Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 30 lipca 2022

Od Belief c.d Naharysa [cz 9] ~ Pozbawieni snu

Czarnoucha robiła, co mogła, lawirowała zręcznie między drzewami, niczym kocica. A wszystko to, żeby pozbyć się ogona. Nie traciła czas na odwracanie się za siebie, zamiast tego wytężała uszy i słuchała, czy słychać go bliżej lub dalej. W końcu przestała słyszeć szelesty łap basiora, więc zatrzymała się na moment, by mieć pewność. Wyprostowała sylwetkę, unosząc jedną z przednich łap ku górze, będąc w ciągłej gotowości do dalszego biegu. Kiedy tak nasłuchiwała, z tyłu za nią była tylko cisza, jednak przed nią coś zaniepokoiło ją. Jej czujne uszy natychmiast skierowały się w tym kierunku, a samica nieco zniżyła łeb i idąc na ugiętych łapach, zanurkowała w wysokiej trawie. Oparła łeb o niewielką gałąź wrośniętą w trawę i przycupnęła zadem do ziemi. Wystawały jej ponad trawę jedynie uszy. Na moment zapomniała o treningu, ponieważ dochodziły do jej uszu jakieś niepokojące szmery i szelesty lasu w oddali. Jakby ktoś tam był, ale to nie były wilki ze stada. Uznała, że dobrze by było obserwować tę sytuację, jednak długo nie było jej to dane, ponieważ nagle poczuła, jak coś rzuca się na nią, przewraca i uciska gardło. Zaczęła się szamotać, momentalnie zapominając o dziwnych dźwiękach i przypominając sobie o Naharysie.
- Mam cię! - Wykrzyczał samiec agresywnie i stanowczo.
- Naharys, co ty robisz?! - wymamrotała niewyraźnie, widocznie zaskoczona nagłą zmianą samca. Biały wilk zabrał łapę z jej szyi.
- Dlaczego się tak łatwo zdekoncentrowałaś? Obserwuj okolicę, skup się i wypatruj znaków! Kiedy myślisz, że masz chwilę swobody, niebezpieczeństwo może nadejść znienacka, jasne?
Bel chciała mu powiedzieć, ale nie miała pojęcia nawet, co właściwie słyszała, więc nie wiedziała, od czego zacząć i czy w ogóle powinna zmieniać temat podczas treningu. Doskonale pamiętała, jak gadanie o innych rzeczach podczas treningu wilków z jej stada się kończyło, a w jej stronach takie sprawy załatwiało się dość nie przyjemnie, aby zachować dyscyplinę ponad wszystko. Westchnęła więc cicho i rzekła cicho.
- Przepraszam. To było głupie.
Samiec uniósł wysoko głowę, po czym uśmiechnął się i zszedł z Bel, pomagając jej jednocześnie wstać na równe łapy.
- Ale tam... w wysokiej trawie, zadałaś mi zaskakująco dobry nokaut. Co też... dla wilka takich gabarytów, jak ja, był zadziwiająco powalający, wiesz?
Wadera była nieco zmieszana i nie kryła tego. Samiec raz był miły i biło z niego nadnaturalne pokłady ciepła, a chwilami zamieniał się w srogiego agresora. Nie mogła nieco za nim nadążyć, więc zaczęła:
- Teraz nie byłeś taki...
- Ciepły i łagodny? - przerwał jej basior w pół zdania i wyjaśnił jej jaki świat jest zły i pełen zwyrodnialców, bezlitosnych maszyn do zabijania. Zapewniał, bo sam niejedno przeżył. Zapytana o "Szkarłatny incydent", pokiwała przecząco głową, jakby do siebie myśląc intensywnie. Nic jej to nie mówiło, ale gdzieś w głębi ten zwrot wydawał się jakby znajomy, jednak nie mogła nic sobie przypomnieć. Być może słyszała to hasło za szczeniaka, ale tylko tyle, nic poza tym nie wiedziała.
- Nie musisz mi mówić o okrucieństwie, bo sama je doświadczyłam, kiedy moja rodzinna wataha była mordowana przez inną. Mogę cię zapewnić, że również znam definicję okrucieństwa i mogę Ci wskazać niektóre jej przykłady, na podstawie moich doświadczeń, których nie w sposób wymazać z pamięci, ani ze snów.
Samiec wydawał się również posmutnieć:
- Dlatego rozumiesz, co mam na myśli. - Uniósł niepewnie łapę i powoli otulił nią szyję wadery. Belief aż otworzyła szerzej oczy, ze zdumienia. Nie wiedziała, co się dzieje, dlatego też zesztywniała kompletnie i zastygła w bezruchu czekając na to, co się wydarzy. Poza bratem i rodzicami nikt nigdy jej nie przytulał, więc czuła się bardzo nieswojo i dziwnie. Nie, żeby tego nie lubiła, ale po prostu nie znała zamiarów samca, a przecież zna go zaledwie od świtu tego dnia i nie wiedziała, w jaki sposób powinna to zinterpretować. Basior sam był niemniej zdumiony, kiedy ocknął się i zorientował się, co robi. Odsunął się natychmiast i usiadł w bezpiecznej odległości, spuszczając wzrok i wlepiając spojrzenie w jeden z jagodowych krzewów.
- Chciałem tylko powiedzieć, że... Bardzo mi przykro.
Samica, słysząc jego słowa, potrząsnęła głową w dość zabawny sposób, jakby chciała pozbyć się natrętnej muchy, jednak zrobiła to ze względu na to, że wydawało jej się, jakby jej się myśli pomieszały i chciała w ten sposób, aby powróciły na swoje miejsca. Zawsze tak robiła, gdy słyszała o czymś, co ją zadziwiało, to była jej pewnego rodzaju cecha. Zaśmiała się cichuteńko, jakby zupełnie sama do siebie i swoich myśli co było ledwie słyszalne dla samca i z uśmiechem odpowiedziała:
- Z powodu moich doświadczeń, czy też dlatego, że mnie przytuliłeś? - Przekrzywiła lekko łeb na bok komicznie niczym młody pies, który słyszy lub widzi coś nowego.
Samiec stwierdził, że mimo przeżytych złych doświadczeń, samica ma w sobie odwagę, by żyć dalej i nieść ciepło dla innych. Odetchnął z ulgą.
Rozmowa jakoś potoczyła się dalej. Bel chciała wiedzieć coś więcej o szkarłatnym incydencie, ale Naharys obiecał, że opowie jej tę historię innym razem. Cóż, może był już zmęczony. Jednak zaraz okazało się, że po prostu nie chciał sobie psuć nastroju podczas treningu. Wszystko wskazywało na to, że wilki powrócą na poligon i będą dalej trenować nowe rzeczy, jednak coś im przerwało. Belief znów usłyszała szelesty dobiegające z lasu, tym razem o wiele głośniej niż wcześniej. ~ Znowu? Coś chyba jest nie tak, to zbyt blisko granicy. ~ Pomyślała, a Naharys zaczął coś mówić, ale spostrzegł niepokój samicy i spojrzał w tym samym kierunku. Ujrzeli ciemne i rozmyte postacie przemykające między krzewami lasu.
Naharys dał waderze sygnał, aby padła na ziemię, zajął pozycję obok niej. Oboje przyglądali się podejrzanym ruchom zza zasłony kolorowo rosnących wrzosów.
- Co to takiego? - zapytała cicho wadera.
- Nie wiem... podejrzewam, że to te stwory, które ostatnio zdobyły śmiałość na opuszczanie Vallée Sombre. Belief... - zwrócił się do towarzyszki, tym razem oficjalnym i poważnym tonem. -... chyba czas, abyś teraz sprawdziła swych umiejętności, jako posłanka. Biegnij pędem do Alfy z takim komunikatem; Od północnej granicy watahy, zauważono obecność postaci nieznanego pochodzenia, w licznie nieznanej, nieopodal Haute Forêt. Kapitan prosi o posiłki, aby zbadać sprawę i ewentualnie spacyfikować możliwe zagrożenie. Zapamiętałaś? Dobrze, a teraz biegnij do Rene!

* * *

Biegła, jakby od tego zależało jej życie, jej i Naharysa. Biegła jakby zaraz miała pogubić własne łapy i potknąć się o nie kilkakrotnie, jednak za każdym razem, gdy zdawało jej się, że zaraz upadnie, w porę odzyskiwała z powrotem równowagę. Zatrzymała się na chwilę instynktownie i zawahała się na moment. Odwróciła głowę za siebie i szepnęła.
- Naharys, trzymaj się, bez głupstw. - po czym ruszyła dalej. Doskonale wiedziała, że jest to kapitan wojska i że na pewno nie zaatakuje niczego w pojedynkę, ale jej wrodzone poczucie troski podpowiadało jej w takich sytuacjach słowa, które często brzmiały nieco zabawnie. Taka już była Bel, nic nie poradzimy. Biegła dalej, pędząc w stronę centrum terenów, w stronę groty alphy, którą bardzo sobie ceniła za to, że przyjęła ją do stada. W głowie powtarzała sobie słowa, usłyszane od Naharysa. Problemów z pamięcią to ona akurat nie miała, więc nie był to dla niej problem, jednak wolała mieć pewność absolutną, by niczego nie pomylić.
Wpadła na polanę jak strzała. Zatrzymała się, by wybadać sprawę, wsadziła nos w trawę i zaczęła węszyć za zapachem alphy, na nic innego nie zwracając uwagi.
- Co robisz? - przerwał jej głos młodego samca. Podniosła nerwowo głowę i ujrzała brązowego, skrzydlatego samca. Jeszcze go nie spotkała, ale słyszała o nim wiele. Ukłoniła się delikatnie i przywitała.
- Wybacz mi moje zachowanie. Jestem Belief, jeszcze się nie spotkaliśmy. - posłała mu uśmiech, jednak nerwy nie pozwalały jej teraz na zbyt wiele uprzejmości. - Szukam Renesmee, czy wiesz, gdzie się ona znajduje?
- Jasne, ale dlaczego jesteś taka zestresowana? - samiec przekrzywił ciekawski głowę.
~Oh... nie, nie ma czasu! ~ pomyślała w duchu, jednak jemu odpowiedziała inaczej. - wybacz przyszły alpho, ale wykonuję teraz bardzo ważne zadanie, które sprawdza moje umiejętności jako nowego posłańca w tym stadzie. Czy mógłbyś zaprowadzić mnie do matki? - uśmiechnęła się najładniej, jak umiała, mając w oczach proszące spojrzenie.
- No dobra Belief, chodź ze mną.
Szli przez chwilę w stronę centrum watahy. Gdy byli już blisko Douce Cascade, ujrzeli alphę, rozmawiającą z kilkoma innymi wilkami. Między innymi Bel zwróciła uwagę na białego wilka w niebieskie znaczki. Nie widziała go tu wcześniej, dlatego zdziwiła ją jego obecność.
- Mamo! - krzyknął Niko, wskazując skrzydłem na Belief, gdy ta zwróciła na niego swą uwagę.
- Tak?
Belief poczuła, że to jest ten moment, więc zaczęła niepewnie:
- Witaj alpho. - skinęła głową. - jeśli pozwolisz, mam wiadomość do przekazania dla Ciebie, od Naharysa.
- od Naharysa... - powtórzyła, wydawała się nieco zamyślona, jak gdyby zastanawiała się co też ów wilk, miałby jej do powiedzenia, że sam się nie pofatygował. - dobrze więc, o co chodzi.
- Jako nowa posłańczyni, cytuję jego słowa. - alpha nie kryła zdumienia, ale i zadowolenia, że młoda samica ćwiczy swój fach. Uśmiechnęła się jeszcze zanim Bel zaczęła mówić. Bel kontynuowała - " Od północnej granicy watahy, zauważono obecność postaci nieznanego pochodzenia, w liczbie nieznanej, nieopodal Haute Forêt. Kapitan prosi o posiłki, aby zbadać sprawę i ewentualnie spacyfikować możliwe zagrożenie." - z każdym słowem Belief, Renesmee coraz szerzej otwierała oczy. Zdało się, że stopniowo pochłaniał ją strach. Gdy wadera skończyła, alpha przez dłuższą chwilę milczała, trawiąc te wszystkie informacje. Co jak co, ale tego się usłyszeć nie spodziewała. Spojrzała najpierw na białego samca, z którym wcześniej rozmawiała i rzekła w końcu:
- Hinata! Weź dwójkę zdolnych do walki i idź wraz z Belief do Naharysa.
Biały posłusznie kiwnął głową i natychmiast rozejrzał się w poszukiwaniu towarzyszy. Alpha zaś kontynuowała do Belief. - Hinata jest dobrym wojownikiem, wróć do Naharysa ze wsparciem ode mnie i przybądź znów, jeśli będzie to konieczne. Biegnijcie.. - Wadera była wyraźnie zmartwiona i poszła z Niko, by pomyśleć co dalej, natomiast do Belief podszedł samiec wraz z dwoma wilkami i przedstawił ich krótko:
- Oto Lavrence, wojownik oraz Itachi, płatny morderca. A ja jestem Hinata, zaufany sługa alphy i wojownik.
- Belief, miło mi was poznać, a teraz biegnijmy, bo Naharys jest tam zupełnie sam.
Samce kiwnęły głową niczym jedno ciało i ruszyli biegiem w ślad białej samicy.


Biegli długo, nieprzerwanie i niezłomnie. Bel coraz bardziej dawał się trening we znaki i zaczynała czuć lekkie zmęczenie, jednak nie tak mocne, by opaść z sił. Miała jeszcze ich dużo w zanadrzu, ale dawno już nie miała tak intensywnego dnia od samego poranka, no może poza dwudniową przygodą, kiedy poznała wilka o imieniu Yneryth. Wspomniała go z uśmiechem, ale musiała biec dalej. Żałowała cicho, że to nie on teraz z nią biegnie, ale cóż trzeba poznać każdego wilka w stadzie, aby później nie było zaskoczenia, tak jak Bel wcześniej nie spotkała się z Hinatą. Rozmyślania sprawiły, że podróż minęła wilkom szybko i bez większych problemów. Samce nie odzywały się za bardzo, były skupione na misji i na tym, co być może będzie ich czekać u celu podróży. Kiedy dotarli na miejsce, Bel zwolniła wyraźnie i przystanęła po chwili. Wiedziała, że nie mogą się odezwać, bo zwrócą na siebie zbyt dużo uwagi istot o nieznanych zamiarach. Zaczęła się skradać w wysokiej trawie, przedzierając się przez wrzosy i krzewy z jagodami. Itachi obwąchał grzbiet Bel i łapiąc z łatwością zapach Naharysa, począł tropić jego osobę. Na szczęście nawet do głowy mu nie przyszło, skąd zapach ten wziął się na samicy, ale skoro miała z nim wcześniej styczność, to musiała, choć odrobinę przesiąknąć jego zapachem. Lavrence zaś pilnował tyłów, odwracając się cały czas za siebie, uważnie obserwując otoczenie, by w razie czego ostrzec pozostałych. Belief była pośrodku razem z Hinatą, który starał się ją chronić.
- Posłaniec to trudne zadanie jak na waderę. - rzekł szeptem w jej stronę.
- Wiem, ale nie boję się o siebie. Chcę być pomocą w takich sytuacjach jak ta tutaj.
- Rozumiem. Będę Cię ochraniał zatem. Szkoda by było tracić jedynego posłańca w watasze. - posłał jej ciepły uśmiech i szturchnął nieco dla dodania otuchy, a zaraz potem przyspieszył, ponieważ prawdopodobnie Itachi zwęszył jakiś trop. Grupka wilków przyspieszyła, przedzieranie się przez trawy i krzewy, aż w końcu Itachi zatrzymał się, a wszyscy inni również. Bel wychyliła się zza niego i zobaczyła, że wysoka trawa kończy się, a świeży trop prowadzi na otwartą polanę.
~Naharys, miałeś nie robić głupstw ~ pomyślała Belief z lekkim przerażeniem. Któż, jeśli nie on, potwierdzi teraz jej udane zadanie? Nie to jednak było najważniejsze. Bel po prostu zdążyła go troszkę polubić, mimo iż chwilami nie wiedziała czego się po nim spodziewać i jak to miała w zwyczaju, zwyczajnie się martwiła. Sama była w lepszej sytuacji, w towarzystwie trzech doświadczonych basiorów wiedziała, że nic jej nie grozi, ale on? Kapitan był zupełnie sam, co jeśli te stworzenia go uprowadziły w jakiś sposób. Z tych myśli jednak szybko wyrwało ją mruknięcie Lavrence. Wilki spojrzały w jego stronę a w oddali za nim przy granicy lasu i polany czmychnął jeden z rozmytych postaci. Kiedy znów spojrzeli na siebie, Belief z przerażeniem odkryła, że Hinata zniknął jej z oczu.
- Hinata? - szepnęła dość głośno.
- Tu jestem Bel, bądź cicho, widzę Naharysa.
Jednocześnie jakby dostała w pysk za gadanie podczas super extra cichej misji oraz odetchnęła z ulgą na wieść, że Kapitan się odnalazł. Jednak nadal nie widziała Hinaty. Itachi zawarczał cicho i krótko, więc Bel zbliżyła się znów do niego i wyglądając na polanę. Również dostrzegła Naharysa. Leżał on przyklejony niemal do kłody drzewa, skrytej w niewielkiej kępce trawy, bardzo dobrze ukryty. Hinata już szedł w jego stronę, skradając się i niepostrzeżenie przeskakując to za kamień, to za krzew, by nie został ujrzany przez żadną z niepowołanych istot. Kiedy dopadł do jego kępy, stwierdził, że Naharys bardzo ciężko oddycha, niemalże jakby biegł bez ustanku cały dzień i noc. Basior uśmiechnął się, cieszył się bardzo, że pomoc przyszła tak szybko. Nie był ranny, jedynie potwornie zmęczony.
- Na litość wszystkich wilków na świecie, Naharysie! - szepnął znacząco Hinata. - Co się tutaj stało? Gdyby nie Belief, nie chcę wiedzieć. jak byś tutaj skończył. - pokręcił głową samiec, oczekując odpowiedzi. Naharys podniósł się i kiedy już unormował oddech, wskazał samcowi, że chce opuścić tę kępę i udać się do reszty. Tak też zrobili. Powoli przeskakiwali w kolejne kryjówki i powrócili oboje w wysoką trawę, gdzie czekała Belief.
-Dobrze, że jesteś cały. - szepnęła wadera z wyraźną ulgą. Nie potrafiła ukryć tego, że troszkę się martwiła. - Pędziłam ile sił w łapach, a teraz powiedz, proszę, co się działo w tym czasie? No i co teraz będziemy robić?
Wilki nachyliły się do Naharysa, by lepiej słyszeć opowieść snutą szeptem, a Naharys dał jej początek.


Naharys? Co się tam działo? :>
 
PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 2343
Ilość zdobytych PD: 1171 + 10% (117 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 2211 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz