Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 11 lipca 2022

Od Stromy do Kogoś ~ „Jak kamień w wodę”

– Stromy za Tobą! – Źrenice wadery zwęziły się, gdy odwróciła się za siebie, a jej oczom ukazały się mknące w jej stronę ostrza. Wypuściła powietrze z pyska, tworząc tym samym barierę z wiatru. Broń opadła, lecz to nie był koniec walk. Dosłownie w ułamku sekundy, wilczycę coś miotnęło kilka metrów dalej, kompletnie zwalając jaz nóg. Na jej szczęście, ciężar, który ją przygniatał, został szybko zrzucony, przez jej ukochanego. Dymny basior rzucił pełne troski spojrzenie swych szmaragdowych oczu w kierunku wadery. Ta sekunda mogłaby trwać w nieskończoność. Niestety brutalna rzeczywistość sprawnie przerwała tę chwilę. Varem zniknął za ścianą z chmur, a wilczyca podniosła się tylko po to, by zaraz doskoczyć do poplamionej krwią jej bliskich rudej wadery. Wilczyce szamotały się przez chwilę, drapiąc się i kąsając na zmianę. Unikały swoich ciosów i ataków magicznych, ale taki stan rzeczy nie trwał długo. Wróg szybko opadł z sił, odsłaniając tym samym podbrzusze. Stormy nie mogła przepuścić takiej okazji. Przywołała lodowe ostrze i w biła je waderze, która zluzowała uścisk, wykrzywiła się w bólu i skomlała. Gwar walki jakby nagle ucichł. Coś się szykowało. Szara wadera odsunęła się i rozejrzała po polu bitwy. Ciała martwych wilków walały się po ogromnej chmurze.
– Co jest? – Wydyszała, nie mogła znaleźć wzrokiem nikogo ze swojej sfory.
– Haha! Przegraliście! – Zaśmiała się ruda, po czym zasyczał z bólu, ledwo wstając na łapy. Ledwie sekundę później ponownie leżała na ziemi, sycząc z bólu, jednak uśmieszek szybko wrócił jej na pysk.
– Łżesz! – Wysyczała Stormy, przyciskając łapę z ostrymi pazurami do szyi wilczycy, tak, że spłynęło po niej kilka kropli krwi.
– To ko…
– To Koniec dla Ciebie! – Przerwała, poderżnąwszy gardło Rudej. Błękitne oczy Si płonęły żądzą mordu. Wadera pokręciła głową, by pozbierać swe myśli. Odsunęła się od trupa i ruszyła biegiem, a raczej lotem, by odnaleźć Varema, albo jakiegokolwiek innego wilka. Gdy na górze nikogo nie znalazła, zleciała na ziemie, gdzie to zaraz znalazła się w uścisku dymnego basiora.
– Jesteś cała? To twoja krew? – Basior zaraz przyjrzał się Si, a gdy nie znalazł żadnych poważniejszych ran, ponownie zamknął wilczycę w uścisku. Stormy przymknęła oczy, wsłuchując się w dynamiczne bicie serca swego ukochanego. Basior gładził ją delikatnie po głowie.
– Wszystko w porządku. Cieszę się, że Ty również jesteś cały. – Odpowiedziała. – Gdzie reszta? Czy wszyscy…?
– Niestety nie udało mi się ich znaleźć. – Pokręcił głową wilk. – Chodźmy, nie możemy tu tak stać. – Ledwo słowa puściły język basiora, gdy otoczenie pociemniało i rozległ się porywisty wiatr. Wilki ruszyły biegiem kierunku pobliskiej groty z ziołami, wiatr jednak z sekundy na sekundę stał się tak silny, że para wilków została podniesiona w powietrze.
– Varem! – Zawołała Stormy, próbując walczyć z siłą tak ogromną, że rozłożenie skrzydeł było niezwykle bolesne, a do tego zniosło ją jeszcze dalej od ukochanego. Na ich nieszczęście basior zrobił podobnie, chcąc dostać się do wadery. Przyniosło to jednak odwrotne skutki. Krzyki wilków zostały zagłuszone hukiem wiatru. Śnieg zaczął padać nagle i gwałtownie, zupełnie pozbawiając widoku otoczenia. Nagły zawrót głowy uświadomił waderze o zmianie ciśnienia i tym iż została poderwana wysoko w powietrze. – KOCHAM CIĘ! – Zawołała, cicho licząc na to, że basior ją usłyszy. Próby lotu na nic się zdały. Wadera szybko opadła z sił, po policzku zaczęły spływać jej łzy żalu i bezsilności. W pewnym momencie jej naszyjnik zaskrzył się niebezpiecznie, a dosłownie ułamek sekundy później Stormy poczuła silne uderzenie w głowę. Straciła przytomność.

*
Nie wiem gdzie i jak długo leżałam. Było mi gorąco, dosłownie wszystko mnie bolało i ledwo potrafiłam złapać oddech. Każda próba otwarcia oczu kończyła się szybkim i ponownym zamknięciem ich. Słońce było tak jasne, że długo nie byłam w stanie ich otworzyć. Gdy w końcu udało mi się to, oblałam się zimnym potem. Gdzie jestem? Leżałam pod jakimś liściastym drzewem, na skraju polany. To miejsce było zdecydowanie daleko za granicami znanych mi terenów. Nie byłam w stanie się jednak zbytnio poruszyć, aby się rozejrzeć. Postanowiłam zebrać w sobie trochę siły i użyć swojej mocy. ~Zbadam tylko, to czy jestem tu chwilowo bezpieczna~ Pomyślałam i tak zrobiłam, nie miałam siły na nic więcej. Wytężyłam słuch i umysł. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam przyjemne, dobrze znane mi mrowienie w klatce piersiowej. Projekcja przedstawiała krzywe terenu, pagórki, jakiegoś jelenia i sarnę oraz… zmierzającego w moją stronę Wilka. O bogowie! Nie byłam w stanie określić ani płci, ani wielkości napastnika. Wiedziałam jednak, że to na pewno nikt z moich. Otworzyłam ponownie oczy, biorąc gwałtownie oddech. Prawie zapomniałam o oddychaniu, używając tej mocy. Nic nowego, jednak tym razem odniosłam wrażenie, iż bardziej odczułam tego skutki. Usiłowałam się podnieść, jednak gwałtownie poderwanie się…
– Agrrr! – Zacisnęłam zęby, by nie zdradzić swego położenia. Ból w skrzydłach i lewej przedniej łapie był tak okropny, że nie chciałam nawet na nie spojrzeć. Próbowałam się podnieść po raz drugi, tym razem mimo bólu udało mi się stanąć na trzy łapy. Spuściłam głowę, próbując oddechami jakoś uspokoić swój krzyczący organizm. Czułam, jak skrzydła ciążą mi, położone na ziemi. Nigdy nie przypuszczałabym, że mogą być aż tak ciężkie. Pamiętając o zbliżającym się psowatym, zmusiłam się do zrobienia kilku kroków naprzód i kolejnego, i jeszcze kilku. Nie przeszłam jednak daleko, gdy znowu zachwiałam się niebezpiecznie. Poczułam pieczenie i ciepłą ciecz spływającą powoli po moim barku. Jedna z wielu ran musiał się otworzyć w czasie wykonywania gwałtownych ruchów. Zacisnęłam zęby i próbowałam iść dalej. Nagle usłyszałam za sobą szelest. Nawet nie zdążyłam się odwrócić, przywołałam ostrego sopla lodu, nie mogąc pozwolić sobie na więcej i skierowałam go w kierunku dźwięku.
– Nie podchodź – Wykrzyczałam zachrypniętym głosem, chociaż chciałam brzmieć groźnie. Postać za mną najwidoczniej się zatrzymała. Nim jednak wykonała następny ruch, opadłam z sił, upuszczając przy tym sopel i lądując znowu na ziemi. Jęknęłam cicho i zaczęłam modlić się o szybką śmierć. Nie otrzymałam jednak żadnego ciosu. Przed moim pyskiem stanęła łapa, a potem…


<Ktosiu?>

Kto pierwszy ten lepszy także no…
Stormy ma połamane skrzydła i lewą przednią łapę. Jest poobijana, poturbowana zadrapana i pewnie coś więcej. Ponadto cios w głowę znacznie spowolnił jej czas reakcji. Hah
To jak? Zjesz ją, zostawisz na pewną śmierć czy pomożesz?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 946
Ilość zdobytych PD: 473
Obecny stan: 473

Brak komentarzy

Prześlij komentarz