Uderzenie łapą w spokojną taflę wody zaburzyło odbicie.
Zacisnęła powieki jak i szczękę a jej usta zmieniły się w cienką linię. Patrzyła na zaburzoną ciecz, która blokowała możliwość dostrzeżenia jej wyglądu w rzece. Nie żeby chciała się oglądać - mogła patrzeć na wodniste zbiorniki tylko jeśli tafla była zaburzona lub uniemożliwiała dostrzeżenie się.Tsuki stanowczo znienawidziła oglądanie siebie, kim była i jak wyglądała.
Minęło ponad 5 miesięcy od tamtego zmasakrowania jej grzbietu przez starego wuja- Yamis, nie wiadomo jakim cudem, zdołał zszyć jej skórę a rany jakoś szybko się zabliźniły i pokryły się futrem. Młoda wadera w zasadzie nawet nie mieszkała z rodziną, ponieważ wiedziała, że jej ojciec może chcieć zrobić z nią porządek pod osłoną nocy pod pretekstem zemsty za brata. O dziwo, Erot zabronił mu rozprawiać się z najmłodszą córką, gdyż to były ich utarczki. Jak gdyby ten staruch na swój sposób zaczął ją szanować. Dobre sobie. Szara w zasadzie teraz trzymała się tylko swojego opiekuna, przez co jeszcze bardziej skupiała się na naukach.
Szramy dokuczały jej psychicznie.
Najrozleglejsze blizny na grzbiecie niemal wyparły jej emocje, Tsuki zobojętniała niemal doszczętnie. Chociaż może sensowniej stwierdzić, że zwyczajnie zamknęła się w sobie a ukazywała tylko skorupę mającą aurę, która wyraźnie wskazywała na trzymanie się z daleka, zarówno dla niej jak i dla innych członków Watahy Siły Księżyców.
Yamis słabł w oczach. Wiedział, że jego czas dobiega końca. Cały czas jednak powtarzał jej o skupieniu się na tym co ważne. Wielokrotnie wspominał, że obecne przyciśnięcie do nauki to jest finisz. Wilk chciał, by młoda była przygotowana do życia przed ukończeniem dwóch lat. Został mu niecały miesiąc, decydujący o wszystkim.
Dwa tygodnie przed urodzinami trojaczek, coś się posypało.
Tsuki wyraźnie odczuwała niepokój w powietrzu, gdyż w rodzinnej jaskini od tygodnia było zbyt cicho i spokojnie. Coś stanowczo jej nie grało ale nie mogła sklasyfikować, co to za zapowiedź. Starała się tym nie przejmować ale miała to na uwadze i zamierzała zachować dodatkową ostrożność, tak jak w przypadku ciskania w jej kierunku kamieniami lub śmieciami od innych członków watahy. Tsu od razu skierowała się do Yamisa, który leżał tuż przy wejściu do jego jaskini. Od tygodnia widziała, że jego oczy mają coraz mętniejszy obraz. Stary wilk zwyczajnie ślepł na niedługą śmierć. Podniósł ostrożnie głowę w kierunku przybyłej wadery, która stała w milczącym oczekiwaniu.
-Jesteś już gotowa- powiedział po prostu.- Nauczyłem cię wszystkiego co potrafiłem przez życie i co ty możesz. Od ciebie zależy reszta.
-Uważasz, że poradzę sobie?- Zapytała się go cicho. Kiwnął głową.
-Nie patrz na nich, ani na mnie. Ty decydujesz o swoim życiu. Mogę ci jedynie doradzić jak najszybsze opuszczenie tej zapchlonej rudery- splunął. Yamis także nie miał miłego określenia na obecny status watahy.
Wkrótce Tsuki bezszelestnie przemierzała tereny watahy, skutecznie omijając szerokim łukiem jaskinię rodzinną jak i miejsca w których najwięcej i najczęściej bywały inne wilki. Jeszcze dwa tygodnie oficjalnego wytrzymania w tym syfie?
Wtedy właśnie na jej drodze stanął ten wilk.
Jego pewna postawa ciała dobitnie sugerowała, że typ jest przekonany do swego i nie ma opcji na zmianę. Zatrzymała się i patrzyła na niego nieco napięta. Atmosfera wręcz kleiła się obrzydliwie. Obserwując jak na nią patrzył, aż ciągnęło ją na wymioty. Zarechotał i oblizał się z tym paskudnym uśmiechem. Stanęła łapami nawet mocniej w ziemi, czuła nadciągające zagrożenie z jego strony.
-A więc tu jesteś. Świetnie się nawet złożyło, nie miałem ochoty cię szukać wszędzie gdzie leci- odezwał się takim tonem, że u normalnego wilka byłaby aż gęsia skórka. Jednak nie u niej, oj nie. Tsuki mając już swoistą wprawę z radzeniem sobie z okropnościami ze strony innych ku niej, jedynie dodatkowo uzbroiła się w czujność. Wyczuwała, że poza nimi, nikogo w okolicy nie ma, co było aż dziwne. Nie odrywając wzroku od niego, wykonała rucha na bok, ale on zrobił dokładnie to samo. Czyżby bawił się w kotka i myszkę?- Gdzie się wybierasz?
-Tam, gdzie mi się żywnie podoba- powiedziała sucho ale cały czas obserwowała jego poczynania.
-Ah tak? A mnie to nie obchodzi- powiedział w sposób lekceważący. Zaraz jednak spojrzał na nią w taki sposób, że cudem się powstrzymała, by się nie cofnąć.- Nie pozwolę ci teraz odejść. Twój ojciec dał mi zgodę.
Nie zapytała o co chodziło. Sam sposób jak na nią patrzył, sugerował o intencjach. Szczególnie to, co zaraz miało miejsce.
Wilk rzucił się w jej kierunku, ona z kolei go ominęła odskokiem na bok. Nie poprzestawał w skakaniu ku niej a ona w unikach. Widać było, że zamierzał ją zagonić w ślepy zaułek, gdyż nie lekkie szaleństwo nie opuszczało jego oczu. W pewnej chwili musiała zmienić strategię, ponieważ zaganiał ją w kierunku gwałtownego urwiska na skraju lasu- jeśli odskoczy jeszcze raz tak to spadnie.
Ta chwila kosztowała ją to, że dopadł ją. Natychmiast przygniótł ją i obrócił się. Zamierzał ją wykorzystać!
Tsuki natychmiast zaczęła się szarpać, na co on wtopił pazury w jej boki, oczekując, że w ten sposób ją opanuje ale zamiast tego, zażarcie się broniła. Nie przestawała prób ataków na celu oswobodzenia się, tak samo jak on usilnego wejścia w nią. W końcu z całej siły rąbnęła go w łapę a gdy tylko się zachwiał przejechała mu pazurami po pysku, trafiając na linię oka. Basior w odpowiedzi ryknął z bólu i chwyciła w kły jej łapę, która go zaatakowała.
-Ty suko- wycharczał.- Już nie żyjesz!
Tsuki na to gwałtownie drugą łapą uderzyła go w kark, przez co stracił przytomność po głośnym upadnięciu całym ciałem o grunt. Dyszała szybko, mentalność nakazywała jej jak najszybsze opuszczenie tej sytuacji.
Wkrótce z ranną łapą, nie czując bólu, biegła z ziem Watahy Siły Księżyców. Uciekała z rodzinnych stron, nawet nie oglądając się za siebie- zresztą i tak za te dwa tygodnie znikłaby z tych terenów.
W sercu było jej nawet żal, że nie pożegnała się z Yamisem. Ściskało ją to, że w ostatniej godzinie nie będzie przy nim, nawet jeśli sam by jej kazał spieprzać stamtąd.
Nienawidziła swojej rodziny, każdego z osobna i wszystkich jednocześnie. Akelę za totalną zlewkę i przekonania o swoją rację. Acrellę i Thalię za znęcanie się nad najmłodszą. Erota za popieranie przemocy w stosunku do Tsuki i zmasakrowanie jej grzbietu. Mera za jawną agresję na niej i w dodatku za to, że pozwolił na zgwałcenie Tsuki przez jakiegoś typa. Cudem się udało ale sama świadomość, że tylko cudem i naukom od opiekuna wyratowała się z potwornej sytuacji...
W pewnym momencie, już z dala od granic watahy zatrzymała się i spojrzała nienawistnym wzrokiem za siebie.
-Wszyscy jesteście popieprzeni i warci siebie- splunęła. Zaraz spojrzenie jej zrobiło się gorzkawe.- Wybacz mi Yamis, że ci nie podziękowałam wystarczająco za to, jak mi pomagałeś. Wybacz, że nie będę przy tobie w chwili śmierci. Postaram się cię nie zawieść...
Stanęła wyprostowana pyskiem do rodzinnych stron i wydała z siebie długie wycie, wkładając w to wiele sił i niejako emocji. Wyła tak dobre kilkanaście sekund, aż skończyła i ponownie spojrzała twardo w tamtym kierunku. Zaraz odwróciła się i ponowiła bieg, chcąc być jak najdalej od tego miejsca, które zgotowało jej piekło. Spojrzenie jej wówczas z powrotem zobojętniało.
Nawet nie przeczuwała, że po kilku tygodniach biegu z ranną łapą, która się goiła w trakcie, natrafi na watahę, w której rozpocznie nowe życie i zmieni w niej wiele.
Nie będzie wyrzutkiem.
Nie będzie workiem treningowym.
Nie będzie traktowana gorzej niż padlina.
Będzie po prostu waderą, która nie wydaje się, aby martwiła się o cokolwiek, być może na razie.
Spróbuje być sobą.
Będzie Tsuki.
KONIEC
Brak komentarzy
Prześlij komentarz