Jesień to czas chorób, selekcji naturalnej - z dnia na dzień, w lecznicy przybywało coraz to więcej chorych. Liczba chorych na grypę zwiększała się, aż można by zaryzykować stwierdzeniem, że wybuchła jakaś tajemnicza epidemia. To tylko jesienne objawy, nic innego.
Koło południa przygarnęła do siebie pewnego wysokiego, dość silnie zbudowanego basiora o oczach tak błękitnych, jak morska toń. Po przebytym treningu został kontuzjowany, ale Naharys nie chciał zdradzić, jak to się stało - odwrócił tylko pysk, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć młodej medyczce.
Przedstawił się jako Drago - Itami musiała przyznać, że imię choć krótkie, było trudne do wymówienia. Mimo tego, starała się pozostawić bez komentarza tę nagłą enigmatyczność ze strony białego basiora, po czym przystąpiła do podstawowych badań.
Basior miał zwichniętą łapę - bardzo mocno zbudowaną łapę, sama nie wiedziała, jakiej siły trzeba użyć, aby zwichnąć taką kończynę, grubością przypominającą dorodny pień dębu. Kiedy chwyciła delikatnie obolałą kończynę, Drago zmarszczył z bólu wargi, błysnął kłami.
- Nie będę kłamać, będzie boleć, jak cholera, ale jeśli nic nie zrobię, uraz będzie pogłębiać zniszczenia w obrębie stawu. Jesteś gotowy na nastawienie?
Basior skierował na waderę swój wzrok - dało się z nich wyczytać obojętność i dystans, a z drugiej strony zaś, skrywało się za nimi ciepło.
- Rób, co musisz, medyczko - odpowiedział o dziwo tonem dość spokojnym, jak na tę sytuację. Itami bez zbędnych słów, chwyciła za kończynę, pociągnęła i szarpnęła w stronę odpowiednią miejscu stawu, posłyszała charakterystyczne chrupnięcie i syk bólu Drago.
- No i widzisz? Gładko poszło. A teraz usztywnię ci kończynę i podam leki przeciwbólowe. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie - odparł lakonicznie Drago.
- Okej... - odparła krótko, bowiem wyczuła, że basior nie należał do osób zbyt rozmownych. Słyszała, że to płatny morderca. Tacy... cóż...
Potrafią być skryci, tak samo, jak skrycie zabijają. A niektórym wychodzi to równie dobrze, co oddychanie. Zbliżywszy się do wysokiej wnęki w ścianie jaskini, próbowała dostać się do ziół, przynoszących ukojenie w bólu, uspokajające szalejące myśli...
- Pomóc? - usłyszała czyiś głos obok. Odwróciwszy się, na pierwszy rzut oka spostrzegła mocno zbudowaną klatkę piersiową, pokrytą kruczoczarną sierścią, aczkolwiek wyczuwała pod nimi pracę mięśni oddechowych. Uniosła głowę wyżej, aby spojrzeć na surowe błękitne oczy basiora. Nawet nie posłyszała, jak ów osobnik się do niej zbliża. Wewnętrznie skuliła się ze wstydu, lecz wyprostowała się znacznie, starając się wytrącić z równowagi.
- Ale...
Zanim zdołała dokończyć zdanie, basior wzniósł się na dwóch tylnych łapach, zdrową łapą wsparł się o wnękę poniżej, a pyskiem sięgnął po zalegające na najwyższej wnęce zioła, dla pewności zgarnął wszystkie w zęby.
-... dziękuję - dokończyła zszokowana wyczynem Dragon'a. Kiedy stanął dęba, wydawał się jej wielce ogromny... na tyle, że jej cień mógłby zakryć ją całą. Na własne oczy widziała, jak mięśnie ud czarnowłosego pracują intensywnie, biła z nich niewyobrażalna siła. Przyjęła roślina z jego pyska do swojego, czując przy tym jego tajemniczy, aczkolwiek interesujący zapach. Drago wrócił na swoje miejsce, czekał w milczeniu na dalszą część leczenia.
Aczkolwiek nie umknęło jej uwadze fakt, że od czasu do czasu, dziwnie się jej przyglądał. Obserwował każdy jej ruch, musiała przyznać, iż niezręczność wytrącała ją z rytmu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła, lecz błękitne oczy basiora miały w sobie coś...piorunującego. Energia drżała w nim, aż po szczyt jego wysokiej, bujnej czarnej grzywy.
- Proszę, to powinno pomóc - oznajmiła, owijając zwichniętą kończynę bandażem, którego wprzód nasączyła ziołowym wywarem, potem okryła go warstwą delikatnego, bawełnianego opatrunku.
- Powinno być dobrze. Mam nadzieję, że lubisz zapach lawendy?
- Powinno być dobrze - powtórzył basior.
Kiedy zakończyła bandażować dodatkową warstwę bandażu, umyła łapy w zimnej wodzie, skierowała wzrok w stronę basiora.
- Dobrze się czujesz w watasze? - zapytała wadera, odbiegając na bardziej neutralny temat.
-Aktualnie trudno mi powiedzieć jak się czuje jestem tu od niedawna - odparł, odrywając oczy od wadery, aby potem je wlepić w punkt przed sobą. Jego mina wydawała się niewzruszona, obojętna.
- Poza zwichniętą kończyną, widzę, że nie narzekasz na nudę. Jak ci minął trening?
-Jak zwykle robię postępy, uczę się nowych rzeczy i je doskonale. - odparł tonem dość spokojnym, opanowanym.
- To się powinno chwalić - odparła ciepło Itami. Wstrząsnęła łapami, rozchlapując kropelki wody na wszystkie możliwe strony.
- A ty ćwiczysz coś? - to pytanie lekko zaskoczyło waderę, odebrało mowę. A cóż ona mogłaby trenować, poza wzbogacaniem swego umysłu o nową wiedzę medyczną, która może pomóc jej w wykonywaniu swych obowiązków. Żeby jednak nie wypaść na ignorantkę w jego oczach, rzuciła szybko.
- Lubię biegać!
- Długie biegi są bardzo dobrze, szczególnie do polowań - odparł tonem dość obojętnym.
- W polowaniach... cóż... nie jestem zbyt dobra. Nie mam do tego talentu. - rzekła szczerze medyczka.
- Zatem do czego masz talent?
Usta medyczki wykrzywiły się tajemniczy uśmiech, chwyciła za naczynie, wypełnione wywarem z kurkumy i koziołkiem lekarskim, poleciła basiorowi, aby upił kilka łyków.
- Do tego, co każda medyczka. W ratowaniu życia.
- A jeśli ktoś odmówiłby ci pomocy, bądź prosił abyś go otruła ? - Oczy basiora błysnęły żywo, zmrużył je lekko. To pytanie, przyznam wam, wybiło z pantałyku Itami, a nad odpowiedzią zastanawiała długo. Za długo, aby odpowiedzieć.
- Rozumiem... - mruknął basior - trudne pytania wymagają odpowiedzi dość przemyślanych.
- Nie o to chodzi, po prostu... moja natura jest skierowana na pomaganie, bez względu na to, czy ktoś życzy mi źle, czy też... wręcz odwrotnie.
- A jeżeli by zależało od tego życie kogoś innego ? - spytał basior, Itami uniosła lekko lewe ucho na brzmienie niepewności w tonie basiora. Westchnęła tylko, znów zastanawiając się nad odpowiedzią. Musiała wręcz przyznać, że trafił się jej dość osobliwy pacjent.
- Nawet medyk musi wybierać, czyje życie jest ważniejsze - odpowiedziała, aczkolwiek niezbyt pewnie się czuła. Dla niej, jako medyczki, co prawda z niewielkim stażem, każde życie powinno być rzeczą priorytetową, bez względu na wyjątki.
- Rozumiem - odparł cicho basior, wracając oczami we wcześniej obserwowany punkt przed sobą.
- Wielu próbowało nauczyć mnie polowania - przyznała po chwili - każdy mistrz załamywał łapy przez moje beztalencie. Czy może... chciałbyś...
Basior znowu obdarzył ją wzrokiem... tym razem dość osobliwym. Mierzył w nią błękitem swych oczu, wydawać się mogło, że tylko czekał na te słowa - wiedziała bowiem, że każdy marzył, aby opuścić trzewia tej jaskini.
- ... mnie nieco nauczyć polowania? - dokończyła w końcu.
<Ðarögon?>
PODSUMOWANIE:
Ilośc napisanych słów: 983
Ilość zdobytych PD: 491 + 200% (982 PD)
Obecny stan: 1473 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz