Najedzony basior, będąc już gotowym, by kontynuować drogę, od razu wyruszył przed siebie. Pełen żołądek znacznie zmienił jego samopoczucie. Dużo łatwiej było mu się przemieszczać. Wędrując ku celowi, spojrzał w górę, szukając ile czasu, już minęło. Widząc, że minęła już noc, zdał sobie sprawę, że zbyt szybko nie wróci do domu, a raczej do watahy. Jeszcze nie wiedział, czy może nazywać to miejsce swoim domem. Niektórych nawet zdążył już polubić, na swój własny sposób. Najbardziej jednak kręciło go pogrywanie na granicy. Tak też starał się prowadzić swoje życie. Czasem reakcje innych były nieoczekiwane, czasem pełne złości, inne zaś specyficzne. Sam Yneryth zawsze starał się być opanowanym, nie pozwalając innym dobierać się do jego osobowości. Czasem jednak życie wyciekało z niego i płynęło po podłożu, to właśnie wtedy preferował odizolowywać się od interakcji. Po nieco dłuższych przemyśleniach niż planował, zobaczył w oddali to, czego szukał. Lodowa pustka otwierała się między dwoma potężnymi kamieniami. Dwa głazy wyglądały jakby jak wrota do innego świata. Basior uśmiechnął się, widząc początek nowego śladu. Pomimo otaczającego jego ciało bólu, pobiegł bezpośrednio ku lodowej krainie.
Podchodząc do jednego z dwóch kamieni, zauważył na nim szczególne znaki. Kamień był jakby pokruszony w odpowiedni sposób, pokazując na sobie kształty. Wilka zaczął obchodzić go i podziwiać przeróżne kształty. Nigdy dotąd nie spotkał się z czymś takim. Zaczął się zastanawiać czy za pomocą swoich umiejętności mógłby wytworzyć coś podobnego. Na pytanie jednak nie miał jak uzyskać odpowiedzi. Obrazki pokazywały jakby historię, wybita i wydrapaną w kamieniu. Samiec nie wiele rozumiał. Widział jednak jakby wilcze stado, panujące lodem i śniegiem. Od razu skojarzył, że musi mieć to coś związanego z jego pochodzeniem. Nie był niczego pewien, ale na lepszy trop na razie nie trafił. Wymijając kamień, wkroczył na śnieżną pokrywę. Śnieg pod jego łapami wywołał sporo wspomnień. Zamykając oczy i wypierając to, co już wiedział, szedł dalej w głąb. Z każdym krokiem, śnieżne opady zagęszczały swoją przestrzeń. Z każdym krokiem wilk widział coraz mniej.
Minęło około dziesięciu minut podróży w śniegu, Yneryth nieulegle przedzierał się przez śnieżną zamieć. W pewnym momencie jednak ogłupiał. Stanął i zaczął się rozglądać. Cały śnieg nagle zniknął, lód przy podłożu również. Basior kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Przed nim rozpościerał się teraz step, pełen wysokiej trawy i pojedynczych drzew. Obrócił się prędko, by spojrzeć za siebie. Za wilkiem rozpościerała się jakby dziwna powłoka. Zrobił kilka kroków wstecz i znów znajdował się na lodowym pustkowiu, które zdawało się nie mieć końca. Wykonał kilka kroków w głąb i znów znajdował się na trawiastym terenie. Zupełnie zdezorientowany wilk, przysiadł, podziwiając nowe dla niego widoki. Nowe gatunki zwierząt i roślin. Przez całe swoje życie, nie widział niczego podobnego. Z nutką niepewności, zaczął w nowo otaczający go świat. Roślinność miała swój własny niecodzienny zapach. Samiec zatrzymywał się przy każdej roślinie, badając ją wzrokiem i zapachem. Przedzierając się poprzez tumany nowych rzeczy, myślał, co on tu robi. W jego myślach rysowało się jedno z cięższych do tej pory pytań. Po co los go tu przysłał. Okolica nie zdawała się w żadnym stopniu przypominać obrazy widziane za szczeniaka. Teraz jednak szkoda było mu czasu, by wspominać przykre dla niego czasy. Ostatecznie doczłapał do lekkiego wzniesienia, widok z tamtego miejsca był przecudowny. Niebo mieniło się w odcieniach czerwieni, pomarańczu, przechodząc aż w lekko brzoskwiniową żółć. Motyle latały w kółko, trzepotając swoimi delikatnymi skrzydełkami. Cały krajobraz wypełniała rozlewająca się rzeka. Przy korycie wylegiwały się potężne gady, z którymi Yneryth miał już do czynienia. Krokodyle były na pewno jedną z tych rzeczy, do której wolałby się już nie zbliżać. Wielkie gady wyglądały na ociężałe, jednak potrafiły poruszać się i atakować z wystarczającą prędkością, by upolować wilka. Basior, schodząc ze wzgórza, rozglądał się, mając oczy pełne połysku i zaciekawienia. Zapatrzał się w krajobraz w takim stopniu, że nawet nie zauważył, iż zaraz wejdzie w potężną pajęczynę, rozplecioną pomiędzy gęstą wysoką trawą. Żółtooki zaraz po ze tchnięciu się z lepką powierzchnią, wzdrygnął się. Spanikowany kręcił się w koło, mając na celu pozbawienia się pajęczyny i jej właściciela. Trochę czasu minęło, aż wilk w pełni się uspokoił. Zastanawiając się, gdzie dalej ma zmierzać, wyczuł nawrót szeptów. Głosy rozpostarły się wewnątrz głowy wilka. Oczy lekko się rozświetliły, a sam wilk jakby posztywniał. Sztywna, lecz dalej naturalnie poruszająca się sylwetka wilka zaczęła bieg prosto przed siebie, z bliżej nieznanych powodów.
*
Basior ocknął się, leżąc w trawie, tuż przy samej dziwnej barierze. Ciało wilka zdawało się już całkowicie zrośnięte. Nie było widać na nim śladów walki z Zephyrah’em, głowa jednak tętniła mu życiem. Samiec czuł każdą ilości krwi przepływającej przez jego czaszkę. Nie miał pojęcia, co mu się stało. Zwrócił głowę ku niebu, by sprawdzić, ile czasu minęło w jego nieświadomości. Zdziwienie nie spadło z jego pyska na ani chwilę. Księżyc zdawał się już zachodzić. Oznaczało to, że cała noc, jakoś magicznie wypadła mu z głowy. Cała wyprawa trwała już dobre dwa dni, zdając sobie sprawę, że najwcześniej wróci za około dwa kolejne. Widział, że musi zacząć powrót. Rzucił oczami w kierunku magicznej dla niego krainie, z zastanowieniem co właściwie się wydarzyło. Głowa znów wróciła na swój właściwy tor, spostrzegając znów jego. Znajoma już mu sylwetka stała na wprost, na pograniczu terenów. Yneryth z brakiem zrozumienia, a szczyptą zdenerwowania wykrzyknął:- Czego ode mnie chcesz? – Pokazując swoje kły.
- Mam lepsze pytanie. Czego to ty chcesz ode mnie? – Zapytał przenikliwym głosem, zdawać by się mogło, że słowa te trafiły prosto w bijące serce drugiego.
- Czego niby miałbym chcieć? – Odpowiada po chwili zastanowienia, ewidentnie zdezorientowany.
- Jeszcze się spotkamy, skoro jeszcze nie wiesz. – Mówiąc, wyszedł za barierę.
- Nie czekaj! – Wstał i pobiegł za podejrzanie znajomym mu wilkiem.
Wybiegł za kurtynę, znów zmagając się z ciężkim i męczącym śniegiem. Rozglądał się, pełen mieszanych uczuć wobec zaistniałej sytuacji. Nie mógł jednak spostrzec widzianego już kolejny raz wilka. Oczy błyskawicznie skierowały się ku podłożu, lecz na nim też nie było już ani śladu. Pełen złości i goryczy, zacisnął łapy na miękkim i delikatnym śniegu. Z furią zawył. Jego głos rozpostarł się po okolicy, nie uzyskał jednak żadnego odzewu. Wściekły Yneryth pozwolił na upust swoich emocji. Z wściekłością zaczął prędką drogę powrotną.
*
Po połowie dnia biały dotarł tam, gdzie przedostatnim razem, stracił nad sobą kontrolę. Zdawało mu się, że to tu zaczął się jego obłęd. Prawda była jednak zgoła inna. Samiec jednak nie miał jak się o tym przekonać. Wchodząc w głąb lasu, gdzie ścierał się z kremowym wilkiem. Rozglądał się po zdemolowanej okolicy. Dochodząc do miejsca, gdzie bezpośrednio miał kontakt z Zephyrah’em, zdziwienia zdawały się nie mieć końca. Na podłożu widać było kałużę zastygniętej już krwi. Yneryth kojarząc fakty, że zapewne to on ją wydobył, skrył się pod iluzją. Podchodząc bliżej ciemnej plamy, tracił w siebie wiarę. Wcześniej zdawał sobie sprawę z tak możliwego obrotu spraw. Zmieszanie jednak całkowicie nim zawładnęło. Powąchał zastygłą plamę, tylko po to, aby się upewnić. Miał rację, krew należała do tego, o kim myślał. Czy znów zabił jednego „ze swoich” , tym razem nawet o tym nie wiedząc? Basior, wierząc w swoją niewinność, sprawdził przekonać się na własne ryzyko. Pamiętając, gdzie dokładnie jest stado, zamierzał sprawdzić, czy ów wilk dalej dycha. Starał się skupić nad czymkolwiek, tak by nie stracić panowania nad iluzją. Sytuacja ujawnienia na pewno nie skończyłaby się za dobrze.Kroki białego były już coraz bliżej. Prawda czekała na niego już tuż za rogiem. Wychylił się lekko spomiędzy drzew, by sprawdzić okolicę. Z daleka poznał alfę, z którym miał już przyjemność pogadać. Nigdzie jednak nie widział kremowego. Idąc dalej, za zapachem ziół i typowo leczniczych zapachów, natrafił chyba na klinikę. Wszedł głębiej do jaskini, skupiając się na iluzji. W jaskini spoczywało kilka wilków w ciężkim stanie. Niektóre ciężko ranne, inne z drobnymi urazami. Przechodząc pomiędzy leżącymi, nie mógł znaleźć, tego, czego szukał. Jedno z legowisk było już puste. Na ten widok rozweselił się, ranny wilk pewnie już wrócił do siebie. Znacznie uspokojony wyszedł z jaskini. Wyjście na światło dzienne, nie rozweseliło go, a wręcz przeciwnie. Wychodząc, spostrzegł to, czego chyba nie powinien. Dwa dość sporych rozmiarów samce targały ciało po ziemi. Mięso wiotko miotało się po podłożu. Martwy był pocięty podobnie do drzew, które basior widział na skraju lasu. Zwłoki nie miały jednak kremowego koloru. Niepewny Yneryth zaczął podążać za nimi, aż do końca, by przekonać się, czy to może być on. Minęło kilka minut, zanim trafili do końca swojej podróży. Pośrodku watahy rozłożone były gałęzie w kręgu. Martwe ciało trafiło na sam środek. Po tym wyłonił się zza reszty alfa. Stanął i pełen smutku, skruszonym głosem, zaczął przemawiać.
Jego słowa mówiły o jednym z ich stada. Przemowa pełna była słów o lepszych i nieco gorszych momentach z życia martwego. Niektóre opowieści nawet zafascynowała żółtookiego. Cała wypowiedź kończyła się pożegnaniem. Samiec, słysząc wypowiedziane imię, od razu zawrócił w kierunku domu. Odchodząc z wilczego siedliska, słyszał, jak inne wyły ku niebu.
Wyprawa zmieniła oblicze Yneryth’a. Kolejne czyny, uświadamiały mu, że już nie wie, kim jest. Brakowało mu pewności w jego misji. Już wcześniej wiedział, że świat nie jest ubarwiony niczym tęcza, na niebie po deszczu. Zdawał sobie sprawę, że świat jest brutalny i pełen nieograniczonej brutalności. Smuciło go tylko to, że sam powoli dołączał do grona swoich wrogów. Jego misja, którą sobie obrał, dążyła jedynie do wyniszczania, a nie budowania, jak planował. Przechodząc przez długą trawę, tam, gdzie kiedyś ostrzegał Noiter’a, rozmyślał nad własnym żywotem. Co jest ważniejsze? Jego chęć zemsty, czy nawet pragnienia. Czy dobro ogółu? Nasuwały mu się tylko pytania, a odpowiedzi wciąż brakowało. Wtedy uświadomił sobie, coś, co może mu pomoże. Tamten wilk, może to on zna odpowiedź na kilka pytań. Przystanął w miejscu, oglądając siebie i swoje ciało, w poszukiwaniu niepokojących dla innych sygnałów. Nowych ran nie było widać na pierwszy rzut oka. Nie cieszyło go to ani trochę, miał jednak pewność, że na razie nie będzie się musiał nikomu tłumaczyć. Ruszając, postanowił coś, co pomoże dbać o jego opinię. Cel jest ważniejszy niż środki, mówił to na głos w kółko, tak jakby sam chciał siebie do tego przekonać. Ostatnie słowa, które padły z jego ust brzmiały nieco bardziej opiekuńczo.
- Zawsze sam!
C.D.N.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2094
Ilość zdobytych PD: 1047 + 20% (209 PD)
Obecny stan: 2308
Brak komentarzy
Prześlij komentarz