Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 14 lipca 2022

Od Copycat c.d Stormy ~ "Jak kamień w wodę"

Słońce przyjemnie grzało, gdy przechadzałam się leniwie po terenach watahy. Wchodząc na pobliską polanę, zastrzygłam uszami i zaciągnęłam się otaczającym mnie powietrzem. Na otwartym terenie nie ma co ryzykować i lepiej być czujnym. Spokojnie przeszłam parę kroków, gdy nagle do moich nozdrzy dotarły zapachy z pewnością nienależące do okolicznej roślinności. Szybko, acz ostrożnie pobiegłam w stronę nowych woni. Już po chwili byłam w stanie rozróżnić je, co tylko przyspieszyło mój chód. Oprócz 2 jeleniowatych wyczułam również psowatego, jednakże to, co zwiększyło prędkość, z jaką moje łapy niosły mnie po ziemi, był fetor krwi. Nie była to woń słodkiej cieczy lecącej z upolowanej zwierzyny, lecz odór krwi zbrukanej walką a na dodatek wydobywającej się z rannego i konającego wilka. Po kilku chwilach pokiereszowana istota znalazła się w zasięgu wzroku a mieszanka zdziwienia i bólu zagościła w mojej piersi. Żal spowodowany był widokiem widzenia kogoś w takim stanie - mimo wszystko nie jestem pozbawiona uczuć, co nie? Futro szczupłej szarej wilczycy było praktycznie całkowicie zlepione krwią. Tak samo, jak skrzydła, które wisiały bezwładnie pod dziwnym kątem. Poza wonią krwi nieznajomej wyczuwalne były jeszcze inne osocza. Może samica brała udział w jakiejś dużej bitwie? Zdziwienie brało się stąd, że samica próbowała iść. Ignorując emocje, zbliżyłam się na odległość, pozwalającą na swobodne komunikowanie się i usłyszałam krótkie ostrzeżenie.
- Nie podchodź - wykrzyczała chrapliwie wadera i wycelowała we mnie jakimś zmrożonym szpikulcem.
Szybki rzut okiem pozwolił mi na ocenienie, że jej stan był, krótko mówiąc, opłakany. Szybko przeanalizowałam sytuację - mam zranioną, samotną (może porzuconą?) i ledwo żywą waderę. Pewnie się boi, stąd chęć do walki. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć lub zaproponować zawieszenie broni, nieznajoma upadła na ziemię. Wraz z nią spadł lód. To oznacza, że szara jest zbyt słaba, by władać mocami. Ewentualnie to podstęp, ale coś takiego bym wykluczyła, bo fakt, że wciąż jest przytomna to cud. Słysząc cichy jęk, obeszłam wilczycę i stanęłam przed nią.
- Wiesz, gdzie jesteś lub kim jesteś? - spytałam, pochylając głowę.
Z bliska zauważyłam, że istota leżąca tuż przed moim nosem ma gdzieniegdzie prześwity niebieskiego koloru. Ciekawe czy cała jest niebieska, ale nie widać tego przez krew i brud?
- Argh… - Wadera wydała z siebie połączenie jęku i warknięcia. Najwidoczniej tylko tyle może z siebie aktualnie wydusić.
- Zabiorę Cię do medyka - powiedziałam stanowczo, patrząc w zamglone z agonii niebieskie oczy. - Nie pozwolę, by ktoś umarł na moich oczach.
Najdelikatniej jak umiałam, wzięłam nieznajomą na własne plecy. Moim nieudolnym próbom łagodnego zmienienia pozycji wilczycy, towarzyszyły jej stłumione oznaki bólu.
- Wybacz - szepnęłam przepraszająco.
Gdy ciało znalazło się już na moim grzbiecie, ruszyłam w stronę Jaskini Medyków. Jak najszybciej chciałam dostarczyć tam nową pacjentkę, aczkolwiek zbyt szybka podróż to chyba nie jest dobry pomysł.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę - powiedziałam cicho. Głowa skrzydlatki znajdowała się tuż nad moją, więc nie chciałam mówić głośno. Nie daj Boże, ma wrażliwy słuch lub uszkodzone bębenki…
W trakcie podróży miałam wrażenie, że moje serce boleśnie uderza o klatkę piersiową od wewnątrz. Starałam się zachować spokój, ale w głowie pojawiała się ciągle jedna myśl - co jeśli już za późno? Mój lęk uspokajały w minimalnym stopniu nierówne oddechy, które wydawała ranna wadera. Brzmiały strasznie i w każdym jednym słychać było ból, ale przynajmniej miałam pewność, że oddycha. Gdy na horyzoncie pojawiła się wyczekiwana przeze mnie jaskinia, moje ciało przeszedł dreszcz. Tak blisko do celu a tak wiele może się jeszcze wydarzyć. Co by nie zapeszać, naprędce weszłam do groty.
- Czy jest tu ktoś? Pilnie potrzebuję pomocy! - zawołałam, ostrożnie zdejmując ranną z grzbietu.
- Jestem. Co się stało? - zapytał melodyjny głos, w którym wyczuwalna była nuta niepokoju. Prędkim krokiem zbliżyła się do nas błękitno-biała właścicielka głosu. Była dość szczupła, ale nie ma co oceniać książki po okładce.
- Znalazłam tą tutaj na polanie - wskazałam łapą na poszkodowaną, obserwując, jak medyczka zaczyna diagnozować lub badać swoją pacjentkę. Nie znam się na medycznych sprawach, ale to dopiero diagnoza, co?
Z tego, co udało mi się ustalić, medykami są Tarou, Lonya, Itami i Shani. Z 3 wader, Lonya ma ciekawe ogony, a futro Shani nie pasuje mi do osoby stojącej przede mną. Czyli prawdopodobnie patrzę na Itami.
- To chyba będą złamania? Te skrzydła to… - Nim zdążyłam zadać nurtujące mnie pytania, zauważyłam skupienie wymalowane na pysku wadery. By nie przeszkadzać w pracy, zaczęłam się oddalać.
- Wrócę za jakiś czas, powodzenia - powiedziałam cicho i zaczęłam kierować się w stronę dobrze znanej mi jaskini.
Podczas podróży się nie spieszyłam. Pozwoliłam sobie na spokojne przemyślenia i powolne stawianie kroków.
- Spacer w akompaniamencie promieni słońca to jednak wspaniałe uczucie - westchnęłam. Stres związany z niedawnymi wydarzeniami dalej mi towarzyszył, ale powoli zaczął się ulatniać. Wilczyca jest w dobrych łapach, więc chyba będzie dobrze.

Właśnie wyszłam z Jaskini Alfy. Poinformowałam Renesmee o zaistniałej sytuacji i obiecałam, że dopilnuję by nieznana nam wadera, stawiła się u dowodzącej jak tylko stanie na nogi. Stąpając drogą prowadzącą do lecznicy, czułam, że stres powraca do mego ciała. Gdy mrowienie w mięśniach stało się nie do wytrzymania, przeszłam do biegu - niezbyt szybkiego, by oszczędzać siły na nocny patrol, lecz wystarczająco prędkiego, by w mgnieniu oka znaleźć się w jaskini.
- Jestem - oznajmiłam tuż po wejściu. - Jest tu Ita…medyczka i skrzydlata? - spytałam, karcąc się w głowie za niepotrzebną próbę dodania imienia. W końcu nie jestem pewna czy to na pewno Itami.
- Tu jesteśmy - oznajmił głos z wnętrza groty.
Przeszłam parę kroków i na moment oniemiałam. W dalszej części widoczne były gniazda z liści i świecące rośliny. Czy to grzyby? Ciekawe czy są jadalne.
- Wyliże się? - skinęłam głową na opatrzoną wilczycę, która aktualnie miała zamknięte oczy. Spała lub udawała, że to robi, by uniknąć niewygodnych pytań.
- Tak. Na jej szczęście, żadne ze złamań nie było otwarte - odparła lekarka.
- Przy okazji, jestem Copycat. Nie miałyśmy okazji się jeszcze poznać - lekko odwróciłam wzrok, zmieszana nagłą otwartością skierowaną ku nieznanej i możliwe, że nie zainteresowanej moją osobą istocie.
- Itami, miło mi - odparła zielarka z łagodnym uśmiechem. Chwilę porobiła coś przy kontuzjowanej, po czym odeszła. Pewnie miała coś do zrobienia przy innych pacjentach lub przy lekarstwach.
- Pewnie nie będziesz mogła tu leżeć, nie wiadomo ile. Ale dopóki nie zostaniesz zatwierdzona przez alfę, to nie będziesz miała własnego kąta - mruknęłam do siebie.
Spojrzałam na samicę leżącą przede mną. Wyglądała na dosłownie ciut młodszą ode mnie; dzieliły nas zapewne miesiące.
- Może mogłaby się zatrzymać u mnie? - spytałam cicho, zaskakując sama siebie. Wewnętrzna Copycat właśnie miała minę Pikachu.

Skąd to zainteresowanie? Czy w tej rannej i samotnej waderze zobaczyłam siebie? Nie, to niemożliwe…
Widząc, że wadera zaczyna otwierać oczy, usiadłam przed nią i patrzyłam z góry. Nie wiem, czy powinnam coś powiedzieć w tej sytuacji, czy nie, mam jedynie nadzieję, że nie wyjdę na wredną lub (o zgrozo!) jakąś ciapę. Gdy błękit oczu nieznajomej dosięgnął moich szmaragdowych, zadałam jedno z wielu pytań, które mnie nurtowały.
- Widzę, że się obudziłaś. Powiesz mi teraz jak Ci na imię?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1116
Ilość zdobytych PD: 558 + 5% ( 28 PD)
Obecny stan: 586

Brak komentarzy

Prześlij komentarz