Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

środa, 29 czerwca 2022

Od Belief c.d Naharysa ~ Pozbawieni snu

Biała podczas posiłku, kilkakrotnie zastanawiała się co samiec sobie o niej myśli. Dostrzegała to, gdy robił pauzy w swej przemowie, aby jej się przyjrzeć. Starała się, jak mogła, by dobrze wypaść. Mimo iż był tak miły i dobry dla niej, to wciąż była to ważna osoba w watasze i nie mogła sobie pozwolić na to, by nietaktownie wypaść.
Usłyszawszy o alphie, na pyszczku Bel od razu namalował się szczery uśmiech.
- Ah, Alphę to ja znam! Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ona. - zamachała ogonem wyraźnie zachwycona. Najwyraźniej o czymś miłym sobie właśnie przypomniała. Wysłuchała dalszej wypowiedzi Naharysa z niemałym zainteresowaniem, chłonąc nową wiedzę z zadowoleniem.
Kiedy nagle ten miły poranek, został przerwany nagle i niespodziewanie przez samca (bo dla Bel była to miła odmiana od codzienności, w której często bywała w samotności z nieznanych bliżej przyczyn.), Bel wyraźnie posmutniała. Miała nadzieję, że nieco dłużej potrwa ich pogawędka i że dowie się wielu przydatnych rzeczy, a pytań w zanadrzu miała całkiem sporo, zwłaszcza teraz kiedy zaczęła się stopniowo zadamawiać i czuć jakiś rodzaj więzi z tym miejscem. Po wymianie kilku zdań usłyszała jeszcze wzmiankę o Atrehu. Zastrzygła uchem i wstała z lekkim rozbawieniem, kierując się w stronę, w którą miał zamiar ruszyć Naharys.
- Coś niecoś już mi się o uszy obiło na jego temat, aczkolwiek jeszcze nie miałam okazji go spotkać - zrobiła pauzę, by chwilę pomyśleć - najwidoczniej w jakiś sposób się z nim mijam. - zaśmiała się cicho, nie wspominając już nic na jego temat. Po tym, co usłyszała, zarówno teraz, jak i wcześniej od innych mieszkańców watahy, cieszyła się, iż jeszcze go nie spotkała i wcale nie było jej do tego spieszno. I wtedy właśnie padła propozycja z ust Naharysa. Belief natychmiast wyprostowała się niemalże na baczność, jakby usłyszała właśnie rozkaz. Zrobiła to całkowicie odruchowo i dopiero po chwili dotarło do niej, co wyprawia. Uśmiechnęła się więc niewinnie i odparła cicho.
- Jeśli tylko nie będę wam przeszkadzać, to chętnie zobaczę, co się dzieje w stadzie o tej porze.
Samiec obdarował ją wesołym uśmiechem i zaprowadził ją w głąb lasu. Już po chwili do ich uszu dobiegły dźwięki rozmowy oraz faktu z coś się dzieje. Samica wychylała głowę z zainteresowaniem, raz poraz zauważając wzrok samca na sobie. Karciła się w myślach, twierdząc, że pewnie wygląda jak szczeniak, który nie zna świata. Ale trochę tak było, Bel była wychowana w odległej krainie, gdzie życie wyglądało zupełnie inaczej. Dlatego tutaj wszystko było dla niej zupełnie nowe. Tutaj o wiele więcej używano magii tak jak w przypadku treningów. Przed samicą rozpostarł się właśnie plac i jakby tor usłany przeszkodami, do których podszedł Naharys. I wtedy to rozpoczął się dla Bel seans magiczny. Pień drzewa umocowany na lianie zadrżał, by po chwili rozchuśtać się na zasadach wahadła. Rozejrzawszy się, dostrzegła kilka kukieł wykonanych z drzewa, które się poruszały. Największą ciekawość samicy jednak przykuła figura wilka, która ożyła i zaczęła się poruszać. Kiedy Bel przechodziła obok, zdało się, jakby magiczny stwór kłapnął zębami w jej stronę. Belief podskoczyła jak oparzona. Troszkę się wystraszyła, ale szybko zrozumiała, że to tylko żart, bowiem usłyszała gromki śmiech Naharysa. Zeszła więc z toru i usiadła nieopodal w cieniu drzew. Na placyk przyszły dwa samce. W jednym z nich samica rozpoznała przyjaciela, drugiego zaś, chyba wcześniej nie miała okazji spotkać.
- Oto moi zawodnicy -rzekł w końcu Naharys, stając obok wadery, gdy ta z uwagą przyglądała się dwóm wojownikom. - Oto Dusław i Yneryth. Samce usłyszawszy swe imiona, ukłonili się lekko.
Samica spojrzała na tego drugiego i skinęła lekko głową na powitanie, jako iż tylko jego znała. On również odwzajemnił powitanie. Brązowy zaś tylko spoglądał z uśmiechem. Bel dostrzegła plamkę na jego czole, która przypominała jakby księżyc. Zastanowiło ją to, ale z zamyślenia wyrwał ją sygnał do startu ćwiczeń. Wilki wyraźnie były pod delikatną presją, że dzisiejszego poranka mają widownię, ale musiały działać, nie było czasu na przejmowanie się tym.
Wilki unikały przeszkód, walczyły ze sztucznym wilkiem i robiły wiele uników, których samica już nie potrafiła policzyć. Naharys zdawał się czujnie je obserwować. Od czasu do czasu rzucał jakimś komentarzem do tamtych, by coś poprawili lub nad czymś się skupili bardziej. Wilczyca z czasem położyła się, nie bardzo wiedząc, co mogłaby robić, poza obserwacją.
Kiedy zdawało jej się, że trening się zakończył, choć może to była jedynie krótka przerwa, bo ćwiczące samce położyły się, dysząc ciężko, zagaiła znów do Naharysa.
- Mogę o coś spytać? Jak mogłabym sprawdzić swoje umiejętności jako posłaniec.
Wilk spojrzał na samicę, przekrzywiając delikatnie głową. Jakby nie do końca wiedział, o co ona go pyta.
- No bo pewnie nie wspomniałam, ale prócz bycia sanitariuszką, chciałabym aspirować na posłańca, ponieważ to jest coś, co mnie najbardziej ciekawi. Czy są jakieś ćwiczenia lub zadania, które mogłabym wykonać, by dostać jakieś poważniejsze zlecenia? - spytała z uśmiechem i zaciekawieniem, kątem oka obserwując nadal dwoje odpoczywających samców.

Naharys?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 791
Ilość zdobytych PD: 395 PD
Obecny stan: 3007 PD

wtorek, 28 czerwca 2022

Od Itami c.d Naharys/Atrehu ~ Wzloty i upadki

 Itami, mimo iż zmęczona całym dniem i zakopana pod stertą wygodnych futer w jaskini Naharys'a, nie mogła zasnąć. Wiele razy przychodziło jej obracać się z boku na bok, a przyczyną tego wszystkiego były myśli - myśli natrętne, jak muchy w zadusznym pokoju. Swymi niespokojnymi westchnięciami wypełniała ciche wnętrze jaskini, jednocześnie starając się, aby nikogo nie obudzić. 
~Ten buc przespał się z moją siostrą! Za moimi i mojej rodziny plecami, bezczelnie dobrał się do Lonyi! W czasie, gdy u Tsumi stwierdzono ciążę. Nie wiem, co w tym momencie sobie myślisz, ale ja wiem jedno - potraktował moją siostrę, jak dziwkę, którą można bez zobowiązań wychędożyć, mając jednocześnie ciężarną na boku. Co więc może świadczyć o Atrehu?
Bardzo dobrze znała rudego basiora - miewał różne odskocznie, jeśli chodzi o związki z waderami. Potrafił dla nich zrobić wszystko, a zarazem wymieniał je jak rękawiczki. Uwadze jej nie umknęła pewna wzmianka Naharys'a - że może doświadczyć tego samego losu, co Tsumi. 
- A czemu miałbyś się o mnie martwić?
- Że cię stracę.
Co miał na myśli Atrehu, tego nie wiedziała sama, lecz przekręcając się w leżu na prawy bok, połączyła te dwa fakty razem - Atrehu bał się, że straci ją kiedy ta dowie się, co uczynił. 
~ Boi się, że straci mnie... czy moje ciało, które tak lubieżnie bierze nocami, na swoją własność. Z drugiej jednak strony, Itami nie jest związana z Atrehu więzami partnerskimi, więc w ostatecznym rozrachunku, basior nie jest jej nic winien. W czasie, kiedy Atrehu niczym zauroczony pies, ganiał za Tsumi, nawet nie było w myśli Itami, aby związać się z rudym, choć szczerze powiedziawszy, odczuwała drobną zazdrość. Uważała Tsumi za niechybną szczęściarę, że miewała obok siebie takiego samca, jak Atrehu, choć jak wiadomo każdemu, każda historia ma swoje drugie dno. Itami, z dramatyczną nutką w głosie, westchnęła cicho i przewróciła się na drugi bok, próbowała nawet poprawić sobie zwinięty kawał futra, służący jej za poduszkę, ale nic z tego. Natręctwa myśli dręczyły ją, jak psujące się rany trędowatego. Jak zwykle kolejna nieprzespana noc, a powodem był nie kto inny, jak... Atrehu. Zacisnęła palce na powierzchni futrzanej pościeli, rozmyślając z błogością o dotyku rudego, jego zapachu tak niemal obezwładniającym, że aż same zmysły prosiły o więcej. Tej nocy mogła być jego. Znowu. 
 Kiedy otworzyła, pierwsze co spostrzegła, to bursztynowe oczy wpatrujące się w nią z ciekawością, przebijając się przez mrok. W pierwszym momencie, strach zacisnął się na szyi Itami, ale w czas pojęła, że to nie żadna przerażająca bestia, którą podświadomie wykreowała jej wyobraźnia. Naharys przyglądał się jej badawczo, z intensywną dokładnością. 
- Wszystko w porządku? - spytał tonem zatroskanym, zupełnie jakby przemawiał do wadery jej własny ojciec. Na myśl o nich, zacisnęła niepostrzeżenie zębami z tęsknoty za nim. 
- Nie mogę zasnąć - zwierzyła się Itami, przybierając pozycję półsiedzącą - nie mogę przestać rozmyślać. Basiorowi nie umknęło uwadze, jak wadera kładzie uszy po sobie, spuszczając przy tym smutno oczy na swoje łapy. 
~ Czy się czegoś domyśla? - zanim zdołała w myślach odpowiedzieć sobie na pytanie, Naharys podniósł się z miejsca, aby za moment zniknąć za rogiem wejścia do przedsionka jaskini. Chwilę potrwało, zanim wrócił z powrotem z kamienną misą w pysku, którą później podsunął Itami pod nos. Wadera od razu rozpoznała przenikliwy zapach mięty, przeplatany z koziołkiem lekarskim i melisą. 
- Masz, napij się. To powinno cię uspokoić - powiedział ciepło Naharys - i śpij spokojnie. Musisz wypocząć.  
Wadera wdzięcznie podziękowała i napiła się ciepłego wywaru - jeśli o nią chodziło, smak melisy i mięty idealnie się komponował, a gdyby dodać jeszcze do tego sok jabłkowy, byłby to hit smakowy. Kiedy wypiła prawie wszystko, kiwnęła wdzięcznie głową - wiedziała, że Naharys nie potrzebuje słów, aby zrozumieć przekaz, bowiem ten uśmiechnął się ciepło i zabrał naczynię, przesuwając je gdzieś w mroczny kąt. Następnie ułożył się wygodnie bokiem obok jej prawicy - zaskoczona nieco wadera, zerknęła na basiora lekko sennym wzrokiem - napar zaczął działać. 
- Dziękuję Ci - wymamrotała Itami. 
- Za co? - odpowiedział pytaniem - Ja tylko dbam o ciebie, zgodnie z odwiecznym prawem gościnności. 
- Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że zdołałeś się podzielić ze mną swoją wersją. No wiesz... 
- Ah, to. No tak, to nic wielkiego, ale jednocześnie proszę cię, Itami. Nie wracajmy do tego. To już przeszłość. 
Zanim zdołała odpowiedzieć, senność nadeszła tak prędko, jak wypiła ten wywar, przygotowany przez basiora - powieki zrobiły się ciężkie, bez problemu opadały na dół - i ścięła ją natychmiast. Przynajmniej myśli przestały mnie dręczyć - mruknęła w duchu Itami, zanim jej głowa opadła na ramię Naharys'a.

***
Obudziło ją zwyczajne poranne odgłosy; śmiałe rozmowy przy śniadaniu, głośne śmiechy dzieci Exan'a. Sam zaś poranek niezbyt dobrze wpłynął na Itami, gdyż mimo że spała, jak zabita, czuła się dość przygnębiona - do tego stopnia przygnębiona, że nie miała ochoty na nic. Nawet na smacznego króliczego udźca, którego zapach wypełnił wnętrze jaskini. Naharys, widząc, że wadera już nie śpi, powitał ją ciepłym uśmiechem i zaprosił do wspólnego śniadania i mimo gorącego namów ze strony Ereden'a, Shori i Sininen, grzecznie i uprzejmie odmówiła, tłumacząc się brakiem apetytu, co było zgodne z prawdą. Lecz, żeby nie zachować się w jakiś sposób niegrzecznie, chętnie napiła się uspokajającej herbatki z melisy i mięty. Podziękowała jeszcze raz za gościnę, skierowała się w stronę wyjścia, po czym zerkając ponownie na ten szczęśliwy obraz rodziny, uśmiechnęła się wdzięcznie i ruszyła w drogę. Wypity nocą wywar oraz poranna herbatka dały jednak się we znaki, kiedy Itami poczuła nieznośne parcie na pęcherz - nie chciała jednak zatrzymywać się na krótki postój pod krzaczkiem, sprawy ją wzywały, lecz siła fizjologii w ostatecznym rozrachunku wygrała to starcie. 
 Dalej łapy powiodły ją do jaskini medycznej, w której miała się znaleźć już kilka minut temu - dopiero po ustawieniu słońca na niebie zorientowała się o swoim spóźnieniu, a wiedziała też, że Lonya nie tolerowała niepunktualności. Cóż, każdemu zdarza się zaspać, jednakże zamiast spodziewać się niemiłej reprymendy, spotkała się z zaskakującą sytuacją. 
Lonya i Atrehu rozmawiali o czymś ściszonym głosem - Itami dostrzegła na uwydatnionych przez uśmiech policzkach wadery niemały rumieniec, co też wzbudziło w niej pewne podejrzenia. Podejrzenia i pewny rodzaj zazdrości? 
Rudy wilk uniósł wysoko głowę, poczuwszy w powietrzu obecność Itami i przywitał ją dość zaniepokojonym spojrzeniem - Gdzie się podziewałaś? - wydawały się pytać. Przygnębienie i obecność tego, czym przed chwilą była świadkiem, odcisnęły swe piętno, bowiem spojrzała na przyjaciela oschle. Wilk zareagował tak, jak się tego spodziewała - jakby dostał mentalnego strzała w pysk. Lonya natomiast przywitała Itami dość ciepło, jednocześnie wyraźnie było widać, jak wadera wynosi na zewnątrz swój dobry humor. Uśmiechała się, śmiała i żartowała, Itami natomiast miała ochotę stanąć gdzieś w kącie i zamknąć się w szczelnej otoczce, której nikt ani nic nie będzie w stanie jej przebić. 
- Cześć, Itami - w podskokach przywędrował do niej Atrehu, chciał ją przywitać miłym pocałunkiem w policzek, lecz wadera wyminęła go zwinnie, przechodząc obok. Możecie sobie wyobrazić, jaką wtedy minę miał Atrehu? Uniósł lekko lewą brew i z niemiłym zdziwieniem przyglądał się odchodzącej Itami. - Itami, dobrze się czujesz? - zapytał zatroskany rudy wilk - gdzie się podziewałaś? Kiedy się obudziłem, nie było cię przy mnie. 
- Musiałam coś załatwić - odparła oschle, tonem wręcz złowróżbnym, wyrażającym niechęć do dalszej rozmowy. Atrehu jednak nie zamierzał odpuszczać tak łatwo, bowiem zaczął wypytywać, drążyć jeszcze głębiej, co nie polepszało sytuacji Itami. Stawała się bardziej drażliwa, zupełnie jakby zbliżały się te chwile, w których faceci raczej uciekają przed zbliżającym się tsunami, w postaci kobiecej furii. Atrehu zbliżył się też nieco - i to był moment, kiedy jego nos zarejestrował u niej czyiś zapach. Zapach, tak znajomy, jak lepka żywica w sosnowym lesie. 
- Byłaś u Naharysa? - jego ton zmienił się diametralnie, nie brzmiał już tak miło, zatroskanie. Wyrażał raczej wściekłość, tak! Wściekłość... w pełnym tego słowa znaczeniu. - Po co z nim byłaś? 
Itami gniewnie wykręciła głowę, obrzucając Atrehu zbuntowanym wzrokiem i mimo, iż była mniejsza od basiora, to wyglądała, jakby zaraz miał wyskoczyć z niej wściekła lwica. 
- To przesłuchanie?! - wycedziła przez zęby - Mogę spotykać się z kim chcę i kiedy chcę, nic Ci do tego, rozumiesz?! 
- Rozumiem, ale tego nie bardzo. Nie chcę, aby spotkała cię z jego strony jakakolwiek krzywda. 
- Tak się składa, że Naharys to mój przyjaciel, który potrafi otworzyć serce na drugiego wilka. Jesteś zdolny do czegoś takiego?! 
No, tutaj musiała przyznać, że to okazał się być chwyt poniżej pasa, ale wadera była tak rozdrażniona, że nie panowała nad słowami. To też sprawiło, że basior zatrzasnął język za zębami, spoglądał na Itami z lekkim wyrzutem i zmartwieniem. Ona także to poczuła i pragnęła to jakoś naprawić, żałowała jednak, że nie potrafiła cofnąć słów, jakie przed chwilą padły. Były mocno przesycone złością, ale nie była pewna, czy chciała dać upust swej frustracji, czy pokazać basiorowi, jak bardzo jest na niego wściekła. Albo jedno i drugie. W końcu westchnęła głośno, opierając czoło o ramię Atrehu i wymruczała zmęczonym głosem, pełnym żalu i skruchy. Dość niespodziewanie z jej strony, ale jedno musicie przyznać, że Itami potrafiła przyznać się do błędu. 
- Przepraszam cię, Atrehu. Po prostu... - uniosła głowę, wbiła już w tym momencie łagodny wzrok w nie do końca przekonane oczy rudego basiora - ... wcale tak nie myślę, poniosło mnie, wybacz, że zachowałam się wobec ciebie, jak suka. Nie musisz nic mówić, zachowałam się, jak wredna suka. 
Basior, którego znała od szczeniaka, kochała jak partnera, a jednocześnie dzieliła się z nim swymi cierpieniami, jak z przyjacielem, objął ją mocno masywną łapą, a w oczach jego zaś dostrzegła przebłysk wyrozumiałości. 
- Nie, to ja zachowałem się, jak ten dupek. Masz rację, możesz spotykać się z kim chcesz i nic mi do tego. Nie mam zamiaru cię zniewalać ani kontrolować, ale... 
- Ale? - powtórzyła wadera, unosząc brew. 
- ... odpowiesz mi? 
- Tylko rozmawialiśmy - dostrzegła, że iskierki zazdrości, które wcześnie tańczyły w rytmie płonących gniewnie płomieni, przygasły miarowo. Itami nie zamierzała zostawić tego bez komentarza. - I nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. 
- Skoro tak - odparł basior, nieco spokojniej niż przedtem, ale nadal ton jego wyrażał podejrzenie i niepokój - ale uważaj na siebie, Itami, dobrze? 
Wadera po raz pierwszy w tym dniu zdołała wykrzesać u siebie, choćby minimalny, delikatny uśmiech, który Atrehu tak bardzo lubił oglądać. 
- Jeszcze raz przepraszam. Może dasz się jakoś przekonać na jakieś zadośćuczynienie? 
- Co masz na myśli? - zapytał zaskoczony basior. 
- Zobaczysz wieczorem - mruknęła tak cicho, aby nikt, poza basiorem jej nie usłyszał. 
- W takim razie, już nie mogę się doczekać - Atrehu, jak to on, musiał oczywiście wtrącić swój uwodzicielski, iście pełny energii ton. Charakterystyczna chrypka przy jego barytonie dodawała znacznego uroku - zabójczo ekscytującego uroku. 
***
Po tym, jak rudy wilk wyruszył na swój codzienny patrol z uwidocznionym na pysku uśmiechem - zapewne wyobrażał sobie, jakaż to nagroda może go wieczorem spotkać, za ten nieprzyjemny wybuch agresji Itami - lecz cóż... zanim to wszystko dojdzie do jakiejkolwiek realizacji, Itami musi pogadać z Lonyą, inaczej nici z dalszej operacji. Początek swego planu chciała zacząć od zwyczajnego stwarzania pozoru, że wszystko jest w porządku - zajrzała do kilku pacjentów, wykonała podstawowe badania, podała leki, ale ciągle gdzieś z tyłu głowy układała sobie teksty, jakie mogłaby użyć w trakcie rozmowy z waderą. 
~ Hej, Lonya, masz chwilę? Muszę pogadać z tobą o czymś, co dręczy mnie już od jakiegoś czasu...
Ta wersja brzmiała zbyt oficjalnie. 
~ Hej, Lonya, mogę zabrać ci dosłownie chwilkę? Czy mogłabym pogadać z tobą o Naharys'ie i Atrehu?
Zbyt dokładnie i bezpośrednie. Tyle myśli, tyle możliwości do wyboru, a i tak każda wydawała się w jakiś sposób nieodpowiednia. 
- Itami, uważaj, co robisz! - z gorączkowych rozmyślań wyrwał ją krytyczny ton Lonyi, która akurat przechodziła obok, kiedy Itami przygotowywała lek na zwiększenie krzepliwości krwi - nie dosypuj tyle nasion kozieradki, bo nam pacjentów pozabijasz! Skup się, dziewczyno.
- Ja... wybacz, już poprawiam - odparła pośpiesznie z tonem pełnym pokory - ale dręczy mnie coś. 
Lonya stała przez chwilę nad Itami, badawczo przyglądając się jej zmęczonym, ale też nieco zmartwionym oczom, usiadła więc, spojrzała na waderę nieco łagodniej niż wcześniej i odparła tonem pełnym spokoju. 
- No to wal śmiało, co się takiego stało? 
- Wiesz, zabrzmi to może tak, że wtrącam się w wasze sprawy, oczywiście nie robię tego z powodu mojej ciekawości, tylko zależy mi na zgodzie między Atrehu a Exanem. Pomożesz mi w tym?
Lonya, jak młoda wadera się spodziewała, rzuciła jej mocno zdziwione spojrzenie, nie kryła też przelotnego zastanowienia - Itami doskonale wiedziała nad czym. Wiedziała, że to nie jej sprawa, ani żaden w tym jej interes. 
- Dlaczego uważasz, że powinnaś w to ingerować? 
Itami westchnęła krótko, nadymając przy tym swoje policzki, po czym przyjrzała się Lonyi wzrokiem pełnym szczerości. 
- Naharys i Atrehu to moi przyjaciele - Z czego ten drugi to mój cholerny kochanek - pomyślała przelotnie, ale uznała, że najlepiej będzie, jeśli ten fakt zachowa dla siebie - bardzo cenni dla mnie przyjaciele. Poza tym, Naharys to twój brat. Nie zależy Ci, aby pogodzić ich razem i złączyli przyjaźń na nowo? 
- Oczywiście, że mi na tym zależy - Lonya odparła takim tonem, jakby to, co powiedziała, było szczerą oczywistością. Itami kiwnęła krótko głową - W końcu to najlepsi kumple. Niestety obawiam się, że moja obecność mogłaby pogorszyć sprawę.
Itami przegryzła lekko wargę. Nie była pewna, czy to pytanie, które miała zamiar je zadać, będzie na miejscu, ale tylko w ten sposób może zdobyć wiedzę na ten temat i przygotować odpowiednie argumenty. To będzie dla niej niezbędne przy słownej konfrontacji z Naharysem. 
- Opowiesz mi, jak to było na prawdę? Naharys opowiadał mi, że... noo... ty i Atrehu... wiem, to nie moja sprawa, ale chciałabym usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Exan chciał zabić Atrehu za to, co zrobił i gdyby nie ty, pewnie nie byłoby go z nami. Co się tak na prawdę stało?
Z tym pytaniem, Lonya odwróciła głowę w bok, prezentując przed Itami swój surowy, ale też urokliwy profil, przy czym jej kącik ust był wygięty w smutny wyraz. Wadera nie spuszczała z niej wzroku, ani na moment, w cierpliwości wyczekując odpowiedzi. 
 - To się stało, kiedy dotarliśmy w nasze rodzinne strony - zaczęła, nadal nie odrywając oczu od pustej, ciemnej skalnej półki, zawieszonej kilka centymetrów nad ich głowami- Na zaręczynach mojego brata.
Nastała kolejna pauza, jakby Lonya zastanawiała się nad właściwym doborem słów, jej oczy błysnęły groźnie kiedy przenosiła na nią swój wzrok. 
- Spotkaliśmy się praktycznie na miejscu. On i Tsumi towarzyszyli mi przez krótką chwilę, a gdy ponownie mieliśmy przyjemność się spotkać, jego ukochana gdzieś zniknęła. Wtedy z Atrehu byliśmy nieco podpici, zaprosił mnie do tańca i dopiero w trakcie zrobiło się jakoś gorąco. 
Lonya w trakcie wypowiedzi, robiła sporadyczne pauzy, wykrzywiała dziwnie usta, jakby zastanawiała się, czy ryzykować wyjawienie przyjaciółce szczegóły, czy tylko strzępki prawdy. Itami wiedziała, że Lonya ukrywa przed nią niektóre fakty, ale nie zamierzała się o nie dopominać.  
-I wtedy... - Itami chciała dopowiedzieć, ale Lonya szybko przerwała. 
- Nie. Atrehu potrzebował zniknąć z tłumu, potrzebował odetchnąć, więc wzgórze wydało się najlepszym rozwiązaniem. Wtedy się przespaliśmy - ostatnie zdanie zakończyła tonem wielce rozmarzonym, Itami podejrzewała, że ta chwila była godna zapamiętania w rozdziale życia Lonyi.
- Czyli według twojej opowieści, Atrehu do niczego cię nie zmuszał? Zrobiliście to ze zgodą obu stron? Naharys uważa nieco inaczej. Twierdzi, że mając obok siebie ciężarną Tsumi, ciebie potraktował... nooo... haniebnie. Martwi się, że podzielisz los Tsumi, jeśli sytuacja się powtórzy.
Wadera zmazała rozmarzony uśmiech z pyska, lecz ten blask zadowolenia zachował się w jej złotych oczach. Itami była w stanie zrozumieć Lonyę, bowiem ona sama przeżyła mnóstwo chwil spędzonych z Atrehu - wiedział, jak zadowolić waderę i jednocześnie okazać ukojenie sobie. Itami przełknęła ślinę na myśl o gorącu, jakim jej towarzyszył przy każdym elektryzującym zbliżeniu z samcem. 
- Tłumaczenia nic nie dały. Atrehu jest niewinny, to przecież była nasza wspólna inicjatywa, aby spędzić ze sobą nieco czasu. Podjęłam dojrzałą decyzję, tego właśnie chciałam, aby ktoś spojrzał na mnie, nie jak na przyjaciółkę, czy też towarzyszkę podróży, tylko jak na waderę - Lonya opowiadała to wszystko ze słodyczą, wymalowaną w jej oczach, dosłownie iskierki szczęścia tryskały obficie za każdym razem, kiedy Lonya wspominała tę pamiętną chwilę. Kiedy jednak wspomniała o swoim bracie, obraz jej szczęścia rozmył się momentalnie i ustąpił miejscu przygnębieniu.
- Naharys, kiedy się dowiedział, wpadł w furię i omal nie zabił Atrehu. Dosłownie usiłował go zrzucić z urwiska. On cały czas uważa, że chronię Atrehu, który się mną zabawił. Nie potrafi przyjąć do siebie innej opcji. Dlatego sama rozumiesz dlaczego nie powinnam brać w tym udziału. Nie pamiętam, kiedy tak pokłóciłam się z Naharysem. A to była kłótnia dość głośna i poważna. 
- Naharys wskoczyłby za tobą w siódmy płomień piekieł, kocha Cię nad życie, widziałam to wczoraj, kiedy opowiadał mi to wszystko. A mówił to tak, jakby był święcie przekonany, że Atrehu cię skrzywdził. Czy chciałabyś jeszcze coś powiedzieć?
Lonya kręciła głową, nie dlatego aby zaprzeczyć, Itami zrozumiała, że wadera prezentowała w ten sposób dezaprobatę, lecz sama dokładnie nie wiedziała z jakiego powodu. Z początku zakładała, iż Lonyę już nużą te pytania, których w gruncie rzeczy nie powinna ich zadawać. Nie była to jej sprawa. Jednak dodała po chwili, oburzenie i smutek wylewał się z niej potokiem, z każdym wypowiedzianym słowem. 
- Jak mógł to zrobić najlepszemu kumplowi. Nie rozumiem czemu mi nie ufa. Przecież ja i Atrehu... to... - urwała w połowie zdania. Na jej twarzy wyraźnie kreślił się grymas głębokiego zastanowienia, jakby szukała odpowiedniego słowa - Noo... nie deklarowaliśmy sobie niczego. Atrehu i ja chcieliśmy po prostu pobyć ze sobą... w ekscytujący i pełny wrażeń sposób. A on, cóż, pragnął to jakoś odreagować po tym, co usłyszał od moich rodziców. On... Atrehu jest prawie, jak brat z rodzinnej watahy! Okazało się, że jego matka urodziła się w tamtych stronach, zaciążyła poprzez gwałt i uciekła do Sol Rojo. Dowiedział się, kim tak na prawdę jest! Jego brat nie ma w sobie, ani krzty krwi Alfy, gdyż owoc poczęty z gwałtu to on. Atrehu jest pierworodnym synem Alfy, nie on. 
Itami rozszerzyła nieco oczy, choć zdziwienie ukryła głęboko w sobie - W sensie, wiedziała, że Atrehu to syn Alfy, dało się to wyczuć. W jego oczach, mowie i jego stylu bycia - wiecznie dumny, bywa tak, że wysławia się z godnością, tonem godnym podziwu. Lecz fakt, że korzenie matki Atrehu sięgały, aż do granic rodzinnej watahy Lonyi, był dla niej pierwszyzną. Patrzyła bez słów na swoją rozmówczynię, jednocześnie wewnątrz siebie starała ukryć zaskoczenie, które walczyło z nią zapalczywie i bez ustanku. Miała ochotę stanąć, jak belka z rozdziawionym pyskiem. Podsumowujmy to ~ Pomyślała Itami ~ Lupus nie ma jak mierzyć się z Atrehu w pretensji do tronu, gdyż to nie on jest pierworodny Alfy, został poczęty z nasienia gwałciciela. Tym samym nie ma żadnych praw, jako następca władcy, ani tym bardziej do władzy nad watahą. A to takie buty. 
Odstawiła rozmyślania na bok i wróciła do spraw, które obecnie miały miejsce - Naharys i Atrehu, oni są w tym momencie najważniejsi. Oraz to, aby jak najwięcej wyciągnąć od Lonyi, to pomoże jej się przygotować. 
- Jesteś dla niego najważniejsza. Nawet od Atrehu, jakim by on nie był kumplem, czy nawet potomkiem Alfy, dla ciebie jest gotów zrobić wszystko. Spróbuję przekonać Naharys'a. Nie wiem, jakimi siłami i sposobem, ale spróbuję tego dokonać.
Lonya uśmiechnęła się delikatnie, sprawiała wrażenie, jakby chciała nim wyrazić swoje zmęczenie i zmartwienie, ale to tylko przypuszczenia. Wadera uniosła łapę pewnym ruchem, pogładziła nią drobne ramię Itami i spojrzała ciepło na współpracowniczkę. 
- Nie wiem, może Ciebie posłucha, bo ja już nie mam sił do tego barana. 
- Jeśli nie dam rady, to trudno, przynajmniej podjęłam jakieś próby. Dziękuję Ci, Lo. Za zwierzenia i zaufanie. 
Wadera zabrała łapę z ramienia Itami, kontynuując już i tak nużącą dla niej rozmowę o kłótni obu panów, a młodsza zaś słuchała z uwagą, dopóki któryś z pacjentów nie przerwał im konwersacji. Itami wyraźnie posłyszała wołanie wadery ze złamanym obojczykiem, która potrzebowała miski wody. Już miała ruszyć się z miejsca i zainterweniować, lecz Lonya pośpiesznie złapała ją za ogon, aby zatrzymać przy sobie jeszcze chwilę. Itami poszukała wzrokiem jej oczu, były śmiertelnie poważne. Bardzo poważne. 
- Niewielu jest wtajemniczonych w ten incydent i liczę, że mówiąc ci o tym, to się nie zmieni - powiedziała o dziwo tonem dość spokojnym. 
- Spokojnie. Będę milczeć, jak grób i zabiorę tę tajemnicę ze sobą do niego.
***
  Wadera zmysłowymi i iście urzekającymi ruchami łap, zanurzyła się w rudej, gęstej sierści basiora, stojąc za nim, zanurzona po klatkę piersiową w ciepłej, niemalże parującej wodzie. Mruczał cicho, kiedy Itami wykonała płynny, ale powolny ruch wzdłuż jego napiętej szyi, na przemian zwalniała i przyspieszała masaż, uwzględniając inne, bardziej napięte partie ciała Atrehu. Ramiona, szyja, kark - przewijała po nim zręcznie, z klasą swymi drobnymi łapkami, wgniatając się przy tym w przepracowane mięśnie. Przez gęste futro nie było to łatwe zadanie, lecz Itami nabrała wprawy.
- Nie przestawaj - wymruczał tonem błagającym - O tak! Masz talent.
Itami zapłonęła rumieńcem, woda zachlupotała, kiedy ustawiła się do niego bokiem, ustawiła łapy wzdłuż mięśnia naramiennego, delikatnie swymi opuszkami wyczuła napięcie i powtórzyła kombinację masażu, z goła wydającego się na łatwą sztukę. Nic z tych rzeczy.
- Tak dobrze, mojemu Alfie? - mruknęła mu do ucha, uwodzicielskim iście czarującym tonem, a gdyby dodać preferencje jej słodkiego głosu, każdy basior mógłby wpaść w głęboki stan zachwytu. Zwłaszcza Atrehu. Na koniec musnęła swym gładkim językiem jego policzka. Uwierzcie mi, że Atrehu w tamtym wieczorowym momencie, wyglądał wyjątkowo komicznie - siedział kompletnie rozluźniony, z miną osoby chorej na hemiplegię. Oczy powywracane, niczym pijane mrówki, pysk lekko rozwarty z wywalonym błogo językiem. Itami wiedziała, jak podejść do basiora, aby go udobruchać, wybłagać u niego przebaczenie za ten nocny incydent poprzedniego dnia. Był cały jej, owinięty wokół jej palca - typowa wadera wykorzystałaby ten stan, ale nie ona. Cieszyła się, że trafiła w jego łapy. Mogła mu to jakoś wynagrodzić. Typowa wadera zabawiłaby się jego kosztem, obracałaby nim na wszystkie strony, ale nie ona. Itami natomiast zbliżyła usta do jego warg, aby ich języki się spotkały, oplotły się wokół siebie, niczym dwa brakujące ogniwa.
- Jesteś niesamowita - powiedział Atrehu kiedy wadera odsunęła się od niego. Jego ton był rozmarzony, jakby w ukrytym podtekście tego słowa chciał zdradzić, że ma ochotę na więcej. Na dużo więcej.
- Mam nadzieję, że zadośćuczynienie przypadło mojemu Alfie do gustu? - mruknęła zalotnie, pieszcząc jego policzki zewnętrzną stroną łapy. Atrehu potwierdził kiwnięciem głowy, błogo uśmiechając się do niej. Zbliżyła się do niego, aż oparła się o jego szeroką klatkę piersiową. Basior oparł się wygodnie o brzeg basenu źródełka, aż jego ciało ułożyło się pod wodą po czym przygarnął waderę czułym gestem.
- Tym razem nie wypuszczę cię tak łatwo - rzekł Atrehu, uśmiechając się znacząco. Itami wiedziała, co on mógł oznaczać.
- Mówisz? - Itami położyła łapę na jego piersi, bawiąc się niewinnie jego sierścią o ciemno beżowym odcieniu. Była tak gęsta i zdrowa, że aż miała ochotę zatopić w nią swą łapę. Reakcja Atrehu była przewidywalna - Itami w okolicy podbrzusza poczuła jego twardy wzwód. Miała ochotę wessać gwałtownie powietrze, ale ograniczyła się do cichego pisku. Leżeli tak przez chwilę, zanurzeni częściowo w wodzie, która swym ciepłem pieściła ich ciała. Zbliżyła nos do szyi Atrehu, chcąc zaciągnąć się jego zapachem, zatracić się w nim bez opamiętania.
- Idziemy spać? - zapytał Atrehu.
Itami uniosła głowę, aby spojrzeć ukochanemu w oczy - ukochanemu przyjacielowi i kochankowi. Znając Atrehu, pewnie teraz płonęłyby żywym płomieniem pożądania, ogarnięte zamgleniem, łakomie spoglądające na Itami, lecz ona dostrzegła w nich jedynie spokój, ale i zmęczenie ciężarem całego dnia. Itami jednak stwierdziła, że odpoczynek musi poczekać, miała na swym koncie nierozwiązaną sprawę. Ta myśl jednocześnie zadziałała na atmosferę dość spodziewanie - jak szpilka, przebiła ją z trzaskiem, niczym balon. Jednak jej uśmiech trwał nadal. Pocałowała go, Musnęła swymi ustami jego wargi, przyglądając się jednocześnie jego oczom.
- Pójdziemy - odparła łagodnie Itami - mogłabym cię jednak o coś poprosić?
- Co tylko sobie zażyczysz - powiedział Atrehu, unosząc wysoko brwi.
- Byłam u Naharys'a w nocy nie bez powodu. Chciałam dowiedzieć się, co między wami zaszło. Tak samo gadałam z Lonyą i oboje przedstawili mi swoją wersję. Czy ty mógłbyś mi przedstawić swoją?
Mina Atrehu diametralnie zmieniła się o sto dziewięćdziesiąt stopni, co też Itami ze smutkiem się spodziewała. Uniósł głowę wysoko, nerwowo wypuszczając powietrze przez usta. Itami wiedziała, że tym pytaniem zniszczy jego nastrój, ale miała w tym swoje priorytety; między innymi dobro i szczęście Atrehu.
- Miałem nadzieję, że sobie to wszystko wyjaśniliśmy. Po co ci to jest potrzebne?
- Bo nie mogę patrzeć, jak twoja przyjaźń z Naharys'em idzie na zmarnowanie, zwłaszcza, że macie ze sobą bardzo wiele wspólnego.
- Co niby takiego? - odparł pogardliwym prychnięciem. Itami miała ochotę go kopnąć. Tak, właśnie tam.
- A to, że wasi rodzice pochodzą z jednej watahy! Jesteście więc prawie, jak bracia z jednego stada! Nie obchodzi cię to?!
- Nie - odparł natychmiast tonem wyrażającym ignorancję, totalnie jakby tę całą sprawę olewał ciepłym moczem. Itami zacisnęła zęby z gniewu.
- Nie obchodzi cię to, bo chodzi o twoją zranioną dumę? Teraz możesz mieć to gdzieś, ale przyjdzie kiedyś taki czas, a przyjdzie na pewno, że będziesz tego srogo żałować! I albo skończysz się fochać, jak mały niedorostek, albo pokażesz się od tej dorosłej strony i podejdziesz do tematu poważnie.
Temat był równie poważny, co jej ton - zwłaszcza nieustępliwy, a co za tym idzie, basior musiał dostać do rozumu, że wadera nie odpuści mu tak łatwo. Mając w garści pewne argumenty, Atrehu nie będzie w stanie się wymigać - No więc, jak będzie?

<Atrehu?>
PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 4093
Ilość zdobytych PD: 2046 + 40% (840 PD)
Obecny stan: 4655 PD

czwartek, 23 czerwca 2022

Od Naharys'a c. d Itami | Atrehu ~ Wzloty i upadki

 - Jesteś pewna, że to zadziała? - zapytał poważnie Naharys, gdy z uwagą przyglądał się, jak jego siostra, Lonya, bandażuje łapę Ereden'owi. W końcu młody zaliczył swoje pierwsze szycie, a spotkanie z dorosłym odyńcem, co prawda, nie skończyło się dla niego dobrze, ale przynajmniej skończyło się na zdobyciu pamiątki. Naharys był świadkiem tego, jak masywna dzika świnia obeszła się z Ereden'em, dosłownie jak z niedorostkiem i kłem rozorał mu udo. Polało się trochę krwi, owszem, ale szczęśliwie minął tętnicę o cal. O cal od śmierci. 
- A czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś, co nie zadziałało? Nie pamiętasz braciszku, ile razy musiałam cię zszywać i co? Jeszcze żyjesz, to Ereden też przeżyje. 
- Nie wiedziałem, że nieprzyjemnie przyjemne może być szycie - skomentował z zaciśniętymi zębami Ereden - to uczucie ciągnięcia i kłucia wywoływały u mnie przyjemne dreszcze, a zarazem nieznośne pieczenie. 
- Powiem Ci, synu, że masz bardzo skomplikowaną budowę - odparł z wyraźnym uśmiechem, poklepał syna pokrzepiająco i usiadł po jego lewicy - Mnie, jak twoja ciotka zszywała pierwszy raz, nie mogłem znieść widoku tej igły, a co dopiero to ciągnięcie. 
- A od kiedy się zrobiłeś taki delikatny? - wtrąciła ze złośliwym uśmiechem wadera, zabezpieczając bandaż, aby się nie pobrudził albo zbyt łatwo się nie zsuwał. 
- Cicho bądź, kiedy syna wychowuję - burknął z komediancką złością, wystawiając na wierzch swój język, lecz prędko schował go, gdy Lonya zagroziła mu swym pazurem. Potem ich śmiech rozniósł się po jaskini, niczym stara dobra muzyka. 
- Dziwną mam rodzinkę - skomentował żartobliwie Ereden - na wszystko, co święte, przysięgam, że się od was wyprowadzę. 
- Nie zapomnij zapakować swojej dziwności, bo to u nas rodzinne - odparła Lonya tonem skorym do żartów. Lonya, zbierając wszelkie bandaże, brudne igły wrzucone do wiklinowego naczynia i kamienną misę, wypełnioną krwistą wodą, usłyszała nagle dziwne odgłosy kłótni na zewnątrz. Uniosła uszy, ostrzeżone gniewnym krzykiem - była nieco zaniepokojona, dlatego poleciła bratu, aby ten pomógł jej w porządkach, a ona tym czasem poszła w stronę wyjścia.
- Co tu się dzieje? - powiedziała, prawie krzyknęła tonem niezwykle stanowczym i ostrym, niczym krawędź pękniętego szkła. Naharys uniósł głowę zaniepokojony - w powietrzu wyczuwał dziwne wibracje, niezwykle znajome i to one wprawiły go w nerwowość. Pośpiesznie, jak to basior, wsunął narzędzia i przybory medyczne do jednego miejsca, miast poukładać je zgodnie z przeznaczonym miejsce, po czym żwawymi krokami zbliżył się do siostry. Kiedy stanął przy jej prawym ramieniu, jego oczom ukazały się dwie osoby; Rozdrażniona czymś Itami i zapewne powód jej gniewu, Atrehu - no tak, mógł się tego spodziewać, że to on! 
Gdyby od niego zależało, wywaliłby tego chędożonego drania z watahy, aby nie musiał codziennie oglądać jego wiecznie szlachetnie dumnej, bezczelnie uśmiechającej się gęby. Na treningach był niekiedy zmuszany do współpracy z nim, bowiem obaj dostali rozkaz od Alfy, aby szkolić rekrutów i uczniów z powodu obaw Rene na dziwne ataki. Jak rozkaz to rozkaz, ale nie oznacza to, że musi wykonywać go z uśmiechem na ustach. Bywały chwile, kiedy widywał go w lecznicy, w trakcie, gdy Naharys był  odwiedzinach u Lonyi - dosłownie furia wyłaziła z niego przez skórę, gdy widział, jak ten bydlak bezczelnie zerkał na jego siostrę - tak było i teraz. Nigdy nawet jej nie przeprosił ani nie okazał jakichkolwiek wyższych uczuć, ale dał mu ostrzeżenie - jeśli zbliży się jeszcze raz do Lonyi, przysiągł sobie, że osobiście wytnie mu krwawego orła i powiesi na drzewie, żeby zdychał powoli, w męczarniach. Pozostawiłby na pastwę głodnych kruków, które wydziobywałyby z niego mięsień po mięśniu - tylko taka wizja sprawiała mu czystą satysfakcję. 
Na widok Itami - słodkiej i uczynnej medyczki - stojącej obok niego, krzyknął w myślach ~ Znalazłeś sobie kolejną ofiarę, którą bez zobowiązań wydu***ysz i pozostawisz z brzuchem?! 
Naharys zmarszczył czoło, pozostawiając w oczach jadowity chłód, nie odwracał ich od Atrehu. Mimo tego, postanowił zachować lodowaty spokój, ale mięśnie były gotowe do ataku. Niech zrobi choćby jeden fałszywy krok, a nie zawaha się użyć pazurów i kłów. 
Atrehu również nie szczędził gniewu w oczach - jego płomienie w oczach wydawały się rzucać na wszystkie strony i gdyby były one prawdziwe, pewnie w tamtym momencie, Naharys spłonąłby żywcem. Przysunął się blisko Itami, z zamiarem obrony jej przed nim ~ W co ty pogrywasz, trefnisiu?!
Nigdy nie okaże mu litości, jeśli Itami podzieli taki sam los, co Tsumi.
- Exan! - głos siostry wytrącił go z morderczego transu, a cios wymierzony w jego ramię, przywrócił do porządku. Nadal nie mógł zrozumieć przychylności swojej siostry wobec Atrehu, a tym samym, nie czuł z jej strony wsparcia, wydawało mu się, że na tym polu bitwy, jest on sam przeciwko dwóm. Lonyi, którą kochał nad życie i Atrehu, którego szczerze nienawidził. Odwrócił się więc w stronę wyjścia, obrzucając rudego na odchodne jadowitym spojrzeniem, po czym skrył się w cieniu jaskini medycznej.

*** 
Naharys skierował wzrok w stronę wyjścia, poprzez tańczące płomienie widział drobną sylwetkę niskiej wadery. Powiem wam szczerze, że basior mocno zaskoczyła ta nieoczekiwana wizyta - był ciepły wieczór, cichy i spokojny, jaskinia przepełniona harmonijnym zaciszem i dosłownie nie spodziewał się tego. Wadera stała przez chwilę w wejściu, rozglądając się wokół niepewnie, jakby dopiero co weszła do jaskini lwa i w sumie, trochę jej się nie dziwił. Pierwszy raz przyszło jej stanąć w progach jego jaskini. 
- Itami? Wejdź śmiało - odparł Naharys, zachęcająco klepiąc miejsce obok siebie przy ognisku - Co cię do mnie sprowadza?
- Cześć - wymruczała nieśmiało pod nosem, podchodząc nieśpiesznie, natomiast Naharys zorientował się, jak bardzo rozczulająca potrafi być Itami, gdy się czegoś waha. Kiedy usiadła po jego lewej stronie, wyraźnie poczuł, jak brzuchem styka się z jego udem, co też dało mu do zrozumienia, jak niska jest Itami. W sensie, już wcześniej postrzegał ją jako taką małą i drobną, ale z tej perspektywy wydawała się być jeszcze mniejsza. Spoglądał na waderę z czystą ciekawością i oczekiwaniem, zastanawiając się jednocześnie, jaki jest powód tej wizyty? Nie chciał obrażać Itami, ani nic w tym stylu, ale wątpił, aby przyszła tu tak dla towarzystwa. 
- No więc... - zaczęła po chwili, lecz niepewność nadal trzymało ją za gardło - ja.. nawet nie wiem, od czego zacząć... 
Naharys wygiął lekko głowę w bok i uśmiechnął się do Itami pokrzepiająco. 
- Spokojnie - odparł tonem pełnym wyrozumiałości - jeśli chcesz, możesz pomilczeć przez chwilę, aby pozbierać myśli. Weź głęboki wdech i wal śmiało. 
Naharys nie spodziewał się, że Itami tak łatwo otworzy się przed nim. Wadera, z racji na różnicę we wzroście, musiała zadrzeć głowę wysoko do góry, aby móc spojrzeć basiorowi w twarz. 
- O co tak na prawdę chodzi między tobą a Atrehu?
Naharys napiął żwacze na dźwięk tego imienia, zmarszczył groźnie czoło i wargi, prezentując waderze rząd długich zębów. Cichy warkot wydobył się z gardła basiora, po czym wzrok przeniósł na tańczące płomienie. 
- Dlaczego o to pytasz? - wbrew temu, jak w jakim stanie znalazł się basior, jego ton był spokojny, ale też groźny, niczym syk stali. Chcąc nie chcąc, w tamtym też momencie poczuł, że futro Itami przesiąknięte jest zapachem Atrehu - niepokoił go fakt, i mówiąc szczerze, nie podobało mu się to, że wadera spędza tyle czasu z rudym wilkiem. Nie oczekiwał na odpowiedź, powoli i znacząco spojrzał w szczelinę w ścianie jaskini, prowadzącej do jej bocznej odnogi. 
- Chodź, tam wszystko mi opowiesz - odparł poważnie, tonem nieznoszącym sprzeciwów. Nie zerknął nawet za siebie, aby sprawdzić, czy wadera podąża za nim. Jego chód przepełniony był gniewem, tak samo jego sierść, która niebezpiecznie nastroszyła się na grzbiecie. Fluorescencyjne grzyby zajaśniały mocniejszym światłem, kiedy wkroczyli do przedsionka, zupełnie jakby były obdarzone świadomością. 
- A więc - zaczął żywo Naharys, wyraźnie z zaznaczającym się zdenerwowaniem w tonie, kiedy wysłuchał relacji Itami - nie wiem, do czego Ci to jest potrzebne i nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać, ale powiem ci. 
Lecz zanim powiedział, basior wstał na równe łapy i przeszedł się kilkakrotnie z kąta do kąta, a Itami z niemym smutkiem na ustach, obserwowała basiora bez ustanku. W końcu zatrzymał się, wziął głęboki oddech, zapewne po to, aby zapobiec wybuchowi złości, po czym spojrzał waderze prosto w oczy. 
- Ten buc przespał się z moją siostrą! Za moimi i mojej rodziny plecami, bezczelnie dobrał się do Lonyi! W czasie, gdy u Tsumi stwierdzono ciążę. Nie wiem, co w tym momencie sobie myślisz, ale ja wiem jedno - potraktował moją siostrę, jak dziwkę, którą można bez zobowiązań wychędożyć, mając jednocześnie ciężarną na boku. Co więc może świadczyć o Atrehu? 
- Exan, ale Tsumi wtedy nie była z Atrehu w związku - odparła Itami obronnym tonem - z tego, co mi było wiadomo. 
- Prawda! - wyrzucił gniewnie Naharys - ale pomyśl, jak odniósł się w stosunku do Tsumi. Atrehu nie myśli mózgiem tylko kutasem. Nie potrafi się opanować. I tak... z jednej strony obracał Tsumi, a z drugie... kur*a mać... z drugiej strony dobrał się do Lonyi! Itami, solidarnie cię ostrzegam przed nim. Trzymaj się od niego z daleka, jeśli nie chcesz dożyć dnia, w którym ten drań cię zostawi dla innej. Taki los spotkał Tsumi i żal mi cię będzie, jeśli to samo stanie się z tobą. Ale wiesz co? - Naharys nachylił głowę tak, aby Itami mogła spojrzeć w jego śmiertelnie poważne, a zarazem spokojne oczy - Wtedy to będzie jego ostatni raz. Itami, lubię cię... Lonya bardzo cię ceni i chwali. I też ze względu na ciebie, byłbym gotów zabić Atrehu, jeśli się odważy cię skrzywdzić.  
- Nie, to raczej nie będzie konieczne. Naharys, posłuchaj mnie, wiem że Lonya jest dla ciebie całym światem, ale Atrehu... z pewnością nie myślał, aby w jakikolwiek sposób skrzywdzić Lonyę... 
- Bronisz go? W takim razie nie wiesz nic - odparł tonem chłodnym, niczym północna zamieć - Nie miał prawa jej tykać... Wybacz, Itami, ale są pewne granice, których nie można przekraczać. Atrehu właśnie ją przekroczył z okrągłym naddatkiem i nigdy mu tego nie wybaczę, rozumiesz?! 
Itami nie opuściła wzroku, słuchała go z największą uwagą i starała się nie uwidaczniać strachu, jaki poczuła na wydźwięk chłodu w głosie basiora. On natomiast uniósł wysoko głowę z wymalowaną zapalczywością na twarzy, oczy błysnęły wściekle i wydawać się mogło, jakby należały do rozjuszonego tygrysa. 
- Chcesz coś jeszcze wiedzieć, czy możemy już sobie darować tę rozmowę o niczym? 
- Atrehu to twój przyjaciel - nie odpuszczała Itami. Naharys bardzo lubił i szanował Itami, ale nawet dla jej słów nie szczędził pogardliwych prychnięć. 
- Był moim przyjacielem - poprawił dobitnie i zdecydowanie - jest też Betą, ale dla mnie to nieistotne. Jak dla mnie, może być sobie nawet tym potomkiem Wielkiego Alfy ze swojej watahy. Mi to za jedno, Alfa czy zwyczajny wilk, nie ma granic ani różnic, jeśli chodzi o Lonyę, zabiję każdego, kto ośmieli się ją skrzywdzić. 
- Naharys, widzę wyraźnie, że cierpisz - powiedziała Itami, układając uszy po sobie - zamieńmy ten temat na jakiś inny. 
- Nie widzę przeciwwskazań - odparł Naharys, szorstko i groźnie z początku, lecz luźna rozmowa z Itami, na tematy typowo błahe sprawiła, że basior odzyskał pogodność w głosie. Rozmawiali o czym się dało; o pogodzie, spędzonym dniu pełnym obowiązków czy też polityce Północnych Watah - Itami przyznała, że pyta z czystej ciekawości. 
Czas minął im spokojnie do północy. Przyjemny wietrzyk z południa szeleścił wysoką trawą, porastającą nieopodal siedlisza, aż przyjemnie było posłuchać - co innego jednak odczuwała Itami. Naharys spostrzegł w jej oczach niepokój, zupełnie jakby chciała coś przekazać - ale co? Tego basior zamierzał się dowiedzieć. 
- Coś nie tak? 
Wadera ze zmartwienie i zakłopotaniem, malującym się na smukłym pyszczku, spytała ze wzrokiem wbitym we własne pazury. 
- Czy mogłabym zostać u ciebie na noc? Boję się sama wracać. 
Muszę wam powiedzieć, że Naharys w tamtym momencie wyglądał na dość zdziwionego wyznaniem wadery, lecz widząc, jak bardzo jest zlękniona, nie mógł odmówić jej miejsca na nocleg... chyba, że...
- Chyba, że chcesz abym cię odprowadził? - zaproponował luźno Naharys. 
- Nie chcę robić ci problemu - odparła zakłopotana Itami, masując się łapą po ramieniu - ale, jeśli problemem jest, abym tu została, więc... 
- Nie kończ. Dobrze, zaścielę dodatkową parę futer specjalnie dla ciebie, najcieplejszą jaką mam. Na prawdę, to nie jest problem! Możesz wpadać do mnie i nocować, ile będziesz mieć ochotę. 
- Dzięki - odparła tonem wdzięcznym i wesołym - masz to u mnie zapisane. Odwdzięczę się tak, jak będę mieć okazję i sposobność. 
- Nic nie musisz robić - powiedział ze szczerym uśmiechem basior - to ja powinienem Ci być wdzięczny. Za wszystko, co robisz dla życia i zdrowia innych w watasze. 

<Itami?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1978
Ilość zdobytych PD: 989 + 10% (99 PD) 
Obecny stan: 5444 PD

środa, 22 czerwca 2022

Od Shori cd. Sininen ~ Oszroniony ogień

Plecenie wianków to naprawdę fajny pomysł. Gdy zbierałam niebieskie oraz fioletowe kwiatki, myślałam nad tym, czy będą się one odpowiednio komponować z futrem Sininen oraz Noitera. Gdy w końcu skończyłam zbierać spory pęczek roślinności, okazało się, że w zdecydowanej większości znajdowały się w niej chabry wraz z fiołkami. Zebrane rośliny podzieliłam na dwa bukieciki i przygotowałam je do plecenia. Usiadłam koło Noitera i czekając jeszcze na Sini zaczęłam pracę nad wiankiem dla Noitera. Usłyszałam od Cioci Lonyi, że fiołki mają jakąś fajną symbolikę, ale nie ważne, jak długo myślałam, nie potrafiłam sobie jej przypomnieć. Ostatecznie stanęło na tym, że są w bardzo ładnym, delikatnie fioletowym kolorze.
Czas zleciał dość szybko i nim się obejrzałam, miałam skończony wianek dla basiora i byłam w połowie wielokwiatowej korony dla Sininen. Widząc jednak niemą irytację, a także skupienie na pyszczku Kropelki, podeszłam do niej i zapytałam
– Jak Ci idzie? Wszystko okey? – Podeszłam, przyglądając się nieco poturbowanym kwiatom. ~Oj nie za bardzo~ pomyślałam, jednak nie dając po osobie tego poznać, uśmiechnęłam się pokrzepiająco do młodszej i zabrałam się za tłumaczenie jej krok, po kroku, jak można to sprawnie naprawić. Po około 15 minutach, w łapkach młodszej znajdował się delikatny wianek. Słowa pochwały padły z pyska basiora, a nim się obejrzałam, stokrotki wylądowały na mojej głowie. Zacięłam się na krótką chwilę, a po chwili rzuciłam się na młodszą z ogromnym uściskiem.
– Dziękuję Sini! – gdy odsunęłyśmy się od siebie, sięgnęłam ogonem, po niebieską koronę i również nałożyłam ją na głowę waderki. – Myślę, że pasuje Ci idealnie. – Powiedziałam z uśmiechem, gdy skrepowana Kropelka zasłoniła pysk. Ponownie skończyłyśmy w wielkim uścisku.
– Awww, jak uroczo razem wyglądacie. – Głos Noitera spowodował, że odsunęłyśmy się od siebie nieznacznie, a ja poczułam na swym pysku wypieki. – Byłyby z Was świetne księżniczki – Dodał szybko. – Zupełnie jak te z bajki o kwiecistych siostrach. Chcecie posłuchać? – Mój wzrok skierowałam na szarą. Waderka przytaknęła nieznacznym ruchem Głowy, na co basior ucieszył się wielce. Ułożył się wygodnie, co i my uczyniłyśmy i już po chwili, w pozycji półleżącej słuchałyśmy ilustrowanej cieniami, historii.

< Skok do teraźniejszości >
Rok minął nam niezwykle szybko, sporo się działo, a nasza wesoła gromadka dorosła. Każde z nas, tak jak tato, miało swoje nowe/stare obowiązki. Nie było źle, lubiłam swoją pracę. Widziałam, że rodzeństwu również nie szło najgorzej. Lecz to już nie były już te same czasy. Taaak. Dzieciństwo już nie wróci… chociaż? Czy musi? Te i inne myśli zawalały mi głowę, w to przyjemne późno wiosenne popołudnie.
– Ziemia do Chmurki! – Szara łapa Kropelki przesunęła mi się kilkukrotnie przed oczyma.
– Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się. – Uśmiechnęłam się do waderki, wygrzewającej się ze mną na piaszczystej plaży. Oczy Sininen, przyglądały mi się przenikliwie. ~Za dobrze znam to spojrzenie... Nie, nie dam Ci się tym razem.~ Stwierdziłam w myślach, jednak już po krótkiej chwili konfrontacji ze świecącymi oczyma siostry, wymiękłam.
– Ehhh… Dobra już Ci mówię. – Westchnęłam, dostrzegłam, że kąciki ust wadery lekko się podniosły.
– Zawsze to na Ciebie działa. – Zaśmiała się Sini i szturchnęła mnie lekko w bok. Przewróciłam oczami, udając obrażoną, ale nie minęło nawet kilka sekund, a już śmiałyśmy się razem.
– Widzisz Sini. Zastanawiałam się nad ostatnim rokiem naszego życia. – Zaczęłam, gdy obie się uspokoiłyśmy. Dużo się działo, z resztą sama doskonale o tym wiesz, ale… zastanawiałam się, czy nie można by… Wrócić do tych dobrych chwil? – Skupienie na pysku Kropelki zdradzało, iż zastanawia się nad moimi słowami. Nie odpowiedziała mi jednak. – Wiesz… wiem, że Cięto raczej nie bawi, ale czy mogłybyśmy pozbierać razem muszelki i bursztyny? Może znajdziemy coś ciekawego. Plaża jest dość rozległa i chyba nigdy jeszcze nie przeszłyśmy jej całej wzdłuż i wszerz. – Spytałam z nadzieję na wspólne spędzenie czasu jak za dość niedawnych, szczenięcych czasów. Wilczyca zerknęła w dal, na rozległy piaszczysty brzeg naszej watahy. Gdzieś w dali malowały się stare kłody, wyrzucone na brzeg i parę większych głazów. Po chwili Sini odwróciła się, z powrotem do mnie i zaczęła mówić
– Myślę, że…

<Sininen?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 643
Ilość zdobytych PD: 321
Obecny stan: 784

Od Yneryth’a c.d. Belief [Cz.13] ~ Biel rozjaśniająca ciemność

Samiec w trakcie rozmowy zmienił swoje nastawienie, zdając sobie sprawę, że Belief nie do końca rozumie zaistniałą sytuację. Cieszyło go to, że ominie go tłumaczenie, choć sam nie do końca wiedział, co się stało. Pewien był jedynie tego, że to nie bies wpłynął na jego zachowanie. W pewnym momencie bardzo się zaskoczył, słysząc o tym, że rozmawiał sam ze sobą. Czyżby samica nie zauważyła tamtego wilka? Coś się nie zgadzało, ale teraz nie było czasu na takie przemyślenia.
- Pewnie to przez tamtą hipnozę, musiałem nie zwrócić na to uwagi. – Starając się gładko przekonać samice.
- Kończąc wylizywanie rany. – Ważne, że jesteś cały.
- Obawiając się, o kontynuacje podróży. – Na pewno nie chcesz iść tego sprawdzić?
- A co jeśli to coś poważnego? Nie powinniśmy tego tak zostawiać, prawda?
- Myślę, że te rany będą się trochę goić, ale nie musisz się tak przejmować. – Specjalnie wykorzystując daną okazję.
- Chodziło mi o biesa, z chęcią to sprawdzę, z resztą i tak mamy po drodze.
Po krótkiej pogawędce Belief wstała, a Yneryth obrócił się w kierunku lasu. Dopiero w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak stamtąd wrócić. Znał drogę jedynie do miejsca, gdzie się obudził. W tamtym momencie to wadera była jego kluczem do powrotu.
- A jak z twoim głodem? – Spoglądając w jej stronę. – Jeśli czegoś potrzebujesz to mów, choć z zielarstwa i innych pomocnych rzeczy odpadam.
- Na razie niczego nie potrzebuję, ale będę musiała udać się do medyka.
Oboje zaczęli marsz z powrotem do pozostawionego biesa. Yneryth spowolnił tempo, aby Belief nadążała i nie musiała się nadto wysilać. Pogoda powoli się zmieniała, chmury zaczynały się kłębić i nawarstwiać. Otoczenie traciło kolory, coraz bardziej się przyciemniając, mimo tego, że już powoli wschodziło słońce. Nie minęło dużo czasu, nim z nieba zaczęły opadać krople zimnej cieczy. Basior z niezadowoleniem spojrzał na swoje futro, lecz nic z tym nie mógł zrobić. Belief zdawała się dalej pełnić podstawowe czynności życiowe, nie wyglądało, by miała w najbliższym czasie zemdleć. Deszcz spadając na jej ranę, zdawał się palący. Wadera momentami przymrużała oczy, jakby odcinając się od bólu. Otwierając oczy, zauważyła, że samiec przystanął. Z lekkim zdziwieniem, zapytała.
- Coś nie tak?
- Hmm jest mały problem, nie pamiętam jak iść dalej. Mogłabyś poprowadzić dalej? – Zabolało go to, że musiał prosić o pomoc, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Pewnie. – Lekko się uśmiechając.
Belief prowadząc, wytyczyła odpowiednie tempo, tak aby nie tracić czasu, ale jednocześnie się nie nadwyrężać. Szła jakby czymś zamyślona. Yneryth zastanawiając się, o co może chodzić, a jednocześnie obawiając o swoje małe tajemnice, spytał.
- O czym tam tak rozmyślasz?
- Nie, to nic takiego. – Zrobiła lekką pauzę w wypowiedzi. – Myślałam nad dalszą drogą, to wszystko.
Yneryth nie do końca uwierzył w jej słowa, widmo jego persony krążyło mu po głowie. To kim jest nie było już dla niego tak oczywiste jak wcześniej. Dlatego wolał nie chwalić się, że traci nad sobą kontrolę. Na szczęście samica zdawała się tego jeszcze nie wiedzieć. Przerwał swoje rozmyślania widząc kanion, nagle zaczęły wracać mu wspomnienia. Tak jakby przeżywał wszystko na nowo.
- Czyli ten bies, powinien być tam na dole, tak ?
- No przecież mówiłam ci, że tam jest. – Spojrzała w dół, wychylając się za krawędź. Jej mina zdawała się zaszokowana.
- Zdaje się, że pan bies się obraził i sobie poszedł. – Uśmiechając się.
- Przecież nie żył, leżał tam na dole. Co się stało?
- Nie jestem pewien, ale widzę ślady pazurów na ścianie kanionu. O tam widzisz.- Wskazuje łapą.
- Rzeczywiście, są. Co mogło je zostawić?
- Myślę, że lepszym pytaniem będzie. Co o takim rozmiarze, potrafi się wspinać po pionowej ścianie?

Belief?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 586
Ilość zdobytych PD: 293 PD
Obecny stan: 2661 PD

wtorek, 21 czerwca 2022

Od Eowiny c.d Belief [ cz 2] ~ Kiepsko to wygląda

Leżała sobie spokojnie nad jeziorem Lac de Cristal, które zdecydowanie stało się jej ulubionym miejscem tutaj. Po tym, jak zwiedziła wszystkie zbiorniki wodne na terenie watahy to zdecydowanie i bezceremonialnie skradło jej uwagę. Uwielbiała zbiorniki wodne, woda zawsze koiła jej nerwy i rany będąc przy swoim żywiole czuła się bezpiecznie. Szczególnie jej się podobało, że mało wilków się tu pojawiało. Nie była mentalnie jeszcze na zawiązywanie relacji. Choć poznała już jednego wilka, to nie spieszyła się do poznania kolejnego za szybko. wiedziała, że przez swój styl życia, jakie prowadziła, zanikły u niej umiejętności społeczne. Jednak zamierzała sobie dać tyle czasu ile potrzebowała, a przynajmniej tak usprawiedliwiała sobie swoją niechęć do zmiany obecnego stylu. Dobry wieczór-Usłyszała niespodziewanie niedaleko jej osoby. Poczuła się zmieszana, że ktoś przyłapał ją na jej rozmyślaniach i co najważniejsze nie wyczuła przybysza. Szybko spojrzała w stronę przybysza. Okazał się nim, a w sumie to okazała biała wilczyca. Woń, jaką poczuła wydała jej się znajome, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Po chwili zauważyła, że wilczyca jest poważnie ranna. Jej wewnętrzny głos już chciał proponować pomoc, jednak owa wilczyca nie przyszła do niej na pewno z taką prośbą to raz. Nie miała się ujawniać ze swoją wiedzą to dwa. Nie wiedziała, czy owa wilczyca pokojowe zamiary i czy należy do społeczności tutejszej to trzy.
- Witaj, wybacz, jeśli nie powinno mnie tutaj być, ale ... tutaj jest tak pięknie. - szepnęła ostatnie słowa. Wilczyca była ranna i to nie wiadomo z jakiego powodu, może walczyła lub coś ją napadło. Nie chciała wdać się w niepotrzebną walkę, więc zamierzała opuścić teren.
- Nie przeszkadzaj sobie, przyszłam tylko się napić i może coś zjeść. - mówiąc to, biała zrównała się z nią i spojrzała jej w oczy na kilka sekund. Samice miały wrażenie, jakby ich spojrzenia spotkały się na całą wieczność, choć w rzeczywistości trwało to zaledwie kilka sekund.
- Zaraz. Ja Cię znam! - Pisnęła aż radośnie, co bardzo ją zdziwiło. Wspomnienia jednak wróciły i zdała sobie sprawę, że jednak zna białą waderę.
- Tak, chyba kiedyś się spotkaliśmy, jako samotniczki bez własnych stad... gdzieś na szlaku. - Powiedziała to bardziej do siebie niż do białej, jednak wystarczająco głośno by druga wilczyca ją słyszała i uznała, że mówi do niej.
- Dobrze Cię widzieć Belief. - Zreflektowała się lekko zawstydzona swoim zachowaniem. Zdziwiła się jak żałośnie zachowywała się przy poznanych nowo poznanych wilkach. Choć z obecną wilczycą było ich zaledwie 3, doliczając alfę. Nie rozumiała, że to jej naturalna potrzeba bycia ze swoim gatunkiem wymyka się na wolność po latach bycia na smyczy. Nie mniej irytowało to Eowinę niemiłosiernie.
- Mnie również Eowino. - Biała również jej się przedstawiła i równocześnie też przypominając sobie skąd znała szarą wilczyce. Następnie biała ruszyła w stronę jeziora, by ugasić najprawdopodobniej swe pragnienie. Została tam, gdzie biała ją zostawiła pozwalając jej w spokoju zaspokoić potrzebę. Nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, tak dawno nie rozmawiała z nikim w jakby to nazwali inni, normalnie. Jednak Belief jako jedyna w jej życiu nic od niej nie chciała, pomogła jej nic nie chcąc za nic. Do dziś się zastanawiała co to za ewenement. Każdy uczył ja, że nic nie ma za darmo i każdy za coś będzie chciał zapłaty, więc i ona wierzyła w taką politykę. Jednak miała u niej dług, a to nie do pomyślenia, by ona je miała. Lepiej jak sprawa miała się inaczej. Sztywno podeszła do niej z zamiarem nawiązania z nią jakiejkolwiek konwersacji.
- Bel, kiedy widziałam Cię ostatnim razem, byłaś ... zupełnie inna. - Powiedziała prosto z mostu widząc w jakim jest stanie. Kiedy ostatnio ją widziała wydawała na bardziej zaradną.
- Tak, byłam. - Odpowiedziała krótko na jej pytanie i zaczęła znowu pić.
- Co się stało? - Była ciekawa co się stało z białą, że wygląda jakby miała zaraz paść i chciała dowiedzieć się jeszcze kilak rzeczy.
- To długa historia. Jestem wykończona. Od kilku dni próbuję dojść do siebie po ataku potwora. - Biała odwróciła się, w taką stronę, aby mogła zobaczyć jej ranną tylną nogę. - opowiem, kiedy tylko będę miała siłę na więcej słów. Muszę coś upolować. Czy mogłabyś mi pomóc? - Belief położyła się w wodzie z sykiem, kiedy jej rana zetknęła się z taflą jeziora. - Próbuję już wszystkiego, a chodzą legendy, że to jezioro ma działanie lecznicze, lecz nie mam tak dużego doświadczenia, jak Ty.... - Uważnie wysłuchała co Belief miała jej do powiedzenia. W końcu nawinęła się okazja, by spłacić swój dług wdzięczności za pomoc kiedyś jej okazaną. To było już kwestią jej honoru, by pomóc waderze wydobrzeć. Nie chciała za szybko ukazywać swoich umiejętności leczniczych jednak dla na leczenie ziołami już było za późno by pomóc białej się szybko pozbierać. Rany już pierwszy rzut oka wyglądały na kilkudniowe i zaczynały się babrać. By jej pomóc należało w trybie natychmiastowym zaprowadzić ją do medyka. No cóż, oficjalnie nim nie była, ale nie oznaczało to, że nie ma umiejętności, by jej pomóc. Westchnęła cicho analizując sytuację. I postanowiła jej pomóc po swojemu, no przecież jej tu nie zostawi.
- Pomogę ci, naprawdę nie wygląda to dobrze. Wyleczę cię i nakarmię. - Podeszła do niej i usiadła tuż przy niej.
- Jednak mam pewien warunek. - Zabrzmiała to torchę oschło. - Nikomu nie powiesz jak cię wyleczyłam, o ile w ogóle ktoś się dowie kto ci pomógł. Zamknęła oczy zbierając teraz energię, która będzie jej potrzebna do wyleczenia rany na nodze Belief. Czekała również na deklaracje od niej, że zachowa dyskrecję.

Belief?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 877
Ilość zdobytych PD: 438 
Obecny stan: 1012

Od Eowiny c.d Yneryth’a ~ Zagubienie

 Cały czas biła się z myślami - Podejść czy nie? O to właśnie było pytanie. Nie mogła zrozumieć samej siebie, jak mogła poddać się tak bardzo własnym słabościom. Wcześniej już z góry inne wilki traktowała jak zło konieczne do wykonania celu, o ile jakieś w końcu spotkała. Jej “relacje” były na zasadzie; zrób to do czego jesteś mi potrzebny i spadaj. Nie koncentrowała się na zawężeniu żadnych relacji. Jej zdaniem nikomu nie mogła już ufa. Nie miała jak nauczyć się myśleć inaczej, skoro została oszukana przez najbliższe jej wilki.

                                                                             ***
Obserwowała watahę już jakiś czas i zdziwiło ją, że nikt jeszcze jej nie wyczuł. Wcale nie starała się ukrywać swojego zapachu. - Nie mają tutaj czujek, czy co? - Zdziwiła się, ale jej wyraz pyska się nie zmienił. Chciała by ktoś za nią zrobił ten pierwszy krok, dlatego dawała się wyczuć i nie zacierała śladów za sobą. Jednak była schowana w cieniu, dla niej to i tak już wystarczające ujawnienie. Pokazanie się jeszcze do tego było, jak postawienie obok siebie tabliczkę z wielkim napisem “Tutaj jestem”. To już było dla niej uwłaczające. Po pewnym czasie zdawało się jej, że ktoś ją obserwuję. Próbowała wyczuć lub wypatrzeć tego kogoś, ale nic nie znalazła. Zaniepokoiło ją to i to konkretnie. Nie wiedziała, na czym się skupić, więc jednak postanowiła się pokazać i sprowokować tym obserwatora do ujawnienia się. Instynkt jej jednak nie zawiódł. Blisko niej, pojawiła się postać białego wilka. Wiedziała, że ktoś ją obserwuje, ale nie spodziewała się takiego nagłego pojawienia się potencjalnego obserwatora i to tak blisko niej. Biały basior podszedł jeszcze bliżej niej, co spowodowało, że się spięła. Nie wiedziała co myśleć, tyle myśli kłębiło jej się w głowie. Normalnie by zaatakowała nieznaną sobie postać w ramach obrony, ale wiedziała, że w końcu kogoś spotka z watahy skoro do niej dołączyła. Jednak wolałaby odbyło się to na jej warunkach i panowała nad sytuacją, a było odwrotnie. Na dodatek nie wiedziała, czy wilka ma pokojowe nastawienie i co najważniejsze, czy w ogóle jest z watahy. Jednak do tej pory nie zaatakował jej, a gdyby chciał to by to zrobił już dawno. To ją trochę uspokoiło, ale jednak nie straciła czujności. Ten bezceremonialnie usiadł obok niej i to stanowczo za blisko. Ta nie usiadłaby w razie czego być gotową do ucieczki lub obrony. Emocje z jej pyska nagle zniknęły przybierając beznamiętny wyraz. Nie wyczuwając zagrożenia ze strony wilka jednak i sobie pozwoliła usiąść nadal nie tracąc czujności. Wpatrywała się wilka czekając, aż ten deklaruje czego od niej chce. - Witaj, czemu się tak tu przyglądasz? – Powiedział spokojnym głosem, patrząc na idące przed nim wilcze stadko. Nie czekała długo by ten się odezwał. Jednak od razu się nie odezwała. Spojrzała się najpierw na niego, potem na watahę i po pewnym czasie znowu na niego. Już wiedziała, że trafiła na wilka z watahy, więc nic jej nie zrobi. Teraz ona musiała pokazać, że ma pokojowe zamiary. - Witaj, niedawno tu dołączyłam. - Umilkła na chwile zastanawiając się co odpowiedzieć wilkowi na jego pytanie. - Poznaje społeczeństwo, do którego dołączyłam. - Odpowiedziała krótko i rzeczowo. Wiedziała, że to wilk z watahy, ale nie wiedziała jak się nazywa i jaką pełni funkcję. Może nie wiedziała, że właśnie rozmawia sobie tak beztrosko z drugim alfą.

Yneryth ?

PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 530
Ilość zdobytych PD: 265 PD
Obecny stan: 574 PD

Od Itami c.d Atrehu | Naharys ~ Wzloty i upadki

  Czy czuła rozkosz? Skłamałaby gdyby zaprzeczyła, ale trzeba sobie zadać wtedy zasadnicze pytanie - Czy to jest aby ten facet? Ten, facet bliski sercu wadery, który będzie gotów kochać ją, jak swoją wybrankę. Czy Atrehu był jej przeznaczony? Nie miała pojęcia, a już tym bardziej nie mogła się nad tym rozwodzić. Nie w tamtym momencie, gdy basior w korzystny dla obu sposób wykorzystywał swój długi, prężny język. Czuła silny chwyt palców rudego na swych biodrach i świdrujące ją od środka uczucie... 

- Atrehu... - mrucząc, wypowiadała jego imię z miłością i namiętnie zerkała na to, co właśnie działo się za jej plecami... a konkretnie pod puchatym lisim ogonem. ~ O bogowie! - krzyczała w myślach, zachłystując się jednocześnie powietrzem. 

***
 Wtulona policzkiem w jego klatkę piersiową, leżała całkiem bez sił, ale wyjątkowo rozluźniona i spełniona. Czuła miarowy oddech basiora, który w tamtym momencie pieszczotliwie i z wyrafinowaną czułością, gładził jej głowę między uszami. Leżeli tak w gęstwinie zieleni, zaciągnięci powietrzem, przesiąkniętym doszczętnie morską bryzą, a wieczorne bzyki przelatujących nad nimi owadami, były poezją dla ich uszu - tak też rozkoszne były dźwięki natury, przy basiorze którego uważała za przyjaciela, ale i też kochanka. Pod żadnym pozorem nie ukrywała szczęścia z faktu, iż Atrehu to nie tylko powiernik i opiekun, ale przede wszystkim wspaniałym kochankiem. Nie żałowała żadnej nocy, spędzonej z nim w łożu, ale też przyznać musiała, że też bała się... Czego? No właśnie, oto jest pytanie. Bała się tego, czy stworzona jest do związku z Alfą - No, w tym przypadku z Betą, ale mimo tego, w samcu płynęła krew władców. Można to wyczuć na kilometr, tak samo, jak aurę którą on roztaczał... która kazała bić pokłony, zmuszała do uległości. Miłość to też w pewnym sensie wysiłek - Itami zorientowała się, że gdy naciągają chwile smutku czy też kontuzji, trwała czule przy Atrehu, służąc mu wszelką pomocą. Czy to lekarską, czy psychologiczną. Doskonale pamiętała opanowanego przez gniew i rozpacz Atrehu, po tym, jak Tsumi w bolesny sposób zerwała z nim wszelkie kontakty, dając jednocześnie do zrozumienia, jak bardzo się nim rozczarowała. Czuła, iż pomimo niebezpieczeństwa, jakie groziło jej ze strony rozjuszonego basiora, nie odstąpiła go, ani na krok - posunęła się nawet do tego, że się mu postawiła! 
~ I tyle masz mi do powiedzenia? - zapytała spokojnie, bez cienia gniewu, bowiem wiedziała, że Atrehu targała wściekłość. Nie musiała być wojowniczką, ani cieszyć się siłą w łapach, aby zniszczyć kogokolwiek. Słowa potrafią ranić głębiej niż pazury i kły, jeśli się miało odpowiednie argumenty. Mogła liczyć na cios w pysk, nakierowaną przez ślepą furię łapą Atrehu, ale wiedziała też, że samiec nie skrzywdzi nikogo, nawet wadery pod wpływem gniewu. Bywał niebezpieczny i niekontrolowany, jak wzburzone tsunami, ale nie dla niej. Nikt nie rodzi się wojownikiem, ani tym bardziej Alfą - jednakże Atrehu zasługiwał na ten tytuł... no... pomimo tego, że bywały czasem chwile, gdy basior zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos - cenił sobie beztroskie i spokojne życie, wolne od zobowiązań, ale bywały też dni, gdy brał odpowiedzialność na własną klatę. Odważnie i bezdyskusyjnie, jak prawdziwy facet - i za to też go kochała. O bogowie, to uczucie dręczyło ją, jak natrętna osa, chciała zadrżeć pod wpływem przeszywającego dreszczu, ale powstrzymała się natychmiast. Nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, przerywając tym samym błogi spokój. 
- O czym tak myślisz? - zapytał Atrehu. 
A jednak. Westchnęła lekko, unosząc głowę, aby zatopić się w szalejących płomieniach, które w tym momencie spoglądały na nią z pożądliwym gorącem - wiedziała, co to znaczy. Przybliżyła się nieco, delikatnie jak trzepot motylego skrzydła i pocałowała go, co ten przyjął go łapczywie. Wiedziała, że tylko on potrafi zapanować nad sytuacją - wystarczyło, żeby tylko zacząć, a Atrehu brał sprawy we własne łapy... a Itami, usta. Całowała go długo, namiętnie aż cały świat nagle przestał istnieć. Szum wiatru, który wcześniej mknął przez pole, nagle jakby stanął w miejscu. Ptaki, gniazdujące pod gęstą zasłoną liści, jakby straciły śpiew. Kochała go za to, że był przy niej. Kiedy odsunęła swoje usta, spostrzegła pragnienie w płomiennym wzroku Atrehu, tak bardzo dobrze jej znane - ale to nie czas i miejsce na zabawy. 
- O niczym, chodź, muszę donieść ten kwiat Lonyi, ona będzie wiedziała, co z tym zrobić. 
- Nie przejmuj się kwiatem - odparł żywo Atrehu - pomogę Ci go zerwać. 
Jak basior obiecał, tak też uczynił - dla basiora była to kwestia zaledwie kilku chwil - używając mocy przestrzeni, aby nagle pojawić się na szczycie wysokiego głazu. Wiedziała, że jakikolwiek kontakt z zielem, wywołują u samca odruchy żywej odrazy, ale... 
~ Zachciało mu się zabaw? - pomyślała z uśmiechem, nadal czując wilgoć jego śliny - niech teraz się postara zrekompensować. 
- I co teraz? - zapytał, gdy nagle wylądował przy niej, sprawnie upadając na silne łapy - aż energia jego aury uderzyła waderę w twarz. Zaprezentował przed nią zdobycz, jak dumny i sprytny kot, demonstruje właścicielom upolowaną mysz... przy czym, Atrehu jeszcze wypiął pierś, śmiejąc się głupkowato. 
~ Atrehu, mój ty głuptasie - mruknęła pieszczotliwie w myślach, zanurzyła się intensywnie w jego oczach, uderzając rytmicznie ogonem o trawiastą ziemię. 
Zarzuciwszy mu łapy na umięśnioną szyję, wtuliła policzek w aksamitne futro Atrehu, a ten natychmiast przycisnął ją do swego gorącego ciała. Przez chwilę odczuła dziwne wrażenie, jakby tuliła się do piersi ojca - on podobnie przygarniał ją do siebie, kiedy chciał okazać wobec niej swą dumę i szczęście. Tego jej trzeba było ostatnimi tygodniami - przytulić się do kogoś, to sprawiało, że chociaż przez chwilę zapominała o szarym świecie. Basior przyłożył nos do jej szyi, aby potem zaciągnąć się jej zapachem, wadera zadrżała lekko. 

***
- Już jesteśmy! - powiedziała z uśmiechem, kiedy stanęli na przeciwko wejścia do lecznicy. Z wnętrza wydobywał się znajomy jej zapach ziół, lekarstw - wiedziała, że nie są to przyjemne wonie, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Noo... Atrehu miał z tym najwidoczniej problem, bo gdy przyjrzała się mu uważnie, na jego pysku malowała się odraza, zupełnie jakby spoglądał na najohydniejszą rzecz na świecie. Dla niego, może i było ohydne, ale przy tym wyglądał tak komicznie, że Itami parsknęła głośnym śmiechem. 
- No już. Nie musisz ze mną iść, jeśli nie chcesz. 
- Nie no, odprowadzę Cię. Nie zbliżę się po prostu do tych roślin. 
Itami przewróciła szybko oczami - nie znosiła, kiedy basior tak bardzo krytykował rośliny, które... jak dobrze pamiętała, uratowały mu życie. Nie jeden raz. 
- To są zioła, Atrehu. 
- Zwał jak zwał - wzruszył ramionami - Obrzydliwe, śmierdzące rośliny, od których żołądek się przewraca! 
~ No i masz! Musiał zniszczyć tę spokojną chwilę swoim szczeniackim narzekaniem! Jak wspomniano wcześniej, Atrehu nie raz zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos, ale w tamtym momencie zasługiwał na godną zapamiętania reprymendę. Itami stanęła mu na drodze, ze zmarszczonymi lekko brwiami i groźnie trzaskającymi iskrami w błękicie jej lśniących oczu. 
- Te, jak określiłeś, obrzydliwe rośliny, uratowały Ci życie. Nie jeden raz! Ty tutaj gardzisz ziołami, a zapewniam Cię, że gdzieś tam, w jakimś zakątku świata, ratują komuś życie! 
Itami miała nadzieję, że przemówi jej buńczucznemu przyjacielowi do rozumu, ale z rozczarowaniem pomyliła się bardzo, bowiem Atrehu prychnął z pogardą. 
~ Dosyć tego, ty niewdzięczny bachorze! - z tymi myślami, Itami zdzieliła Atrehu w łeb. A żeby to uczynić, musiała podskoczyć na wysokość jego policzka - a potem trzasnęło, aż miło! 
Itami nie lubiła stosować przemocy, brzydziła się nią całą sobą, ale Atrehu ostatecznie prosił się o to.
- Czy choć raz możesz docenić To, czym się zajmujemy i przyjąć do wiadomości czyjeś zdanie poza swoim!?
Krzyk gniewu, który wcześniej osiągnął najwyższy poziom, zmalał nagle, a Itami zrozumiała nagle, co zrobiła - nie chciała tego zrobić, a mimo tego, niespodziewanie ją poniosło - przyznać musiała przed samą sobą, że nie przypuszczała, iż stać ją na tak radykalny ruch, lecz zewnętrznie spoglądała na basiora ze wściekłością. 
- Co tu się dzieje? - musieli narobić spory raban, bowiem zwrócili na siebie czyjąś uwagę. Itami, odwracając się powoli, z zaciśniętymi ze strachu zębami, ujrzała stojącą w wejściu zaniepokojoną Lonyę. Wadera nigdy nie była wobec niej surowa ani nadto wymagająca, ale Itami musiała przyznać, że swym stylem bycia mogła wywołać zamęt. Lonya nie była sama i nie spodziewała się, że przez to może dojść do niemałego spięcia. Widmo kłótni i walki zawisło w powietrzu, kiedy Atrehu zauważył stojącego obok Lonyi Naharys'a. 
~ O co może chodzić? - pomyślała z napięciem, kiedy ujrzała dziką furię, malującą się na pysku wysokiego, powoli granatowiejącego już basiora. Jego szmaragdowy - prawie złoty - wzrok, gdyby mógł zabijać, Atrehu pewnie już leżałby trupem. Wściekłość i pogarda trąciła od Naharys'a wyraźnie, a towarzyszyły temu też mocno napięte mięśnie łap. Wyglądał przerażająco - do tego stopnia, że wadera cofnęła się nieco, drżąc z niepokoju. I szczerze? Nie spodziewała się takowego ruchu ze strony przyjaciela, który nagle przysunął się blisko niej, jakby swym ciałem chciał ochronić Itami przed morderczym wyrazem Naharys'a, który niespodziewanie postąpił podobnie. Wyszedł na przeciw o dwa kroki, stanął twardo murem przed Lonyę - zupełnie, jakby mową ciała chciał przekazać Atrehu, aby się nie zbliżał. Silne napięcie wirowało w powietrzu między basiorami - chcąc dodać, że bardzo wściekłymi basiorami. Wystarczyłaby odrobina iskierki, aby panowie skoczyli sobie do gardeł, czuła to wyraźnie, dlatego Itami przyłożyła łapę na piersi przyjaciela, aby go powstrzymać przed możliwym. 
- Exan! - burknęła na niego Lonya, uprzednio uderzając basiora łokciem w ramię i powiedzmy, że to zakończyło sprawę narastającej złości w białym wilku. Odpowiedział siostrze skrytą dezaprobatą, kręcąc pomału głową, lecz zanim skrył się w cieniu lecznicy, na odchodne posłał Atrehu jadowite spojrzenie, które jasno dawało mu do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać - tak przynajmniej zinterpretowała Itami. A w rzeczywistości ten wyraz mógł oznaczać na prawdę wiele. 
Atrehu rozluźnił mięśnie i ugasił złowieszczy płomień w swych oczach dopiero, gdy zapach Naharys'a znacznie się przerzedził. 
- Czy nie wspominała, Itami, że masz wcześniejsze wychodne? - odezwała się Lonya, tym razem ze spokojem w głosie, aczkolwiek jednocześnie uśmiechnęła się do małej medyczki - Itami sięgała Lonyi ledwo do ramienia, lecz ta nieszczególnie odczuwała z tego powodu jakiś dyskomfort. 
- Wiem, ale spójrz, co z Atrehu odkryliśmy! - odparła entuzjastycznie Itami, a Atrehu zaś, dumnie zaprezentował medyczce ich rzadką zdobycz. 
- Powiem Wam, że jestem mile zaskoczona! Super, że udało się wam to odnaleźć. Ta roślina niebawem postawi wielu pacjentów na łapy. 
- W pewnym sensie, Itami to odkryła - odparł Atrehu - ja pewnie nie zauważyłbym tego zielska, nawet jakby zatańczyło mi przed oczami. 
- Bo wiemy, jak zioła na ciebie wpływają - odparły prawie jednocześnie, po czym obie wybuchły głośnym śmiechem, a Atrehu zaś, udając wielce podminowanego, uśmiechnął się głupkowato. 
***
- O co chodziło między tobą a Naharysem? - zapytała po chwili Itami, po tym, jak weszła do środka przedsionka jaskini, ugoszczona przez Atrehu. Samiec początkowo spiorunował waderę spojrzeniem, jakby usiłował zakazać jej wymawiać to imię. Potem gniew przerodził się w lekki smutek, aż nagle zmieniła się w chłodną obojętność. 
- Nic poważnego. Nie zawracaj sobie tym głowy. Myśl tylko o tym, co jest tu i teraz. - odparł łagodnie, mimo sceptycznego grymasu. ~ On coś przede mną ukrywa - pomyślała podejrzliwie Itami, racząc się pyszną dziczyzną, którą poczęstował ją samiec. Gryzła i jadła w zastanowieniu, ze wzrokiem wlepionym w częściowo ogołoconą z mięsa kość, w trakcie gdy Atrehu postanowił zawiesić na coś innego - a konkretnie na nią. Powoli przeżuwał kęs mięsa i dosłownie rozbierał ją wzrokiem, a płomienie przy tym stawały się bardziej intensywniejsze. Gdyby mogły, pochłonęłyby ją i spaliły na popiół, ale Itami nie zwracała na to najmniejszej uwagi.  
~ Co takiego ukrywasz, Atrehu? No nic... od ciebie niczego się nie dowiem. Bardzo dobrze znam twoje przekonania i wiem, że nie lubisz się nikomu spowiadać, ale też na miłość bogów, jestem twoją przyjaciółką... kochanką... nic nie stracisz, jeśli zwierzysz się mi ze swoich problemów. 
Natręctwa myśli dręczyły ją bez ustanku - to było niczym zetknięcie się ze świądem świerzbu. I w tamtym momencie przez Itami nie przemawiało wścibstwo ani ciekawość - po prostu martwiła się o Atrehu. A czy on otworzy się na jej pomoc, to już jego sprawa.  
- Pięknie dziś wyglądasz - odezwał się po chwili milczenia, ani myśląc spuścić z niej wzroku - kiedy spotkałem Cię wieczorem z twoją macochą, trudno mi było się powstrzymać. 
Możecie wierzyć lub nie, ale drobne policzki Itami zalały się nagle czerwienią, jak u dojrzałego macintosha. Chciała coś powiedzieć, zakryć się tarczą uprzejmości ale ubiegł ją ruch łapy Atrehu. Jego kciuk dotknął jej dolnej wargi - nawet nie wiedziała, kiedy pojawił się tak blisko niej, aby zdołał się na takich ruch - a dotyk ten był delikatny, bardzo czuły. Patrzył jej prosto w oczy, intensywnie i z gorącym uczuciem, jakim można obdarzyć drogą sercu basiora waderę. ~ Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi...
Zanim zdołała pomyśleć o czymś jeszcze, Atrehu dotknął językiem jej podniebienia. 
Zawsze tak zaczynał, gdy miało do czegoś dojść - czuły i namiętny pocałunek, który mógł oznaczać więcej, dużo więcej niż cała spisana powieść uczuć. 
- Atrehu.. - przerwała, odsuwając się od basiora. Na bogów! Jej policzki płonęły! 
- Tak? - wymruczał, prawie wystękał dławiony narastającym pożądaniem - Nie masz ochoty? 
- Mam, oczywiście, że mam, ale... - przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się, jakich słów użyć, aby nie rozgniewać Atrehu - dręczy mnie coś. 
- Co takiego? - przejechał zmysłowo kciukiem po jej podbródku - Powiedz tylko, a postaram ci się z tym uporać. 
- Co się stało między tobą a Naharysem? 
To pytanie zadziałało na Atrehu, jak trzask rozbijającej się butelki - wszystkie drobne odłamki romantycznej atmosfery rozprysły się na wszystkie strony. Atrehu lekko zmarszczył czoło, odsłonił lekko zęby, a oczy lekko przygasły.
- Po prostu... pokłóciliśmy się i tyle. Nie chcę w tę noc gadać o Naharysie i proszę cię, nie mieszaj się w tę sprawę! - odpowiedział ze stalową stanowczością, nadal trzymał kciuk na jej podbródku, który nagle zatrzymał się na dolnej wardze Itami. Przemówił ponownie, ale tym razem tonem łagodniejszym, niczym muśnięcie płatka róży - Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka. Wiem, że chcesz pomóc, ale... pomożesz mi, jeśli zostawisz tę sprawę w spokoju. Uwierz mi, że tak będzie najlepiej dla ciebie. 
- Nie patrzę na siebie, tylko martwię się o ciebie - Itami nie ustępowała i chciała znać prawdę - widziałam, co wieczorem zaszło pod lecznicą. Gdyby oczy mogły walczyć, pozabijalibyście się tam! Naharys wręcz patrzył na ciebie z nienawiścią. 
- Do diabła z nim! - warknął basior, podrywając się na równe łapy, a gdy zatrzymał się przed wyjściem do jaskini, jego oczy zatrzymały się na zerkającym zza mrocznych chmur księżycu. 
~ Zbyt szybko to rozegrałam - mruknąwszy w myślach wadera, przegryzła nerwowo wargę. Kiedy podeszła bliżej Atrehu, otarła policzkiem zmysłowo o jego szyję, mrucząc cicho. 
- Czy to grzech, mój drogi, że się o ciebie martwię? 
- A ja martwię się o ciebie - odparł, przygarniając ją do siebie i tak usiedli razem w blasku księżyca, wsłuchując się jednocześnie w nocną ciszę, przerywaną od czasu do czasu, przez pobliską orkiestrę świerszczy. 
- A czemu miałbyś się o mnie martwić? - zapytała wadera z opartą głową o ciepłą pierś Atrehu. 
- Że cię stracę - odparł ciepło. Itami czuła, jak masywna łapa basiora, łagodnymi i czułymi ruchami, masuje jej brzuch - to był bardzo przyjemny masaż, przez co Itami odpłynęła myślami poza kraniec wszystkiego. Byleby trwać przy nim, lecz też pewna część jej osobowości zrugała ją, że tak łatwo odpuszcza. Wiedziała całą sobą, że to nie są sprawy, w które należy się mieszać, ale tu chodzi o Atrehu i Naharys'a - dwóch największych przyjaciół, gdzie jeden za drugim wskoczyłby w ogień piekielny! Nie potrafiła tego zostawić od tak! ~ Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka - wspomniała słowa Atrehu. Przejdzie albo nie przejdzie, to sytuacja wyjątkowo niepewna, a konflikt dość poważny, aby zostawić go bez interwencji. 
*** 
Wadera wymknęła się po kryjomu, gdy wyczuła, że samiec zasnął na dobre. Z początku wyślizgnęła się spod czułego objęcia Atrehu, jakim zamknął ją podczas snu - miała szczerą nadzieję, że nie popełni żadnego błędu, bowiem nie miała ochoty spowiadać się basiorowi ze swojego nocnego wypadu. Pozostało jej też mieć nadzieję, że nie zastanie Naharys'a śpiącego - musiała jednak liczyć się z takim ryzykiem - posada Kapitana musiała być w pełni wyczerpująca, choć w głębi duszy modliła się, aby pozostał przytomny. Szła znajomymi jej wytyczonymi ścieżkami, które z reguły bywały bezpieczne, ale nocą nigdy nic nie wiadomo. Napięcie i niepokój towarzyszyło jej na każdym kroku, mimo znajomych zapachów - tu wszystko było znajome. Zioła, drzewa, zwierzęta na które polowano... nawet wiatr, nadciągający z zachodu, ale jednak bała się nieco. Może to naturalny odruch każdego stworzenia? Odruch, podsycany wyobraźnią i latami kształtowanym zmysłem przetrwania. 
Kiedy dotarła bezpiecznie do celu, odetchnęła z ulgą, z delikatnym uśmiechem wymalowanym na pysku, zerknęła do środka jaskini Naharys'a. Wnętrze było przyjemnie ogrzane, oświetlone też pomarańczowym, żywym fluorescencyjnym światłem, a na środku półokrągłej izby siedział wysoki, granatowy basior. Wpatrywał się, jak zaklęty w tańczący nad zwęglonym drewnem płomień, który sięgał prawie wyrwy w sklepieniu, mający za cel odprowadzać duszący dym na zewnątrz. Itami wykonała kilka niepewnym kroków, rozejrzała się z wahaniem. Niedaleko płomieni spało spokojnie dzieci Naharys'a - Shori leżała skulona w ścisły kłębek, z lekko rozwiniętym lewym skrzydłem, pod którym chrapała sobie słodko Sini. Najmłodszy syn, Ereden zajął miejsce przy przymierającym świetle grzybków fluorescencyjnych, częściowo pochłonięty przez półmrok. Niepewność nie opuszczała waderę, nie ośmieliła się już zrobić ani kroku, dlatego odchrząknęła cicho. Uszy Naharys'a stanęły na baczność i natychmiast zlokalizowały szmer wadery, po czym lekko zaskoczony spojrzał na niezapowiedzianego gościa. Powitał ją uprzejmym i ciepłym uśmiechem. 
- Itami? Wejdź śmiało - basior bez pardonu poklepał miejsce obok siebie, przy cieple płomieni - Co cię do mnie sprowadza? 
- Cześć - wymruczała niepewnie, podchodząc bez pośpiechu do wilka, który był jej, jak przyjaciel - a mimo tego, wahała się każdego kroku. Kiedy usiadła po lewicy basiora, dopiero wtedy zorientowała się, jak bardzo ją przewyższa - czubkiem głowy sięgała mu łokcia, poczuła się wtedy na prawdę mała. Basior mógł być wyższy, ale jego wzrok - tańczący płomień odbijał się niebezpiecznie w jaskrawo płynącym bursztynie, co też nijak nie łączyło się z jego granatową sierścią, aczkolwiek musiała przyznać, że wyglądały groźnie. Wbrew pozorom, basior przyglądał się Itami ciekawie i z oczekiwaniem. 
- No więc... - zaczęła wadera, lecz niepewność nadał chwytało ją za gardło - ja.. nawet nie wiem, od czego zacząć... 
- Spokojnie - odparł ze zrozumieniem - jeśli chcesz, możesz pomilczeć przez chwilę, aby pozbierać myśli. Weź głębokie wdechy i wal śmiało. 
Uśmiechnęła się skrycie, po tym, jak zrozumiała, jak bardzo miłym jest wilkiem. Uniosła powoli głowę, aby przyjrzeć się jego policzkom. 
- O co tak na prawdę chodzi między tobą a Atrehu? 

<Naharys?>

PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 2948
Ilość zdobytych PD: 1474 PD + 20% (295 PD)
Obecny stan: 1769 PD

Od Naharys'a c.d Belief [cz.4] ~ Pozbawieni Snu

- Zapraszam na śniadanie - rzekł z wyraźnym zadowoleniem, kiedy przygniótł łapą upolowaną zdobycz. Był to dorodny samiec bobra, idealnie umięśniony i bogaty w pożywne białko. Naharys słyszał niekiedy, że pieczone mięso bobra jest jeszcze lepsze, ale starał się zachować przy tym wszystkim naturalność. 
- To był spory samiec, nie wiem, czy umiałabym pokonać go z taką szybkością - odparła z niemałym podziwem, przyglądając się z uwagą na upolowaną zdobycz. ~ Jest skromna - przyznał w myślach Naharys, a to nieco zmusiło go, aby badawczo przyjrzeć się waderze. Belief wcale nie wyglądała na cherlawą ani pozbawioną zmysłu łowieckiego - jak to się ma w przypadku naszej małej medyczki, Itami. Ona jednak, wiedział bardzo dobrze, nie musiała się martwić o polowanie. 
- Trochę wprawy w bojach i coś takiego, nie jest niczym szczególnym. Jeszcze się nauczysz. 
W myślach jednak twierdził coś innego - uporałaby się z tym zadaniem, bez najmniejszego problemu, no, chyba że jej skromność przewyższa prawdomówność. Jedli w spokoju, od czasu do czasu, basior wtrącał luźne tematy, zazwyczaj o czymś błahym i przyziemnym. Wadera odpowiadała, uśmiechała się i jadła ze smakiem, co niezmiernie cieszyło Naharys'a - fajnie jest uczucie, kiedy czyjeś starania nie idą na marne, choć bóbr szczerze powiedziawszy, nie stanowił żadnego wyzwania. Kiedy Bel zjadła część posiłku, poczuła się najwyraźniej pełna, bowiem podeszła do niewielkiego, zaklętego w spokój źródełka i starannie obmyła usta i policzki. Ten obraz, z pozoru niewinnie wyglądający obraz myjącej się Bel, przypomniał Naharys'owi dni, kiedy to wraz z Piną, spożywał poranne posiłki, które wcześniej poprzedzali krótkimi i przepełnionymi śmiechem spacerami. Nawet, kiedy była w ciąży, nie odmawiała mu tej przyjemności, a potem Bel ułożyła się na brzuchu, przy brzegu źródełka i to położyło kres jego rozmarzeniom. Potrząsnął głową lekko zdezorientowany, poszedł w ślady wadery i ułożył się na trawiastej ziemi nieopodal. 
- Dziękuję za posiłek, nigdy nie sądziłam, że można upolować bobra. Zazwyczaj jadam zające. 
- Trzeba urozmaicać sobie dietę - odpowiedział ze śmiechem basior, spoglądając miło w jej kierunku. Jego puchaty, długi ogon zaczął uderzać o trawę, jakby był czymś podekscytowany - może to chwilowy przepływ energii?
- Czy mógłbyś opowiedzieć mi coś o stadzie? Jak długo tutaj jesteś, kto czym się zajmuje i czy dużo masz pracy jako kapitan?
- Mogłabyś powtórzyć? Chciałbym sobie to zapisać - odparł, komediancko udając zakłopotanie, po czym parsknął krótkim śmiechem, a Bel dołączyła do niego, choć Naharys wyczuł, że uczyniła to dość niepewnie. ~ Cholera, muszę nieco spuścić z tonu, aby się jakoś do mnie przekonała. 
Wykrzywił więc usta w delikatny, śmiały uśmiech, lecz też bez przesady, przybrał pozycję odpowiednio bezpieczną, aby zapewnić waderze nieco komfortu - ustawił się bokiem i ograniczał swój kontakt wzrokowy. 
- No więc, tutaj rządzi nasza Pani Alfa, Rene - z pewnością już ją widziałaś, bowiem każdy nowy członek musi zaliczyć spotkanie z nią. Jest wyrozumiała i mądra, więc nie musisz się niczego obawiać. Jestem tutaj prawie od roku i przez ciąg tego czasu, zdążyłem wskoczyć na poziom Gammy, a tym samym objąć rangę oficera - pozwala mi ono na objęcie dowództwa nad wojskiem watahy, a także spoczywa na mnie odpowiedzialność za rzetelne ich wyszkolenie. Praca, jak każda inna - ale jak też każda, ma swój poziom trudności. W moim przypadku trzeba się nieco napocić, ale nie narzekam. Grunt to nie wejść sobie na głowę. 
I wtem basior, jakby przypominając sobie o bożym świecie, zerknął na czyste błękitne niebo oraz zmrużył oczy, kiedy zorientował się, że słońce wyłoniło się zza wschodniego widnokręgu, a to oznaczało tylko jedno; nastał wczesny ranek, czas treningu. 
- Miło się gadało - powiedział spokojnie basior, wstając na równe łapy - ale obowiązki wzywają. Gdyś jeszcze czegoś potrzebowała, na przykład żeby oprowadzić cię po terenach, będę wolny późnym popołudniem, albo też możesz poprosić kogoś z naszych watahowych dziennych czujek. 
- Dziękuję bardzo - powiedziała z uśmiechem Belief - miło czasem pogadać z kimś na poziomie, z kimś, kto potrafi okazać ciepło. 
Naharys wyszczerzył się wraz z szerokim uśmiechem, zachichotał pod nosem i obdarował waderę ciepłym spojrzeniem. 
- Nie ma sprawy. Potrzebujesz, aby cię odprowadzić dokądś? Na przykład wskazać Ci drogę do lecznicy? Będąc sanitariuszką, pewnie tam będziesz najczęściej przebywać. Tam pracuje moja siostra, Lonya, bez problemu wtajemniczy cię we wszystko. 
- Byłoby świetnie - odparła Belief - mam jeszcze jedno pytanie. 
- Tak? 
- Gdzie cię znaleźć, gdybym miała jeszcze jakieś pytania albo potrzebowała pomocy? 
- Wszelkie pytania możesz skierować do naszej Alfy - odparł spokojnie - albo do jej Bety, Atrehu. Tylko uważaj... ma nieco ekstrawaganckie podejście do wader, ale też chętnie pomoże, jeśli taka będzie konieczność. 
 - Ekstrawaganckie podejście do wader? Co masz na myśli? 
Wilk przygryzł lekko wargę, wbijając wzrok gdzieś w punkt, zastanawiał się, jakiego doboru słów użyć, aby nie zabrzmiało to zbyt hmmm... odstraszająco. 
- Powiedzmy, że posiada pewną słabość do wader, ale nie przejmuj się tym. Śmiało zadawaj mu pytania i nie zwracaj uwagi na jego zachowanie. Równie śmiało rozmawiaj z nim, on Ci wszystko wyjaśni o tym miejscu. No dobrze, ja znikam, Belief. Chyba, że chcesz poobserwować dzisiejszy trening? Jeśli tak, chętnie zabiorę cię ze sobą, a być może też nauczę cię czegoś. Chcesz? 

< Belief? Śmiała decyzja?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 807
Ilość zdobytych PD: 403
Obecny stan: 4355 PD

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Od Ereden'a c.d Lonya ~ Druga Natura

 Ta noc stała się dla Ereden'a nużącą zagadką - głównie przez to, co ciotka Lonya powiedziała mu o jego... głównym problemie, natury czysto biologicznej. Czuł się dziwnie, wręcz irracjonalnie kiedy dopadała go myśl, że coś w nim tkwi. 
~ Właśnie jakiś pasożyt przyczepił się mi do czerepu! - myślał na okrągło Ereden, nie mogąc zasnąć. Wpatrywał się badawczo w migoczące pomarańczowe światło fluorescencyjnych grzybków, które porastały wysokie sklepienie lecznicy. Powiedziałoby się wręcz, że Ereden wpadł w przeświadczenie, iż to, co tkwi wewnątrz niego, obserwuje każdy jego ruch. Każdą jedną myśl. To nie dawało mu spokoju - te myśli były, jak trąd! Ciężkie do zniesienia i zwalczenia. W końcu podniósł głowę lekko sfrustrowany z bezowocnej bezczynności, otrząsnął futro z zaległego piasku i pyłu - w trakcie tego poczuł lekki zawrót głowy, po czym zachwiał się lekko na słabych łapach. Kiedy wyszedł z przedsionka, wyłonił ciekawsko głowę zza skalnej ściany, aby rozejrzeć się po lecznicy. Nocną porą, po zaspokojeniu wszystkich potrzeb, pacjenci pozasypiali w spokoju, a tym samym, ciotka Lonya miała czas wolny, który jak się później okazało, poświęcała go na studiowaniu zwojów. Pochylając się nad nimi, wadera wydawała się być odizolowana od doczesnego świata - Ereden zaś nagle wyobraził sobie, że w tym momencie ma przed sobą małą waderkę, a obok niej wetknięta w skalną szczelinę tabliczka z napisem "nie przeszkadzać, bo zatłukę". Kiedy Ereden zbliżał się powoli, Lonya ani rusz nie odrywała wzroku od pergaminu, jakby jej cały świat został zamknięty w drobnym tekście wypalonych runicznych znaków. 
- Teraz już wiem, dlaczego lubisz nocne zmiany - powiedział Ereden, tym samym wyrywając Lonyę z nurtu lektury. Jej wzrok wydawał się być zmęczony i senny, ale jednocześnie młodzik dostrzegł w nich siłę i gotowość do działania. Zawsze uważał ciocię za twardą waderę. 
- Wszystko w porządku? - zapytała tonem równie miłym, co wyraz jej pyska - uśmiechała się lekko, jakby chciała mu powiedzieć, że dobrze go widzieć w pełni sił. 
- Tak, chociaż nie mogę zasnąć. Męczy mnie ta bezczynność - odparł basior i po tych słowach, podszedł bliżej, aby skupić uwagę na wypalonym runicznym piśmie. Miały bardzo staranny i schludny charakter - ten, kto je wypalał, wiedział jak dotrzeć do czytelnika. Jednak myśli kręciły się wokół innego tematu, aby całkowicie skupić się na piśmie. Westchnął cicho. 
- Rozmawiałem z ojcem - powiedział z pozoru spokojnie Ereden, nie wiedząc czemu wtedy nie spojrzał ciotce w oczy. Może za wszelką cenę chciał ukryć przed nią fakt, że dręczy go wspomnienie jego wyrazu. Jego mina była świadectwem jego przeświadczenia, że pewnego dnia straci też i syna. Pamiętał doskonale dzień... co ja bredzę... miesiące, gdy Naharys - jego ojciec witał i żegnał dzień wyprany z chęci do czegokolwiek... podejrzewał, że gdyby nie on, Shori i Sininen, kompletnie zwariowałby z rozpaczy... albo skończyłby jeszcze gorzej. - Wyglądał na zmartwionego. 
- Nie dziw mu się. Jesteś mu bliski i boi się Ciebie stracić - odparła z żywym przekonaniem Lonya. 
- Już raz prawie tak się stało - westchnął cicho. Z tymi słowy pamięcią przeniósł się do wspomnień sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy jeszcze czubkiem głowy sięgał Lonyi ledwo do łokcia. To wywołało bestię z lasu. Oczywiście, jako szczeniak, ile mógł zapamiętać z pamiętnego wydarzenia, kiedy to leżał bez sił i świadomości, zupełnie jakby zamienił się w mały worek mięsa i kości. Przypuszczał, że ojcu po stracie Piny, nie trzeba było wielu ciosów, aby załamać go kompletnie - Ale przecież Naharys to twardy i nieustępliwy wilk! Ten, kto nie stracił kogoś ukochanego, kogoś z kim wiązał cały swój żywot i przysięgał dozgonną wierność, miłość, nie zrozumie nigdy. 
- Kto wie, czy tym razem nie na dobre - dopowiedział po chwili, wykrzywiając usta w nieco zmartwiony grymas. Ciotka Lonya zareagowała tak, jak się tego spodziewał Ereden - wczepiła w niego swe bursztynowe oczy, piękne i lśniące w półmroku, ale nawet wtedy młodzik dostrzegł w nich powagę. Miał ochotę wtulić czoło w aksamitne futro ciotki, lecz jedynie, co uczynił, to spuścił nisko głowę, aby ukryć się przed jej wzrokiem. Po co? Sam nie wiedział... Jego oczy znów napotkały jedną z linijek tekstu, który szczegółowo opisywał pasożytniczą egzystencję Musculus Verniculi, jak nazwała ją ciocia. 
- Wyjątkowo zjadliwa zmora - wyjaśniła, ale nie spuściła z wodzy swego wzroku, nadal przyglądała się mu badawczo, co lekko niepokoiło Ereden'a. Zupełnie, jakby chciała mu coś powiedzieć, lecz zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów... Ereden oderwał oczy ze zwoju. 
- Czy to właśnie to siedzi w mojej głowie? - zapytał dość niepewnie, dało się to wyczuć, niczym aromat miodu, wylewającego się z ulu, pełnego wzburzonych pszczół. 
- Chciałabym powiedzieć, że tak. W przypadku tego pasożyta wystarczy odpowiednia mieszanka leków przeciwzapalnych z wrotyczem, a po kilku dniach, zdrowym upajaniem alkoholowym. Ta paskuda nie znosi wrotyczu, z resztą jak większość owadów i pasożytów. Leki przeciwzapalne są wchłaniane do mięśni, gdzie Vernicula tworzy stany zapalne. Kiedy już nie wytrzymuje tego środowiska, próbuje przeczekać niekorzystne środowisko w układzie krwionośnym, wtedy zainfekowany ma przyjemność pobierania niezliczonych ilości alkoholu, które rozrzedzają krew, upijając przy tym robactwo. Ten się zatruwa i jest wydalany z organizmu - Ciotka Lonya w swej wypowiedzi rozluźniła w tonie nieco atmosferę, a zwłaszcza robiła znaczące uśmieszki, gdy wspominała o alkoholu - a w tym przypadku, sfermentowanym soku z owoców.
- Sprytne i niezwykle proste. Może i mi taka kuracja pomoże? Warto spróbować.
 Ciocia dość niepewnie - co też w jej przypadku było dziwne, bowiem Ereden zawsze znał ją z tej zdecydowanej strony - odpowiedziała mu, że prawie nie wie nic o tym, co w nim tkwi... być może to jeden wielki, przepoczwarzony pasożyt, który tylko z pozoru jest jego sojusznikiem - jeśli tak to można nazwać - a w rzeczywistości doczeka się dnia, gdy ten skur**el wpędzi go do piachu, ale nagle przypomniał sobie nauki Ciotki za czasów jego szczenięcych lat. 
- Pamiętać musisz jedno, że pasożyt, jaki on by nie był, nie dopuści do śmierci żywiciela. Wiesz dlaczego? - spojrzała mu w oczy pytająco. 
- No bo... - zaczął wtedy Ereden, wbił oczy we własne łapki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Był szczeniakiem, miał dopiero kilka miesięcy, ale nie był głupi. - Jak nie ma tego, co go żywi, no to... sam sobie robi krzywdę? 
- Dokładnie! - z pochwałą Lonya poczochrała malca po drobnej białej grzywce. Ereden uśmiechnął się lekko, po czym z uwagą zmierzył Lonyę wzrokiem, Po pewnym czasie, Ereden wywnioskował też z rozmów, że ciotka coś planuje w kierunku jego stanu - nie powiedziała tego wprost, kluczyła w słowach i gołym okiem było widać, że starała się dobierać ostrożnie słowa. W końcu młodzik powiedział. 
- Mam być królikiem doświadczalnym?
Wadera zaśmiała się pod nosem, lekko przymrużając oczy. 
- Jeśli tak chcesz to nazwać. Na początek chciałabym poznać objawy tego stanu, w jakim znalazłeś się po treningu z ojcem, potem będziemy badać, jakich granic trzeba się trzymać, aby do tego nie dopuścić... ale jeszcze wcześniej będę chciała poznać, jakie sytuacje i wpływy temu sprzyjają... jedno wiem na pewno, że to coś uaktywnia się tylko wtedy, gdy jesteś wściekły. I pamiętaj, że to nie będzie byle zabawa, jak z tworzeniem maści na hemoroidy. Będziesz poddawany ciężkim próbom, niekoniecznie komfortowym dla Ciebie, czy też mnie. 
- Faktycznie nie brzmi to jak spacerek w letni poranek. Cóż mogę powiedzieć... ufam Ci i wiem, że mi pomożesz.
- Skoro mam już Twoją zgodę, musimy poczekać, aż twój ojciec zgodzi się na mój kontrowersyjny pran.
- Jasne... - wymamrotał Ereden z irytacją i szczerze nie krył się z nią. Zmarszczył twarz, uderzył energicznie pięścią w posadzkę i warknął głośno - Czemu znowu on musi o czymś decydować? Czy możecie przestać mnie traktować jak smarkacza? Odkąd stałem się starszy, ani ojciec ani ty, nie traktujecie mnie poważnie. Jestem na tyle dorosły, że jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i życie... nie potrzebuję do tego ojca! 
- Nikt Cię tak nie traktuje. Jesteś traktowany jak dorosły osobnik, który jest ważny dla mnie jak i dla Twojego ojca, gotowego oddać za Ciebie życie, a teraz jedyne co może robić to bezczynnie przyglądać i oswoić z myślą, że jeżeli popełnię błąd, coś pójdzie nie tak, to może stracić kogoś kogo kocha, tym samym ja będę odpowiedzialna za Twoją śmierć.
Ereden'owi upadła sierść, która wcześniej gniewnie się nastroszyła i postawiła na sztorc, zorientował się, że z nerwów pazury powbijały się w szczeliny skalne, tworząc w ich miejscu drobne wgłębienia. Basior zdawał sobie sprawę, że wadera miała rację - ufał jej, jak matce i nic nie powinno tego zmienić. 
W każdym zdaniu, Lonya podkreślała basiorowi, jak cenny jest dla niej on sam, poza tym źle znosiła myśl, że i Ereden'a mógłby spotkać los równie marny.
- Znasz swojego ojca. Oddałby życie za bliskich. Po utracie Twojej matki zrobił się nieco nadopiekuńczy, ale nie zrozumie tego nikt, kto nie stracił ukochanego. Sama myśl o tym, że ktoś może skrzywdzić jego rodzinę sprawia, że gotowy jest walczyć przeciwko całemu światu sam. Rozumiesz co mam na myśli?
- Chyba tak, wybacz za mój wybuch - basior ze skrytą pokorą spuścił po sobie uszy, ale wpatrując się we własne łapy, zrozumiał że wcześniej taki nie był... agresja to u niego charakterystyczna cecha, ale nigdy nie stosował jej wobec Lonyi - no, wobec Naharys'a się zdarzało, lecz zazwyczaj robił to skrycie. Rzucał ciche przekleństwa pod nosem, wyładowywał złość na bogu ducha winnej ziemi, którą traktował pięścią. Zdawał sobie sprawę ze swojej impulsywności, ale i też z tego, że przestał nad nią panować.
- Nic nie szkodzi. Widać, że stałeś się dużo bardziej drażliwy niż wcześniej i to jedna z rzeczy, nad którymi już wiem, że będziemy musieli popracować. Natomiast skoro nie jesteś zmęczony, możemy przeprowadzić wywiad, dotyczący tego co stało się teraz i podczas treningu. Opowiedz mi co czułeś, kiedy ten stan się zbliża?
 Ereden podniósł głowę znad pergaminu z zapisaną wiedzą o pasożytach, aby utkwić wzrok w zerkający na ogarniętą mrokiem dolinę sierp księżyca, chcąc przypomnieć sobie wydarzenie ze wczorajszego dnia. Początkowo błądził we mgle swego umysłu, jakby to, co chciał przed chwilą odtworzyć, wydarzyło się wiele lat temu. Jakby tego w ogóle nie przeżył. 
- Nie pamiętam - odparł po chwili Ereden, kręcąc smutno głową - nie mogę sobie przypomnieć. Wszystko widzę, jak przez mgłę. 
- Spokojnie, Ereden. Nikt cię nie popędza ani nic na tobie nie wymusza. Na spokojnie przypomnij sobie. 
- Nie wiem, czuję się, jakby ten pasożyt miał też wpływ na moją pamięć, bo kompletnie... - I tak młody zaczął chodzić z kąta w kąt, usilnie przypominając sobie wszystkie szczegóły, nawet te najdrobniejsze, które mogłyby się okazać trafem w dziesiątkę. Czegoś takiego nie da odczuć się z dnia na dzień... Ereden czuł się przez chwilę, jakby przekopał się do dna swej pamięci, a skutek tego wysiłku był taki, że przywołał wspomnienia o mięśniach, napiętych niczym fortepianowe struny. Mocne, zdolne do ponadnaturalnego wysiłku, twarde od najlepszej stali. Poza fizyką jego ciała, pasożyt miewał doskonały wpływ na psychikę młodego - to poczucie doskonałości, siły we własne możliwości, aż rozpierało go od środka. Lonya słuchała go uważnie, pomimo tak późnej pory - kiwała otwarcie głową, potwierdzała skinięciem powiek, przy czym, ku zdumieniu młodego, wadera nie okazywała ani chwili zmęczenia. Kiedy skończył, wadera nie odezwała się przez jakiś czas, zniżyła nieco głowę, podpierając podbródek łapą, jakby w głowie starała posortować sobie wszystkie swoje przemyślenia. Ereden natomiast siedział cierpliwie, nie starał się jej popędzać ani przeszkadzać - od czasu do czasu zerkał na zażywających odpoczynku pacjentów albo obserwował leniwy lot świetlików nad ich głowami. 
- Czujesz jakieś symptomy związane ze zmianami? Kiedy twoje oczy stają się czarne, na powiekach rysują ci się szramy, czujesz jakiś ból? 
Ereden pokręcił żywo głową, przyjął wygodniejszą pozycję siedzenia, a kiedy Lonya zadała kolejne pytanie, młody słuchał z uwagą. 
- Czy jesteś w stanie kontrolować ten stan własną wolą?
- W pewnym sensie... chyba tak. Kojarzę, że gdy się gniewam czy coś, to samo się pojawia, bez jakiegokolwiek sygnału czy impulsu. Kiedy się uspokoję, wszystko wraca do normy. Można by powiedzieć, że emocje w tym wszystkim odgrywają rolę. 
- I działanie neuroprzekaźników, towarzyszących tym stanom. 
- Nie wiem, o jakich neuroprzekaźnikach mowa, ale chyba masz rację - odparł z lekkim uśmiechem Ereden - Boję się nawet pomyśleć, co by było, gdyby przyszedł taki czas, że zwyczajna wściekłość zamieni się w furię... 
- Podejrzewam, że wtedy nie tylko stwarzałbyś zagrożenie dla siebie samego, ale także dla innych... ślepa agresja bywa niebezpieczna - odparła tym razem poważnie, a dowodem tego był fakt, że kąciki ust Lonyi nie uniosły się, ani na jotę. 
~ Śmiertelnie niebezpieczna - pomyślał Ereden, drapiąc się nerwowo w skroń. 
- Zorientowałam się, że lekka dawka gniewu w niczym ci nie grozi - rzekła Lonya - tak, jak przed chwilą, gdy wspomniałam o twym ojcu i jego zgodzie na nasz eksperyment. Kiedy twój stan wrócił do normy, nie osunąłeś się na ziemię, pozbawiony sił, ale! Nie czułeś chociaż lekkiego zmęczenia? 
- Nie - odparł natychmiastowo Ereden - podejrzewam, że to jest coś takiego, jak dreszcz. Pojawi się i przeminie bez jakichś tam groźnych zmian. Ale to tylko moje podejrzenia, ciociu. 
- Czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, zanim przejdziemy do dalszego etapu badań? - zapytała Lonya, choć Ereden nieco zaskoczony oficjalnym tonem cioci, zerknął gdzieś w boczny kąt, przegryzając wargę. 
- Chyba nie. To tyle.,, chociaż... mam jedno. 
- Tak? 
- Pamiętasz tego odyńca, którego spotkaliśmy na polanie, wiesz kiedy? Wiem, że to nie związane ze sprawą. Co go tak rozszarpało? 

<Lonya?>

Ilość napisanych słów: 2122
Ilość zdobytych PD: 1061 PD +10% (106 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 1167 PD