Samica prychnęła.
- Żartujesz sobie, tak? - spojrzała na towarzysza z niedowierzaniem.
- Że niby co? - Kzen przechylił głowę.
Raquel pokręciła łbem.
- Wracam do jaskini. - powiedziała.
Odwróciła się tyłem do samca i zaczęła iść w stronę domu. Była niesamowicie słaba, sama nie wiedziała, jak udało jej się wstać, skoro zemdlała i kompletnie opadła z sił. Szła powoli, co dało niestety basiorowi szansę na dotrzymanie jej kroku.
- No weź… - zaczepił ją.
- Co, Kzen? Co mam wziąć? Tą sytuację na poważnie? Na pewno nie. - odwróciła się i z trudem przyspieszyła kroku.
Chwilę szła w spokoju, co ją zdziwiło. Jednak po krótkim czasie ponownie zjawił się obok niej wilk z biedną, zabitą przez niego lisiurką. Kzen patrzył na Raquel. Ta starała się nie zwracać na niego uwagi.
- Może jednak skusisz się na kolację…? - mówienie było dla niego trudniejsze, kiedy w zębach trzymał zwierzynę.
Raquel zatrzymała się gwałtownie, czym wywołała wyraźne zdziwienie samca. Odłożył zdobycz na ziemię. Wadera wzięła oddech i zaczęła mówić:
- Mam serdecznie dość tego absurdu. Boisz się „otwartej przestrzeni”, nie dajesz mi żadnych odpowiedzi, nie obchodzi cię to, że mdleję, zabijasz biedne zwierzę najwyraźniej na pokaz…
- A… A te głosy? - wtrącił Kzen.
- Jakie zaś głosy?
- No te, które słyszysz…
Samica skrzywiła się najbardziej jak do tej pory.
- Słucham? To, że mówię czasami do siebie nie oznacza, że słyszę jakieś głosy…
- No ale przecież… - przerwał jej.
- ŻADNE, KURWA, PRZECIEŻ! - wrzasnęła na niego. - Pozwól, że sama będę decydować o tym, co słyszę i czuję, ty lepiej pilnuj własnego nosa! Jak chcesz, to uciekaj sobie dalej przed „otwartą przestrzenią” i zabijaj małe zwierzęta dla zabawy, nie zamierzam dłużej prowadzić tej rozmowy! Idę do jaskini, dobranoc.
Basior nic nie odpowiedział. Jego mina wyrażała szok i niedowierzanie. Pewnie myślał, że Raquel jest jakąś delikatną duszyczką, z którą można było robić co tylko się chciało. Jeśli tak mu się wydawało, to grubo się mylił. Naraził się teraz na jej gniew.
Szła pewnie, ale wciąż wolno. Nogi bolały ją niemiłosiernie, krzycząc na samca zużyła resztki cennych sił. Była już blisko laboratorium, co bardzo ją ucieszyło. Obróciła się, żeby sprawdzić, czy Kzen jej nie śledzi, ale nic nie zobaczyła. Ucieszyła się z tego, że najwyraźniej zrozumiał i postanowił zostawić ją w spokoju.
Weszła do wnętrza jaskini i odetchnęła z ulgą. Rzuciła się na swoje posłanie zrobione z kamienia porośniętego grubą warstwą mchu. Ostatnio tak źle czuła się właśnie wtedy, gdy użyła swojego roślinkowego daru do przyspieszenia wzrostu owego mchu. Położyła się i nawet nie zauważyła, jak szybko sen ją ogarnął.
<Kzen?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz