Wilczyca stała przed wejściem do swojej jaskini. Uważnie przyglądała się urwisku nad nią, w końcu jej dom był ukryty wśród stromych skał. Wejście było niewielkie i jak się wcześniej Raquel wydawało, było też mało widoczne. Jednakże już kilka razy zdarzyło się, że przepędzała z wnętrza lisiurki lub kitsune, które beztrosko balowały w jej jaskini. Główna komnata była przerobiona na laboratorium, przez co znajdowało się tam wiele cennych eliksirów i składników, czasem substancje były niebezpieczne. Wadera nie mogła pozwolić, żeby szkodniki niszczyły jej pracę i przy okazji narażały tereny na niebezpieczeństwo. Kto wie, jakie eliksiry mogły przez przypadek wejść w ich posiadanie. Chciała w jakiś sposób zamaskować wejście do jaskini, żeby nie pojawiali się tam niepożądani goście. Nie potrafiła wymyślić jednak żadnego konkretnego sposobu. Raquel nie znała mikstury, która mogłaby jej w tym pomóc, nie miała też mocy, która jakoś by zadziałała. Nie przypominała również sobie, żeby ktokolwiek z watahy potrafił coś takiego. Co mogła więc zrobić?
Z rozmyślań wyrwało ją burczenie żołądka. Wadera jęknęła, po czym odwróciła się i zaczęła iść głębiej w las. Może po polowaniu będzie potrafiła wpaść na jakikolwiek pomysł. Użyła swojej mocy do wykrycia najbliższych ofiar. Wyczuła, że niedaleko przebywa para wilków, pewnie ktoś z watahy. Dowiedziała się również, że na wschód od niej znajdzie dwa stworzenia większe od wilków, możliwe, że były to leśne byki. Potruchtała w ich stronę, po jakimś czasie natrafiła na zwierzynę łowną i schowała się w zaroślach. Mogła już zauważyć dwie starsze łanie wylegujące się na niewielkiej polanie. Ich łby były zwrócone w przeciwną do Raquel stronę, dzięki czemu ta miała przewagę, dopóki nie wyda z siebie jakiegoś dźwięku. Wadera powoli skradała się do łani po jej prawej stronie, kiedy w jej brzuchu znowu odezwał się wieloryb. Sarny szybko odwróciły głowy i w przerażeniu stanęły na nogi. Ta po prawej, na którą zamierzała rzucić się wilczyca, uciekła bardzo szybko.
- Cholera! - rzuciła przez zęby ciemnoszara samica.
Druga łania zaklinowała raciczkę w wystającym korzeniu, co poskutkowało stratą kilku jej cennych sekund. Raquel skorzystała z tej okazji i zaatakowała zdobycz, powalając z powrotem sarnę na ziemię. Zabiła ofiarę i zabrała się do posiłku.
Pojedzona już wadera powolnym krokiem zaczęła wracać do jaskini. Na niebie zebrały się ciemne chmury zwiastujące deszcz, wkrótce zaczęło kropić. Wiatr zaczął wiać mocniej, przez co mógł być nieprzyjemny, jednak grube futro Raquel chroniło ją przed zimnem. Szła tak, nucąc pod nosem. W pewnym momencie w oddali dostrzegła błyskawicę. Do kilku sekundach usłyszała grzmot. Nadchodziła burza. Wilczyca przyspieszyła do biegu, łapy miała już w całości pokryte błotem. Usłyszała kolejny grzmot.
W końcu dotarła do swojej jaskini, weszła do środka i rzuciła przekleństwo. Fiolki (na całe szczęście puste) były porozrzucane po stole, na którym dostrzec można było ślady ptasich odnóży. Coś musiało tam wlecieć i zrobić zamieszanie. Raquel nie wyczuła jednak obecności żadnego stworzenia w laboratorium. To oznaczało, że cokolwiek tu wleciało, już opuściło jaskinię.
- Muszę wymyślić jakąś osłonę… - sapnęła i zabrała się do zbierania rozrzuconych naczynek.
Podczas sprzątania zaświtała jej pewna myśl. Mogła zabezpieczyć wejście nie używając magii, wystarczyło zrobić coś w rodzaju drzwi. Nadawałby się do tego duży kawałek drewna lub samej kory, żeby z łatwością można było go przesuwać. Wilczyca wychyliła łeb na zewnątrz. Padało coraz bardziej, ale przecież mogła wyjść tylko na chwilę. W końcu mieszkała w lesie, gdzieś blisko musiała znaleźć odpowiednie „drzwi”. Wyszła z laboratorium i szybko podbiegła pod drzewa, które działały jak nieco podziurawiony parasol. Rozejrzała się. Musiała znaleźć starsze drzewo, będzie większe i łatwiej będzie oderwać korę. Niestety w okolicy rosły w większości drzewa iglaste o cienkich pniach. Musiała przejść kawałek, żeby znaleźć się w strefie drzew liściastych. Grzmoty słychać było coraz częściej, pojawiały się tuż po błyskawicach. Burza była więc coraz bliżej. Raquel stwierdziła, że lepiej będzie zawrócić, może w drodze powrotnej zauważy nadające się drewno.
W końcu jej oczom ukazało się obumarłe drzewo. Samica nie miała problemu z oderwaniem części. Kawałek był idealnej wielkości i co najważniejsze - nie był ciężki. Wadera trzymała swoje nowe drzwi w pysku, jednak niesienie ich było troszkę trudne, przez co zwolniła kroku. Była już przemoczona, mokre futro nie osłaniało już jej tak dobrze przed zimnym wiatrem. Ułożyła sobie więc korę na grzbiecie, było łatwiej ją nieść i stanowiła swojego rodzaju tarczę antydeszczową.
Znajdowała się już jakieś trzydzieści metrów od jaskini. Nagle rozległ się najgłośniejszy jak dotąd grzmot. Wilczyca aż podskoczyła, drewno spadło z jej grzbietu na bok. Zrobiła głośny wdech i wydech, żeby się uspokoić.
- Spokojnie Raquel, to tylko burza. - powiedziała do siebie.
Obróciła się, żeby podnieść nowe drzwi. Wzięła je ponownie do pyska, przez co musiała się schylić. Uniosła głowę i momentalnie drewno spadło z powrotem na ziemię, a z ust wilczycy dobiegł krótki krzyk. Serce zabiło jej szybciej, mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Zastygła w miejscu, nogi ugięły się pod nią.
Przed Raquel stał wysoki basior o czarnym futrze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale zawiesiła wzrok na jego oczach. Prawe jego oko miało kolor nocnego nieba, drugie kolor wschodzącego słońca. Wpatrywały się w nią ślepia identyczne do jej własnych.
- Raquel…? Czy to naprawdę ty…? - przerwał milczenie samiec.
Na jego pysku również malowało się zaskoczenie, ale pomieszane z nadzieją. Wadera potrafiła wydusić z siebie jedynie niezidentyfikowane dźwięki.
- Raq, to ja, Rodrigo - wyszeptał.
- Wiem… Przecież wszędzie poznałabym brata… Wiem, dlatego nie umiem uwierzyć - w końcu się odezwała.
Rodrigo lekko się uśmiechnął. Raquel po chwili wybuchnęła płaczem i rzuciła się w objęcia starszego brata.
- Ciiii, już dobrze… - łapą głaskał jej futro.
Po chwili samica uspokoiła się. Dawno nie okazywała słabości. Dawno nie płakała. Dawno nie myślała o swojej przeszłości. Teraz czuła się, jakby została przez coś przygnieciona. Latami nie pozwalała sobie na wracanie do przeszłości, było to dla niej zbyt bolesne. Z nikim nie podzieliła się swoją historią. Odgradzała się od niej jak mogła. A teraz co? Była w kompletnym szoku, że stał przed nią wilk, o którym była przekonana, że dawno nie żyje. Powoli zaczęła zbierać myśli i odsunęła się nieco.
- Może wejdziemy do mojej jaskini? Pada coraz mocniej… - wskazała łapą swoje laboratorium.
- Jasne! Tylko… Chyba przed chwilą widziałem, jak wbiegają tam dwie wiewiórki.
Raquel przymknęła powieki. Wzięła głęboki wdech. Pieprzone szkodniki.
C.D.N.
1000+
Brak komentarzy
Prześlij komentarz