Kzen znowu to zrobił. Znowu czmychnął w krzaki bez słowa i udał się do prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznego miejsca w watasze: Vallée Sombre. Po co? Raquel nie miała pojęcia, było to dla niej absurdalnie nieodpowiedzialne. Basior był młody, ale wilczyca miała nadzieję, że ma więcej rozumu, patrząc na fakt, iż znajduje się na stanowisku, które tego wymagało. Cóż… Jak widać nie każdy alchemik musi myśleć trzeźwo…
Teraz dwa wilki znajdowały się w mrocznym lesie, przed nimi widać było wyjście. Raquel spostrzegła, że Kzen już przymierzał się do kolejnej ucieczki, oczywiście jak najdalej od wyjścia. Zanim to zrobił, złapała go za kark i szarpnęła w stronę wyjścia.
- Ał! Co ty robisz?! - w jego głosie słychać było wyrzuty.
- Wychodzimy stąd. Nie możesz sobie hasać wśród morderczych stworzeń, jesteś skrajnie nieodpowiedzialny. - gniewnie powiedziała wadera.
Szary samiec wyrywał się, próbował uwolnić się od Raquel. Ta jednak była od niego silniejsza, więc jego starania spełzły na niczym. Prowadziła go jeszcze przez jakiś czas po wyjściu z lasu i puściła dopiero, kiedy przekroczyli granicę Forêt de Vie. Samica zmroziła go wzrokiem, przez co przed nią usiadł.
- Czy możesz choć na moment przestać zachowywać się jak szczeniak? Następnym razem za tobą nie pójdę i dam ci zginąć. Już któryś raz narażasz się na niebezpieczeństwo. Miło byłoby też, gdybyś dawał jakieś odpowiedzi na moje pytania i raczył wymawiać chociaż słowo wyjaśnienia przed swoimi „skokami w krzaczki”.
- Okej… Już nie będę… - wydukał Kzen.
Raquel przybrała skwaszony wyraz twarzy.
- No więc? Co to wszystko znaczy? - zapytała.
<Kzen?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz