Mrok. Ciemność i niepokojąca cisza. To właśnie towarzyszyło szarej waderze w obecnej chwili. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ani jak dokładniej się tu znalazła. Rozglądała się na boki, jakby chcąc dostrzec cokolwiek innego, niż ta ponura ciemność. Postanowiła, że ruszy przed siebie. Może coś napotka na swej drodze? Pozostanie w miejscu, z pewnością nie przyniosłoby żadnych rezultatów. Łapy stawiała wolno i niepewnie. Nie wyczuwała nikogo w pobliżu, więc obawiała się niebezpieczeństwa. To może być coś, czego nie da się wyczuć. Im dalej kroczyła, tym wyraźniejszy stawał się obraz, który zaczął ujawniać się w pewnym momencie wędrówki. Na początku pojawiała się szara ścieżka, w postaci piaszczystej drogi. Kolejno ujawniały się drzewa i krzewy. Jednak różniły się od tych, które rosły na terenach jej ukochanej watahy. Były mroczniejsze i jakby w pewnym stopniu pozbawione... życia. Renesmee nie mogła tego pojąć. W jakim miejscu się znajdowała? W końcu mogła rozpoznać, gdzie mniej więcej przebywała. Był to z pewnością las, mroczny i tajemniczy. Cisza zdawała się kryć w sobie coś niepokojącego, lecz co? Renesmee wciąż kroczyła na przód. Nowe głosy zdawały się rozpoczynać wędrówkę wraz z nią. Mogła rozpoznać coś na wzór charczenia, szeptów, jęków, a także cichych krzyków. Zaczęła martwić się tym, gdzie jest i tym czy wyjdzie z tego cało. W końcu stanęła i rozejrzała się wkoło. Znalazła się jakby na polanie. Wciąż była całkiem sama, lecz owo uczucie zniknęło, gdy do jej uszu dobiegły szepty, które zdawały się ją wołać po imieniu. Łapy zadrżały, a poczucie strachu się nasiliło.
~ Renesmee
Wadera zaczęła energicznie się rozglądać. Strach narastał, a ona nie wiedziała, co może zrobić w tej chwili. Głos nie przypominał żadnego, jaki znała.
~ Renesmee
Tym razem głos jakby uderzył w nią, a w głowie narodził się silny ból. Zmusił ją do pochylenia się i zamknięcia oczu. Z jej pyska wydobył się niemy krzyk, gdy poczuła, jakby coś rozrywało jej grzbiet.
~ Renesmee, już czas.
Te słowa sprawiły, że przez jej ciało przeszły dreszcze. Po chwili otworzyła oczy. Znajdowała się przed ogromną skałą, która splamiona była krwią. Jej mroczna aura zdawała się przygniatać umysł. Rene dostrzegła łańcuchy, które zwisały swobodnie z jednej ze ścian skały. Po chwili na skale stanęła postać. Wielka, potężna, z wyglądu podobna do wilka. Ogromne pazury, z których skapywała czarna maź. Puste oczodoły z podobną cieczą i kły, niezwykle ostre, gotowe ciąć skały jak masło. Rene zlękła się i cofnęła.
- O co chodzi?! - pomyślała z przerażeniem. Ów wilk wyczuł jej ruch i spojrzał w dół swoimi, pustymi oczodołami. Kilka kropel czarnej mazi spadło pod jej łapy. Potwór zeskoczył ze skały i stanął przed przerażoną alfą.
~ Idę po was ~ usłyszała przerażające warknięcie, które wydał w jej kierunku. Otworzył paszczę szeroko w geście ohydnego uśmiechu, a następnie rzucił się do gardła Renesmee.
Wadera zbudziła się gwałtownie z tego okropnego koszmaru. Ciężko dysząc, rozglądała się na boki, nie mogąc uwierzyć, że jednak to wszystko było tylko marą senną. Była sama w jaskini, a za wyjściem panowała noc. Wstała, lecz jej drżące łapy nie były w stanie unieść ciężaru jej ciała. Upadła z cichym piskiem. Wciąż nie mogła otrząsnąć się po śnie.
- To... nie był zwykły sen. - powiedziała z trudem. Spojrzała na wyjście z jaskini. Wiedziała, że musi udać się do kogokolwiek i powiedzieć o wszystkim. Nie. Nie mogła tego powiedzieć komukolwiek. Musiała odnaleźć Atrehu i powiedzieć mu o tym. Wstała, lecz znów ledwo trzymała się na łapach. Opuściła skrzydła i starała się o nie opierać. W ten sposób udało jej się dotrzeć do wyjścia. Tam ponownie musiała się zatrzymać. Nie upadła, lecz stała na drżących łapach.
- Co mi się stało? - pomyślała. Wtem tuż przed nią wylądował Niko.
- Renesmee? Co się stało, dlaczego nie śpisz? - spytał, a gdy przyjrzał się jej uważniej, niepokój wkradł się na jego pyszczek. - Wszystko w porządku?
-To nic takiego Niko. - odparła cicho z lekkim trudem.
- Rene nie staraj się mnie uspokoić w taki sposób. Powiedz, co się stało. Jesteś osłabiona. - zauważył. Remesmee wahała się, czy powinna wyjawić Niko, co się stało. Samiec wciąż stał przed nią z wyczekiwaniem. Westchnęła. Nie mogła obciążyć go takimi wieściami. Przecież był jeszcze taki młody. Może i dorosły, lecz w jej oczach? To wciąż mały i zagubiony szczeniak, którego przygarnęła i otuliła troską. Alfa wiedziała, że powinna przestać tak go postrzegać, lecz jak ma to uczynić? Los obdarował ją nim, gdy był mały i bezbronny. To u jej boku dorastał, stawał się silniejszy i poznawał wszystko, co nowe w świecie. Dzięki temu poczuła, co oznacza matczyna odpowiedzialność. Przez całe swe życie nie spotkała basiora, który pragnąłby związać się z nią na stałe. Był jeden, który skradł jej serce, choć nigdy się do tego nie przyznała. Jednak odszedł, a żaden inny nie wykazywał wobec niej zainteresowania. Dlatego niedane było jej także posiadanie potomka. Tymczasem los zaskoczył ją i obdarował szczenięciem. Gdy tylko powraca wspomnieniami do tamtej chwili, łzy same stają w oczach.
- To był po prostu koszmar Niko. Zły sen. - zapewniła go z lekkim uśmiechem. Basior uważnie spoglądał w jej ślepia. Dopatrywał się w nich kłamstwa, a gdy nie odnalazł go, skinął lekko głową.
- Rozumiem, ale czemu chciałaś opuścić jaskinię w takim stanie? - przechylił głowę na bok, a Rene westchnęła cicho. Musiała coś wymyślić, by syn puścił ją do Bety.
- Chciałam spotkać się z Atrehu.
- O tej porze? - zdziwił się samiec.
- Tak. Muszę z nim o czymś pilnie porozmawiać. - odparła.
- O czym? To na pewno nie może zaczekać do rana? Jestem pewien, że Atrehu śpi i nabiera sił na jutrzejszy dzień.
- Nie pomyślałam o tym. - szepnęła sama do siebie, lecz na tyle głośno, że Niko usłyszał jej słowa.
- Zmykaj do środka i się prześpij. W razie potrzeby będę patrolował pobliskie okolice. Wyślij mi znak, a przybędę najszybciej jak to możliwe. - wypowiadając te słowa, był niezwykle poważny i pewny ich. Renesmee wiedziała, że głupstwem byłaby próba sprzeciwu. Dlatego skinęła głową na zgodę i odwróciła się w kierunku wejścia.
- Dobrze, w takim razie dobranoc. - odparła.
- Dobranoc mamo. Nie próbuj, żadnych sztuczek, ponieważ będę cię mieć na oku. - odparł z powagą Niko. Po chwili uśmiechnął się i odleciał. Rene natomiast wolnym krokiem wróciła do siebie, lekko kręcąc z rozbawieniem głową. Opadła na łoże i zaniepokojona rozmyślała nad swoim snem. Może to było ostrzeżenie? Ale przed czym? Tym dziwnym stworem, który w śnie rzucił się jej do gardła? Wiedziała, że musi szybko dotrzeć do tego, o co tak naprawdę chodzi. By nie tylko wataha, ale i jej członkowie byli bezpieczni.
Gdy zasnęła, jedyne co widziała we śnie to źródło światła, które oślepiało blaskiem. Zdawało się, że ów źródło wciąż nawoływało alfę po jej imieniu. Renesmee nie mogła we śnie czynić czegokolwiek. Jedynie spoglądać w ten oślepiający blask.
Zbudziła się z rana. Czuła, że jej ciało było niezwykle ciężkie i trudne do uniesienia przez łapy. Szok po koszmarze wciąż pozostał? Nie znikł przez resztę nocy? Wadera czuła niepokój. Po krótkim leżeniu postanowiła wstać. Musiała pilnie upewnić się, czy pewne miejsce jest bezpieczne. Wolnym krokiem doszła do wyjścia z jaskini. Wiatr delikatnie rozwiewał jej futro i ognistą grzywkę. Samica wolno rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Leciała powoli, a jej każde pióro mogło poczuć, jak unosi się na wietrze, który pchał ją lekko. Rene przymknęła oczy. Dawno nie latała w skupieniu. Zapomniała jak to jest oddać się tej chwili. Zapomnieć, choć na chwilę o wszystkim i oddać się lotu. Chwila nie była jednak długa. Już po chwili części mrocznego lasu zaczęły ukazywać się jej oczom. Wylądowała nieopodal granicy. Cichym krokiem zaczęła zbliżać się do kresów lasów. Zatrzymała się, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk łamiących się pod ciężarem gałęzi. Skryła się w pobliskich krzakach i modliła się o to, by wiatr nie zmieniał kierunku na dla niej niesprzyjającego. Obserwowała otoczenie. Hałas wciąż można było usłyszeć, a po chwili znikł gwałtownie. Renesmee to zaniepokoiło. Bogom dzięki, że czekała jeszcze chwilę w krzakach. Tuż przed nią po krótkiej chwili stanął dziwny stwór. Niby podobny do wilka, lecz jego łapy były powyginane w nienaturalny sposób. Z pyska kapała czarna jak smoła ciecz, a ślepia spowite mgłą. Renesmee od razu przypomniał się jej koszmar. Ten potwór... Monstrum przed nią schyliło się, wydając dziwne głosy podobne do warczenia. Wyglądało, jakby sprawdzało wonie unoszące się w powietrzu. Po chwili alfa dostrzegła coś przerażającego. Bestia stała swobodnie na terenach Watahy Renaissance. Ziemia pod jej łapami powoli umierała, co było znakiem ostrzegawczym dla samicy. Po chwili alfa chciała się w ciszy wycofać, lecz na jej nieszczęście, nadepnęła na gałąź. Trzask rozniósł się, a zmora natychmiast zwróciła się w kierunku krzaków, w których skrywała się alfa. Serce stanęło w gardle, a ciało sparaliżował strach. Rene błagała bogów o ratunek, gdy potwór powoli zbliżał się do niej. Gdy był już niebywale blisko, coś w głębi lasu Forêt Ombragée zawyło. Przez grzbiet Renesmee przeszły ciarki. Wycie było naprawdę przerażające i tylko w małym stopniu podobne do wilczego.
- Co tu się dzieje do cholery? Czemu te dziwne stwory przechodzą na granice Watahy Renaissance? - Renesmee nie mogła tego pojąć. Cóż zezwoliło im na taki ruch?
Gdy owo wycie się rozniosło po lesie i jego granicach, stwór zmierzający do niej zatrzymał się i stanął w miejscu. Spojrzał w kierunku Forêt Ombragée i pobiegł w stronę jego centrum. Dopiero po chwili alfa była w stanie upewnić się, że wszystko w porządku. Następnie natychmiast zniknęła z krzaków, a także z granicy. Tym razem jej lot nie był tak spokojny, a chaotyczny. Przypominał wyścig z niewidocznym przeciwnikiem. Wróciła do siebie. Cała zdyszana i osłabiona wchodziła do środka. Nie zważyła na to, że jej syn już zakończył dawno patrol i przebywa w jaskini, nabierając sił na noc.
- Renesmee? Wszystko w porządku? - spytał, wstając z rogu, gdzie zawsze spoczywał podczas odpoczynku. Alfa nie odpowiedziała. Musiała najpierw poukładać sobie wszystko w głowie.
- Renesmee? - Niko zbliżył się do niej i stanął przed nią. Podniosła głowę do góry i spojrzała w jego fioletowe ślepia, które wyrażały niepokój.
- Wszystko w porządku. - starała się go zapewnić.
- Proszę, nie zaczynaj znów wpajać mi, że nic się nie dzieje. Nie jestem już szczeniakiem. Zrozumiem wszystko. - odparł stanowczo, lecz ona nie chciała mu jeszcze o tym mówić. Musiała pilnie spotkać się z Atrehu. Tak, musiała mu powiedzieć o wszystkim i ustalić, co należy zrobić.
- Muszę iść. - powiedziała stanowczo i spojrzała z przekonaniem w jego ślepia. - Ty masz zostać.
- Ale mamo. - zaczął, a ona westchnęła.
- Nie. - przerwała mu stanowczo. - Jako alfa nakazuję, byś pozostał w jaskini. - odparła. Niko spuścił wzrok. Nie znosiła, gdy to czynił. Zawsze ulegała mu i zmieniała zdanie, lecz nie tym razem. To sytuacja wyższej wagi. Skierowała się do wyjścia i po chwili przystanęła. Spojrzała na samca, który spoglądał w jej kierunku.
- To dla twojego dobra. - powiedziała już łagodnym tonem i po chwili wzbiła się ponownie w powietrze. Wylądowała w lesie. Złożyła swoje skrzydła i zaczęła rozglądać się na boki.
- Atrehu, błagam bądź w pobliżu. - szepnęła sama do siebie. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Miała dziwne wrażenie, że coś wciąż na nią patrzy i ją śledzi. To było naprawdę niepokojące uczucie. Przez nie Rene potknęła się i upadła. Cichy pisk wydobył się z jej pyska. Wstała cicho, stękając z bólu.
- Wszystko w porządku Renesmee? Jesteś cała? - Rene słysząc ten głos, błyskawicznie zwróciła się w kierunku właściciela, którym okazał się poszukiwany Atrehu.
- Bogom dzięki, że cię znalazłam! - zawołała z ulgą. Samiec zdziwiony spoglądał na nią.
- Można tak powiedzieć, choć prędzej to ja znalazłem ciebie. - odparł z uśmiechem.
- Wiem, że teraz patrolujesz, ale musimy pilnie porozmawiać. To naprawdę ważne. - rzekła z pośpiechem. Samiec zrozumiał, że sytuacja musi być poważna. Zgodził się zejść z patrolu i razem z nią udał się w miejsce, gdzie będzie zdecydowanie mniejsza ilość członków watahy. Zatrzymali się nieopodal niewielkiej i zapomnianej polanki. Była to idealna przestrzeń do ich rozmowy. Zasiedli obok siebie. Rene przez moment spoglądała w punkt przed sobą. Zastanawiała się, jak powinna zacząć ten temat.
- Więc o co chodzi Rene? To z pewnością coś pilnego.
- Wiesz, jakie tereny są zakazane do odwiedzania, prawda? - spytała, patrząc na niego.
- No tak i co w związku z tym?
- Ten przeklęty las Forêt Ombragée.
- Coś z nim nie tak, prawda?
- To miejsce śniło mi się tej nocy, a raczej było miejscem odbywania się mojego koszmaru. Tam dzieje się coś naprawdę niepokojącego. Widziałam dziś jak jedno z tych potwornych stworzeń, które jakimś cudem są w stanie tam żyć, przekracza granice naszych lasów. Pod jego łapami nasze ziemie umierają.
- Widziałaś to na własne oczy?
- Po tym koszmarze musiałam się upewnić czy wszystko w porządku.
- Jeśli mam być z tobą szczery, to ostatnio też zauważyłem coś dziwnego. To przeklęte miejsce zdaje się czasem na moment zanikać. Chodzi o tę mroczną aurę, która zawsze z niego bije. Czasem zdarza się, że to miejsce jakby... woła do siebie. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że coś tam się skrywa, chowa i bawi się mną. Gdy patrzyłem w głąb, las wołał mnie do siebie, a ja nie potrafiłem się ruszyć. - Rene uważnie słuchała samca. Analizowała jego słowa i zrozumiała, że coś naprawdę szykuje się w głębi tej mrocznej puszczy.
- Musimy pozostać czujni. Nie możemy ukazać, że coś nas niepokoi i lęka. Wtedy las to wyczuje, a raczej to, co w nim siedzi.
- To, co w nim siedzi? Mam wrażenie, że nie chodzi ci jedynie o te mroczne istoty.
- Masz rację. W koszmarze widziałam jeszcze jedno monstrum. Było zdecydowanie większe i silniejsze od reszty. Coś na wzór alfy. - powiedziała i westchnęła cicho. - Bogowie tylko wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Niech mają nas w opiece, bo to, co tam się kryje, z pewnością nie ma dobrych zamiarów.
- Szkoda, bo liczyłem na wspólną herbatkę. - zaśmiał się basior. Renesmee także zaśmiała się krótko i spojrzała na Betę.
- Może następnym razem się uda. Teraz musimy wymyślić plan działania. Musimy coś zrobić, jakoś zabezpieczyć watahę, lecz tak, by wróg tego nie wyczuł.
- Może inne rozstawienie patroli? - zaproponował, a samica zastanowiła się nad tym.
- Możemy to rozważyć. - powiedziała i westchnęła cicho. - Przyznam ci się do czegoś Atrehu. Boję się. I to naprawdę mocno. Ledwo potrafię ustać na równych łapach. Martwię się o naszą przyszłość, nasz dom. To, co czyha w tym lesie, jest nieznane i może nieobliczalne? Zagraża wszystkiemu, co kochamy i jest nam bliskie. A ja nie mam pojęcia, jak należy działać. Jaką przyjąć taktykę. To naprawdę ciąży na duszy i sumieniu. Umysł przez strach nie myśli trzeźwo, gdzie jest naprawdę potrzebny. - Rene spojrzała w niebo i zamilkła. To naprawdę mieszało jej w głowie. Powinna być silna, lecz ten uciążliwy strach uniemożliwiał jej to. To było naprawdę irytujące.
- Każdy ma swoje obawy. Jeśli chodzi o zagrożenie dla watahy, to rozumiem cię w stu procentach. - odparł. Renesmee westchnęła i spojrzała w niebo.
- Oby ten strach nie zachwiał działań dla dobra naszego i innych.
- Pewien jestem, że coś uda nam się zdziałać i wszystko wróci do dobrego stanu rzeczy.
- Umiesz podnieść na duchu. - zaśmiała się i spojrzała na niego. Atrehu uśmiechał się wesoło.
- Takie me zadanie. Pamiętaj pozytywne myślenie i pozytywna energia. Na tym trzeba się skupić.
- Będę o tym pamiętać. - powiedziała z uśmiechem. Chwile siedzieli w ciszy. Renesmee pogrążyła się w rozmyślaniach.
~ On się zbliża. - rozległ się ten sam tajemniczy głos, który nawiedzał Rene w śnie. Samica rozejrzała się pośpiesznie. Nic jednak nie dostrzegła. Zauważyła jednak, że Atrehu także zdawał się rozglądać.
- Również to słyszałeś? - spytała.
- Czyli ty również. - odparł.
- Ten głos odzywał się w moim śnie. Nawoływał po imieniu. - przerwała na chwilę. Westchnęła i spojrzała prosto w oczy Atrehu. - To naprawdę coś dziwnego. Ty również słyszysz ten głos.
- Racja. Zastanawiam się, o co mu chodziło. Jaki "on" się zbliża? Kto?
- To na pewno coś z tym mrocznym lasem. Ale skąd mamy dowiedzieć się więcej? Jeżeli tam wejdziemy, możemy zginąć. Nikt nie wie, co tak naprawdę się tam kryje.
- Nie chciałbym zginąć, zaledwie próbując się dowiedzieć, co może mnie zabić.
- Wolisz poledz w walce? - spytała z lekkim uśmiechem.
- Zdecydowanie. - odparł z uśmiechem.
~ On nabiera sił. Zbliża się kres pokoju. Krew zaleje te tereny. Cierpienie i śmierć zapanują wśród istot. Jeśli on powróci, zginie świat. - Renesmee lekko się skuliła. Zlękła się przekazu i mocno się nim zaniepokoiła.
- To na pewno nie są żarty. - wtrącił Atrehu.
- Tak, masz rację. - odparła. Po chwili ogarnęła wszelkie myśli i uderzyła stanowczo łapą o ziemię. Była alfą, a jej zadaniem była ochrona watahy. Nie mogła dać się zastraszyć w żaden sposób.
- Musimy działać. Im szybciej, tym lepiej. Jednak trzeba pamiętać także o dyskrecji. Może ten dziwny ktoś z lasu nie wie o tym, że my wiemy o nim. Trzeba to wykorzystać.
- Trzeba też uważać na członków watahy. Na razie lepiej nie wszczynać paniki.
- Masz rację. Muszę dobrze się zastanowić nad następnymi krokami. Wszystko, co teraz podejmiemy, może zaważyć o losach naszej przyszłości.
- Jestem przekonany, że podejmiesz słuszne decyzje.
- Dziękuję Atrehu. - powiedziała z uśmiechem i spojrzała na niego z wdzięcznością. Zdecydowanie potrzebowała rozmowy i tego, by ktoś wysłuchał jej obaw. Wiedziała, że może polegać na swoim Becie. W końcu nie bez powodu mianowała Atrehu betą. Teraz los przekonywał ją w tym, że to był słuszny wybór. Po jeszcze krótkiej rozmowie Renesmee postanowiła wrócić do siebie, by Niko nie obawiał się, że jej nie ma. Poprosiła Atrehu, by spotkali się następnego dnia, by znów przedyskutować plan działania.
Wadera spokojnym krokiem zmierzała ku jaskini. Nie śpieszyła się, gdyż najlepiej myślało jej się właśnie podczas wędrówki.
- Co powinnam zrobić? Myślę, że to, co udało nam się ustalić do tej pory, powinno wystarczyć, ale przecież na pewno inni zaczną coś podejrzewać. Tak... Trzeba szybko uporać się z problemem. - pogrążona w tych myślach, weszła do jaskini. Nie zauważyła, że brązowy samiec spogląda na nią z pewnym żalem. Usadowiła się na swoim legowisku i wzdychając cicho, patrzyła w nieokreślony punkt przed nią.
- Renesmee? - głos Niko sprawił, że spojrzała na niego.
- O co chodzi?
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytał z wyczekiwaniem. Rene wiedziała, o co chodzi. Jednak na razie nie chciała nikomu mówić o tym, co się szykuje. Należało zachować czujność, ale i spokój. Nie mogli poddać się chaosowi, który z pewnością ogarnąłby członków watahy.
- Wybacz kochanie, ale to sprawa między mną i Atrehu.
- Od kiedy jesteś z nim aż tak blisko? - spytał młody samiec z pretensją.
- To nie tak Niko. Atrehu jest moim Betą. Muszę konsultować z nim pewne kwestie dotyczące watahy.
- A co ze mną? - spytał, spuszczając wzrok. Renesmee uśmiechnęła się delikatnie i wstała. Następnie podeszła do Niko, który siedział w swoim koncie. Położyła mu głowę na karku i wtuliła się w jego puszystą sierść.
- Jesteś dla mnie najważniejszy. Pragnę zapewnić ci bezpieczeństwo i to, co najlepsze. Kocham cię mój synku i nic tego nie zmieni. Nie myśl już o mnie i o Atrehu. To nic ważnego.
Atrehu?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3050
Ilość zdobytych PD: 1525 + 15% (229 PD)
Obecny stan: 1754 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz