- Coś się stało?
- Nie, tylko... Zabawie jesz. - odrzekła moja towarzyszka, przysiadając naprzeciwko mnie. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie bardzo rozumiejąc, co miała na myśli. ~ Że ja dziwnie jem, ale... w jakim sensie? Oczywiście, nie raczyła wyjaśnić swoich słów, więc postanowiłem zagrać nieco inaczej. Udając oburzenie, prychnąłem, odwracając przy tym teatralnie głową. Co zrobiła ona? Zaśmiała się ot co! Jej śmiech był zaraźliwy. Nie wytrzymałem i zerknąłem na nią z szerokim uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami. W tym samym czasie zaczęliśmy się śmiać i tarzać po ziemi jakby uderzyła w nas głupawka.
- Z czego my się śmiejemy? - zapytałem, trzymając się za bolący brzuch.
- A bo ja wiem? - gdyby ktoś nas teraz zobaczył, z pewnością pomyślałby sobie, że coś braliśmy albo cierpimy na niedorozwinięcie umysłowe. Na tę myśl uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Cała ta sytuacja była dziwna, my byliśmy dziwni. Nie rozumiałem, co się właśnie stało. Skąd ten napad śmiechu? Przecież w tym nie ma nic takiego śmiesznego. Z jakiegoś jednak powodu się śmialiśmy. Przez dłuższą chwilę nie mogliśmy się ogarnąć Położyłem się na grzbiet, wystawiając język, by chociaż trochę się uspokoić. Oddychałem głęboko. Wadera zrobiła to samo, kładąc się obok. Znów poczułem to drażniące uczucie. Samica tym swoim cudownym zapachem, wyglądem i... Podniecała mnie. Sprawiała, że nie mogę przestać myśleć o tym, by ją posiąść. Chce mi się jak diabli. Od tak dawna z nikim nie byłem. To aż boli! Co mnie zatem powstrzymuje? Może to, że moja była, o której Tsumi nie wie, narobiła mi niezłych kłopotów. Zniszczyła moje ego, sprawiła, że czułem się jak rzecz. Potrzebny tylko po to, aby coś osiągnąć. Oczywiście, nie mogę porównywać tej taniej dzi**i do tak cudownej osoby, jaką jest Tsumi. Nie mniej jednak moja była narzeczona, którą myślałem, że kocham nad życia, dla której uchyliłbym nieba, porzuciła mnie jak śmiecia. Teraz już wiem, że nic do mnie nie czuła. Zależało jej tylko na pozycji. Była ze mną z litości, bo Lupus się nią nie interesował. Ignorował dopóty, dopóki ja nie zwróciłem na nią uwagę. Dopiero wtedy, chcąc mnie upokorzyć, utrzeć mi nosa, zaczął się do niej przystawiać. Zamiast być mi wierną, robiła wszystko, by stać się alfą. Mówiąc krótko — kręciła się obok Lupusa, zalotnie owijając swój ogon o jego pysk. Raz byłem świadkiem, gdy dosłownie pochyliła się, eksponując mu swój tyłek, a raczej to, co miała między łapami. Puściła się z moim własnym bratem, byleby wznieść się wyżej. Od zawsze taka była, a ja głupi to tolerowałem. Już wtedy powinienem był to przerwać. Jakby się nad tym zastanowić, nie rozumiałem, co ja w niej takiego widziałem. Była pusta i głupia. Ratowała się urodą i to był jej jedyny atut. Uroda i fakt, że dawała każdemu, bez wyboru. Tymczasem... ~ Ught, mniejsza... to już przeszłość. Teraz sprawy są bardziej skomplikowane... Tsumi nie była nią. To zupełnie inna osoba. Nie wierzę, żeby się tylko mną bawiła. Widać jak na łapie, że szuka czegoś stałego... tylko, czy ja chcę coś stałego... W tej chwili nie myślałem logicznie. Pragnąłem jej ciała i duszy. Chciałem, by oddała mi się do reszty, nawet jeśli miałbym wyjść na Kasanowę. Gówno mnie obchodzą zasady i inne hamulce. Hormony w moich żyłach chcą za wszelką cenę ujarzmić waderę. Ja też tego chcę i to jak bardzo... - Samica jest w końcu niezwykle piękna, do tego inteligentna, zabawna i z całą pewnością dzika. ~ Ohhhsss! - zamruczałem do siebie, zastanawiając się, jak to będzie wyglądać, gdy znajdę się nad nią...
- Atrehu... - usłyszałem jej cichy głosik, który mógłby być jej jękiem. Spojrzałem na nią wilkiem. Musiała dostrzec to w moich oczach. To, co się ze mną działo. Ciężko nie stwierdzić, co mi jest, zwłaszcza widząc mnie takiego. Wadera wstała i z zapraszającym uśmiechem, kiwnęła głową. Wykonałem jej polecenie, czekając na pozwolenie.
- Hmm... no dobrze... gdzie planujesz mieć swoje miejsce do spania? - jej pytanie zbiło mnie z tropu. Do tego stopnia, że chwilę zajęło mi, nim odpowiedziałem.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. - wzrokiem omiotłem wnętrze jaskini. Było przestronne i jeśli się nad tym dłużej zastanowić, było kilka miejsc, które mogłem wybrać na swoje legowisko.
- W porządku, w takim razie sprawdźmy, gdzie będzie ci najlepiej. - powiedziawszy to, ruszyła przed siebie, zerkając na mnie zza ramienia. Jej ciało poruszało się z gracją, a ogon idealnie wtórował kręcącym się biodrom. Nie wiedziałem, czy robiła to celowo. Te tortury były nie do zniesienia, ale jeśli to test, to zamierzam zdać go na medal. Nie ważne, że moja męskość w pełni wystaje na zewnątrz, a pulsujące żyłki trzymają go wysoko, tuż przy podbrzuszu. Nie miało to najmniejszego znaczenia, jeśli nagroda będzie słodka. Na samą myśl przeszły mnie przyjemne ciarki. Tsumi zatrzymała się nagle i odwróciła w moją stronę. Spojrzawszy mi głęboko w oczy, oblizała swój pysk. ~ Na wszystkich Bogów i Boginie! - zdążyłem tylko pomyśleć, nim wadera się pochyliła, a mój członek zniknął w jej pyszczku. ~ Ahhh....
< Nic z tego zboczuszki, nie będzie +18 xD >
< Time speed ~ Kilka godzin później. >
Wieczór okazał się niesamowicie przyjemny, tak samo, jak poranek. Obudziłem się, wtulony w malutkie, ciepłe i miękkie ciało wadery, która wciąż smacznie spała. Na jej pyszczku gościł uroczy, finezyjny uśmiech, który rozczulił mnie całkowicie. Przyglądałem się pogrążonej we śnie Tsumi, a robiłem to tak, jakbym widział ją pierwszy raz w życiu. Dostrzegałem w niej każdy najmniejszy szczegół, adorując ją i obdarzając czułym uśmiechem. Wspomnienia minionej nocy przelatywały mi przed oczyma. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Wadera zaskoczyła mnie swoim zachowanie, a jeszcze bardziej doświadczeniem. Nie pomyślałbym, że miała już kogoś, a nawet jeśli nie, robiła to dokładnie i tak nieziemsko... Westchnąłem ciężko, czując narastające podniecenie. Jak tak dalej pójdzie, powtórzymy te igraszki już za chwilę. Mając to na uwadze, polizałem ją czule po pyszczku. Nie mogłem pozwolić, aby samica mogła spać spokojnie zbyt długo, podczas gdy ja już byłem rozbudzony. Zacząłem delikatnie skubać zębami jej wrażliwe ucho, kiedy zaczęła cicho mruczeć ze swego rodzaju niezadowoleniem. Rozchyliła powieki, ukazując mi przy tym swoje cudowne ślepia. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Dzień dobry, moja piękna. Mamy cudowny, jesienny dzień i wielka szkoda byłoby go marnować na gnicie w posłaniu do południa. – Zaśmiałem się, wstając i otrzepując się z sennego pyłu, jaki zastygł w mojej sierści. Ta czynność miała na celu pozbycie się owego gorąca, które mimo zaspokojenia, wciąż mnie dopadało. – Co powiesz na szybkie śniadanie? Upoluje dla nas coś pysznego.
- Ja nie widzę przeszkód. – Wadera również się podniosła, prezentując mi się w całej swojej słodkiej okazałości. Ziewnęła szeroko, tak jak wczoraj wieczorem, a na to wspomnienie zachichotałem cicho. Zaraz potem przypomniał mi się, magiczny wręcz nastrój, który panował wówczas między naszą dwójką. To, co między nami zaszło, to drugi krok ku nowemu. Rozchyliłem lekko pyszczek, kiedy Tsumiś zaczęła mówić coś więcej, jednak jej słowa niemal do mnie nie docierały. Myślałem o moich uczuciach względem wadery. Z pewnością nie była mi obojętna, ale owego uczucia nie mogłem nazwać miłością. Czułam się przy niej bezpiecznie, dawała mi to niesamowite ciepło, jakiego dostarczyć może tylko obecność kogoś niezwykle bliskiego. Do tego wzbudzała we mnie chęć ochrony. Była taka malutka. Bałem się, że znajdzie się ktoś, kto będzie jej chciał zrobić krzywdę. Uczucia, które do niej żywiłem, od początku wybiegały poza sferę przyjaźni. Wszak nasze pierwsze spotkanie dało pierwszy sygnał. Nie mogłem powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. To normalne, że relacje się rozwijają. Zostaliśmy dość szybko znajomymi, teraz z pewnością przyjaciółmi, towarzyszami niedoli oraz kompanami na dobre i na złe. Nie kłóciliśmy się, rozumieliśmy się bez słów. A do tego nawzajem ceniliśmy życie drugiego ponad wszystko.
- Ziemia do Atrehu, zgłoś się! - potrząsnąłem głową, wracając do rzeczywistości.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - uśmiechnąłem się przepraszająco, po czym dla zwiększenia efektu polizałem ją po pyszczku. Miała naprawdę miękkie futerko, do którego zaraz się przytuliłem. Tsumi przysiadła na ziemi i również przyłączyła się do tulasów. Uwielbiam to! Nic jednak nie może wiecznie trwać.
- Atrehu, jesteś w domu!? - jak na komendę odwróciliśmy się w stronę wejścia. Natychmiast rozpoznałem ten głos. To z pewnością był Naharys. Westchnąwszy, spojrzałem zbolałym wzrokiem na Tsumi.
- A miało być tak pięknie... - szepnąłem jej do ucha, przygryzając jej płatek. Zaraz jednak skupiłem się na naszym gościu. - Tak, już do Ciebie idę! - krzyknąłem dość głośno, by mieć pewność, że usłyszał.
- Może później też będzie okazja... - Tsumi przeszła pod moją głową, owijając swój ogon o mój pysk. To było takie przyjemne. I jeszcze jej zapach! Zamruczałem przeciągle, ruszając z nią ku wyjściu.
Ze zdziwieniem stwierdziłem, że Naharys nie przybył sam. Towarzyszyła mu Pina i jeszcze jedna wadera o lisich genach. Jej futro było w kolorze kwiatu wiśni, czyli biało-różowe. Wadera miała krótki pyszczek, ale za to długie, futrzaste uszka i do tego aż cztery puchate ogonki! Naharys dostrzegł, jak z uwagą przypatruje się nowo poznanej i z cichym śmiechem nas sobie przedstawił.
- Atrehu poznaj, proszę Lonye, moją siostrzyczkę. - Sio...zaraz co? Spojrzałem na niego oniemiały. Oni byli rodzeństwem? W żadnym stopniu niepodobni... Musiałem wyglądać komicznie z otwartym pyskiem i niedowierzaniem w oczach. - Wiem, co ci chodzi po głowie. Nie rób takiej miny. Lonya jest moją przybraną siostrą, nierodzoną. - uśmiechnął się szeroko, zerkając na ową lisiczkę. Musiałem przyznać, że zbili mnie tym z tropu. Szybko się jednak pozbierałem i jak należycie się przywitałem. Samica okazała się bardzo dojrzała, z całą pewnością znaleźlibyśmy kilka wspólnych tematów. - Swoją drogą, nie spodziewałem się zastać Cię tak wczesną porą w towarzystwie Tsumi — Basior zerkał to na mnie, to na Tsumi z figlarnym uśmiechem. Zaciągnął się zapachem, a jego oczy na chwilę błysły. Jego wzrok zmienił się na bardziej pewny siebie. - Ah, już rozumiem... - chrząknąłem głośno, starając się ukryć chrypkę. Nie uszło mojej uwadze, że i jego zapach był inny. Jakby wymieszany z wonią...PINY! ~ No proszę, czyli nie tylko ja spędziłem tę noc z kimś. Uśmiechnąłem się zawadiacko, ukazując szereg białych kłów, a moja brewka była ciut prześmiewcza. Samiec od razu załapał, o co chodzi, bo nie kryjąc się, wyszczerzył się tak samo. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, ja wiem, co się działo u ciebie w nocy. Ty wiesz, co myśmy robili, więc...Co was do nas sprowadza?
< Naharys, Tsumi, Pina, Lonya? >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2072
Ilość zdobytych PD: 1036 + 10% (104 PD) za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 1140
Brak komentarzy
Prześlij komentarz