Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 11 października 2021

Od Itachi'ego do Kogoś ~ Poszukiwanie miejsca

~~3 dni przed odejściem~~
Poczułem miłe ciepło, lecz nagle światło przemieściło się na moje oczy. Lekko otworzywszy oczy, spojrzałem czy jest już dzień. Byłem tak zaspany, że nie wiedziałem, jaka jest godzina. Leniwym ruchem podniosłem głowę i rozejrzałem się po jaskini, nie znalazłem tu ani żywej duszy. Spojrzałem w stronę wyjścia i ujrzałem piękną wiosnę. Czułem zapach liści oraz świeżej trawy. Mój nos również wyczuł zapach kwiatów, przy czym od razu kichnąłem. Nie lubiłem tego zapachu, przetarłem łapą nos. Wyciągnąłem się i wstałem na równe łapy. Ani trochę nie chciało mi się ruszać z jaskini, niestety mój brzuch zaprotestował głośnym burczeniem. Mruknąłem pod nosem, by się zamknął, gdy już miałem się odwrócić od wyjścia i zagłębić się gdzieś, gdzie jest miły zimny cień, poczułem zapach krwi, nie była to byle jaka krew była ona lekko przypalona, przez zapach mój brzuch zaczął pożerać siebie ze złości. Byłem zmuszony ruszyć w kierunku pysznego mięsa. Powolnym ruchem kierowałem się za zapachem. Nie obchodziło mnie nic, co się działo wokoło mnie, mimo iż instynkt zachowałem, by w razie pułapki szybko uniknąć zagrożenia, to nie interesowała mnie piękna pogoda i przyroda, jaka mnie otacza. Wyszedłem z lasu na polanę, tam siedział ojczym i piekł lekko jelenia, którego upolował. Szukałem wzrokiem matki, niestety jej nie widziałam. Wiedziałem, że muszę zjeść mój brzuch, nie wytrzymałby dłużej bez jedzenia. Niestety nie chciałem konfrontacji z Joel'em. Od razu zawróciłem do lasu, by mnie nie zauważył. Uknułem plan, by się zakraść jak najbliżej i ukraść trochę jedzenia. Użyłem do tego klona matki. Ona miał odwrócić jego uwagę, a ja zjeść. Mój klon podchodził do niego powoli i z gracją, jak to zawsze robiła moja mama.
- Witaj ukochana. - oznajmił z uśmiechem.
Mimo że chciał dobrze i mieć kontakt ze mną to ja nie mogłem go jakoś zaakceptować. Zakradałem się bezszelestnie do upieczonego mięsa. Mój klon zagadywał basiora. Gdy już miałem wykraść wystarczającą ilość mięsa, by zjeść, nastała cisza. Wiedziałem, że się zorientował, gdyż nawet mój klon nic nie mówił. Przełknąłem cicho ślinę, niestety mój brzuch postanowił mnie wydać. Zaburczał tak, jakby miał zaraz skonać z głodu.
- Itachi? - zapytał, stojąc nade mną z poważną miną.
- Witaj Joel. - odparłem i wstałem od razu, nie chciałem patrzeć mu w oczy, dlatego patrzyłem na zwierzynę.
- Czemu się skradałeś i użyłeś klona, by odwrócić moją uwagę? Przecież wiesz, że traktuję cię jak swojego syna, nie musisz mnie się bać. - odparł.
- Ja... Nie chciałem ci przeszkadzać. - mruknąłem
Wzdychnął i wyrwał duży kawałek udaa jelenia, rzucił mi pod nogi. Nie odparł nic, tylko zaczął przyrządzać dalej mięso. Nie prostowałem jadłem ze smakiem mięso, było przepyszne, że nikt wcześniej w poprzedniej watasze nie pomyślał od podpiekaniu mięsa. Szybko odszedłem, by nie przeszkadzać mu, zapewne też będzie chciał spożyć i zanieść matce.

~~ Dzień odejścia ~~~
Czemu Joel tak bardzo chciał się do mnie zbliżyć, wiem, że może być to spowodowane, że chciał się przypodobać mojej mamie bardziej, albo ona mu kazała, lecz nie potrzebowałem tego. Gdy medytowałem wśród drzew, naszła mnie myśl, czy by nie wrócić do ojca. Wiedziałem, że to będzie się liczyć z tym, że mogą mnie zamordować, lecz została tam osoba dla mnie ważna również jak matka. Irma była starsza ode mnie, lecz zawsze mnie wspierała. Może nie wtedy, gdy ojciec karcił matkę. Każdy się go bał, lecz ja jakoś tego lęku nie miałem. Odkąd pamiętam, nie miałem lęku przed bólem. Mimo że odczuwałem, jak ranił mnie, dlatego że broniłem matki, to nie czułem strachu i bólu. Do niego samego czułem tylko obojętność, lecz jakbym wrócił, to by się Irmie oberwało, mogłaby być narażona, nie mogłem do tego dopuścić. Niestety tu też nie mogłem zostać, nie czułem się tu dobrze. Musiałem znaleźć swoje miejsce na świecie. Nagle usłyszałem szelest krzaków. Nie wyczuwałem zapachem nikogo obcego, dlatego kontynuowałem medytacje. Postać wyłoniła się zza krzaków i stanęła naprzeciwko mnie.
- Itachi. - odparł bardzo delikatny i miły głos, wiedziałem, że należał do mojej matki Kalii.
Otworzyłem oczy powoli by na nią spojrzeć, lecz musiałem uważać, by słońce nie oślepiło moich oczu, musiały się one przyzwyczaić do światła.
- Tak? - zapytałem i wyciągnąłem się, parę godzin w tej samej pozycji robiło swoje.
- Czemu nie dajesz szansy Joel'owi? - zapytała zmartwiona.
- Nie ufam mu. - odparłem i spuściłem głowę. - wiem, że go kochasz i jesteś z nim szczęśliwa, lecz ja nie mogę mu zaufać. - spojrzałem w jej oczy.
- Dlaczego? Jest miły, dobry opiekuńczy i co najważniejsze z własnej inicjatywy, chce się z Tobą zaprzyjaźnić. Może nie chce, byś go nazwał ojcem, ale chce, byście mieli dobre relacje.
- Właśnie dlatego mu nie ufam, od kiedy jakiś obcy wilk chciałby mieć dobre relacje z nie swoim szczeniakiem. - odparłem i odwróciłem się od matki i usiadłem. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, nie chciałem, by przeze mnie między nimi było źle.
- Sam nie wiem, czemu nie ufam... -odparłem
Matka podeszła do mnie i usiadła do mnie.
- Rozumiem, lecz i tak ciesze się, że chociaż te parę słów ze sobą wymieniacie. Nie jesteś agresywny do niego i go akceptujesz, to mi wystarczy. - polizała mnie w policzek.
- Dziękuje, to ważne dla mnie, byś była szczęśliwa. - odparłem, dalej mając opanowany wyraz twarzy.
- Itachi chodź ze mną. - odparła i ruszyła w stronę jaskini.
Powoli za nią ruszyłem, nie wiedziałem, co miała mi do powiedzenia, dobra wiadomość? A może przeciwnie... Po kilku minutach zaleźliśmy się przed jaskinią. Czekał tam już Joel, czy to była pułapka matki byśmy się zaprzyjaźnili? Stanąłem w miejscu, nie chciałem dalej iść, mama stanęła koło basiora.
Otarła swój pysk w jego i spojrzała na mnie.
- Musimy ci coś powiedzieć. - odparła z uśmiechem i spojrzała na Joel'a.
- Wiedz, że związek z Twoją matką biorę bardzo na poważnie, kocham ją ponad życie. I przysięgam ci, że nie pozwolę, by ktokolwiek ją skrzywdził, sam też nie podniosę na nią łapy. - powoli zaczął swoją wypowiedź.
- Postanowiliśmy, że założymy rodzinę. Oczywiście, jeżeli chcesz, możesz należeć do niej również, lecz wiem, że mi nie ufasz i nie zmuszam cię do niczego.
Nie rozumiałem nic z tej wypowiedzi. Spojrzałem na matkę, wiedziałem, że zrozumie, co mam na myśli.
- Joel chciał powiedzieć, że jestem brzemienna! - uśmiechnęła się. - Będziesz starszym bratem Itachi. - odparła ze łzami w oczach.
Nagle poczułem dziwne uczucie w brzuchu, niby ciepło, ale jednocześnie czułem, jakbym miał zaraz zemdleć. Chwiałem się na nogach ledwo, lecz postanowiłem usiąść.
- Cieszy mnie to matko. - odparłem i patrzyłem, jak Joel wyciera jej łzy. - Muszę też wam cos powiedzieć...
- Tak? Słuchamy. - odparła Kalia.
- Nie czuje, by tu było moje miejsce, nie chcę, byście się obrazili, lub źle to odebrali, lecz... - nie mogłem dokończyć, te dziwne uczucie rosło w moim brzuchu.
- Rozumiem, że chcesz poszukać swojego miejsca. - odparł Joel.
- Czyli chcesz odejść?! - zdziwiła się matka.
- Tak. - wiedziałem, że ją zasmucę tą wiadomością.
Spojrzeli na siebie, a basior z uśmiechem kiwnął do niej. Po chwili ona również się uśmiechnęła i odkiwnęła mu.
- Rozumiemy to, obyś znalazł swoje miejsce, w którym będziesz czuł się dobrze. - odparła matka i podeszłą do mnie. - Będziemy tęskinić. - polizała mnie w policzek i przytuliła.
Joel również podszedł, wiedział pewnie, że nie chce, by mnie przytulał i tylko podał mi łapę. Gdy matka przestała mnie przytulać pochyliła głowę w moją stronę, ja również to zrobiłem. Dotknęliśmy się czołami i zamknęliśmy oczy. To była nasza tradycja ze starej watahy. Każdy, kto odchodził, by znaleźć miejsce dla siebie, był tak żegnany przez najbliższych.
- Na zawsze. - powiedziałem.
- W naszych sercach. - odparła moja mama.
Gdy wyprostowaliśmy się, spojrzałem na Joel'a.
- Opiekuj się nią i moim rodzeństwem, inaczej nie wybaczę ci. - odparłem i zacząłem odchodzić, lecz zatrzymałem się i odwróciłem łeb dodajac. - Tato.

~~ Teraz ~~
Był to już dwunasty bądź trzynasty dzień wędrówki, nie znalazłem nic poza samotnymi wilkami, oczywiście nie chciałem kłopotów, dlatego omijałem ich, jak mogłem. Zdarzyło się parę razy, że pomogłem komuś, lecz powiedziałem, że chcę przysługę za to. I tak natrafiłem na ślad pewnej watahy. Z tego, co inne wilki mówiły, miała ładne tereny. Mimo iż dla mnie tereny nie miały znaczenia, chciałem się przekonać, jak w niej jest. Czy to będzie miejsce dla mnie, czy może nie? Kolejne dni wędrówki uświadomiły mnie o tym, że nie jadłem od kilku dni. Nie wiedziałem co konkretnie zjeść, na duże zwierzę nie dałbym rady sam zapolować. Aktualnie znajdowałem się na jakimś pustkowiu, na którym nie było trawy. Najlepiej byłoby znaleźć wodę i trawę, tam będzie zwierzyna. Zacząłem węszyć nosem, może jakiś trop złapię. Niestety na próżno to robiłem, mój nos nie wywęszył żadnego zapachu. Szedłem bez konkretnego celu, nie wiedziałem, gdzie mnie łapy zaprowadzą. Byłem tak głodny i odwodniony, że myślałem tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb. Nie zauważyłem, kiedy znalazłem się w pięknym złocistym gaju. Zauważyłem przed sobą sarnę z młodym się przechadzającą. Nie miałem dość siły, by zapolować na, chociażby młodego. Postanowiłem wywęszyć mniejszą zwierzynę. Udało mi się! Znalazłem trop królika. Wiedziałem, że są to bojaźliwe zwierzęta, więc zanim na niego zapolowałem, znalazłem jego norę i ją zatkałem kamieniem. Nie miał już, gdzie się schować. Użyłem swojego klona, by obszedł królika od przodu, wtedy gdy zacząłby uciekać przed nim, wpadłby na moje kły. Plan był prosty i oczywiście zakończył się powodzeniem. Mięso, królika może i nie było wyśmienite jak te, które przyrządził mój ojczym, ale chociaż dawało energię i najedzony brzuch. Skórę królika postanowiłem sobie zostawić, ładnie ją wyczyściłem, byłem spragniony, jak i moje trofeum chciałem umyć w wodzie. Wziąłem w pysk skórę i ruszyłem na poszukiwania wody. Napotkałem wiele małych zwierząt takich jak bażanty czy łasiczki. Niestety szybko się płoszyły. Niekiedy na swej drodze spotykałem różnorodne grzyby, może to dziwne, ale nigdy nie widziałem grzyba na oczy. Zawsze o nich słyszałem, lecz w miejscach, gdzie dorastałem — nie było ich. Słyszałem tylko opowieści o nich, że niektóre są trujące a inne jadalne, lecz najtrudniej je rozróżnić. Postanowiłem nie sprawdzać na własnej skórze tego i z daleka je tylko obserwowałem. W końcu po parunastu minutach poszukiwań znalazłem to, czego szukałem. Mały wodospadzik, pierwszą myślą było wskoczenie do niego. Nie chciałem jednak zabrudzić wody. Moje futro nie było w dobrym stanie, wyglądałem, jakbym był brązowo podpalanym wilkiem. Położyłem z boku łapy futro i nachyliłem się do wody, by się napić. Napełniłem swoje ciało wodą i czułem się o wiele lepiej. Wziąłem więc ponownie skórę i namaczać ja w wodzie potrząsałem lekko, by się wyczyściło. Nagle usłyszałem trzask gałęzi, postawiłem uszy i odwróciłem się w stronę dużych krzaków. Stanąłem przed nimi i zarzuciłem sobie na głowę futro. Wyszczerzyłem kły i warczałem, nie wiedziałem, czy to ktoś obcy, czy jakieś zwierzę. Jednak, gdyby się okazało, że to przeciwnik, któremu nie dam rady, byłem przyszykowany, by uciec.

Ktoś?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1731
Ilość zdobytych PD: 865 + 5% ( 43 PD) za długość powyżej 1000 słówl
Obecny stan: 908

Brak komentarzy

Prześlij komentarz