Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Od Yneryth’a c.d. Shani ~ Pogrzebać przeszłość

Sytuacja nie wyglądała zbyt kolorowo, ptak siedział z dala od zasięgu łap obojgu wilków. Oboje patrzyli do góry w konsternacji. Nie wiedzieli jak odzyskać tak cenny dla nich worek prochów. Stali bezradnie pod koroną, patrząc teraz na siebie. Po chwili niemocy, żółtooki wpadł na prawdopodobne rozwiązanie problemu. Niestety nie mógł po prostu zacząć faszerować drzewa skałami, tak aby utworzyć sobie schody dookoła pnia. Takie rozwiązanie na pewno spłoszyłoby złodziejaszka. A to nie było pewnym zwycięstwem. Samiec zdawał sobie sprawę, że ptak mógł odlecieć ze świeżo zdobytym łupem, co znów zmusiłoby ich do biegnięcia za celem. To zadanie wymagało finezji, za która nieszczególnie przepadał.
- Mam plan. – Powiedział pewnym siebie głosem. – Byłoby bezpieczniej, gdybyś na chwilę odeszła z okolicy tego drzewa. – Wyciszając się, nie słuchał, co odpowiedziała, w tym momencie nie było to dla niego istotne.
Yneryth rozstawił nogi, tak aby mieć stabilną i pewną pozycję. Wyprostował ogon i zamknął swoje oczy. Powietrze w jego okolicy zdawało się powoli wibrować, a lekkie smugi wiatru go okalać. Powietrze powoli zmniejszało swoją temperaturę. Wraz z przepływem czasu było widać, jak powietrzna bańka jaśniała, wyróżniając się od reszty. Powietrze wraz ze zmianą koloru zmniejszało swoją objętość. Chwile później nie było już śladu po zaistniałym zdarzeniu, jedynie pozostały ślady na jego ciele. Futro było oszronione, a sam wilk zdawał się lekko połyskiwać. Z daleko nie było najważniejszego. Zarówno łapy, jak i jego pazury pokryły się lodem. Jednak to nie był jeszcze koniec. Biały otworzył oczy. Gałki oczne zdawały się lekko błyszczeć. Po otwarciu oczu wilk rozluźnił postawę. Basior zaczął powoli wykonywać kroki do przodu. Spod jego łap wymywał się piasek. Wił i plótł po ziemi niczym uciekający wąż. Trawa kładła się pod jego naporem i układała na ziemi. Piasek zbierał się przed wilkiem, formując się i usztywniając. Gdy piasek ułożył się w kształcie rampy, Yneryth zaczął swój bieg. Wyskakując z podniesienia, kierował się na pobliskie nieco niższe drzewo. Kiedy jego łapy szybowały już w powietrzu. Rampa gwałtownie znów wróciła do swojego naturalnego kształtu w postaci piasku. Część ze skalnych okruchów poszybowała wraz z basiorem. Biały dosłownie zniknął, dotykając drzewa. Yneryth’owi wydawało się, że cała operacja została wykonana wystarczająco cichy, lecz mimo wszystko nie opuszczał sąsiedniej korony. Czekał czy ptak jakoś zareaguję. On zaś jednak nie przejmował się niczym, siedział i bawił się swoją nową zabawką. Widząc to, samiec wykonał ostrożnie kilka kroków po gałęziach. Ostrożnie przesuwał się w głąb i górę, za pomocą swoich przedłużonych o lód pazurów. Będąc już w zasięgu skoku na drugie, lekko się zawahał. Skok mógł się skończyć bolesnym upadkiem, ponieważ powierzchnia gałęzi drugiego drzewa była dość mała. Nie miał jednak wyboru, skoczył, licząc na to, że się uda. Nie udało mu się złapać wybranej gałęzi, minął ją i przeleciał tuż obok. Z lekko paniką uderzył o pień wysokiego drzewa. Zdawało się, że dziś jednak miał trochę szczęścia. Szpony wbiły się w kory. Wilka powoli osunął się metr niżej, pozostawiając dość spory ślad na drzewie. W tej chwili jednak nie myślał o upadku, tylko o tym, czy ptak przypadkiem nie odleci spłoszony dźwiękiem. Trzepot skrzydeł rozległ się zaraz po zderzeniu. Liście i stare wyblakłe pióra posypały się z korony drzewa. Między nimi zaczęły przedzierać się promyki słońca. Yneryth gwałtownie sprawdził stan lodu. Nie był on już pierwszej świeżości, tyle musiało mu wystarczyć. Napiął mięśnie przednich łap i podciągnął się. Kilka minut później, siedział już na jednej z gałęzi. Pazury jednak nie nadawały się do dalszej podróży. Złapał szczękami za łapę i zacisnął na niej swoje zęby, Lód po chwili strzelił, rozsypując się. Teraz zdany był już tylko na siebie. Gdzieś w głębi wiedział, że szanse na upadek gwałtownie wzrosły. Przełknął ślinę i zaczął wspinaczkę.

*
Był już, prawię na samym szczycie, widział już gniazdo i złodziejaszka. Ptak przesiadywał na kupie jakiś błyszczących rupieci. Dla Yneryth’a tamte klamoty nie miały żadnego znaczenia. Właściwie to worek z prochami również, mimo tego, że była to przepustka na nowy świat. Teraz w głowie układał sobie plan jak dobrać się do worka, tak aby go nie uszkodzić. Nie przychodziło mu do głowy wiele rozwiązań. Z chęcią pozbyłby się ptaka, zaciskając na nim swoje uzębienie. Wypadało jednak w miarę się opanować, gdyż z dołu ktoś obserwował jego poczynania. Wypuścił powietrze bez większego zastanowienia. Skrzydlaty usłyszał świst powietrza, uniósł swoje skrzydła i zaczął nimi trzepotać, wydając przy tym okazałe dźwięki.
- Lepiej już nie będzie. – Powiedział w myślach, po czym zaczął zbliżać się do stworzenia.
Złapał go szczękami za jedną z nóg, tą, która trzymała worek. Ciągnął i szarpał łbem, lecz nie przynosiło to upragnionego rezultatu. Oboje szarpali się, przetrącając różne błyskotki. Szarpanina trwała w najlepsze, jedno i drugie było równie uparte. Ptaszysko próbowało złapać wilka pazurami, jak równie trafić dziobem. W samo obronie biały nie miał jednak dużego pola do popisu. Tak też gniazdo spłynęło krwią, piórami i futrem. Światło, które wcześniej odbijało się od przedmiotów, zniknęło. Maź odizolowała powierzchnie od promieni słońca. Pomiędzy błyszczącymi jeszcze kamieniami płynęła wolno stróżka świeżej krwi. Kolor cieczy powoli ciemniał pod wpływem zgęstnienia. Krew ów wypływała ze złodziejaszka, basior jednak nie uszedł bez uszczerbku na własnym zdrowiu. Na ciele Yneryth’a pojawiły się nowe rany i zadrapania. Basior jednak niezbyt się nimi przejmował. Podszedł do krawędzi gniazda i zrzucił worek z prochami. Zanim zszedł, musiał się jeszcze rozejrzeć po gnieździe, za jakimiś specjałami natury. Snuł się od kupki do kupki ostatnich migoczących rzeczy, szukając czegoś, co kupi jego oczy. Przekopując jedną z kupek, znalazł coś, co od razu wpadło mu w oko, był to kamień o płaskich i gładkich ściankach. Przedmiot był prawie przeźroczysty, ale kolor wypełniający skałę był onieśmielający. Nie był pewien, po co to zabiera, samemu wcale tego nie potrzebował, może Shani będzie chciała sobie zabrać pamiątkę. W najgorszym wypadku będzie go taszczył i odda go Noiter’owi. Warto jednak spróbować pozbyć się go od razu.

< Po zejściu z drzewa >
- Zabrałem ci jedno ze świecidełek, o ile chcesz. – Pokazuje kamień, po czym łapie w pysk upuszczony worek.

Shani?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 977
Ilość zdobytych PD: 488
Obecny stan: 1169

Brak komentarzy

Prześlij komentarz