~*~
Trzask! Dźwięk łamanej gałązki przerwał ciszę lasu. Uszy pasącej się na polanie sarny
podniosły się, a nozdrza rozszerzyły szukając zagrożenia. W oddali słychać skrzek
jastrzębia zataczającego kręgi nad piętrzącymi się górami. Czas jakby na kilka sekund
zatrzymał się w miejscu. Wtem na raz dzieją się dwie rzeczy – spłoszona sarna rzuca się do
ucieczki, a z okolicznych krzaków wyskakuje drobna wilczyca, ruszając za nią w pogoń.
Ciemnogranatowe futro wadery lśni w promieniach zachodzącego słońca, kiedy ta stara się
nadrobić odległość, którą zwierzyna zyskała przez chwilę nieuwagi. Dzieli je może dwieście
metrów. Dudnienie łap o ziemię przyspiesza. Drobne kamyczki odskakują od miejsca
kontaktu. Sto metrów. Zdobycz wbiega w gęste krzewy. Gałęzie smagają wilczycę po pysku.
Osiemdziesiąt metrów. Czarny ptak wzbija się w powietrze przestraszony hałasem.
Pięćdziesiąt metrów. Blask słońca uderza wilczycę w pysk, tak że zbliżająca się polana jest
ledwie widoczna dla jej zmrużonych oczu. Nagle sarna staje dosłownie jak wryta.
Rozpędzona wadera ma tylko czas na wydanie z siebie pisku zaskoczenia, zanim przelatuje
obok swojej kolacji, potyka się na wzniesieniu terenu, koziołkuje kilka dobrych metrów i z
hukiem zatrzymuje się na jednym z drzew. Mrugając, aby odgonić zawroty głowy, wilczyca
spojrzała w stronę swojej niedoszłej ofiary. Sarna jedynie wpatrywała się w nią w bezruchu
przez kilka sekund, po czym w mgnieniu oka odwróciła się i pogalopowała w przeciwnym
kierunku. Visala potrząsnęła gwałtownie łbem, co tylko pogorszyło rozdzierającą migrenę,
ale poczucie śledzącego ją wzroku nie odeszło. Podniosła się chwiejnie na łapy, uważając
przy tym na swój obity zad. Zanim zdążyła się opanować, słowa same wyrwały jej się z
pyska:
– Co to było do kur...
– Cóż, nie nazwałbym tego spektakularnym polowaniem, to na pewno – przerwał jej głos po prawej.
Visala podskoczyła, odwracając się gwałtownie. Przez chwilę szukała wzrokiem źródła dźwięku, zanim dostrzegła niewyraźną sylwetkę wilka. Jego brunatne futro niemalże zlewało się z drzewami, przed którymi stał. Teraz kiedy nie była już pochłonięta polowaniem, obcy wilczy zapach był wyraźnie wyczuwalny na polanie. Pozwoliła sobie na cichą nadzieję, że będzie to przyjazne spotkanie.
– Ja.. To znaczy, tego, no, chyba... eee, się no potk-ne-nęłam? – wybełkotała słabo, chichocząc nerwowo na końcu. Jej głos brzmiał na zdyszany. Basior był smukły, ale wyglądał na dużo silniejszego od niej. Przez głowę przemknęła jej przelotna myśl, że nie miałaby z nim szans.
– Tak, tyle zauważyłem – odpowiedział, przeciągając protekcjonalnie sylaby. Następnie zbliżając się, kontynuował niewzruszony: – Ale być może mógłbym pomóc. Byłoby naprawdę niefortunnie, żeby taka piękna drobina jak ty poszła dzisiaj spać głodna, kiedy ja jestem w pobliżu, czyż nie?
– Och, hihihi, naprawdę nie trze-eba.
– Ależ nalegam. To żaden problem naprawdę. Coś w rodzaju wymiany przysług, od jednego samotnika do drugiego, jeśli wolisz. – Visala widziała w jego złotych oczach niepokojący błysk. Niespokojnie zaszurała łapami, odwracając wzrok. – Ale, hm, nie znam-my się, a ja powinnam... – Ach, gdzie moje maniery, nazywam się Caden. – Uśmiechnął się, podchodząc jeszcze bliżej, praktycznie w jej przestrzeń osobistą. – Więc jak będzie śliczna?
– Ja, no, hm... Przed odpowiedzią uratował ją drugi męski głos dobiegający z kierunku, z którego przyszedł nieznajomy basior:
– Cade! Gdzie jesteś stary idioto? Miałeś tylko znaleźć nam...
– Cicho, nie widzisz, że jestem w środku czegoś?! – syknął Caden, odwracając się od niej. Na pysku nowoprzybyłego białego wilka zaświtał błysk zrozumienie, po czym dziwny uśmieszek wkradł mu się na usta.
– Ach, rozumiem, ale wiesz... Visala nie czekała już na resztę wypowiedzi, tylko rozpoznając rozproszenie uwagi jako swoją szansę, rzuciła się do biegu w przeciwnym kierunku. Nie oglądała się za siebie, ale z tyłu usłyszała podniesione głosy i pospieszne kroki potwierdzające jej wcześniejsze obawy. Serce na chwilę podskoczyło jej do gardła. Przyspieszyła swój bieg, skręcając gwałtownie w pobliskie krzaki. Przeskoczyła przez powalone drzewo, uważnie nasłuchując, ale pogoń nie wydawała się słabnąć. Ostry pagórek, na który właśnie się wspinała, nie pomagał jej sprawie. Niebo, które wcześniej było całkowicie czyste, gwałtownie pociemniało i wydawało się, że lada moment zacznie padać. Visala warknęła pod nosem. To naprawdę nie był najlepszy moment, żeby jej moce wymykały się spod kontroli. Miała wystarczająco dużo problemów bez konieczności topienia się w błocie, które przypadkowo sama stworzyła. Jednak jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, szczęście nie było po jej stronie i już po chwili pierwsza ciężka kropla deszczu kapnęła jej na nos, a za nią następne. Wadera po raz kolejny gwałtownie skręciła, a jej ciężki oddech był wyraźnie słyszalny. Wiedziała, że powoli brakuje jej sił i musi szybko pozbyć się wilków siedzących jej na ogonie. Ich kroki wydawały się oddalać, jednak wyraźnie jeszcze się nie poddali. Widząc po swojej lewej górską ścieżkę, Visala skorzystała z okazji, mając nadzieję, że jej prześladowcy nie będą chcieli zapuszczać się tak daleko i zrezygnują. Kamień odtoczył się spod jej łapy, przez co prawie poślizgnęła się na mokrym podłożu. Zerwał się wiatr, a ulewa zyskała na intensywności. Skręciwszy za kolejny zakręt, wilczyca zwolniła kroku. Starając się uspokoić oddech, uważnie nasłuchiwała swojego otoczenia. Jej granatowe futro było przemoczone i ciężkie, a woda kapała jej do oczu. Poza wyciem wiatru, okolica wydawała się spokojna. Westchnęła z ulgą. Naprawdę nie miała ochoty wiedzieć, co krążyło w głowach dwóch basiorów. Postanowiła jednak na razie się nie zatrzymywać, gdyż jej zapach był z pewnością wciąż wyraźnie wyczuwalny. Nie było sensu już wracać do jaskini, w której spała przez ostatnie kilka tygodni. I tak specjalnie się do niej nie przywiązała. Odkąd opuściła rodzinę prawie osiem miesięcy wcześniej, nie zagrzała nigdzie miejsca na dłużej. Nie była pewna, czego tak naprawdę szuka.
~*~
Zanim wywołana przez Visalę ulewa ustała, minęło wiele godzin. Powoli jednak niebo się
oczyściło, a zza chmur wyjrzał księżyc, oświetlając drogę schodzącej z góry wilczycy.
Powinna znaleźć sobie schronienie na noc już prawdopodobnie jakiś czas temu, jednak na
razie bardziej skupiała się na zapachu wody, który wyczuwała. Teren powoli stawał się nieco
mniej stromy, dlatego przyspieszyła kroku. Gdzieś słyszała huczenie sowy. Nareszcie
wadera wyszła z lasu i zatrzymała się jak wryta, zachwycona roztaczającym się widokiem.
Zaledwie kilka metrów przed nią rozciągało się ogromne jezioro, którego czysta woda wręcz
lśniła błękitem, odbijając światło gwiazd. W tle majaczyły majestatyczne szczyty gór pokryte
śniegiem. Oczarowana podeszła do brzegu, pragnąc przyjrzeć się bliżej. Jednocześnie z tyłu
głowy poczuła dziwne uczucie, prawie jakby znowu była obserwowana. Podniosła łeb,
strzygąc uszami i wbijając wzrok w ciemność. Powęszyła w powietrzy, nic jednak nie
wyczuwając, gdyż wiatr wiał jej głównie zza pleców. Wydawało się, że między drzewami
dostrzegła białe futro. “Zapewne tylko zając” – pomyślała Visala, odrzucając swój niepokój
jako pozostałość po wcześniejszym nieprzyjemnym spotkaniu z basiorami. Odwróciła się z
powrotem w stronę wody i pozwoliła ukoić się delikatnemu kołysaniu fal.PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1320
Ilość zdobytych PD: 660 + 5% (33 PD)
Nagroda za Quest: 250 PD +5 pkt kondycja, +5 inteligencja
Obecny stan: 943
Brak komentarzy
Prześlij komentarz