Czy czuła rozkosz? Skłamałaby gdyby zaprzeczyła, ale trzeba sobie zadać wtedy zasadnicze pytanie - Czy to jest aby ten facet? Ten, facet bliski sercu wadery, który będzie gotów kochać ją, jak swoją wybrankę. Czy Atrehu był jej przeznaczony? Nie miała pojęcia, a już tym bardziej nie mogła się nad tym rozwodzić. Nie w tamtym momencie, gdy basior w korzystny dla obu sposób wykorzystywał swój długi, prężny język. Czuła silny chwyt palców rudego na swych biodrach i świdrujące ją od środka uczucie...
- Atrehu... - mrucząc, wypowiadała jego imię z miłością i namiętnie zerkała na to, co właśnie działo się za jej plecami... a konkretnie pod puchatym lisim ogonem. ~ O bogowie! - krzyczała w myślach, zachłystując się jednocześnie powietrzem.
***
Wtulona policzkiem w jego klatkę piersiową, leżała całkiem bez sił, ale wyjątkowo rozluźniona i spełniona. Czuła miarowy oddech basiora, który w tamtym momencie pieszczotliwie i z wyrafinowaną czułością, gładził jej głowę między uszami. Leżeli tak w gęstwinie zieleni, zaciągnięci powietrzem, przesiąkniętym doszczętnie morską bryzą, a wieczorne bzyki przelatujących nad nimi owadami, były poezją dla ich uszu - tak też rozkoszne były dźwięki natury, przy basiorze którego uważała za przyjaciela, ale i też kochanka. Pod żadnym pozorem nie ukrywała szczęścia z faktu, iż Atrehu to nie tylko powiernik i opiekun, ale przede wszystkim wspaniałym kochankiem. Nie żałowała żadnej nocy, spędzonej z nim w łożu, ale też przyznać musiała, że też bała się... Czego? No właśnie, oto jest pytanie. Bała się tego, czy stworzona jest do związku z Alfą - No, w tym przypadku z Betą, ale mimo tego, w samcu płynęła krew władców. Można to wyczuć na kilometr, tak samo, jak aurę którą on roztaczał... która kazała bić pokłony, zmuszała do uległości. Miłość to też w pewnym sensie wysiłek - Itami zorientowała się, że gdy naciągają chwile smutku czy też kontuzji, trwała czule przy Atrehu, służąc mu wszelką pomocą. Czy to lekarską, czy psychologiczną. Doskonale pamiętała opanowanego przez gniew i rozpacz Atrehu, po tym, jak Tsumi w bolesny sposób zerwała z nim wszelkie kontakty, dając jednocześnie do zrozumienia, jak bardzo się nim rozczarowała. Czuła, iż pomimo niebezpieczeństwa, jakie groziło jej ze strony rozjuszonego basiora, nie odstąpiła go, ani na krok - posunęła się nawet do tego, że się mu postawiła!
~ I tyle masz mi do powiedzenia? - zapytała spokojnie, bez cienia gniewu, bowiem wiedziała, że Atrehu targała wściekłość. Nie musiała być wojowniczką, ani cieszyć się siłą w łapach, aby zniszczyć kogokolwiek. Słowa potrafią ranić głębiej niż pazury i kły, jeśli się miało odpowiednie argumenty. Mogła liczyć na cios w pysk, nakierowaną przez ślepą furię łapą Atrehu, ale wiedziała też, że samiec nie skrzywdzi nikogo, nawet wadery pod wpływem gniewu. Bywał niebezpieczny i niekontrolowany, jak wzburzone tsunami, ale nie dla niej. Nikt nie rodzi się wojownikiem, ani tym bardziej Alfą - jednakże Atrehu zasługiwał na ten tytuł... no... pomimo tego, że bywały czasem chwile, gdy basior zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos - cenił sobie beztroskie i spokojne życie, wolne od zobowiązań, ale bywały też dni, gdy brał odpowiedzialność na własną klatę. Odważnie i bezdyskusyjnie, jak prawdziwy facet - i za to też go kochała. O bogowie, to uczucie dręczyło ją, jak natrętna osa, chciała zadrżeć pod wpływem przeszywającego dreszczu, ale powstrzymała się natychmiast. Nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, przerywając tym samym błogi spokój.
- O czym tak myślisz? - zapytał Atrehu.
A jednak. Westchnęła lekko, unosząc głowę, aby zatopić się w szalejących płomieniach, które w tym momencie spoglądały na nią z pożądliwym gorącem - wiedziała, co to znaczy. Przybliżyła się nieco, delikatnie jak trzepot motylego skrzydła i pocałowała go, co ten przyjął go łapczywie. Wiedziała, że tylko on potrafi zapanować nad sytuacją - wystarczyło, żeby tylko zacząć, a Atrehu brał sprawy we własne łapy... a Itami, usta. Całowała go długo, namiętnie aż cały świat nagle przestał istnieć. Szum wiatru, który wcześniej mknął przez pole, nagle jakby stanął w miejscu. Ptaki, gniazdujące pod gęstą zasłoną liści, jakby straciły śpiew. Kochała go za to, że był przy niej. Kiedy odsunęła swoje usta, spostrzegła pragnienie w płomiennym wzroku Atrehu, tak bardzo dobrze jej znane - ale to nie czas i miejsce na zabawy.
- O niczym, chodź, muszę donieść ten kwiat Lonyi, ona będzie wiedziała, co z tym zrobić.
- Nie przejmuj się kwiatem - odparł żywo Atrehu - pomogę Ci go zerwać.
Jak basior obiecał, tak też uczynił - dla basiora była to kwestia zaledwie kilku chwil - używając mocy przestrzeni, aby nagle pojawić się na szczycie wysokiego głazu. Wiedziała, że jakikolwiek kontakt z zielem, wywołują u samca odruchy żywej odrazy, ale...
~ Zachciało mu się zabaw? - pomyślała z uśmiechem, nadal czując wilgoć jego śliny - niech teraz się postara zrekompensować.
- I co teraz? - zapytał, gdy nagle wylądował przy niej, sprawnie upadając na silne łapy - aż energia jego aury uderzyła waderę w twarz. Zaprezentował przed nią zdobycz, jak dumny i sprytny kot, demonstruje właścicielom upolowaną mysz... przy czym, Atrehu jeszcze wypiął pierś, śmiejąc się głupkowato.
~ Atrehu, mój ty głuptasie - mruknęła pieszczotliwie w myślach, zanurzyła się intensywnie w jego oczach, uderzając rytmicznie ogonem o trawiastą ziemię.
Zarzuciwszy mu łapy na umięśnioną szyję, wtuliła policzek w aksamitne futro Atrehu, a ten natychmiast przycisnął ją do swego gorącego ciała. Przez chwilę odczuła dziwne wrażenie, jakby tuliła się do piersi ojca - on podobnie przygarniał ją do siebie, kiedy chciał okazać wobec niej swą dumę i szczęście. Tego jej trzeba było ostatnimi tygodniami - przytulić się do kogoś, to sprawiało, że chociaż przez chwilę zapominała o szarym świecie. Basior przyłożył nos do jej szyi, aby potem zaciągnąć się jej zapachem, wadera zadrżała lekko.
~ I tyle masz mi do powiedzenia? - zapytała spokojnie, bez cienia gniewu, bowiem wiedziała, że Atrehu targała wściekłość. Nie musiała być wojowniczką, ani cieszyć się siłą w łapach, aby zniszczyć kogokolwiek. Słowa potrafią ranić głębiej niż pazury i kły, jeśli się miało odpowiednie argumenty. Mogła liczyć na cios w pysk, nakierowaną przez ślepą furię łapą Atrehu, ale wiedziała też, że samiec nie skrzywdzi nikogo, nawet wadery pod wpływem gniewu. Bywał niebezpieczny i niekontrolowany, jak wzburzone tsunami, ale nie dla niej. Nikt nie rodzi się wojownikiem, ani tym bardziej Alfą - jednakże Atrehu zasługiwał na ten tytuł... no... pomimo tego, że bywały czasem chwile, gdy basior zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos - cenił sobie beztroskie i spokojne życie, wolne od zobowiązań, ale bywały też dni, gdy brał odpowiedzialność na własną klatę. Odważnie i bezdyskusyjnie, jak prawdziwy facet - i za to też go kochała. O bogowie, to uczucie dręczyło ją, jak natrętna osa, chciała zadrżeć pod wpływem przeszywającego dreszczu, ale powstrzymała się natychmiast. Nie chciała zwrócić na siebie jego uwagi, przerywając tym samym błogi spokój.
- O czym tak myślisz? - zapytał Atrehu.
A jednak. Westchnęła lekko, unosząc głowę, aby zatopić się w szalejących płomieniach, które w tym momencie spoglądały na nią z pożądliwym gorącem - wiedziała, co to znaczy. Przybliżyła się nieco, delikatnie jak trzepot motylego skrzydła i pocałowała go, co ten przyjął go łapczywie. Wiedziała, że tylko on potrafi zapanować nad sytuacją - wystarczyło, żeby tylko zacząć, a Atrehu brał sprawy we własne łapy... a Itami, usta. Całowała go długo, namiętnie aż cały świat nagle przestał istnieć. Szum wiatru, który wcześniej mknął przez pole, nagle jakby stanął w miejscu. Ptaki, gniazdujące pod gęstą zasłoną liści, jakby straciły śpiew. Kochała go za to, że był przy niej. Kiedy odsunęła swoje usta, spostrzegła pragnienie w płomiennym wzroku Atrehu, tak bardzo dobrze jej znane - ale to nie czas i miejsce na zabawy.
- O niczym, chodź, muszę donieść ten kwiat Lonyi, ona będzie wiedziała, co z tym zrobić.
- Nie przejmuj się kwiatem - odparł żywo Atrehu - pomogę Ci go zerwać.
Jak basior obiecał, tak też uczynił - dla basiora była to kwestia zaledwie kilku chwil - używając mocy przestrzeni, aby nagle pojawić się na szczycie wysokiego głazu. Wiedziała, że jakikolwiek kontakt z zielem, wywołują u samca odruchy żywej odrazy, ale...
~ Zachciało mu się zabaw? - pomyślała z uśmiechem, nadal czując wilgoć jego śliny - niech teraz się postara zrekompensować.
- I co teraz? - zapytał, gdy nagle wylądował przy niej, sprawnie upadając na silne łapy - aż energia jego aury uderzyła waderę w twarz. Zaprezentował przed nią zdobycz, jak dumny i sprytny kot, demonstruje właścicielom upolowaną mysz... przy czym, Atrehu jeszcze wypiął pierś, śmiejąc się głupkowato.
~ Atrehu, mój ty głuptasie - mruknęła pieszczotliwie w myślach, zanurzyła się intensywnie w jego oczach, uderzając rytmicznie ogonem o trawiastą ziemię.
Zarzuciwszy mu łapy na umięśnioną szyję, wtuliła policzek w aksamitne futro Atrehu, a ten natychmiast przycisnął ją do swego gorącego ciała. Przez chwilę odczuła dziwne wrażenie, jakby tuliła się do piersi ojca - on podobnie przygarniał ją do siebie, kiedy chciał okazać wobec niej swą dumę i szczęście. Tego jej trzeba było ostatnimi tygodniami - przytulić się do kogoś, to sprawiało, że chociaż przez chwilę zapominała o szarym świecie. Basior przyłożył nos do jej szyi, aby potem zaciągnąć się jej zapachem, wadera zadrżała lekko.
***
- Już jesteśmy! - powiedziała z uśmiechem, kiedy stanęli na przeciwko wejścia do lecznicy. Z wnętrza wydobywał się znajomy jej zapach ziół, lekarstw - wiedziała, że nie są to przyjemne wonie, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Noo... Atrehu miał z tym najwidoczniej problem, bo gdy przyjrzała się mu uważnie, na jego pysku malowała się odraza, zupełnie jakby spoglądał na najohydniejszą rzecz na świecie. Dla niego, może i było ohydne, ale przy tym wyglądał tak komicznie, że Itami parsknęła głośnym śmiechem.
- No już. Nie musisz ze mną iść, jeśli nie chcesz.
- Nie no, odprowadzę Cię. Nie zbliżę się po prostu do tych roślin.
Itami przewróciła szybko oczami - nie znosiła, kiedy basior tak bardzo krytykował rośliny, które... jak dobrze pamiętała, uratowały mu życie. Nie jeden raz.
- No już. Nie musisz ze mną iść, jeśli nie chcesz.
- Nie no, odprowadzę Cię. Nie zbliżę się po prostu do tych roślin.
Itami przewróciła szybko oczami - nie znosiła, kiedy basior tak bardzo krytykował rośliny, które... jak dobrze pamiętała, uratowały mu życie. Nie jeden raz.
- To są zioła, Atrehu.
- Zwał jak zwał - wzruszył ramionami - Obrzydliwe, śmierdzące rośliny, od których żołądek się przewraca!
~ No i masz! Musiał zniszczyć tę spokojną chwilę swoim szczeniackim narzekaniem! Jak wspomniano wcześniej, Atrehu nie raz zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos, ale w tamtym momencie zasługiwał na godną zapamiętania reprymendę. Itami stanęła mu na drodze, ze zmarszczonymi lekko brwiami i groźnie trzaskającymi iskrami w błękicie jej lśniących oczu.
- Zwał jak zwał - wzruszył ramionami - Obrzydliwe, śmierdzące rośliny, od których żołądek się przewraca!
~ No i masz! Musiał zniszczyć tę spokojną chwilę swoim szczeniackim narzekaniem! Jak wspomniano wcześniej, Atrehu nie raz zachowywał się, jak niewyrośnięty młokos, ale w tamtym momencie zasługiwał na godną zapamiętania reprymendę. Itami stanęła mu na drodze, ze zmarszczonymi lekko brwiami i groźnie trzaskającymi iskrami w błękicie jej lśniących oczu.
- Te, jak określiłeś, obrzydliwe rośliny, uratowały Ci życie. Nie jeden raz! Ty tutaj gardzisz ziołami, a zapewniam Cię, że gdzieś tam, w jakimś zakątku świata, ratują komuś życie!
Itami miała nadzieję, że przemówi jej buńczucznemu przyjacielowi do rozumu, ale z rozczarowaniem pomyliła się bardzo, bowiem Atrehu prychnął z pogardą.
~ Dosyć tego, ty niewdzięczny bachorze! - z tymi myślami, Itami zdzieliła Atrehu w łeb. A żeby to uczynić, musiała podskoczyć na wysokość jego policzka - a potem trzasnęło, aż miło!
Itami miała nadzieję, że przemówi jej buńczucznemu przyjacielowi do rozumu, ale z rozczarowaniem pomyliła się bardzo, bowiem Atrehu prychnął z pogardą.
~ Dosyć tego, ty niewdzięczny bachorze! - z tymi myślami, Itami zdzieliła Atrehu w łeb. A żeby to uczynić, musiała podskoczyć na wysokość jego policzka - a potem trzasnęło, aż miło!
Itami nie lubiła stosować przemocy, brzydziła się nią całą sobą, ale Atrehu ostatecznie prosił się o to.
- Czy choć raz możesz docenić To, czym się zajmujemy i przyjąć do wiadomości czyjeś zdanie poza swoim!?
Krzyk gniewu, który wcześniej osiągnął najwyższy poziom, zmalał nagle, a Itami zrozumiała nagle, co zrobiła - nie chciała tego zrobić, a mimo tego, niespodziewanie ją poniosło - przyznać musiała przed samą sobą, że nie przypuszczała, iż stać ją na tak radykalny ruch, lecz zewnętrznie spoglądała na basiora ze wściekłością.
- Co tu się dzieje? - musieli narobić spory raban, bowiem zwrócili na siebie czyjąś uwagę. Itami, odwracając się powoli, z zaciśniętymi ze strachu zębami, ujrzała stojącą w wejściu zaniepokojoną Lonyę. Wadera nigdy nie była wobec niej surowa ani nadto wymagająca, ale Itami musiała przyznać, że swym stylem bycia mogła wywołać zamęt. Lonya nie była sama i nie spodziewała się, że przez to może dojść do niemałego spięcia. Widmo kłótni i walki zawisło w powietrzu, kiedy Atrehu zauważył stojącego obok Lonyi Naharys'a.
~ O co może chodzić? - pomyślała z napięciem, kiedy ujrzała dziką furię, malującą się na pysku wysokiego, powoli granatowiejącego już basiora. Jego szmaragdowy - prawie złoty - wzrok, gdyby mógł zabijać, Atrehu pewnie już leżałby trupem. Wściekłość i pogarda trąciła od Naharys'a wyraźnie, a towarzyszyły temu też mocno napięte mięśnie łap. Wyglądał przerażająco - do tego stopnia, że wadera cofnęła się nieco, drżąc z niepokoju. I szczerze? Nie spodziewała się takowego ruchu ze strony przyjaciela, który nagle przysunął się blisko niej, jakby swym ciałem chciał ochronić Itami przed morderczym wyrazem Naharys'a, który niespodziewanie postąpił podobnie. Wyszedł na przeciw o dwa kroki, stanął twardo murem przed Lonyę - zupełnie, jakby mową ciała chciał przekazać Atrehu, aby się nie zbliżał. Silne napięcie wirowało w powietrzu między basiorami - chcąc dodać, że bardzo wściekłymi basiorami. Wystarczyłaby odrobina iskierki, aby panowie skoczyli sobie do gardeł, czuła to wyraźnie, dlatego Itami przyłożyła łapę na piersi przyjaciela, aby go powstrzymać przed możliwym.
- Exan! - burknęła na niego Lonya, uprzednio uderzając basiora łokciem w ramię i powiedzmy, że to zakończyło sprawę narastającej złości w białym wilku. Odpowiedział siostrze skrytą dezaprobatą, kręcąc pomału głową, lecz zanim skrył się w cieniu lecznicy, na odchodne posłał Atrehu jadowite spojrzenie, które jasno dawało mu do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać - tak przynajmniej zinterpretowała Itami. A w rzeczywistości ten wyraz mógł oznaczać na prawdę wiele.
Atrehu rozluźnił mięśnie i ugasił złowieszczy płomień w swych oczach dopiero, gdy zapach Naharys'a znacznie się przerzedził.
- Czy nie wspominała, Itami, że masz wcześniejsze wychodne? - odezwała się Lonya, tym razem ze spokojem w głosie, aczkolwiek jednocześnie uśmiechnęła się do małej medyczki - Itami sięgała Lonyi ledwo do ramienia, lecz ta nieszczególnie odczuwała z tego powodu jakiś dyskomfort.
- Wiem, ale spójrz, co z Atrehu odkryliśmy! - odparła entuzjastycznie Itami, a Atrehu zaś, dumnie zaprezentował medyczce ich rzadką zdobycz.
- Powiem Wam, że jestem mile zaskoczona! Super, że udało się wam to odnaleźć. Ta roślina niebawem postawi wielu pacjentów na łapy.
- W pewnym sensie, Itami to odkryła - odparł Atrehu - ja pewnie nie zauważyłbym tego zielska, nawet jakby zatańczyło mi przed oczami.
- Bo wiemy, jak zioła na ciebie wpływają - odparły prawie jednocześnie, po czym obie wybuchły głośnym śmiechem, a Atrehu zaś, udając wielce podminowanego, uśmiechnął się głupkowato.
Krzyk gniewu, który wcześniej osiągnął najwyższy poziom, zmalał nagle, a Itami zrozumiała nagle, co zrobiła - nie chciała tego zrobić, a mimo tego, niespodziewanie ją poniosło - przyznać musiała przed samą sobą, że nie przypuszczała, iż stać ją na tak radykalny ruch, lecz zewnętrznie spoglądała na basiora ze wściekłością.
- Co tu się dzieje? - musieli narobić spory raban, bowiem zwrócili na siebie czyjąś uwagę. Itami, odwracając się powoli, z zaciśniętymi ze strachu zębami, ujrzała stojącą w wejściu zaniepokojoną Lonyę. Wadera nigdy nie była wobec niej surowa ani nadto wymagająca, ale Itami musiała przyznać, że swym stylem bycia mogła wywołać zamęt. Lonya nie była sama i nie spodziewała się, że przez to może dojść do niemałego spięcia. Widmo kłótni i walki zawisło w powietrzu, kiedy Atrehu zauważył stojącego obok Lonyi Naharys'a.
~ O co może chodzić? - pomyślała z napięciem, kiedy ujrzała dziką furię, malującą się na pysku wysokiego, powoli granatowiejącego już basiora. Jego szmaragdowy - prawie złoty - wzrok, gdyby mógł zabijać, Atrehu pewnie już leżałby trupem. Wściekłość i pogarda trąciła od Naharys'a wyraźnie, a towarzyszyły temu też mocno napięte mięśnie łap. Wyglądał przerażająco - do tego stopnia, że wadera cofnęła się nieco, drżąc z niepokoju. I szczerze? Nie spodziewała się takowego ruchu ze strony przyjaciela, który nagle przysunął się blisko niej, jakby swym ciałem chciał ochronić Itami przed morderczym wyrazem Naharys'a, który niespodziewanie postąpił podobnie. Wyszedł na przeciw o dwa kroki, stanął twardo murem przed Lonyę - zupełnie, jakby mową ciała chciał przekazać Atrehu, aby się nie zbliżał. Silne napięcie wirowało w powietrzu między basiorami - chcąc dodać, że bardzo wściekłymi basiorami. Wystarczyłaby odrobina iskierki, aby panowie skoczyli sobie do gardeł, czuła to wyraźnie, dlatego Itami przyłożyła łapę na piersi przyjaciela, aby go powstrzymać przed możliwym.
- Exan! - burknęła na niego Lonya, uprzednio uderzając basiora łokciem w ramię i powiedzmy, że to zakończyło sprawę narastającej złości w białym wilku. Odpowiedział siostrze skrytą dezaprobatą, kręcąc pomału głową, lecz zanim skrył się w cieniu lecznicy, na odchodne posłał Atrehu jadowite spojrzenie, które jasno dawało mu do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać - tak przynajmniej zinterpretowała Itami. A w rzeczywistości ten wyraz mógł oznaczać na prawdę wiele.
Atrehu rozluźnił mięśnie i ugasił złowieszczy płomień w swych oczach dopiero, gdy zapach Naharys'a znacznie się przerzedził.
- Czy nie wspominała, Itami, że masz wcześniejsze wychodne? - odezwała się Lonya, tym razem ze spokojem w głosie, aczkolwiek jednocześnie uśmiechnęła się do małej medyczki - Itami sięgała Lonyi ledwo do ramienia, lecz ta nieszczególnie odczuwała z tego powodu jakiś dyskomfort.
- Wiem, ale spójrz, co z Atrehu odkryliśmy! - odparła entuzjastycznie Itami, a Atrehu zaś, dumnie zaprezentował medyczce ich rzadką zdobycz.
- Powiem Wam, że jestem mile zaskoczona! Super, że udało się wam to odnaleźć. Ta roślina niebawem postawi wielu pacjentów na łapy.
- W pewnym sensie, Itami to odkryła - odparł Atrehu - ja pewnie nie zauważyłbym tego zielska, nawet jakby zatańczyło mi przed oczami.
- Bo wiemy, jak zioła na ciebie wpływają - odparły prawie jednocześnie, po czym obie wybuchły głośnym śmiechem, a Atrehu zaś, udając wielce podminowanego, uśmiechnął się głupkowato.
***
- O co chodziło między tobą a Naharysem? - zapytała po chwili Itami, po tym, jak weszła do środka przedsionka jaskini, ugoszczona przez Atrehu. Samiec początkowo spiorunował waderę spojrzeniem, jakby usiłował zakazać jej wymawiać to imię. Potem gniew przerodził się w lekki smutek, aż nagle zmieniła się w chłodną obojętność.
- Nic poważnego. Nie zawracaj sobie tym głowy. Myśl tylko o tym, co jest tu i teraz. - odparł łagodnie, mimo sceptycznego grymasu. ~ On coś przede mną ukrywa - pomyślała podejrzliwie Itami, racząc się pyszną dziczyzną, którą poczęstował ją samiec. Gryzła i jadła w zastanowieniu, ze wzrokiem wlepionym w częściowo ogołoconą z mięsa kość, w trakcie gdy Atrehu postanowił zawiesić na coś innego - a konkretnie na nią. Powoli przeżuwał kęs mięsa i dosłownie rozbierał ją wzrokiem, a płomienie przy tym stawały się bardziej intensywniejsze. Gdyby mogły, pochłonęłyby ją i spaliły na popiół, ale Itami nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
~ Co takiego ukrywasz, Atrehu? No nic... od ciebie niczego się nie dowiem. Bardzo dobrze znam twoje przekonania i wiem, że nie lubisz się nikomu spowiadać, ale też na miłość bogów, jestem twoją przyjaciółką... kochanką... nic nie stracisz, jeśli zwierzysz się mi ze swoich problemów.
- Nic poważnego. Nie zawracaj sobie tym głowy. Myśl tylko o tym, co jest tu i teraz. - odparł łagodnie, mimo sceptycznego grymasu. ~ On coś przede mną ukrywa - pomyślała podejrzliwie Itami, racząc się pyszną dziczyzną, którą poczęstował ją samiec. Gryzła i jadła w zastanowieniu, ze wzrokiem wlepionym w częściowo ogołoconą z mięsa kość, w trakcie gdy Atrehu postanowił zawiesić na coś innego - a konkretnie na nią. Powoli przeżuwał kęs mięsa i dosłownie rozbierał ją wzrokiem, a płomienie przy tym stawały się bardziej intensywniejsze. Gdyby mogły, pochłonęłyby ją i spaliły na popiół, ale Itami nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
~ Co takiego ukrywasz, Atrehu? No nic... od ciebie niczego się nie dowiem. Bardzo dobrze znam twoje przekonania i wiem, że nie lubisz się nikomu spowiadać, ale też na miłość bogów, jestem twoją przyjaciółką... kochanką... nic nie stracisz, jeśli zwierzysz się mi ze swoich problemów.
Natręctwa myśli dręczyły ją bez ustanku - to było niczym zetknięcie się ze świądem świerzbu. I w tamtym momencie przez Itami nie przemawiało wścibstwo ani ciekawość - po prostu martwiła się o Atrehu. A czy on otworzy się na jej pomoc, to już jego sprawa.
- Pięknie dziś wyglądasz - odezwał się po chwili milczenia, ani myśląc spuścić z niej wzroku - kiedy spotkałem Cię wieczorem z twoją macochą, trudno mi było się powstrzymać.
Możecie wierzyć lub nie, ale drobne policzki Itami zalały się nagle czerwienią, jak u dojrzałego macintosha. Chciała coś powiedzieć, zakryć się tarczą uprzejmości ale ubiegł ją ruch łapy Atrehu. Jego kciuk dotknął jej dolnej wargi - nawet nie wiedziała, kiedy pojawił się tak blisko niej, aby zdołał się na takich ruch - a dotyk ten był delikatny, bardzo czuły. Patrzył jej prosto w oczy, intensywnie i z gorącym uczuciem, jakim można obdarzyć drogą sercu basiora waderę. ~ Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi...
Zanim zdołała pomyśleć o czymś jeszcze, Atrehu dotknął językiem jej podniebienia.
Zawsze tak zaczynał, gdy miało do czegoś dojść - czuły i namiętny pocałunek, który mógł oznaczać więcej, dużo więcej niż cała spisana powieść uczuć.
- Atrehu.. - przerwała, odsuwając się od basiora. Na bogów! Jej policzki płonęły!
- Tak? - wymruczał, prawie wystękał dławiony narastającym pożądaniem - Nie masz ochoty?
- Mam, oczywiście, że mam, ale... - przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się, jakich słów użyć, aby nie rozgniewać Atrehu - dręczy mnie coś.
- Co takiego? - przejechał zmysłowo kciukiem po jej podbródku - Powiedz tylko, a postaram ci się z tym uporać.
- Co się stało między tobą a Naharysem?
To pytanie zadziałało na Atrehu, jak trzask rozbijającej się butelki - wszystkie drobne odłamki romantycznej atmosfery rozprysły się na wszystkie strony. Atrehu lekko zmarszczył czoło, odsłonił lekko zęby, a oczy lekko przygasły.
- Po prostu... pokłóciliśmy się i tyle. Nie chcę w tę noc gadać o Naharysie i proszę cię, nie mieszaj się w tę sprawę! - odpowiedział ze stalową stanowczością, nadal trzymał kciuk na jej podbródku, który nagle zatrzymał się na dolnej wardze Itami. Przemówił ponownie, ale tym razem tonem łagodniejszym, niczym muśnięcie płatka róży - Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka. Wiem, że chcesz pomóc, ale... pomożesz mi, jeśli zostawisz tę sprawę w spokoju. Uwierz mi, że tak będzie najlepiej dla ciebie.
- Nie patrzę na siebie, tylko martwię się o ciebie - Itami nie ustępowała i chciała znać prawdę - widziałam, co wieczorem zaszło pod lecznicą. Gdyby oczy mogły walczyć, pozabijalibyście się tam! Naharys wręcz patrzył na ciebie z nienawiścią.
- Do diabła z nim! - warknął basior, podrywając się na równe łapy, a gdy zatrzymał się przed wyjściem do jaskini, jego oczy zatrzymały się na zerkającym zza mrocznych chmur księżycu.
~ Zbyt szybko to rozegrałam - mruknąwszy w myślach wadera, przegryzła nerwowo wargę. Kiedy podeszła bliżej Atrehu, otarła policzkiem zmysłowo o jego szyję, mrucząc cicho.
- Czy to grzech, mój drogi, że się o ciebie martwię?
- A ja martwię się o ciebie - odparł, przygarniając ją do siebie i tak usiedli razem w blasku księżyca, wsłuchując się jednocześnie w nocną ciszę, przerywaną od czasu do czasu, przez pobliską orkiestrę świerszczy.
- A czemu miałbyś się o mnie martwić? - zapytała wadera z opartą głową o ciepłą pierś Atrehu.
- Że cię stracę - odparł ciepło. Itami czuła, jak masywna łapa basiora, łagodnymi i czułymi ruchami, masuje jej brzuch - to był bardzo przyjemny masaż, przez co Itami odpłynęła myślami poza kraniec wszystkiego. Byleby trwać przy nim, lecz też pewna część jej osobowości zrugała ją, że tak łatwo odpuszcza. Wiedziała całą sobą, że to nie są sprawy, w które należy się mieszać, ale tu chodzi o Atrehu i Naharys'a - dwóch największych przyjaciół, gdzie jeden za drugim wskoczyłby w ogień piekielny! Nie potrafiła tego zostawić od tak! ~ Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka - wspomniała słowa Atrehu. Przejdzie albo nie przejdzie, to sytuacja wyjątkowo niepewna, a konflikt dość poważny, aby zostawić go bez interwencji.
- Pięknie dziś wyglądasz - odezwał się po chwili milczenia, ani myśląc spuścić z niej wzroku - kiedy spotkałem Cię wieczorem z twoją macochą, trudno mi było się powstrzymać.
Możecie wierzyć lub nie, ale drobne policzki Itami zalały się nagle czerwienią, jak u dojrzałego macintosha. Chciała coś powiedzieć, zakryć się tarczą uprzejmości ale ubiegł ją ruch łapy Atrehu. Jego kciuk dotknął jej dolnej wargi - nawet nie wiedziała, kiedy pojawił się tak blisko niej, aby zdołał się na takich ruch - a dotyk ten był delikatny, bardzo czuły. Patrzył jej prosto w oczy, intensywnie i z gorącym uczuciem, jakim można obdarzyć drogą sercu basiora waderę. ~ Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi...
Zanim zdołała pomyśleć o czymś jeszcze, Atrehu dotknął językiem jej podniebienia.
Zawsze tak zaczynał, gdy miało do czegoś dojść - czuły i namiętny pocałunek, który mógł oznaczać więcej, dużo więcej niż cała spisana powieść uczuć.
- Atrehu.. - przerwała, odsuwając się od basiora. Na bogów! Jej policzki płonęły!
- Tak? - wymruczał, prawie wystękał dławiony narastającym pożądaniem - Nie masz ochoty?
- Mam, oczywiście, że mam, ale... - przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się, jakich słów użyć, aby nie rozgniewać Atrehu - dręczy mnie coś.
- Co takiego? - przejechał zmysłowo kciukiem po jej podbródku - Powiedz tylko, a postaram ci się z tym uporać.
- Co się stało między tobą a Naharysem?
To pytanie zadziałało na Atrehu, jak trzask rozbijającej się butelki - wszystkie drobne odłamki romantycznej atmosfery rozprysły się na wszystkie strony. Atrehu lekko zmarszczył czoło, odsłonił lekko zęby, a oczy lekko przygasły.
- Po prostu... pokłóciliśmy się i tyle. Nie chcę w tę noc gadać o Naharysie i proszę cię, nie mieszaj się w tę sprawę! - odpowiedział ze stalową stanowczością, nadal trzymał kciuk na jej podbródku, który nagle zatrzymał się na dolnej wardze Itami. Przemówił ponownie, ale tym razem tonem łagodniejszym, niczym muśnięcie płatka róży - Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka. Wiem, że chcesz pomóc, ale... pomożesz mi, jeśli zostawisz tę sprawę w spokoju. Uwierz mi, że tak będzie najlepiej dla ciebie.
- Nie patrzę na siebie, tylko martwię się o ciebie - Itami nie ustępowała i chciała znać prawdę - widziałam, co wieczorem zaszło pod lecznicą. Gdyby oczy mogły walczyć, pozabijalibyście się tam! Naharys wręcz patrzył na ciebie z nienawiścią.
- Do diabła z nim! - warknął basior, podrywając się na równe łapy, a gdy zatrzymał się przed wyjściem do jaskini, jego oczy zatrzymały się na zerkającym zza mrocznych chmur księżycu.
~ Zbyt szybko to rozegrałam - mruknąwszy w myślach wadera, przegryzła nerwowo wargę. Kiedy podeszła bliżej Atrehu, otarła policzkiem zmysłowo o jego szyję, mrucząc cicho.
- Czy to grzech, mój drogi, że się o ciebie martwię?
- A ja martwię się o ciebie - odparł, przygarniając ją do siebie i tak usiedli razem w blasku księżyca, wsłuchując się jednocześnie w nocną ciszę, przerywaną od czasu do czasu, przez pobliską orkiestrę świerszczy.
- A czemu miałbyś się o mnie martwić? - zapytała wadera z opartą głową o ciepłą pierś Atrehu.
- Że cię stracę - odparł ciepło. Itami czuła, jak masywna łapa basiora, łagodnymi i czułymi ruchami, masuje jej brzuch - to był bardzo przyjemny masaż, przez co Itami odpłynęła myślami poza kraniec wszystkiego. Byleby trwać przy nim, lecz też pewna część jej osobowości zrugała ją, że tak łatwo odpuszcza. Wiedziała całą sobą, że to nie są sprawy, w które należy się mieszać, ale tu chodzi o Atrehu i Naharys'a - dwóch największych przyjaciół, gdzie jeden za drugim wskoczyłby w ogień piekielny! Nie potrafiła tego zostawić od tak! ~ Kiedyś nam przejdzie, nie martw się o to, moja słodka - wspomniała słowa Atrehu. Przejdzie albo nie przejdzie, to sytuacja wyjątkowo niepewna, a konflikt dość poważny, aby zostawić go bez interwencji.
***
Ilość napisanych słów: 2948
Ilość zdobytych PD: 1474 PD + 20% (295 PD)
Obecny stan: 1769 PD
Wadera wymknęła się po kryjomu, gdy wyczuła, że samiec zasnął na dobre. Z początku wyślizgnęła się spod czułego objęcia Atrehu, jakim zamknął ją podczas snu - miała szczerą nadzieję, że nie popełni żadnego błędu, bowiem nie miała ochoty spowiadać się basiorowi ze swojego nocnego wypadu. Pozostało jej też mieć nadzieję, że nie zastanie Naharys'a śpiącego - musiała jednak liczyć się z takim ryzykiem - posada Kapitana musiała być w pełni wyczerpująca, choć w głębi duszy modliła się, aby pozostał przytomny. Szła znajomymi jej wytyczonymi ścieżkami, które z reguły bywały bezpieczne, ale nocą nigdy nic nie wiadomo. Napięcie i niepokój towarzyszyło jej na każdym kroku, mimo znajomych zapachów - tu wszystko było znajome. Zioła, drzewa, zwierzęta na które polowano... nawet wiatr, nadciągający z zachodu, ale jednak bała się nieco. Może to naturalny odruch każdego stworzenia? Odruch, podsycany wyobraźnią i latami kształtowanym zmysłem przetrwania.
Kiedy dotarła bezpiecznie do celu, odetchnęła z ulgą, z delikatnym uśmiechem wymalowanym na pysku, zerknęła do środka jaskini Naharys'a. Wnętrze było przyjemnie ogrzane, oświetlone też pomarańczowym, żywym fluorescencyjnym światłem, a na środku półokrągłej izby siedział wysoki, granatowy basior. Wpatrywał się, jak zaklęty w tańczący nad zwęglonym drewnem płomień, który sięgał prawie wyrwy w sklepieniu, mający za cel odprowadzać duszący dym na zewnątrz. Itami wykonała kilka niepewnym kroków, rozejrzała się z wahaniem. Niedaleko płomieni spało spokojnie dzieci Naharys'a - Shori leżała skulona w ścisły kłębek, z lekko rozwiniętym lewym skrzydłem, pod którym chrapała sobie słodko Sini. Najmłodszy syn, Ereden zajął miejsce przy przymierającym świetle grzybków fluorescencyjnych, częściowo pochłonięty przez półmrok. Niepewność nie opuszczała waderę, nie ośmieliła się już zrobić ani kroku, dlatego odchrząknęła cicho. Uszy Naharys'a stanęły na baczność i natychmiast zlokalizowały szmer wadery, po czym lekko zaskoczony spojrzał na niezapowiedzianego gościa. Powitał ją uprzejmym i ciepłym uśmiechem.
- Itami? Wejdź śmiało - basior bez pardonu poklepał miejsce obok siebie, przy cieple płomieni - Co cię do mnie sprowadza?
- Cześć - wymruczała niepewnie, podchodząc bez pośpiechu do wilka, który był jej, jak przyjaciel - a mimo tego, wahała się każdego kroku. Kiedy usiadła po lewicy basiora, dopiero wtedy zorientowała się, jak bardzo ją przewyższa - czubkiem głowy sięgała mu łokcia, poczuła się wtedy na prawdę mała. Basior mógł być wyższy, ale jego wzrok - tańczący płomień odbijał się niebezpiecznie w jaskrawo płynącym bursztynie, co też nijak nie łączyło się z jego granatową sierścią, aczkolwiek musiała przyznać, że wyglądały groźnie. Wbrew pozorom, basior przyglądał się Itami ciekawie i z oczekiwaniem.
- No więc... - zaczęła wadera, lecz niepewność nadał chwytało ją za gardło - ja.. nawet nie wiem, od czego zacząć...
- Spokojnie - odparł ze zrozumieniem - jeśli chcesz, możesz pomilczeć przez chwilę, aby pozbierać myśli. Weź głębokie wdechy i wal śmiało.
Uśmiechnęła się skrycie, po tym, jak zrozumiała, jak bardzo miłym jest wilkiem. Uniosła powoli głowę, aby przyjrzeć się jego policzkom.
- O co tak na prawdę chodzi między tobą a Atrehu?
<Naharys?>
PODSUMOWANIE:Kiedy dotarła bezpiecznie do celu, odetchnęła z ulgą, z delikatnym uśmiechem wymalowanym na pysku, zerknęła do środka jaskini Naharys'a. Wnętrze było przyjemnie ogrzane, oświetlone też pomarańczowym, żywym fluorescencyjnym światłem, a na środku półokrągłej izby siedział wysoki, granatowy basior. Wpatrywał się, jak zaklęty w tańczący nad zwęglonym drewnem płomień, który sięgał prawie wyrwy w sklepieniu, mający za cel odprowadzać duszący dym na zewnątrz. Itami wykonała kilka niepewnym kroków, rozejrzała się z wahaniem. Niedaleko płomieni spało spokojnie dzieci Naharys'a - Shori leżała skulona w ścisły kłębek, z lekko rozwiniętym lewym skrzydłem, pod którym chrapała sobie słodko Sini. Najmłodszy syn, Ereden zajął miejsce przy przymierającym świetle grzybków fluorescencyjnych, częściowo pochłonięty przez półmrok. Niepewność nie opuszczała waderę, nie ośmieliła się już zrobić ani kroku, dlatego odchrząknęła cicho. Uszy Naharys'a stanęły na baczność i natychmiast zlokalizowały szmer wadery, po czym lekko zaskoczony spojrzał na niezapowiedzianego gościa. Powitał ją uprzejmym i ciepłym uśmiechem.
- Itami? Wejdź śmiało - basior bez pardonu poklepał miejsce obok siebie, przy cieple płomieni - Co cię do mnie sprowadza?
- Cześć - wymruczała niepewnie, podchodząc bez pośpiechu do wilka, który był jej, jak przyjaciel - a mimo tego, wahała się każdego kroku. Kiedy usiadła po lewicy basiora, dopiero wtedy zorientowała się, jak bardzo ją przewyższa - czubkiem głowy sięgała mu łokcia, poczuła się wtedy na prawdę mała. Basior mógł być wyższy, ale jego wzrok - tańczący płomień odbijał się niebezpiecznie w jaskrawo płynącym bursztynie, co też nijak nie łączyło się z jego granatową sierścią, aczkolwiek musiała przyznać, że wyglądały groźnie. Wbrew pozorom, basior przyglądał się Itami ciekawie i z oczekiwaniem.
- No więc... - zaczęła wadera, lecz niepewność nadał chwytało ją za gardło - ja.. nawet nie wiem, od czego zacząć...
- Spokojnie - odparł ze zrozumieniem - jeśli chcesz, możesz pomilczeć przez chwilę, aby pozbierać myśli. Weź głębokie wdechy i wal śmiało.
Uśmiechnęła się skrycie, po tym, jak zrozumiała, jak bardzo miłym jest wilkiem. Uniosła powoli głowę, aby przyjrzeć się jego policzkom.
- O co tak na prawdę chodzi między tobą a Atrehu?
<Naharys?>
Ilość napisanych słów: 2948
Ilość zdobytych PD: 1474 PD + 20% (295 PD)
Obecny stan: 1769 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz