„Dwie miarki suszonej pokrzywy, jedna miarka liści dziurawca, zagotować, ostudzić, podawać po śniadaniu. Sok z żurawiny po każdym posiłku”. Słowa te wybrzmiewały w umyśle Shani jak mantra. Jesień była w pełni, co oznaczać mogło tylko jedno: sezon na drobne infekcje, a w konsekwencji — pełne łapy roboty. Wilczyca nie mogła przestać myśleć o pracy nawet teraz, gdy planowała wykorzystać wolne popołudnie na leniwy spacer po okolicy. Coś jej nie pasowało w tych zaleceniach, tylko co? Myśli tak bardzo pochłonęły naszą medyczkę, że dopiero w momencie, gdy jej ciało boleśnie zetknęło się z czymś ciepłym i twardym, wróciła do rzeczywistości.
„Niedźwiedź!” - Krzyknęła ta najbardziej pierwotna część jej umysłu, szybsza w swoich osądach niż racjonalne, krytyczne myślenie. Wilczyca odruchowo odskoczyła do tyłu, jeżąc jednocześnie futro na karku i wystawiając na światło dzienne swe śnieżnobiałe, ostre kły.
Czarna masa futra poruszyła się leniwie, jakby zderzenie z ciałem Shani było dla niej jedynie drobną niedogodnością. Kształt zaczął rozwijać się, ukazując w końcu niebieskie uszy i nos. Wadera zorientowała się, że jest to wilk. Napięcie w jej mięśniach trochę zelżało, ale nie zniknęło kompletnie. Wciąż był to nieznajomy, w dodatku wyjątkowo postawny. Shani przełknęła głośno ślinę. Bała się go czy nie, musiała wypełnić swój obowiązek.
- Znajdujesz się na terenach watahy Renaissance. W jakim celu tu przybywasz?
Wilk, nieco jeszcze zaspany, spojrzał na Shani spod powiek, które walczyły, by nie skleić się znowu… Patrzył nie prosto na jej pysk, jak by się spodziewała. Ustawił własną kufę bokiem, tak, że widziała tylko jedną stronę jego twarzy. Wilczyca nie miała pewności, jak zinterpretować ten gest. Czy było to lekceważenie z jego strony? Nieśmiałość? A może chciał patrzeć jednocześnie na nią i coś innego, groźnego? Szara przestąpiła nerwowo z łapy na łapę.
- Watahy? – Głos nieznajomego był melodyjny i przyjemny dla ucha. – Cóż, to chyba nic tu po mnie, przepraszam za kłopot.
Czarny wilk zaczął się podnosić. Jego głowa cały czas pozostawała we wcześniejszej pozycji względem medyczki. Dopiero gdy basior wstał, Shani dostrzegła całość jego sylwetki. Z tak wysokim osobnikiem nie miała jeszcze do czynienia.
- Zaczekaj! Jeśli chcesz, możesz odejść. Nie trzymamy nikogo na siłę. Ale u nas dla każdego znajdzie się miejsce.
Przez twarz (a raczej tę połowę, którą Shani widziała) basiora na sekundę przemknęło coś… jakieś nieuchwytne uczucie, jakby jedna niechciana myśl na ten ułamek sekundy przejęła władzę nad jego ekspresją. Równie szybko jednak pysk wrócił do swego normalnego stanu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – oznajmił basior, spuszczając nieco głowę.
- Mogę zaprowadzić cię do alfy. Porozmawiasz z nią i zdecydujesz. Bez zobowiązań. Co ty na to? – Wilczyca próbowała sprzedać swą „ofertę” szerokim uśmiechem.
- Mogę spróbować – odparł nieznajomy po chwili jakby bez przekonania.
- Świetnie. To w tę stronę. Jestem Shani, medyczka. A ciebie jak zwą?
- Drago Ergon.
Wilk ruszył za Shani niespiesznie. Nie umknęło jej uwadze, iż tak ustawił swoje ciało względem niej, by podczas wędrówki cały czas widziała tę samą stronę jego pyska, co wcześniej. Zaciekawiło to wilczycę. Co mogła skrywać druga połowa jego oblicza? Czy było to coś niebezpiecznego? A może szpetnego i wstydliwego? Shani nie mogła się powstrzymać przed obmyślaniem sposobów na dojrzenie tajemniczego elementu. Wierzyła, że ma w sobie na tyle przyzwoitości, by nie wcielić ich w życie, choć wiedziała też, że bardzo łatwo byłoby jej przekroczyć tę linię.
- A więc, Drago, skąd przybywasz?
Drago?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 539
Ilość zdobytych PD: 269 + 200% (538 PD)
Obecny stan: 4962
Brak komentarzy
Prześlij komentarz