Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

niedziela, 27 listopada 2022

Od Noitera c.d. Belief/Yneryth’a ~ „Misja ratunkowa” [+16]

Noiter uśmiechnął się, po tym, jak Yn przeszedł swoim krokiem władczy i poczucia wyższości. Poczekał, aż się oddali od nich tak, żeby ich nie słyszał. Po czym zwrócił się do swojej nowej przyjaciółki:
- Widzisz, plan działa! Już podejrzewa nas o jakieś niecne działania. Choć muszę przyznać, że nie bez powodu zaproponowałem bagno… - powiedział, brzmiąc, jakby z lekką skruchą przyznając się do niewinnej manipulacji sytuacją, rozglądając się przy tym po ziemi w okolicach kamienia, na którym stał – Chciałem upiec dwie wiewiórki na jednym ogniu, wiesz, o co mi chodzi prawda, Belief? Tylko teraz muszę je znaleźć…
Samica przekrzywiła lekko łeb, wpadając w niemałą zadumę. Troszkę to wszystko, choć łatwe z pozoru, wydawało jej się teraz nieco skomplikowane. W końcu poznała ona Noitera zaledwie tego samego dnia i jeszcze nie wiedziała, czego się powinna po nim spodziewać. Zwłaszcza że Yneryth przedstawił go jako groźnego osobnika, na którego wcale nie wyglądał. Belief milczała dłuższą chwilę i dopiero usłyszawszy swoje imię, oprzytomniała:
- Ach tak, znaczy... domyślam się, o co chodzi, ale nie wiem, czy Yneryth również nie wytnie nam psikusa. - zrobiła pauzę. - on chyba nawet to lubi.
- Naaah, nie wierzę w to! - powiedział, przeskakując na inny kamień. - Znam go już trochę czasu, Yn nie robi psikusów! Yn się tylko mści w mniej lub bardziej brutalny sposób, hahaha... - zaśmiał się szczerze, co jednak dla Bel mogło brzmieć jak niezbyt stabilny śmiech.
- Psikus czy mszczenie się? - dodała zamyślona, jednak z delikatnym uśmiechem. - Jednako wygląda to w jego wykonaniu. - również zaśmiała się pod nosem cicho. Nie dane jej było rozmyślać głębiej, gdyż skrzydlaty krzyknął radośnie:
- AHA! Znalazłem! - powiedział, sięgając łapą pod pień i wyciągając parę smętnie wyglądających kwiatów. Zaczął wyjaśniać. - Rosną tylko na bagnach, a są niezwykle przydatne... Do różnych celów.
W relacji na jego krzyk, Bel zastrzygła uchem w jego stronę i zmusiła się do spojrzenia wprost na niego i się zatrzymała. – Na przykład, do jakich celów? - spytała, obserwując z zaciekawieniem roślinkę.
- A takie różne ciekawe. - odparł wymijająco, chowając kwiatek pod swoje skrzydła ułożone na plecach, mrugając do Bel psikuśnie. - Niczego nie widziałaś, jakby ktoś pytał. A teraz w drogę, musimy dogonić naszą śnieżynkę! - zakrzyknął, przeskakując na kolejny głaz.
Ta kiwnęła głową, nie mając innego wyjścia, westchnęła cichutko i ruszyła dalej przed siebie, starając się nieco przyspieszyć kroku, mimo otaczających mokrych utrudnień. Po przejściu przez bagno, czy tam jego przeskoczeniu, jeśli chodzi tu o Noitera, zastali wylegującego się Ynerytha, oczekujących ich z bezmiernym znudzeniem. Po jego głosie słychać było, że był podejrzliwy i zezłoszczony spotkaniem z błotem.
- Błoto? Prawie go tam nie było, jeśli nie twój krzyk, to mógłbym przejść suchą łapą! Wystarczyło chcieć – powiedział zadowolony z siebie rogacz – Świetna zabawa swoją drogą. Poza tym zobacz jakie widoki! Cudow… – stwierdził, rozgarniając bujne zarośla łapą, odsłaniając… więcej błota. Stał tam zbaraniały, nim Belief mu wskazała na drugą stronę dyskretnie. Przeszedł, jakby nic się nie stało, na drugą stronę i odsłonił zarośla ukazujące dolinę zalaną światłem zachodzącego słońca. Na samym jej końcu ukrytą w cieniu naturalnych formacji znajdował się cel ich podróży.
- Kiedy ty byłeś zajęty, my z Bel doszliśmy do wniosku, że to nie pora na wielkie wejście, skoro ma to być niespodzianka! Podobno mają tu problem z jaszczurkami, którymi trzeba się zająć przed rozmową z tym Osaerem? Oseame? Nie ważne, miał dziwne imię, ale liczy się to, co mam zrobić ja! Jak Bel powiedziała, wykonam najlepszego psikusa i zadbam o to, żeby dobrze się wyspał hihi! - wytłumaczył Noiter.
- Spróbuj nie uśpić i nas, przy okazji. - Odpowiedział tamten, odwracając się w kierunku Belief.
Ta zaśmiała się, wyraźnie rozbawiona i dodała — No i żebyś Ty nam nie zasnął Noiterku, bo bez Ciebie sobie nie poradzimy! - posłała mu szczere i nieco rozbawione spojrzenie.
Chciał wyprowadzić ją z błędu, ale gdzieś w głębi głowy, ten cichy głos, który milczał już od tak dawna, zagłuszony przez falę zmian, wrócił, podszeptując mu okropną myśl. „Dowie się o tobie i co dalej? Co, jeśli też znała kogoś, kto umarł na śpiącą zarazę? Tak, przecież to wydarzyło się daleko stąd, ale co jeśli jednak? Nie ważne jak dobrze udajesz przed sobą, wiesz przecież, że na początku się ciebie bała. Tak jak inni. Może miała powód? Może nie być tak szczęśliwie, jak to było z Ynerythem”. Otrząsnął się.
- Oczywiście, że nie zasnę, dopóki nie zrobię swojego wielkiego psikusa. A resztę zrobimy zgodnie z planem. Powinniśmy się rozstać teraz prawda? Z całej zabawy nici, jeśli poczuje twój zapach na mnie, prawda Bel? – stwierdził radośnie rogacz.
- Oczywiście — mówiąc to, samica zatrzymała się jednocześnie, pozwalając Noiterowi oddalić się nieco. Rozejrzała się w poszukiwaniu Ynerytha, gdyż musieli się gdzieś schować i poczekać aż Noiter "załatwi” sprawę, by mogli działać.
- Okej, ale jest jeszcze jedna sprawa, coś, co musimy zrobić, żeby plan mógł się udać – podszedł do Ynerytha – Potrzebuje, żebyś mnie uderzy-
- Jeju, czekaj, ja się w to nie mieszam. Nie chcę być narażony na Copycat. – odezwał się biały basior, cały czas stojący obok wadery, na czyjego słowa ta podskoczyła w strachu, spodziewając się, że ten już tam stał. Szybko jednak się otrząsnęła, gdy usłyszała część o uderzeniu — Jak to uderzyć? Nie ciągnęłam was taki kawał, żebyście tutaj teraz ze sobą walczyli!
- Nie z całą siłą oczywiście. Wiesz, tylko tak, żeby było widać ślady walki. Mam wyglądać jak ktoś, kto potrzebuje pomocy, ale nie jak ktoś, kto jest zbyt słaby, by marnować na niego czasu. Prawda? Więc zrób coś, wykaż się kreatywnością!
- Myślę, że nie potrzebujesz mojej pomocy. Biegaj w kółko i zadziała.
- Haha, bardzo zabawne, serio, ale staram się wczuć w rolę. Mogę ich przekonać, że jestem groźny, ale ranny, okej? Aktorem jestem świetnym, nie zapominaj — powiedział, brzmiąc odrobinę jak nie Noiter. Zbyt... Sucho. Zaraz jednak wrócił do siebie — Ale spokojna twoja rozczochrana, to tylko jeden wielki akt, jeden z najlepszych psikusów! Jednak żeby zadziałał, potrzebuje twojej pomocy. - widząc, że ten się wacha, znów zmienił lekko ton, tym razem na drwiący — No, chyba że jesteś cykor, który nie umie dobrego ciosu zadać, wtedy to co innego. Udowodnij choć raz, że umiesz zrobić coś dobrze i wal!
Biały wilk jakby sprzeciwiając się prowokacji, odpuszcza. - Bel możesz go uciszyć, głowa mnie zaczyna boleć.
Noiter zdążył tylko otworzyć usta, chcąc kontynuować prowokację, jednak biały tylko czekał, aż rogacz zacznie mówić, uderzając go błyskawicznie w pysk, tak mocno, że aż zatoczył się pod uderzeniem i splunął na ziemię, lekko zdziwiony. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Podszedł do Ynerytha:
- Dzięki za pomoc, ale — Przywalił mu z czaszki — Jednak to wygląda, jakbym oberwał po kłótni z ukochaną, a nie w prawdziwej walce. Postaraj się lepiej!
Nie przyjął tego dobrze. Natychmiastowo przygwoździł czarnego do ziemi za pomocą kamieni. Po czym zaczyna ciąć jego ciało własnymi pazurami.
- Mam nadzieję, że drugi raz nie powtórzysz swojego zachowania.
- Spokojnie, nie planuje tego, ale osiągnąłem cel, nieprawdaż? – powiedział, wyciągając ociekający krwią cień z boku przyjaciela, po czym wytarł go w swoje futro, przed puszczeniem wolno – Teraz wygląda, jakbym miał prawdziwą walkę, więc możesz już przestać, twoje pazury są zbyt głęboko-
- Hmmm. – Yneryth jeszcze go nie puścił. Wyciągnął swoje pazury i przeciągnął nimi po lewym skrzydle rogacza, tak by było to widoczne, lecz bez większej szkody dla jego sprawności — Od razu lepiej, w końcu skrzydła to bardzo łatwy cel.
- Racja, przecież normalnie trzymałbym je luźno — przyznał, lekko się szamocząc, nerwowy, że Yn dotyka jego skrzydeł — Możesz już mnie wypuścić? Im szybciej ruszę, tym lepiej.
- Musisz jeszcze poczekać. Musimy się jeszcze oddalić. Choć Bel musimy się zmyć. – Samiec odchodzi, zostawiając spętanego Noiter'a przygwożdżonego do ziemi. Ta tylko kiwnęła głową. Widok walczących na niby samców nie był dla niej miłym doświadczeniem, więc rzuciła tylko krótkie „Powodzenia Noiter”, po czym ruszyła w ślad, za białym basiorem. Chwilę po zniknięciu przyjaciół z jego widoku, kamienie się poluzowały. Gdy ten upewnił się, że jego grupa odeszła, usiadł na moment, by przetrwać ból. Nie było to dla niego żadna nowość, musiał tylko wrócić pamięcią do starych czasów, założyć na chwilę maskę nicości, tą, którą dostał od Niego. Nosił ją z trudem, bał się wręcz jej, gdyż wiązały się z tym wspomnienia, lecz wciąż jednak ona go wołała. Chciałby powiedzieć, że nienawidzi tej maski kameleona, ale skłamałby. Dawała mu ona poczucie bezpieczeństwa i kontroli, w takich właśnie sytuacjach. Nie zakładał ją od dłuższej chwili, nie od czasu, gdy mógł być Noiterem, tym samym, którego kochała ona. Czy jednak był to prawdziwy on? To nie jednak nie było teraz ważne, jedyne co się liczyło w tej sytuacji to zrobienie psikusa, który pomoże jego przyjaciołom. Nie robił tego dla siebie, lecz dla nich. Jednak… kto powiedział, że zabawa i obowiązek się nie mogą mieszać? Ten jeden ostatni raz, wyjątkowo, dopuści tę część do głosu, chociaż w części. Uśmiechnął się powoli, rozciągając skrzydła, ukazując leżącą pod nimi torbę z kwiatami na wierzchu. Torba zostaje założona z uśmiechem na pysku. Jakiego rodzaju jest to uśmiech? Kogoś, kto ma do zorganizowania cudowny występ, z całą masą nowych kukiełek.
Po dojściu, na tereny watahy Oseara, tuż po zajściu ostatnich promieni słońca, realnie zmęczony Noiter, z trudem stawiał kroki, poprzez gęste zarośla, których gałęzie okropnie smagały jego rany, jednak on nie zwracał na nie uwagi. Z tego, co słyszał od Belief, jego cel cenił sobie siłę i żerował na słabości. W dodatku rogacz musi sprzedać swój akt, a nie ma nic ważniejszego niż udany ‘psikus’. Czuł już obce wonie bardzo mocno, więc wiedział, że jest na miejscu. Czuł też ten dziwny zapach, który krył swoją prawdziwą naturę przed zwyczajnym podróżnikiem. Pachniało jak… nie sen. Nie umiałby tego lepiej wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie miał zetknięcia ze snem w takim stopniu jak on. Rozpoznałby ten zapach wszędzie, ale to nie był on. Jednak nic innego nie pachnie w ten sposób, więc cała ta sytuacja była podejrzana, lecz powinna być bezpieczna dla niego, jeśli zachowa ostrożność. Gdy tak rozmyślał, poczuł, że zapach się zbliża — przywiał mu go wiatr. Pora na wstęp. Wleciał na drzewo i usadowił się na grubej gałęzi starego dębu. Nie minęło dużo czasu, nim do jego uszu dotarło głośne tłuczenie łap po ziemi, przedzierający się przez gęste zalesienie. Poprawił się na gałęzi, upewniając się, że ładunek jest bezpieczny. Wkrótce dostrzegł swojego przeciwnika w słabym świetle księżyca. Wyglądało jak jaszczurka, ale znacznie większą i brzydsza. Do tego czuł bijącą od niej dziwną energię i z bliska zrozumiał po części, czym był ten dziwny zapach. Ta siła więziła ją w stanie załamanej prawdziwości, wpływała na ich zmysły, pokazując, to co było potrzebne, zmieniając uczucia na obce. Zrobiło mu się żal tego stworzenia, ale jednocześnie uświadomił sobie, że jest przez to wielokrotnie groźniejsze. Nie dał jednak temu się wybić z rytmu, wiedząc, że może być obserwowany i zachował się tak, jak charakter tego wymagał:
- Zostaw mnie w spokoju, stworze! Ostrzegam, skończy się to dla ciebie źle. – warknął groźnie.
Zwierzę kontynuowało swój atak na drzewo, bezmyślenie. W pewnej chwili jednak, jakby za natchnieniem, przypomniało sobie, że potrafi się wspinać. Powoli darło się w górę. Skrzydlaty jednak tylko czekał, aż stworzenie będzie wystarczająco wysoko, gdy wykonał swój plan, używając cieni, by odepchnąć stwora od pnia drzewa w momencie, gdy ten przechodził między gałęziami i miał słabą równowagę. Tylko patrzył, jak stwór opada w dół, dobre 30 metrów, głową skierowaną w dół, jednak odwrócił wzrok na moment przed uderzeniem. Gdy usłyszał tylko głośny trzask, otworzył ponownie oczy, widząc ciało jaszczura na ziemi. Nie miał pewności czy jaszczur żyje, nie znał tego gatunku. Wiedział, że za chwilę nadejdzie ich więcej, ale zwykły podróżnik by o tym nie wiedział. Zszedł więc z drzewa i ruszył dalej przed siebie. Wkrótce nadbiegły kolejne jaszczury. Próbował utrzymać maskę jeszcze trochę, jednak przerażenie wzięło uwagę i ta powoli zaczęła spadać. Panika pojawiła się w jego głowie, przez co popełnił błąd i nie zauważył jaszczura wyłaniającego się zza zakrętu. Został staranowany przez rozpędzonego gada, ale zdążył się przekręcić tak, by upadek nie zrobił mu większej krzywdy. Spostrzegł norę, pod leżącym wrakiem drzewa i skorzystał z okazji, rzucając się w dół, wciskając w ciasną przestrzeń. Odetchnął na moment, jednak panika szybko wróciła, gdy zorientował się, iż gady zaczęły rozkopywać ziemię. Próbował się cofnąć, jednak odkrył, iż skrzydłami dotyka ściany, jedynie odruchowo zakrył skrzydłami pysk. Nim zdążył coś wymyślić, usłyszał piski, odgłosy pazurów przerywających mięso oraz tupot uciekających stóp. Uspokoił się, wiedząc, co to znaczy. Nadszedł czas by się popisać. Usłyszał niski, chropowaty głos, który przywodził mu na myśl grzechot rozłupywanych kości:
- Możesz wyjść przybyszu, przegnałem te przeklęte stwory.
Rysy rogacza natychmiast się utwardziły, sprawiając wrażenie, jakby miał doświadczenie wypisane na pysku. Wyszedł z nory, mocnymi, lecz zgrabnymi ruchami, pewnymi siebie w każdym calu, odgarniając korzenie. Obrzucił swojego wybawcę najgroźniejszym spojrzeniem w swoim arsenale, przez dłuższy czas utrzymując kontakt wzrokowy, nim po chwili ukłonił się z gracją i wyniosłością.
- Dziękuję Ci twą pomoc nieznajomy, zostałem wzięty z zaskoczenia. Twe imię?
- Możesz mi mówić Osear. - przedstawił się łaskawie cienisty wilk z białymi łatkami na łapach. Skrzywił się na chwilę, oceniając rany skrzydlatego — Wyglądasz, jakbyś potrzebował pomocy. Zaprowadzę cię do naszej watahy, załatamy cię… twoje imię?.
- Retion. – odparł wyniośle, powstrzymując ochotę nazwania go Panem -Jesteś pewien? Już raz przyszedłeś mi w potrzebie, a ja jestem tylko prostym podróżnikiem.
- Nonsens, ten rejon i tak jest zbyt niebezpieczny. Jak pójdziesz teraz samotnie, to umrzesz pewnie straszną śmiercią. Odpoczniesz trochę, a może akurat ci się u nas spodoba
- Skoro tak powiadasz, powinienem zaufać więc mojemu wybawcy. Jeszcze raz wyrażam swą wdzięczność, choć muszę przyznać, jestem ciekaw, jak przegoniłeś zagrożenie?
- Nie lubię się chwalić, ale nie bez powodu dowodzę watahą mój drogi. - wybuchnął śmiechem, w którym dało się wyczuć nutkę czegoś niepokojącego. - Ale nie bądź taki skromny. Widziałem, jak urządziłeś jednego z tych gadów. Jesteś może wojownikiem?
- Oh nie mój wybawco, żaden ze mnie wojownik – powiedział skromnie, jednocześnie brzmiąc jakby, nie była to cała prawda – Jestem podróżnikiem, który zna kilka sztuczek. Jestem zwykłym bajarzem, strzegącym historii i… zapomnianej wiedzy.
- Twoje rany – powiedział, prowadząc czarnego w stronę swoich terenów mieszkalnych – Nie wyglądają mi one na robotę jaszczurów. Mam też całkiem sprawny nos i czuję ten słaby zapach innego wilka. Zmieszany ze starszą krwią. Wyjaśnisz mi to?
- Nie ma czego wyjaśniać. Zatrzymałem się w miejscu, w którym nie doceniają takich jak ja. Mrok przeraża wielu – odparł poważnie.
- Ale mnie nie – odparł natychmiastowo i szczerze Osear – Mrok to droga do celu, lecz niewielu go zna. Ty i ja wcale się nie różnimy tak bardzo, wiem dokładnie, co czujesz. Nie chciałbyś o tym opowiedzieć komuś, kto to rozumie?
Noiter w środku poczuł, jakby coś starało się przygasić się światło w jego głowie. Myśląc szybko, postanowił zrobić coś ryzykownego. Zgasić wszelki blask, zostawiając jedynie mały promyk świecy, zamykając się szczelnie w środku.
- Tak… Nawet nie wiesz Osearze, jak ciężko być takim jak my. Ja po prostu widzę, że czasami tylko mroczna droga, prowadzi do światła na końcu tunelu, jeśli wiesz, o co mi chodzi. — powiedział Retion głosem, w którym słychać było nutkę szaleństwa — Ciemność jednak żąda ofiar, a kim jestem ja, by jej ich odmówić?
- Hm, a więc taki z ciebie typ – mruknął pod nosem Osear. Chciał spytać o coś jeszcze, gdyż byli już niedaleko miejsca docelowego, jednak nagle ktoś im przeszkodził, wyłaniając się z krzaków.
- Ah, Aries, jakie wspaniałe wyczucie – stwierdził Osear, starając się ukryć irytację – Odprowadzam tutaj tego właśnie młodego podróżnika do mojej jaskini, w celu lepszego zapoznania. Uwierzysz, że samodzielnie pozbył się, bez najmniejszego zadrapania, jaszczura? Ah, gdzie moje maniery, poznajcie się. Aries – Retion, Retion – Aries. – przedstawił ich sobie.
Aries bez wahania wyczuł, że coś tu nie gra. Samiec wyglądał dość nietypowo i do tego w jego zapachu można było wyczuć znajomy pierwiastek. „Czyżby to obiecana odsiecz?” pomyślał naprędce, po czym złożył skrzydła i zachowując się całkowicie naturalnie, ukłonił się w stronę zbliżającego się Oseara i jego nowego towarzysza. - Witaj Retionie w naszych szeregach. - posłał mu nieco współczujący uśmiech, jak to miał w zwyczaju. Choć czuł podekscytowanie, to zachowywał się całkowicie normalnie. Nie mógł sobie teraz pozwolić na żaden błąd. - Faktycznie interesujące, tutejsze bestie są bardzo sprytne. - W istocie takie nie były, ale Aries wiedział, że nie może ich krytykować w obecności Oseara.
Retion tylko zimno spojrzał na niego, przeszywając go wzrokiem, w którym było coś nienaturalnego, bardzo nieprzyjemnego, obcego wręcz. Osear zwrócił się do Ariesa:
- Potrzebuje, żebyś znalazł kogoś, kto może Retiona połatać, przyprowadź medyka do mojej jaskini.
Basior pomyślał chwilę i skarcił się za poprzednią myśl i nadzieję ratunku, najwidoczniej był w błędzie kolejny raz. Przecież jego siostra nie sprowadziłaby na ratunek kogoś w takim stanie. Spojrzał na Retiona i widząc dopiero teraz jego rany, skinął głową w stronę gościa. - Oczywiście. Zaraz go przyprowadzę. - Aries odwrócił się naprędce, po czym zniknął im szybko z oczu.
Cienisty basior ruszył dalej, dając znać rogatemu, że to już niedaleko. Zaczął ponownie rozmowę, podchwytliwym pytaniem:
- A więc poznałeś Ariesa… Polubiłeś go?
- Z całym szacunkiem Osearze, ale wymieniliśmy tylko jedno zdanie. – powiedział grzecznie Retion – Jednak… Jeśli mam się podzielić swoimi odczuciami, to nie wydaje mi się, żebym go polubił.
Ten obdarzył go oceniającym wzrokiem, po czym przyznał:
- Jeśli ja mam być szczery, to sam go nie lubię. Trzymam go tylko dlatego, że potrzebuje siły roboczej. Dobrze podtrzymuje morale innych. Wiesz, przynajmniej na coś się przyda, a jak nie, to zawsze można go zastąpić.
- Czy gdybym dołączył do stada, to też bym był zastępowalny? – spytał poważnie rogacz. Jego rozmówca przez chwilę milczał.
- To zależy od tego, czy jesteś przydatny… Na razie dużo mi o sobie nie powiedziałeś Retionie. Muszę więcej wiedzieć o wilkach, jeśli mam zdecydować ich wartość, a ty wyglądasz mi na obiecującego kandydata, lecz jeśli będziesz milczał…
- Co byś chciał wiedzieć?
- Co ci się dokładniej przytrafiło? Czym się zajmujesz i co zrobiłeś, że cię tak potraktowali? – powiedział, przychylając się do młodzika z czarującym uśmiechem, mówiącym ‘’Zaufaj mi”.
- Cóż… Nie powiedziałbym tego komukolwiek innemu, ale czuję, jakbym mógł się tobie zwierzyć, gdyż myślę, że jesteś kimś, kto zrozumie – odparł Retion, „przełamując się” – Dołączyłem do watahy niejakiej ‘Rene’. Żadna z typowych posad do mnie nie pasowała, więc wybrałem coś prostego. Zawsze uwielbiałem dzielić się swoją wiedzą o mistycznym i tajemnym świecie, którzy inni tylko widzieli jako legendy i mity. Jednak taka wiedza wymaga swojej ceny… Jeden pewien bardzo irytujący młodzik próbował mnie otruć, po odkryciu mojego prawdziwego ja. Przetrwałem, jednak niewiernych spotyka smutny los, któremu tylko odrobinkę pomogłem. Nikt niczego nawet nie podejrzewał, gdyby nie jego wścibska siostra. Próbowałem im wytłumaczyć, lecz oni nie rozumieli. Zaatakował mnie ktoś, kto wydawał się to rozumieć, lecz oszukiwać samego siebie. Nie miałem z nim szans, gdyż moim sposobem walki nie jest bezpośredniość. Zgubiłem jednak pogoń na bagnach, na których zostałem przez jakiś czas.
- Widzę więc… Jestem bardzo ciekawy co do twojej wiedzy, o której wcześniej wspomniałeś. – zatrzymał się, wskazując łapą na pokaźną jaskinię, lekko zalaną mrokiem. – Wejdź do środka i czuj się jak u siebie, będziemy mogli sobie na spokojnie porozmawiać na wszystkie ciekawe tematy.
Retion posłuchał, rozglądając się na boki. Główna komnata jaskini, która wyglądała na przytulną, lecz także dawała wrażenie… sztucznej? Nie było w niej jednak nic, co by mogło wywołać zwątpienie w jej przyjemne zimno. Jednak ze skrytej odnogi, Retion wyczuwał coś dziwnego, nieznajomego, lecz jednocześnie wołającego go po cichu. Udawał jednak, że nic nie czuje, układając się pod ścianą przy wejściu. Tuż za nim wszedł pewnie Osear, spoczywając naprzeciwko. Nim jednak zdążył coś powiedzieć, od strony wejścia dało się usłyszeć czyjeś kroki.
U wejścia groty pojawił się skrzydlaty samiec, w towarzystwie białego, nieco wystraszonego wilka. Był to tutejszy medyk, który wyraźnie lękał się wejścia do groty, jednak Aries wydawał się uspokajać, nieco mniejszego białego towarzysza. Po chwili weszli oboje, Aries zrobił jednak miejsce, by medyk mógł wyjść nieco naprzód. - Oto i nasz medyk, Timbad. - rzucił z lekkim uśmiechem Aries, po czym usiadł obok wyjścia. Natomiast biały ukłonił się do Oseara i spytał nieco drżącym głosem: - W czym mogę pomóc? - Jego sierść była umazana nieco zaschniętą krwią, której nie zdążył jeszcze najwidoczniej obmyć.
Osear przybrał swój najbardziej obłudny uśmiech, witając przybysza:
- Ach, Timbadzie jak dobrze, że jesteś! Jak widzisz, mamy gościa, który wymaga pilnej opieki medycznej. Wypadałoby, żebyś mu pomógł, prawda?
Biały przełknął ślinę, lekko zestresowany, zerkając na wielkiego ciemnego rogacza, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
- J-już się robi — wydukał cicho, podchodząc do rannego. Zaczął oglądać jego obrażenia, starając się go nie dotykać zbytnio. - Potrzebowałbym go opatrzyć i *ymm* zastosować zioła. Mam wszystko... Chyba?
- A więc to zrób — rozkazał Osear, starając się ukryć irytację.
- Oczywiście, już, tak — biedny biały wilk, przygotował swoje materiały, starając się opanować emocje. Wszystko szło dobrze, do momentu, w którym medyk postanowił zdjąć torbę z pacjenta, chcąc zobaczyć czy nie ma pod nim ran. Retion zerwał się, agresywnie odtrącając Timbada, który potknął się, zataczając do tyłu.
Aries rozłożył odruchowo skrzydła na ułamek sekund, po czym pomógł biednemu medykowi się podnieść. Nie czekali długo na komentarz.
- Co robisz ofermo!? Miałeś go leczyć, a nie zgrywać ofiarę. - warknął nieco niecierpliwie Osear, a medyk podszedł ponownie do rannego wilka, tym razem już nie dotykając jego torby. Retion westchnął, spoczywając ponownie, by móc dać się opatrzyć. Wyjął zioła i w miejsca które tego najbardziej wymagały, zaczął je bez słowa przykładać i po prostu robić swoje. Aries wówczas uważnie przyglądał się sytuacji. Lubił białego wilka i martwił się o niego, ponieważ doskonale wiedział, przez jakie okrucieństwa z łap Oseara przebrnął. Widać było, że Timbad jest zestresowany i robi wszystko w pośpiechu, jakby od tego miało zależeć jego życie. Widoczne było, że pod wpływem nerwów jego precyzja mocno spadła, tracąc delikatność całkowicie. Retion pozostawał jednak niewzruszony jak głaz, pełen chłodu i czegoś dziwnego. Dwa skrzydlate basiory nawiązały ze sobą kontakt wzrokowy i Aries poczuł się, jakby zaglądał w mroźną głębię oceanu. Na chwilę coś mu mignęło, jakby zobaczył tam jakiś błysk współczucia, jednak natychmiastowo on zgasł, zostawiając wilka, niepewnego czy tego sobie tylko nie uwidział. Wkrótce Timbad skończył łatanie, odchodząc jak najszybciej od rannego.
- Możecie odejść — oznajmił Osear, odprawiając ich łapą. Ci posłuchali z pokorą, odchodząc prędko. Na odchodnym Retion tylko dostrzegł kątem oka, jak skrzydlaty wspiera swojego białego przyjaciela, który wyglądał jakby za chwilę, miał się przewrócić ze stresu. To było tak-
- A więc Retionie, teraz gdy jesteśmy sami, powiedz mi towarzyszu niedoli – powiedział Osear z iskrą w oku – Mówiłeś coś o zakazanej, tajemnej wiedzy… O co dokładnie ci chodziło?
Po chwili milczenia odparł cicho:
- O wiedzę, którą przekazali nam przodkowie, a my obróciliśmy ją w oszustwo. Każdy z nas zna legendy, mity, opowieści… lecz większość sądzi, że to kłamstwa, zwykłe bajki wymyślone dla dzieci lub historyjki mające przekazać morał. Jednak magia jest wokół nas, czeka na kogoś, kto potrafi słuchać i odkryć prawdę chowającą się za opowieścią. Tym kimś jestem ja.
- Czyli mówisz, że – wymsknęło się z nadzieją w głosie Osearowi, którą jednak szybko zataił – Załóżmy, że poszukuje czegoś specyficznego z mocą zdolną zaburzyć naturalny bieg rzeczy. Czy wiesz coś o takich przypadkach?
- Oczywiście, że tak, musisz być dokładniejszy, jeśli chodzi ci o coś specyficznego.
- Otóż ja i moja wataha poszukujemy czegoś specjalnego. Czegoś, co może przywrócić kogoś, kto już nie jest z nami.
- Ach, wskrzeszanie zmarłych, dawno nie słyszałem tego tematu. Oczywiście, że znam sposoby, ale… jesteś pewien, że ten, kogo chcesz przywrócić, tego chce?
- Jak to czy jestem pewien, oczywiście, że tak! – oburzył się Osear.
- Wierzę ci, spokojnie, ale – uspokoił go Retion, po czym wyjaśnił – Istnieje pewien artefakt, lecz żeby go użyć, należy być czystym. A ty, Osearze, takowy nie jesteś, pętają cię więzy słabości. Jednak nim się zezłościsz – uprzedził go rogacz – Mam dla ciebie też dobre wieści. Istnieje rytuał, który może cię oczyścić. Mam nawet rzadkie rośliny w mojej torbie, potrzebne do jego przeprowadzenia. Jednak moim zdaniem musisz jeszcze poczekać, zazwyczaj do rytuału, potrzebny jest ogrom treningu swojego umysłu oraz swej duszy.
- Czyli mógłbyś przeprowadzić go teraz? – spytał ostro Osear, podchodząc do Retiona.
- Oczywiście, ale rzekłem jasno, musisz czek-
- NIKT NIE BĘDZIE KAZAŁ MI CZEKAĆ! – ryknął mroczny alfa, odrzucając swoją grę w miłego gospodarza na bok. Rzucił się na rannego rogacza i przyszpilił go do ziemi, nim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Przycisnął swoją łapę do rany na skrzydle swojej ofiary, cedząc powoli – Zapomniałeś. Swojego. Miejsca. Wiem lepiej, na co jestem gotów. Teraz przygotujesz rytuał. Natychmiast. Zrozumiano?!
Retion tylko przytaknął cicho, bez jakichkolwiek dźwięków. Został wypuszczony z bolesnego uścisku. Natychmiast wyciągnął kwiaty ze swojej torby, swoją najładniejszą miseczkę, którą zdołał przemycić, brunatną farbę oraz kilka kolorowych kryształów. Rozłożył je w kręgu, rysując między nimi linie i symbole, które wyglądały na losowe. Następnie rozpalił małe ognisko, na środku kręgu. Właśnie miał przystąpić do miażdżenia kwiatów, gdy Osear go zatrzymał.
- Tak, Osearze?
- Pokaż mi te kwiaty.
- Nie ufasz mi… Dobrze – rzekł z uśmiechem Retion, podając mu kwiaty do inspekcji.
Osear nie był mistrzem z zielarstwa, jednak nawet on wiedział, że te kwiaty są bezużyteczne. Poprawiają jedynie jakoś snów, sprawiając, że sny są bardziej swobodne. Nic groźnego, jednak co jeśli mają jakąś ukrytą truciznę?
- Ty też zjesz jednego – oznajmił Osear, podając mu kwiaty z powrotem. Rogacz tylko się zaśmiał.
- Mój drogi, one nie są do jedzenia – powiedział dziwnym tonem Retion, wsypując je do ognia. – One są do wdychania. A teraz wygodnie się ułóż, to będzie prawdziwa podróż.
- Jaka podróż? O czym… Ty mówisz? – groźny wilk ugiął się pod ciężarem swoich łap, lądując na ziemi. – Kwiaty…
- Oh, o podróży w głąb ciebie, przyjacielu! – powiedział radośnie skrzydlaty wilk. – I nie obwiniaj kwiatów, to nie one cię uśpiły. To byłem ja. A teraz słodkich snów, mój gniewny koleżko. Miłego seansu!
Osear bezsilnie odpłynął w krainę snów, zastygając z grymasem na twarzy.
- Ufff, to było trudne, ale się namęczyłem. Nie sądziłem, że może być aż tak trudny, moja wina. – zaśmiał się Noiter, wychodząc przed jaskinie, by zebrać drewno. Musiał się pospieszyć, gdyż za chwilę potrzebował dołączyć do Oseara, gdyż inaczej ten by się obudził. Szybko zgarnął chrust i inne palne rośliny, układając je w bezkształtną kupę. Wrócił się w pędzie do jaskini, wracając z ogniem. Użył go, by podpalić stos. Następnie sięgnął do torby i rzucił jakiś proszek w ognisko. Natychmiast zaczął się wydalać silny, błękitny dym.
- To powinno być odpowiednim znakiem – wydyszał zmęczony, po czym popędził z powrotem do swojej ofiary. Rzucając ostatnim wzrokiem na wyjscię, westchnął, po czym zagłębił się w bezdenne otchłanie nieprzytomności Oseara w celu stoczenia kolejnej walki. Zrobił, co mógł. Był tylko ciekaw, jak jego przyjaciele sobie radzą…

Belief? Niemożliwe wiem!

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 4301
Ilość zdobytych PD: 2150 + 200% (4300 PD)
Obecny stan: 6450

Brak komentarzy

Prześlij komentarz