Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 14 lipca 2022

Od Naharys'a cd Lonya/Ereden ~ Druga natura

 Wieczór nadszedł, nawet nie zorientował się kiedy. Wykrzywił usta w nieprzyjemny grymas, kiedy ujrzał zachodzący ku zachodniej granicy talon słońca. Wstał, naciągnął się z trzaskiem w kręgosłupie, wyszedł na środek poligonu i grzmiącym krzykiem poinformował, że trening dobiegł końca. Zgodnie z pradawnym zwyczajem, zebrani wojownicy zaczęli się rozchodzić z wymalowanymi grymasami ulgi na pyskach, każdy szedł w swoją stronę. Shori wyskoczyła nagle spod gęstej korony jednego z młodych drzew, wchodzących w skład młodnika. Z gracją i wdziękiem wylądowała koło ojca, witając go przy tym uroczym uśmiechem. 
- Co słychać, skarbie?
- Pomyślałam, że wpadnę do ciebie, tato i jak zwykle - wadera teatralnie obejrzała się wokół, na powoli pustoszący się poligon. Z żartobliwym uśmiechem dodała - wykurzyłeś wszystkich. 
Naharys nic nie odpowiedział, zaśmiał się tylko, po czym delikatnie przygarnął córkę do siebie, aby poczochrać ją po bujnej, niczym puchatej chmurce grzywce, uśmiechając się przy tym wesoło. 
- Wiesz, jak podnieść mnie na duchu, wiesz? I nie, nie jest to ironia, Chmurko. 
- A ja myślę, że jednak zakładasz coś innego, tato - odparła Shori tonem skorym do żartów i śmiechów, co też przyczyniało się do polepszenia obecnego humoru Naharys'a. Basior wydał z siebie cichy chichot, nie wypuszczał Shori z objęcia, zniżył nieco głowę, aby złożyć ciepły pocałunek między jej uszami.
- Chodź, idziemy do domu, z pewnością jesteś głodna, prawda? 
- Wcale nie, jadłam niedawno pysznego królika. 
Naharys uniósł wysoko brwi, ze zdziwieniem spojrzał na Shori. Wadera z początku nie wiedziała, co powiedzieć, więc z tym samym grymasem przyglądała się przybranemu ojcu. 
- Sininen go upolowała i razem zjedliśmy, to tyle - dodała tłumaczącym tonem. 
- Nie no, nic się nie stało, skarbie - pogładził Shori pieszczotliwie między łopatkami. - Wygląda na to, że większość sarniny przypadnie mi i Ereden'owi. 

*** 
Wieczór wprawił go ostatecznie w przyzwoity humor. Cieszyły go widniejące uśmiechy na pyszczkach córek, które skrycie o czymś rozmawiały. Zapach pieczonej sarniny, której tłuszcz wytapiając się, skapywał w tańczące płomienie, skwiercząc donośnie, to również był powód do polepszenia humoru. Spokój domowej atmosfery był niczym melodia dla uszy basiora. Ostoja, gdzie w spokoju mógł spotkać się z dziećmi, skorzystać z codziennego, wieczornego przywileju i zapytać każdego z osobna, jak minął dzień. Dzisiaj jednak tego nie uczynił, bowiem niepokoiła go czyjaś nieobecność - a tym nieobecnym był Ereden. To już drugi dzień, kiedy śnieżnobiały basior lizał rany w lecznicy, po tym, jak Naharys odkrył dziwne zachowanie u niego. Widok jego oczu prawdopodobnie na stałe zakoduje się w jego pamięci - smolista czerń, ogarniająca całą powierzchnię jego oczu, jedynie zielonozłote pierścienie tęczówek zachowały swój stan. Pod powiekami kreślące się szramy, upodobniające się do naczyń krwionośnych, które wydawały się nabrzmieć i pęknąć w każdej chwili - kiedy tak o tym myślał, samopoczucie sięgnęło bliżej zera, przygnębienie wystąpiło na jego obliczu, co niechybnie zwróciło uwagę jego córek.
- Tato, wszystko w porządku? - zapytała Shori z wyraźną troską, skrzącą w oczach. 
Naharys nie odpowiedział od razu, po prostu wstał i pewnymi krokami usiadł między córkami. Obie przytulił do siebie, nie tracąc z oczu tańczącego nad zwęglonym drewnem ogniem. Dym, niczym gęsta mroczna mgła, ulatniała się ku otworowi w sklepieniu, którego brzegi były czarne od starej sadzy. 
Po dłuższym milczeniu westchnął. 
- Czasami wydaje mi się, że za bardzo wszystkim się przejmuję. Myślicie, skarby moje, że to może być przewrażliwienie? 
- Daj spokój, tato - mruknęła z przekonaniem Shori. - Z Sininen wiemy, że bardzo mocno dajemy Ci w kość - w przerwie między zdaniami, Chmureczka zachichotała wesoło. - Ale wiemy też, że jesteś najlepszy. 
- Tak - dodała cicho Sini, ukrywając jednak coś kreślącego się pod nosem, coś co bardzo rzadko zdarzało się u jego najmłodszej córki. W tamtym momencie, Naharys dostrzegł uśmiech, drobny, ale jednak uśmiech, który okazał się miodem dla jego oczu. Już prawie zapomniał, jak wygląda uśmiech Sininen. Wilki ułożyły się na brzuchu, na przeciwko przyjemnie trzaskającego płomienia, głaszczącego ich policzki rozczulającym ciepłem - kiedy Naharys zamykał oczy, wydawało mu się, że owe ciepło, to słodki dotyk Piny, ukochanej jego sercu. Nigdy nie pogodzi się z jej rozłąką, nigdy nie zabraknie dla niej miejsca w jego pamięci i sercu, bijącym tylko dla niej. Miewał świadomość, że gdzieś czai się w zakamarkach jaskini i obserwuje go bacznie, a powodem tego wszystkiego był, choćby sam fakt, że Sininen i Shori są obok. Sini, będąca owocem ich najgorętszej miłości i Shori, którą przygarnęli jak swoją. ~ Pina, czemu Cię nie ma przy mnie, kiedy jesteś mi tak potrzebna?
Nieustanne myślenie o waderze, którą kochał nad życie, ciężar dzisiejszego dnia i ciepło ogniska sprawiły, że powieki basiora mimowolnie opadały ciężko na dół, ułożył wygodnie brodę na łapach, westchnął przeciągle, zanurzając się w objęcia Morfeusza. Na drugi dzień obudził się w niezbyt dobrym humorze. Po pierwsze, przygnębił go nocny sen, w którym snuł się po pustej, pozbawionej wszelkiego życia polanie, bez celu i sensu. Najpewniej czegoś szukał, ale czego? Pewne rzeczy należy zostawić domysłom. Po drugie, kiedy zerknął przelotnie na schodzące słońce, a wraz z nim ponure chmury - zwiastunki ulewy i niechybnej burzy - wiedział już, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych. Po trzecie, kiedy lekko przygnębiony i zniechęcony dzisiejszym dniem miał wyjść z jaskini, w wejściu zetknął się ze zmartwionym wzrokiem Ereden'a. Zielono złote tęczówki skrzyły się iskrami niepewności, nad intensywnie cieniującymi się sińcami na dolnych powiekach. 
 Przygnębiało go też brak apetytu u syna - siedział nad porządnie upieczonym sarnim udźcem i wpatrywał się w niego tępym wzrokiem, zupełnie jakby postradał rozum od czasu wiadomego zdarzenia. Naharys siedział obok, czekał na jakikolwiek odzew basiora, zastanawiał się o czym teraz może rozmyślać. No i dowiedział się, bowiem Ereden uniósł po chwili głowę znad pieczeni, ze zmarszczonym lekko czołem. 
- Tato, musimy pogadać. 
Naharys nawet nie mrugnął, przyglądał się badawczo synowi. 
- O niczym innym teraz nie marzę, jak wspólna rozmowa - odparł tonem iście spokojnym. 
- Nie będę Ci owijać w bawełnę, zakładam, że spodziewasz się strzałów prosto z mostu. 
- Synu, mów o co chodzi, ogranicz się do stwierdzeń, żadnych eufemizmów i skrytych podtekstów. 
Ereden nabrał głęboko powietrza, aż do granicy pojemności płuc i jednym tchem, powiedział szybko. 
- Ciocia Lonya zbadała mnie i już wie, co mi jest. Okazało się, że jakaś kolejna paskuda przyczepiła się mi do głowy, a konkretnie do mózgu i to dzięki temu czemuś, zachowuję się tak, jak widziałeś. 
- I to tyle? Nie starała się jakoś tego usunąć z ciebie? 
- Gdyby to zrobiła, stałbym się warzywem, rozumiesz? Według niej, mój mózg zaadaptował się do niego, uzależnił się od niego. Gdyby udało się go wyciągnąć go w pierwszym stadium rozwoju, prawdopodobnie nic by mi się nie stało. Więc, ciocia Lonya wpadła na pewien pomysł. 
- Jaki? Stop, zanim mi go przedstawisz, zjedz coś, wyglądasz, jak siedem boleści. 
Ereden jednak spojrzał na pieczone mięso bez jakiegokolwiek wyrazu, z niesmakiem odsunął udziec na bok, po czym nagle wlepił oczy w zwęglone, przygaszone miejsce po wczorajszym ognisku. Naharys wyczekiwał długo na odpowiedź syna, cierpliwie i w milczeniu. 
- Powiedziała, że chciałaby przeprowadzić na mnie kilka badań, poeksperymentować - odparł po chwili milczenia, tonem dość przygnębionym. 
- Nie uważasz, że powinna nieco przystopować? Ledwo wyszedłeś z tego żywy, nie wiemy nic o tym, co siedzi w twojej głowie. 
- I dlatego proszę cię, nie utrudniaj nam tego! - odparł nieco żywiej, jego ton przybrał na mocy. 
- Ja utrudniam?! Ereden, nie rozśmieszaj mnie. Ja cię chcę tylko chronić! - odpowiedział Naharys, prawie krzyknął, spoglądając na syna z wyraźnym napięciem. - Czemu nie jesteś w stanie zrozumieć tak oczywistej rzeczy? 
- Chodzi o to, że ciocia oferuje mi pomoc. Dzięki niej, jestem w stanie przystosować się do tego czegoś, co siedzi mi w głowie i zmniejszyć ryzyko na negatywy. Czy przed tym chcesz mnie chronić, tato? 
Naharys już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz słowa utknęły mu w okolicy gardła, po chwili wydał z siebie już tylko stłumione westchnięcie, wiedząc jednocześnie, że pierwszy raz znalazł się w sytuacji, kiedy nie potrafił wybrnąć z rozmowy zwycięsko. Brakowało mu argumentów. Poza tym, żadne argumenty nie mogły przyćmić troski o życie i zdrowie syna. Nie mógł się wahać, ani sekundę dłużej, miał okazję ratować syna, a kluczem w tym całym bajzlu, była Lonya. 
- Dobrze - zgodził się Naharys, tonem ostro zdecydowanym. - Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? 
- Że będę cię obserwował w trakcie badań i miał wpływ na każdy ich przebieg, jasne?
***
Do lecznicy ciągnęła się drobna grupka wilków, głównie wojownicy, którzy przechodzili okres rehabilitacyjny po urazach, jakich zazwyczaj nabawiali się w trakcie treningu. Naharys widział niejedno zwichnięcie w stawach, niejedno złamanie - a nawet takie, gdzie zaostrzony koniec złamanej kości przebijał się przez skórę, wraz z rozerwaną tętnicą - możecie sobie wyobrazić, jak paskudny to musiał być widok? Naharys odpędził od siebie myśli o rzeczach, których go w tym momencie nie interesowały, spojrzał znowu na kroczącego u jego lewego boku Ereden'a. Wydawał się bardziej zmęczony, niźli przejęty - to chyba dobrze, pomyślał Naharys. Starałem się go wychowywać, wraz z jego siostrami, na odważnego wilka, spoglądającego na wyzwania bez cienia przestrachu. Tak, jak mnie uczyli tego rodzice, tak i ja postanowiłem zakorzenić odwagę w moich dzieciach - Naharys uśmiechnął się wewnątrz siebie, ale na wierzchu, jego usta były zastygnięte w poważnym grymasie. 
- Ciężka noc? - przywitała go siostra, kiedy wraz z grupką pacjentów wkroczył do przedsionka jaskini, wypełnionego woniami, tak bardzo dobrze mu znanymi, że zmarszczył z niesmakiem nos. Ereden bez słów stanął obok ojca, uśmiechem i lekkim kiwnięciem głowy przywitał się z Lonyą, nie ukrywając przy tym wyraźnego szczęścia w merdającym raźno ogonie. 
- Powiedzmy. Jak młody? 
- Całkiem dobrze. Jest młody i silny, także szybko wraca do normy - Lonya, podobnie, jak on, nie wyglądała zbyt dobrze - pewnie dlatego, że całą noc musiała zajmować się lecznicą. Powinna się chociaż przespać ~ mruknął w myślach Naharys. Jednak nim do tego dojdzie, muszę z tobą pogadać, siostro. Ruszył za waderą, z Ereden'em przy swoim boku, do oddzielnej komnaty, gdzie Lonya przydzieliła ją specjalnie Ereden'owi, aby mogła w spokoju pracować nad jego przypadłością. Musi być na to gotowy, że owa przypadłość może okazać się kompletną puszką Pandory. Nauczony jestem, aby bez względu na wszystko, być gotowym na takowe sytuacje, dzięki rodzicom. Lonya wpierw, przed planowanymi badaniami, postanowiła wspomóc swoją uroczą współpracownicę, jednocześnie wadera nie spuszczała oczu z młodego basiora. Itami także kręciła się koło nich, co jakiś czas pytając się, czy Naharys'owi bądź Ereden'owi czegoś nie trzeba, ku jej zaskoczeniu, młody basior poprosił o wodę. 
Kiedy w końcu cała trójka została sama, biały wilk zwrócił się do swojej siostry, nie miał zbyt wesołego oblicza, oczy natomiast ze spokojem lustrowały jej bursztynową barwę. 
- Możemy porozmawiać? - rzucił po chwili, przerywając ciszę. 
Wadera bez żadnego wyrazu, kiwnęła głową, skinięciem pyska wskazała na wyjście z jaskini, dając basiorowi do zrozumienia, że powinni porozmawiać w sześć oczu. Bezdyskusyjnie. Szkopuł był jednak taki, że z powodu niepewności - tak rzadko spotykanej u basiora! - nie wiedział sam, jak zacząć rozmowę, czuł na sobie uważne spojrzenia siostry i syna. Z całego serca dziękował siostrze, że nie ponaglała go, cierpliwie dawała mu czas na ułożenie sobie w głowie parę ważnych spraw. Westchnął w końcu, unosząc wysoko głowę. Zdobył się nawet na drobny uśmiech.
- Ereden opowiedział mi o wszystkim. Jesteś pewna, że to będzie bezpieczne? 
- Nie mogę tego zagwarantować, to będą badania, mające na celu sprawdzenia granic, których Ereden nie będzie mógł przekraczać, a przy odpowiednich warunkach, poszerzyć je. Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie. Ani dla mnie, ani dla ciebie, a tym bardziej dla młodego, ale jeśli się boisz, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, które dadzą ci powód do krzyknięcia "Stop", jeśli zobaczysz w tym, choćby cień negatywów, które zagrożą życiu i zdrowiu Ereden'a, w każdym momencie możemy to przerwać. 
- Nie, nie... nie o to chodzi. Jeśli to ma mu pomóc, badaj go i eksperymentujcie, ale jedno chcę usłyszeć od ciebie. Zgodzisz się, abym miał wpływ na przebieg badań? 
- Jak już mówiłam, jedno twoje słowo, a przerwiemy badania. 
Ereden stał tylko i słuchał, z każdym wysłuchanym tekstem, basior przyjmował coraz to bardziej zbuntowany wyraz twarzy. Zdecydowanie wściekał się, że dwójka dorosłych w rozmowie otwarcie pomijają jego udział w badaniach, znów dopadło go przeświadczenie, że na nowo traktowano go, jak szczeniaka, bez prawa głosu. W końcu nabrał ze świstem powietrze przez nos i warknął. 
- Hej, a może mnie zapytajcie o zdanie, co ja o tym wszystkim myślę? 
- Ereden, przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj wieczorem - odparła opanowana Lonya. 
- Wiem, ale ja też chcę mieć w tym jakieś słowo. Jeśli i ja poczuję się pozbawiony sił, jeśli te całe badania przerosną mnie, ja też chcę mieć prawo głosu! 
- Dobrze, Ereden, będziesz go mieć - odparł ze spokojem Naharys, wiedział bowiem, że w tym momencie, Ereden może okazać się tykającą bombą zegarową, która przy najmniejszym wstrząsie, może wybuchnąć. Za bardzo kierujesz się emocjami, synu. Nie to chciałem w tobie zakorzenić, gniew cię kiedyś zgubi. Zniszczy

<Lonya?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2062
Ilość zdobytych PD: 1031 + 20% (236 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 2076 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz