Słońce powoli wstawało. Normalnie biały spoczywałby w swoim azylu, niestety było inaczej. Yneryth tak jak zwykle już, został obudzony i ,,obowiązkowo” zaciągnięty na trening. Całych tych zbędnych dla niego ćwiczeń, miał już po dziurki w nosie. Towarzyszące towarzystwo innych wcale nie napawało go optymizmem. Nie cierpiał robić czegoś rutynowego. Szlak go trafiał, gdy znów i znów użerał się z placem. Brakowało mu starych samotnych dni. Życie w stadzie miało jednak jakieś plusy. Może trening był irytujący, ale opcja poznawania zdolności innych znaczenie go rozpalała. Dzisiejszy dzień jednak nie był tak owocny. Przez nieuwagę, samiec wpadł w błotną kałużę. Biała sierść gwałtownie zmieniła swoje ubarwienie. Zdawać by się mogło, że Yneryth dorobił się własnego i neutralnego kamuflażu. Samcowi wcale jednak nie było do śmiechu. Cały upaprany w błocie, bez słowa opuścił towarzystwo, by udać się do najbliższego jeziora. Idąc, pokryty powoli zastygającą cieczą, coraz bardziej się irytował. Czując powoli przystygająca do futra substancje, otrzepał się szybkim ruchem. Błoto w dwóch wachlarzach rozsunęło się po powietrzu, układając się na trawie w prawie dwa kręgi. Z zaciśniętymi zębami, ruszył dalej. Kroki żółtookiego były dość szybkie. Wilka dalej szedł, lecz w dość przyspieszonym tempie. Pod nosem mówił do siebie, a raczej wylewał z siebie swój gniew. Po jakimś czasie przystanął. Z początku stanął w miejscu, ponieważ czuł, jak ciecz zsuwa się mu po ogonie. Z obrzydzeniem, wychylił ogon, tak by nie dotykał on tułowia. Od razu po tym, wrócił głową ku wodzie. Obracając pysk, poczuł dziwny zapach. Nos basiora gwałtownie i naturalnie podniósł się do nieba. Woń, która unosiła się w powietrzu, był inna niż znane przez niego do tej pory. Z fascynacją, postanowił, odłożyć kąpiel na późniejszy termin. Yneryth podążał za zapachem, zamyślony tym, co mogło go wywołać. Idąc wzdłuż smugi zapachowej, zszedł z obranego kursu. Basior czuł, jak zapach rośnie w siłę, co jedno znaczne było, z tym że zbliżał się do nieznajomego celu. Biały myślał, że na końcu spotka coś bardziej nieżywego. Zdziwienie w jego oczach musiało być gromkie. Gdy był już tuż na miejscu. Omal nie wpadł na obcą waderę, tak przynajmniej obstawiał. Może, znów przegapił fakt, że ma nowego członka. Samica od razu po zbyt bliskim kontakcie usiadła. Yneryth zadziwiony całą tą sytuacją nie wiedział jak zareagować.
- Cześć! – Uśmiechnęła się.
Yneryth chcąc przemówić, otworzył lekko pysk, lecz nie zdążył odpowiedzieć. Tę chwilę konsternacji, przeznaczył na przeanalizowaniu wyglądu wadery. Samica miała czarną sierść. Uszy od środka posiadały fioletowe ubarwienie. Tułów nieznajomej kończyły specyficzne szare łaty. Basior jednak najbardziej zwrócił uwagę na coś innego. Fakt, że stali ze sobą nos w nos, pozwolił mu przyjrzeć się jej oczom. Takich jeszcze nie widział u nikogo, miała one oczy w kolorze lawendy. Zdawać by się mogło, że kolor jej oczu zafascynował basiora.
- Nazywam się Hattie i naprawdę nie chciałam wtargnąć na Twój teren, ale nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogłam cię spotkać! Witaj!
- Yyy… Witaj! Miło mi cię poznać Hattie. – Stwierdził, że chyba może sobie pozwolić, aby ominąć nudną gadaninę i formułkę dotyczącą watahy. – Inni mówią mi Yneryth. Nie masz za co przepraszać. – W tym momencie samiec przypomniał sobie, jak wygląda, a przez głowę zaczęło przepływać tysiące myśli. Zmieszany jeszcze bardziej, nie wiedział jak wybrnąć z takiej sytuacji. Chyba nie miał zbytnio innej opcji niż w to brnąć. – Chętnie z tobą jeszcze porozmawiam, ale muszę udać się do jeziorka, w celu pozbycia się tego czegoś, co mnie pokrywa. – Z bólem lekko się zatrząsnął. – Umm… Może chciałabyś opowiedzieć, jak się tu znalazłaś? – Powiedział, powoli ruszając do tafli wody.
Hattie?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 576
Ilość zdobytych PD: 288
Obecny stan: 986
Brak komentarzy
Prześlij komentarz