Aktualnie znajduje się w sytuacji w której nie wiem jak zacząć i czy ogółem zacząć. Pewnie od razu nasuwa Wam się pytanie: co dokładnie? Ehhh, głównie chodzi mi o mój dalszy żywot, właściwe nowy rozdział w mojej nudnej historii. O dalszą podróż po lepsze życie, którego nawet nie poczułam smaku. Nie pojmuje jak zacząć je od nowa , ciągle wracam pamięcią do dni w których byłam tylko sługą wykonującą sporo poleceń. Moja własna ciotka zniżyła mnie do takiego poziomu, ogółem to chciałabym jej podziękować bo to dzięki niej wiem że życie wcale nie jest łatwe. Nauczyłam się wytrwałości, no i wielu innych czynności które jej córki nie potrafią tylko dlatego że robiłam je ja. A one w tym czasie miały inne zajęcia, nie związane z kształceniem się. Mimo że biegnę , czuję jak przeszłość próbuje mnie dogonić , nie zapomnę tego co było. To już zostanie, chyba że ktoś wymaże mi ten rozdział z pamięci. Myśli kotłujące się z wielką siłą w moim pustym łbie dawały o sobie znać raz po raz, nie czułam się winna ucieczki ni tego iż uwięziłam je w lodzie. Ich charakter zmusił mnie do wykonania takiego bestialskiego czynu, ogółem nie umarły więc niech się cieszą że lód się topi. Jak można chcieć kogoś sprzedać ? Co prawda basior któremu chciała mnie ,,opchnąć'' był przystojny, miał charakter i był bogaty. No ale szanujmy się, on by mnie kupił jako służącą a któraś z jej córek byłaby jego partnerką. Ciotka jest jedną z najbardziej odrażających i tchórzliwych wilczyc jaką kiedykolwiek dane mi było poznać, jakim cudem była spokrewniona z moją matką?! Sally miała piękne imię, ale nic po za tym. Nie grzeszyła rozumem a jej wygląd był dość kontrowersyjny. Nie używała swoich mocy, chociaż były one piękne, naprawiały świat. Ona wolała siedzieć w jakimś zapyziałym lesie i wychowywać swoje okropne córki, nie miała oczywiście partnera. Bo ten zostawił ją po jakimś czasie , gdy dowiedział się jaka jest naprawdę. Niestety wychowywała je sama i kształtowała charakter córek pod siebie, dlatego też obie są lustrzanym odbiciem matki. Ja nie byłam taka sama jak one, Sally próbowała mnie jakoś ukształtować. Ale za każdym razem stawiałam czynny opór, zwłaszcza że miałam swój rozum i to dało mi przewagę. Myślałam inaczej niż one, wyglądałam też inaczej... To nie było tak że od początku traktowała mnie źle. Była bardzo pieszczotliwą zastępczą matką, ciepłą i ukochaną. Aż do czasu... Kiedy zobaczyła we mnie inną osobę. Sama nie wiem kto to był, ale nawet mi się nie wytłumaczyła. Od tak zaczęła mną pomiatać bo wiedziała że mój charakter jest mój i ona tutaj nic nie zdziała. Raz nawet próbowała zabrać mnie do jakiegoś pobliskiego szamana, żeby wmówił mi iż mam się słuchać tylko jej itp. Przeżycie było dość ciekawe, zwłaszcza dla szamana który zwiewał z podkulonym ogonem. Jego pożegnanie ogółem było dosyć elektryzujące... W skrócie, pier***nął go piorun, a ja z szyderczym uśmieszkiem wróciłam z ciotką. Nie było mi z tego powodu przykro, jak on dał się namówić na takie rzeczy Sally, to musiał być bardzo inteligentny. Chyba że dobrze mu zapłaciła... Kiedyś nawet mówiła mi i dziewczynom , iż niedługo posiądzie takie bogactwo że będzie mogła być nieśmiertelna. Nie zrozumiałam tego od razu, ponieważ byłam mało światowa. Ale co daje taka nieśmiertelność? Jeśli jest się wielką jędzą , która nie ma jakiegokolwiek celu w życiu. Nie próbuje nawet polować tylko wysyła mało doświadczone szczenię na spotkanie ze stadem dzików. No nie wiem co ona miała wtedy w głowie, ale pamiętam jej ogromne zdziwienie kiedy wróciłam cała i zdrowa. W dodatku z jedzeniem... Nauczyłam się dość wcześniej używać swoich mocy, dzięki temu nie doświadczyłam rozczarowania na polowaniach. Udało mi się zamrozić 6 dzików w kostkach lodu i przytaszczyć pod same łapy Sally. Coś mi się zdaje że ona czuła się troszkę zagrożona z mojej strony, zwłaszcza w sytuacjach których zaczęła się ze mną kłócić a pogoda zmieniała się przez moje emocje. Wtedy nie panowałam nad nimi prawie wcale, więc niejednokrotnie ciotka została ofiarą klęsk żywiołowych. Co najgorsza, nie było mi z tego powodu jakoś specjalnie przykro...
Moje przemyślenia trwałyby nieskończenie długo gdyby nie zapach który poczułam na terenach w które przed chwilą wkroczyłam. Wzięłam głęboki oddech i rozkoszowałam się świeżym powietrzem, nie wiedziałam kto dokładnie tutaj przebywa. Rozumiałam tylko, że nie jest sam i pewnie nie będą długo zastanawiać się nad tym by mnie zaatakować. Mimo iż wcale nie stwarzam zagrożenia na chwilę obecną , pewnie będą widzieli we mnie wroga. Nie zastanawiałam się zbyt długo i próbując szerokim łukiem ominąć watahę brnęłam do przodu. Tereny wyglądały dość kusząco, pewnie dlatego ktoś je zajął. Rozglądając się uważnie w oddali dostrzegłam coś bardzo oświetlonego, zmrużyłam oczy i ze zdziwieniem kroczyłam ku temu obiektowi. Po chwili byłam już przy moście który aż kipiał jakąś nieznaną mi magią, był dzień a on połyskiwał, błyszczał. Jakby słońce odbijało o most swoje promienie. Może i nie był jakoś specjalnie zadbany ani jego stan nie był najlepszy ale wiedziałam że nie zarwie się jak po nim przejdę. Z cwaniackim uśmieszkiem wskoczyłam na most jak mały szczeniak i zaczęłam po nim biegać. A za mną ciągnęły się jakieś iskry, dość ciekawe zjawisko. Brakowało jeszcze jakiejś głupkowatej zabawy ogonem i osoby które w tamtej chwili mnie oglądały, mogłyby uznać mnie za totalną wariatkę. Na szczęście to nie przyszło mi do głowy , lecz moja czujność gdzieś zaginęła i w tej samej chwili zostałam przygwożdżana do ziemi przez jakiegoś czekoladowego basiora. Wiedziałam że to był głupi pomysł, ale kto by pomyślał że tak skończę? Warknęłam cicho mimo iż nie miałam złych zamiarów, on nie był sam...ja tak. Z krzaków wyłoniła się urocza wilczyca o szarym umaszczeniu , ognistej grzywce i skrzydłach . Samiec warknął na mnie spoglądając się w moje bursztynowe oczy, połaskotałam go ogonem po brzuchu i zrzuciłam jego cielsko z mojej osoby.
- Kim jesteś i czego chcesz?
Usłyszałam tylko jedno zdanie wypowiedziane bez emocji. Neutralność przy poznaniu to dobra cecha, im tego nie brakowało. Też próbowałam to zagrać, ale nie do końca mi to wyszło:
-Nikim ważnym, nie zaprzątajcie sobie mną głowy. Zaraz stąd znikam... Po prostu uciekam przez przeszłością.
Wadera spojrzała na mnie łagodniejszym wzrokiem, lecz basior śledził mój każdy ruch... oglądał mnie z każdej strony jak gdybym była obiektem jego zainteresowań.
- Jeśli nie masz słych zamiarów to nie musisz stąd odchodzić. Mam na imię Renesmee i jestem Alfą tych terenów. A to jest Capitán, samiec Beta.
Oczywiście że w tej chwili zapaliła mi się lampka w głowie...Co by było gdyby? Od razu westchnęłam i usiadłam pokazując że nie mam złych zamiarów. Przedstawiłam się i opowiedziałam im troszkę o mojej historii. Po jakimś czasie na ich pyskach zawitał normalny wyraz, szczery. Nie wiedziałam dokąd idę, ale chyba w tym momencie wiem gdzie zostanę. Minęła godzina a my już zwiedzaliśmy tereny, Rene przydzieliła mi jaskinię i poprosiła żebym dała znać czy chcę dołączyć za parę dni. Lecz nie minęło pół dnia a ja namyśliłam się bardzo dobrze, w końcu nie miałam nic do stracenia. Potuptałam do jaskini Alfy a ta z uśmiechem powitała mnie jako nowego członka, szybko znalazłam z nią wspólny język. Nie ufałyśmy pewnie od razu sobie w 100% ale zgodziłyśmy się na moją posadę. Zostałam obrońcą Alfy, czyli samej Rene . Oczywiście że od samego początku czułam się zaszczycona , ta posada wymaga sprawności fizycznej i inteligencji. No i zgrania z przywódcą.
Wygląda na to że na chwilę aktualną znalazłam swoje miejsce na ziemi, tak przynajmniej mi się wydaje... Czuję się tu obco ale tylko dlatego że znam bardzo mało członków. Pewnie się jeszcze rozkręcę... A mój nowy rozdział zacznie pisać się sam, od nowa... Mam nadzieje że dożyję tutaj spokojnej starości, będę miała kochanego partnera i gromadę szczeniąt. W zupełności byłabym spełniona, kochałabym je z całego serca. Kto wie, może uda mi się tutaj założyć rodzinę...jeśli ktokolwiek się za mną obejrzy...
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1285
Ilość zdobytych PD: 642 + 5% (31 PD) za długość powyżej 1000 słów
Nagroda za bonus:
Obecny stan:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz