Muzyka do której to pisałam
- Bel? - szepnął cicho, lustrując wzrokiem okolicę, poszukując jakichś wskazówek.
- Tak? - ocknęła się z zamyślenia i spojrzała na zaciekawionego i również nieco zaniepokojonego wilka.
- Wtedy kiedy zostałaś sama, kiedy się ocknęłaś.. aż do momentu, w którym odeszłaś z tąd, by iść za mną..
- Tak? - wyszeptała ponownie, niecierpliwiąc się lekko.
Wilk skierował wzrok w jej stronę
- Czy nie zauważyłaś może czegoś.. wiesz.. czegoś podejrzanego, innego lub po prostu coś, czego wcześniej nie było? Jakiś zapach? Cokolwiek?
Na pysku samca widniał znak zapytania. Sam nie mógł mieć takiej wiedzy, ponieważ sytuacja go zmusiła do utraty w pewnym sensie zmysłów.
-Ekhm. - Biała wyglądała na nieco zamyśloną i zaniepokojoną. - cóż.. nic nie zauważyłam. No może poza tym, o czym mówiłam Ci wcześniej. Oplotła go roślinność, zdawało mi się, jakby ziemia chciała go pochłonąć. Las jakby śpiewał, jakby płakał. Nie jestem do końca pewna, ale ogarniało mnie dziwne uczucie senności, być może spowodowane wcześniejszą utratą przytomności. - wzruszyła bezradnie barkami. - Zostawiłam go takiego, oplecionego jakimiś korzeniami i zielskiem i poszłam Cie ratować.
Samiec ledwo powstrzymał uśmiech na wzmiankę o "ratowaniu go". Znał prawdę i była ona zgoła inna, niż wilczycy się wydawało. Mimo to kiwnął głową i pomyślał jeszcze przez chwilę.
- Może las z jakiegoś powodu opłakiwał jego śmierć? -zaczął Yneryth.
Wilki usiadły, wymieniając się wzajemnie pomysłami, co mogło się stać.
- Może... ale dlaczego oplotły go korzenie? Czyżby to rodzaj pogrzebu? W końcu Bies to bardziej demon niż coś, co ma normalne ciało?
- A może to nie był płacz? Może las cieszył się, tylko my może nie potrafimy zrozumieć jego pieśni?
Biała przytaknęła, był w tym sens, więc nie mogła zaprzeczyć.
- A te pazury? Myślisz, że należały do niego? Czy może przyszło coś większego, by go zabrać.. tylko po co. Zjeść go?
Basior pokiwał przecząco głową.
- Któż byłby na tyle szalony, by jeść tak okrutną i bijącą czystym złem istotę.
- Może ktoś jeszcze okropniejszy?
Temat był na tyle ciekawy, że nie zważali na upływający im czas. Bel ocknęła się, dopiero gdy słońce wskazywało na późne popołudnie. Wilki opierały się o jakieś drzewo zatopieni w zamyśleniu nad rozmową, która miała miejsce kilka chwil wcześniej. Bel zastrzygła uchem, miała wrażenie, że poczuła coś bardzo intensywnego, ale zarazem delikatnego w powietrzu. Miała wrażenie, jakby samiec nie zwrócił na to uwagi. Przymykał bowiem oczy, dając im nieco odpoczynku. Już długo nie spali i powoli dawało im się to we znaki. Jednak Bel czuła, że znużenie musi przełożyć na później. Podniosła zad ukradkiem, kiedy basior na nią akurat nie patrzył. Coś w jej podświadomości ciągnęło ją w głąb lasu, gdzieś gdzie jeszcze wcześniej jej nie było. Przekrzywiła z zaniepokojeniem łeb na bok, odwróciła się, by spojrzeć na wilka. Coś zabłyszczało w jej oczach, jednak sama Bel nie wiedziała o tym. Zastrzygła uchem i ponownie spojrzała w las. Zdało jej się, jakby sam leśny duch ją wzywał.
- Czy wszystko w porządku Bel? - zapytał niespodziewanie wilk i wtedy spostrzegła, że stał już u jej boku gotowy do dalszej wędrówki, jeśli trzeba.
- Tak... to znaczy. Nie wiem - spuściła wzrok i wbiła go w ziemię pod swoimi łapami. Westchnęła głęboko i zamknęła na chwilę oczy, czując delikatny dreszcz, który przechadzał się po jej grzbiecie, niczym strudzony i niespieszny wędrowiec. - Może to przez zmęczenie, ale czuję się dziwnie, jakby las mnie wzywał. - zaśmiała się cicho, z tego, co powiedziała. To było takie niedorzeczne, a jednak mimo wszystko czuła to całą sobą.
Wilk wydawał się zamyślony, jakby dobierał odpowiednie słowa.
- Nie przekonasz się, jeśli będziesz tutaj stała. - uśmiechnął się zachęcająco. Był już wprawdzie zmęczony, ale ich wspólna przygoda była na tyle ciekawa, że nie chciało się jej kończyć.
Biała kiwnęła głową i ruszyła niepewnie w stronę, w którą ją ciągnęło. Odwróciła się nagle zdziwiona, że wilk podąża za nią.
- No co tak patrzysz, Ty szłaś za mną taki kawał, to teraz i ja Ci potowarzyszę.
- Myślałam, że ... nieważne. Dziękuję Yneryth. - posłała mu szczery uśmiech, pełen wdzięczności, a zarazem ukrytego strachu przed tym, co ich czeka.
Ruszyli. Szli leśną ścieżką, wchodząc w coraz to głębsze i głębsze gęstwiny. Po kilku chwilach las dosłownie ich oplatał i było bardzo ciasno. Bel weszła w tunel z krzewów, który był na tyle ciasny i niski, że liście dosłownie smagały grzbiety wilków.
- Jestem tutaj już jakiś czas, ale w tym miejscu chyba mnie nie było - zażartował samiec, przedzierając się dzielnie przez chaszcze. Bel o wiele lepiej to szło, zupełnie jak gdyby zupełnie nie sprawiało jej to problemów. Im głębiej wchodziła, tym czuła większy spokój w sercu. Kiedy w końcu wydostali się z liściastego tunelu, nagle okazało się, że weszli do potężnej jaskini. Wilki stały chwilę w konsternacji i milczeniu. Spoglądnęły odruchowo na siebie. Samiec widział, że wilczyca jest o wiele spokojniejsza niż wcześniej, mimo że sytuacja była naprawdę bardzo dziwna. Czuł też doskonale, że otacza ją w tym miejscu jakaś aura jakby moc? Potrząsnął głową, aby otrzeźwić umysł i upewnić się. Nie wiedział co to, ale czuł, że chyba moc zaczyna się w niej otwierać. Nie chciał jej tego mówić, a przynajmniej nie tak od razu. Po prostu szedł za nią z zaciekawieniem. Szli dalej w milczeniu, uważnie oglądając ściany jaskini. Było w niej nadwyraz jasno, choć nie było widać żadnych dziur na powierzchnię. U sufitu wisiały kryształy mieniące się w różnych kolorach. Ale w jaskini przeważała zieleń, tak samo intensywna, jak kolor oczu Belief. Głównie był to mech, który pokrywał ściany i skały.
Nagle Bel zerwała się i podbiegła naprzód. Wlepiła wzrok w jedną ze skał i zamarła w bezruchu. Samiec nie wiedział, czy powinien jej przeszkadzać, ale podszedł blisko na tyle, na ile mógł sobie pozwolić. Samica kiwnęła głową, prawdopodobnie zobaczyła coś, czego wilk nie mógł widzieć. I wtedy rozległ się po grocie mrukliwe chrapnięcie. Oboje spojrzeli znów na siebie, a samica wyszeptała tylko.
- To Bies! Chodź za mną.
Ruszyli wąskim korytarzem w jedną z odnóg wielkiej jaskini. Na jej końcu faktycznie był Bies. Dogorywający z rozłupaną czaszką. Mimo uszkodzeń ciała wciąż żył, zamknięty pomiędzy kratami z korzeni drzew.
- Czy my jesteśmy pod TYM miejscem? - spytał samiec.
- Tak. Może mi nie uwierzysz, ale widziałam ducha lasu! Powiedział, że Biesa można zabić tylko w jeden sposób i tylko kryształem z tej jaskini.
Wilk słuchał.
- Musisz dokończyć dzieła Yneryth. Inaczej na zawsze Bies będzie tutaj tkwił, a las przez jego jęki będzie cierpiał. Tak mi powiedział duch. - kiedy mówiła, to jej oczy jakoś bardziej świeciły zielenią. Jakby to nie mówiła sama Bel, a raczej duch lasu przemawiał przez nią do wilka, któremu nie mógł się objawić. Bel pokazała mu również ostry jak brzytwa, zakończony w szpic kolorowy kryształ. - Musisz wbić go w jego serce, ale uważaj, masz tylko jedną szansę. - jej głos jakby przycichł i wilczyca cofnęła się nieco w cień, zastygając w niemym bezruchu, jak gdyby chwilowo obezwładniona w tajemniczy sposób.
Samiec poczuł dumę, że duch zwrócił się do niego, jednak niepokoił się nieco tym, że użył do tego Belief. Spojrzał na kryształ i na demona, który leżał wciąż uwięziony w roślinności. Ciągle sapał, z jego czaszki wyciekała czarna krew przepełniona czystym złem. Nagle między nim a wilczycą, wyrosło kilka korzeni, zamykając teraz ją w roślinnej klatce.
- Zrób to! - brzmiał głos w jego głowie, tym razem był to głos ducha lasu i pana tej jaskini. Było to zupełnie nowe doświadczenie dla samca.
Belief natomiast ocknęła się i otrząsnęła.
- Yneryth, przepraszam! Ja nie wiem, co się ze mną stało... Czy to możliwe, aby oko biesa wciąż działało? - głos wilczycy drżał z przerażenia. Wszystko wskazywało na to, że nie miała pojęcia, o żadnych duchach, a tym bardziej o tym, o czym chwilę temu mówiła. To tylko utwierdziło samca w przekonaniu o wyjątkowości tego miejsca.
- Musisz zaczekać, chyba wiem jak to zakończyć. Zaufaj mi.
Samica przestała na moment szarpać zębami za jeden z korzeni i spojrzała na niego niepewnie. On zaś ostatni raz spojrzał w jej stronę, wydobywając wzrokiem fragmenty jej białego futra spoza korzennych krat, po czym odwrócił się, wyprostował swoją dumną sylwetkę i podszedł do oświetlonego piedestału z tajemniczym kryształem, które miało stać się teraz narzędziem zbrodni.
<Yneryth?>
Ilość napisanych słów: 1415
Ilość zdobytych PD: 707 + 5% (35 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 742 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz