Dni w watasze mijały mi dość szybko i beztrosko. Oczywiście miałam swoje obowiązki, lecz nie były dla mnie uciążliwe. Kiedy mieszkałam z ciotką Sally i dziewczynami było o wiele gorzej, w końcu to ja wykonywałam większość obowiązków. Kto wie czy nie wszystkie, ale nie wracajmy pamięcią do tamtych czasów. Teraz tutaj jest mój dom i tutaj zamierzam zacząć nowe życie, wiem że będą gorsze i lepsze chwile bo nie ma miejsca na ziemi które jest idealne. Ale to wataha więc będziemy w tym siedzieć wszyscy razem, nawzajem się chroniąc. Że ja nawet przez pewien okres w swoim życiu gdy tułałam się parę dobrych miesięcy nie pomyślałam o takim czymś. Żeby dołączyć do takiej watahy lub przynajmniej spróbować się gdzieś zaaklimatyzować. Ahhh, miałam szczęście że natknęłam się na te piękne, magiczne tereny.
Było jesienne popołudnie, mój brzuch zaczął głośno burczeć. Byłam razem z Rene obok jej jaskini, mówiła mi o nowych członkach którzy niedawno dołączyli. Lubiłam rozmawiać z Alfą, lecz głód nie dawał spokoju. Więc przeprosiłam grzecznie waderę i wyjaśniłam że idę się przejść w poszukiwaniu jakiejś zwierzyny. Ogółem pytałam również czy nie ma ochoty pójść ze mną, jednak dobrze wiedziałam że aktualnie jest zajęta swoimi spawami i od razu po rozmowie ze mną musi gnać gdzie indziej. Skinęłam głową i z uśmiechem ruszyłam w teren. Jak zwykle od razu nie zaczęłam szukać zwierzyny, lecz rozkoszowałam się pięknem Naszych terenów w jesiennych barwach. One są tak cudowne, te drzewa o żółtych, pomarańczowych i czerwonych liściach. W centrum watahy może to nie wygląda aż tak dobrze, ale kiedy wjedzie się do lasu od razu można dostrzec kolorowy dywan który stworzyła matka natura. To moja trzecia jesień w życiu, chciałabym się nią nacieszyć zanim nastanie zima. Teraz z mojej głowie powstał mały spór, lubię jesień...ale zima to idealna pora dla mojej osoby. Czemu wtedy nie cieszę się tak bardzo? Pewnie dlatego że w zimę często ciotka wysyłała mnie po zwierzynę, a było jej o wiele mniej. Szukałam często po nocach i nie mogłam odnaleźć nawet polnej myszy, nie przemieszczaliśmy się. Ciągle byliśmy w tym samym miejscu, tak znienawidzonym przeze mnie.
Potrząsnęłam łbem by przestać myśleć o starym rozdziale w moim życiu i ruszyłam dalej. Łapa za łapą wlokłam się z lekka, mimo iż jeszcze niedawno mój żołądek nakazywał mi natychmiast ruszać na łowy. Zrozumiałam że jakoś specjalnie mi się nie spieszy, przeszłam się jeszcze nad strumyczek by na początek się dobrze nawodnić przed polowaniem. Woda dodała mi nie tylko energii ale i rozbudziła mnie do działania. Jeszcze tylko wturlałam się we wrzosie który rośnie obok strumyka, ma taki piękny zapach że zwierzyna mnie nie wykryje. Mruknęłam pod nosem i zaczęłam węszyć mój obiadek. Stwierdziłam że jeśli uda mi się trafić na coś większego przyniosę też coś Renesmee. Po paru minutkach dostrzegłam w krzakach ruch, sądziłam ze to zając ale wyskoczył z nich młody sorek . Nie tykałam go, bo chciałam by zaprowadził mnie do całego stada. Bezszelestnie podążając za sorkiem oblizywałam się raz po raz szykując plan działania.
- Idealnie....
Szepnęłam cicho widząc stado saren, piękne sztuki . Nawet nie spodziewały się takiego ataku w samo południe, nie sądziły że któraś z nich zostanie moim obiadkiem. Strzygły uszami raz po raz sądząc że mnie wykryją, gdybym była mniej doświadczona byłoby to możliwe. Ale z moim stażem w polowaniach zdarzają się tylko wpadki raz na jakiś czas. Upatrzyłam sobie jedną z największych saren i bez namysłu rzuciłam się na nią ze zwinnością geparda. Celując w szyję trzymałam się mocno jej boczków, jednak dorosły samiec nie zostawił samicy samej. Gdyby nie on byłaby już na widelcu! Zepchnął mnie porożem z samicy, a ja przewróciłam oczyma po czym użyłam jednej z moich mocy. Nie chciało mi się tracić energii na używanie mocy, ale przynajmniej mięsko będzie upieczone.
- No i bum...
Mówiąc to na niebie pojawiły się dwie piękne błyskawice które uderzyły prosto w dorosłą samicę i samca który mnie bronił. Zginęli na miejscu...wooo ale pychota! Najlepsze jest to... że jest chrupkie i bardziej podpieczone. Doskoczyłam do martwego już ciała sarny i zaczęłam rozkoszować się mięsem, oczywiście nie miałam w planach zjedzenie całej zdobyczy , ale była tak pyszna że przez dwie godziny obgryzałam nawet kostki. Zjadłam około połowę dorosłej samicy sarny, aż mi się odbiło... To nie był dobry pomysł, żeby jeść na zapas. Już chciałam zabierać obiad do centrum watahy i podzielić się z resztą... kiedy w oddali zobaczyłam jakąś postać. Nie była mi znana, ale też nie byłam pewna czy nie jest członkiem watahy. Z takiej odległości jeszcze nie czułam jej zapachu... Zmieniłam się w lodową wilczyce i szybko dostałam się bliżej wadery. Widziałam jak węszy, przybrałam swoją normalną postać żeby jej nie wystraszyć i wyszłam jej naprzeciw po czym warknęłam donośnie:
- Stój!
W tej samej chwili zmierzyłam ją wzrokiem, po prostu zaczęłam ją uważnie obserwować, oglądać. Musiałam w końcu byś uważna, nie wiem kim jest i co tutaj robi. Może jest nawet z watahy a ja się na nią wydzieram jak głupia. W myślach walnęłam się łapą w łeb. Nigdy jej tutaj nie widziałam, ale też mogłyśmy się jeszcze nie spotkać. Była niższa niż ja, ale za to miała bardzo ciekawe umaszczenie. Dość niespotykane, ogółem to chyba tylko ja jestem na tyle ,,zwyczajna''. Każdą waderę coś wyróżnia, a ja nie mam nic takiego jak one. Rene ma piękne skrzydła i grzywkę, Samya urocze uszyska a Attano hipnotyzujące niebieskie paczałki. Ta nowo poznana postać też była dla mnie interesująca, lecz nie wiedziałam do końca co mam z nią zrobić. Zanim otworzyła pysk dodałam:
- Jesteś głodna?
Ona lekko zdziwiona zaczęła się rozglądać, może sądziła że nie jestem tutaj sama. Albo co gorsza, myślała że ja będę jej obiadem?! Szczerze wątpię, nie chciałam jej od razu wypytywać kim jest i co tutaj robi. Stosowałam inną taktykę, trzymałam pozycję bojową ale rozluźniłam poszczególne partie ciała. Była bardzo niepewna , pewnie nie spodziewała się takiego pytania od mojej osoby. Czyli jest obca... Nie zrobiła ani jednego kroku w moją stronę, jej ciało było naprężone, gotowe do ataku we własnej obronie. Uśmiechnęłam się do niej wymownie a ta kiwnęła głową.
- Choć za mną.
Zaprowadziłam ją do zdobyczy , ciągle mając z tyłu głowy że nie znam jej ani jej zamiarów. Jednak moja intuicja podpowiadała mi że wadera jest raczej dobrych zamiarów i szukała tutaj czegoś. Może tego co ja gdy Cap i Rene przyłapali mnie kiedy kicałam sobie po ich terenach. Ja szukałam mojego miejsca na ziemi, przygód. No i chyba znalazłam. Wskazałam jej obiad i usiadłam niedaleko.
- Zjedz tyle ile potrzebujesz....
Powiedziałam bez emocji , nie chciałam żeby wadera od razu mogła mnie rozszyfrować. Lecz ona z lekka zdziwiona spojrzała na mnie pytając:
- A Ty?
Ja westchnęłam , bo wiedziałam że za dużo zjadłam. Wskazałam jej na mój pełen brzuch i kazałam jeść. Po chwili, gdy zjadła już trochę zapytałam:
- Skąd jesteś?
Andzia? Przepraszam że czekałaś tak długo!
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1117
Ilość zdobytych PD: 558 + 5% (28 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz