Spoglądając na zachód słońca, Ken myślał o lisach. O lisach, bo one sprawiły mu najwięcej kłopotów. Podczas tych rozmyślań zauważył, że pomiędzy drzewami w dole coś się poruszyło. Wiedział, że nikt z watahy. Gdy wiatr zmienił kierunek do jego nosa napłynęła woń róż. Postanowił to sprawdzić. Gdy zszedł na dół zastał tam błękitną waderę, która patrzyła się na niego. Po chwili podeszła do niego i powiedziała:
- Witaj, Ken. - Keneven zastanawiał się skąd wadera zna jego imię, ale nie zapytał się jej o to, bo nie lubi zadawać takich pytań. Wilczyca wydawała się być miła, ale Ken zamiast poczekać, aż wadera przyniesie coś to on wolał uciec stamtąd. Powróciwszy, błękitna wilczyca nie zastała nikogo, ale poszła za zapachem Ken'a. Gdy Keneven dotarł na zbocze zauważył, że wadera wychodzi za nim. Wkurzył się, bo nie cierpi gdy ktoś go śledzi. Wadera na jego widok znów się ucieszyła, choć minęło zaledwie 5 minut. Ken rozwścieczony rzucił się na waderę i stoczył się z nią zboczem.
- Co ty wyprawiasz, Ken? - w jej oczach lśnił strach. Ken nie zamierzał się zatrzymać, ponieważ zabiłby tą waderę za swoje życie. Na końcu turlikania oboje wpadli do wody. Wilczyca nie umiała pływać, a Ken nie był skłonny jej pomóc, więc uratował tylko samego siebie.
Każdy?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz