Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 16 lipca 2022

Od Stromy c.d Copycat ~ "Jak kamień w wodę"

Ocknęłam się w jaskini medycznej. Tak, bez wątpienia był to sektor medyczny, o którym wspominała wadera, na którą się nadziałam jakiś czas wcześniej. W głowie mi dudniło, chociaż ból nieco zelżał, zapewne, za sprawą tutejszej opieki lekarskiej. Gdy otworzyłam oczy, od razu dostrzegłam znajomą mi już nieznajomą.
- Widzę, że się obudziłaś. Powiesz mi teraz jak Ci na imię? - Słowa wilczycy o ślepiach niezwykle podobnych, do oczu mego ukochanego, skrzyły się ni to troską, ni to zainteresowaniem. Przeanalizowałam na spokojnie słowa szmaragdowookiej i stwierdziłam, że chociaż tak, na chwilę obecną będę mogła spróbować wynagrodzić cały ten zachód, z powodu mej osoby.
- Stormy. Jestem Stormy, dziękuję za pomoc i... - tu się zawiesiłam. - eh... nie wiem, co mogę więcej dodać. – Wymruczałam drugą część, niezmiernie cicho. Wadera zastrzygła uszami. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i skinęła ze zrozumieniem głową.
- Copycat. - Przedstawiła się, po czym dodała jakby mniej pewnie — Możesz mi powiedzieć, Co tu robisz? Dlaczego znalazłaś się... - przyjrzała mi się dokładniej — w takim stanie? - Zmrużyłam oczy i zmarszczyłam brwi. Mogłam spodziewać się takiego pytania, a raczej tego, iż na zwykłej gościnności się nie skończy. Sama doskonale wiedziałam, jak wyglądają procedury postępowania z obcymi, a na dodatek wcześniej dawałam oznaki, że tak to ujmę, waleczności. Nic więc dziwnego, że padło ów pytanie. Skoro już zaczęłam mówić, a sama wilczyca wydawała się dość sympatyczna, mimo wielu blizn, znaczących jej ciało, postanowiłam wyjawić jej historię utraty mego domu. Może będzie mi lżej na sercu, jeśli się komuś niezaangażowanemu w to, wygadam?
- Zaatakowano nas bez wyraźnego powodu, nie wypowiedziano wcześniej wojny... – wychrypiałam, a przed mymi oczami pojawił się obraz tamtejszej nocy. – Nic nie wskazywało na to, by tej nocy, coś się wydarzy. Krew lała się wszędzie. Ci, Ci barbarzyńcy nie mieli litości nawet dla szczeniąt! – Samotna łza spłynęła po moim policzku, gdy powrócił do mnie krzyk agonii mych rodziców i przyjaciół, a wraz z nimi skomlenie szczeniąt. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, ale nie pozwoliłam sobie na więcej słabości. Z okrutnych i jakże krwawych retrospekcji wybudził mnie dotyk. Copycat gładziła mnie delikatnie po nieowiniętym opatrunkami ramieniu. Spojrzałam na nią ponownie, w oczach miała wymalowane współczucie i... coś jeszcze. Nie odzywała się, widziała, że nie skończyłam mówić. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze, po czym kontynuowałam. – Walczyliśmy kilka dni. Bez Alf zostaliśmy już na trzecią dobę. Walki trwały praktycznie bez przerwy. Polegli prawie wszyscy członkowie sfory. Nie mam pojęcia, ilu nas przetrwało. Nie więcej niż kilkoro. Na koniec, by wykończyć tych, którym udało się ujść z życiem, rozpętano magiczną burzę śnieżną... – Powiedziałam, spojrzałam poważnie w oczy wadery i dodałam – Takiej nawałnicy nie mógł stworzyć jeden wilk. Nigdy nie słyszałam i nie widziałam o takiej potędze. Wiało tak bardzo, że... Właśnie gdzie jestem? – Spytałam.
- Znajdujesz się na terytorium Watahy Renaissance. – Oznajmiła szmaragdowooka. Przekrzywiłam nieznacznie pysk, nie mając pojęcia o potencjalnej lokalizacji tego miejsca.
- Daleko macie od Watahy Aldereyn– Spytałam, Copycat przytaknęła skinieniem głowy. – To byli nasi najbliżsi sąsiedzi, jakieś 50 km na południe od nas.
-To spory kawał drogi. Przywiało Cię aż stamtąd? Niebywałe. – Zdumiała się wilczyca. Przytaknęłam.
Milczałyśmy dobrą chwilę. W pewnym momencie przyszła do nas drobna, lekko niebieskawa wadera.
- I jak się ma nasza pacjentka? Widzę, że się ocknęłaś. – Samica uśmiechnęła się miło.
- Dziękuję, nieco lepiej. Chyba podane mi leki działają. Nie odczuwam tak nieznośnego bólu, jak wcześniej. – Przyznałam szczerze.
- Mówiłam Ci – szturchnęła Copycat – że się z tego wyliże. Skuteczność działania leków wiele nam o tym mówi. A teraz przepraszam, muszę wykonać kilka badań. Możesz wpaść najwcześniej wieczorem. Wtedy też zdecydujemy czy... – Wilczyca spojrzała na mnie.
- Stormy – Przedstawiłam się.
- Czy Stormy zostanie w lecznicy na noc, czy będzie w stanie chodzić o własnych siłach i będzie musiała przeczekać gdzieś noc, aż do rozmowy z alfą.
- Jeśli można... Dziękuję za pomoc, ale powinnam jak najszybciej ruszać w drogę. To powiedziawszy, próbowałam się podnieść, jednak szybko grawitacja przypomniała mi o swoim istnieniu. Ostatecznie z niezadowoloną miną zostałam w pozycji siedzącej. Medyczka zaśmiała się cicho.
- Spokojnie, dopiero co Cię poskładałam. Nie wstaniesz wcześniej niż za trzy godziny. – westchnęłam.
-To ja zostawię was same. Przyjdę później. – oznajmiła Copy, po czym uśmiechając się miło, opuściła nas. Medyczka zadała mi kilka pytań odnośnie mojego zdrowia, podała jakąś mieszankę, podejrzanie pachnących ziół do połknięcia oraz kazała wykonać kilka ćwiczeń. Muszę przyznać, że było to spore wyzwanie. Czas do zmierzchu minął dość szybko. Medyczka krzątała się wkoło mnie, a zwłaszcza przy moich skrzydłach. Raz nawet przyprowadziła do mnie lisicę o wielu ogonach, która upewniała się, czy skrzydła dobrze zostały unieruchomione. Zapewne miała ona większe doświadczenie w tych sprawach. Na sam koniec dostałam pozwolenie na wykonanie spaceru próbnego. Toczyłam akurat ósemkę, gdy wyczułam znaną mi już szmaragdowooką.
- Dobru wieczór Copycat. – przywitałam się.
- Dobry wieczór. -O! Witaj Copy. – Itami przywitała wilczycę, zgarniając ją na stronę. – Musimy porozmawiać. – dodała po chwili i obie podeszły do mnie. – Dzięki naszym niezawodnym sposobom oraz lekom, Stormy jest już na chodzie, a to oznacza, że nie może zostać w lecznicy. Do Rene też teraz się nie udacie, tak więc musicie ustalić, co zrobicie. – wyjaśniła wszystko wilczyca. – A Stormy.
- Hm? – Spojrzałam na medyczkę.
- Uważaj na szyny. Musisz je mieć przynajmniej do końca miesiąca, jeśli nie do jesieni. Masz grube kości jak na skrzydlatego wilka. Zrastanie się ich potrwa dłużej. Jeśli chcesz znowu latać, a na pewno tego chcesz, sądząc po budowie Twych mięśni, musisz się oszczędzać. – Powiedziała poważnie. Po czym odeszła kiwając głową na pożegnanie. Zostałyśmy z Copycat same.
- To... Nie puścisz mnie teraz w świat? – spytałam. Copy spojrzała na mnie i pokręciła głową.
- Musimy porozmawiać z Alfą. Ona zdecyduje, ale nie dzisiaj. – Oznajmiła, ale po wyrazie jej oczu stwierdziłam, że to nie wszystko, o czym chciała mi powiedzieć. Wyglądało to tak, jakby biła się z własnymi myślami.
- Możesz to z siebie wydusić. – Powiedziałam prosto z mostu.
-Czy mogłabyś u mnie przenocować? – Wypaliła.
- Nie wiem. Mogłabym? – Spytałam. To nie byłby głupi pomysł. Nabrałabym nieco więcej sił do dalszej drogi, tylko... Dokąd mam iść? Czy jest w ogóle, po co wracać do domu? Czy coś jeszcze się ostało? A Varem? Nie znajdę go bez możliwości lotu. Będę musiała najpierw wyleczyć skrzydła.
Ta i wiele myśli przewinęły się przez moją głowę, a Copycat myślała w tym czasie nad odpowiedzią.

<Copycat?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1012
Ilość zdobytych PD: 506 + 5% (25)
Obecny stan: 1004

Brak komentarzy

Prześlij komentarz