Miał być dziś piękny dzień, a zbierało się na burzę. Nazbierałam dużo pnącza i korzeni do swojej jaskini. Później razem z Bobem szukaliśmy gliny. Chciałam mu zrobić glinianą miskę do kąpieli błotnej, wiedziałam, że je kocha. Niestety by takowa powstała musiałam upleść z korzeni i pnączy coś na jej kształt, później obsmarować wszystko gliną i pozostawić do wyschnięcia.
- Karmel jak myślisz, czy miska wyschnie przed deszczem - zapytałam, zbierając glinę do wielkiego liścia.
- Wątpię, lecz możesz skorzystać z ciepła ogniska — odparła.
- O ! Dobry pomysł dziękuję — spojrzałam na żabkę na grzbiecie.
Może inni by powiedzieli, że jest pusta i głupiutka, ale na samą myśl dziś o kąpieli błotnej widziałam w jego oczach błysk. Po uzbieraniu limitu gliny na liściu zawiązałam go i wzięłam zawiązana część do pyska. Zaniosłam do jaskini, myślałam, czego jeszcze brakuje mojemu żabiemu towarzyszowi. Odstawiłam go na miejsce.
- Generale Bob z pół tłustej komisji wyborczej ma pan zadanie — schyliłam się do niego — Pilnować pnączy i glinki. Ja pójdę po gałęzie na ogień i skocze po coś dobrego dla Ciebie i dla mnie — odparłam i zasalutowałam mu.
Ruszyłam na poszukiwanie przedmiotów, które wymieniłam. Sterta patyków była już usadowiona w jaskini, czas było połapać robaczki, zawsze jak zaczynało padać, wychodziły, i nie myliłam się każdego, każdego łapałam i umieszczałam w liściu (oczywiście martwego już). Deszcz zaczął padać niemiłosiernie, więc postanowiłam szybkim truchtem wrócić z robaczkami do jaskini.
- Wróciłam - odparłam, kładąc w kąt robaki.
- Nie zapomniałaś o czymś? - odparła Karmel.
- Nie, a co? - zapytałam.
- Co będziesz jeść? - powiedziała zaniepokojonym głosem.
- Mam jeszcze gdzieś schowane jagody i rybę, dam radę — uśmiechnęłam się do siostry.
Zrobiłam ze sterty patyków stos na ognisko, wokoło poukładałam kamienie, które zawsze miałam w jaskini, czemu? No właśnie nie wiem, codziennie pojawiał się o jeden więcej z niewiadomego powodu. Przygotowałam już wszystko by zacząć robić miskę. Nagle poczułam, że ktoś na mnie wpadł, odwróciłam się i ujrzałam czarno białą wilczycę o różowych oczach, oraz nosku. Na czole miała kryształ, który też był tego samego co oczy i nos. Była bardzo szczupła, co wskazywało na to, że jest Waderą, była strasznie urocza. Krzyknęła i wycofała się w głąb jaskini. Czy ja ją przestraszyłam? Nie wiedziałam czemu się mnie boi. Po chwili potknęła się o Boba, który jak zwykle pilnował miejsca swojego. Wadera znów krzyknęła i uciekła pod ścianę. Ja z przerażaniem i smutkiem podbiegłam do Boba.
- Generale Bob nic ci nie jesteś — wzięłam go na ręce — Musisz go przeprosić — odparłam i zrobiłam gniewną minę. Choć w moim przypadku, wygalało to bardziej na focha małego dziecka.
- J-ja...- Odparła wadera, była wyraźnie zlękniona- J-ja przepraszam! Nie wiedziałam, że ktoś tu jest! Myślałam, że jaskinia jest pusta i... i nagle zobaczyłam cię, wystraszyłam się, a-a potem... PRZEPRASZAM- powiedziała bardzo szybko niemal na jednym oddechu.
Spojrzałam na Boba, a ten jednym okiem patrzył na mnie, a drugim na Waderę.
- Jestem Amber, a to jest Bob — odparłam i uśmiechnęłam się, położyłam żabę na głowie.
Czarno futra wyraźnie się zmieszała, jednak grzecznie odpowiedziała:
- Uhm, N-Nasari... Miło mi was... poznać...
- Jesteś głodna ?- zapytałam, rozpalając ognisko.
- No... może trochę- Wadera nieco się rozluźniła.
- Dobrze usiądź i się osusz, ja poszukam czegoś, mam nadzieje, że lubisz ryby- poszłam na poszukiwanie w sianie ryby i jagód. Gdy je znalazłam, przyniosłam je do ogniska. Posadziłam obok siebie Boba i poszłam po jego jedzonko, podałam mu otwartego liścia z robakami.
- Ja wezmę jagody, ty częstuj się rybką — powiedziałam z uśmiechem.
- Oh... dziękuję- Nasari uśmiechnęła się uprzejmie i podeszła bliżej ogniska. Kątem oka spojrzała też na Boba, którego zachowanie, jak i ogólna obecność wywoływała u niej zdziwienie na pysku- Ummm... Nie chcę, aby to zabrzmiało niemiło, ale... Czy wszystko w porządku z oczami Boba?- Spytała z troską.
- Ah oczywiście, zawsze był taki. Inny od reszty swoich, ale mi to nie przeszkadza, jest najukochańszy na świecie — doparłam i zaczęłam jeść jagody — A Ciebie co sprowadza na te piękne tereny?
- Ja... po prostu podróżowałam przez ostatnie kilka dni i tak jakoś trafiłam tutaj- spuściła nieco pysk i odwróciła wzrok, powoli przeżuwając rybę.
Widziałam, że nie chciała o tym mówić, nie chciałam naciskać. Nim się zorientowałam, Bob zjadł już swoje jedzonko.
- Bob łakomczuszku — odparłam — Jeżeli chcesz, możesz tutaj zostać na noc, mam dużo siana więc starczy na dwa legowiska.
Nasari ?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 697
Ilość zdobytych PD: 348
Obecny stan: 678
Brak komentarzy
Prześlij komentarz