Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Od Ereden'a c.d Lonya ~ Druga Natura

 Ta noc stała się dla Ereden'a nużącą zagadką - głównie przez to, co ciotka Lonya powiedziała mu o jego... głównym problemie, natury czysto biologicznej. Czuł się dziwnie, wręcz irracjonalnie kiedy dopadała go myśl, że coś w nim tkwi. 
~ Właśnie jakiś pasożyt przyczepił się mi do czerepu! - myślał na okrągło Ereden, nie mogąc zasnąć. Wpatrywał się badawczo w migoczące pomarańczowe światło fluorescencyjnych grzybków, które porastały wysokie sklepienie lecznicy. Powiedziałoby się wręcz, że Ereden wpadł w przeświadczenie, iż to, co tkwi wewnątrz niego, obserwuje każdy jego ruch. Każdą jedną myśl. To nie dawało mu spokoju - te myśli były, jak trąd! Ciężkie do zniesienia i zwalczenia. W końcu podniósł głowę lekko sfrustrowany z bezowocnej bezczynności, otrząsnął futro z zaległego piasku i pyłu - w trakcie tego poczuł lekki zawrót głowy, po czym zachwiał się lekko na słabych łapach. Kiedy wyszedł z przedsionka, wyłonił ciekawsko głowę zza skalnej ściany, aby rozejrzeć się po lecznicy. Nocną porą, po zaspokojeniu wszystkich potrzeb, pacjenci pozasypiali w spokoju, a tym samym, ciotka Lonya miała czas wolny, który jak się później okazało, poświęcała go na studiowaniu zwojów. Pochylając się nad nimi, wadera wydawała się być odizolowana od doczesnego świata - Ereden zaś nagle wyobraził sobie, że w tym momencie ma przed sobą małą waderkę, a obok niej wetknięta w skalną szczelinę tabliczka z napisem "nie przeszkadzać, bo zatłukę". Kiedy Ereden zbliżał się powoli, Lonya ani rusz nie odrywała wzroku od pergaminu, jakby jej cały świat został zamknięty w drobnym tekście wypalonych runicznych znaków. 
- Teraz już wiem, dlaczego lubisz nocne zmiany - powiedział Ereden, tym samym wyrywając Lonyę z nurtu lektury. Jej wzrok wydawał się być zmęczony i senny, ale jednocześnie młodzik dostrzegł w nich siłę i gotowość do działania. Zawsze uważał ciocię za twardą waderę. 
- Wszystko w porządku? - zapytała tonem równie miłym, co wyraz jej pyska - uśmiechała się lekko, jakby chciała mu powiedzieć, że dobrze go widzieć w pełni sił. 
- Tak, chociaż nie mogę zasnąć. Męczy mnie ta bezczynność - odparł basior i po tych słowach, podszedł bliżej, aby skupić uwagę na wypalonym runicznym piśmie. Miały bardzo staranny i schludny charakter - ten, kto je wypalał, wiedział jak dotrzeć do czytelnika. Jednak myśli kręciły się wokół innego tematu, aby całkowicie skupić się na piśmie. Westchnął cicho. 
- Rozmawiałem z ojcem - powiedział z pozoru spokojnie Ereden, nie wiedząc czemu wtedy nie spojrzał ciotce w oczy. Może za wszelką cenę chciał ukryć przed nią fakt, że dręczy go wspomnienie jego wyrazu. Jego mina była świadectwem jego przeświadczenia, że pewnego dnia straci też i syna. Pamiętał doskonale dzień... co ja bredzę... miesiące, gdy Naharys - jego ojciec witał i żegnał dzień wyprany z chęci do czegokolwiek... podejrzewał, że gdyby nie on, Shori i Sininen, kompletnie zwariowałby z rozpaczy... albo skończyłby jeszcze gorzej. - Wyglądał na zmartwionego. 
- Nie dziw mu się. Jesteś mu bliski i boi się Ciebie stracić - odparła z żywym przekonaniem Lonya. 
- Już raz prawie tak się stało - westchnął cicho. Z tymi słowy pamięcią przeniósł się do wspomnień sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy jeszcze czubkiem głowy sięgał Lonyi ledwo do łokcia. To wywołało bestię z lasu. Oczywiście, jako szczeniak, ile mógł zapamiętać z pamiętnego wydarzenia, kiedy to leżał bez sił i świadomości, zupełnie jakby zamienił się w mały worek mięsa i kości. Przypuszczał, że ojcu po stracie Piny, nie trzeba było wielu ciosów, aby załamać go kompletnie - Ale przecież Naharys to twardy i nieustępliwy wilk! Ten, kto nie stracił kogoś ukochanego, kogoś z kim wiązał cały swój żywot i przysięgał dozgonną wierność, miłość, nie zrozumie nigdy. 
- Kto wie, czy tym razem nie na dobre - dopowiedział po chwili, wykrzywiając usta w nieco zmartwiony grymas. Ciotka Lonya zareagowała tak, jak się tego spodziewał Ereden - wczepiła w niego swe bursztynowe oczy, piękne i lśniące w półmroku, ale nawet wtedy młodzik dostrzegł w nich powagę. Miał ochotę wtulić czoło w aksamitne futro ciotki, lecz jedynie, co uczynił, to spuścił nisko głowę, aby ukryć się przed jej wzrokiem. Po co? Sam nie wiedział... Jego oczy znów napotkały jedną z linijek tekstu, który szczegółowo opisywał pasożytniczą egzystencję Musculus Verniculi, jak nazwała ją ciocia. 
- Wyjątkowo zjadliwa zmora - wyjaśniła, ale nie spuściła z wodzy swego wzroku, nadal przyglądała się mu badawczo, co lekko niepokoiło Ereden'a. Zupełnie, jakby chciała mu coś powiedzieć, lecz zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów... Ereden oderwał oczy ze zwoju. 
- Czy to właśnie to siedzi w mojej głowie? - zapytał dość niepewnie, dało się to wyczuć, niczym aromat miodu, wylewającego się z ulu, pełnego wzburzonych pszczół. 
- Chciałabym powiedzieć, że tak. W przypadku tego pasożyta wystarczy odpowiednia mieszanka leków przeciwzapalnych z wrotyczem, a po kilku dniach, zdrowym upajaniem alkoholowym. Ta paskuda nie znosi wrotyczu, z resztą jak większość owadów i pasożytów. Leki przeciwzapalne są wchłaniane do mięśni, gdzie Vernicula tworzy stany zapalne. Kiedy już nie wytrzymuje tego środowiska, próbuje przeczekać niekorzystne środowisko w układzie krwionośnym, wtedy zainfekowany ma przyjemność pobierania niezliczonych ilości alkoholu, które rozrzedzają krew, upijając przy tym robactwo. Ten się zatruwa i jest wydalany z organizmu - Ciotka Lonya w swej wypowiedzi rozluźniła w tonie nieco atmosferę, a zwłaszcza robiła znaczące uśmieszki, gdy wspominała o alkoholu - a w tym przypadku, sfermentowanym soku z owoców.
- Sprytne i niezwykle proste. Może i mi taka kuracja pomoże? Warto spróbować.
 Ciocia dość niepewnie - co też w jej przypadku było dziwne, bowiem Ereden zawsze znał ją z tej zdecydowanej strony - odpowiedziała mu, że prawie nie wie nic o tym, co w nim tkwi... być może to jeden wielki, przepoczwarzony pasożyt, który tylko z pozoru jest jego sojusznikiem - jeśli tak to można nazwać - a w rzeczywistości doczeka się dnia, gdy ten skur**el wpędzi go do piachu, ale nagle przypomniał sobie nauki Ciotki za czasów jego szczenięcych lat. 
- Pamiętać musisz jedno, że pasożyt, jaki on by nie był, nie dopuści do śmierci żywiciela. Wiesz dlaczego? - spojrzała mu w oczy pytająco. 
- No bo... - zaczął wtedy Ereden, wbił oczy we własne łapki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Był szczeniakiem, miał dopiero kilka miesięcy, ale nie był głupi. - Jak nie ma tego, co go żywi, no to... sam sobie robi krzywdę? 
- Dokładnie! - z pochwałą Lonya poczochrała malca po drobnej białej grzywce. Ereden uśmiechnął się lekko, po czym z uwagą zmierzył Lonyę wzrokiem, Po pewnym czasie, Ereden wywnioskował też z rozmów, że ciotka coś planuje w kierunku jego stanu - nie powiedziała tego wprost, kluczyła w słowach i gołym okiem było widać, że starała się dobierać ostrożnie słowa. W końcu młodzik powiedział. 
- Mam być królikiem doświadczalnym?
Wadera zaśmiała się pod nosem, lekko przymrużając oczy. 
- Jeśli tak chcesz to nazwać. Na początek chciałabym poznać objawy tego stanu, w jakim znalazłeś się po treningu z ojcem, potem będziemy badać, jakich granic trzeba się trzymać, aby do tego nie dopuścić... ale jeszcze wcześniej będę chciała poznać, jakie sytuacje i wpływy temu sprzyjają... jedno wiem na pewno, że to coś uaktywnia się tylko wtedy, gdy jesteś wściekły. I pamiętaj, że to nie będzie byle zabawa, jak z tworzeniem maści na hemoroidy. Będziesz poddawany ciężkim próbom, niekoniecznie komfortowym dla Ciebie, czy też mnie. 
- Faktycznie nie brzmi to jak spacerek w letni poranek. Cóż mogę powiedzieć... ufam Ci i wiem, że mi pomożesz.
- Skoro mam już Twoją zgodę, musimy poczekać, aż twój ojciec zgodzi się na mój kontrowersyjny pran.
- Jasne... - wymamrotał Ereden z irytacją i szczerze nie krył się z nią. Zmarszczył twarz, uderzył energicznie pięścią w posadzkę i warknął głośno - Czemu znowu on musi o czymś decydować? Czy możecie przestać mnie traktować jak smarkacza? Odkąd stałem się starszy, ani ojciec ani ty, nie traktujecie mnie poważnie. Jestem na tyle dorosły, że jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i życie... nie potrzebuję do tego ojca! 
- Nikt Cię tak nie traktuje. Jesteś traktowany jak dorosły osobnik, który jest ważny dla mnie jak i dla Twojego ojca, gotowego oddać za Ciebie życie, a teraz jedyne co może robić to bezczynnie przyglądać i oswoić z myślą, że jeżeli popełnię błąd, coś pójdzie nie tak, to może stracić kogoś kogo kocha, tym samym ja będę odpowiedzialna za Twoją śmierć.
Ereden'owi upadła sierść, która wcześniej gniewnie się nastroszyła i postawiła na sztorc, zorientował się, że z nerwów pazury powbijały się w szczeliny skalne, tworząc w ich miejscu drobne wgłębienia. Basior zdawał sobie sprawę, że wadera miała rację - ufał jej, jak matce i nic nie powinno tego zmienić. 
W każdym zdaniu, Lonya podkreślała basiorowi, jak cenny jest dla niej on sam, poza tym źle znosiła myśl, że i Ereden'a mógłby spotkać los równie marny.
- Znasz swojego ojca. Oddałby życie za bliskich. Po utracie Twojej matki zrobił się nieco nadopiekuńczy, ale nie zrozumie tego nikt, kto nie stracił ukochanego. Sama myśl o tym, że ktoś może skrzywdzić jego rodzinę sprawia, że gotowy jest walczyć przeciwko całemu światu sam. Rozumiesz co mam na myśli?
- Chyba tak, wybacz za mój wybuch - basior ze skrytą pokorą spuścił po sobie uszy, ale wpatrując się we własne łapy, zrozumiał że wcześniej taki nie był... agresja to u niego charakterystyczna cecha, ale nigdy nie stosował jej wobec Lonyi - no, wobec Naharys'a się zdarzało, lecz zazwyczaj robił to skrycie. Rzucał ciche przekleństwa pod nosem, wyładowywał złość na bogu ducha winnej ziemi, którą traktował pięścią. Zdawał sobie sprawę ze swojej impulsywności, ale i też z tego, że przestał nad nią panować.
- Nic nie szkodzi. Widać, że stałeś się dużo bardziej drażliwy niż wcześniej i to jedna z rzeczy, nad którymi już wiem, że będziemy musieli popracować. Natomiast skoro nie jesteś zmęczony, możemy przeprowadzić wywiad, dotyczący tego co stało się teraz i podczas treningu. Opowiedz mi co czułeś, kiedy ten stan się zbliża?
 Ereden podniósł głowę znad pergaminu z zapisaną wiedzą o pasożytach, aby utkwić wzrok w zerkający na ogarniętą mrokiem dolinę sierp księżyca, chcąc przypomnieć sobie wydarzenie ze wczorajszego dnia. Początkowo błądził we mgle swego umysłu, jakby to, co chciał przed chwilą odtworzyć, wydarzyło się wiele lat temu. Jakby tego w ogóle nie przeżył. 
- Nie pamiętam - odparł po chwili Ereden, kręcąc smutno głową - nie mogę sobie przypomnieć. Wszystko widzę, jak przez mgłę. 
- Spokojnie, Ereden. Nikt cię nie popędza ani nic na tobie nie wymusza. Na spokojnie przypomnij sobie. 
- Nie wiem, czuję się, jakby ten pasożyt miał też wpływ na moją pamięć, bo kompletnie... - I tak młody zaczął chodzić z kąta w kąt, usilnie przypominając sobie wszystkie szczegóły, nawet te najdrobniejsze, które mogłyby się okazać trafem w dziesiątkę. Czegoś takiego nie da odczuć się z dnia na dzień... Ereden czuł się przez chwilę, jakby przekopał się do dna swej pamięci, a skutek tego wysiłku był taki, że przywołał wspomnienia o mięśniach, napiętych niczym fortepianowe struny. Mocne, zdolne do ponadnaturalnego wysiłku, twarde od najlepszej stali. Poza fizyką jego ciała, pasożyt miewał doskonały wpływ na psychikę młodego - to poczucie doskonałości, siły we własne możliwości, aż rozpierało go od środka. Lonya słuchała go uważnie, pomimo tak późnej pory - kiwała otwarcie głową, potwierdzała skinięciem powiek, przy czym, ku zdumieniu młodego, wadera nie okazywała ani chwili zmęczenia. Kiedy skończył, wadera nie odezwała się przez jakiś czas, zniżyła nieco głowę, podpierając podbródek łapą, jakby w głowie starała posortować sobie wszystkie swoje przemyślenia. Ereden natomiast siedział cierpliwie, nie starał się jej popędzać ani przeszkadzać - od czasu do czasu zerkał na zażywających odpoczynku pacjentów albo obserwował leniwy lot świetlików nad ich głowami. 
- Czujesz jakieś symptomy związane ze zmianami? Kiedy twoje oczy stają się czarne, na powiekach rysują ci się szramy, czujesz jakiś ból? 
Ereden pokręcił żywo głową, przyjął wygodniejszą pozycję siedzenia, a kiedy Lonya zadała kolejne pytanie, młody słuchał z uwagą. 
- Czy jesteś w stanie kontrolować ten stan własną wolą?
- W pewnym sensie... chyba tak. Kojarzę, że gdy się gniewam czy coś, to samo się pojawia, bez jakiegokolwiek sygnału czy impulsu. Kiedy się uspokoję, wszystko wraca do normy. Można by powiedzieć, że emocje w tym wszystkim odgrywają rolę. 
- I działanie neuroprzekaźników, towarzyszących tym stanom. 
- Nie wiem, o jakich neuroprzekaźnikach mowa, ale chyba masz rację - odparł z lekkim uśmiechem Ereden - Boję się nawet pomyśleć, co by było, gdyby przyszedł taki czas, że zwyczajna wściekłość zamieni się w furię... 
- Podejrzewam, że wtedy nie tylko stwarzałbyś zagrożenie dla siebie samego, ale także dla innych... ślepa agresja bywa niebezpieczna - odparła tym razem poważnie, a dowodem tego był fakt, że kąciki ust Lonyi nie uniosły się, ani na jotę. 
~ Śmiertelnie niebezpieczna - pomyślał Ereden, drapiąc się nerwowo w skroń. 
- Zorientowałam się, że lekka dawka gniewu w niczym ci nie grozi - rzekła Lonya - tak, jak przed chwilą, gdy wspomniałam o twym ojcu i jego zgodzie na nasz eksperyment. Kiedy twój stan wrócił do normy, nie osunąłeś się na ziemię, pozbawiony sił, ale! Nie czułeś chociaż lekkiego zmęczenia? 
- Nie - odparł natychmiastowo Ereden - podejrzewam, że to jest coś takiego, jak dreszcz. Pojawi się i przeminie bez jakichś tam groźnych zmian. Ale to tylko moje podejrzenia, ciociu. 
- Czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, zanim przejdziemy do dalszego etapu badań? - zapytała Lonya, choć Ereden nieco zaskoczony oficjalnym tonem cioci, zerknął gdzieś w boczny kąt, przegryzając wargę. 
- Chyba nie. To tyle.,, chociaż... mam jedno. 
- Tak? 
- Pamiętasz tego odyńca, którego spotkaliśmy na polanie, wiesz kiedy? Wiem, że to nie związane ze sprawą. Co go tak rozszarpało? 

<Lonya?>

Ilość napisanych słów: 2122
Ilość zdobytych PD: 1061 PD +10% (106 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 1167 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz