- PODKŁAD
Chciała teraz ona go uratować, bo ciało było zdecydowanie zbyt ciężkie. Szarpiąc jedną z kończyn biesa, usłyszała cichy szept, a zaraz potem chichot. Podniosła głowę i rozejrzała się, jednak chichot przerodził się znów w ciszę. Wokoło latały tylko świetliki, które oświetlały wnętrze jaskini. Dopiero teraz biała dostrzegła, w jak pięknym miejscu się znajduje. Nie miała jednak teraz czasu na podziwianie uroków, więc krzyknęła.
- Kimkolwiek jesteś, chodź i pomóż mi! - krzyknęła, lecz nie uzyskała odpowiedzi. - Pomóż mi, proszę.... - szepnęła, niemalże jakby zaraz miała się rozpłakać. W głębokiej ciszy jaskini usłyszała jedynie cichuteńki szelest ptasich skrzydeł. Kiedy poczuła, jak pierwsza łza pociekła jej po policzku, spojrzała w górę i zobaczyła ptasi wzrok skierowany w jej stronę. Otarła łapą łzę, którą uroniła w swojej beznadziejnej sytuacji, sytuacji, w której nie potrafiła mu pomóc, choć z całego serca tego pragnęła.
- Potrafisz! - usłyszała głos, jakby gdzieś w głębi siebie, ale zarazem miała wrażenie, jakby przemówił do niej ptak. Przyjrzała mu się badawczo. Był to wielki czarny kruk, na oko samiec o wieloletnim stażu.
- Potrafię co? - szepnęła, nie będąc do końca pewna czy gada z ptakiem, czy sama ze sobą. Jednocześnie przypomniała sobie, jak pilnowała Ynerytha, po walce z Biesem.
~ On też gadał ze sobą, może ja też już oszalałam? ~ Pomyślała.
- Nie, nie oszalałaś.
Wyprostowała się. Nawet jeśli z kimś gadała, to w jaki sposób ten ktoś słyszał, o czym ona myśli! Tego było zbyt wiele.
- Kim jesteś? Czego chcesz?
- Pomóc Ci.
- To dlaczego nie pomagasz?
- Ależ pomagam złotko!
Wilczyca spojrzała na ciało biesa, które ani drgnęło. Usiadła.
- Ale tam jest mój przyjaciel! - krzyknęła do kruka z wyrzutami. - dlaczego nie pomożesz mi go podnieść? - kruk w odpowiedzi przekrzywił głowę na bok, a z jego dzioba wydobyło się jedynie wstrętne "KRAAA" Po tym zaraz wzbił się w powietrze, okrążył ciało stwora kilkakrotnie, po czym wylądował na grzbiecie Biesa i zakrakał znów paskudnie.
Wilczyca warknęła i wyskoczyła w stronę kruka, a on bawił się nią do woli, bowiem chciał z niej coś wykrzesać. W końcu, gdy białą zmęczyło uganianie się za krukiem, westchnęła i usiadła tyłem do Biesa. Miała dość tego miejsca. Spojrzała na miejsce skąd przyszli z samcem. Miała ochotę stąd wyjść, ale zaraz, co ona powie alphie? Jak spojrzy w oczy Naharysowi i innym członkom watahy. Zmroziło ją i sparaliżowało, przecież nie zrobi tego i nie wyjdzie sobie stąd tak po prostu! Nawet gdyby wyszła, pewnie po chwili by wróciła. Może on jeszcze żyje! Zastrzygła uchem, bowiem usłyszała coś, odwróciła się z uśmiechem.
-Yn?! - Odpowiedzi nie dostała, ale nabrała nowej nadziei i porządnego kopniaka z zakresu pewności siebie. Okrążyła bestię kilkakrotnie, badając uważnie każdy szczegół, po czym znów zaczęła szarpać się z jego kończynami oraz krukiem. W końcu wskoczyła na kamień nieopodal i z góry przyjrzała się wszystkiemu jeszcze raz. Rozejrzała się po jaskini i zaczęła intensywnie myśleć i wyobrażać sobie w głowie, rzeczy niemożliwe. To było jak jakiś rodzaj matematyki, każdy milimetr przesunięcia się jej oczu symbolizował kolejne działania matematyczne. Teraz naprawdę o niczym innym nie pragnęła tak mocno, jak o tym, by uwolnić samca, który miała nadzieję, że przeżył.
I nagle stało się, świetliki zawirowały w kole nad biesem. Ziemia delikatnie zadrżała, kamienie zaczęły zsuwać się i spadać, uderzając o kamienną podłogę, a z ziemi zaczęły wydobywać się korzenie, te same, które więziły wcześniej Biesa, te same, które uwięziły Belief, co nieco ją przestraszyło, jednak parła i patrzyła nadal z zapartym tchem. Korzenie zaczęły oplatać się o kończyny biesa, finalnie podnosząc go do góry, a gdy już potwór całkowicie unosił się nad ziemią, świetliki znów latały wokoło niego, tworząc jakby barierę. Kruk odezwał się raz jeszcze, swoim zadziornym "KRAA". Siedział ciągle wczepiony w grzbiet Biesa. I nagle, zupełnie niespodziewanie, dziobnął go i dokładnie w tej sekundzie rozbłysło się niesamowite światło, oświetlające całą grotę na biało. BIEL ROZJAŚNIAJĄCA CIEMNOŚĆ, po czym znów ciemność jaskini powróciła.
- Yneryth! - Biała jak tylko mogła, od razu zeskoczyła w dół i spojrzała w miejsce, gdzie leżał bies, okazało się, że pod ciałem był niewielki dołek skalny, w którym przez cały czas leżał samiec. Oddychał, ale nie był przytomny ze względu na czas, w którym to znajdował się bez powietrza, w więzieniu swojej ofiary.
- Brawo ! - usłyszała znów ten sam dziwny głos w głowie, a zaraz po tym czarny kruk zleciał na dół i wylądował na grzbiecie Ynerytha. Warknęła.
- Powstrzymaj ząbki złotko. Jestem duchem lasu, winnaś mnie szanować.
Skuliła się nieco, patrzyła wprost na zwykłego ptaka, który śmiał twierdzić, iż jest Panem lasów i kniei. Wierzyła w ducha lasu, ale jak go już spotkała, miała wrażenie, jakby ktoś robił sobie z niej żarty. Duch dostrzegł jej zwątpienie, po czym rozpostarł skrzydła, uniósł się magicznie bez ich użycia w powietrze i przematerializował się w postać właściwą. Teraz wyglądał dokładnie tak, jak uczono ją za młodu, dokładnie tak jak we wszystkich starych legendach. Przybrał bowiem kształt białego jelenia, z długą bródką i bardzo dostojną postawą.
- Belief, zdałaś dzisiaj egzamin.
Samica przekrzywiła badawczo głowę, nie rozumiejąc nic a nic, z tego, co mówił duch.
- Stałaś się Panią Natury, córką lasu, która czuje i rozumie las, jego potrzeby, a także jego pradawną siłę.
- Ale ja nic nie zrobiłam. - szepnęła ponownie, czując duży stres.
- Uwolniłaś przyjaciela, ja jedynie pomogłem Ci, wpaść na ten pomysł.
- Ja? Ale... nie rozumiem.
- Zrozumiesz wkrótce moja miła, zrozumiesz wszystko. - jego głos zdałby się zanikać, a postać jego jakby oddalała się. - Teraz musisz zaopiekować się swym towarzyszem, ponieważ bardzo dużo zrobił dla lasu, jest bohaterem, który pomógł pozbyć się złego ducha, zagrażającego tutejszej harmonii. I nagle zniknął, a Belief poczuła, że zrobiło jej się niedobrze i słabo. Upadła.
Jakby przez sen ze zmrużonymi oczami widziała jak potężny potwór, bierze ją i Ynerytha w łapska i niesie przez las. Kroki jego były tak płynne, że kołysały ją wręcz do snu, którego tak bardzo potrzebowała.
Obudziła się, zerwała na równe nogi, był świt, który delikatnie zaglądał do jej norki. Wyszła z zadowoleniem i spojrzała na lecznicze jezioro rozpościerające się nieopodal. Rozprostowała kości i pobiegła napić się wody, przyniosła do nory miskę z połowy kokosu, wypełnioną ziołami i gdy wchodziła, zamarła. Nie była sama. Rozejrzała się powoli, położyła miskę i zatopiła się w myślach. Długo spała i wydawało jej się, że o tym wszystkim śniła, tymczasem to wcale nie był sen. Yneryth leżał na posłaniu, jakie wcześniej miała przygotowane dla potencjalnych pacjentów. Była wyspana i pełna energii, dlatego od razu zabrała się do pracy, pobiegła po zioła i nieco materiałów na gąbkę. Wróciła z koszem wypełnionym po brzegi i od razu zabrała się za swoje sanitariuszkowe zadania. Obmyła rany z krwi, piachu i błota, a potem opatrzyła je i nałożyła kilka ziół. Wilk spał w najlepsze, więc miała pełne pole do popisu. Później, gdy skończyła, opatrzyła własną ranę, która piekła niemiłosiernie. Usztywniła sobie łapę i udo, po czym spojrzała na samca, nie bardzo wiedząc, co dalej powinna robić. Położyła się więc i czekała aż Yn obudzi się. Nie czekała zbyt długo, ocknął się jeszcze tego samego dnia. Nie bardzo wiedział gdzie, jest ani co się stało, jedyne co wiedział to fakt, że był spragniony, toteż bez zastanowienia sięgnął językiem do miseczki z wodą. Gdy ugasił pragnienie, zaczęli rozmawiać.
- Co tu robię? - samiec wstał, zatrzymał się przy wyjściu, obok Bel i wyjrzał na zewnątrz.
- Nie uwierzysz Yn, ale pokonałeś Biesa, a potem Duch lasu pomógł nam się wydostać, niósł nas przez las ogromny leśny stwór, wyglądał, jakby był żywym dębem, albo innym drzewem. - samica mówiła to z takim przekonaniem, że zdawało się, że może i faktycznie tak było, tylko że wilkowi wydawało się to jednak wciąż irracjonalne.
- I przyniósł mnie tutaj? - z lekkim powątpiewaniem spytał Yneryth, patrząc teraz na wilczycę.
- Dokładnie tak. - speszyła się nieco samica. - Jeśli Ci to przeszkadza, to ja Cię nie trzymam, ja tylko... - zawiesiła się na moment, nie wiedziała, co właściwie chciałaby, żeby usłyszał. Bała się, że palnie coś głupiego i wilk nie będzie już chciał z nią rozmawiać, a i tak ta cała historia brzmiała już wystarczająco dziwacznie. - ja tylko opatrzyłam Ci rany i pilnowałam, byś doszedł do siebie, to wszystko. - zdawało się, że samica posmutniała na moment. Z jednej strony cieszyła się z pierwszego pacjenta, z drugiej wciąż była podekscytowana wydarzeniami, jakie ich spotkały, z trzeciej strony, nadal była w szoku, że duch lasu powiedział, że zdała jakiś niezrozumiały egzamin, a z czwartej nie chciała wyjść na namolną idiotkę, przy którego samcu naprawdę i szczerze polubiła.
- Dziękuję. - skwitował basior, na co samica bezzwłocznie odpowiedziała.
- To ja dziękuję. Mogłeś mnie tam zostawić, wtedy w tej grocie, a jednak zrobiłeś to, zabiłeś biesa po raz drugi. - Kiedy wypowiedziała słowo "Bies" świecidełka w jaskini, które podtrzymywały jasność, lekko przymrużały. Wilki spojrzały po sobie ciekawsko, ale szybko zignorowały ten fakt, a przynajmniej Belief, po czym kontynuowała. - za co jestem Ci wdzięczna. Duch lasu również jest Ci wdzięczny, nazwał Cię nawet bohaterem lasu.
- Rozmawiałaś z nim? Widziałaś go?
- Tak, wyglądał zupełnie tak jak w legendach.
Samiec miał mieszane uczucia, z jednej strony chciał w to wszystko uwierzyć, ale z drugiej strony niedane było mu to zobaczyć, więc miał pewną trudność. Rozumiał jednak, że może Belief odkrywa właśnie swoje moce i być może w jej mocy jest widzenie takich istot jak duch lasu, zresztą, może dlatego duch przemówił do samca, właśnie poprzez jej ciało. Spojrzał jeszcze raz na wylot jej nory. Wyszedł, ona wyszła za nim, ciekawa, co też zrobi. Basior patrzył na rozciągające się przed nim w pewnej odległości duże jezioro Lac de Cristal i góry rozciągające się zaraz za nim. Wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, analizując krok po kroku w głowie wydarzenie ostatnich dwóch dni, które niemalże całe przypadkiem spędził z czarnouchą.
Yneryth? Co zrobisz dalej?
PODSUMOWANIE:
- Belief, zdałaś dzisiaj egzamin.
Samica przekrzywiła badawczo głowę, nie rozumiejąc nic a nic, z tego, co mówił duch.
- Stałaś się Panią Natury, córką lasu, która czuje i rozumie las, jego potrzeby, a także jego pradawną siłę.
- Ale ja nic nie zrobiłam. - szepnęła ponownie, czując duży stres.
- Uwolniłaś przyjaciela, ja jedynie pomogłem Ci, wpaść na ten pomysł.
- Ja? Ale... nie rozumiem.
- Zrozumiesz wkrótce moja miła, zrozumiesz wszystko. - jego głos zdałby się zanikać, a postać jego jakby oddalała się. - Teraz musisz zaopiekować się swym towarzyszem, ponieważ bardzo dużo zrobił dla lasu, jest bohaterem, który pomógł pozbyć się złego ducha, zagrażającego tutejszej harmonii. I nagle zniknął, a Belief poczuła, że zrobiło jej się niedobrze i słabo. Upadła.
Jakby przez sen ze zmrużonymi oczami widziała jak potężny potwór, bierze ją i Ynerytha w łapska i niesie przez las. Kroki jego były tak płynne, że kołysały ją wręcz do snu, którego tak bardzo potrzebowała.
Obudziła się, zerwała na równe nogi, był świt, który delikatnie zaglądał do jej norki. Wyszła z zadowoleniem i spojrzała na lecznicze jezioro rozpościerające się nieopodal. Rozprostowała kości i pobiegła napić się wody, przyniosła do nory miskę z połowy kokosu, wypełnioną ziołami i gdy wchodziła, zamarła. Nie była sama. Rozejrzała się powoli, położyła miskę i zatopiła się w myślach. Długo spała i wydawało jej się, że o tym wszystkim śniła, tymczasem to wcale nie był sen. Yneryth leżał na posłaniu, jakie wcześniej miała przygotowane dla potencjalnych pacjentów. Była wyspana i pełna energii, dlatego od razu zabrała się do pracy, pobiegła po zioła i nieco materiałów na gąbkę. Wróciła z koszem wypełnionym po brzegi i od razu zabrała się za swoje sanitariuszkowe zadania. Obmyła rany z krwi, piachu i błota, a potem opatrzyła je i nałożyła kilka ziół. Wilk spał w najlepsze, więc miała pełne pole do popisu. Później, gdy skończyła, opatrzyła własną ranę, która piekła niemiłosiernie. Usztywniła sobie łapę i udo, po czym spojrzała na samca, nie bardzo wiedząc, co dalej powinna robić. Położyła się więc i czekała aż Yn obudzi się. Nie czekała zbyt długo, ocknął się jeszcze tego samego dnia. Nie bardzo wiedział gdzie, jest ani co się stało, jedyne co wiedział to fakt, że był spragniony, toteż bez zastanowienia sięgnął językiem do miseczki z wodą. Gdy ugasił pragnienie, zaczęli rozmawiać.
- Co tu robię? - samiec wstał, zatrzymał się przy wyjściu, obok Bel i wyjrzał na zewnątrz.
- Nie uwierzysz Yn, ale pokonałeś Biesa, a potem Duch lasu pomógł nam się wydostać, niósł nas przez las ogromny leśny stwór, wyglądał, jakby był żywym dębem, albo innym drzewem. - samica mówiła to z takim przekonaniem, że zdawało się, że może i faktycznie tak było, tylko że wilkowi wydawało się to jednak wciąż irracjonalne.
- I przyniósł mnie tutaj? - z lekkim powątpiewaniem spytał Yneryth, patrząc teraz na wilczycę.
- Dokładnie tak. - speszyła się nieco samica. - Jeśli Ci to przeszkadza, to ja Cię nie trzymam, ja tylko... - zawiesiła się na moment, nie wiedziała, co właściwie chciałaby, żeby usłyszał. Bała się, że palnie coś głupiego i wilk nie będzie już chciał z nią rozmawiać, a i tak ta cała historia brzmiała już wystarczająco dziwacznie. - ja tylko opatrzyłam Ci rany i pilnowałam, byś doszedł do siebie, to wszystko. - zdawało się, że samica posmutniała na moment. Z jednej strony cieszyła się z pierwszego pacjenta, z drugiej wciąż była podekscytowana wydarzeniami, jakie ich spotkały, z trzeciej strony, nadal była w szoku, że duch lasu powiedział, że zdała jakiś niezrozumiały egzamin, a z czwartej nie chciała wyjść na namolną idiotkę, przy którego samcu naprawdę i szczerze polubiła.
- Dziękuję. - skwitował basior, na co samica bezzwłocznie odpowiedziała.
- To ja dziękuję. Mogłeś mnie tam zostawić, wtedy w tej grocie, a jednak zrobiłeś to, zabiłeś biesa po raz drugi. - Kiedy wypowiedziała słowo "Bies" świecidełka w jaskini, które podtrzymywały jasność, lekko przymrużały. Wilki spojrzały po sobie ciekawsko, ale szybko zignorowały ten fakt, a przynajmniej Belief, po czym kontynuowała. - za co jestem Ci wdzięczna. Duch lasu również jest Ci wdzięczny, nazwał Cię nawet bohaterem lasu.
- Rozmawiałaś z nim? Widziałaś go?
- Tak, wyglądał zupełnie tak jak w legendach.
Samiec miał mieszane uczucia, z jednej strony chciał w to wszystko uwierzyć, ale z drugiej strony niedane było mu to zobaczyć, więc miał pewną trudność. Rozumiał jednak, że może Belief odkrywa właśnie swoje moce i być może w jej mocy jest widzenie takich istot jak duch lasu, zresztą, może dlatego duch przemówił do samca, właśnie poprzez jej ciało. Spojrzał jeszcze raz na wylot jej nory. Wyszedł, ona wyszła za nim, ciekawa, co też zrobi. Basior patrzył na rozciągające się przed nim w pewnej odległości duże jezioro Lac de Cristal i góry rozciągające się zaraz za nim. Wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, analizując krok po kroku w głowie wydarzenie ostatnich dwóch dni, które niemalże całe przypadkiem spędził z czarnouchą.
Yneryth? Co zrobisz dalej?
PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 1758
Ilość zdobytych PD: 879 PD (44 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 923
Ilość zdobytych PD: 879 PD (44 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 923
Brak komentarzy
Prześlij komentarz