Keneven dysząc stanął nad brzegiem. Szukał wadery w otchłani wody. Nie było mu jej szkoda. Odwróciwszy się mokra łapa złapała go za ogon. Ken zląkł się. Okazało się, że wadera zdołała wypłynąć na powierzchnię.
- Puść mnie! - ugryzł ją w łapę. Wadera wyskoczyła z wody i wylądowała przed Keneven'em.
- Śmiesz mnie gryźć? - prychnęła wilczyca
- Nie jesteś nikim wartym uwagi - powiedziawszy to Ken zwiał. Jedynie w oddali siedziała błękitna wadera nie próbując go gonić.
- Jeszcze się okaże - rzuciła na koniec, a gdy Ken zniknął jej z oczu, sama udała się do kryjówki. Na następny dzień wilczyca postanowiła poszukać Keneven'a. Po długiej wędrówce, padła ze zmęczenia i zasnęła. Szybko zasnęła... Ale nie na długo. Ziewając jeszcze dojrzała czarną sylwetkę stojącą nad nią. Podskoczyła i znów ujrzała czarnego, potężnego i ponurego Keneven'a. Ken z niechęcią zrzucił przed nią zwierzynę i wyszeptał jej:
- Uważaj lepiej. Jesteś na terenach Watahy Renaissance. Gdy cię złapią będzie niedobrze. Albo jeszcze gorzej... Złapią mnie z tobą
- Watahy Renaissance?
- Ta. Należę do niej. - po tych słowach Ken'a wadera zaczęła jeść i podziękowała mu. Po posiłku wilczyca zbliżyła się i tajemniczo wyszeptała:
- Jestem Luthia - po tych słowach przytuliła się do czarnego basiora i zaczęła nucić jakąś piosenkę. Ken'owi się to nie podobało i jęknął:
- Musisz? - Luthia nie przestawała, aż do tego momentu, gdy nie ujrzała czegoś co Ken ma przywiązane przy łapie.
Chętny?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz