Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 8 października 2022

Od Amber do Naharys ~ "Zezowate szczęście"

Wędrowałam przez Forêt de Vie, był to piękny dziki las. Od niedawna byłam w watasze. Szczerze mówiąc, dziwiłam się, czemu mnie przyjęli, nie ma ze mnie pożytku, tam mawiano w moim stadzie. Nie czułam się swobodnie, przemierzając tereny, ale nie dałam po sobie tego poznać. Uśmiech od ucha do ucha i skocznym krokiem szłam przed siebie, na głowie podskakiwał mi Bob. Czasem zlatywał na grzbiet, lecz nie przeszkadzało mi to dopóki czułam, że jest na mnie. Miałam nauczać medycyny młode wilczki, jak i być zaopatrzeniowcem, to chyba najbardziej mi pasowało. Zdobywanie i szukanie ziół i potrzebnych składników. Musiałam poszukać również miejsca, gdzie mogłabym śpiewać w samotności, to byłoby moje jedyne miejsce, gdzie mogłabym być sama z Bobem i nikt by nam nie przeszkadzał. Jak byłam oprowadzana przez Alfę, najbardziej przypadło mi do gustu Côte Focheuse. Gdy by jakoś znalazła przejście na dół i tam śpiewać byłoby cudownie. Nie mogłam sobie pozwolić na zaniedbanie obowiązków. Oczywiście na razie miałam dwa dni wolnego, by się zapoznać z wilkami, to co lubię najbardziej! Miałam nadzieję, że zaprzyjaźnię się z dużą liczbą i będziemy przyjaciółmi. Szłam i szłam, nagle poczułam, że gdzieś znikł mi Bob. Zaczęłam się rozglądać i widziałam, jak turla się z górki do krzaków. Szybko ruszyłam za nim, nie mogłam pozwolić, by coś mu się stało, on jedyny był mi bliski. Na szczęście wpadł w gęste krzaki, na pewno mu się nic nie stało. Wczołgałam się w nie, by znaleźć mojego żabiego przyjaciela. Gdy zauważyłam, że siedzi patrząc w małą dziurę w krzaku, byłam ciekawa, na co się tak gapi, chodź pewnie i tak w dwa różne miejsca. Spojrzałam przez małą dziurę, na szczęście Bob dalej mógł patrzeć ze mną. Widziałam, jak wilki trenują walkę, jedenaście wilków naliczyłam, lecz był jeszcze jeden wilk, tylko on nie ćwiczył, bardziej pilnował innych, czyli szkolił. Wtedy sobie przypomniałam swoje stado, zrobiło mi się smutno, lecz na pysku było i tak widać było przeciwieństwo. Nie umiałam się smucić na pysku, gdyż życie było zbyt krótkie na takie smutki. W swojej frakcji nigdy nie nauczono mnie walki, gdyż wadery i samice nie mogły walczyć, były tylko do jednego rozmnażania, opiekowania się młodymi i medycyną. Na szczęście nie walczyliśmy z nikim od zarania dziejów, nikt nie znał naszego położenia, było ono tak ukryte, że samo wejście w jaskinie i przejście pomyślnie pułapek tam zastawionych, trzeba było przejść labirynt. Ostatecznie stał na straży też smok, który nie wpuszczał nikogo o złych zamiarach, on sam jedynie mógł otworzyć wrota, dlatego musiał on przedłużać swój ród przez wieki, bo nikt by nie mógł przechodzić.
Próbowałam podsłuchiwać i obserwować, gdyż zawsze chciałam się nauczyć tego, czego się nie nauczyłam. Niestety walka była to dla mnie czarna magia. Oni byli wysportowani i umięśnieni, bardzo! Prawdziwi mężczyźni ! Ich szef nagle się odezwał.
- Na dziś koniec możecie odpocząć, do jutra — odparł do wszystkich.
Gdy wilki się już wszystkie rozeszły prócz niego, ja również, chciałam wyjść z krzaka i przywitać się, lecz nagle zauważyłam, że znikł mi BOB! Szukałam go i wołałam, by wilk mnie nie usłyszał, gdyby wyszło, że cały czas tu siedziałam, zapadłabym się pod ziemię. Nagle zauważyłam go za wilkiem, nie wiedziałam, co planował. Patrzył się na jego ogon, bałam się najgorszego. Szybko postarałam się wyjść z krzaków i pobiec w stronę Boba i wilka. Niestety, gdy się zatrzymałam przed wilkiem, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ja... chciałam... - nie wiedziałam, co powiedzieć.
Spojrzałam na Boba, a ten otworzył pysk, i wystrzelił swój język. Przez to, że ma zeza, nie trafił w ogon tylko w „anus". Mina wilka wyglądała tak:

Po krótkiej chwili wilk skoczył w górę, a Bob schował język. Szybkim ruchem schowałam go za plecami i siadłam z uśmiechem.
- Wszystko w porządku ? - zapytałam.
- Co to było! - zawołał zszokowany biały wilk. Był tak niemile zaskoczony, że nawet nie przyszło mu do głowy, iż właśnie siedzi przed nim całkiem obca mu wadera. Wadera, która w dodatku uśmiechała się nerwowo — oczy zaś wskazywały, że się denerwowała, bo miotały się jej, jak dwa niebieskie mrówki.
- Wybacz... On nie chciał naprawdę, chciałam się przywitać, a on wszystko zepsuł eh — podrapałam się za uszkiem.
- On ? - zapytał zaskoczony — nikogo tu nie ma prócz nas.
- No... nie do końca — wyciągnęłam zza pleców Boba. I pokazałam go Basiorowi.
- Naucz lepiej swojego... - jeszcze raz zerknął na bajecznie pomieszane żabie źrenice płaza, który głupkowato wpatrywał się w basiora — dobrych manier. I wszelkich zasad dotyczących czyjejś intymności. Cholera, co jest nie tak z tą żabą?
- Nie tak? Przecież wszystko jest z nią w porządku — posadziłam Boba na moją głowę, a on od razu położył się na brzuchu, a raczej grawitacja przyciągnęła jego.
Wilk pokręcił lekko głową, z zażenowaniem posadził zad na miejscu, czując jednocześnie to obślizgłe uczucie po... jęzorze? Jęzorze tego płaza. Sam nie wiedział, gdzie oczy podziać, w trakcie, gdy wadera, choć zmartwiona całym tym zajściem, sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz parsknąć śmiechem.
- Jestem Amber. - podałam wilkowi łapę.
- Naharys. - odparł basior.
- Miło mi Ciebie poznać Naharys. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. - kim jesteś w watasze ?
Naharys zerknął na waderę.
Przechyliłam łebek w lewą stronę, bo basior ciągle mi się przypatrywał. Pomachałam mu po chwili łapą przed oczami, by go obudzić.
- Halo prze pana, nie śpimy. Bob ma pomóc obudzić? - spytałam i zachichotałam.
- Huh, co? - wypalił nagle Naharys, potrząsając lekko głową. Wyrwał się z zamyślenia i odparł. - Hmmm, pytałaś o coś?
- Hah tak pytałam, czym się pan zajmuje panie Naharys? - odparłam z uśmiechem, Bob tylko powolnym ruchem zamknął najpierw lewą powieką a później drugą.
- Jaki pan?! - zawołał basior, spektakularnie udając wściekłość, a żeby to udowodnić, uśmiechnął się ciepło do wadery. - mów mi Naharys. Jestem Kapitanem watahy. Szkolę wojowników, a w razie czego, dowódcą wojsk, do usług.
Moje oczy zaczęły połyskiwać jak sto gwiazd na niebie. Idealnie się złożyło, może mógłby mi pomóc! Bobowi też by się trening przydał.
- W takim razie mam prośbę, czy mógłbyś mnie i Boba nauczyć samoobrony ? Takich podstawowych chwytów i innych. - odparłam, moje oczy nie przestawały świecić, byłam podekscytowana.
Z tym pytaniem, Naharys przyjrzał się jej uważnie. - pomyślał Naharys, przekrzywiając lekko głowę. Przymrużył nieznacznie oczy, zjeżdżając nimi po zgrabnych łapach Amber.
- Czemu nie? Pasowałoby nieco popracować nad twoim... ummm... Umięśnieniem i nad ich siłą. A potem zobaczymy.
- Super. - wzięłam w łapy Boba tak, by jakąś gałką oczną patrzył na mnie. - Słyszysz Bob, będziemy wojownikami, pewnie nie tak dobrymi, jak on, ale w mniejszej merze wojownikami ! - odparłam.
Bob nie mógł skupić wzroku w jednym miejscu, jedna gałka patrzyła na drzewa za mną a druga we mnie. Uściskałam go i znów położyłam na łbie.
- Powiedz tylko, kiedy co i jak ! - miałam nadzieje, że moja waga nie będzie mu przeszkadzać w treningu. 25kg to jest mało jak na wilka, a ja od urodzenia mam niską wagę, choćbym jadła ile wlezie, nie przytyje więcej niż 30kg. Cieszyłam się z nowo poznanego wilka, miałam nadzieję, że będzie więcej osób do poznania.

Naharys ?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1228
Ilość zdobytych PD: 614 + 5% (31 PD)
Obecny stan: 645

Brak komentarzy

Prześlij komentarz