Samiec przesiadywał tam, gdzie zawsze, gdy tylko mógł. Polana pośrodku lasu była dla niego jak nowy dom, którego już dawno nie miał. To miejsce było dla niego, czymś więcej niż samotnią. Cała energia miejsca potrafiła wpłynąć na jego nastrój. Zwykle przebywanie tu, poprawiało mu humor. Jednak od czasu, gdy jabłoń zaczęła umierać, on również czuł się wypalany od środka. Zastanawianie się nad ewentualnym planem uratowania go, pogrążały go całkowicie. Rozmyślania dziś zostały przerwane. Znajomy wilkowi zapach dochodził do jego nozdrzy, zanim źródło zdążyło wyjść z lasu. Jego kroki również pozostawiały wiele do życzenia. Dźwięki natury gięły się pod jego łapami, kształtując w pofalowaną falę. Naharys znajdował się już tak blisko, że zaczął przemawiać. Ciekawość i irytacja przelewała się w głowie samca, zamierzał jednak wysłuchać jego słów. Niezbyt miał dokąd uciec. Ciemny teraz wilk usiadł naprzeciwko Yneryth’a. Biały nie do końca rozumiał, co ten drugi ma na celu. Rozumiał, że chce podziękować, ale po co przyszedł teraz w nocy, gdy Yneryth pławił się w widoku nieba. Żółtooki musiał odłożyć leniuchowanie na potem.
- Chyba muszę się zgodzić, na przyjęcie podziękowań. – Wstał i ułożył się w bardziej komfortowej dla siebie sytuacji. – Mówisz, że nie łatwo cię oszukać, ale trochę ci zajęło, zanim tu przyszedłeś. Pewnie musiałeś być zajęty.
- No niby racja, ale to dlatego, że niezły z ciebie aktor, to ci muszę przyznać.
Yneryth nie do końca wiedział co na to odpowiedzieć. Zastanawiał się, czy celem samca było mu dopiec, czy też go pochwalić. Jedno było niezmienne. Ego żółtookiego nie potrzebowało pochwał innych, czasem wręcz przeciwnie. Pochwały odbierał ze zmieszanymi uczuciami. Tak było i teraz. Basior zadecydował, co zrobi. Nie kontynuował, poruszonego tematu. Po zdatnej do odczucia przerwie, zapytał Naharysa, czy zna kogoś, kto potrafi działać i współpracować z naturą. Drugi znacznie zainteresował się tym pytaniem. Tak czy siak, chyba kogoś znał. Nie był jednak skory, do współpracy bez wyjaśnienia, skąd to pytanie. Niechętnie, lecz Yneryth skinął głową w kierunku jabłoni, znajdującej się za jego plecami. Wytłumaczył też, że ów drzewo ma znaczenie dla pobliskiego otoczenia. Słowa te nie były jednak do końca kłamstwem. Wcześniej na drzewie przesiadywały ptaki oraz budowały gniazda w jego gałęziach. W cieniu chowały się robaki i inne robactwo. Drzewo naprzykrzało się jedynie trawie, rosnącej w jego cieniu. Naharys po wyjaśnieniu, dalej wydawał się zdziwiony. Coś jednak zdawało się nie grać. Samiec zgodził się pomóc w tej sprawie. Powiedział, że chyba zna kogoś, parającego się naturą. Ciemny wstał i poprosił, by Yneryth udał się wraz z nim w bliżej nieokreślonym kierunku. Biały wcale nie miał na to ochoty, chęć ocalenia drzewa jednak wygrała. Wstał i standardowym krokiem ruszył w bezpiecznej odległości od drugiego. Nie podobało mu się to, że musiał kogoś prosić o pomoc. Ten jeden raz jednak musiał jakoś znieść. Może wcale nie będzie tak, źle, jak sobie to wyobraża.
Zatrzymał się gwałtownie, widząc, gdzie zmierza Naharys. Samiec ewidentnie nie miał pojęcia, co robi. Przeszedł przez rzekę, nawet się nie zastanawiając. Nieznacznie, lecz widocznie, biały spojrzał na swoje futro i ruszył do pobliskiego cieku wodnego. Przechodząc przez niego, przypomniał sobie o prowadzonych przez siebie treningach. Wyłaniając się z wody, liczył, że muł nie pozostawił na nim takiego śladu, jak na Naharysie. O tym mógł jednak tylko pomarzyć. Łapy i brzuch były umazane, ciemnobrązowym mułem. Gęsta substancja zaczęła od razu zmieniać stan skupienia i gwałtownie zlepiając futro. Zdawać by się mogło, że Yneryth czuł każdą część swojej sierści. Od razu otrzepał się, nie czekając na zatrzymanie się przodującego. Drugi spojrzał za siebie z lekkim zdziwieniem. Yneryth nie zamierzał jednak się tłumaczyć. Właściwie dopiero teraz pomyślał o tym, by zapytać, dokąd zmierzają.
- Hmm dokąd zmierzamy? – Zapytał z nutką ciekawości.
Naharys?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 600
Ilość zdobytych PD: 300
Obecny stan: 300
Brak komentarzy
Prześlij komentarz