybrał obronną pozycję.
- Wrr! Idź stąd! Nie zrobisz mi krzywdy!
- Masz rację, nie zrobię – odpowiedziała Shani, cofając się o krok, by oddać malcowi trochę przestrzeni. – Co więcej, nie mam nawet takiego zamiaru.
- Kłamiesz!
- A to dlaczego? – Przekrzywiła głowę.
- Niesiesz mnie w przeciwnym kierunku, niż mój dom. Na pewno chcesz mnie porwać i zjeść.
- Nie wiem, gdzie jest twój dom. Zgubiłeś się?
- W-wcale nie! Wszystko w porządku. A tak poza tym, to rodzice mówili mi, żeby nie rozmawiać z obcymi! I że wilki są straszne i mnie zjedzą!
- Mogę ci pomóc znaleźć dom. Rozumiem, że znajduje się on gdzieś w przeciwnym kierunku, niż teraz szliśmy?
- T... Nie! Nie powiem ci, bo zjesz moją siostrę!
- Hej, mały. Naprawdę nie chcę cię zjeść – wadera usiadła, licząc, że w ten sposób wyda się mniej groźna. – Co więcej, nie dam ci spokoju, dopóki nie zaprowadzę cię do rodziców. Tu jest niebezpiecznie, zresztą sam to wiesz. Przed chwilą musiałam ratować ci tyłek!
- N-no dobrze… ale na pewno mnie nie zjesz?
- Na pewno – Shani się uśmiechnęła. – To co, idziemy w tę stronę?
- W zasadzie to… w sumie to nie wiem – oczka malca zaszkliły się.
- No już, spokojnie, poradzimy sobie. Pamiętasz, jak wygląda najbliższa okolica twojego domu?
- No… są drzewa… I krzaczki. Obok mojej nory rosną dzikie maliny, wiesz?
- Skup się, mały. Czy jest tam coś, czego nie widziałeś nigdzie indziej?
- Hmm… jest takie przewrócone drzewo, pod którym mama nie pozwala przechodzić, bo opiera się o skałę i może się zsunąć.
- To już jakiś trop. Kojarzysz jeszcze jakieś szczególne obiekty? Jezioro, góry?
- Niedaleko przebiega rzeczka… Ale to niebezpieczna rzeczka. Mama mówi, że zabrała jej brata, gdy była mała.
- Chyba wiem, o którym strumyku mówisz. Pójdziemy tam i będziemy iść wzdłuż, dobrze? W końcu powinniśmy trafić na znajomą ci okolicę.
*
- Tak, to tu, już poznaję! – Wykrzyknął malec.Shani rozejrzała się po okolicy, szukając oznak lisiej bytności. Nie zauważyła niczego interesującego, jednak udało jej się wychwycić lisi zapach przy ziemi. Tym sposobem już za chwilę znaleźli się przy norce. Na miejscu nie było jednak nikogo.
- Mamo! Tato! – krzyczał lisek, nikt jednak nie odpowiadał.
- Pewnie cię szukają. Zaczekajmy tutaj, ktoś w końcu musi wrócić do domu.
I rzeczywiście – wrócił. Zgrabna lisiczka podeszła do nory z dużą dozą niepewności – w końcu niecodziennie spotykała w swoim domu wilczych intruzów. Gdy jednak zobaczyła małą, rudą kulkę kręcącą się przy łapach Shani, od razu wykrzyknęła:
- Ron!
- Mama! – Krzyknął, a w zasadzie wydarł się mały lisek. Jego głos zachwiał się, a w oczach pojawiły małe łezki.
Shani odruchowo odwróciła wzrok, jakby ta scena rodzicielskiej miłości była zbyt intymna dla jej oczu.
- Dziękuję ci – odezwała się lisiczka o pięknych, zielonych oczach. – Już się bałam, że…
- Nie ma za co – przerwała jej wadera. – Każdy by tak postąpił. Jestem pewna, że pani syn sam znalazł by drogę – wilczyca puściła oczko do malca. – No, to nic tu po mnie.
- Zaczekaj! - Krzyknęła lisiczka, która w mgnieniu oka zniknęła w norze i równie szybko wyskoczyła z niej, niosąc coś w pysku. – To rodzinny talizman. Ponoć ma właściwości magiczne, ale w naszych żyłach dawno przestała płynąć magia. Może tobie bardziej się przyda.
- Nie ma potrzeby – odparła zmieszana wilczyca.
- Nalegam.
- Dobrze. Dziękuję więc… W zasadzie, to mieszkam całkiem niedaleko, między dwoma starymi świerkami na południe stąd. Gdyby młody chciał poznać tajniki zielarstwa, chętnie udzielę mu lekcji.
*
Wadera umościła się wygodnie na futrach stanowiących jej posłanie. Oglądała podarunek pod różnymi kątami. Mały kryształ, owinięty ozdobnie zwiniętym, miedzianym drucikiem, wyglądał jej na turmalin. Nie miała jednak pewności, czy trafnie oceniła kamień. No, cóż, zajmie się tym jutro, podobnie jak zbieraniem dziurawca – dziś już czas odpłynąć w krainę snów.PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 978
Ilość zdobytych PD: 489
Nagroda za Quest: 250 PD + 2 pkt inteligencja, +1 spryt
Obecny stan: 1302
Brak komentarzy
Prześlij komentarz