Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

środa, 8 czerwca 2022

Od Sininen: Quest I | II ~ Lisek | W pułapce

(Wydarzenia mają miejsce między wątkiem "Odwilż" a dołączeniem Pliszki)
Ciepłe promienie słońca w sposób nawet słodki padały na każdy z pysków oraz futra, rozkosznie pieszcząc swoją temperaturą wszystkie ciała, które postanowiły wyjść poza zamknięte przestrzenie, nie tyczyło się to jedynie wyłącznie wilków. Pewna wadera, która miała w zwyczaju ukrywać swoją parę skrzydeł pod fasadą ciemnej sylwetki z magicznym ogonem przypominającym namiastkę kosmosu, nie była odosobnionym przypadkiem. Wadera i tak miała trochę pracy do zrealizowania na świeżym powietrzu, zatem jakby nie patrzeć, można by powiedzieć, że zwyczajnie nie miała innej możliwości niż cieszenie się dopisującą pogodą. Nie zrozumcie jej źle: pozostałości po szczenięcej jaźni istniały i podświadomie cieszyła się, doceniając uroki coraz to cieplejszych dni, jednak utworzona maska skutecznie maskowała jej emocje, tym samym wszyscy wokół mogli ją uważać za nawet bezduszną wilczycę, gdyż zimną to raczej na pewno. Domyślała się, jak była widziana w oczach reszty watahy, jednak średnio się tym przejmowała. Opinia publiczna nie grała dla niej roli, dopóki mogła pożytecznie funkcjonować dla watahy i bronić dobrego imienia rodziny z ochroną ją, niekoniecznie interesowały ją inne rzeczy.
Przecież tak powinno być. Nie miała nawet prawa myśleć o własnym dobru, gdyż to by znaczyło tylko jedno, że była egoistką. Dobro ogółu było najważniejsze, a nie pojedynczej jednostki. Tak powinno być. Jej serce nie miało możliwości być istotne.
Z rozmyślań wyrwało ją nadciąganie jednego wilka, z którym już za szczeniaka miała sporo interakcji. Spojrzała na zbliżającą się sylwetkę osobnika, dopiero po cichym westchnięciu.
- Dzień dobry, Sininen! Piękny dziś mamy dzień, czyż nie? - Ciemny basior ze skrzydłami i rogami uśmiechał się wyraźniej z każdym krokiem w stronę swojej byłej podopiecznej. Wadera zatrzymała się, tym samym czekając na zbliżenie się przybyłego.
- Witaj opiekunie — przywitała się z lekkim skinięciem głowy. - Tak, to prawda. Szykuje się, że będzie jeszcze cieplej niż wczoraj. Spacerujesz?
- Tak, szukam sobie byle zajęcia. Odkąd cała wasza czwórka dorosła, nie mam co robić — po dodaniu ostatniego zdania w powietrzu zabrzmiał rozbawiony śmiech Noitera z całej tej sytuacji. Najwyraźniej ktoś tu się nie pogodził z leniwym życiem do momentu pojawienia się kolejnych małych łapek w watasze. Dosyć przykra sprawa, tak swoją drogą.
- Być może wkrótce będziesz miał znowu łapy pełne roboty? - Powiedziała po namyśle Nen, gdyż nie była pewna czy była na tyle z nim zaznajomiona, by spróbować pocieszyć go.
- Dziękuję za słowa wsparcia, doceniam. No, ale dość o mnie, co u ciebie? Też wyszłaś na spacer?
- Niekoniecznie, - zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy. - Mam dziś trochę do zrobienia, w zasadzie wszystko w terenie. A tak poza tym, wszystko gra. Starsza siostra przypadkiem nie wpadła na ciebie kilka dni temu?
- Shori? Pewnie, że tak. Ucięliśmy sobie miłą pogawędkę. Wspomnienia wracają, wiesz, co mam na myśli? - Opiekun zdawał się rozmarzyć o tych wielu przypadkach, kiedy to opiekował się obiema siostrami i wymyślali wiele zabaw, które rozluźniały atmosferę i jednocześnie zacieśniały więzy między nimi.
- Coś w tym jest — zgodziła się zamyślona.
- Ach, co ja robię! Jesteś zajęta, a ja cię zatrzymuję... Już cię zostawię w spokoju. Pamiętaj Sininen, zawsze możemy powspominać sobie miłe momenty zabaw.
- Przekażę to też starszej siostrze. Do zobaczenia opiekunie.
Tak oto zakończyła się krótka rozmowa między dwojgiem wilków. Noiter jeszcze odchodząc, machał jej łapą na do widzenia z tym swoim uśmiechem, który łączył się z cichym śmiechem.
Spoglądała w jego kierunku podczas zwiększania dystansu między nimi, nagle sobie uświadamiając, jak dawno się nie śmiała. W sumie najwięcej takich zjawisk miało miejsce podczas spędzania czasu z ojcem i starszą siostrą, głównie z tą drugą. Dopiero jakiś czas temu zorientowała się, że chciała wydawać z siebie te radosne odgłosy, naprawdę! Nie umiała powiedzieć, czemu jakaś niewidzialna siła skutecznie blokowała ją w wyrażaniu emocji, tworząc łatkę niezdolnej do ukazywania innych odczuć niż chłód i zdystansowanie. Była tym zmęczona — ilekroć nie próbowała, nie znalazła jeszcze tego złotego środka na zrobienie dziury w twardej skorupie na swoim sercu. Doskonale wiedziała, że starsza siostra robiła wiele, by przywrócić ciepło szczerego spojrzenia z czasów szczenięcych, niestety, nie była w stanie zdziałać zbyt wiele. Kurtyna oddzielająca serce i umysł poranionej dotkliwie wadery była zbyt gruba.
- Jak to wszystko ssie — mruknęła pod nosem, gdy w jej oczach pojawił się przebłysk psychicznego zmęczenia tym wszystkim i samą sobą. Chyba nie trzeba było mówić, jak bardzo pragnęła wewnętrznie zmiany. Z drugiej strony obawiała się jej. Czy byłaby jeszcze przydatna? Jeśli nie będzie twarda, to jak do licha ciężkiego miałaby wyglądać? Nie będzie przecież potrzebna po czymś takim...
Z ponownego nagromadzania się ciemnych chmur w myślach wyrwał ją szelest w krzakach nieopodal siebie, a następnie jej uszu dobiegło ciche popiskiwanie, które brzmiało bardzo błagalnie. Nie brzmiało to w żaden sposób groźnie, lecz zastanawiająco, dlatego powolnym krokiem zbliżyła się do roślinności w celu zbadania ów hałasów. Jej brwi poszły tylko lekko w górę na widok kręcącego się młodego liska ze łzami w oczach. Gwałtownie podskoczył po zorientowaniu się, że dorosły przedstawiciel innego psowatego gatunku obserwuje go, po czym skulił się w formację zjeżonej i przerażonej kuleczki.
- Co tu robisz, mały? - Zapytała się go cichym głosem, starając się na wykrzesanie z siebie delikatności. Ruda kruszynka była już wystarczająco wystraszona, nie chciała dolewać oliwy do ognia. Mimo podjętej próby malutki lisek zaczął się delikatnie trząść ze strachu. Nie odrzucała jednak cichego mówienia bardzo delikatnym tonem, który nawet brzmiał z nutą słodkości. - Nie zrobię ci krzywdy, słowo.
- Moi rodzice... Zniknęli — wyszeptał młodziak, tym samym ujawniając swoją płeć. Ona jednak pokiwała głową na znak zrozumienia.
- Kiedy ich ostatnio widziałeś? Dlaczego tu się ukrywasz? - Wolnym ruchem zniżyła głowę ku osiągnięcia poziomu wystraszonego malca.
- Był... Dziwny hałas... Mama krzyknęła, żebym się ukrył i czekał. Od dawna ich nie ma — wyszeptał, a pojedyncza łza opuściła jego oko. Biedactwo.
- Mogę ich poszukać, ale nie chcę cię samego tutaj zostawiać. - Ponownie przemówiła łagodnym głosem. Ostrożnie opuściła górną część ciała, gestem proponując, by wdrapał się na jej własny ciemny grzbiet. - Zajmę się tobą na ten czas, jeśli pozwolisz. To jak? Pójdziemy po twoich rodziców?
Lisek podniósł nieco wzrok i zaraz po nim głowę ku waderze. Serce jej ściskało na ten widok, gdyż w jego postaci widziała rozpaczliwe wołanie o pomoc. W jego oczach widziała własne odbicie. Ku jej niejakiemu zdziwieniu, zgodził się na propozycję, po czym zaraz znalazł się na Sininen. Uśmiechnęła się delikatnie na to.
- Zuch chłopak. Poprowadzisz mnie do miejsca, gdzie ostatni raz widziałeś rodziców?
Kiedy usłyszała kolejne słowa na potwierdzenie, jeszcze raz posłała mu uśmiech i ruszyła przed siebie w stronę wskazaną przez młodego liska. Nie przeszła nawet kilkunastu metrów, nim poczuła się zżyta z towarzyszem, którego nosiła na własnych barkach. To musiał być szok dla możliwych świadków tego widoku zrelaksowanej i uśmiechniętej Sininen, która uchodziła za chłodną, podczas rozmawiania z małym kolegą podczas osobistego niesienia go.
Przyjemna rozmowa została przerwana w momencie natrafienia wzrokiem na leżącą częściowo ukrytą pułapką, która znajdowała się nie dalej niż metr przed kroczącą ciemną waderą.
- Co jest? - Zapytała się siebie bardzo cichym głosem, lustrując przedmiot. Jego ostrość nie wyglądała do najbardziej przyjaznych. To był powód, dla którego sięgnęła po pobliski patyk i ostrożnie wsunęła go w powietrzu nad pułapką. Zgodnie z przewidywaniem, przedmiot aktywował się i zatrzasnął z głośnym łoskotem. Lisek na jej grzbiecie aż podskoczył na usłyszenie tego.
- Jest tego więcej... Trzymaj się mnie mocno i nie puszczaj — powiedziała do niego cichszym tonem po bacznym rozejrzeniu się.
Kolejne kroki stawiała wolniej, z rozmysłem. Następne pułapki nie leżały w dalekiej odległości od siebie, nawet jeśli część z nich była odsłonięta, należało zachować ostrożność. Dziwne, pomyślała. Skąd tu nagle tyle przedmiotów do pochwycenia? Jeszcze kilka dni temu nie było ich tu to dlaczego teraz ich jest na pęczki?
Dygotanie malucha znajdującego się na jej grzbiecie wysnuło podejrzenie, że to ten dźwięk usłyszał przed utratą kontaktu z rodzicami. Kierując podejrzenie, zbliżała się do sedna problemu.
Trafiła ze swoją hipotezą w momencie, kiedy usłyszała słabe szamotanie się rozlegające się dziesięć metrów przed nią, tuż za tym ogromnym kamieniem. Mając kolejne podejrzenie na zastały widok, delikatnie odłożyła młodego między wystającymi korzeniami jednego drzewa.
- Zaczekaj tu, dobrze? Zaraz wrócę — obiecała mu. W następnej chwili wskoczyła na wspomniany głaz i spojrzała, co się za nim kryje.
Widok nie należał do przyjemnych. Dwa lisy znajdujące się w potrzasku, grunt zabarwiony powoli krzepnącą krwią, zaobserwowana słaba siła działania. Tylko bogowie wiedzą, ile spędzili w tym czasu. Mówili do siebie słabym słyszalnym głosem, zapewne w celu utrzymania się przytomnymi, nawet nie szamotali się: musieli dojść do wniosku, że zrobi im to więcej szkody niż pożytku.
- Jesteście rodzicami takiego małego liska? - Zapytała się, zeskakując do nich. Samica słabo podniosła wzrok na przybyłą wilczycę.
- Mój... Syn...?
- Jest za kamieniem. Zaczekajcie, pomogę wam.
Nie było sensu wkładać łap między ostrza, musiała sięgnąć po solidną gałąź i podważyć zamknięcie w celu otworzenia go. Koniecznym było zachowanie szczególnej ostrożności, gdyż mogła się spodziewać głębokich urazów w pochwyconych kończynach i pospieszenie się.
Nawet nie wiedziała o prędkości swojego działania. Nim się zorientowała, kończyła prowizorycznie opatrywać u lisiej pary po jednej łapie, która ucierpiała. Natychmiast zwróciła się do poszkodowanych.
- Zaznaczyłam bezpieczną trasę, idźcie cały czas prosto, aż do granicy lasu. Zaraz do was dołączę.
Spodziewała się raczej namiastki awantury, jednak została mile zaskoczona: oba lisy pokiwały głowami i cicho poszli we wskazanym przez nią kierunku. Na pewno zaraz spotkają swoje młode, jednak wadera miała co innego do zrobienia obecnie. Prędkim ruchem przeleciała się nad wszystkimi pułapkami i spowodowała ich zatrzaśnięcie się, które tym samym zlikwidowało wiszące zagrożenie. Dopiero po zrobieniu tego, dołączyła do lisiej rodziny, która faktycznie czekała na nią.
- Zaprowadzę was do naszych medyków. Zajmą się wami lepiej niż ja - zakomunikowała im.
Widząc jednak ich osłabienie, musiała zmodyfikować plan. Zamiast prowadzenia, pomagała im iść, ale to samicy pozwoliła się o siebie oprzeć, małego ponownie wzięła na swój grzbiet. W tym składzie dotarli po dłużących się minutach pod szukaną jaskinię, gdzie od razu trafili w wykwalifikowane łapy. Podczas badania i następnie rzetelnego opatrywania ran u poszkodowanej lisiej pary, Sininen bez dalszej zwłoki ruszyła zgłosić fakt pojawienia się niebezpiecznych przedmiotów, które ktoś inny mógł usunąć niż ona sama, nawet jeśli nie cierpiała tego pomysłu. Odbębniła to w ciszy, lisy nie zorientowały się nawet.
Dopiero kiedy wyszły z jaskini po szczodrym podziękowaniu wszystkim za okazaną pomoc i pomachały obecnym na pożegnanie, Sininen obiecała sobie jedno podczas odmachiwania im z lekkim uśmiechem. Jak tylko dorwie drania od pułapek to mu kończyny z dupy powyrywa za narażanie bezpieczeństwa innych.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1693
Ilość zdobytych PD: 846 + 5% (42 PD).
Nagroda za Questy: 550 PD  | + 4 pkt inteligencja | +1 spryt | +3 pkt zwinność
Obecny stan: 7428

Brak komentarzy

Prześlij komentarz