Ivvi zdziwił się i odpowiedział szybko:
- No... Nie wiem. Mogę... Nie mam nic innego do robienia - w jego głosie brzmiała oznaka zmieszania
- To chodźmy - wadera skierowała się w stronę celu, a Hesh za nią. Szedł daleko od Samyi. Jego mina była jakaś dziwna. Taka jakby smutna. Patrzył się na swoje łapy. Co chwilę spoglądał przed siebie, by sprawdzić, czy zaraz w coś nie wejdzie. Droga wydawała mu się bardzo długa. W końcu ukazały im się góry Sommets interdits. Nie było widać szczytu Pic Céleste, ponieważ mgła była dość nisko. W końcu dotarli do wyczekiwanego miejsca. Samya powoli zanurzyła się po brzuch. Iv zaś wskoczył cały na raz i zniknął na chwilę w otchłani wody. Wilczyca została ochlapana, dlatego też cofnęła się trochę, ale po kilku minutach i tak wróciła na poprzednią pozycję. Heshenivv wyleciał z wody, a jego futro już było czyste. Wylądował na trawie i zaczął się w nią wcierać.
- Cóż ty robisz? - samica lekko się uśmiechnęła
- Jak to co? Suszę się - padła odpowiedź
- Shen? Tam jest błoto - Samya zaśmiała się głośniej. Basior wstał i spojrzał na siebie. Faktycznie - znów był cały błocie.
- Ja to zawsze mam pecha - mruknął i znowu wskoczył do wody.
Samya??
Brak komentarzy
Prześlij komentarz