Raquel przeglądała rzadkie rośliny i przedmioty, które zgromadziła w swojej kolekcji. Obecnie nie musiała przyrządzać żadnego eliksiru, ale postanowiła przeliczyć ilość składników w razie nagłej potrzeby. Nie chciała stresować się, kiedy szybko będzie musiała wykonać jakąś miksturę. Na zapas zamierzała zgromadzić wszystkie podstawowe składniki. Brakowało jej tylko dwóch owoców, które zapewne rosną w pobliżu. Odłożyła wszystkie składniki na swoje miejsca i wyszła z jaskini.
Wadera miała tego dnia dobry humor. Podskakiwała wesoło, podziwiając przyrodę. Przed nią przebiegły dwie kolfrenki, nie przestraszyły się jednak na jej widok. Raquel szła dalej, aż dotarła do Pont radial. Most był oświetlony przez promienie zachodzącego słońca.
- Jak tu pięknie… - rozmarzyła się wilczyca.
Przeszła na drugą stronę i znalazła się w Golden Grove. Wysokie drzewa również wyglądały pięknie w promieniach słońca. Ściółka przykrywała ziemię warstwą złotych liści. Samica zbliżyła łeb do ziemi, węsząc w poszukiwaniu owoców. Szła chwilę przed siebie małym slalomem, kiedy natrafiła na mały krzaczek. Łapą odgarnęła z niego liście i sapnęła. Niewątpliwie była to właściwa roślina, jednakże brakowało jej najważniejszego, czyli właśnie owoców. Raquel zastanowiła się chwilę. Mogła wykorzystać dar szybszego wzrostu roślin, jednak wiedziała, jakie konsekwencje niosłoby takie działanie. Zawsze po „doładowaniu” rośliny ogarnia ją ogromne zmęczenie i staje się słaba. Zadecydowała jednak, że może sobie na to pozwolić - nic jej w tamtym momencie nie groziło, nie potrzebowała więc stuprocentowej siły.
Ułożyła przednie łapy w powietrzu nad krzaczkiem. Zamknęła oczy i skupiła się na przekazaniu energii roślinie. Poczuła przepływ mocy między jej ciałem a powoli rozwijającymi się owocami. Powoli traciła siły. Po kilkudziesięciu sekundach opadła na ziemię i stęknęła. Bolały ją mięśnie, jakby przed chwilą przebiegła sprintem dłuższy dystans. Powoli podniosła się i skierowała wzrok na krzaczek. Był teraz większy i rosło na nim kilkanaście niewielkich owoców w kolorze błękitnym. Owoce miały kształt spłaszczonych kulek. Raquel uśmiechnęła się. Zebrała większość owoców i ruszyła z powrotem do laboratorium. Szła powoli, nie czuła się na siłach, żeby przyspieszyć. Właściwie miała ochotę położyć się i zasnąć na miejscu. Szurała nogami po podłożu. Gdy zauważyła drzewko z żółtymi owocami wielkości jej łapy, zatrzymała się, aby zerwać kilka sztuk. Drzewko nie było wysokie, ale dosięgnięcie owoców i tak wymagało wspięcia się na tylnych nogach. Raquel próbowała to zrobić, jednak upuściła przy tym wcześniej zebrane niebieskie owoce i nie dosięgnęła tych żółtych. Westchnęła i zrezygnowana stanęła na wszystkich łapach, patrząc w górę.
- Hej, coś ci spadło - usłyszała obcy głos.
<Ktoś?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz