Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 2 czerwca 2022

Od Naharys'a ~ Event Wielkanocny ( Pisarski ~ Poszukiwanie rudej kity )

Słońce wyszło zza wschodniego horyzontu, ozłacając dolinę swymi promieniami - nadszedł ranek, a wraz z nim obietnica do spełnienia. Szczeniaki były już nastolatkami, prawie wchodziły na drogę ku dorosłości, ale dla Naharys'a zawsze będą najważniejszymi skarbami. Sininen, Shori i Ereden zawsze chcieli zobaczyć, specjalnie na okazję dzisiejszego święta, Wielkanocną Wiewiórkę. Właśnie dla takich powodów, warto mieć własne latorośle - na ciężkiej drodze, ku ich wychowywaniu i szlifowaniu charakteru, ujrzeć też wyraz ich uśmiechniętych pysków. A u siebie satysfakcję ze spełnienia rodzicielskiego. Jesteście jednak sobie w stanie wyobrazić, jak trudny i męczący był ten początek? Nie przypuszczał, że na tę okazję, Rene odwoła obowiązek treningu, na czas świąt, a co oznaczało? Ranek i przedpołudnie spędzone na bezkarnym spaniu w najlepsze, będąc zakopanym pod stertą ciepłych futer w wygodnym łożu - ale jak tu spać, gdy tu szczeniaki wariują? Tak więc, Naharys będzie musiał sobie odmówić tak rozkoszną przyjemność - Wstał więc, przeciągnął się leniwie i długo, aż w kręgosłupie strzeliło, po czym spojrzał po kolei na swoje szczeniaki.
- Zjemy coś na śniadanie i pójdziemy znaleźć tę waszą wiewiórkę - powiedział z uśmiechem Naharys.
- Ale z okazji tego dnia, nie wolno nam krzywdzić żadnej istoty, tato! To święto ma prawo obchodzić każdy z nas. - zauważyła Shori.
- Dlatego więc zrobiłem drobny zapas jedzenia, jeszcze przed Wielkanocą. Chcecie mieć okazję, aby spotkać Wielkanocną Wiewiórkę? Siadajcie więc do śniadania i ruszamy w drogę. Zjedli więc we czworo porządny jeleni udziec, a całokształt posiłku uzupełnili bogatymi w witaminy owoce - Ereden bardzo lubił gruszki i pod koniec każdego dnia, znosił kilka do jaskini, zupełnie jakby był od nich kompletnie uzależniony. I tak z pełnymi brzuchami i dobrymi humorami, czwórka wilków wyłoniła się z cienia jaskini, aby na własne oczy powitać poranek. Shori i Sininen rozpostarły swoje skrzydła, oznajmiając że spotkają się na miejscu, przy wysokim buku, nieopodal Clairière Verte. Naharys sam nie wiedział, czy to dobry pomysł, bowiem był zdania, że rodzina powinna trzymać się razem - wszystko może się wydarzyć. Jednak ostatecznie zgodził się i nie pozostało mu nic innego, jak wraz z synem, ruszyć we wiadomym kierunku. Podobno to właśnie pod tym buczkiem, dojdzie do następnego pojawienia się Wielkanocnej Wiewiórki! Ereden był ciekaw tylko jednej sprawy - czy uda się mu ją schwytać!
Nic raczej nie zapowiadało naszym bohaterom, że stanie się coś niespodziewanego. Słońce wysuwało się powoli ku najwyższemu punktowi na niebie, które zasnute puchatymi chmurami, wydawało się równie szczęśliwe. Nie zapowiadało się nawet na delikatny deszcz, a z południa zaś parł powoli łagodny wicherek. Dało się wraz z nim wyczuć przeróżne zapachy lasu, rozkwitniętego lasu, bowiem niedawno oficjalnie nastało lato. Naharys niezbyt wspaniale znosił tutejsze upały - wilk, taki jak on, był wychowywany na północy, czyli tam, gdzie klimat jest surowy i wyjątkowo wietrzny. Tam zimy są długie i bezwzględne, a wiosny zaś krótkie i niezbyt rozpieszczające. Sam już wyobrażał sobie, że wraz z synem, przedzierają się przez grubą warstwę przyjemnie zimnego śniegu. Miewał też taki przypadek, który przytrafił się mu w tej watasze, kiedy dolina pokryta była śnieżną kołderką - To wszystko stało się za sprawą zakładu ze swoim przyjacielem Atrehu (wydarzenie z eventu Bożonarodzeniowego). Cały konkurs polegał na tym, kto ulepi wyższego i większego bałwana - mimo gorliwego doppingu ze strony Shori, niestety przegrał, lecz czy owa porażka musiała wiązać się z czymś nieprzyjemnym? Zaliczył kąpiel w przeręblu, a minę przyjaciela, która mówiła sama za siebie, zostawił sobie na deser.
~ Jak to jest możliwe? Jak on to wytrzymuje? - zdawał się mówić.
Z jego własnych rozmyślań wyłonił go głos Ereden'a, oznajmiając że są już niedaleko - słychać było, jak tkwi w jego głosie ekscytacja i pewien rodzaj radości. Z kształtującym się uśmiechem pod nosem, Naharys sprężył ruchy, omijając przydrożne krzewy, rosnące w towarzystwie wilczomleczy i jaskółczego ziela. Wzniósł się na szczyt grzbietu, porośniętego wysoką trawą wzgórza i spostrzegł wspomniany wcześniej samotny buczek, przy którym czuwały już dwie wadery. Sininen i Shori, widząc nadchodzących basiorów, pomachały im radośnie.
- I jak? Wiewiórka jeszcze się nie pojawiła? - zapytał Naharys, gdy wraz z Ereden'em po jego prawicy, zszedł z wysokiego wzgórza.
- Jeszcze nie. Czekamy tutaj już od kilku dobrych minut. Powinna zaraz pojawić.
- A gdy to się stanie, w końcu uda mi się ją złapać! - dopowiedział z szerokim uśmiechem Ereden.
- No, to życzę powodzenia! Podobno ta wiewiórka nie jest tylko głupim gryzoniem, za jaką ją uważasz! Pryśnie Ci sprzed nosa, zanim zdążysz pomyśleć o świętach! A ja wtedy Cię stłukę, jeśli przez ciebie ominie mnie okazja, aby ją spotkać! - odparła z udawaną grozą Shori. Ereden, jak to on, wywalił złośliwie jęzor i pomachał nim przed oczami przybranej siostry, na co ona kłapnęła pyskiem, jakby próbowała go przytrzasnąć zębami.
- No już, już... myślę, że po prostu ma jakieś specjalne zadanie do wykonania - odparł spokojnie Naharys, siadając między Shori a Ereden'em. - Poczekajmy na spokojnie.
Mijały im sekundy, a potem minuty przed nosem, chwile dłużyły się niespodziewanie, a nawet można by rzec, że zastała ich godzina, a Wielkanocnej Wiewiórki, jak nie było, tak nie ma. Naharys zaniepokoił się tym faktem, a wraz z nim, jego podopieczni; Ereden rozglądał się na wszystkie strony, jakby chciał wypatrzeć choćby ślad po rudym ogonie gryzonia, a wadery wymieniały między sobą zmartwione spojrzenia. Naharys, zastanawiając się przez chwilę, zaczął mimowolnie drapać się w podbródek. Co też mogło się przytrafić? Każdy bowiem wiedział, że tegoroczne święto Wielkanocy, nijak nie może obejść się bez niej.
- Tato, co się mogło stać Wiewiórce? - zapytała zmartwiona Shori.
- Wiesz... mam nadzieję, że nic złego, skarbie - odparł pokrzepiająco Naharys, po czym zerknąwszy na wysoko rosnącego mniszka, zerwał go i podarował przybranej córce - Wiesz, może wiewiórka potrzebuje nieco czasu, aby się pojawić, tak jak tego potrzebował ten kwiat. Cierpliwości, a doczekacie się spotkania z nią.
Jednakże tyle czasu już stracili, że sam zaczął wątpić we własne słowa. W końcu Naharys wstał, lecz do końca nie wiedział sam, co miałby w tej sytuacji zrobić. Szczeniaki wpatrywały się w niego z oczekiwaniem w oczach - Shori wręcz z nadzieją, że Naharys ostatecznie wpadł na jakiś pomysł. Onegdaj znalazłby sposób, bo zawsze polegał na słuszności swych pomysłów, bądź intuicji, ale teraz było inaczej. Odwróciwszy się w stronę szczeniąt, odparł dość smutno.
- Być może Wiewiórka nie pojawi się w tym miejscu. Może trzeba szukać gdzieś indziej? - Teraz nie przychodziło mu nic innego do głowy, jak dalej podtrzymywać w nich pokrzepienie i nadzieję - W końcu ją znajdziemy. Możemy ją wyczuć w powietrzu! Chodźmy zatem - w tonie starał się być przekonującym. Z drugiej jednak strony odczuwał pewne wątpliwości, co do przebiegu ich planów. ~ Naharys, do cholery! Obiecałeś im pokazać tego cholernego gryzonia! Weź się w garść i ruszaj! Dasz radę, zawsze dajesz! - zganił siebie w myślach, jednocześnie próbując podnieść się na duchu. Nie przypuszczał, że tak łatwo dosięgnie go uścisk zwątpienia. ~ Dasz radę, zawsze dajesz! - powtarzał sobie bez ustanku. Ja zapewne dałbym za wygraną już dawno temu, lecz dla Naharys'a, porażka nie wchodziła w grę. Wiele w życiu przeszedł i dotąd odnosił tyle zwycięstw (co prawda, zdarzały się porażki, ale z dumą je znosił) i nie pozwoli na to, aby pokonała go jakaś wiewiórka! Niedoczekanie losu. Akurat, jeśli mowa o losie, to z goła uśmiechnął się do basiora, bowiem na swej później drodze spotkali dość osobliwą postać. Zając zastrzygł swymi wysokimi uszami, uniósł wysoko głową znad wysokiej trawy, ściskając w łapkach dziwny wiklinowy koszyk. Normalnie Ereden rzuciłby się za nim w pogoń, gdyby nie odstraszył go fakt, iż... ten zając potrafił mówić!
- Nie rzucajcie się na mnie! - zawołał zając, unosząc wysoko łapki, gdy Ereden przymierzał się do skoku - Jestem zającem Wielkanocnym!
Ereden zahamował gwałtownie, wyraźnie zaniepokojony dziwnym zachowaniem "zwierzyny" która powinna skończyć, jako obiad dla wilków. Młody podszedł ostrożnie do uszatka, obwąchał dokładnie, po czym odsunął się nieufnie, obrzucając zająca szorstkim spojrzeniem. Co innego wadery - dziewczynki powitały zająca szerokimi uśmiechami, wzdychając przy tym uroczo. Shori była nawet gotowa pobawić się z zajączkiem, lecz zwierzę odmówiło uprzejmie, a żeby zrekompensować swój nietakt, złożył krótki pocałunek na łapie wadery.
- Potrzebuję waszej pomocy - pisnął zajączek - wszędzie szukam mojego przyjaciela, Wiewióra! To znaczy... Wiewiórkę Wielkanocną. Miałem się z nim spotkać w tym miejscu, lecz czekam już ponad godzinę, a jego jak nie było, tak nie ma. Podejrzewam, że coś musiało się mu stać.
~ A jednak moje obawy były słuszne - mruknął w myślach Naharys.
- Wiesz, kiedy ostatnio widziałeś swojego przyjaciela? - zapytał Naharys, podchodząc bliżej Zająca. Uszatek podrapał się w czubek swej głowy, marszcząc twarz w grymas intensywnego rozmyślania.
- Hmmm przed świtem. Wiewiór powiedział, że przed nadejściem ranka musi jeszcze coś załatwić i powiedział, abym przed południem poczekał tutaj na niego. Zaczynam się martwić. Dzisiejsze święta bez niego, nigdy nie będą takie same, jak wcześniej.
- A co niby taka wiewiórka robi? - zapytał Ereden hardo.
- Jest nieodłączną częścią tych świąt! Gdyby nie Wiewiór, sam nie dałbym rady obdarować wielu tymi kolorowymi pisankami! - odpowiedział żywo królik, unosząc przy tym wysoko swój wiklinowy koszyk, aby zaprezentować pokolorowane kurze jajka - Sam w jeden dzień nie dam rady wypełnić tego zadania. Proszę, pomożecie mi go odszukać?
- Tato, proszę zgódź się! - odezwała się z wyskoku Shori - nie możemy pozwolić, żeby te święta zostały stracone! Ja i Sininen ruszymy w poszukiwania z powietrza.
- A ja i ty, tato, moglibyśmy poszukać wśród zarośli - dopowiedział Ereden.
Naharys natomiast nakreślił pod nosem poważną minę i spiorunował swe potomstwo znaczącym wzrokiem.
- No tak, zabieracie się za poszukiwania, ale nie mamy nawet pojęcia, od czego zacząć - rzekł spokojnym tonem, ale nawet głuchy wyczułby w nim nutkę powagi. Te słowa momentalnie sprowadziły szczeniaki z powrotem na ziemię. Kiedy emocje między nimi nieco przygasły, Naharys zwrócił się do Wielkanocnego Zająca.
- Gdzie dokładnie widziałeś się z wiewiórką?
- Chodźcie, zaprowadzę was! - odparł uradowany zając, unosząc wysoko uszy, po czym prężnymi skokami, pokicał w stronę Golden Grove, oczywiście zachowując przy tym odpowiednie tempo, aby prowadzone przez niego wilki zdołały dotrzymać mu kroku. Kiedy dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się takowy widok; Porozrzucane na wszystkie strony i porozbijane na dnie niewielkiego jaru kolorowe jajka, skorupki walały się wśród uschniętych liści, które wiatr zgromadził z poprzedniej jesieni. Niedaleko nich, w cieniu jednego z ostrokrzewów leżał samotnie pęknięty wiklinowy koszyk. Cała ta sytuacja wprawiła Wielkanocnego Zajączka w niemałe zmartwienie.
- Coś musiało się mu stać - stwierdził po chwili uszaty.
To "coś" to zbyt wiele powiedziane, pomyślał Naharys, gdy zbliżył nos do jednej z popękanych skorupek pisanki. Woń podpowiedziała mu, że została ona zmiażdżona przez łapę... obcego wilka.
~ W okolicy panoszą się wilki - pomyślał zaniepokojony basior, gdy wyczuł w powietrzu więcej zapachów ~ Nie rozpoznaję ich po zapachu... ogólnie, jedynie co mi przychodzi do głowy, to to, że mogą być z tego jakieś kłopoty. I tak, z rodzinna wędrówka, zamieniła się w akcję poszukiwawczą, a w dodatku niezbyt bezpieczną. Z takowymi myślami, zwrócił się do szczeniaków.
- Ereden, dziewczynki, chciałbym, abyście posłuchali mego polecenia i udali się bezpiecznie do jaskini. Tam poczekacie na mnie...
- Ale tatooo! - zawołali chórem zawiedzone szczeniaki - Chcemy z tobą!
- Bez dyskusji - odparł zdecydowanie Naharys - to zbyt niebezpieczne. Nie mogę Was narażać bez potrzeby.
Ereden jednak nie zamierzał oddać kości tak łatwo, bowiem tupnął łapą i powiedział.
- Po to nas trenujesz, abyśmy sobie radzili w takich sytuacjach. Za niedługo dorośniemy; Ja stanę się paladynem, Sininen strategiem, a Shori szpiegiem, niebezpieczeństwo będzie czyhać na każdego z nas. I dalej będziesz posyłał nas do jaskini i kazał bezsensownie czekać? Wybacz, tato, ale to trochę dziwne.
Naharys miał już odwarknąć, ale z drugiej strony, nieczęsto przyznawał synowi racji, ale tym razem jego argument był mocny. Troska i strach o bezpieczeństwo swych pociech sprawiły, że przestał patrzeć na fakt, że niedługo będzie świadkiem, jak wkraczają na drogę ku dorosłości. Ku przeznaczeniu. Przyjrzał się im jeszcze raz; Sininen, taka młoda i piękna, jak jej matka, ale po jej oczach można stwierdzić, że to waderka, którą nie da się tak łatwo owinąć wokół palca. Shori była taka delikatna, a zarazem twarda, twardsza od najbardziej wyważonej stali. Ereden zaś, zapalczywy i buntowniczy, ale też bardzo silny oraz nieustępliwy - dosłownie, jakby był kopią mnie, pomyślał z uśmiechem Naharys. Jego oczy już same za sobie mawiały, że wyrósł on na dobrego wojownika.
- No dobrze, zostaniecie ze mną, ale pod jednym warunkiem, który musicie bezwarunkowo spełnić - zgodził się Naharys, jednocześnie szczypiąc nastolatków stanowczym spojrzeniem.
- Pewnie, jakim? - zapytała Sininen.
- Będziecie wykonywać moje rozkazy i polecenia bez żadnych "ale" ani zbędnych pytań. Kiedy zrobi się gorąco, macie mnie słuchać, inaczej już teraz możecie zabierać ogony w troki i smarować do jaskini. Zrozumiano?
- Tak, zrozumiano - odparli chóralnie.
- Dobrze, a więc słuchajcie mnie uważnie. Nie wiemy jeszcze, co się stało dokładnie z Wiewiórką, ale na pewno nic dobrego. Na naszym terenie panoszą się obce wilki, prawdopodobnie niebezpieczne, więc miejcie się na uwadze. Szczególnie ty, Shori... jak się ma twoje skrzydło? Możesz latać?
Przybrana córka kiwnęła hardo głową, po czym rozpostarłszy lewe skrzydło, zamachnęła się nim, aby zaprezentować ojcu jego wytrzymałość.
- Dobrze. O ile dobrze pamiętam, ty i Sininen zaproponowałaś powietrzny zwiad. Dobrze więc, polećcie i obserwujcie pobliskie tereny w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Ja i Ereden weźmiemy się za tropienie obcych.
- A co z Wiewiórem! - wtrącił się zmartwiony Zajączek - Pozwolicie, aby coś mu się coś stało?
- Spokojnie, jeśli odnajdziemy obcych, pewnikiem trafimy na trop twojego przyjaciela.
Te słowa nieco pocieszyły uszatego towarzysza.
- Na mnie już pora. Powinienem już zacząć rozdawać pisanki, które...
- W żadnym wypadku. Jeśli obce wilki nadal tu gdzieś są, tobie także grozi niebezpieczeństwo. Lepiej będzie, gdy pozostaniesz z nami... nie martw się, nie skończysz w naszych brzuchach. Zaręczam Ci to.
- Ja też... nie jem byle jakiego mięsa - dopowiedział hardo Ereden, ale jego słowa, miast obrazić Zająca, nieco go pokrzepiły.
- Każdy wie, co ma robić? Tak? Świetnie! Jakieś pytania?
Naharys rozejrzał się po zebranych, nie doczekawszy się odpowiedzi, nakazał więc rozpoczęcie akcji. Ereden wraz z Zającem, podążali za nim po jego prawicy, wadery zaś zaczęły swój powietrzny zwiad.
Zbliżało się wczesne po południe - jak ocenił Naharys po ułożeniu słońca na niebie - czas, gdy rozpoczęli swą Wielkanocną przygodę. W trakcie poszukiwań, Zając Wielkanocny zaczął rozluźniać nieco - i tak już dość napiętą - atmosferę opowiadaniami o swych przygodach z przyjacielem, którego mianuje "Wiewiór". Ereden nieco pochłonął się w odmęty opowiadań, Naharys natomiast dokładnie obserwował okolicę Golden Grove - okolica, jak to ona, była spokojna i cicha, ale przecież co on się tam znał... przecież nie był czujką. Dotychczasowe trenowanie wilków i nowych rekrutów oraz codzienna rutyna czyniła, że nie zajmował sobie głowy bezpieczeństwem okolicy. Teraz wszędzie mógł czaić się wróg. Atrehu jest czujką, pewnie przechadzał się już tym szlakiem - pewnie zauważyłby coś niepokojącego. Kiedy zbliżyli się do skraju lasu, otwierała się przed nimi szeroka polana, która ukwiecona wieloma kwiatami, tworzącymi orgię wielu kolorów, falowała w rytmie zachodzącego wiatru. Wiatru, który wydawał się nieść ze sobą dziwne zapachy. A one zaś kazały skierować się ku Forêt Ombragée, który znajdował się daleko stąd. I bardzo dobrze, pomyślał Naharys. Las ten nie słynął ze zbyt optymistycznej opinii - był on mroczny, nawet za dnia, gdzie tamtejsze drzewa, tworzące rozłożysty baldachim z liści, nie przepuszczały ani grama słonecznego światła. Tam panuje wieczny mrok, w którym nie ma miejsca na radość czy bezpieczeństwo - Atrehu mawiał mu kiedyś, że wydawało się mu, iż słyszał jakieś krzyki, dobiegające z lasu. Twierdzi się, że to krzyki dobiegające z zaświatów. Naharys pokręcił głową, odpędzając od siebie ponure myśli - Nie wierzę w takie zabobony - burknął w myślach. Mimo tego, czuł w sercu pewne ukłucie niepokoju, gdy po raz pierwszy ujrzał zarys poszycia mrocznego lasu. Prowadziła do niego zawiła ścieżka, ciągnąca się między przysychającymi krzewami oraz zgarbionymi kwiatami o wyblakłych kolorach - zupełnie, jakby rosnąc w cieniu Forêt Ombragée, ogarniał je depresyjny smutek i przygnębienie. Ziemia i trawa wydawała się chrzęścić pod palcami łap, gdy stanęło się na jego skraju.
- Jesteście gotowi? - zapytał Naharys, ale też nie oczekiwał odpowiedzi. Jeśli ich misja ma się skończyć sukcesem, trzeba bez dyskusji i z determinacją staną na przeciw temu, co zapewne czyha w tym lesie - inaczej, skąd by się wziął ten dziwny zapach? Wilki i Zajączek wkroczyli w obręb terenu, gdzie sięgał słoneczny blask, kiedy jednak penetrowali las coraz głębiej, mrok stawał się coraz gęstszy. Dla Naharys'a i Ereden'a nie stanowiło to jednak problemu, co inna sprawa była jednak z Zającem. Dlatego Naharys nakazał uszatkowi, aby wspiął się na grzbiet Ereden'a i mocno się go trzymał. We wszech ogarniającym mroku, Zajączek Wielkanocny był już tylko bezbronnym zwierzakiem, banalnym celem mrocznych łowców, którzy zapewne czaili się gdzieś w trzewiach cieni. Zapach podpowiadał im, że zbliżają się ku celu - W efekcie Ereden stawał się nieco nerwowy, Naharys wyczuł to bez problemu. Wręcz cuchnie od niego strachem, pomyślał basior. Zapach stawał się coraz to bardziej intensywny, doprowadził ich do czegoś, co wyglądało jak klatka, zbudowana z czarnych, połyskujących kości. A w niej... leżał niewyraźny kształt, ale po zapachu można było stwierdzić, iż to nieprzytomna Wiewiórka Wielkanocna! Naharys słyszał jej spokojny rytm serca oraz widział, jak w nieprzeniknionym mroku, unosi się jej brzuszek.
- Co... co tam widzicie? Dlaczego się zatrzymaliście? - dopytywał się co chwilę Zajączek. W jego głosie dość wyraźnie dźwięczała niepewność i lęk.
- Znaleźliśmy naszą zgubę - oświadczył Naharys - trzeba go jednak uwolnić. Ereden, zostań tutaj z Zającem, ja sprawdzę, czy da się coś zrobić z tą klatką.
Naharys zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się kilka metrów od klatki, obrzucając ją nieufnym spojrzeniem. Zatoczył powolny półokrąg, aby obejrzeć ją z każdej strony i wyczuć, czy aby to nie jest jakaś bardzo dobra iluzja. Niestety, za dnia nie mógł wyczuć takowej energii - jedynie, co mu pozostawało, to ryzyko. Dość ostrożnie zbliżył się do kościanej klatki, obwąchał ją dość badawczo. Cal po calu. Wydawała się jednak zwyczajnym przedmiotem, który można z łatwością zniszczyć. Oczywiście zaryzykował i próbował jednym machnięciem pazurów roznieść klatkę w pył, lecz tym samym sprowadził na siebie nieszczęście. Gdy pazur musnął kościstą powierzchnię klatki, Naharys poczuł, jak tajemnicza i nienamacalna siła pęta mu łapy, po czym przyciska do siebie. Basior łupnął bezwładnie na ziemię, uwięziony niczym upolowany jeleń, uderzając boleśnie głową o wystający korzeń.
- Tato! - krzyknął Ereden, podbiegając do ojca - Wszystko w porządku, nic ci się nie stało?
- Nie dotykaj tej klatki! - zaalarmował Naharys - odsuń się od niej!
- Lepiej posłuchaj ojca, młokosie! - odezwał się tajemniczy głos, skryty gdzieś w mroku. Ereden rozejrzał się nerwowo wokół, jednak nic nie zauważywszy, jego serce zerwało się do szaleńczego rytmu, jak galopujący koń.
~ Łatwo jest się bać czegoś, czego się nie widzi - pomyślał Ereden, gdy przypomniał sobie nauki ojca - Nie trać jednak wiary we własne siły. Kiedy i ją stracisz, jesteś już przegrany.
- Pokaż się, łajzo! - wykrzyczał Ereden - Masz jaja, aby pokazać się mi na oczy?!
- Patrzcie go! Jaki wojowniczy! - odezwał się ponownie głos, tylko tym razem z głębszym i niskim wydźwiękiem - Pytanie, czy ty masz jaja, młody, abym pokazał ci się na oczy!
- Ereden, wiem, że łapy same chcą zerwać się do ucieczki, ale... - zaczął Naharys, ale przerwał mu głęboki głos.
- Skończ pierd**ić, każdy wie, że twój syn to zlękniona suka! Chcesz, abym pokazał ci się na oczy?! Dobrze więc...
Z tymi słowy z mroku zaczął wyłaniać się, coraz to wyraźniejszy kształt wilka - konkretnie basiora. Był wysoki na ponad sto metrów w kłębie, sierść miał długą i bujną, czarną jak noc. Mięśnie idealnie zbudowane, grały wyraźnie pod skórą w trakcie chodu, a jego głowę zaś wieńczyły długie, zaokrąglone bycze rogi. Z czarnego nosa zwisał mu kolczyk z mrocznej stali.
- Ereden, wykorzystaj słabe punkty oponenta - szepnął do niego ojciec. Ereden kiwnął głową, choć w głębi serca, kłuło go niepewność i strach przed basiorem.
- I co teraz, suko? Jesteś na tyle odważny, żeby stanąć ze mną w szranki? - zapytał hardo basior, stając pewnie na przeciw Ereden'owi - Kiedy już z tobą skończę, będziesz błagał, abym cię zabił, młokosie!
Adrenalina wręcz buzowała w żyłach młodzika, a wiedział też, co to mogło oznaczać; oczy wypełniała powoli smolista czerń, a żywe zielone tęczówki wręcz się w niej zatopiły. Na powiekach Ereden'a nakreśliły się mroczne szramy, mięśnie zaczęły igrać pod jego skórą, a serce pędziło mu w klatce piersiowej, jak oszalały ogier.
- Zobaczymy, kto czyją suką się stanie! - odparł ostro Ereden. Czarny basior uśmiechnął się - a raczej to ledwo wyglądało na uśmiech, bowiem zagarnął usta lekko w górę, ukazując rząd nienaturalnie długich zębów i blask krwistoczerwonych dziąseł. W następnym momencie wykonał ruch... wystarczył jeden ruch, niemal niezauważalny dla Ereden'a, który nagle znalazł się na suchej ziemi, z przyciśniętą potężną łapą do szyi. W gardle utkwiły mu wszystkie słowa, wydawał z siebie tylko stłumione jęki.
- Wystarczy, że lekko nacisnę, aby zmiażdżyć ci krtań, synek - powiedział pewny basior, zniżając pysk do policzka Ereden'a - ale zanim cię zabiję, zobaczysz jak wpierd***m tego gryzonia.
- Zrób to! Nie zależy mi na jakimś głupim gryzoniu! - wykrztusił z trudem Ereden. To trochę zaskoczyło jego oponenta.
- To po cholerę tu jesteś?!
- Jestem tutaj, bo chciały tego moje koch...ane siostrzyczki... ughhh... - urywał w pewnych momentach, bowiem czarny basior naciskał łapą na szyję od czasu do czasu.
Nim zdołał dokończyć zdanie, Naharys splunął w stronę basiora strugą ognia, która trafiła basiora w ślepia. Ereden poczuł wolność w krtani i chwycił haust powietrza, jednocześnie słysząc głośny, nienaturalny krzyk czarnego basiora, który zakrywając sobie łapą twarz, zacisnął mocno odsłonięte zęby. Ereden wykorzystał moment chwilowej dezorientacji przeciwnika, chwycił w zęby jego kolczyk, sterczący z nosa i mocno pociągnął. Wraz z przeraźliwym krzykiem, posłyszał dźwięk rozrywanej tkanki i metaliczny zapach krwi. Wypluł czarny metal gdzieś w krzaki, nie patrzył gdzie, po czym rzucił się bykowi na rogi - z wyskoku zdzielił przeciwnika łapą w pysk z całej siły. A gdy był w stanie furii, siła ta była niepomiernie większa. Uderzenie odrzuciło go na niewielką odległość, ale to i tak zaskakujący efekt, jak na Ereden'a - w tamtym momencie właśnie powalił dorosłego wilka! Kiedy Ereden ujrzał, że czarny podnosił się, doszedł do niego w dwóch krokach, zarzucił głowę do tyłu, napinając wszystkie mięśnie szyi i czułem wyrżnął w krwawiący nos przeciwka. ~ To powinno go unieszkodliwić, pomyślał Naharys, gdy nagle poczuł, że jakaś mroczna moc uwolniła jego łapy spod swego wpływu.
- Dobra, bierzmy klatkę i wynośmy się stąd! - powiedział zdecydowanie Naharys.

***
Ereden wylądował na grzbiecie Naharys'a, który trzymał też w pysku kościaną klatkę. Młody był nieprzytomny, ale za to na jego grzbiecie siedział zmartwiony Zajączek Wielkanocny. Od czasu do czasu trącał lekko Ereden'a łapką w policzek, jakby chciał sprawdzić, czy żyje. Żył, dzięki bogom, ale był w kiepskim stanie. Lonya kiedyś mówiła, że młody musi szybko dostać leki stymulujące, inaczej istnieje ryzyko, że umrze z wycieńczenia. To była dodatkowa determinacja dla Naharys'a, aby przyspieszyć kroku - wydawać się mogło, że nic nie jest w stanie go przed tym powstrzymać. Kiedy w końcu wymknęli się szponom mroku i wkroczyli na ozłoconą przez słońce dolinę, skierowali się pędem w stronę lecznicy. Dobiegł tam w niecałe pięć minut, ledwo co dysząc - odpowiednie stanowisko zobowiązywało do wysokiej kondycji. Szybko położył Ereden'a na najbliższe łóżko, po czym nerwowo rozglądał się za Lonyą...
- Miał kolejny atak? - odezwał się głos za nim. Odwrócił się szybko, a jego zielone oczy napotkały głęboki błękit drobnej pomocnicy Lonyi. Itami zerknęła szybko na Ereden'a po czym pobiegła do przedsionka obok. Chyba wiedziała, po co biegnie, bo wróciła migiem z lekami wzmacniającymi i bez cienia zwlekania, zaaplikowała je jemu synowi.
- Dziękuję Ci - powiedział wdzięcznie Naharys.
- Pewnie, taka moja praca - odparła z uśmiechem drobna wadera. Naharys przyjrzał sie jej z uwagą. Nie mógł się zdziwić, że podobała się Atrehu. Była niewiele większa od Piny... podkreślam, niewiele! Powiedzieć można, że Naharys miał podobne upodobania, ale Itami nie była w jego typie. Jednakże na miejsce w rubryce na jego liście przyjaciół zasługuje każdy - pomyślał z uśmiechem.
- A co z Wiewiórem? - zapytał zaniepokojony Zajączek - Leży tutaj nieprzytomny, nie chcę się zbudzić!
Itami badawczo przyjrzała się nieprzytomnej wiewiórce, podchodząc ostrożnie do klatki. Naharys jednym machnięciem łapy, rozsypał klatkę w drobne kawałki - a tym samym, wydawać się mogło, że wybudził gryzonia ze stanu uśpienia. Ruda wiewiórka podniosła się w oka mgnieniu. Przyjrzała się każdemu dokładnie, jakby była lekko przytępiona... i coś na to wskazywało. Chwiała lekko główką, wydawała się nie komunikować.
- Wiewiór! Wiewiór, słyszysz mnie? - zapytał Zajączek, szturchając lekko gryzonia swą łapą.
- Tsoo... Tsooo się stało? - wymamrotała wiewiórka takim tonem, jakby wcześniej wychyliła kilka mocnych drinków ze sfermentowanego soku jabłkowego - Gdzie ja jestem?
- W dobrym miejscu - odparł Naharys.
Gryzoń zamrugał kilkakrotnie swymi paciorkowatymi oczkami, po czym przyjrzał się wszystkim wokół jeszcze raz. Musicie mi uwierzyć, albo nie, ale po tym, jak wiewiórka zorientowała się, gdzie się znajduje, bladość była widoczna przez gęstą warstwę rudego futerka.
- Wilki! W dobrym miejscu?! Dobre sobie! Zamierzacie mnie zjeść? - wykrzyczała prawie Wiewiórka. Jej głos był tak piskliwy, że była w stanie wybudzić nieprzytomnego Ereden'a. Młody uniósł gwałtownie głowę, uderzając tym samym głową o wystający z niskiego sklepienia stalaktyt.
- Przyciszcie to co tam macie... moje uszy! - wymamrotał Ereden, potrząsając energicznie głową.
- Nikt Cię tu nie ma zamiaru zjadać! - odparł Zając - Wręcz przeciwnie. Te wilki cię ocaliły!
- Wilk, który ratuje przekąskę, dobre sobie, przyjacielu! - odparła Wiewiórka z opartymi pięściami o swe biodra.
- Kto cię schwytał? Kim był ten rogaty czarny basior? - zapytał Naharys, ignorując niezwykle irytujący piskliwy głos wiewiórki.
- To był... to był... - mruczała coś pod nosem, jakby chciała sobie przypomnieć napastnika - ... poznaję go! To był Tyton! Wilk, który nie dostał Wielkanocnego Jajka! Tak... pamiętam. Pamiętam też, że jako szczeniak, marzył aby zdobyć pisanki, ale przez mój i Zajączka przypadek, pominęliśmy go. Powiedzmy sobie, że ten basior to sfrustrowana dusza, która chciała się na mnie zemścić za niespełnione marzenie. Oczywiście... nikt nie powinien zostać pominięty... to była po prostu zwyczajna pomyłka!
Po skończonej opowieści Wiewiórki, zapadła krótka cisza. Naharys i jego syn wyglądali po minach, jakby nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć, Itami przyglądała się Wiewiórce z niezrozumieniem w oczach, a Zajączek zaś ze zmartwieniem spoglądał na ranną nogę swego przyjaciela.
- Poza tym, brakuje nam farb, aby pomalować pozostałą część pisanek! Nie zdążymy w tym dniu dostarczyć ich wszystkich w tej dolinie...
- Ja mam farby! - odezwała się Itami z nieśmiałym uśmiechem na smukłym, lisim pyszczku - Pożyczyłam trochę od Noiter'a, gdy potrzebowałam kolorami pozaznaczać niektóre naczynia, aby się mi one nie myliły. Już je przynoszę!
I zanim ktokolwiek zdołał pomyśleć "o kurczę!" wadera wróciła z pokaźnym zestawem barwników. Zielony, czerwony, zółty, niebieski, fioletowy i wiele innych, cieszących wzrok kolorów.
- Doskonale! - krzyknęły gryzonie, unosząc wysoko łapki - Zabierzmy się więc za kolorowanie pisanek!
- Ale... że teraz? Tutaj? - wymamrotała Itami - Lonya mnie zabije, gdy tutaj wróci!
- Nie martw się - odparł z pewnością w głosie Naharys - to moja siostra, więc wiem, że za byle co, nie pośle nikogo do piachu...
- Taki jesteś pewien? - odezwała się Lonya za nim - Co te gryzonie tutaj robią?
Gdyby wzrok umiałby zabijać, wszyscy tutaj zgromadzeni, padliby trupem pod stalowym spojrzeniem swych bursztynowych oczu. Widać było, iż nie tryskała dzisiaj dobrym humorem.
- To lecznica czy zwierzyniec do cholery?! Jazda mi stąd inaczej posypią się głowy! No już!
I tak w brutalny sposób, cała trójka (Naharys, Zając i Wiewiór) wylądowała na kwiecistej łące, aby bez namysłu oddać się malowaniu pisanek, w trakcie, gdy Ereden dochodził do sił pod opieką ciotki i Itami. Naharys zdążył już pokolorować, aż pięć pisanek - pazurem i opuszkami, w jego przypadku nieco gorzej się malowało, bowiem bał się, że w trakcie tego zabiegu, uszkodzi wapienną skorupkę jajka. Wzorki wychodziły mu dość koślawe, aby przyprawić kogoś o załamanie nerwowe, ale też nie było tak źle. Ostatecznie Sininen i Shori wróciły ze zwiadu, gdy dostrzegły ojca w tak dziwnym towarzystwie. I też ostatecznie, Naharys mógł się czuć dumny z siebie i ze swej spełnionej obietnicy wobec córek. Kochał je nad życie. Ereden, Shori, Sininen... kocham Was! - Pomyślał Naharys, gdy przed jego oczami roztaczał się widok córek, bawiących się z Wielkanocną Wiewiórką. Obietnica spełniona!

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 4512
Ilość zdobytych PD: 2256 + 50% (1128 PD) Booster Eventowy.
Obecny stan: 3384

Brak komentarzy

Prześlij komentarz