- Dzień dobry! - zawołałem na wejściu. Po chwili rozległ się odgłos tłuczonego szkła. Spojrzałem na Tarou, który wręcz pożerał mnie wzrokiem.
- Witaj Diegore. - powiedział bez entuzjazmu. - Co tym razem? - spytał skrzydlaty sprzątając odłamki szkła.
- A no... Taka mała ranka. - uśmiechnąłem się zakłopotany. Medyk spojrzał na mój bok i widocznie zdziwił się na widok rany. Spojrzał ponownie na mój pysk.
- Jak tyś to uczynił? Taka rana? - spytał podchodząc i badając ją łapą.
- Em... Powiem, że sterty liści mogą być zdradzieckie.
- Diegore... - westchnął Tarou zrezygnowany. - To cud, że ty jeszcze żyjesz. - odparł.
- Ja tam w cudy nie wierzę. Po prostu ma się do tego głowę. - odparłem rozbawiony. Po chwili syknąłem z bólu. Spojrzałem na Tarou, który trzymał łapę na mojej ranie.
- Piecze... - powiedziałem z wyrzutem.
- To zioło, nieco oczyści ranę. Następnie położysz się na legowisku i się tobą zajmę.
- Wiesz, że się za tym stęskniłem? - spytałem rozbawiony.
- Chyba przejdę na szybszą emeryturę. - usłyszałem słowa medyka. Zaśmiałem się. Następnie zostały mi przeprowadzone wszelkie zabiegi.
Leżałem sobie wygodnie na legowisku i odpoczywałem. Nagle do jaskini medycznej wszedł nieznany mi basior. W sensie znałem go z widzenia...
- Och Bai. - powiedział Tarou widząc przybyłego.
- Witaj Tarou. Mam kolejną dostawę ziół.
- Wybornie, możesz zostawić je tam. - medyk wskazał na jakiś punkt łapą. Czyli to musi być zielarz... Medyk po chwili opuścił na moment jaskinię. Gdy kremowy basior przechodził obok mnie postanowiłem go zaczepić.
- Witaj nieznajomy. - powiedziałem z uśmiechem. Samiec wzdrygnął się i spojrzał w moim kierunku.
- Um... Hej...
- Jak się zwiesz towarzyszu? - spytałem. Wilk zdawał się nieco zakłopotany.
- Bai Lang. - odparł.
- No i fajno. Diegore Flamero, ale Diego wystarczy. - odparłem wstając i wyciągają łapę w kierunku basiora. On niepewnie przyłożył do niej swoją.
- Powiem ci, że tak się wahasz, jakbym cię zjeść miał. - zażartowałem. - Ale no to normalka. W końcu jakiś lisoktosiu zaczepia cię i zaczyna paplać. Normalne zachowanie podczas takiej sytuacji. - odparłem. Bai stał i patrzył na mnie niezrozumiale.
- Em...
- Dobra, może inaczej... - odparłem siadając.
- Ja być kumpel, ja cię nie zjeść, ja ci proponować zawarcie związku przyjaźni. W sensie przyjaźni. Nie związku bo to sensu nie na. Właśnie.... Ciekawe czy jest coś takiego jak związek przyjaźni. Słyszałem o klubach i grupach, ale związek?
Bai? Diegore tu... normalnie szkoda gadać xD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz