Ereden w końcu wstał, przeciągnął się leniwie, aż mu w kręgosłupie trzasnęło, lecz Sininen nawet nie drgnęła. Samiec znał swoją siostrę i wiedział, że mimo, iż głowę zaprzątała sobie w tym momencie nauką, jej czujność trwała nadal. Dzisiaj postanowiła nigdzie nie wychodzić - rozpoznał to po jej przemianie. Nie musiał nawet nikogo pytać o zależność jej przemian ze skrzydlatej postaci na tę drugą... obserwacje same wysunęły mu odpowiedź przed nos. Zwinął wszystkie, cenne dla niego zwoje, wsunął je w głąb zakurzonej półki stojaka, tam gdzie ich miejsce, po czym skierował się do odnogi, która prowadziła do części jadalnianej jaskini. Napił się trochę, ukradkiem zaś spojrzał na kamienne naczynie, stojące nieopodal.
- Przynieść ci coś do picia? - miał ochotę zapytać, lecz wiedział, że Sini nie odpowie. Od czasu porwania ich matki, Sininen nie odezwała się do niego ani słowem. Ba! Gdyby nie rozmowy z ojcem, których był świadkiem, w ogóle zapomniałby, jak brzmi jej głos. Zaspokoiwszy pragnienie, wyszedł z jaskini, mijając swoją siostrę - chyba zorientowała się, że wychodzi, bowiem całe jej ciało rozluźniło się nagle, dostrzegł to dość wyraźnie.
Spotkał ojca w towarzystwie Belief - Ereden słyszał, że wadera była jego nowym nabytkiem do treningu. Ereden ukłonił się uprzejmie i przywitał waderę ciepłymi słowami - basior nie tylko mógł pochwalić się północną urodą, lecz także bezbłędnymi manierami, o które zadbała Pawona. Odkąd jego spotkania z piaskową fenką rozszerzyły się od jego ostatniego incydentu z nią, jego dawne prostackie zwyczaje poczęły zanikać.
- Ty jeszcze nie u Nabi? Wspominała coś, że dzisiaj potrzebuje cię u siebie - powiedział ojciec, nie patrząc na niego. Skupiony był na mknących w rzecznej toni rybach, próbował chwycić jedną w pysk.
- Pójdę do niej za chwilę - odparł bez przekonania Ereden. - Chciałbym z tobą pobyć chwilkę...
Naharys uniósł lekko brew, kiwnął przyzwalająco po czym poklepał miejsce obok siebie. Wadera oznajmiła, że nie będzie im przeszkadzać, po czym podniosła się z miejsca i potruchtała w stronę poligonu, gdzie zazwyczaj ojciec trenował rekrutów. Ereden usiadł, nie będąc pewien, jak zacząć rozmowę... w sumie, nawet nie zastanawiał się, jak ją zacząć. Wyczekał na odpowiedni moment i zanurzył pysk w rzeczną toń, z sukcesem chwytając mocno w zęby wyrywającą się rybę. Machała szaleńczo płetwą, rozwierała i zamykała na przemian pysk, jakby się dusiła.
- Nieźle, synu - pochwalił go Naharys. - Czy przyszedłeś tylko po to, aby zdeptać moją dumę?
Ojciec zaśmiał się, tuląc Ereden'a do siebie. Przyjął od niego rybę, oznajmiając, że będzie z niej wyśmienity obiad. Po schwytaniu trzech bądź czterech ryb, Ereden w końcu wypalił.
- Tato, jak długo Sini będzie mnie od siebie odtrącać?
- Ah, ty nadal o tym? - Naharys mruknął cicho, rysując na ustach grymas zmartwienia. - Pamiętasz moją radę?
- Tak! - rzekł basior, rezygnacyjnie obracając oczami. - Mam dać jej czas, ale... ile? Nie mam zamiaru przez całe życie czuć się winnym za swoje szczenięce wybryki. Chciałbym podejść do niej, powiedzieć te głupie "przepraszam", ale ona mnie odtrąca!
- Dla ciebie może być to głupie słowo - odparł ojciec. - Dla niej może oznaczać coś więcej. Możesz przepraszać ją, ile chcesz, ale jeśli nie powiesz tego szczerze. Synu, powiem Ci coś... czasami szczere słowa znaczą więcej, o wiele więcej, niż sobie możesz wyobrazić, niż jedno, wypowiedziane dla świętego spokoju. Prawda, szczera prawda, bywa czasem jak cierń w tyłku, a też czasem, niczym iskierka. Prawda boli, prawda ociepla... ale lepsza prawda, niż zwyczajne kłamstwo.
- Ale... ja chcę jej powiedzieć szczerze, że żałuję!
- Musisz z tym poczekać. Ostrzegałem cię. Staram się ją poskładać do całości. Każdy kiedyś potrzebuje czasu dla siebie, aby przemyśleć...
- Więc ile mam czekać, aż ona przemyśli? Aż okulawiejemy ze starości?
- Cierpliwości, synu - odparł Naharys ciepłym tonem. - Cierpliwości, ale i też dobrych chęci. Niech Sini zauważy, że się starasz.
Ereden wciągnął nerwowo powietrze w płuca do granic możliwości, po czym wypuścił je z głośnym, gardłowym warknięciem, spojrzał we własne odbicie w nurcie płynącej rzeki.
- Tak będzie, tato...
Naharys uśmiechnął się, przy tym zachichotał pod nosem, obejmując syna wokół szyi, przygarnął go do siebie. Ojciec lubił okazywać ciepło wobec swych dzieci.
- Brakuje mi mamy - zwierzył się Ereden, odchodząc od tematu. - Nadal zastanawiam się, czy ona...
- ... ja też. - odparł Naharys. Ereden usłyszał, jak na wzmiankę o swej matce, a o jego ukochanej waderze, serce podskoczyło nagle. Jakby ono także tęskniło. Ereden odsunął policzek od piersi ojca, nic już więcej nie powiedział.
Wiatr, ciągnący od zachodu, poganiał puchate chmury na błękitnym niebie, słońce raziło nieubłaganie, liście mknęły w powietrznym tańcu. Ereden zaklął cicho, bo babie lato zaplątało mu się między uszy.
Sininen siedziała w swej bezskrzydłej formie, zatopiona w lekcjach strategii do tego stopnia, że zdawała się być odizolowana od otaczającego ją świata. Stała się dojrzałą waderą, piękną, zabójczo skuteczną. A jej ciągłe treningi kształciły w niej więcej, niż można sobie wyobrazić. Można by rzec, że Sini sięgała prawie niemal miana "żołnierza doskonałego".
Obserwował ją nadal, oddalony na pewną odległość, aby nie mogła go dostrzec, ani tym bardziej wyczuć - wiatr pędził w przeciwną stronę. Myśli miał te same, a rezultat niezmienny. Jak podejść do Sini, powiedzieć choćby samo "przepraszam". Serce podskoczyło mu na samą myśl. Wahał się... to posunięcie wręcz graniczyło z panicznym strachem... Nie krył strachu.
- Bądź basiorem! - warknął sam na siebie w myślach. Jego wewnętrzny ton wręcz zabrzmiał pogardliwie wobec siebie samego. Nadal będziesz skrywał się w krzakach, jak tchórz, czy może coś łaskawie zrobisz, do cholery jasnej!
Nawet to nie pomogło. Miał rację. Jestem tchórzem, pomyślał gorzko.
Wyszedł z krzaków, lecz nie uczynił tego w celu podjęcia próby zagadania do siostry, lecz skierował się w przeciwną stronę, ze spuszczonymi uszami. Ogon smętnie obijał się, to na lewo, to na prawo, a w głowie Ereden'a zaczęła rodzić się wściekłość. Szaleńcza wściekłość, której nie w sposób mógł kontrolować - jego mięśnie napinały się mocno. Boleśnie wręcz... pasożyt uaktywnił się w jego głowie. Jego wzrok zaczął dostrzegać więcej szczegółów, słuch wyostrzył się kilkukrotnie, a siłą w łapach mógł dorównywać niedźwiedziowi... i gniew, który domagał się wyładowania.
Pazury cięły raz po raz korę starego dębu... cios za ciosem sprawiał coraz to większą satysfakcję. Gniew marszczył policzki, ukazując długie, śmiertelne kły, błyskały w świetle słońca. Ereden, jak niedźwiedź, stanął dębem na dwóch tylnych łapach i najsilniej, jak potrafił, uderzył w pień, aż większa jej część drewna oderwała się, ukazując wnętrze drzewa. Nie poczuł nawet bólu skręconej kończyny, ale wiedział, że złym pomysłem będzie ponowne uderzenie. Pozostało mu więc dyszeć ciężko... znosić ciążący proces furii, jaki wzmógł u niego pasożyt za sprawą adrenaliny - wręcz buzowała w jego żyłach.
Uniósł głowę, zerknął na postać, która pojawiła się nagle. Jego oczy, napełnione czernią, wypełnione szaleństwem, które aż wylewało się na porysowane szramami powieki, zarejestrowały obecność Sininen. Cholera! Odwrócił się od niej, próbując powstrzymać dalszy wybuch furii. Nie chciał, aby widziała go w takim stanie. Nie potrafił.
<Sininen?>
PODSUMOWANIE
Brak komentarzy
Prześlij komentarz