-Jest nikim!- Ryknął Mero do Akeli, gdy jego córki skończyły trzy miesiące. Dwie starsze nie posiadały żadnych mocy ale było widać jak na dłoni, że będą sprawnymi wojowniczkami, natomiast Tsuki co prawda miała w sobie magię ale nie taką, jako oczekiwano w watasze i rodzinie. Była hańbą.
Dorosła samica nie wyglądała na przejętą. Być może wynikało to z jej podejrzeń od początku odnośnie najmłodszej ale się łudziła, że pozytywnie ich zaskoczy. Wydała z siebie odgłos "tch".
-To się wysil i zrób z niej chociaż wojownika- rzuciła oschle. Związek mający na celu połączenie silnych genów w ich przypadku nigdy nie mógłby zostać nazwany miłością, byli mocno zdystansowani do siebie.- A jak będzie całkowitą niedorajdą, to i tak zostanie wyrzucona z watahy w chwili ukończenia dwóch lat. Do tego czasu przecierp.
-Pieprzone prawo- warknął basior ale nie mógł się wyłamać.
W tym czasie stary wilk wolnym krokiem przechadzał się po terenach, podążał za głosikiem intuicji. Jego sierść, która w czasach świetności była ciemnoszara, obecnie roiła się od siwych intruzów, natomiast jego brązowe oczy był niczym oceany zgromadzonej wiedzy przez te wszystkie lata. Z uwagi na jego doświadczenie i zasługi dla watahy, miał zagwarantowane miejsce do końca swych dni w niej, nawet jeśli wielu z chęcią by się go pozbyła.
Zwali go Yamis.
Uszy basiora drgnęły, gdy za krzakiem zauważył leżącą małą kupkę szarości, która była skalana czerwoną posoką. Jedno z młodych szczeniąt, wyglądało jakby uciekło wprost z morderczych kłów. Po przybliżeniu się dostrzegł, że szczenię było poharatane niezliczoną liczbą ataków pazurów, po rozmiarach obstawiał też jakąś młodą istotę.
Wkrótce opatrywał rany na ciele młodej wadery nie mówiąc przy tym ani słowa, nie musiał- wystarczyło spojrzenie w kierunku jej oczu. Zniszczona od środka. Widząc jej niebieskie pasemka na głowie i ogon domyślał się o powód ataku. Młoda z kolei czuła, że jemu jedynemu może zaufać.
-Dlaczego jestem odmieńcem? Dlaczego wszyscy przez to mnie nienawidzą?- Zapytała się słabo. Nie pytała o imię czy dlaczego zabrał ją do jego jaskini. Zapytała o niesprawiedliwość.
-Dziecko...- westchnął stary wilk.- Czasem ktoś musi się wyłamać ze standardów, jak ty.
-To jest do bani, nawet padlina jest lepiej traktowana- powiedziała cicho. Nie chciała nawet dotknąć tej rany sprzed kilku dni na policzku, co tata zrobił.
-Urodziłaś się w złych czasach- powiedział cicho Yamis.- Kiedy Lacrimosa rządziła watahą, to były największe czasy świetności. Odkąd moja siostra zmarła a władzę przejął obcy wilk, wszystko zaczęło schodzić na psy. A teraz jego synalek niszczy filary, na których utworzono watahę. To już nie jest ta sama wataha jak kiedyś.
-Była alfa to twoja siostra?- Spytała słabo. Kiwnął głową czyszcząc jej tylną łapę.
-Jestem Yamis, ówczesny dowódca straży.
-Tsuki.
-Więc widzisz Tsuki- powiedział patrząc jej spokojnie w oczy.- Gdybyś urodziła się za rządów Lacrimosy, już ona by dopilnowała o twoje życie. Nie było wtedy podziałów na wilk bez magii do walki i wilk z magią walki. Nie istniał nikt taki jak odmieniec.
W jej oczach był jak dziadek, znający rzeczywistość świata. Być może dlatego odsunęła na bok formalności.
-Nie pocieszaj mnie- mruknęła.
-Że niby co robię?- Uniósł brew.- Słuchaj mała, musisz zacząć się bronić. Inaczej zgniotą cię jak robala.
-Dla nich jestem robakiem. Nawet dla własnej rodziny. Nie mogę nawet podnieść głosu na rodzeństwo bo zaraz ktoś z nich albo ojciec pokazuje kto rządzi...
-To zamiast otwartej walki zbieraj informacje na przyszłość- Yamis przewrócił oczyma.- Inaczej zginiesz.
-Nie będzie to prostsze? Gdybym umarła, nie byłoby problemu... Ała!- Pisnęła gdy trzepnął ją niespodziewanie w ucho.
-Nie bluźnij przy mnie- mruknął cicho.- Jestem za stary na to, bym cię bronił przed innymi- powiedział trzeźwo, na co ona nieco posmutniała. Szczerze liczyła, że ktoś chciałby stanąć w jej obronie.- Ale mogę ci inaczej pomagać.
-Dlaczego?
-Gdy byłem w twoim wieku, w rodzinnej watasze Lacrimosa mnie broniła przed złośliwymi wilkami a też byłem takim odludkiem. Ty również zasługujesz na wsparcie- dodał.
CDN.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz