- Yneryth, wstawaj! – Krzyknęła Shani, w której obudził się zew przygody.
Basior nie zwlekając, od razu postawił się łapy. Wstał tak szybko, jak tylko mógł, miał nadzieje, że wyjdzie na tym pozytywnie. Gdy już wstał, jego myśli nadal kołowały, a wzrok nie do końca się ustabilizował. Słuchał samicy, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi. Kiedy się wybudził z dziwnego posennego stanu, zaczął się zastanawiać, czemu zasnął. Sen w takiej sytuacji był ostatnią rzeczą, która po sobie obstawiał. W myślach zadał sobie pytanie. „Czy te wilki, aż tak mnie, zmieniły” . Zaczynał z pogardą spoglądać na swoją aktualną osobowość. Nie był już taki, jaki był, gdy tu przybył.
Wypowiedź samicy kończyła się w dość niecodzienny sposób. Yneryth zauważający to, nie do końca wiedział, jak powinien na to zareagować. W takim letargu wysłuchiwał dalszych słów z zaciekawieniem. Shani opowiadała, a raczej wizualizowała, jak wygląda wulkan i jak jest zbudowany. Cały pokaz zakończyła, mówiąc o ogniu, który wypluwa z siebie wulkan. Szara zdawała się nie wierzyć w to, co słyszała od swoich rodziców. Myśląc o ogniu wypluwanym przez skałę, zaśmiała się. Biały wiedząc to, co już wie i jak informację przekazane mu przez jego opiekuna mają odzwierciedlenie na rzeczywistość, ufał temu, co usłyszał. Cały ten ogień wyrzucany ku niebu brzmiał fantastycznie i lekko niepokojąco. Basior na pewno będzie uważać, aby nie przysmażyć sobie futra. Słysząc śmiech wadery, również się uśmiechnął. Shani raczej nie przynosiła mu uczucia, do tego, aby chował się w swojej pustej pokrywie.
- Nie traćmy czasu!
Samiec ruszył od razu za nią, tak by nie pozostawać w tyle. Shani zdawała się wesoło nastawiona ku nowej przygodzie. Yneryth jednak postanowił uchować swoją ekscytację dla samego siebie.
< Jakiś czas potem >
Yneryth idąc w towarzystwie wadery, czuł się jakoś dziwnie nieswojo. Do tej pory jeszcze mu się to nie zdarzało. Wręcz przeciwnie, kochał przemierzać trawiaste pustkowia, jak i leśne dżungle w ciszy. Tym razem jednak było inaczej, cała cisza była dla niego trochę nieprzyjemna. Brak ciekawych wydarzeń na szlaku również go nużył. Stwierdził, że zrobi coś niepodobnego do siebie i spróbuję nawiązać rozmowę.
- Hmm, a tak w ogóle skąd jesteś? Wybacz to pytanie, ale wolałbym wiedzieć, chociaż mniej więcej z kim podróżuję. – Zapytał, udając zaniepokojenie.
- Z… daleka. W zasadzie moje rodzinne strony wyglądały trochę inaczej niż tutejsze tereny. Na pewno było znacznie chłodniej. A moja rodzinna wataha... cóż, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Też byłam tam medyczką. A ty?
- Chciałbym znać odpowiedź na twoje pytanie, ale powiedzmy, że z daleko. Tam skąd pochodziłem, było bardziej zmiennie. Ogólnie rzecz biorąc, wcześniej nie należałem do watach. – Basior bez emocji wspomina swoje początki. – A czemu akurat medyczką? – Zaciekawiony jej kwalifikacjami.
- Od zawsze lubiłam się uczyć. Znalazł się ktoś, kto zauważył mój talent i zaraził mnie pasją do nauk medycznych, stając się moim mentorem. Dziś, niestety, nie ma go już z nami... - zasmuciła się na chwilę, jednak równie szybko odzyskała pogodę ducha. - A ty... samotny wilk, co? Co się stało, że zmieniłeś tryb życia? Um.. Jeśli, oczywiście, chcesz powiedzieć.
- Zbytnio nieprzejęty śmiercią innego wilka, lecz próbujący to ukryć. – Zadajesz celne pytania. Na razie jest to tylko przystanek. Wcześniej nie posiadając interakcji z innymi pobratymcami, nie miałem pojęcia, do czego mogą być zdolni. Na początku chciałem zostać, by rozgryźć działanie magii i jak inni ją wykorzystują. Przy okazji natchnąłem się na coś, co dało mi motywacje, by zostać na trochę dłużej. – Kończąc zdanie, lekko ugryzł się w język, aby nie powiedzieć za dużo.
- Pewnie jakaś piękna wadera, co? Wspominałeś o magii? - Zaciekawiła się wadera. - Widziałam, że jej używasz. Moje moce są... no, niezbyt imponujące w porównaniu do twoich. Z twoimi też tak było na początku?
- Naprawdę myślisz, że zatrzymałaby mnie wadera? – Widać, że się uśmiecha. – Nie mówiłaś, że coś potrafisz. – Przystanął w miejscu znacznie, zaciekawiony. – Nie chciałabyś się pochwalić?
- W zasadzie, to nie ma czym się chwalić. Wadera również stanęła. Pochyliła się nad przyschniętym źdźbłem trawy i tchnęła w nie magię. Roślinka odzyskała soczyście zielony kolor, a po jej wcześniejszym niedomaganiu nie pozostał nawet ślad. - Średnio to przydatne w walce, co? - Uśmiechnęła się krzywo.
- Pamiętaj, że to, co umiesz może mieć różne zastosowanie. Na pewno da się to wykorzystać w pewnej sytuacji. Ograniczeniem niestety jest znajomość terenu. – Ewidentnie skupiony na wykorzystaniu danej zdolności.
- Moja zdolność przydaje się czasem przy uprawie ziół... innego zastosowania dla niej nie widzę.
- Pamiętaj, że magia to jakby nie patrzeć, przedłużenie twoich myśli, bądź zatem kreatywna. – Z uśmiechem spojrzał na lekko skołowaną Shani.
-Wadera spojrzała jeszcze raz na uzdrowioną przez siebie, niepozorną roślinkę. Skupiła na niej wszystkie swoje myśli i... źdźbło w oczach wadery wydłużyło się o kilka milimetrów. Cóż, nadal nie było to imponujące, ale mimo wszystko zaskoczyło to waderę. - Yneryth, patrz! Urosła!
- Basior szczerze się uśmiechnął. – A więc już chyba rozumiesz. – Powoli ruszył przed siebie.
- A jak to było na początku u Ciebie? - zapytała wadera, która ruszyła żwawym krokiem za samcem.
- Moje zdolności to inna sprawa. Uczyłem się wszystkiego w samotności, nie było czasu na popełnianie błędów, więc starałem się nie być do tyłu. Na początku wszystko było przypadkiem. Potem wraz ze wzrostem ciekawości, rósł poziom użyteczności. Pierwszą mocą, która wyszła sama z siebie, była ciekawa. – Yneryth zaciskając przednią lewą łapę na gruncie, zamroził podłoże wokół wadery, wraz z gruntem pod nią. Obrócił się do tyłu, mówiąc. – To też nie wygląda groźnie, ale wystarcza, by zabić w określonych warunkach.
Shani?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 876
Ilość zdobytych PD: 438
Obecny stan: 698
Brak komentarzy
Prześlij komentarz