- Będę zaszczycona, jeśli zechcesz zostać moim nauczycielem. - Powiedziała z miłym, przyjemnym wręcz dla oka uśmiechem, lecz basior wyraźnie uniósł brwi ze zdziwienia na dźwięk słowa "nauczyciel". Naharys nie był żadnym nauczycielem... co najwyżej trenerem walki, gdyż tylko na tym najbardziej się wyznawał. Na prawdziwej, mądrej walce, polegającej na kontroli emocji i zdobyciu, jak największej przewagi nad przeciwnikiem. Co prawda, mógłby nauczyć ją walczyć, lecz ze względu na jej obrany życiowy kierunek, musiałby rozplanować specjalny trening.
- Nie mam pewności czy sobie poradzę w treningu, ale chciałabym spróbować, przynajmniej nie będę żałować, że nie próbowałam dążyć do spełnienia swoich marzeń - Naharys musiał przyznać, że nie brakowało waderze pewności siebie - szczerze powiedziawszy, mógł podejrzewać u wadery nadmiar pewności, co też nie do końca było dobre. Mogłoby to oznaczać, że w trakcie prawdziwego życia posłańca, zbyteczny nadmiar zuchwałości, mógłby położyć na szali powodzenie Belief. Często wtedy zapominamy o ostrożności, poddajemy się z łatwością przeszkodom, rzucanym nam pod nogi przez los i przeciwników. ~ Przypomniał sobie słowa swojego ojca, który bądź co bądź, wiedział, co mówi. Generałem nie zostawało się dzięki pięknym oczom i wpływowemu wdziękowi. Doświadczenie, wiedza i umiejętności - to czyni z nas mistrzów!
- Chciałbym Ci coś powiedzieć. Nie jestem tu niczyim nauczycielem. Nikogo tu nie oceniam, ani nie krytykuję. Jestem tutaj po prostu, aby trenować przyszłych wojowników i tych, którzy tego potrzebują, aby nie wypaść z formy. Nikogo tutaj nie egzaminuję ani nie poddaję próbom. Robię wszystko, co mogę, aby wskazać właściwą drogę poprzez rady, które wpoił we mnie mój tato. Nie poprzez nudne druczki, wypisane w podręcznikach. A co do treningów, nie przejmuj się nimi. Każdy kto zaczynał, odczuwał pewne hmm... wątpliwości. Trzeba próbować, niż później, jak to ujęłaś, żałować, że się nie spróbowało. Zobaczysz, będzie dobrze. Oho, koniec przerwy. Chodź ze mną, moja droga.
Z tymi słowy, zachęcająco szturchnął waderę swym ogonem w jej lewy bok, na co Belief zareagowała lekkim zaskoczeniem, ale też niemałym podnieceniem na myśl, że w tym momencie rozpocznie się jej pierwszy trening - tak przynajmniej Naharys wyczytał z twarzy wadery. Nie raz dziękował bogom za dar czytania z czyichś twarzy, jak z rozwiniętego pergaminu. Dobrze, więc, sprawdzę co z ciebie za ziółko, oj sprawdzę, ale najpierw odkryj przede mną, jak szybka jesteś myszką ~ uśmiechnął się wraz z tymi myślami, kiedy prowadząc waderę na poligon, spostrzegł wysokie drzewo, dość pokaźne jak na sędziwego dęba przystało.
- No dobrze, moja droga, zatem... - zrobił pauzę i spojrzał na zawodników. - pokażesz mi, jak szybko biegasz no i jaką masz wytrzymałość. Pobiegniesz, najszybciej jak umiesz, do tego drzewa, co rośnie opodal przed nami. Nie możesz wahać się, ani chwili w trakcie biegu, biegnij jakby zależało od tego twoje życie, jasne? Wyśmienicie! - poszerzył swój uśmiech, ukazując przy tym swoje zęby, gdy wadera przytaknęła mu, wyraźnie nabuzowana adrenaliną i chęciami. Zanim jednak wadera przystąpiła do zaprezentowania swych umiejętności i wytrzymałości w biegu, postanowiła urządzić sobie małą rozgrzewkę - zaczęła od rozciągania mięśni ud i kręgosłupa, rytmicznymi i szybkimi ruchami obrotowymi, rozgrzewała nadgarstki. Naharys dosłownie widział, jak determinacja wylewała się z Bel, z każdym wykonanym ruchem, gracja nie opuszczała jej, ani na jotę - jak na prawdziwą wojowniczkę przystało, jakie miał zaszczyt spotykać tylko w swojej rodzinnej watasze. Czyżby wadera miała w sobie coś z północy? Nie omieszka zapytać ją w wolnej chwili. Wadera trzasnęła jeszcze pod koniec w kręgach szyjnych, westchnęła raźno, przykucając na linii startu z lekko uniesionym zadem.
- Start! - zawołał Naharys, a tym samym wydawać by się mogło, że koło niego przeleciała mknąca strzała, nie ta zgrabna, miło uśmiechnięta biała wadera. Naharys musiał przyznać przed samym sobą, że Belief potrafiła biec, szybko jak ten zając, zwrotnie niczym pędzący gepard - udowodniła to dość pokaźnie, spektakularnie, kiedy dotarła do swego celu - Belief wiedziała bowiem, jak wykorzystywać sprawność swego ciała. Kiedy dobiegła, zadziwiająco i wręcz z lekkością zarzuciła całym ciałem w sposób taki, że ugięła kolana, wpadając w poślizg i wyrzucając przy tym tuman kurzu. W mgnieniu oka była zwrócona w jego stronę i pędziła, ile sił w łapach - zupełnie tak, jak jej polecił - jakby od szybkiej wygranej zależało jej życie. Zatrzymawszy się w pędzie, zaszorowała łapami po trawiastej ziemi, dysząc przy tym głośno i długo - lecz uśmiech nadal nie zmazywał się jej z pyska. I z równie pięknym uśmiechem przyglądała się basiorowi, jakby na coś czekała.
Zdołała udowodnić przed nim, że nie boi się pędzić z wiatrem w sierści, potrafiła uwolnić z siebie galopującego rumaka, a jej spięte, spragnione dalszej pracy mięśnie były tego dowodem. Jednakże, to nie był koniec, a zaledwie początkiem startu. To, co Naharys przydzielił Belief, było zaledwie rozgrzewką przed poważnym, bardziej wyczerpującym treningiem. Wadera odezwała się w końcu z napięciem w głosie, jakby drażniła ją otaczająca zewsząd cisza - przerywana jedynie odgłosami trenujących wilków nieopodal.
- Naharysie? Czy według Ciebie, mam jakąś szansę? Choćby maleńką? -Wlepiła pytające i zestresowane spojrzenie w samca. Z początku Naharys uniósł lekko prawą brew, potem zaśmiał się głośno, jakby przed chwilą Belief uraczyła go bardzo dobrym żartem. Przestał, kiedy spostrzegł zakłopotanie i zmieszanie na twarzy wadery. Ugryzł się w wargę, podrapał się nerwowo za uchem, po czym rzekł.
- Wybacz, moje zachowanie było szczeniackie. To była tylko rozgrzewka. Prawdziwy trening dopiero przed tobą. Dzięki temu dowiem się, czy nadajesz się na posłańca, moja droga. Sprawa jest prosta. Wiem już z kim mam do czynienia. I powiem Ci szczerze, że rzadko który wilk potrafi uwolnić z siebie wszystkie swoje siły w biegu, a to już duży postęp. Kolejny trening będzie mieć na celu sprawdzenia, jak radzisz sobie w sytuacjach stresowych, gdzie wymaga się od ciebie zachowania zimnej krwi - jeśli w prawdziwym życiu posłańca, pozwolisz sobie na chwilę paniki, możesz być pewna, że ta chwila będzie twoją ostatnią.
Wadera kiwnęła głową, uśmiech nie znikał jej z pyska, a po błysku w jej oczach, Naharys stwierdził, że Belief potrafi uważnie skupić się na rozmówcy, aczkolwiek basior wyczuł lekkie napięcie. ~ Cholera, muszę rozsądnie dobierać słowa. Nie mogę nawijać, co mi ślina na język przyniesie, bo mi się dziewczyna zrazi. Hmmm...
- Kiedy wydam Ci komendę "Uciekaj" biegnij najszybciej, jak umiesz. Przed siebie. Natomiast moim zadaniem będzie, jak najszybsze przechwycenie cię. W tej zabawie wszystkie sztuczki są dozwolone - w prawdziwym życiu, nie będzie czasu ani miejsca na kompromisy czy zasady. Wtedy stawką jest twoje życie i informacje, jakie w sobie trzymasz. Nie daj się mi złapać, wykorzystaj elementy otoczenia, użyj wszystkich swoich silnych stron, jeśli tylko pomogą Ci przeżyć spotkanie.
- Jestem gotowa - oznajmiła zdecydowana Belief, przystając w punkcie, gdzie wcześniej była linia startu. Jej rozgrzewki stawały się coraz intensywniejsze, śmiałość zaś błyszczała w jej oczach, aczkolwiek basior wyczuwał niespokojne oddechy wadery, jakby się czymś stresowała...
I nie dziwił się jej... sam byłby przerażony, gdyby ktoś mu tak obrazowo i jakże prawdziwie przedstawił realia z życia posłańca. Praca bardzo szanowana i chwalebna, lecz jednocześnie odpowiedzialna i niebezpieczna. W obliczu realizmu, nie można pozwolić sobie na koloryzowanie, że życie w ciągłym ruchu, polegające na pilnowaniu własnego gardła, nie jest kolorowe i usłane różami. Belief musi być przygotowana na tego typu zagrożenia, jeśli pragnie dożyć sędziwych lat... i wychować nowe pokolenie posłańców.
- Uciekaj! - zawołał basior, dając tym samym waderze szansę na odpowiednie oddalenie dystansu między nimi. Nikt nie powiedział, że Naharys nie może dać Belief lekkich forów. Kiedy basior uznał za stosowne, ruszył za nią w pościg i nie zamierzał dawać, tym razem, żadnej taryfy ulgowej. Wadera wiedziała, co to szybkość, lecz długie, mocno zbudowane w stalowe mięśnie łapy Naharys'a, pędziły w zastraszającym tempie. Pędził niczym głodny gepard, a i tak wadera była w stanie utrzymać się na bezpiecznym dystansie. Wraz z widokiem, wyczuwał wylewającą się z niej energię - pędziła przez gęstą trawę, sprawiając, że prawie niemal zniknęła basiorowi z oczu, lecz prędko odnalazł ją po pozostawionym przez nią zapachu. Kluczył w zaroślach, próbując w jak najbardziej efektowny sposób, skrócić dystans do swej potencjalnej ofiary. Kiedy nadarzyła się po temu okazja, Naharys wybił się w powietrze, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, zaatakował z powietrza, wyprowadzając zdradziecki atak łapą. Wadera oberwała w ramię, lecz i to nie wybiło ją z rytmu. Próbowała różnych technik manewrujących, byleby zniknąć basiorowi z pola widzenia. Wiedział, że nie zrobił jej żadnej krzywdy - specjalnie, w trakcie wyprowadzania ciosu, chował pazury, aczkolwiek gdyby miała do czynienia z prawdziwym wrogiem, zapewne już by krwawiła. Nie odpuszczał łatwo, to samo miało się z Bel. Kiedy, przy gwałtownym skręcie w lewo omal nie wpadła w poślizg, Naharys skorzystał z kolejnej okazji na atak, aczkolwiek wadera wykorzystała wszystkie swoje siły, aby się obronić - musiała wyczuć odpowiedni moment, aby odwrócić się i odepchnąć od siebie Naharys'a kopniakiem w klatkę piersiową, przez co ten wylądował w gęstwiny, a wadera pomknęła dalej przed siebie.
~ Niezła jest - pomyślał basior, wstając i otrzepując sierść z pyłu. Ona musi mieć coś z północy, Naharys był tego prawie pewien. Ruszała się, jak lisica i walczyła, niczym wściekła kobra.
W trakcie próby dalszego pościgu, Naharys stracił trop białej wadery, pomimo wyraźnego śladu, pozostawionego po jej woni. Utorowana przez nią ścieżka przez wysoką trawę, doprowadziła go do polany, będącą jedną z granic watahy, gdzie dalej na północ, rozciągało się szerokie pasmo lasu, nieopodal Haute Forêt.
Po niecałej chwili, Belief leżała na miękkiej, nagrzanej od promieni słonecznych ziemi, bezlitośnie przygwożdżona przez Naharys'a, który wraził jej pod brodę, uzbrojoną w długie pazury łapę. Ścisnął mocno, nie za silnie, aby jej nie udusić.
- Mam cię! - powiedział tonem dość surowym, jak na dowódcę przystało. Stanowczość, aż biła w jego głosie. I gdyby stanowczość miała pięści, Belief zapewne leżałaby cała posiniaczona od ciosów.
- Naharys, co ty robisz?! - wymamrotała niewyraźnie wadera, widocznie zaskoczona nagłą zmianą samca - to już nie był ten sam, ciepły i uczynny basior - jednocześnie podirytowana, że dała się tak łatwo zdekoncentrować. Biały wilk zabrał łapę z jej szyi, spojrzał na Bel karcąco. Jak Kapitan.
- Dlaczego się tak łatwo zdekoncentrowałaś? Obserwuj okolicę, skup się i wypatruj znaków! Kiedy myślisz, że masz chwilę swobody, niebezpieczeństwo może nadejść znienacka, jasne?
Uniósł wysoko głowę, po czym niespodziewanie uśmiechnął się, ciepło ponownie wróciło na jego wydatne policzki. Zręcznie zszedł z Bel, pomagając jej jednocześnie wstać na równe łapy.
- Ale tam... w wysokiej trawie, zadałaś mi zaskakująco dobry nokaut. Co też... dla wilka takich gabarytów, jak ja, był zadziwiająco powalający, wiesz?
- Teraz nie byłeś taki...
- Ciepły i łagodny? - przerwał jej basior w pół zdania, uśmiech zrzedł mu nieco pod nosem, zmieszało się z nim zmartwienie, niczym sól z ciepłą wodą. - Twój wróg też nie będzie, a być może... że nawet gorszy ode mnie. Świat jest pełen zwyrodnialców i bezlitosnych maszyn, zaprogramowanych przez naturę do zabijania. Zapewniam Cię z całego serca, bo sam niejedno widziałem i przeżyłem. Słyszałaś kiedyś o "Szkarłatnym incydencie"?
Musiała słyszeć, jeśli na prawdę pochodzi z północy, każdy wilk z tamtych stron znał tę przeraźliwą historię. Godny pożałowania i przekleństwa akt okrucieństwa, na jaki stać jedynie nas, ludzi, mimo iż w tym świecie nie mamy prawa bytu.
- Nie musisz mi mówić o okrucieństwie, Naharys'ie - odparła smutno Belief. -Bo sama je doświadczyłam, kiedy moja rodzinna wataha była mordowana przez inną. Mogę cię zapewnić, że również znam definicję okrucieństwa i mogę Ci wskazać niektóre jej przykłady, na podstawie moich doświadczeń, których nie w sposób wymazać z pamięci, ani ze snów.
- Dlatego rozumiesz, co mam na myśli - stwierdził Naharys ze współczuciem. Chciał, na prawdę miał szczerą ochotę, objąć Belief i przygarnąć do siebie. Chciał w ten sposób jej powiedzieć, jak bardzo jednoczy się w jej bólu, lecz czy ona mu pozwoli na to? Uniósł niepewnie łapę, powoli i czule otulił nią zgrabną szyję wadery, która ze zdziwieniem zareagowała na fakt, że jej policzek zetknął się z twardym ramieniem Naharys'a. On sam był zdziwiony, że posunął się do takiego czynu wobec kogoś, kogo zna dopiero od kilku godzin... można by to nazwać odwagą, albo...
Żeby nie dać waderze zbędnego powodu do niepokoju, odsunął się po chwili, na bezpieczną odległość i wbijając wzrok w rosnący nieopodal krzew dziko rosnących jagód, nie ośmielił się już nic uczynić. Jedynie zdołał się na takowe słowa.
- Chciałem tylko powiedzieć, że... - mruknął Naharys, po chwili niezręcznej ciszy. - Bardzo mi przykro.
- Z powodu moich doświadczeń, czy też dlatego, że mnie przytuliłeś? - zapytała z nagłym śmiechem Belief. Ze szczenięcym wręcz szczęściem stwierdził, że mimo przeżytych wydarzeń, wadera potrafiła się uśmiechnąć do drugiej osoby, lecz co też mogło oznaczać? Wiele; Być może doceniała jego starania, bądź też był wyrazem wdzięczności, za poświęcony czas na treningu. Naharys lubił się chwalić, że czytanie z czyjejś twarzy szło mu równie łatwo, co spacer nartnika po powierzchni wody, lecz w tamtym momencie, jej uśmiech pozostawał dla niego tajemnicą.
- Opowiesz mi, o co chodziło w tym "Szkarłatnym incydencie"?
~ A jednak nie pochodzisz z moich stron, Bel. Cóż, przynajmniej walczysz, jak na wilka z północy.
- To opowieść na inny czas. - odparł zdecydowanie Naharys. - Nie psujmy sobie nią treningu. Jesteś gotowa na powtórkę, czy chciałabyś wrócić na poligon i potrenować wraz z innymi?
- Wiesz co...
Nie dokończywszy zdania, wadera zerknęła w kierunku północnej granicy, za plecami Naharys'a, który z początku lekko zaskoczony jej reakcją, zerknął za siebie. Z początku nie widział nic podejrzanego; Ot zwyczajny obraz ściany lasu, którego kres z tego położenia był niemożliwy do wypatrzenia. Nagle ta zwyczajność została przerwana wraz z przemykającymi ciemnymi postaciami, kluczącymi między gęsto rosnącymi krzewami - Naharys słyszał ciche szelesty i odgłosy kroków, których nikt nie starał się tłumić. Owe postacie kształtem przypominały wilków, aczkolwiek były one zamazane... jakby tkane z mgły mroku. Naharys z wytrzeszczonymi do granicy możliwości oczami, zaniepokojony dał waderze sygnał, aby padła na ziemię, zajął pozycję obok niej i oboje przyglądali się podejrzanym ruchom zza zasłony kolorowo rosnących wrzosów.
- Co to takiego? - zapytała cicho wadera, wyraźnie podkreślając w wypowiedzi swój niepokój.
- Nie wiem... podejrzewam, że to te stwory, które ostatnio zdobyły śmiałość na opuszczanie Vallée Sombre. Belief... - zwrócił się do towarzyszki, tym razem oficjalnym i poważnym tonem. Z uwagą spojrzała na basiora, wyczekując informacji. -... chyba czas, abyś teraz sprawdziła swych umiejętności, jako posłanka. Biegnij pędem do Alfy z takim komunikatem; Od północnej granicy watahy, zauważono obecność postaci nieznanego pochodzenia, w licznie nieznanej, nieopodal Haute Forêt. Kapitan prosi o posiłki, aby zbadać sprawę i ewentualnie spacyfikować możliwe zagrożenie. Zapamiętałaś? Dobrze, a teraz biegnij do Rene!
Ilość napisanych słów: 2524
Ilość zdobytych PD: 1262 + 20% ( 252 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 4848 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz